Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zwierzęta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zwierzęta. Pokaż wszystkie posty

środa, 26 maja 2021

Potrzebna efektywna, kompleksowa pomoc prawna by uratować resztę zwierząt z rąk bezwzględnych oprawców

Słuchajcie, potrzebna efektywna, kompleksowa pomoc prawna, aby moje ukochane zwierzątka wróciły do domu (te, które przeżyły gehennę u wójta). Jak ktoś chciałby pomóc, to podam konto do wpłat. Każda złotówka się liczy. Ja nie jestem w stanie sama bronić się i moich zwierząt. Nie mam już siły. Zostałam skrzywdzona - ja i moje zwierzęta. Jeśli ktoś z was ma sumienie i chciałby jakoś pomóc, to proszę o chociaż drobne wpłaty. Konto podam osobom zainteresowanym: Kontakt: rancho@adres.pl

czwartek, 30 kwietnia 2015

Sprzedam koźlęta po mlecznych matkach

Sprzedam śliczne, młode, zdrowe koźlęta po bardzo mlecznych matkach (kolczyki do wykupienia).
Cena 300 zł/koźlę lub zamienię na inne zwierzęta, ale tylko zdrowe, dorodne i nie wybrakowane.

Sprzedam też czarującą, śliczną, tłuściutką i oswojoną pieszczochę kózkę miniaturkę o żadkim umaszczeniu - czarną z białymi skarpetkami. Unikat.
Idealna do małego zoo przy agroturystyce.
Cena: 700 zł lub zamiana na alpakę lub cieliczkę lub inne ciekawe zwierzę np. na daniela lub świnki rasy Mangalica.

tel. 607 507 811
Indianka

sobota, 13 lutego 2010

Wolą śnieg

Pół dnia minęło pod znakiem spokojnego obrządku. Indianka nakarmiła i napoiła zwierzynę. Dzień ciepły, bezwietrzny, ale i bezsłoneczny. Hiacynty nie ma, więc Berna klei się do Indianki teraz.



Przez pierwsze dnie po ubiciu Hiacynty nie piła, mało jadła. Po prostu przeżywała odejście Hiacynty. Tęskniła. Teraz została jej jedynie Indianka za towarzystwo, bo konie tylko przeganiają osieroconą krowę.


Mimo braku słońca, zwierzyna z upodobaniem wybierała to siano, które Indianka podała jej na śniegu. Widać ciekawiej tak dla urozmaicenia zwierzakom je się ze śniegu. Postępują tak jak ludzie, którzy mimo, że mają co jeść w domu, wybierają często restaurację by posiedzieć w odmiennym otoczeniu. Zwierzęta wykazują zachowania podobne do zachowań ludzkich wbrew obowiązującym teoriom psychologicznym, które twierdzą, że zwierzęta kierują się wyłącznie prymitywnymi instynktami w przeciwieństwie do ludzi i w przeciwieństwie do ludzi nie są zdolne do abstrakcyjnego myślenia, nie mają potrzeby estetyki i urozmaicenia itp.

Indianka się z tymi teoriami nie zgadza. Uważa, że są powierzchowne i wyssane z palca, oparte na ignorancji i zadufaniu. Zdaniem Indianki, ludzie i zwierzęta różnią się między sobą wyłącznie budową ciała i stopniem rozwoju zmysłów i mózgu. Zdaniem Indianki ludzie i zwierzęta podlegają tym samym instynktom, potrzebom, zachowaniom, uczuciom i są zdolne do abstrakcyjnego myślenia, tyle że w różnym stopniu zależnym od rozwoju mózgu.

Zazdrosna koza tłucze rywalkę rogami, szczypie i gryzie zębami, przegania, stroszy futro rozpalona do czerwoności zazdrością, gdy jej rywalka uświadczy za dużo względów Indianki (głaskania, dojenia itp.)

Filozofowie i naukowcy odmawiają zwierzętom cech przypisanych ludziom takich jak: uczucia, zdolność do dobra i zła, poczucie estetyki, abstrakcyjne myślenie. Te twierdzenia wynikają stąd, że ludzie uważają się za nadgatunek, za gatunek znacznie lepszy od reszty gatunków zamieszkujących planetę Ziemia i chcą się za wszelką cenę odciąć od pozostałych gatunków wmawiając sobie ku swemu lepszemu samopoczuciu, że tylko wyłącznie ludzie są inteligentni, zaradni i zdolni do stworzenia cywilizacji. 

Tymczasem koza wbrew logice potrafi się zaopiekować szczeniakami. Otoczyć je ciepłem i miłością. Nie każda to zrobi, tylko ta, która naprawdę ma dobre serce.

Ludzie owszem, są dominującym gatunkiem na Ziemi zdolnym w wysokim stopniu do przetwarzania otaczającego go świata, ale dzielą te same cechy i zdolności z innymi gatunkami, które nieco inaczej dają sobie radę w naturze, ale w sprzyjających okolicznościach i w dłuższym przedziale czasowym w wyniku ewolucji mogłyby stworzyć podobną do ludzkiej cywilizację.

niedziela, 14 czerwca 2009

Mój drób

17.00
Niebo rozpogodziło się po ulewnym dniu. Nabrzmiałe krople deszczu przyklejone do ram okna drżą pod wpływem podmuchów powietrza i lśnią niczym drogocenne kryształy. Przez błękit nieba z wolna suną puchate, białe chmury. Piękna pogoda na prace ogrodowe – ziemia mokra, spulchniona wodą. Będzie się łatwo kopać. Ja już zmęczona dniem. Spędziłam go zajmując się głównie drobiem. Urządziłam nowy kurnik i przeniosłam do niego kury i kurczęta, a pisklęta wyłapałam spod bojowej kwoczki liliputki i zabrałam do domu do kartonu. Dostały pełnoporcjową karmę dla piskląt, letnią wodę, sztuczną kwokę, zieloną gałązkę do skubania. Potem im doniosę drobnego piasku i żwirku na trawienie i jakąś ściółkę - słomę, siano lub piasek.

Przy okazji przenosin zrobiłam spis zielononóżek – mam 30 sztuk pięknych, młodych kureczek. Jest wśród nich co najmniej jeden dorodny kogutek. Kury tej rasy niosą jaja o nieporównywalnych walorach smakowych z innymi rasami, poza tym jaja zawierają o 30% mniej cholesterolu, a w okresie letnim mając do dyspozycji duży wybieg, potrafią sobie zapewnić do 70% pożywienia. To najbardziej ekologiczna rasa kur dająca najzdrowsze jaja.

Kurka leghorn zniosła 3 jaja. Zamknęłam ją sam na sam z kogutem leghornem, by mieć pewność, że jaja zalężone będą. Mam zamiar zbierać te jaja i dać do wysiedzenia kurce, która będzie chciała wysiadywać. Być może liliputka wysiedzi. Odebrałam jej dziś pisklęta. Bardzo przeżywała. Pisklęta też.Takie maluśkie, ale tyle hałasu potrafią z siebie wydobyć.Zastanawiam się, czy kurka liliputka zechce siedzieć na jajkach leghornówny. Od jutra zbieram świeże jaja kurki leghorn i podkładam pod liliputkę. Zobaczymy czy będzie chciała je wysiadywać.

Kurkę liliputkę zostawiłam na razie na dworze, by mieć pewność, że wszystkie pisklęta zebrałam. Jeśli jakieś zostało, to się nawzajem znajdą w tych chaszczach.

Jeśli uda mi się wszystkie kurczęta i pisklęta zdrowo odchować - będę miała razem ok. 40 kur. Na razie mam jajka tylko od jednej kurki, ale dla mnie samej to wystarczy. W sierpniu będę zasypana jajami, o ile znów jakiś drapieżnik nie dobierze mi się do drobiu.

Zaczęłam proces przygotowania podłoża pod pieczarki. Zlałam deszczówką obornik koński, bo bardzo wysechł.

Ugotowałam pożywny obiad. Jestem zmęczona i śpiąca. Odpocznę i spróbuję chociaż kilka dołków wykopać w tej miękkiej glebie.

niedziela, 10 maja 2009

Kury Indianki

Coś mi strzyknęło wczoraj w kręgosłupku i nie mogę się ogrodowo, ani domowo nadwyrężać, a huk zadań przede mną. Spróbuję jakoś ominąć nadwyrężanie tego strzykniętego punktu na kręgosłupie.

Pogoda piękna - idę zaraz sadzić ałyczę. Większość już wczoraj posadziłam. Jestem już po obfitym śniadaniu - jajecznica na podsmażonej cebuli i kiełbasie - bardzo pożywny zestaw.

Jaja kurze - wielkie, żółtka pomarańczowe, smakowite. Kury puszczane swobodnie na wybieg wokół siedliska - najadają się do syta, plus dostają zboże i czasem mleko do popicia. Stąd te wielkie, pomarańczowe jaja. Kury są szczęśliwe - wybiegane na obszernym, urozmaiconym wybiegu.Trzy koguty rywalizują ze sobą o wpływy wśród kur. Prym wiedzie wypasiony kogut rasy Sussex. Niewiele mu ustępuje kogut rasy Leghorn - piękny, śnieżnopióry. Kogut Liliputek wodzi swoją kurkę liliputkę i chyba mu to wystarczy. Opiekuje się swoją kurką czule. Kogut rasy Sussex - gromadzi wokół siebie większość rudych kur plus białą kurę rasy Sussex. Kogut Leghorn mocno interesuje się młodą kurką takżę rasy Leghorn. Kurka już znosi jaja. Kurka jako jedyna nie opuszcza kurnika.

Także jeszcze młodziutkie kurki zielononóżki nie opuszczają kurnika. Noszę im rwaną zieleninę i karmię drogą kupną paszą, by wyrosły na dorodne, zdrowe kury.
Wszystkie koguty drażnią barwy czerwone i różowe. Muszę na nie uważać, gdy mam na sobie coś w tym kolorze, bo robią się nagle agresywne.

niedziela, 29 marca 2009

Pisklęta zielononóżki

Pisklęta rosną aż miło - dosłownie w oczach. Dokazują na całego. Wyniosłam je do łazienki przy pokoiku jeździeckim, zmieniłam im karton na dużo większy, pościeliłam świeże sianko, dałam czystej, letniej wody, nasypałam karmy w krawędź odwróconej do góry nogami donicy coby nie brudziły tej karmy. Jedzą karmę, dziobią donicę i ściany kartonu, piją wodę, grzebią w ściółce, czyszczą skrzydełka, popiskują na całego. Wszystkie 32 pisklęta zdrowe, żywotne, podfruwajki. Jeszcze wiele tygodni mnie czeka zanim je odchowam, ale idzie wiosna, będzie cieplej - będzie łatwiej je hodować. Na razie im ten duży karton wystarczy, ale już myślę, gdzie ja je wyniosę i w czym ulokuję, gdy jeszcze podrosną, a rosną bardzo szybko.
Śnieg prawie stopniał. Rzeczka wezbrała i zamieniła się w rzekę. Zwierzęta cieszą się z nadchodzącej wiosny. Rozpiera je energia. Trawa kiełkuje. Idzie wiosna.

sobota, 7 marca 2009

Corrida

Pracowity dzień i dość absorbujący. Obrządek. Odsadziłam byczki od krów wczoraj – dzisiaj całe moje bydło wyło rozdzierająco tęskniąc za sobą i wyrywając się do siebie. Z trudem udało mi się uwiązać oporne krowy.
Próbowałam je wydoić. To była prawdziwa corrida. Na pierwszy ogień poszła Hiacynta. Najpierw próbowałam jej umyć wymiona. Wierzgała bardzo wkurzona. Po pewnym czasie się uspokoiła i dała się spokojnie wydoić.

Gorzej było z Bernadettą. Choć mleko ze strzyków samo jej leciało, to nie dała się dotknąć. Wrednie kopała próbując mnie trafić boleśnie. Nie dawała się ugłaskać. Skrępowałam jej jedną nogę linką, ale niewiele to dało.
Poskrom był niezbędny, ale niefartownie nie dawał się nigdzie znaleźć. Nie było szans, abym ją wydoiła bez poskromu. W ostatnim momencie przyszło olśnienie – przypomniałam sobie, gdzie mogłam go położyć. BYŁ TAM! Był cały czas w oborze, ale kompletnie niewidoczny w ciasnym zakamarku.

Założyłam rozbestwionej krowie poskrom na słabiznę i grzbiet. Powierzgała, ale nie tyle co chciała. Ponownie zaatakowałam jej wymię z mokrą czystą ścierką by umyć jej strzyki i wymię. Po kilku próbach dopięłam swego.

Zdoiłam nieco mleka ze strzyków do przedzdajacza i postawiłam wiadro pod mleko właściwe. Jedną ręką trzymałam wiadro gotowa by je zabrać przy najmniejszej próbie wierzgnięcia łaciatej bestii. Drugą ręką doiłam wielkie, miękkie strzyki. Mleko tryskało leciutko. Aż się chciało doić dwiema rękami i momentami tak robiłam, ale przez większość czasu jednak uważałam na nieprzyzwyczajoną do dojenia krowę, aby mi mleka nie wylała.

Całe szczęście, że od tego momentu, gdy zaczęłam ją ręcznie doić – uspokoiła się całkowicie i skupiła się na żuciu świeżo wyłożonego dla niej siana. Zrozumiała, że nic złego jej nie grozi, że nie ma czego się bać, ale mleka całego nie chciała dać. Zatrzymała je w wymionach, jednak udało mi się większość wydoić, a potem po rozmasowaniu wymion wycisnęłam z niej wszystko co miała.
Na pewno krówce było przyjemnie – moje ręce delikatne i pieszczotliwe – o niebo lepsze od gryzących i szarpiących zębów 4 miesięcznego byczka. Za kilka dni obie krówki całkiem przywykną do mojego dojenia.

Potem wypuściłam byczki, by się napiły i przebiegły. No i nie mogłam ich zagnać z powrotem do ich boxu, gdyż wyrywały się do drugiej obory, gdzie krowy - ich matki - stały i wyły za byczkami. Byczki też wyły – całe moje gospodarstwo godzinami huczało głośnym i tubalnym rykiem mojego emocjonalnego bydła :D

Byczki uparcie truchtały wokół obory, przy okazji spulchniając ziemię wokół tego budynku. To bardzo pożyteczna inicjatywa byczków – skopały mi tym samym sporą grządkę pod warzywa. To doskonałe miejsce zarówno pod względem kaloryczności gleby jak i stanowiska. Do wody ze strumyka też niedaleko. Posadzę na tej grządce warzywa na wiosnę. Gdy już ta rabata będzie mocno skopana (liczę zwłaszcza na konie) posieję tam fajne warzywa i ogrodzę (jeśli kasę zdobędę) gęstą siatką, co by mi żadne zwierzę nie zżarło czy wygrzebało moje utęsknione warzywa. Wymyśliłam jak to szybko zrobić. Plastikową siatkę rozciągnę między ścianami budynku i drzewami i musi się trzymać. Potrzebna mi dłuuuga siatka. Trochę to zakosztuje.

Od wczoraj kwaśnieje mleko kozie na twaróg. Dzisiaj udoiłam około 7 litrów mleka krowiego do osobnego gara i na razie wstawiłam do lodówki do ustania się. Mam zamiar zebrać śmietanę z niego zanim nastawię na twaróg... A może zrobię jogurt? Dawno jogurtu nie robiłam. Już teraz mleka nie zabraknie dla mnie. Może masło zrobię? Klientom będę robić sery kozie – sobie zostawię mleko krowie do prób z serami dojrzewającymi. Jestem zachwycona, że wczoraj przypadkiem w końcu udało mi się znaleźć przepisy na moje ulubione sery: brązowy ser norweski, ser mozzarella i ser pleśniowy. Chyba już mam wszystko co potrzebne do experymentów z tymi rodzajami sera. „Szczęśliwy ten, kto robi ser” :) Muszę przyznać, że experymenty z mlekiem są wciągające... :)

niedziela, 28 grudnia 2008

Narodziny i śmierć koźląt...

Rano wielki owczarek niemiecki przywałęsał się na moje podwórko i ujadał wściekle i rzucał się do kóz. Mietek przegnał psa i zamknął koziarnię, ale niestety - jedna z kóz poroniła. Wcześniaki. Maleńkie. Jedno małe po paru godzinach zmarło, drugie następnego dnia.

Szkoda, bo ładne kózeczki były. Z długimi uszami - znaczy saaneńskie, te wysokomlecznej rasy.

Muszę się wziąć za te wałęsające się psy sąsiadów-wieśniaków. Te ataki cudzych psów na moje zwierzęta muszą się skończyć.

Cały dzień coś robiłam. Rano zrobiłam obrządek zwierząt, nabiłam klapę na okienko.
Zabiłam deskami wygryzioną przez psa-przybłędę dziurę w drzwiach do obory gdzie mieszka jedna z moich suk.

Zrobiłam obchód. Sprawdziłam ogrodzenie i ile drzewa leży na mej ziemi. Mietek targał taczką to drzewo pod dom. Zrobiłam kilka świeżych fot.