Wrócił!
Pobity, skatowany, kuśtykający, z rozbitą głową, niewidzący na jedno oko...
Indianka nie zmieniła zdania co do jego obecności w jej domu i na Rancho, ale z uwagi na jego upór i stan zdrowia, pozwoliła mu tymczasowo spać na strychu w stajni, gdzie mu pościeliła plandekę, dała grubą kołdrę, wełniany koc i poduszkę. Jednakowoż doradziła mu, by jechał do Kętrzyna, do rodziny, lub na farmę, by nie siedział u niej, bo ona nie chce go tutaj.
Nie wie, co ma z nim zrobić. Nie chce go tutaj, ale też nie chce by go policja zatłukła. Kamyk twierdzi, że został skatowany przez policjantów podczas zatrzymania i na Komendzie.
M.in. dostał kilka razy z całej siły książką w głowę, w której tkwiły nie usunięte kawałki szkła.
Szkło przesunęło się 6 cm dalej i wbiło w czaszkę. Krwiak pękł i wylała się krew. Grubszy policjant rozerwał mu też dwa nerwy głowy. Kamyk oślepł na jedno oko.
Ma mieć operację pod koniec miesiąca. Rano w szpitalu w Olecku zrobił obdukcję i dostał skierowanie na zabieg do Białegostoku.
Przykuśtykał na Rancho po południu w piątek 1 lipca. Ma pękniętą kość strzałkową w nodze.
Ledwo chodzi. Mówi, że 4 gliniarzy go skopało na Komendzie i jeszcze dwóch w nocy w celi mu dojebało.
Normalnie ręce opadają. Indianka chciała by go usunięto z Rancha, ale nie by go katowano. To nieludzkie. To patologiczne, przestępcze zachowanie gliniarzy, jeśli to prawda. Obrażenia i zeznania Kamyka, wskazują na to, że to prawda. Szpital potwierdził obrażenia na piśmie. Lekarz zeznał i potwierdził w prokuraturze.
Teraz Komenda i Prokuratura będzie musiała się nieźle natrudzić, by sprawę zatuszować.