RANCHO NA MAZURACH GARBATYCH - Życie w harmonii z Naturą... Blog dzielnej kreatywnej romantyczki z miasta, gorącej patriotki kochającej swą Ojczyznę i jej piękną Naturę oraz życie w harmonii z nią, wielbiącą tradycję i tradycyjną kuchnię polską, historię, zwyczaje, obrzędy i polskość oraz jej słowiańskie korzenie, wiodącej sielskie życie na rancho pełne pracy i wyrzeczeń, realizującej z pasją swe marzenia o cudownym raju na Ziemi :) Blog Serbii (Indianki) to jedyne źródło prawdy w tym kraju.
niedziela, 17 maja 2009
Nocne podchody lisiury
sobota, 16 maja 2009
Źle się dzieje w państwie duńskim...
Fatalne samopoczucie
piątek, 15 maja 2009
Absolutnie znużona
czwartek, 14 maja 2009
Domowe sprzątanko
wtorek, 12 maja 2009
Luksfery bezbarwne
Wtorek drobnych zabiegów
Letarg
poniedziałek, 11 maja 2009
Piękna pogoda
Siewy domowe
niedziela, 10 maja 2009
Niedziela dżdżysta i spokojna
Kury Indianki
Także jeszcze młodziutkie kurki zielononóżki nie opuszczają kurnika. Noszę im rwaną zieleninę i karmię drogą kupną paszą, by wyrosły na dorodne, zdrowe kury. Wszystkie koguty drażnią barwy czerwone i różowe. Muszę na nie uważać, gdy mam na sobie coś w tym kolorze, bo robią się nagle agresywne.
sobota, 9 maja 2009
Prace ogrodowe
Dżdżysta sobota
piątek, 8 maja 2009
Wstał piękny dzień...
Słonecznie, ciepło, nie ma wiatru. Ziemia jeszcze wilgotna po ostatnim deszczu – posieję nasiona warzyw. Część już wysiałam – paseczek ok. 30 metrowy. Jeszcze zostało sporo miejsca na warzywka. Trzeba paseczek maksymalnie zagospodarować i wysiać te nasiona co mi jeszcze zostały.
No, ale do szafek daleko. Co najmniej jedna powinna jeszcze w mej łazience zawisnąć – rozładowała by mi kolejną partię bałaganu. Potrzebuję taką szafkę na pozostałe środki czystości, które się nie zmieściły w tych dwóch szafeczkach. Potrzebna też szafka na leki i środki opatrunkowe czyli podręczna apteczka.
No, ale warzywa pilniejsze. Trzeba siać, dopóki ziemia wilgotna to nie będę musiała ganiać z konewką. Poza tym okno w pokoiku jeździeckim zastawione górą szpargałów. Najpierw trzeba te szpargały wynieść na strych zanim dopcham się do brudnej szyby. A to wszystko zajmuje czas... czas...
Wieloaspektowe podejście
czwartek, 7 maja 2009
Zawiłe ścieżki
Nareszcie DESZCZ!
środa, 6 maja 2009
Cudowna kąpiel
wtorek, 5 maja 2009
Mega sprzątanie
poniedziałek, 4 maja 2009
Anakonda
niedziela, 3 maja 2009
Szczwany lisiura
" To może Panu pokażę co jest do zrobienia skoro Pan tu jest i opisze Pan to znajomym. Może taka opcja będzie im pasowała?"
Indianka i gościu poszli obejrzeć oborę.
"Wie Pan, będę miała też jeden pokój do wynajęcia, ale w tej chwili jest w stanie surowym, trzeba tam wodę podłączyć do łazienki, posadzkę wylać."
Gościu: "Można zobaczyć? Trochę się na tym znam. Może będę umiał pomóc."
"No, dobrze. To niech Pan obejrzy to." - rzekła po namyśle Indianka.
Gościu i Indianka weszli do domu oglądać pokój. Od słowa do słowa - i gościu zaofiarował się podłączyć prowizorycznie wodę z piwnicy do kuchni plastykowymi rurami, które Indianka miała w piwnicy. Skręcił rury i trysnęła woda w kuchni. "Nareszcie!" - pomyślała Indianka.
Indianka chciała zapłacić gościowi za tę przysługę, ale gościu nie chciał pieniędzy. "To może chociaż na grilla zaproszę. Dam Panu te pieniądze i kupi Pan kiełbasę, cebulę, wino i urządzimy grilla. Mam nowokupionego grilla. Oto on." - To mówiąc, wyciągnęła pudełko z grillem. Z pudełka wyjęli części grilla i go skręcili od ręki. - "Fajny grill. Mój pierwszy. No to teraz będzie można grillować... :)" - powiedziała zadowolona Indianka,
Gościu był chętny na grilla, ale się śpieszył do domu. Wyznał też, że tak na prawdę z tymi agroturystami... to była lipa, że chciał Indiankę szczwanym fortelem poznać i umówić się na rozbieraną randkę!
"No wie Pan - mnie żadna randka z Panem nie interesuje. Możemy umówić się na zwykłego grilla, ale tylko na grilla i na nic więcej" - odpowiedziała zimno Indianka. "Ja jestem porządną kobietą z zasadami i mnie takie propozycje nie interesują. Nie ma takiej opcji. Szkoda zachodu, jeśli myśli Pan o TAKIM grillowaniu - to odpada." - powiedziała zdecydowanym tonem.
Gościu długo nie mógł uwierzyć i wpatrywał się w Indiankę jak niedźwiedź w baryłkę miodu. W końcu zrozumiał po kilku powtórzeniach i klarowaniach Indianki.
Indianka wyprowadziła gościa z jej posiadłości i pożegnali się formalnie uściskiem dłoni.
sobota, 2 maja 2009
Za dużo na raz
Iwonka (moja Przyjaciółka ze szkoły średniej) urodziła córeczkę! Dali jej na imię Emilia. Jej starszy synek nadał siostrzyczce imię. Prawda, że wdzięczne? :) Zadzwoniła dziś by oznajmić mi radosną nowinę. Rozmawiałyśmy 20 minut. Jest na urlopie macierzyńskim. Namawiałam ją, by przyjechała do mnie z dzidzią na wakacje. Niestety - 700km to zbyt daleka i uciążliwa trasa jak na tak małą dzidzię... Szkoda.
Ale jak podrośnie ździebko - to przyjadą. Do tego czasu mam nadzieję też skończyć remont domu...
piątek, 1 maja 2009
Powrót do rytmu ranczerskiego
Siedliskowa krzątaninka
Mój bajeczny ogród
Nocne ADHD
czwartek, 30 kwietnia 2009
Porwanie na zakupy
środa, 29 kwietnia 2009
Boże, jak pięknie!
Gee... how hungry I am!
wtorek, 28 kwietnia 2009
Umorusana - but happy :)
Przez południowe wejście pięęękny widok, aż przez chwilę pożałowałam, że jednak nie wstawiłam w tym miejscu szklanych drzwi.
poniedziałek, 27 kwietnia 2009
Bernadetta zainseminowana...
Spiąca!
Bernadetta doprowadziła mnie do szału!!!
niedziela, 26 kwietnia 2009
Karma dla kurczaków
Kozina - przepisy z australijskiej farmy
It is healthy, low in fat and cholesterol and is versatile for many styles of eating
Quality kid meat is beautiful and rivals top quality lamb. Milk fed kid meat or capretto is so tender and can be enjoyed in so many ways
You can bake or stew goat just like lamb, and the following are just some of my favorite goat-meat recipe ideas, and goat-curry is my favorite meal.
Przepisy na mięso kozie
Torba odpowiedzi
Hungry
sobota, 25 kwietnia 2009
Chory thriller
Fajne przepisy
piątek, 24 kwietnia 2009
Sucha wiosna
środa, 22 kwietnia 2009
Centrum dowodzenia - Rancho!
wtorek, 21 kwietnia 2009
Wiosna pracowita
poniedziałek, 20 kwietnia 2009
Strasznie śpiąca...
niedziela, 19 kwietnia 2009
Chłodny wieczór
Jak ten czas leci
sobota, 18 kwietnia 2009
Wiosenne porządki i prace ogrodowe
Najpierw przygotowałam sobie kilka dołów pod drzewka. Potem przesadziłam żonkile z miedzy pod dom, bo wyszły już i niedługo zakwitną. Skopałam rabatę pod wiekowymi gruszami pod domem i posadziłam przywiezione taczką z drugiego końca ziemi żonkile. Tam rosły na miedzy fajnie – ziemia tam bardzo żyzna. Rozrosły się i rozmnożyły. Teraz nimi zapełniłam prawie całą rabatę. Grusze zabezpieczyłam siatką przed kozami, bo je strasznie w zeszłym roku poogryzały. Na szczęście te zniszczenia nie zabiły drzew – wypuściły pąki i niebawem zakwitną. Całą rabatę i tak planuję ogrodzić siatką by kury nie rozgrzebały rabaty i kozy by nie zdeptały kwiatów. Na razie nie mam tej siatki – czekam, aż znajomy dowiezie w przyszłym tygodniu. Z chęcią ogrodziłabym już, bo boję się że zwierzęta, zwłaszcza kury zniszczą mi ledwo co posadzone kwiaty. Rośliny porządnie podlałam aby się łatwiej przyjęły.
Rano chłopcy przysłani przez znajomego przywieźli kilka drzewek rodzimych wiśni i czereśni. Nieco pokręcone, ale z dwie ładne sadzonki też dało się wybrać. Te posadzę w ogrodzie, a te pokręcone – gdzieś na miedzy może. Chociaż może jeśli nad nimi popracuję i je spróbuję uformować jakoś sensownie to też mogą wyglądać pięknie. Teraz zastanawiam się gdzie te czereśnie i wiśnie posadzić. Czereśnie bardzo mocno się rozrastają – to rozłożyste drzewa. Kwitną na bladoróżowo. Widok dorosłej, dojrzałej czereśni, to piękny widok. Jutro zdecyduję gdzie je posadzić, by wyeksponować ich naturalne piękno.
Na jedno z drzew już siatkę nałożyłam i koniś natychmiast się nią zainteresował. Więc nie było wyjścia – szybko musiałam przestawić z 200 metrów ogrodzenia. Przy okazji przestawiania okazało się, że trzeba było naprostować szpilki od tyczek, bo się powyginały i tyczki krzywo przez to stały.
Załączyłam pranie i coś sobie zrobiłam do jedzenia na prędce.
Trzeba doić.
Kundel sołtysowej
piątek, 17 kwietnia 2009
Hiacynta zainseminowana!
Tego samego typu gęsta siatka odgradzająca kurczaki będzie mi też potrzebna do zabezpieczenia co cenniejszych drzew przed kozami, bo obgryzają mi drzewa pasjami. Np. kasztanowców i czeremchy mi szkoda, bo ładnie kwitną.
Nabiegałam się za krowami po polach i drodze niemało. Nogi mnie bolą aż pulsują. Spać!
środa, 15 kwietnia 2009
Biznes plan dla gospodarstwa agroturystycznego
rozbudowuję - chyba wpadłam w trans pisania biznes planów. Nie wiem czy z
tym zdążę na czas - najwyżej się narobię na darmo, ale za to na następny raz
to już będę gotowa na 100 procent. Poza tym - może go wykorzystam gdzie
indziej?
Tak czy inaczej taka umięjętność i wiedza jaką sobie właśnie odświeżam, na
pewno mi się jeszcze przyda.
Indianka
Drzewka są...
niedziela, 12 kwietnia 2009
Pozdrawiam świątecznie...
sobota, 11 kwietnia 2009
Praktyki zawodowe na rancho
- Sadzenie drzewek
- Nawożenie sadu obornikiem
- cięcie drzew piłą spalinową
- obsługa motopompy wodnej do nawadniania sadu
- obsługa ręcznej wiertnicy glebowej do nasadzeń i ogrodzenia
- przycinanie racic u bydła
- struganie kopyt u koni
- dojenie krów
- dojenie kóz
- robienie zastrzyków zwierzętom
- kolczykowanie
- uprawa ziemi koniem
- powożenie bryczką
- trening koni
- nauka jazdy konnej
- bielenie obór
- kopanie rowów
- brukowanie
- wylewka betonowa
- tynkowanie wapienno-cementowe
- narzucanie tynku typu baranek
- nawiercanie otworów w ścianach
- proste podłączenia elektryczne typu gniazdko, włącznik, kinkiet
- hydraulika
- kafelkowanie
- fugowanie
- kładzenie paneli
- murowanie
- budowa szalunków
- wyrób nabiału
- wyrób konfitur
- rozbiór mięsa
- wędzenie
- wyrób kiełbas
Indianka
Atak na glebę
piątek, 10 kwietnia 2009
Świderek
czwartek, 9 kwietnia 2009
Czas sadzenia
jest tak ciepło, że w samym podkoszulku po gospodarstwie chodzę i z gołymi
nogami. Multum roboty czeka na mnie. Drzewka z niecierpliwością tuptają
korzonkami by je posadzić.Część puszcza pąki, część wygląda na uśpioną,
część na uschnietą. Trzeba szybko sadzić.
Nie ma co liczyć na Mietka - słyszałam, że od 3 dni chleje we wsi i wcale mu
się nie śpieszy by przyjść do pomocy.
Nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło - zaoszczędzę pieniądze jeśli on
nie przyjdzie. Dzisiaj zabieram się do sadzenia. Zobaczę, jak mi to wyjdzie.
Może dam radę sama wszystko posadzić. Najwyżej zajmie mi to dużo czasu.
Trzeba paczkę z nabiałem dziś uszykować też. Krowy i kozy wydoić. Wygrabić
siano z poddaszy i dać zwierzętom. Podsypać im owsa. Kury zaczęły nieść
jaja. Na razie niewiele tych jaj, ale już na święconkę kilka mam :)
Wczoraj duży kogut pognał małego kogucika po podwórku tak, że liliputek ze
strachu aż nie wrócił do kurnika na noc. Dzisiaj rano słyszałam jego pianie
tak blisko, że myślałam, że jednak wszedł do kurnika. Tymczasem sprytny
kogucik wskoczył, a raczej wefrunął na parapet okiennka kuchennego i z tej
pozycji tak sobie fajnie piał.
Ciekawe gdzie kureczka liliputka, bo i ona na noc nie wróciła do kurnika.
Mam nadzieję, że nie została upolowana przez kunę, jastrzębia lub inne
ptaszydło.
Muszę siatkę kupić dla kur i ogrodzić im wybieg. Działkę pod warzywa
wygrabić i obsiać warzywami. Nie wiem czy się wyrobię z tymi wszystkimi
pracami. Mam za dużo zadań do sprostania teraz. Najpilniejsze są drzewka.
Szkoda, że nie mam nikogo do pomocy, ale z drugiej strony to MÓJ OGRÓD i
MOJA SATYSFAKCJA i PRZYJEMNOŚĆ z jego zakładania. Tyle, że tak strasznie
dużo do zrobienia, a ja jestem sama jedna i niezmechanizowana i boję się, że
zmarnują się mi te drzewka, tym bardziej, że sucho jest. Sucha wiosna. Będę
musiała się wiader wody natargać całe mnóstwo. Szczęście, że do wody blisko.
Samo się nie zrobi. Trzeba sadzić. Najgorzej się zabrać do tego. Potem
pójdzie z górki. Na pierwszy rzut pójdą ligole. Ich sadzonki już puszczają
pąki, więc przetrwały zimę mimo potężnego mrozu.
No, ale były głęboko zadołowane. Tak głęboko, że teraz ich nie mogę
wyciągnąć ;))) Wczoraj 2 godziny grzebałam rękami w ziemi próbując je
wyciągnąć. Nadaremno. Dzisiaj im nie odpuszczę. Muszę dzisiaj posadzić choć
kilka sztuk. W sumie mam wykopanych z kilkadziesiąt dołów. Na początek
starczy. Ale i tak trzeba będzie zaprawić je obornikiem, bo strasznie jałowa
ziemia w tym sadku - sam piach i żwir. Część zaprawiłam na jesieni. Dodałam
też darń. Te doły zagospodaruję w pierwszej kolejności.
W sadku kwiatki zakwitły. To jakieś cebulice - chyba szafirki, które
posadziłam na jesieni. Od razu w sadku milej. Ciekawe czy pozostałe cebule
przetrwały. Mam grządkę naszykowaną na sadzenie ałyczy, ale chyba wsieję w
nią nasiona śliwy węgierki i nasiona róży marszczonej (rosa rubinosa).
Na pewno część drzewek uschnie lub wymarznie, więc trzeba będzie je
wymieniać i wtedy posadzę własnoręcznie wyhodowane węgierki. Tato nasiona
przysłał w zeszłym roku i pół roku chłodziły się w lodówce coby ulec
stratyfikacji. Nie pamiętam, czy jest im skaryfikacja potrzebna, ale chyba
nie, bo tato sadził normalnie w glebę i wyrosły same z siebie koło domu
(szkoda, że mnie nie uprzedził gdzie je posadził, bo bym je w porę
zabezpieczyła przed kozami, a tak kozy wszystkie drzewka zjadły
doszczętnie).
Jabłoń LIGOL - opis
Owoc: Duży do bardzo duży, kulistostożkowaty, żebrowany przy kielichu, od
nasłonecznionej strony pokryty ciemnokarminowym rumieńcem.
Miąższ: Smaczny, kremowy, soczysty, aromatyczny, słodko-kwaskowaty.
Drzewo: Odporność na mróz: wysoka
Plenność: bardzo duża
Idealnie owocuje w pobliżu odmian: Elise, Gala Must, Gloster, Golden
Delicious Reinders, Idared, Jester, Lobo, Pinova, Rubin, Szampion.
Dojrzewanie owoców: przełom września i października.
Ogólnie: Polska odmiana deserowa, wcześnie i obficie owocująca,
charakteryzująca się bardzo dobrą jakością owoców.
Miejsce wyhodowania: Polska
Pochodzenie: Linda x Golden Delicious
Wzrost: średni, korona o mocnej konstrukcji, średnio zagęszczona, konary
lekko zwisające, tworzą szerokie kąty z przewodnikiem, nadaje się do
formowania koron wrzecionowych.
Zapylacze: Delbard Jubile, EliseR, Elstar, Enterprise, Gala, Gloster,
GoldRush, Golden Delicious, Idared, Jester, Lobo, LodelR, PilotR, PinovaR,
Rubin, Szampion, Witos.
Odmiany zapylane: Alwa, Early Freegold, Idared, LodelR, Paulared.
Owoce: duży lub bardzo duży, kulistostożkowaty, z wyraźnym żebrowaniem przy
kielichu, skórka gładka i błyszcząca, a od strony nasłonecznionej całkowicie
pokryta rozmytym, czerwonokarminowym rumieńcem.
Dojrzałość zbiorcza: wrzesień/październik.
Przechowywanie: chłodnia: 5 - 6 miesiące; chłodnia KA: 6 - 7 miesięcy.
Wytrzymałość na mróz: średnia/duża
Podatność na choroby: parch -mała/średnia; mączniak - mała/średnia; zaraza
ogniowa - duża; inne: choroby kory i drewna - mała; gorzka plamistość
podskórna - duża; gorzka zgnilizna jabłek - duża.
No to do dzieła. Najpierw pożywne śniadanie i nastawię pranie - bo ciuchów
czystych na zmianę mi brakuje.
Pożywne śniadanko musi być, bym miała siłę pracować fizycznie w mym
ukochanym sadku. Chyba sobie upitraszę jajecznicę na boczku i z cebulką.
Uwielbiam taki skład jajecznicy.
Jeszcze pomidorki by się przydały. A propos - powinnam posiać nasiona
pomidorów w domu. Jejkuś - ile zadań przede mną. Całe multum i ciągle coś
się domaga uwagi mojej!
O! I chleb muszę upiec, bo się skończył!
Well, do dzieła, Izabella!
środa, 8 kwietnia 2009
Pomoc na gospodarstwie potrzebna od ZARAZ
Potrzebuję do pomocy osoby uczciwej, sumiennej i lojalnej. W zamian oferuję zakwaterowanie w pokoju gościnnym z łazienką (wc, umywalka, brodzik - wodę do łazienki bierze się z kuchni obok) całodzienne wyżywienie oraz szkolenie w pracach gospodarskich.
niedziela, 5 kwietnia 2009
Wysoko latają, daleko chodzą
Miłe zdarzenie
sobota, 4 kwietnia 2009
Ostatni tydzień - czwartek
Ostatni tydzień - wtorek
Wiosenne zmęczenie?
środa, 1 kwietnia 2009
Totally exhausted
niedziela, 29 marca 2009
Nadeszła wiosna
Ekologia - moja pasja
definicja
Rolnictwo ekologiczne (inaczej: biologiczne, organiczne lub biodynamiczne) oznacza system gospodarowania o zrównoważonej produkcji roślinnej i zwierzęcej w obrębie gospodarstwa. Oparty jest na środkach pochodzenia biologicznego i mineralnego nieprzetworzonych technologicznie. Podstawową zasadą jest odrzucenie w procesie produkcji żywności środków chemii rolnej, weterynaryjnej i spożywczej.
Cele rolnictwa ekologicznego:
- Produkcja żywności wysokiej jakości służącej zdrowiu człowieka przy utrzymaniu lub podwyższaniu żyzności gleby,
- Życie zgodnie z prawami przyrody,
- Nie niszczenie lecz poprawianie,
- Wytworzenie żywności, która człowiekowi pomaga a nie szkodzi,
- Traktowanie gospodarstwa jako organizmu,
- Maksymalne ożywienie gleby czyli , aktywizacja biologiczna,
- Naturalna ochrona roślin przed chorobami i szkodnikami,
- Obecność zwierząt w gospodarstwie i stwarzanie im optymalnych warunków bytu.
Bocian!
wiosny na Mazurach Garbatych... :)
Pisklęta zielononóżki
sobota, 28 marca 2009
Słoneczko zaświeciło
Ugrzęzłam w łóżku
Cieszy mnie to, że Internet wzbogaca się w nowe, pożyteczne portale społecznościowe. Przydatne są. Podoba mi się, że technologia internetowa się rozwija i udoskonala. Mieszkam w niedostępnym miejscu za zacofaną i ograniczoną intelektualnie wioską, ale dzięki temu Internetowi światło wiedzy i możliwości wlewa się na moje rancho szeroką strugą ukazując nowe, pożyteczne możliwości i poszerzając moje horyzonty wiedzy.
Gdybym tak miała szybszy Internet - znacznie więcej stron bym zwiedziła i znalazła dokładnie to co lubię i potrzebuję. Dobrze, że mam chociaż taki dostęp do Internetu jaki mam. 5 lat byłam pozbawiona tego dostępu, co mi na pewno nie pomogło tutaj w niczym, a tylko zahamowało zagospodarowanie się na mych włościach i zdobycie nowych, pożytecznych wiadomości niezbędnych mi tutaj - wszak przez ostatnie 6 lat musiałam wchłonąć potężną dozę wiedzy rolniczej, ogrodniczej, hodowlanej, unijnej i serowarskiej. Internet mi w tym bardzo pomaga. Wcześniej opierałam się wyłącznie na starych rolniczych podręcznikach wypożyczonych z lokalnej biblioteki.
Teraz mogę znacznie więcej się dowiedzieć z sieci na interesujące mnie tematy.
Internet bardzo mi pomaga pod kątem zdobywania nowej wiedzy oraz przydatnych czy po prostu sympatycznych znajomości. Dzięki niemu nie czuję się tak bardzo oderwana od ludzkości i pozostawiona wyłącznie sama sobie, jak to było przez poprzednie 5 lat.
Ludzie jak to ludzie - bywają różni. Fajni i wredni. Przyjaźni i nikczemni. Większość zmienna jest - raz dobra, raz wredna i nieprzyjemna. Tutaj trafiłam fatalnie jeśli chodzi o ludzi. Totalne rozczarowanie. Masa przykrości.
Na szczęście dzięki Internetowi udaje mi się dotrzeć do ludzi obdarzonych pozytywną energią i nadających na podobnych do moich falach, ludzi wytwarzających pozytywne wibracje. To fajna sprawa. Nie jestem już skazana na sąsiedztwo nieżyczliwego, betoniastego środowiska ciemnowiejskiego mojej wioski. Mam fajne koleżanki i kolegów w różnych częściach kraju i świata - osoby, które mają podobne do moich poglądy i pasje, którzy myślą podobnie. To kapitalna sprawa. Bardzo mi się to podoba, tym bardziej, że środowisko ciemnowiejskie, z którym sąsiaduję jest bardzo deprymujące i przygnębiające. To nie jest towarzystwo dla mnie. Nie czuję się w ich towarzystwie dobrze. Nie mój poziom. Nie moja bajka.
Niewiarygodnie senna
Jestem niewiarygodnie senna i zmęczona. Nie chce mi się jechać do Warszawy. Chyba się po prostu wyśpię. Mam wiele do zdziałania tu na miejscu. Tam nie wiem czy cośkolwiek bym zdziałała. Może bym robiła tylko za tłum, a na to mi szkoda czasu. Tutaj zapowiada się ciekawy okres wzmożonych działań czyli to co lubię – akcja kreatywna :)
czwartek, 26 marca 2009
Powolny internet
Papiery papierami, ale trzeba się zająć zwierzętami i dokupić siana.
Interesant
Potem zajęłam się obiadem. Dzień jakoś szybko zleciał. Byłam strasznie znużona i śpiąca.
wtorek, 24 marca 2009
Kolejny cios
Moje gospodarstwo przez nią traci ok. 50.000zł. Jestem załamana. Nadal nie będę miała za co się zagospodarować. Nadal moje gospodarstwo będzie pozbawione konkretnego zastrzyku gotówki niezbędnego do rozwoju. Ręce opadają. A miało być już lepiej.
A to artykuł dotyczący innych problematycznych przepisów rolnośrodowiskowych:
http://www.ppr.pl/artykul.php?id=152476&dzial=3988
niedziela, 22 marca 2009
SŁODKI DZIADZIO
Weszłam do kuchni, w której Mietek pichcił obiad. Z prawych drzwi prowadzących do pokoju, wyszedł nagle rozczochrany Sławek. Dziwnie wyglądał z tą swoją łysiejącą, rozczapirzoną na wszystkie strony czupryną. Zarośnięty. Wyglądał trochę jak wilkołak. Sunął na mnie coś mówiąc. Mówił niewyraźnie.
"Co?" - zapytałam.
"Co ty napisałaś w internecie, że ci proponowałem siano za sex?" "Widziałem to - pokazywali mi napisane."
"Miałeś czelność mi coś takiego proponować, to miej odwagę o tym czytać. Mój blog i nic ci do niego. Piszę co mi się podoba. Nie składaj mi takich ordynarnych propozycji, to nie będę miała o czym pisać."
Z tyłu za mną usłyszałam otwierane drzwi starego Grabowskiego. Starzec wlazł coś głośno mówiąc podniesionym głosem do mnie i za moment poczułam mocne uderzenie w głowę.
Nie spodziewałam się ataku. Uderzył mnie z całej siły pięścią w oko. Przestałam na chwilę widzieć na to oko. Otumaniło mnie to. Nie wiedziałam co się dzieje, jak się zachować.
Mietek dalej pichcił obiad, ale cofnął się, Sławek coś gadał niewyraźnie, ale z wyraźną pretensją w głosie.
Wszystko się działo szybko. Staruch znowu się zamierzył. Mietek coś powiedział, żeby go powstrzymać.
"Dlaczego mnie pan uderzył?" wymamrotałam oszołomiona atakiem i bólem.
Staruch nie zważając na moje słowa, ubliżając mi i gadając głośno o poszatkowaniu mnie siekierą na kawałki ruszył szukać siekiery.
W tej, nie komfortowej sytuacji poczułam się nagle jak w potrzasku. Nagle sobie uświadomiłam, gdzie jestem. W jakiego rodzaju miejsce trafiłam. Stałam w małej, ciasnej, brudnej kuchni w centrum meliny psychopatycznego faceta, który właśnie zamierzał mnie poszatkować siekierą, pewnie tą samą, którą ukradł z mojej ziemi parę lat temu. Ruszyłam ku wyjściu, wyprzedzając nikczemnego dziada. Nie chciałam być pocięta moją własną siekierą przez starego Grabowskiego. To byłaby nędzna śmierć w wyjątkowo podłym miejscu.
Byłam tak zaskoczona atakiem i oszołomiona uderzeniem w głowę, że nawet nie pomyślałam o tym by dziadowi oddać i walnąć mu w ryja czy kopnąć chociaż. Dziad, mimo, że wiekowy i schorowany wykazywał nadzwyczaj wielką siłę. W pomieszczeniu, które udaje ganek, stał wielki kij. Dziad sięgnął jednocześnie po kij i po klamkę by mnie uwięzić na ganku i stłuc tym kijem.
Gdy on sięgał po kij uwolniłam się z zasyfiałego ganku i wyszłam szybko na dwór. Poszłam przed siebie roztrzęsiona jak w transie i nadal nic nie rozumiejąca. Dziadyga przez szybę okna jeszcze coś warczał bez sensu.
Poszłam w kierunku sklepów. Uderzone oko mi obficie łzawiło i prawa strona głowy pulsowała.
Czułam jak napucha. Adrenalina buzowała w moich żyłach. Nie bardzo wiedziałam co robię. Zdezorientowana weszłam do sklepu "Babki". Pokazałam załzawione oko i zapytałam czy jest już siniak. "Babka" nie widziała siniaka. Powiedziałam co się stało. Ona zaczęła mówić coś o tym jak Grabowski próbował napaść na pielęgniarkę środowiskową, która do niego przychodzi go doglądać.
"Po co pani tam szła?" zapytała „Babka”.
"Zapraszał mnie wiele razy. Ostatnio też. Nie chciał mnie wypuścić tak mu się gadać ze mną chciało. Poza tym mam sprawę do Mietka i chciałam z nim pogadać".
"Trzeba było tam nie chodzić. Tam ciągle coś się dzieje, biją się co rusz" mówiła "Babka".
Powoli zaczęłam przytomnieć i uświadamiać sobie co się stało. Ogarnęła mnie złość na bandytę.
Napadł na mnie. Pobił mnie. Groził śmiercią. Naruszył moją nietykalność osobistą. Byłam zła. Złość rosła.
"Mam nauczkę. Tak to jest jak się człowiek spoufala z motłochem. To tak się musiało w końcu skończyć. Mam nauczkę!" Wyszłam przed sklep i wezwałam komórką policję. Była to 13.20 wg mojej komórki.
Wróciłam na chwilę do sklepu „Babki” i kupiłam papier toaletowy.
Policjanci przyjechali dość szybko. Spotkaliśmy się na placu przed sklepem „Babki”, na wysokości przystanku PKS.
Powiedziałam policjantom co się stało. Spisali notatkę i pojechali do Grabowskiego. Potem mieli mi zdać relację z rozmowy przeprowadzonej z nim. Nie mając co robić na tym pustym pełnym topniejącego śniegu placu – poszłam w stronę domu Grabowskiego policjantom naprzeciw. Radiowóz stał przed szarą chałupą agresywnego dziada. Podeszłam do radiowozu. W radiowozie siedzieli policjanci.
„I co? Przyznał się?”
„Przyznał się. Wcale się z tym nie krył, że panią uderzył.” powiedział jeden z policjantów.
„I co teraz? Zamknięcie go na 24?” - zapytałam.
„Chcę wnieść oskarżenie o pobicie” – dodałam.
Grabowski, Mietek i Sławek siedzieli w kuchni swojej meliny mamrocząc coś. Widziałam ich przez okno jak dochodziłam do radiowozu.
Próbowałam się od policjantów coś więcej dowiedzieć. Młody policjant mi przerywał: „Pani nie powinna być tutaj. Grabowski sobie nie życzy aby pani przebywała na jego posesji”
„A skąd! Sam mnie tutaj zapraszał.” Odparłam. „Wręcz zwabiał mnie, żeby mieć się do kogo wygadać. Ostatnio prosił mnie bym zdjęcia Labusków przyniosła, bo chciał obejrzeć.”
„Jeszcze wyjdzie i panią zaatakuje” – ciągnął policjant.
„No to od czego pan jest?” - rzekłam zniecierpliwiona - „To zamknie pan dziada w areszcie”.
Policjant nie palił się do zamykania dziada, za to dość obcesowo i nieprzyjaźnie zwracał się do mnie.
Groził, że mnie aresztuje jak nie opuszczę posesji agresywnego starucha.
W końcu zapytałam: „Dlaczego jest pan tak wrogo nastawiony do mnie? To bandzior na mnie napadł, a nie ja na niego, a Pan do MNIE się odnosi tak wrogo?! To ja pana wezwałam na pomoc, a pan MNIE chce zamknąć? Za co? Za to, że spokojnie stoję na podwórku?” rzekłam patrząc pod nogi na śnieg zalegający podwórko starucha.
Poprosiłam o podanie mi numerów i nazwisk policjantów z którymi miałam do czynienia. Młody policjant się stawiał, nie chciał podać nazwisk, ale w końcu jego partner zapisał te numery na kawałku kartki wyrwanym z notatnika i mi podał. „Będę wzywać panów na świadków do sądu.” – oświadczyłam.
„Grabowski przyznał się wobec panów, że mnie zaatakował. Potem się może wyprzeć, a panowie nie sporządzili protokołu przesłuchania z tej interwencji, a ta notatka policyjna to niewiele warta – może znowu wam zginąć, tak jak ostatnio, gdy dzielnicowy był u mnie na interwencji, gdy zgłosiłam szczucie kóz przez Sawickiego.
Dzielnicowy na interwencji obejrzał pogryzioną kozę ze świeżą jeszcze broczącą krwią, i też obiecywał, że sporządzi służbową notatkę z interwencji, ale nie zrobił tego, albo ją ukrył lub zgubił celowo.
W każdym bądź razie do sprawy o szczucie kóz nie podał tej notatki służbowej, a samą sprawę umorzył na etapie dochodzenia, które sam prowadził. Podczas przesłuchania w sądzie, wyparł się, że był u mnie na interwencji 18 września 2008r. i widział pogryzioną kozę, oraz zataił, że rozmawiał z żoną Sawickiego, która mu powiedziała, że wiedziała od swego męża, że ich psy pogryzyły moje kozy.”
„Proszę opuścić posesję Grabowskiego. On sobie nie życzy, aby pani tu przebywała” przerwał mi młody policjant nie słuchając co do niego mówię.
„Ja też sobie nie życzę, by Grabowski przychodził na moją posesję. Proszę mu to przekazać. Nie będzie żadnych herbatek na moim podwórku i rozmówek o kozach. żadnego gościowania. Niech się trzyma z daleka od mojej ziemi i ode mnie.” – powiedziałam rozeźlona.
„Proszę żeby pan zatrzymał się jak będzie pan wyjeżdżał z podwórka, bo będę chciała jeszcze z panem porozmawiać” - powiedziałam do młodego policjanta i wyszłam z podwórka na ulicę wsi. Stanęłam na ulicy czekając aż podjedzie radiowóz, bo chciałam jeszcze z tym młodym policjantem co tak obcesowo do mnie się zwracał porozmawiać. Zamachałam. Widział to, ale minął mnie radiowozem i pojechał dalej na Olecko.
„Dorwę cię na komendzie.” – pomyślałam i poszłam powoli do domu. Po drodze jeszcze zadzwoniłam na komendę i wypytywałam się o różne rzeczy proceduralne, bo coś mi to nie pasowało, że facet pobił mnie, a policjanci go nie aresztowali, ani nawet nie sporządzili protokołu przesłuchania ze zdarzenia.
sobota, 21 marca 2009
Pierwszy dzień wiosny
Dziś tak sobie się czuję – boli mnie serce, ale za to z gardłem lepiej.
Wczoraj większość dnia spędziłam na porządkowaniu moich licznych dokumentów. Już się mocno przejaśniło w nich, ale jeszcze trochę muszę pokopać zanim wszystko znajdzie się na swoim miejscu.
m.in. wczoraj w nieprawdopodobnym miejscu, całkiem przypadkiem znalazłam moje świadectwo dojrzałości i paszporty byczków ;)
Teczki puchną od gromadzonych w nich dokumentów. Jest coraz lepiej, ale czuję, że przydałoby się jeszcze z 20 skoroszytów no i z kilka segregatorów. Przydałyby się też regały na te papierzyska.
Coś wymyślę. Właściwie już wymyśliłam, tylko czekam na odpowiedni czas ku temu.
W końcu pomaluchu uporządkuję i zorganizuję sobie sprawnie biuro, by nic mi nie przeszkadzało już działać bardziej efektywnie.
Dzisiaj reaktywowałam mojego grzybka tybetańskiego. Niebawem zacznę pić kefir zdrowotny. Może poprawi moje samopoczucie.
Koszmarnie wolno chodzi net, ciężko mi ściągnąć ważne rozporządzenia.
czwartek, 19 marca 2009
Niedysponowany czwartek
Pisklęta dokazują aż miło. Dostały ode mnie karmę i letnią wodę do picia. Dotarły wczoraj już po południu ok. 15.00. Mój niezawodny listonosz je przyniósł. Tzn. i tak musiałam wyjść do niego na pole i skierować się na północ, gdyż od południa nie było dojazdu – śniegu nawaliło aż grubo.
Spotkaliśmy się niedaleko drogi powiatowej. Dał mi pisklęta, zawinął je dodatkowo kocykiem jaki ze sobą przyniosłam by maluchy zabezpieczyć przed chłodem. Potem okazało się to niekoniecznie, bo były dobrze zabezpieczone wewnątrz kartonu styropianem, a grzały się wzajemnie ciepłem swoich pisklęcych ciałek. Przyniosłam popiskujące gromadnie stadko w asyście bardzo zaciekawionej Saby. Wniosłam do domu i od razu dałam im jeść i pić. Dziobią zawzięcie i teraz.
Segregowanie papierów jest mozolne, ale warte zachodu. Dzięki temu, szybciej będę mogła zlokalizować porządane dokumenty. Przydałyby się też jakieś półki, najlepiej kryte regały, coby się to co tu mam nie kurzyło.
Wszystkie skoroszyty zagospodarowane. Przydałyby się też nowe segregatory na te skoroszyty. Tak czy inaczej wyraźnie opisane wielkimi literami skoroszyty dobrze się przerzuca. Podzieliłam je na 20 tematów jeśli chodzi o zawartość. Wewnątrz powpinałam w koszulki wszystkie związane z danym tematem dokumetny, które brałam ze sterty którą sobie wcześniej przygotowałam do opanowania. Na pewno nie wszystkie dokumenty już są w skoroszytach, ale myślę że spora część tak. Już mi teraz się nie zawieruszą. Każdy dokument ma swoje miejsce.
Gardło mnie boli i oczy. Boli mnie też podbrzusze. Czuję się tak sobie, ale biurową robotę robię.
środa, 18 marca 2009
śnieżyca
Mój chlebuś ledwo się dopiekł jako tako.
Nie mam odwagi wyjść na dwór. Każdy śmiałek, który znajdzie się na zewnątrz będzie targany silnym wichrem.
wtorek, 17 marca 2009
Powrót do zdrowia
Najpierw nieśpiesznie zabrałam się za zmywanie naczyń i szorowanie garów i patelni.
Niedawno przytargałam z miasteczka bardzo dobre mleczko do czyszczenia garnków i właśnie je miałam sposobność wypróbować, bo kilka garczków strasznie zarosło od przypalenia.
Potem zrobiłam budyń, ugotowałam żeberka na obiad. Nie chciało mi się wychodzić, ale w końcu trzeba było. Dałam zwierzętom jeść i pić, wydoiłam kozy, przyniosłam konewkę wody ze strumyka do podlania roślin domowych – taka naturalna woda najlepsza do podlewania. Ta woda z wodociągu co ją mam, to strasznie kamieniem zarasta. Byczki ponownie oddzieliłam od krów. Już na tyle dobrze się czuję, że od jutra ponownie zacznę doić kozy. Z mleka koziego którego nastawiłam sobie 2 dni wcześniej na twaróg, wyszedł... jogurt :D
Nie wiem jakim cudem. Może niechcący zamiast kwaśnego mleka chlapnęłam nieco jogurtu do środka... nie pamiętam.... W każdym bądź razie mam teraz caaały gar jogurtu :D Przyda się do obiadu.
Przez większość dnia nie było prądu. Teraz już jest i wstawiłam chleb do automatu. Zadałam ulubionych składników i czekam aż wyjdzie mi smakowity chleb. Muszę jeszcze przypilnować, by dodać soli w odpowiednim momencie. Soli i być może majeranku. Chleb piekę obecnie z mąki pszennej, bo taką akurat mam.
To zwykła mąka bez ulepszaczy i trochę muszę kombinować, aby mi nie wyszedł mdły chleb.
Daję 600gram mąki pszennej, kubek mleka koziego, kosteczkę surowych drożdży, łyżkę cukru, jajo i po pewnym czasie szczyptę soli. Na serwatce ten chleb wychodzi taki jakby pikantniejszy, jakby ciut kwaskowaty, w smaku bardziej zbliżony do żytniego. Od kilku dni jestem bez pieczywa, więc czekam na chlebuś z utęsknięniem. Wczoraj były naleśniki z twarogiem na śniadanie i kolację, a w międzyczasie herbata. Dzisiaj jestem zdrowsza, więc zrobiłąm sobie porządny obiad: żeberka w sosie własnym i ziemniaczki. Jedno żeberko i trochę ziemniaczków zostało na jutro, więc nie będę musiała tracić czasu na obiad.
Oczywiście, nie na wszystko co sobie zaplanowałam starczyło czasu i sił. Zabrakło na porządkowanie papierów, kąpiel i przygotowanie miejsca dla piskląt. Teraz już mi się nie chce – jestem śpiąca. Z ulgą wpakowałam się do łóżka i grzeję me pogrypowe ciało.
Skończył się antybiotyk
Na zewnątrz śnieg topnieje na potęgę. Miejscami odsłaniając całe połacia burego pastwiska.
W sadku śnieg jeszcze leży. Koryto rzeczki wezbrało. Chyba jednak sprzedam te byczki gdy ziemia obeschnie, by móc zapłacić Mietkowi za kopanie dołów pod drzewka, bo sama nie dam rady. Gdy będę we wsi – zajdę do niego i z nim pogadam. Są dołki do kopania i obornik do wywalenia. Sama za słabo się czuję i mam stertę papierków zaległych do uporządkowania, zareagowania, pism do napisania. Niech mnie on wyręczy w pracach fizycznych.