niedziela, 30 listopada 2008

Rozleniwiona niedziela ostatniego dnia listopada

Pierwszy dzień lekkiego rozleniwienia w tym roku...
Ale i tak posadziłam resztę bylin. Pogoda ładna – ciepło. Trzeba było wykorzystać pogodę i wysadzić do gruntu te cebule bylin. Ostatni dzwonek.

Rano Miecio wypuścił bydło by poszło się napić wody do wodopoju, trochę pościelił bydłu i rzucił mu kostki siana, a następnie pomaszerował do kościoła na mszę za jego rodziców i na spotkanie swoich ziomali.

Ja tymczasem nakarmiłam kury, króliki i kota. Pokręciłam się po kuchni i łazience. Dorzuciłam drwa do pieca. Wstawiłam pranie. Potem póki ciepławo – posadziłam w sadku rzeczone byliny i zapędziłam bydło do boxów. Poszło gładko – tylko byczki się opierały, ale w końcu weszły do swojej kamiennej komnaty... ;)

Następnie zajęłam się obiadem i ugotowałam tym razem zupę – pierwszą od tygodni. Zupa kozio-boćwinkowo-ziemniaczana. Zrobiłam ją z tego co znalazłam w domu i na łące. Ugotowałam kompot i wstawiłam na mój mega piec gulasz z serc i żołądków kozich. Stoi tam też gar z karmą dla psów.

Już wieczór, a Miecia jeszcze nie ma. Może znowu zawieruszy się na tydzień? Nie zdziwiłabym się... ;)
Tutejsi pseudo Mazurzy to bardzo niezależny i nieobliczalny narodek. Jak przyjdzie fantazja – może nagle wybyć do Suwałk na kilka dni... Tam ma rodzinę. Zobaczymy. Miecio to spokojny, pracowity człowiek. Coś mu się od życia należy – jak ma okazję – niech się bawi. Wszak nie samą pracą człek żyje. Miecio pomaga mi na gospodarstwie w zamian za pokój i wyżywienie. Chłopak jest w porządku. Bardzo pracowity. Cichy. Miły w oszczędny, mazurski sposób ;) Chyba mnie lubi. Nawet czekoladę mi kupił :) To było słodkie – zarówno czekolada jak i sam fakt jej kupienia ;)
Zczytał z paragonu, że kupiłam wcześniej gorzką czekoladę i taką samą kupił ;) że gorzką kupiłam, to akurat przypadek – wolę słodkie, ale nawet nie zauważylam, że ta moja kupiona parę tygodni wcześniej czekolada była gorzka. Miecio pomyślał, że lubię gorzkie i taką samą mi kupił... ;) Chyba go polubię... Na razie się obserwujemy wzajemnie :)

Opał się kończy. Będę musiała naciąć gałęzi i odrostów. Jak Miecio wróci – to zwiezie taczką pod dom i będziemy mieli czym się grzać przez całą zimę. Mam las. Niewielki. Leży w nim sporo suchych gałęzi – wiatrołomów. Jest co zbierać. Trzeba to zabrać pod dom póki śniegu nie ma.

20.00
Kurna chata! Napadli Miecia! Dwóch Rubinów! Zasadzili się na niego przy wyjściu z Sokółek przy stadionie! Rozerwali mu reklamówki z zakupami i rozrzucili na drodze... Chcieli go pobić, ale nagle z naprzeciwka nadjechały dwa samochody i uciekli z miejsca napaści...

Wyciągnęłam z Miecia co się wydarzyło i wezwałam policję. Policja przyjechała – dwóch policjantów z Olecka.
Sporządzili notatkę. Ale Miecio nie wierzy w sprawiedliwość. Tubylcy nie wierzą w sprawiedliwość. Nie ufają policji. Ale ja na to nie pozwolę, by jakieś łachudry bezkarnie go napadały. Tym bardziej, że Miecio oberwał za to, że bronił mojego dobrego imienia. Wcześniej przed sklepem jeden z braci Rubinów wulgarnie się wyrażał na mój temat i Miecio zareagował. Ich brat 6 lat temu mieszkał u mnie z żonką nabił mi rachunki za prąd i wodę i nie zapłacił, a co gorsza okradł mnie – wywiózł prawie wszystkie maszyny konne jakie znalazł na moim gospodarstwie, wykręcił rynny, sprzedał okna strychowe, ukradł sanie, wóz i mnóstwo drobnych narzędzi i rzeczy znajdujących się w domu i na siedlisku. Miecio powiedział to głośno i tym się naraził typom. Łotry zasadzili się na niego by go za te prawdziwe słowa pobić.

Jestem zła, że Miecio nie pojechał z policjantami pokazać im miejsca napadu. Tak łatwo się poddał. Za łatwo. Zginął mu rower i część zakupów.

Kurcze, dopóki mieszkałam sama i nie zadawałam się z miejscowymi – miałam względny spokój.
Ledwo zamieszkał u mnie jeden – znowu zaczęła się jazda. Miejscowi nie mogą darować, że mu się u mnie dobrze mieszka i szukają sposobu, by zepsuć naszą sielankę.

Miecio mówi, że przynajmniej mam „ciekawie”. Ale ja mam w nosie takie „ciekawie”! Jestem za stara na takie akcje i zbyt zmęczona pracą i życiowymi problemami by jeszcze sobie dać dołożyć następny – utarczki z miejscowym marginesem – który tutaj na Mazurach Garbatych jest chyba większością niestety – a margines to stanowią nieliczni porządni ludzie. Porządni ludzie są w mniejszości. Przeważa wolna amerykanka i bezprawie.

Nie jest to bezpieczne miejsce dla normalnych ludzi, zwłaszcza ludzi pochodzących z miast – nie przyzwyczajonych do takich jazd jakie tutaj stanowią niemalże codzienność i lokalną „normalność”.

Miecio mieszka u mnie i mi pomaga. Czuję się za niego odpowiedzialna. Nie chcę by go napadano i robiono krzywdę. To porządny, biedny człowiek. Rozbitek życiowy. Jemu trzeba pomóc – a nie napadać!