Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kontrole. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kontrole. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 12 kwietnia 2018

Kolejny najazd

Kontrole weterynaryjne anno domini 2018 zainicjowane.
Za sprawą kurwy podpisującej się "Ada Fidurska" nadjechała weterynaria powiatowa plus policja. Wcześniej zaś było schronisko z Bystrego zabrać atakującego owce psa. Nie dali rady.

Kurwa pomówiła mnie o to, że na podwórku leżą zwłoki zwierząt. Nie leżą.
Napisała o tym donos do Sanepidu, a Sanepid napisał do PIW Olecko i przekazał tę ściemę do inspektorów weterynarii.





Ada Fidurska to stalkerka napuszczająca na moje gospodarstwo kontrole.
To szmata, jak wszyscy piszący na tym paszkwilu unurzanym w szambie nienawiści do mnie. Tfu!

poniedziałek, 7 marca 2016

Najazd intruzów

Dziś rano znów nękający najazd intruzów.
Inspektor weterynarii Kornel Laskowski i dwóch dzielnicowych: Warsiewicz z Kowal Oleckich, oraz drugi ze Świętajna.

Indianka: O co chodzi? Co się stało? Znooowu kontrola??? A po co ta policja?
Kornel: Kontrola paszy. A policjanci to asysta.
Indianka: To bezprawie. Oni tu nie mają prawa być. Pan zostaje i robi kontrolę, a policjanci opuszczą mój teren.
Kornel: Nie mogą. Są jako asysta!
Indianka: Mogą. Jaka asysta? Na jakiej podstawie prawnej?
Warsiewicz wyciągnął papier w którym naczelny inspektor weterynarii w Olecku pan Salamon zwrócił się do policji oleckiej o asystę.
Indianka: To nie jest podstawa prawna. To tylko świstek. Obecność policji podczas kontroli jest nadużyciem. Proszę panów policjantów opuścić mój teren.
Kornel: Nie mogą. Muszą kontrolować ze mną. Jesteśmy jako całość. - ręką wykonał koło w powietrzu.
Indianka: Jaka całość?? Policjanci nie mają uprawnień do kontrolowania. Pan zostaje i kontroluje, a policja wypad! Weźcie się za bandytów i złodziei, zamiast tracić czas na duperele i nękać nachodzeniem biedną rolniczkę!
Kornel: To ja zapiszę, że odmówiła pani wpuszczenia kontroli.
Indianka: Niech pan nie kłamie. Pan może kontrolować, a oni tu są zbędni.
Kamyk? Słyszałeś wszystko? Nagrywaj! - rzekła Indianka do Przyjaciela przez telefon, który od dłuższego czasu przysłuchiwał się dyskusji.
Policjanci speszyli się. Wycofali się, a Kornel poczłapał za nimi, odgrażając się, że zapisze, iż Indianka odmówiła kontroli.

Wsiedli w swoje wypasione bryki zafundowane im przez podatników i odjechali.

Pewnie wrócą z brygadą antyterrorystyczną :-) :-) :-)

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Syfiarze atakują!

Pani syfiara z facebookowego profila zajmującego się z chorobliwą nienawiścią zwalczaniem Indianki, znów zaatakowała Rancho Indianki. Dla tej kobiety pozbawionej sumienia, nie ma nic świętego.

Z zimnym wyrachowaniem posługuje się urzędnikami i policją aby zaspokoić swoją wrodzoną ciągotę do szkodzenia innym i czynienia zła za wszelką cenę. Jej motywy są bardzo prymitywne i przyziemne - to zwykła, prostacka zawiść i chęć podbudowania jej skrajnie egoistycznego ego. Wskazuje na to treść donosu, którą Indiance uprzejmie udostępniła pani inspektor.

Rano skoro świt te chore psychicznie i umysłowo, syficzne babsko wysłało donos do lokalnego inspektoratu weterynarii.

Wpierw przybył chłop ze zbożem, które to zboże zamówiono, ponieważ była okazja darmowego transportu (jeszcze dostateczny zapas zboża na Rancho był i nie było potrzeby kupowania na hurra kolejnych worków) jako że Elf Kosiarz miał jechać do Indianki samochodem, by naprawiać okno i w związku z tym miał przy okazji przywieźć kilka worków zboża od chłopa. Na razie okno musi poczekać na piankę montażową, więc przyjazd Kosiarza odwołano. W tej sytuacji właściciel zboża się zmobilizował i zboże przywiózł osobiście, póki nie ma chlapy, na którą się zanosi w związku z nadchodzącym gwałtownym ociepleniem.
Zaraz po chłopie ze zbożem na Rancho przybyli inspektorzy Ewa i Kornel oraz dzielnicowy Warsiewicz plus jeszcze jeden policjant.

Według nowego unijnego prawa dającego uprawnienia obcym w ingerowanie w cudzą własność jaką jest czyjeś gospodarstwo i zwierzęta, inspektor może:
- przy przeprowadzaniu kontroli korzystać z pomocy Policji (jeśli jest to niezbędne).
W tym przypadku, asysta policji była całkowicie zbędna, tak jak latem po donosie na suszę panującą na rancho (susza panowała w całym kraju, ale tylko Indianki gospodarstwo zostało w związku z tym skontrolowane). Takie nadużywanie uprawnień przez lokalną policję nosi znamiona nękania. Ten sam dzielnicowy poinformowany o nękaniu Indianki poprzez osoby prowadzące wiadomy profil na Facebooku - nie wyraził nawet szczątkowego zaintetesowania przestępstwem, jakim jest stalking. To mówi samo za siebie o uczciwości lokalnej policji.

Podczas tej interwencji miało miejsce także inne wykroczenie, tj. bezzasadne wezwanie policji.
Nie było żadnej konieczności asysty policji podczas tej zwykłej kontroli weterynaryjnej. Właścicielka gospodarstwa i zwierząt umożliwiła inspektorom wgląd w jej gospodarstwo i zwierzęta bez problemu.

Zaś gdy niemal rok temu, Indianka wezwała policję do świetlicy w Sokółkach, w której jej zakłócano spokój i dokuczano - przybyły niechętnie patrol nie tylko nie upomniał świetliczanki Krychy, nie wlepił jej mandatu za zakłócanie spokoju i dręczenie użytkowniczki, ale wręcz przeciwnie - zaatakował Indiankę groźbą wlepienia jej mandatu, za rzekomo bezzasadne wezwanie policji. Mało tego, komenda w expresowym tempie złożyła wniosek do Sądu o ukaranie Indianki. W tej sprawie toczy się postępowanie przed Sądem w Olecku. Przeciwko Indiance. :((( W związku z tą sprawą, która nosi znamiona policyjnego odwetu, Indianka jest ciągana po sądach i psychiatrach. Te celowe i świadome działania funkcjonariuszy policji nadużywających swych uprawnień wobec Indianki z jednej strony i niedopełniających swych obowiązków służbowych w obliczu wykroczeń i przestępstw czynionych na szkodę Indianki z drugiej strony - noszą znamiona stalkingu. Ucierpiał też Kamyk, który został 30 grudnia 2015 roku ukarany dwoma bardzo wysokimi mandatami za zakłócanie spokoju i nieobyczajne zachowanie. O ile Kamyk grzeczny tego dnia nie był, o tyle Krycha nie raz i nie dwa awanturowała się w świetlicy w Sokółkach i nigdy nie została za to ukarana, a nawet nie upomniana. Razi nierówne traktowanie i niesprawiedliwość :(. Uprzywilejowane i pobłażliwe traktowane popełniającej wykroczenia Krychy, i namolne ciąganie po sądach Indianki oraz nazbyt ochocze wlepianie wysokich mandatów Kamykowi.

Zdaniem Indianki, policja olecka osacza ją i nęka wywołując poczucie zagrożenia, zamiast wykonywać swoje ustawowe zadania w obliczu przestępstw i wykroczeń dokonywanych na szkodę Indianki. Świadczy o tym między innymi sposób, w jaki została zatrzymana 16 października 2015 i doprowadzona na komendę. Osobę niewinną, bezbronną, spokojną - wpierw zaatakowano poprzez gwałtowne włamanie się do jej domu wcześnie rano, utrudniano ubranie się, uniemożliwiono wezwanie kogoś do opieki nad jej zwierzętami na czas jej nieobecności, skuto kajdankami jak groźnego zbira, wsadzono do dusznej, ciasnej klatki podrygującej na wertepach tak, że żołądek podszedł jej do gardła i zemdlała. Indianka ma nadzieję, że w końcu ktoś władny zainteresuje się tym, co wyprawia policja olecka i zrobi z tym porządek. Być może jedynym wyjściem będzie całkowicie nowy skład funkcjonariuszy tej komendy włączając w to komendanta?

Co najmniej jeden z banków działających w Polsce, realizuje skuteczną politykę zapobiegania korupcji i przekrętom wśród swojego personelu. Polega ona na tym, że co jakiś czas pracownicy są przenoszeni z jednego oddziału do drugiego. Są tworzone nowe składy załóg takich oddziałów. Osoby sobie obce zaczynają współpracę. Pozwala to uniknąć niekorzystnych zjawisk jak malwersacje, wyłudzenia, kradzieże z kont klientów. Myślę, że warto by podobną politykę wdrożyć w organach policji.

Zaś w wojsku polskim poborowym jeszcze za komuny przyjęto zasadę, by żołnierze odbywali służbę z dala od swoich rodzinnych stron. Cel nie był szlachetny, ale efekt chyba skuteczny. Miał na celu uniknięcie oporu poborowych żołnierzy do strzelania do znajomych ludzi podczas demonstracji i zamieszek.
Władze komuistyczne Polski, liczyły na to, że dzięki oderwaniu od rodzinnych stron, łatwiej będzie zmusić żołnierzy do wykonywania poleceń tego typu.

Chodzi o analogię. Policjanci pochodzący z odległych stron kraju będą w stanie skuteczniej oprzeć się korupcji przez lokalnych kacyków i lokalne układy. Da to bezstronność w działaniu i zapewni wyższą jakość oraz przede wszystkim uczciwość i sprawiedliwość w karaniu miejscowych i zaprowadzaniu porządku.
Skończy się krycie nadużyć i wykroczeń innych policjantów i ich członków rodzin, oraz nadmierne nękanie mandatami i sprawami tych, którzy policyjnych pleców nie mają, a są przez policjantów i ich członków rodzin poszkodowani.

Przybyli obejrzeli ZDROWE, PUCHATE, OFUTRZONE i UWEŁNIONE, NIEzagłodzone, NIEspragnione, NIEzamarznięte zwierzaki, ich paszę i wodopój ze świeżą wodą. Pokręcili się kilkanaście minut po gospodarstwie i odjechali nie znajdując wstrząsających scen zagłady i cierpienia bezbronnych zwierząt opisywanych przez syfiarę na jej profilu facebookowym z odległości 200 km. Pani syfiara w pijackim widzie o świcie ujrzała z tej odległości sodomę i gomorę.

A tu tymczasem zdrowe, puchate i nażarte, dokazujące zwierzaki :-)
Babsku wątroba zgnije i woreczek żółciowy pęknie ze złości :-)

No, ale za to będzie mogła napisać na fejsie, że na rancho Indianki jest przeprowadzanych wiele kontroli i sprawa jest znana lokalnym organom :-)
Ścierwo dba o to, by kontrole napuszczać raz po raz na to Rancho.
Jak nie susza - to mróz. Setki insynuacji na temat Indianki i jej gospodarstwa i zwierzyny. Ta kobieta powinna się leczyć. Ta jej nienawiść do Indianki przeradza się w psychopatię. Psychopatka nęka samotną, ciężko pracującą i niezbyt zdrową fizycznie kobietę.

Takie wywłoki powinno się unicestwiać. To ohydna larwa wgryzająca się w zdrowe ciało, by je zeżreć i zniszczyć. Odrażająca pluskwa.
Pluskwa ma imię. To pani Monika :-) Pluskwa Monika.



poniedziałek, 6 lipca 2015

Najazd kontrolerów i policji

   
Czyli ciąg dalszy nagonki na Indiankę i jej zwierzęta.

Kontrolerzy inspekcji weterynaryjnej z Olecka, głusi i ślepi na ostry drut kolczasty Wąsa i jego znęcanie się nad zwierzątkami Indianki, ale wyczuleni i błyskawicznie reagujący na odwetowe donosy Wąsa na Indiankę. A to rzekomo, że owce i kozy niezarejestrowane, a to, że rzekomo nie mają co jeść i pić.

Lipiec 2015. Pełnia lata i sezonu pastwiskowego. 11 hektarów pastwisk. Dwa niezależne strumienie płynące przez ziemię. Nie mają co jeść i co pić?
Inspektory jadą w te pędy szukać sensacji i haczyka na Indiankę, aby jej zaszkodzić. A że klacz przez Wąsa poraniona, straszona i płoszona - to już im nie przeszkadza. Tak dbają o dobro zwierząt. Wcale nie dbają. Tylko wyszukują poronione, durne przepisiki narzucone hodowcom i rolnikom odgórnie, bez konsultacji społecznych, by rolników i hodowców do bólu kontrolować i wlepiać mandaty. Niczym złośliwe skrzaty, trollują na gospodarstwach drażniąc spracowanych rolników, którzy na małych gospodarstwach ledwo koniec z końcem wiążą.

Bezduszne bazyliszki w eskorcie mundurowych skupiły się na duperelach czyli na ewidencji stanu pogłowia zwierzyny Indianki. Wypatrzono 24 owce i 12 kóz plus stadko kur, indyków, szczenięta, kocięta i konie. Ponad 70 sztuk zwierząt... :-) :-) :-)
Ojej... MOJA, MOJA "WINA"! :-) :-) :-) Ałła! :-) Tyle wyhodowałam!... :D

To MOJA hodowla, MOJA praca, MOJE koszty i poświęcenie.

Bazyliszki i ich eskorta to nieproszeni intruzi.
Żaden z nich w żaden sposób nie dokłada się do kosztów hodowli, żaden z nich nie jest właścicielem, hodowcą i nie przykłada się do pracy przy zwierzętach. Przyjeżdżają i tylko gitarę zawracają i haczyki wyszukują stworzone celem nękania hodowcy bzdurnymi przepisami pajaców unijnych i krajowych którym nie brak tupetu by się mieszać i rządzić cudzym inwentarzem na który złamanego grosza nie wydali ni jednej kropli potu nie uronili...

Postulat do Sejmu:
Wara urzędasom od cudzej własności!
Wara urzędasom od cudzego inwentarza!

Ta kontrola dobitnie pokazuje, że upierdliwe przepisy nie są tworzone dla dobra zwierząt lub ich hodowców, lecz by nadmiernie kontrolować i ograbiać hodowców - jedynych prawowitych właścicieli swoich zwierząt.

Rolas który rozciągnął niebezpieczny drut kolczasty raniący zwierzęta Indianki nawet nie został upomniany! :(((

Dzielnicowy Paweł Warsiewicz, który był obecny i któremu Indianka pokazała niebezpieczny drut Wąsa oraz poranioną klacz - odmówił ukarania rolasa i robił za jego adwokata tłumacząc go.

Inspektor weterynarii powiatowej w Olecku Ewa Szymczak niechętnie odwracała wzrok gdy Indianka pokazywała jej rany cięte jakie zadał klaczy Wąs. Także odmówiła interwencji w sprawie kolczastego drutu i rolasa -barbarzyńcy.

Natomiast nalegała na inspektora Kornela Laskowskiego, by wystawił Indiance mandat za brak paszportów koni. Za jej namową wystawił. :(((
Pani ta nie jest od ewidencji zwierząt, lecz od dobrostanu zwierząt, który na rancho Indianki mieści się w normach. Zatem wyszła poza swoje kompetencje, by dokopać Indiance. Indianka odebrała to, jako karę za to, że wyhodowała takie piękne, zdrowe konie, które niefrasobliwie żyją i hasają sobie naturalnie na farmie Indianki.

Także dzielnicowy Warsiewicz pałał chęcią ukarania Indianki za rzekomy wypas owiec u Wąsa, bo tuż przed ich przyjazdem, przeczołgały się pod niechlujnie, luźno naciągniętą siatką rolasa i dostały się na jego krótko skoszone pole.

Warsiewicz był przydzielony jako zbrojne ramię inspektorów i jego zadaniem było wymuszenie na Indiance przeprowadzenia u niej kontroli wbrew jej woli. Lecz Indianka umożliwiła kontrolę inspektorom, mimo, że jej się to nękanie nie podobało, więc obecność policji jako eskorty była bezzasadna. Było to nadużycie obowiązków funkcjonariuszy publicznych na służbie.

Co więcej, dzielnicowy Paweł Warsiewicz wykorzystał tę interwencję by zbierać materiał dowodowy przeciwko Indiance w sprawie o rzekomy wypas. Robił foty uciekinierkom.

Jednocześnie odmówił zebrania dowodów w sprawie o znęcanie się nad zwierzętami Indianki przez Wąsa. :(((

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Podstępne lesbijki

Po Brytyjkach przyjechały 2 lesbijki. Jedna 38 lat, druga 25 lat i brzydka jak krokodyl. Chciałam pokazać, że nie mam uprzedzeń i jestem tolerancyjna, więc zgodziłam się na ich przyjazd. Teraz, po ich pobycie - już mam uprzedzenia. Nie sądziłam, że to takie podłe, podstępne, fałszywe babska. Narobiły mi szkód, dodały dodatkowej papierkowej pracy i zafundowały nieprzyjemności. Nigdy więcej lesbijek w moim domu nie ugoszczę. Ani na gospodarstwie. Na samą myśl o tym, że udostępniłam im swoją sypialnię - robi mi się niedobrze. Pierwotnie miały spać w swoim namiocie, ale nahalnie wprosiły mi się na chatę, bo padało, a łóżko w sypialni akurat było wolne, gdyż Amerykanie nie dojechali.

Nocowały w moim domu 3 dni. Żarły za darmo i nocowały za darmo. Chyba liczyły na to, że będą tak żerować na mnie całe 10 dni ich planowanego pobytu, bo okazało się, że przyjechały bez grosza na własne wyżywienie i ani myślały by czymkolwiek dokładać się do wspólnego stołu.
Wymusiły na mnie układ typu "pomoc na gospodarstwie w zamian za wyżywienie" do którego wówczas nie byłam przygotowana. Było mi to nie na rękę, bo nie umiały nic, co by się przydało na gospodarstwie. Na siłę wyszukałam im jakieś zadanie, aby nie żerowały na mnie tak całkiem. Robota znudziła im się po dwóch czy trzech dniach. Nie chciało im się nic robić, ale żreć moje skromne zapasy - jak najbardziej.

Nie zgodziłam się. Powiedziałam, aby sobie same kupowały jedzenie w sklepie, skoro nie chcą pomagać mi, bo ja nie jeleń by je sponsorować. Czwartego dnia z rana opuściły moje gospodarstwo bez wcześniejszego uprzedzenia. Jakby nigdy nic. Wstawiły kit, że ktoś im tam zachorował i muszą wracać. Ale ledwo wyszły z mojego gospodarstwa - pognały do nieżyczliwej mi sołtyski co zwykła szczuć mnie psami, gdy przechodzę obok jej siedliska, i spiknowszy się z sołtyską, która tylko czeka na takie okazje by mi dokopać - z zemsty zdradziecko wraz z sołtyską napuściły na mnie Urząd Gminy, policję i inspektora weterynarii, sanepid!

Aż mnie zatkało, gdy się dowiedziałam, że skarżyły się w Urzędzie Gminy na warunki mieszkalne w moim domu. Przed przyjazdem wiedziały, że jest rozgrzebany remont, bo wynikało to z mojego profilu na Couchsurfing. Po co się pchały do środka? Miały ze sobą swój namiot i miały spać w swoim namiocie, a nie bezczelnie wpraszać mi się do chałupy. Tak było ustalone przed ich przyjazdem. Miały spać w swoim namiocie i nie naprzykrzać mi się. Miały się zająć same sobą. Ewentualnie posiłki miałyśmy robić wspólnie ze składkowych produktów. Raczej one powinny były fundować wspólne jedzonko i zająć się gotowaniem w zamian za użyczenie im mojej kuchni, garnków, naczyń. Tyle, że one przyjechały bez kasy i bez prowiantu!
Z pustymi rękami i brzuchami. Pierwszego dnia nakarmiłam je gościnnie za free. Następnego dnia powinny one były złożyć się na posiłki. Tak jest przyjęte w Couchsurfingu - że ludzie się dzielą posiłkami ze sobą na uczciwych zasadach, wcześniej z góry określonych. A tu lipa. Nie dość, że przyjechały do mnie dwa bezużyteczne dziwolągi, do tego bezczelne, leniwe darmozjady o bardzo wysokim mniemaniu o sobie i postawie roszczeniowej. One sobie ubzdurały, że ja będę dwie dorosłe baby karmić dwa tygodnie na mój koszt za free!

Normalnie szok. Pchać się komuś do chałupy, obżerać go, a potem go wszem i wobec oczerniać i inspektorów napuszczać!

Pięknie odpłaciły mi za gościnę. Była już policja, teraz jest kontrola weterynaryjna. Tak wygląda wdzięczność lesbijek z Krakowa. Darmowy pobyt na Mazurach i ich podłe donosicielstwo za moimi plecami. Brzydzę się takimi kreaturami :((

Nie dość że mam tutaj tony pracy na farmie, w obejściu i w domu - wszystko razem ponad moje siły, to te... kxxxx...jxxxxx dodały mi tu jeszcze dodatkowych zmartwień, stresów, nerwów i dodatkowej papierkowej pracy... Normalnie szlag mnie trafia!