Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zamach na gospodynię. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zamach na gospodynię. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 16 sierpnia 2020

Kurwy z GOPSu chcą mnie wsadzić do psychiatryka


Parszywe kurwy z GOPSu (czyli podwładne wójta Locmana, który ukradł mi stado zwierząt i zagłodził na śmierć) w roku 2017 założyły mi sprawę o umieszczenie mnie wbrew mojej woli w zakładzie psychiatrycznym.

Na posiedzeniu sądu w dniu 22 lipca 2020 roku, jedna z nich, żona policjanta Marcina Maciejewskiego z KPP Olecko, Monika Maciejewska, wnioskowała, aby umieścić mnie w zakładzie psychiatrycznym wbrew mojej woli i wbrew woli mojej rodziny oraz bez wysłuchania moich racji w sądzie. Szmata, potraktowała mnie jak przedmiot, a nie jak człowieka, który myśli i czuje.

Policjant Marcin Maciejewski oskarżył mnie o zniszczenie protokołu policyjnego, po tym jak sam w mojej obecności podarł kilka takich protokołów, a jego matka jako świetliczanka w Sokółkach dokuczała mi latami, gdy przychodziłam korzystać z komputera w świetlicy, w tym uszkodziła mój laptop, a także szczuła na mnie swojego męża, okolicznych ludzi, w tym podżegała do pobicia mnie okolicznych pijaków, którzy pod jej wpływem ubliżali mi i grozili pobiciem i zabiciem.

Byłam i jestem szykanowana przez policję olecką z powodu matki Maciejewskiego, która wielokrotnie mi dokuczała w świetlicy w Sokółkach, oraz dopuściła się fizycznego ataku na mnie i na moje mienie. Kilka razy ona mnie w tej świetlicy fizycznie zaatakowała, co było zgłaszane na policję, która odmówiła ukarania jej.

Na posiedzeniu sądu był też prokurator Paweł Truchan z Prokuratury Rejonowej w Olecku, którego krewni pracują w Urzędzie Gminy Kowale Oleckie, a jeden z nich, Patryk Truchan, brał udział w kradzieży moich zwierząt. Ten prokurator również wnioskował o umieszczenie  mnie w zakładzie psychiatrycznym wbrew mojej woli i bez wysłuchania moich racji.

Ponadto prokurator Paweł Truchan przegonił z sądu mojego świadka, który chciał zeznawać w mojej sprawie, by mi pomóc. Wygonił go z sali posiedzeń sądu i wylazł za nim na korytarz i stamtąd też go przeganiał.

Ta nagonka na mnie i zamach na moją wolność jest przyczyną stresu i  poczucia bycia zaszczuwaną.

W takiej sytuacji nerwy puszczają, mimo, że staram się nad sobą panować.

Indianka

piątek, 14 sierpnia 2020

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Donos z internetu






Ten donos mógł anonimowo pod fikcyjnym nazwiskiem napisać policjant, np. Maciejewski.

Zastanawia błyskawiczność reakcji służb i ofensywność. Dzisiaj wpłynął donos i w te pędy przygnało ekipę czteroosobową, jeszcze tego samego dnia. To niebywałe! Anonimowy donos pod fikcyjnym nazwiskiem i błyskawiczna reakcja. Razi kontrast priorytetowego traktowania w stosunku do podpisanych moich pism, cudzych anonimów.

Indianki pisma nigdy nie są rozpatrywane dopóki ich nie podpisze długopisem. A tu ktoś anonimowo wysyła donos, bez podpisu, i zaraz od ręki po paru godzinach tego samego dnia na Rancho wali uzbrojona w policję opieka społeczna. 😁
Dwie pracownice opieki społecznej w obstawie dwóch policjantów, gwałtowne dobijanie się do drzwi... Dziwne.😵 Co najmniej zastanawiające. 😱

No i te pytania: Pierwsze jakie zadano, to to, czy leczę się psychiatrycznie. Odrzekłam, że nie. Poirytowana kretyńskim pytaniem socjalnej, zapytałam, czy ona się leczy psychiatrycznie, bo jeśli tak, to ona nie może zajmować tego stanowiska i nękać mnie na moim gospodarstwie. Policjanci parsknęli smiechem, a socjalna zdenerwowała się.

 Potem po godzinie za moimi plecami telefon do mojej Mamy i wyciąganie z niej poufnych informacji na mój temat, w tym takich niezwiązanych ze stanem domu.
Oczywiście pierwsze pytanie pracownicy opieki społecznej było czy jestem psychicznie chora, czy leczę lub leczyłam się psychiatrycznie.

Mama odrzekła zdziwiona, że nie. Rzekła, że ani nigdy nie byłam psychicznie chora, ani nie jestem i nie byłam leczona. Na koniec oczernianie mnie przed moją Mamą
(ściema, że jestem brudna i mam kołtuny).
No i sugestia, że ja zostanę umieszczona gdzieś daleko, a moje zwierzęta zagarną tajemnicze "czynniki".  Tego to już za wiele! Wygląda to na ustawkę! 🙅
To zakrawa na nękanie i kradzież inwentarza przy użyciu lokalnych służb i instytucji!

Tymczasem w sądzie za miesiąc będzie rozpoznawane moje zażalenie na odmowę wszczęcia postępowania wobec świetliczanki Krystyny Maciejewskiej o napaść, szykanowanie i nękanie mnie oraz składanie fałszywych zeznań na moją szkodę.

W Komendzie Policji w Olecku pracuje syn tej świetliczanki, kapitan Marcin Maciejewski.

W opiece społecznej w Kowalach Oleckich pracuje synowa świetliczanki, pani Maciejewska, żona Marcina Maciejewskiego.

Sądzę, że mam do czynienia ze zmową i lokalne służby są wykorzystywane do zrobienia mi krzywdy. Już mi z góry zapowiedziano, że żadnego mieszkania zastępczego nie dostanę, dofinansowania naprawy dachu i sufitu nie dostanę, miejsca w  domu pomocy społecznej w Kowalach nie dostanę, w Olecku też nie... Więc gdzie? W psychiatryku chcą mnie umieścić? To po to te brednie o kołtunach itp.?
Jest zbierana przeciwko mnie dokumentacja tendencyjnie redagowana, by przedstawić mnie maksymalnie negatywnie, jako osobę obłąkaną, konfliktową i nie dbającą o zwierzęta. Szykuje się skok na moją wolność, moje zwierzęta i moje gospodarstwo.

Zaniepokojona Indianka



poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Podstępne lesbijki

Po Brytyjkach przyjechały 2 lesbijki. Jedna 38 lat, druga 25 lat i brzydka jak krokodyl. Chciałam pokazać, że nie mam uprzedzeń i jestem tolerancyjna, więc zgodziłam się na ich przyjazd. Teraz, po ich pobycie - już mam uprzedzenia. Nie sądziłam, że to takie podłe, podstępne, fałszywe babska. Narobiły mi szkód, dodały dodatkowej papierkowej pracy i zafundowały nieprzyjemności. Nigdy więcej lesbijek w moim domu nie ugoszczę. Ani na gospodarstwie. Na samą myśl o tym, że udostępniłam im swoją sypialnię - robi mi się niedobrze. Pierwotnie miały spać w swoim namiocie, ale nahalnie wprosiły mi się na chatę, bo padało, a łóżko w sypialni akurat było wolne, gdyż Amerykanie nie dojechali.

Nocowały w moim domu 3 dni. Żarły za darmo i nocowały za darmo. Chyba liczyły na to, że będą tak żerować na mnie całe 10 dni ich planowanego pobytu, bo okazało się, że przyjechały bez grosza na własne wyżywienie i ani myślały by czymkolwiek dokładać się do wspólnego stołu.
Wymusiły na mnie układ typu "pomoc na gospodarstwie w zamian za wyżywienie" do którego wówczas nie byłam przygotowana. Było mi to nie na rękę, bo nie umiały nic, co by się przydało na gospodarstwie. Na siłę wyszukałam im jakieś zadanie, aby nie żerowały na mnie tak całkiem. Robota znudziła im się po dwóch czy trzech dniach. Nie chciało im się nic robić, ale żreć moje skromne zapasy - jak najbardziej.

Nie zgodziłam się. Powiedziałam, aby sobie same kupowały jedzenie w sklepie, skoro nie chcą pomagać mi, bo ja nie jeleń by je sponsorować. Czwartego dnia z rana opuściły moje gospodarstwo bez wcześniejszego uprzedzenia. Jakby nigdy nic. Wstawiły kit, że ktoś im tam zachorował i muszą wracać. Ale ledwo wyszły z mojego gospodarstwa - pognały do nieżyczliwej mi sołtyski co zwykła szczuć mnie psami, gdy przechodzę obok jej siedliska, i spiknowszy się z sołtyską, która tylko czeka na takie okazje by mi dokopać - z zemsty zdradziecko wraz z sołtyską napuściły na mnie Urząd Gminy, policję i inspektora weterynarii, sanepid!

Aż mnie zatkało, gdy się dowiedziałam, że skarżyły się w Urzędzie Gminy na warunki mieszkalne w moim domu. Przed przyjazdem wiedziały, że jest rozgrzebany remont, bo wynikało to z mojego profilu na Couchsurfing. Po co się pchały do środka? Miały ze sobą swój namiot i miały spać w swoim namiocie, a nie bezczelnie wpraszać mi się do chałupy. Tak było ustalone przed ich przyjazdem. Miały spać w swoim namiocie i nie naprzykrzać mi się. Miały się zająć same sobą. Ewentualnie posiłki miałyśmy robić wspólnie ze składkowych produktów. Raczej one powinny były fundować wspólne jedzonko i zająć się gotowaniem w zamian za użyczenie im mojej kuchni, garnków, naczyń. Tyle, że one przyjechały bez kasy i bez prowiantu!
Z pustymi rękami i brzuchami. Pierwszego dnia nakarmiłam je gościnnie za free. Następnego dnia powinny one były złożyć się na posiłki. Tak jest przyjęte w Couchsurfingu - że ludzie się dzielą posiłkami ze sobą na uczciwych zasadach, wcześniej z góry określonych. A tu lipa. Nie dość, że przyjechały do mnie dwa bezużyteczne dziwolągi, do tego bezczelne, leniwe darmozjady o bardzo wysokim mniemaniu o sobie i postawie roszczeniowej. One sobie ubzdurały, że ja będę dwie dorosłe baby karmić dwa tygodnie na mój koszt za free!

Normalnie szok. Pchać się komuś do chałupy, obżerać go, a potem go wszem i wobec oczerniać i inspektorów napuszczać!

Pięknie odpłaciły mi za gościnę. Była już policja, teraz jest kontrola weterynaryjna. Tak wygląda wdzięczność lesbijek z Krakowa. Darmowy pobyt na Mazurach i ich podłe donosicielstwo za moimi plecami. Brzydzę się takimi kreaturami :((

Nie dość że mam tutaj tony pracy na farmie, w obejściu i w domu - wszystko razem ponad moje siły, to te... kxxxx...jxxxxx dodały mi tu jeszcze dodatkowych zmartwień, stresów, nerwów i dodatkowej papierkowej pracy... Normalnie szlag mnie trafia!