Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czerwony beton. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czerwony beton. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 29 marca 2016

Kolejny furiacki atak w świetlicy czyli "Nie będzie mi byle kto chodził do łazienki!!!"

Ten ponury pan przez kwadrans analizował mój dowód osobisty,
by wystawić... mi mandat za wezwanie policji w związku z napaścią na mnie i
uniemożliwianiem mi skorzystania z publicznej toalety.
Niemiłosiernie długo sprawdzał także, czy nie jestem... poszukiwana listem gończym.
Natomiast napastnikowi nie sprawdzono dowodu,
 ani nie sprawdzono, czy jest poszukiwany listem gończym.
Napastnika oczywiście nie ukarano mandatem,
ani wnioskiem o ukaranie za czynną napaść fizyczną na mnie.
Nie śmiano go też zatrzymać :-) Napastnik bezkarny jak zawsze. Robi się to już nudne.
Aż się boję myśleć, co by było, gdybym ja nie miała dowodu osobistego przy sobie.
Pewnie bym została aresztowana, mimo, że obecny był także policjant Ferenc, który mnie zna osobiście z innych interwencji i z sądu, gdzie zaledwie kilka tygodni temu szczekał na mnie na rozprawie w sądzie. Bez sprawdzania mojego dowodu był w stanie potwierdzić moją tożsamość.
Rycie w danych mojego dowodu osobistego, nie było uzasadnione.
Było to kolejne nadużycie, przy kolejnym niedopełnieniu obowiązków względem napastnika.
Ich zasranym obowiązkiem było sprawdzenie danych napastnika i ukaranie go
za czynną napaść na mnie.
Sprawdzał w bazie danych osób poszukiwanych, czy jestem poszukiwana tenże widoczny tutaj Łukasz Ratuszny.

Dzisiaj tj. 29 marca 2016 roku, w godzinach rannych udałam się do lokalnej biblioteki znajdującej się w świetlicy wiejskiej w Sokółkach celem napisania uzupełnienia apelacji. Na drzwiach wejściowych jeszcze wisiała karka informacyjna, powieszona tam przed świętami. Głosiła, że świetlica nie będzie czynna w piątek i sobotę przed świętami. Okay, ale mam nadzieję, że za nieobecność w pracy pani Krystyna nie wzięła pieniędzy? W środku zastałam zmiany. Z biblioteki znikły dwa komputery z czterech dawniej oferowanych użytkownikom.

Przy dwóch siedziały dwie małe dziewczynki grające w gierki, a trzeci stał na nowym biurku pani Krystyny Maciejewskiej. Nie pozwalała z niego skorzystać, twierdząc, że to jej komputer. Dawniej w tym punkcie PIAP stały cztery komputery do użytku mieszkańców, czyli nastąpiła zmiana na gorsze.

Obok w otwartej salce stały cztery wolne komputery. Zapytałam, czy mogę z jednego z nich skorzystać. Pani Maciejewska kategorycznie zabroniła.
Kazała mi czekać, aż któraś z dziewczynek zejdzie ze stanowiska komputerowego w bibliotece. Zaoponowałam, że nie chcę by żadna dziewczynka schodziła z komputera, skoro obok w salce stoją cztery wolne komputery. Pani Krystyna zaś uparła się, że jedna z sióstr ma zejść z komputera.

Nie zgodziłam się na taki bezsens i brak szacunku do użytkowników.

Zadzwoniłam do dyrektora Gminnego Centrum Kultury w Kowalach Oleckich, pana Karola Czerwińskiego opisując sytuację i prosząc go, by wyraził zgodę na użycie przeze mnie jednego z wolnych komputerów. Nie zgodził się. Wtedy wskazałam, że budynek świetlicy nie jest w pełni wykorzystywany, skoro jego część jest wyłączona z niezrozumiałych względów z eksploatacji.

Wtedy on rzekł, że taki jest grafik użytkowania świetlicy i musi być przestrzegany. Tzn. we wtorki, środy, czwartki ma być czynna tylko biblioteka, a w piątki i soboty - tylko świetlica z osobną kawiarenką internetową.

Dziwi takie twarde i nieekonomiczne stanowisko, tym bardziej, że 12 lutego 2015 roku pani Maciejewska samowolnie zmieniła sobie grafik i zamiast biblioteki była otwarta tylko świetlica.

Zadzwoniłam do wójta Locmana z Kowal Oleckich, ale niestety nie zastałam go. Rozmawiałam z sekretarką o sytuacji w świetlicy. Prosiłam, aby przekazała moje ustne wnioski wójtowi.

Tymczasem po jakimś czasie pani Krystyna zamiast udostępnić mi jeden z wolnych komputerów, bezwzględnie usunęła dziecko ze stanowiska w bibliotece. W ten sposób wyrabia poczucie krzywdy u dzieci, chcących bawić się gierkami  komputerowymi.

Nie mając innego wyjścia, usiadłam przy tym komputerze i zabrałam się dziarsko do pracy, gdyż pani Krystyna ograniczyła mi czas korzystania z komputera do pół godziny. Było to całkowicie bezzasadne. Przecież obok w salce stały wolne komputery. Po co tworzyć sztuczne kolejki? By wywoływać niepotrzebne niezadowolenie i kwasy? By skłócić? Przecież świetlica jest dla mieszkańców, a nie widzimisię pani Krystyny i jej wygody oraz komfortowej posadki. Pomyślałam, że przy tak ostrym reżimie czasowym, nie zdołam napisać nawet ćwierć apelacji, ale nie dyskutowałam z konfliktową kobietą, gdyż zwyczajnie nie chciało mi się.

Miałam szczęście tego dnia, bo nie było tłumów i kolejki do komputerów.
Dziewczynki po jakimś czasie poszły do domu, a zanim poszły, korzystały wspólnie z jednego komputera obok mnie.

W pewnym momencie pojawił się na dyskretnej inspekcji oficjalny przełożony pani Krystyny, dyrektor, pan Karol Czerwiński. Rzucił okiem na komputery w bibliotece i zajrzał do świetlicy, na tę dużą salę. Pochwalił dekoracje i ulotnił się wraz z osobą, która mu towarzyszyła. Miałam wrażenie, że pojawił się w bibliotece tylko po to, by w razie czego zaświadczyć w Sądzie, że zastał mnie przy komputerze, gdzie akurat w tym momencie, bez problemu korzystałam z komputera. Czyli sielanka i nic budzącego wątpliwości co do funkcjonowania tego przybytku.

Gdy dziewczynki poszły do domu, w spokoju i samotności dalej korzystałam z przydzielonego mi komputera. Pani Krystyna nie zaczepiała mnie, o dziwo.
Chyba zbierała siły na potem. 😁

O 16.30 wróciły dziewczynki i Krystyna Maciejewska kazała mi zejść z komputera. Zeszłam i skierowałam swe kroki do łazienki.

No i zaczęło się 😈

Nie doszłam daleko, bo zaledwie do drzwi do dużej sali. Za mną wpadła z impetem... "xxx" rzucając mnie na ścianę, a potem na kaloryfer! 

Cdn. w sądzie.

środa, 13 stycznia 2016

"Fachowiec przyjechał do remontu a ona ani materiałow ani kasy na jego wynagrodzenie..."

Kilka lat temu, fachowiec Andrzej Bernard S. (wspin70) miał powiedziane przed przyjazdem, żeby nie przyjeżdżał, bo właśnie przyszło z ARiMR odmowne pismo, że Indianka wnioskowanych dopłat nie dostanie i wszystkie wcześniejsze ustalenia dot. remontu są nieaktualne.

Ale fachowiec chciał się za wszelką cenę uwolnić od baby u której wówczas mieszkał i mimo to przyjechał do Indianki na próbę na kilka dni. Była mowa o bezgotówkowej współpracy. Miał pomóc przy remoncie w zamian za użyczenie pokoju na rancho.

Obiecał przyjechać z narzędziami hydraulicznymi, by zrobić hydraulikę w domu Indianki. Od tego mieli zacząć remont. Przyjechał z pustymi rękoma - bez niezbędnych narzędzi. Nie miał co robić i czym robić. Jego obecność była zbędna i bez sensu, tym bardziej, że nie nadawał się do pomocy na gospodarstwie. Nie chciał karmić drobiu, nie umiał zagnać koni do stajni, nie umiał pociąć drzewa piłą spalinową. Zepsuł piłę. Porażka i darmozjad.
Do tego miał mieć ze sobą swoje żarcie, którego jednak nie przywiózł i zamiast tego wyżerał skromne zapasy Indianki.

Jakoś nie śpieszył się z wyjazdem mimo bezsensu jego obecności, więć Indianka by go zniechęcić do koczowania u niej, powiedziała mu, że nie ma materiałów budowlanych i wykończeniowych, podczas gdy miała wówczas cały magazyn materiałów :-) Oczywiście, nie pokazała mu nic.

Pan starał się uwieść Indiankę, ale nie była nim zainteresowana.
Po prostu nie podobał jej się. Jego umizgi ją irytowały.
Czuła się niekomfortowo w jego krępującej, dusznej obecności.
Była ogólnie rozdrażniona, że nastaje na nią zamiast wynieść się z jej domu, skoro ze współpracy nici.

Starała się być uprzejma i gościnna wobec niechcianego i uciążliwego gościa, ale jego namolna osoba drażniła ją i gdy przez swoją nonszalancję stłukł jej drogi reflektor (rzucił go z impetem na schody, z których reflektor spadł i roztrzaskał się w drobny mak) i nie umiał zamknąć drzwi do stajni w skutek czego kobyły uciekły mu ze stajni na mróz - wybuchnęła złością i nieudacznika zrugała. Gostek się zaciął w sobie i poprzysiągł zemstę. Następnego dnia rano oświadczył, że wyjeżdża. Był wściekły, gdy Indianka potrąciła mu za zniszczony reflektor. Odgrażał się. O mały włos i by wezwała policję na niego, by go usunęła. Jednak opuścił Rancho o własnych siłach. Wyjechał.

Wrócił do baby, którą był wcześniej porzucił. Wcisnął jej bajeczkę o niezapłaconej pracy i że niby remontował coś. Ze zdumieniem i żenadą przeczytał o swoim sromotnym pobycie na Rancho Indianki na jej blogu.

Wcześniej ten wpis przeczytała jego stara baba, do której z podkulonym ogonem wrócił. Wściekle zazdrosna urządziła mu karczemną awanturę i wyjebała go z chaty. Nie miał gdzie się podziać. Musiał się bardzo płaszczyć przed nią, czego nie cierpi, by go przyjęła z powrotem. Przekonał ją, że był wynajęty do pracy, pracował i mu nie zapłacono. Wobec kochanki Moniki/Jolki zrobił z siebie poszkodowaną ofiarę, by się cudzym kosztem wybielić, paranoicznie
zazdrosne babsko zmiękczyć i udobruchać. Nie powiedział jej prawdy, że uciekł od niej by zagnieździć się u innej kobiety - u Indianki. Nie wpuściłaby go do chaty. Pognałaby w pizdu. Andrzej Berbard S. i ta baba - Monika/Jola (ponoć instruktorka jazdy konnej) żyją w kłamstwie po dziś dzień plując z Facebooka z nienawiścią na Indiankę.

Gdy lesby założyły antybloga i urządziły nagonkę na Indiankę - wspin70 wraz ze swoją zawistną, zazdrosną kochanką chętnie się przyłączyli. Utworzyli razem na Facebooku nienawistną stronę pełną jadu i mowy nienawiści za pomocą której notorycznie obrażają, pomawiają, oczerniają i nękają Indiankę. To chorzy z nienawiści psychole. Taka jest prawda o autorach Rancha de syf.

Pytania? :-)

Ps. Gdy po dłuższym czasie Indianka uzbierała kaskę, hydraulikę zrobił inny fachowiec, kto miał zapłacone zgodnie z umową.
Jest umowa i są pokwitowania rozliczeń za usługę.

Niestety, podczas kolejnej mroźnej zimy dwoje palących papierosy wolontariuszy wietrzyło pokój z nieocieplonymi rurami i rury popękały. Hydraulika do wymiany...

Wnioski:
Dość obcych cwaniaków w prywatnym domu Indianki. Dość!
Woli mieszkać sama, bez strat i nerwów. Ma teraz spokój.
Nie warto wchodzić w układy z obcymi. Generują straty i bywają strasznie bezczelni. Indianka zbyt lekkomyślna była, że wpuściła do domu takie odrażające psychicznie indywiduum jak Andrzej Bernard S. i lesby. Po parce początkujących wolontariuszy zaś ma rozwaloną hydraulikę.

Ten wpis to reakcja na wpis "Hajduczka" na Re-volta:
« #21095 : Styczeń 12, 2016, 21:07:19 »

"Nilka a takie wprowadzanie ludzi w błąd to jest w porządku uważasz? Fachowiec przyjechał do remontu a ona ani materiałow ani kasy na jego wynagrodzenie..."

A ty, Hajduczek, uważasz, że takie wprowadzanie ludzi w błąd co do mnie i sytuacji o której nie masz pojęcia i której nie byłaś świadkiem jest w porządku?
Powielasz pomówienia na temat osoby, której nie znasz. Uważasz, że jesteś w porządku rzucając oszczerstwa po publicznych forach? Hajduczek, ty po prostu szargasz moje dobre imię. :((

By the way - wzruszyło mnie istnienie jednej porządnej duszy jaką jest Nilka na forum re-volta. Dzięki Nilka, za ujęcie się za mną. To bardzo miło z Twojej strony. Mnie moderatorki re-volty nie pozwolily się bronić. Zablokowały mnie i usunęły moje konto przy akompaniamencie wyzwisk i urągań niektórych innych użytkowniczek re-volty, a potem nawet usunęły moje ogłoszenia, tak, jakby chciały mnie zetrzeć z powierzchni ziemi. Właściwie nie wiadomo za co. Chyba z głupoty, stronniczości i podłości.

Pozwoliły zaś, by mnie masowo obrażano i lżono na tym forum. Im do bycia w porządku brakuje całych lat świetlnych. Takie nieuczciwe osoby nie powinny być moderatorkami.

Nie jestem żadną oszustką i nie zostałam za żadne oszustwo skazana. Oszustem jest Andrzej Bernard S., który przyjechał bez narzędzi, czyli nie przygotowany do pracy. Oszustem jest Andrzej Bernard S., który nie wyremontował hydrauliki, a pisze po publicznych forach, że mu nie zapłacono. Za co mu miałam płacić? Za to, że się do mnie mizdrzył przez kilka dni? Ja żigolaków nie wynajmuję i nigdy czegoś takiego nie zrobię. To poniżej mojej godności i zasad.
Zresztą, nie mam takich potrzeb i pomysłów. A gdybym miała, to wolałabym utrzymywać młodego, przystojnego, miłego kawalera, a nie starego, 45 letniego rozwodnika z dwójką dzieci i psychopatycznym charakterem, jakim jest Andrzej Bernard S.

On twierdzi, że mu nie zapłaciłam za remont? Niech pokaże, co on u mnie wyremontował. Nic. Palcem nie ruszył. Jego przyjazd miał charakter towarzysko-poznawczy, a nie zawodowy. Dlatego nie wziął narzędzi i nic nie naprawił, tylko głupa palił.

Ja nawet nie byłam za żadne oszustwo sądzona czy chociażby pozwana. Gdyby tak było, gdyby ten gostek co mnie publicznie fałszywie oskarża został przeze mnie w jakikolwiek sposób oszukany - pozwałby mnie do sądu i wygrałby sprawę.Nadal mam smsy, które mu wysłałam, w których pisałam mu, żeby nie przyjeżdżał, bo sytuacja się u mnie zmieniła na niekorzystną.

Wcześniej wnioskowałam o 400.000 zł na remont kapitalny siedliska. Urząd Gminy i KRUS zablokowały mi dostęp do tych pieniędzy. ARiMR odmówił przyznania dotacji. Musiałam zrezygnować z moich planów. Nikogo nie oszukałam. Gdybym dostała wnioskowane dotacje, remont kapitalny doszedł by do skutku. Byłaby praca dla całej brygady budowlanej. Pewnie nie jednej, bo jest tu co robić.

niedziela, 25 października 2015

Zagłosowane!

Z trudem Indianka znalazła punkt wyborczy dla swojej wioski ustanowiony aż kilka wsi dalej zamiast w pobliskich Sokółkach. Dawniej chodziło się na wybory 2 km do Sokółek. Teraz trzeba przejechać aż 13 km. Na rowerze. W deszcz i zimno. W sumie w dwie strony jest to 26 km. Trzeba końskiego zdrowia i koziego samozaparcia aby komuś się chciało w taką pluchę jechać tyle kilometrów na rowerze! Indianka się zmusiła do tego wyczynu. Przemokła do suchej nitki i wymarzła. Ale głos oddała.

Ze Sokółek drogą asfaltową do Stożnego jest 8 kilometrów, a z Sokółek do Czukt na kolonię jadąc żwirową drogą jest 5 kilometrów. Daje to razem 13 kilometrów w jedną stronę. Są jakieś skróty przez pola, przez Kiliany, ale nikt przy zdrowych zmysłach samochodem osobowym czy nawet rowerem nie jeździ przez te koleiny i błoto po deszczu i po nocy  - co najwyżej traktorem. Jak ktoś nie zna tych skrótów to może i w dzień zabłądzić, a co dopiero w nocy!

Szkoda, że lesby się nie wpieprzyły w te drogi polne, gdy człapały do Indianki w deszczu 3 lata temu latem. Wdepłyby w jakie bagno i utopiłyby się pożytecznie co uchroniłoby Indiankę od ich obłudnego, judaszowego towarzystwa i zaoszczędziłoby Indiance tony przykrości jakie na nią ściągnęły te dwie gładkie żmije... Och, jaka szkoda, że nie polazły skrótem... Byłby spokój!


sobota, 2 listopada 2013

Przestępczość zorganizowana


Oto konkretne przykłady łamania prawa przez lokalne instytucje:
Urząd Gminy Kowale Oleckie nie miał prawa odebrać psa bez nakazu sądu, czyniąc to, złamał prawo.

1. Schronisko w Bystrym w sposób rażący zaniedbuje mojego psa – w dniu wizyty w kwietniu 2013 pies był przetrzymywany w skandalicznych warunkach – w brudnej klatce na zapleczu schroniska. Cały czarny z brudu, osowiały, apatyczny. Wyglądał na zwierzę zastraszone i psychicznie złamane.

2. Schronisko bierze od Urzędu Gminy Kowale Oleckie 240zł miesięcznie na utrzymanie każdego powierzonego im przez Urząd psa. Miesięcznie to jest biznes rzędu 10.000zł. Za te pieniądze nie potrafi spełnić swojego podstawowego zobowiązania wobec zwierzęcia, o zapewnieniu mu odpowiedniego dobrostanu o czym świadczy wołający o pomstę do nieba stan psa. Powinno się właścicielowi tego schroniska odebrać prawo do prowadzenia schroniska dla zwierząt.

3. Policjantki wezwane przez właściciela schroniska na interwencję kilkakrotnie złamały prawo podczas tej interwencji, a także potem. Mianowicie:

 Nie wylegitymowały właściciela schroniska, jego żony i pracownika obecnych na terenie schroniska w chwili przyjazdu policjantek na interwencję – nie sprawdziły, czy są władni i upoważnieni do przetrzymywania mojego psa wbrew mojej woli w ich schronisku.

 Nie sprawdziły, czy pies został przekazany do schroniska na mocy ważnego postanowienia sądu. Tym samym nie dopełniły obowiązku służbowego i wymogu prawnego. Pies bez nakazu sądu nie może zostać odebrany właścicielowi i one powinny były o tym wiedzieć. Konstytucja w art. 46 mówi o zasadach zabierania rzeczy, a ze względu na okres od zabrania nosi to cechy złamania tego zapisu Konstytucji. Policjantki zanim zostały policjantkami składały ślubowanie i w rocie ślubowania zobowiązały się przestrzegać Konstytucji więc jakie podjęły działania w związku z uzyskanymi informacjami? – Żadne.

 Nie zareagowały na widok totalnie zaniedbanego psa i odmówiły przyjęcia zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez schronisko (rażące zaniedbanie psa) i przeprowadzenia interwencji w tej sprawie oraz sporządzenia notatki. Tym samym nie dopełniły obowiązku służbowego i naruszyły prawo.
 Gdy właścicielka domagała się przyjęcia zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez schronisko - policjantki bezpodstawnie aresztowały zgłaszającą przestępstwo właścicielkę psa. Ponownie złamały prawo uniemożliwiając poszkodowanej złożenie zawiadomienia poprzez ograniczenie jej wolności.

 Podczas próby nielegalnego aresztowania nie przedstawiły zarzutu na podstawie którego aresztują właścicielkę psa tym samym dopuściły się kolejnego złamania prawa. Jeżeli policjantki nie pozwalają obywatelce odejść w dowolnej chwili tzn. że ograniczają jej wolność i muszą w takiej sytuacji powiedzieć dlaczego zatrzymują. Każde odstępstwo policjanta od jakiejkolwiek procedury to przestępstwo niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego. Jest to zapisane w kodeksie karnym (art 222 por 2) art 231 par 1.)

 Nielegalne aresztowanie w przypadku braku podstaw do aresztowania, w przypadku braku przedstawienia zarzutu na podstawie, którego dokonuje się aresztowania to przestępstwo. To ich “aresztowanie” nosi znamiona zwykłego, bandyckiego porwania, a nie legalnej interwencji policyjnej.

 Porwanie to jest przestępstwo kryminalne karane karą wiezienia.

Te dwie panie po prostu porwały mnie w biały dzień z parkingu przed schroniskiem w Bystrym (a dokładniej ze żwirowej drogi przed schroniskiem) tłucząc przy tym i poniewierając, doprowadzając swoją przemocą do rozstroju mojego zdrowia i zagrożenia mojego życia (doprowadziły mnie do stanu przedudarowego, który stwierdził lekarz dyżurny w szpitalu w Giżycku, do którego mnie one zawiozły). 

 Policjantki na spółkę z nieuczciwym właścicielem schroniska, który świadomie świadczy nieprawdę – próbowali mnie wrobić w rzekomą „czynną napaść na funkcjonariuszki policji”. Na szczęcie dla mnie, poza nieuczciwymi pracownikami schroniska są uczciwi świadkowie tego zajścia, którzy zaprzeczyli rzekomej mojej „czynnej napaści na funkcjonariuszki”. 

Absolutnie nie było nawet cienia powodu czy pretekstu by się na mnie rzucić i mnie pobić oraz porwać z ulicy przed schroniskiem. Byłam załamana zagarnięciem mojego psa oraz wzburzona stanem jej zaniedbania przez schronisko, ale nie byłam agresywna i nie zrobiłam NIC, by dać powód tym dwóm agresywnym i wyraźnie czerpiącym chorą satysfakcję z zadawania bólu policjantkom z Giżycka.

Potrzebuję dobrego prawnika działającego na zasadzie pro publico bono, który pomoże mi pokonać tę szajkę przestępczą, gdyż sama nie jestem w stanie bronić się i dochodzić moich praw wobec przestępczości zorganizowanej instytucji państwowych.

Proszę o pomoc!

ps. Mikołaju, dziękuję :)

Ja znam nazwiska tych policjantek - z protokołu policyjnego w którym fałszywie oskarżyły mnie o rzekome "naruszenie nietykalności osobistej oraz znieważenie funkcjonariusza policji podczas i w czasie wykonywania obowiązków służbowych". Ten zarzut wymyśliły na komendzie, aby wytłumaczyć swój postępek względem mnie, czyli te ich brutalne "zatrzymanie".

Natomiast podczas interwencji na terenie schroniska ani poza nim nie przedstawiły mi się ani nie okazały odznak. Ich nazwiska poznałam dopiero na Komendzie w Giżycku, gdy mi przedstawiono zarzut wpierw rzekomego "pobicia" policjantek oraz rzekomego ubliżania im "słowami uznawanymi powszechnie za wulgarne".

NIE POBIŁAM ICH, NIE UBLIŻAŁAM IM, NIE NARUSZYŁAM IM NIC. To one się na mnie niespodziewane i agresywnie rzuciły i mnie sponiewierały na ulicy przed schroniskiem, po tym jak spokojnie opuściłam teren schroniska wraz z przyjaciółmi i wybierałam się na Komendę w Giżycku, aby złożyć zawiadomienie na właściciela schroniska z powodu fatalnego stanu utrzymania mego psa w tym pożal się Boże pseudo "schronisku". Zwykła, pospolita zapuszczona psiarnia - żadne schronisko. Do tego wrogo nastawiona do wszelkich prób adopcji, czego byłam świadkiem i czego także doświadczyłam na własnej skórze, bo chciałam Satję adoptować w związku z tym, iż nie chcieli mi jej normalnie wydać, tak jak to było uzgodnione w dniu zabrania psa przez schronisko - iż psa zabiorę po odkarmieniu szczeniaków.

Svenowi także odmówili prawa do adopcji. Co więcej - żonka właściciela schroniska pozwoliła sobie w stosunku do Svena na niewybredne komentarze, co z kolei rozsierdziło Everdinę przysłuchującą się temu. Właściciele schroniska to bezczelni ludzie bez czci i sumienia robiący biznes na psach, a same psy trzymający w skandalicznych warunkach.

Z samej Gminy Kowale Oleckie dostają miesięcznie wynagrodzenie za swoją pożal się Boże opiekę rzędu 10.000zł, a z Gminy Giżycko i innych gmin dostają osobne wynagrodzenie, znacznie wyższe niż to co płaci im Urząd Gminy Kowale Oleckie. Miesięcznie za psy zgarniają mnóstwo kasy, plus korzystają z różnych darowizn. Złoty interes. Właściciel schroniska nielegalnie zagrabił mojego psa i nasłał na mnie brutalne policjantki aby mnie pobiły. Nasłał policję na mnie po konsultacji telefonicznej z Urzędnikiem Gminy Kowale Oleckie, tym samym, który psa ode mnie wyłudził z mojego gospodarstwa.

Moje liczne pisma do Urzędu Gminy w związku ze sprawą zaniedbania mego psa w schronisku i próbą jego odzyskania spotkały się z bezduszną odmową wydania mi psa, mimo, iż pies jest w schronisku przetrzymywany nielegalnie, bez prawomocnego nakazu sądu i w strasznych warunkach.

Moi Przyjaciele od razu po tym zajściu, a potem Ja - złożyliśmy dwie osobne skargi na brutalność tych policjantek. Niestety, dostałam pismo z policji w Giżycku o odmowie wszczęcia postępowania przeciwko tym dwu agresywnym policjantkom. Moim zdaniem policja ewidentnie kryje swoje pracownice moim kosztem czym robi mi wielką krzywdę i łamie prawo.

Natomiast pośpiesznie pchnęli do sądu sprawę przeciwko mnie, gdzie mnie fałszywie oskarżają o naruszenie nietykalności osobistej i znieważenie tych policjantek :(((.

poniedziałek, 28 października 2013

Satja i Saba

Siostry razem. Po lewej Saba, po prawej Satja. 
Na nieodśnieżonej drodze gminnej zimą 2010 roku.
Pół metra śniegu na drodze publicznej to w tej gminie niechlubny standard.
Robiąc porządki w swoim gabineciku znalazłam zdjęcie suczek z 2010 roku, gdy były jeszcze razem na moim gospodarstwie.

Na zdjęciu Satja i Saba na drodze gminnej przed moim gospodarstwem zimą 2010r. Tak wygląda droga gminna zimą przez większość czasu. Pół metra śniegu lub lepiej.

Bardzo żałuje, że dałam się w zeszłym roku zaskoczyć i zastraszyć urzędasom i pod ich naciskiem wydać suczkę wraz ze szczeniętami do schroniska.

Urzędnikom w Gminie Kowale Oleckie absolutnie nie można ufać. Wielka nauczka na przyszłość. Mogli zabrać same niechciane szczenięta - owoc zapylenia suki przez kundla sołtysowej, która oczywiście umywa ręce od jakiejkolwiek odpowiedzialności za szkody, które spowodowała i tragedię do której doprowadziła poprzez wpierw swoje zaniedbanie w utrzymaniu swojego psa, a następnie poprzez perfidne inspirowanie do składania donosów mądrych inaczej, a na pewno skrajnie niewdzięcznych i nieżyczliwych lesbijek.

Urząd Gminny ledwo dał sołtysowej ustne pouczenie aby pilnowała swego psa i nie puszczała go na moją posesję. A robi to od lat tzn. puszcza psy na moją ziemię, szczuje mnie i moje zwierzęta. Tylko tyle zrobiła Gmina. Ustne pouczenie sołtyski. Żadnego zabierania psa do schroniska, bo właścicielka niewłaściwie się nim zajmuje i pies powoduje szkody w okolicy. Kundel ten namolnie wałęsał się rok temu po moim gospodarstwie nachodząc Satję, gdy miała cieczkę. Mimo, iż zamykałam suczkę aby nie mógł się do niej dostać - przegryzł drzwi do stajni i się do niej dobrał. W wyniku tego, zapłodnił suczkę i suczka zaciążyła oraz niespodziewanie urodziła szczenięta pechowo w dniu przyjazdu nieżyczliwej kontroli przeprowadzonej za sprawą donosu dwóch lesbijek inspirowanych przez samą sołtysową. Tę samą, której pies spowodował to nieszczęście.
O wyrafinowana przewrotności!

Suka została na moment zatrzymana na łańcuchu w stajni, z której wynosiła szczenięta w krzaki, gdzie je urodziła. Dosłownie była zatrzymana łańcuchem w stajni 3 minuty, gdy przyjechała kontrola żądna sensacji i doczepiania się do czegokolwiek. Ten łańcuch i szczenięta posłużyły jako pretekst aby sukę wyrwać z gospodarstwa.

W Gminie Kowale Oleckie większość psów podwórkowych jest uwiązana na łańcuchach i nie odbiera się gospodarzom psów, ani nie straszy mandatami, mimo, że wiele z tych psów jest bardzo zaniedbanych, niedożywionych, chorych. Często nie mają bud, a są trzymane w czym popadnie - w beczkach, w dziurach w murach obór.

Tylko Ja zostałam potraktowana wyjątkowo surowo i straszona mandatem za sprawą donosu lesbijek z Krakowa, które za darmo spędziły u mnie kilka dni na gospodarstwie i w ten sposób się mi "odwdzięczyły" za tę przysługę.

Suczki moje normalnie latały luzem na wolności, co obrazuje zamieszczone tutaj zdjęcie. Wiązane lub zamykane były tylko wówczas, gdy na gospodarstwie pojawiali się goście, których suczki mogłyby pogryźć, bo to suki obronne. Aby zabezpieczyć dwie przyjezdne letniczki - I na ten czas uwiązałam Satję na łańcuchu. Zarówno przed jak i po ich wyjeździe suczka korzystała z wolności i pełnej swobody.

Okazało się, że ten zabieg zabezpieczenia przed ich pogryzieniem u zarozumiałych kobiet z miasta nie wywołał wdzięczności, a wręcz przeciwnie - kretyńskie komentarze. Ale gdyby któraś z suk je pogryzła - zapewne nie omieszkałyby wezwać policji i założyć sprawy karnej.
Takie charaktery obłudne.

Mimo wielu pism do Urzędu Gminy Kowale Oleckie - Urząd Gminy odmówił mnie wydania suczki do domu. Owszem, zgodzono się wydać psa pod złośliwym i niemożliwym do spełnienia warunkiem zapłaty Urzędowi Gminy haraczu w wysokości niemal 2500zł. Złośliwy warunek, na którego spełnienie mnie nie stać.

Pies został tam uwięziony wbrew mojej woli - przy pomocy zastraszania mandatem i wyłudzania pod pretekstem odchowania i oddania do adopcji szczeniąt po kundlu sołtysowej. Obiecano, że po odchowaniu szczeniąt suka do mnie wróci.

Starałam się o zwrot suczki zaraz po odkarmieniu szczeniąt, niestety właściciel schroniska robił trudności i odmawiał wydania psa, gdy kontaktowałam się z nim kilkakrotnie telefonicznie. Twierdził, że jego kolega z urzędu gminy nie zgadza się, aby mi oddać psa. Z tym jego kolegą jestem w konflikcie w związku z nieodśnieżaniem przez Urząd Gminy drogi publicznej przed moim gospodarstwem. On jest odpowiedzialny za zlecanie odśnieżania pługowi śnieżnemu dróg gminnych lecz niestety notorycznie pomija kolonię na której mieszkam.
W związku z tym były napięcia pomiędzy nami i jest mi nieżyczliwy, zresztą tak samo jak jego ojciec, po którym odziedziczył stanowisko w Urzędzie Gminy. Bo w mojej gminie stanowiska się dziedziczy :))) Ludzie na stanowiska nie są wybierani według wykształcenia, doświadczenia i umiejętności, lecz według koneksji i znajomości z panią wójt.

Gdy pojechałam po pieska osobiście wraz z przyjaciółmi - właściciel schroniska wezwał policjantki, które mnie boleśnie poturbowały przed schroniskiem, mimo, że spokojnie opuściłam teren schroniska po ich wezwaniu do jego opuszczenia. Na terenie schroniska także zachowywałam się nieagresywnie - dyskutowałam z właścicielem schroniska próbując go nakłonić aby wydał psa dla mnie zgodnie z obietnicą zawartą na protokole, który podpisałam wydając tymczasowo psa do schroniska ze względu na szczenięta wymagające odkarmienia.
Inaczej suka by nie opuściła mojego gospodarstwa - gdyby nie te szczeniaki. Potem dowiedziałam się, że standardowo ślepe mioty schroniska w tym to także uśmiercają. W tym przypadku podobno zrobili wyjątek i pozwolili szczeniakom żyć. Raczej nie z litości, lecz by mieć pretekst do zatrzymania suki.

Teraz jestem fałszywie oskarżona i nękana sprawą o rzekome pobicie policjantek, których oczywiście nie pobiłam. Jakbym mogła? Ja, spracowana rolniczka? Niespodziewająca się ataku? Sama jedna dwie szkolone do bicia ludzi funkcjonariuszki policji?

Natomiast moja skarga jak i skarga moich przyjaciół na brutalność policji zostały zupełnie bez echa, tak, jakby w ogóle tych skarg nie było. Prokuratura nie zajęła się dalszym procedowaniem tej sprawy. Umorzyła postępowanie mimo naszych zeznań i skarg.

Zostałam dotkliwie pobita i winne tego pobicia i rozstroju zdrowia policjantki nie poniosą żadnej odpowiedzialności ani kary za to co mi zrobiły.

Natomiast Ja sama przewrotnie będę sądzona o coś, czego nie zrobiłam. Taki jest efekt działania ludzi z gruntu złych. Do nich należą podłe donosicielki, które wykorzystały mnie dla swoich egoistycznych celów darmowego campingu - a niezadowolone z braku darmowego wyżywienia, które sobie ubzdurały, że na gospodarstwie za darmo dostaną, ze standardu domu do którego się wtryniły na własne usilne życzenie, a w którym według uzgodnień przed przyjazdem i tak nie miały mieszkać lecz w swoim namiocie i o którego niedokończonym remoncie zostały dokładnie poinformowane przez przyjazdem, więc dokładnie wiedziały w co się pakują, a wcześniej mieszkały na budowie w Niemczech i im tamtejszy remont nie przeszkadzał mimo, że nie zostały nakarmione za friko, jak to się stało ostatecznie na moim gospodarstwie. Mimo darmowego pobytu na moim gospodarstwie - naskładały ochoczo całe mnóstwo donosów tu, tam i siam szukając dziury w całym, mało tego - nawołując inne łachudry do składania donosów na mnie. Tak podziękowały za darmową gościnę.

Lesbijki czytając przed przyjazdem na me gospodarstwo mego bloga i będąc dokładnie zorientowane w relacjach moich i sołtyski - wykorzystały one także stary mój konflikt i sołtysowej, która nie może znieść, iż samotna dziewczyna z miasta zamieszkała 700 metrów od jej "drogocennego" męża i którą w związku z tym skręca zazdrość od dnia, w którym wprowadziłam się na swoje gospodarstwo szerząc popłoch wśród lokalnych kobiet - swoją niezależnością i samodzielnością oraz niebanalną osobowością – prosto z mego gościnnego gospodarstwa które je przyjęło na darmowe wakacje polazły podle knuć z sołtyską przeciwko mnie. Napuściły na mnie wtedy lokalne urzędy zdominowane przez krewniaków i kolesi mieszkających w sąsiedztwie wieśniaków: policję, weterynarię, urząd gminy.

Policjantki? Gdy wcześniej tego dnia wzywałam policję, aby pomogła mi w związku z wyłudzeniem psa i jego bezprawnym przetrzymywaniem przez schronisko w Bystrym - nie przyjechały.

Przyjechały dopiero, gdy na Komendę zadzwonił właściciel schroniska. Nawet go nie wylegitymowały. Widać się znali wcześniej. Także na policjantkach nie zrobił żadnego wrażenia zaniedbany, czarny z brudu pies przetrzymywany w brudzie w klatce, na zapleczu schroniska. Policjantki jakby oślepły!

Zamiast wlepić właścicielowi mandat za zaniedbywanie psa sponsorowanego przez Urząd Gminy Kowale Oleckie - rzuciły się na mnie, gdy Ja oświadczyłam, że jadę złożyć doniesienie o znęcaniu się i zaniedbywaniu mojego psa w schronisku w Bystrym.

To był duszny dzień końca kwietnia. Tuż przed burzą. Ja pobita, poturbowana, powykręcana, ręce ciasno skute kajdankami od tyłu, ściśniętymi tak, że kajdanki wżarły się na pół centymetra w ciało - dusiłam się i wołałam o pomoc, o adwokata, o lekarza. Dopytywałam się za co jestem uwięziona. Nikt mi nie pomógł. Policjantki zatrzasnęły drzwi klatki, w którą mnie wrzuciły na podłogę jak świnię rzeźną i porwały mnie z ulicy w Bystrym wpierw do miejskiego szpitala w Giżycku, przed którym straszyły mnie i mi wmawiały, że to dom dla umysłowo chorych i zostanę tam uwięziona na bardzo długo bez możliwości kontaktu z moją rodziną i powrotu do moich pozostawionych na gospodarstwie zwierząt, a przedtem straszona poniżejącym badaniem ginekologicznym na siłę i wbrew mojej woli, a po badaniu przez jak się okazało zwykłego lekarza, który stwierdził u mnie stan tuż przed udarem mózgu - stan w który mnie wprawiły owe dwie policjantki z Giżycka - zawiozły mnie na komendę w Giżycku, gdzie moje rzeczy osobiste wysypały na stół i grzebały w nich - w tym w komórce, którą uszkodziły. Być może założyły podsłuch, bo wynosiły tę komórkę gdzieś na piętro by w niej manipulować.

Mnie samej kazano dmuchać w alkomat, jakbym była pijana. Alkomat potwierdził 100 procent trzeźwości. Byłam oczywiście całkowicie trzeźwa i nic nie wskazywało na to, aby było inaczej. To poniżające zmuszanie skutej kajdankami, bladej i osłabionej z niedotlenienia dziewczyny do dmuchania alkomatu to nadużycie i łamanie praw obywatelskich. O tym szokującym pobiciu nie wspomnę. Mało mnie nie udusiły w tym radiowozie.

Zostałam potraktowana jak jakiś ostatni bandzior i kryminalista, a nie normalny obywatel, który spokojnie przyjechał odebrać swojego psa ze schroniska według wcześniejszych ustaleń z dnia zabrania psa z gospodarstwa. Psa, który według obietnic urzędasów miał być tam tymczasowo, do czasu odchowania szczeniąt.

A wszystko zaczęło się od dwóch... (tu się ciśnie mi na usta soczyste słowo na "k", ale oszczędzę Wam tego) niezadowolonych letniczek, które wyłudziły ode mnie darmowy pobyt na moim gospodarstwie za pośrednictwem portalu CouchSurfing.

W swoim lizusowskim liście napisanym do mnie, w którym prosiły o możliwość przyjazdu na moje rancho pod namiot na darmowy camping napisały: "nie będziemy sprawiać żadnych problemów, zajmiemy się same sobą, jak trzeba to coś w domu pomożemy". Chyba nie muszę dodawać, że z tych czczych obietnic się nie wywiązały. Nie było z ich strony żadnej dobrowolnej pomocy w czymkolwiek. Pierwszego dnia nakarmiłam obie całkowicie za darmo mając nadzieję, że następnego dnia one się zrewanżują fajnym posiłkiem - jak zwykłe bycie fair i dobre maniery nakazują. Niestety - zawiodłam się. Nie było żadnej mowy o ich dzieleniu się ze mną czymkolwiek. To co im przygotowałam, owszem, zjadły.
Niestety - nawet talerza po sobie nie zmyły. I tak było przez cały ich pobyt. Miały spać w  swoim namiocie, ale już pierwszego dnia wlisiły się do mojej sypialni i tam koczowały kilka dni. Oczekiwały ode mnie ponadto wbrew wcześniejszym ustaleniom, że to Ja będę dwie dorosłe kobiety karmić przez 2 tygodnie ich pobytu. Nie zgodziłam się. Powiedziałam, że mnie na to nie stać i że to nie tak miało wyglądać. Iż powinny się dokładać do wspólnego wyżywienia, a nie oczekiwać, że ja im będę sponsorować jedzenie.

Niestety zaskoczyły mnie niemiłą informacją, że są bez kasy. Iż pieniądze które miały mieć na swoje wyżywienie - wydały na dojazd (pierwotnie miały jechać za darmo stopem z Krakowa, ale w końcu najpierw urządziły sobie wycieczkę do Berlina i z Berlina przez Warszawę przyjechały spłukane do mnie, by na mnie żerować). Wobec powyższego postawiły mnie w niezręcznej sytuacji przed faktem dokonanym. Ostatecznie zlitowałam się nad nimi i powiedziałam, że spróbuję je wyżywić dzieląc się swoim jedzeniem, pod warunkiem, że mi na gospodarstwie pomogą w pracy.
Niechętnie zgodziły się. Zaproponowały, że będą pomagać ledwo 2 godziny dziennie. Dwie godziny dziennie pomocy od miastowych lalek, które nie potrafią nic na gospodarstwie robić, to żadna pomoc, tylko zawracanie gitary. Nie zgodziłam się. Powiedziałam, że to powinno być co najmniej 5 godzin, gdyż  nie są wydajne i nic nie potrafią robić takiego, co ja potrzebuję. Niechętnie przystały na to. Dałam im cokolwiek łatwego do roboty, aby cokolwiek robiły, a nie tylko na mnie żerowały.

Pomagały w ten sposób przez dwa dni po 5 godzin, a Ja im w zamian za to gotowałam posiłki 3 razy dziennie. Spały do 10 rano, więc późno zaczynały pomagać i w sumie kończyły także późno bo ok. 15.00, jadły posiłek i zanim nażarły się był już wieczór. Niewiele czasu na zwiedzanie okolicy. Tak więc gnieździły się cały czas w mojej sypialni. Gdy wychodziły w pole wycinać gałęzie - zadanie, jakie im powierzyłam - trwożliwie zabierały ze sobą torbę z dokumentami. Teraz wiem dlaczego - już wtedy musiały knuć przeciwko mnie i nie chciały, abym przypadkiem poznała ich dane osobowe i adresowe, które powinny były mi okazać po przyjeździe, a czego nie zrobiły. Co prawda, nie mam zwyczaju szperać moim gościom w ich torbach, ale to ich zachowanie zastanowiło mnie. Widać miały od początku nieczyste intencje i nie chciały, abym poznała ich dane adresowe w razie jakiegoś ich numeru i konieczności wytoczenia procesu. Teraz  mam z tym problem, gdyż oczerniają mnie i szykanują w Internecie, a Ja nie znając ich adresu nie mogę założyć im sprawy o ochronę dóbr osobistych.

Jak widać, wbrew zapewnieniom sprowadziły na mnie całą fatalną serię problemów i nieprzyjemności. Przez nie straciłam psa, mnóstwo nerwów, mam teraz przeciwko sobie proces na podstawie fałszywego oskarżenia. To wszystko za ich sprawą. Te kobiety są bez czci i honoru. Może dlatego, że nie są to prawdziwe kobiety, lecz odmieńce? Ale czego się spodziewać po wynaturzonych lesbijkach???

Mało tego, że te dwie sprowadziły na mnie całą serię nieszczęść - to jeszcze im nie wystarczy. Ich mściwość nie zna granic. Obecnie od miesięcy zajmują się szkalowaniem mojego dobrego imienia, szykanowaniem mnie w Internecie, pomawianiem mnie, rozsyłaniem oszczerczego spamu, nagabywaniem moich znajomych i namawianiem ich do składania donosów na mnie oraz nawoływaniem rozmaitych przypadkowych łachudr do składania donosów na mnie. Tyle mnie spotyka za to, że lekkomyślnie, tolerancyjnie i ufnie wpuściłam do domu dwie obłudne lesby.

Lesbijki były u mnie ponad rok temu, w sierpniu 2013r. Ten ich pobyt do tej pory odbija mi się ciężką czkawką. Teraz przez nie czeka mnie proces z oskarżenia policjantek, które mnie pobiły. Zastanawiam się, czy gdyby te dwie policjantki zabiły mnie lub pośrednio doprowadziły do śmierci przez  uduszenie lub udar mózgu, to czy też me zwłoki chory system organów ścigania i sądownictwa wlókł przed sąd za rzekome absurdalne pobicie policjantek?

Chore społeczeństwo. Chory system prawny. Umysłowo chore organy ścigania. Za konieczne przytrzymanie zwierzęcia na łańcuchu aby zwierzak nie pogryzł durnej turystki lub krzywdy szczeniakom nie zrobił straszą mandatami, a bezbronnych, niewinnych ludzi agresywnie  napadają i bezkarnie skuwają na 20 centymetrowym łańcuchu zwanym kajdankami :(((

To zabronione jest trzymanie na łańcuchu groźnego zwierzaka, który gryzie, a nie jest zabronione trzymanie na łańcuchu spokojnego człowieka? To kim jest człowiek dla tych oszołomów? Śmieciem???!!! Śmieciem gorszym od zwierzęcia??? Nie zasługującym na żadne prawa? Żadne poszanowanie nietykalności osobistej, szacunek i zachowanie godności osobistej?

Wlec kobietę po ziemi jak wór kartofli? Przewracać, szarpać, wykręcać ręce, bolesne barki (barki i kręgosłup mam kontuzjowane po wypadkach) i zastraszać? Tak wolno w tym kraju? Co za skurwysyn wymyślił takie bezprawie???!!! Dorwać chuja i pod ścianę go! :((( Niech wszyscy ci, którzy tworzą teraz kolejne pierdolnięte przepisy – niech się łaskawie pod nimi podpisują. Gdy nastanie pełna wolność, trzeba będzie ich znaleźć i odpłacić pięknym za nadobne!

Tak jak Żydzi znajdowali przez lata powojenne swoich oprawców i stawiali ich pod sąd i skazywali na dożywocie lub karę śmierci za zbrodnie i krzywdy im wyrządzone podczas II Wojny Światowej.

W Polsce za zbrodnie czasów PRLu nikt nie został osądzony ani skazany.
Mimo ewidentnych dowodów i licznych świadków, procesy toczą się latami i nie dochodzi do żadnych skazań. Ci, co mordowali lub kazali mordować – żyją sobie bezkarnie na wysokich emeryturach, a osoby, które dawniej nękali – zamordowani w więzieniach ubeckich lub na ulicach, a jeśli przeżyli to są teraz na głodowych rentach lub emeryturkach i z trudem wiążą koniec z końcem.

Nie ma sprawiedliwości ani uczciwej władzy w tym kraju. Polska zasługuje
na lepszych ludzi u sterów. Na porządnych, uczciwych, sprawiedliwych patriotów, dobrych i mądrych   gospodarzy. Wybierzcie takich następnym razem. Przestańcie głosować na komuchów i POpaprańców. Proszę.
Chcę żyć w bezpiecznym kraju, gdzie policja się na mnie nie rzuca, nie tłucze mnie, a jeśli to zrobi - nie uchodzi to jej bezkarnie.

piątek, 6 września 2013

Odbiór śmieci po dwóch latach!

Indianka czekała aż 2 lata, aż zabiorą śmieci... :)))

Indianka dostała wczoraj cynk, że dzisiaj po dwóch latach ma znowu przyjechać śmieciara odebrać śmieci :))) Hmmm... Aż dziw :) To chyba ta ustawa śmieciowa pomogła, bo do tej pory mimo licznych Indianki monitów w tej sprawie – zarówno w Urzędzie Gminy, jak i w samej firmie zajmującej się odbiorem śmieci – śmieciarze śmieci nie zabierali.

Indianka co prawda stosuje ostry recycling – ale mimo wszystko przez te dwa lata uzbierało się 10 worów śmiecia, które zagracało piwnicę. Teraz w piwnicy zrobiło się luźniej i przestronniej. Ufff... Wreszcie będzie można zrobić przegląd gratów w piwnicy i na strychu oraz na parterze i jeszcze co połamane lub niekoniecznie potrzebne – wywalić.

Także Indianka czeka na panów śmieciarzy za dwa tygodnie z wielkim utęsknieniem :))).

Tata Indianki to zbieracz, a Mama Indianki to bezwzględny śmieciowy exterminator. Żaden śmieć czy zbędna lub podejrzana o zbędność lub zagracanie mieszkania rzecz się w domu rodzinnym Indianki nie uchowa. Tato nie raz płakał, gdy mu Mama coś pożytecznego, zachomikowanego wywaliła
:))). Gdy miał swój garaż – to tam trzymał swoje skarby w sposób totalnie chaotyczny, ale mimo to poruszał się w tym chaosie płynnie i co potrzebował – to znajdował. Gdy stracił garaż – jedyną ostoją okazała się piwnica i balkon mieszkania. 

Niestety – exterminator i tam wkroczyła, by odkryć i usunąć wszystkie podejrzane o zagracanie rzeczy. Być może piwnica domu rodzinnego Indianki jest ostatnią ostoją skarbów taty, ale niekoniecznie. Podobno był tam wpuszczony w porządkowym celu brat Indianki. I piwnica może być już miejscem przestronnym :))). Chociaż jest to klatka tak mała i ciasna – że nie ma mowy o jakiejkolwiek przestronności.

Indianka po rodzicach odziedziczyła lub raczej z wychowaniem nabyła – obie umiejętności – zarówno zbierania pożytecznych rzeczy, jak i ich się pozbywania w zawrotnym tempie – o ile na to ma ochotę.

Od dłuższego czasu ma włączony zachowaczy tryb – “zbieranie” ale właśnie naszła ją ochota, by chałupę przemeblować – totalnie przemeblować i w tym celu jest jej potrzebne miejsce. Zatem wszystkie zbędne graty, które do tej pory się nie przydały – wyfruną. :)))

Taka totalna czystka jest przydatna od czasu do czasu. Poza tym ktoś fajny ma przyjechać i trzeba dla niego wygospodarować miejsce. Człowiek wydaje się rzetelny i w porządku, więc warto się dla niego wysilić i zrobić cokolwiek w kierunku przetarcia dżungli by przybysz mógł sobie tutaj uwić przyjemne gniazdko na czas swego pobytu :)))

Piwnica Indianki w porównaniu z piwnicą rodziców jest miejscem wielkich przestrzeni. Około 100 metrów wspaniałej powierzchni i sklepionych sufitów. Oczywiście jest to zagospodarowane na składowisko różnych gratów oraz ziemniaków i przetworów, ale Indianka ma chęć zrobić tutaj totalną czystkę i miejsce na coś fajnego. Teraz, dzięki upragnionemu odbiorowi śmieci z gospodarstwa – będzie to wreszcie realne i możliwe.

Indianka z racji swego ubóstwa i dużej odległości od miasta, a także z racji swoich ekologicznych przekonań – zbiera różne rzeczy, które da się ponownie wykorzystać. Zbiera słoiki, butelki, puszki, plastiki. Na farmie wszystko się przydaje choćby na mleko, jogurt, sadzonki, gwoździe itp. Ale ostatnimi czasy urosła sterta połamanych plastików oraz te piwniczne wory śmiecia utrudniały poruszanie się po piwnicy i zajmowały niepotrzebnie cenne miejsce. Zatem Indianka z ulgą oddała panom śmieciarzom ich łup :)))

Na kolejną wizytę już się cieszy i ma nadzieję, że nie będzie musiała interweniować w ministerstwie ochrony środowiska czy w ministerstwie rolnictwa, aby zmusić firmę zajmującą się odpadami – do zabrania kolejnych odpadów.

środa, 4 września 2013

Odpowiedzialność za szkody wyrządzone przez dzikie zwierzęta

Odpowiedzialność za szkody wyrządzone przez dzikie zwierzęta

dzikKto odpowiada za szkody wyrządzone przez dzikie zwierzęta?
Aby rozstrzygnąć, kto w danym przypadku odpowiada za taką szkodę, niezbędne jest ustalenie, na jakim terenie szkoda została wyrządzona, a po drugie - przez jakie zwierzę.

Kwestie odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez dzikie zwierzęta regulują obecnie przepisy dwóch ustaw - z 13 października 1995 r. Prawo łowieckie oraz z 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody. Prawo łowieckie reguluje odpowiedzialność za trzy rodzaje szkód. Po pierwsze, zgodnie z art. 46 ust. 1 tej ustawy, do wynagradzania szkód wyrządzonych w uprawach i płodach rolnych przez następujące zwierzęta łowne: dziki, łosie, jelenie, daniele i sarny zobowiązany jest dzierżawca lub zarządca obwodu łowieckiego.

Odpowiedzialność na podstawie przytoczonego przepisu, co jasno wynika z jego brzmienia, obejmuje wyłącznie szkody w uprawach i płodach rolnych (czyli w określonego rodzaju mieniu, a nie na osobie), które zostały wyrządzone przez wymienione w tym przepisie zwierzęta. Jak wskazał SN, uprawą rolną w rozumieniu tego przepisu jest każda uprawa prowadzona na gruncie rolnym (uchwała z 27 listopada 2007 r., sygn. III CZP 67/07). W omawianym przypadku wypłaty odszkodowania dokonują dzierżawcy lub zarządcy obwodów łowieckich w terminie trzydziestu dni od dnia sporządzenia protokołu ostatecznego szacowania szkody.

Natomiast przy szacowaniu szkód łowieckich pojawił się problem, jak należy rozumieć sformułowanie „płód rolny". Nie miejsce tu na wyjaśnianie tego pojęcia, warto tylko wskazać, że w praktyce problem pojawia się. Drugi rodzaj szkód, o którym mówi prawo łowieckie, to szkody wyrządzone w uprawach i płodach rolnych przez zwierzęta łowne objęte całoroczną ochroną (co w obecnym stanie prawnym dotyczy tylko łosi), za które zgodnie z art. 50 ust. 1 odpowiada Skarb Państwa. Zgodnie z art. 50 ust. 2, za szkody wyrządzane przez łosia na obszarach obwodów łowieckich leśnych odszkodowania wypłaca Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe ze środków budżetu państwa, zaś na obszarach obwodów łowieckich polnych, a także obszarach niewchodzących w skład obwodów łowieckich odszkodowania wypłaca zarząd województwa ze środków budżetu państwa.

Wreszcie, na podstawie art. 50 ust. 1b prawa łowieckiego, za szkody wyrządzone przez dziki, łosie, jelenie, daniele i sarny na obszarach niewchodzących w skład obwodów łowieckich odpowiada Skarb Państwa.

USTAWA O OCHRONIE PRZYRODY
Jak już wspomniałem, do szkód wyrządzonych przez dzikie zwierzęta znajduje zastosowanie ustawa o ochronie przyrody. Jej przepisy regulują odpowiedzialność za dwa rodzaje szkód: po pierwsze - za szkody wyrządzone przez zwierzęta objęte ochroną gatunkową, a po drugie - za szkody wyrządzone przez zwierzęta łowne na terenach chronionych, takich jak np. parki narodowe, strefy ochrony zwierząt lub rezerwaty przyrody. 

Jeżeli chodzi o pierwszy rodzaj szkód, to na podstawie art. 126 ustawy o ochronie przyrody Skarb Państwa odpowiada za szkody wyrządzone przez żubry — w uprawach, płodach rolnych lub w gospodarstwie leśnym, wilki - w pogłowiu zwierząt gospodarskich, rysie - w pogłowiu zwierząt gospodarskich, niedźwiedzie - w pasiekach, w pogłowiu zwierząt gospodarskich oraz w uprawach rolnych oraz bobry - w gospodarstwie rolnym, leśnym lub rybackim. Drugi przypadek regulują przepisy art. 126 ust. 7 i nast., o czym szerzej poniżej.

SZKODY WYRZĄDZONE PRZEZ DZIKI
Już na pierwszy rzut oka widać, że wskazane przepisy nie należą do jasnych. Dlatego też warto przeanalizować je na przykładzie szkód wyrządzonych przez konkretne zwierzę. Proponuję dzika. W świetle obecnie obowiązujących przepisów prawa dzik jest zwierzęciem łownym, które nie podlega ani całorocznej ochronie, ani ochronie gatunkowej. Podmiot odpowiedzialny za szkody będzie zależał od miejsca ich wyrządzenia. Jeżeli szkoda została wyrządzona w uprawach lub płodach rolnych na terenie obwodu łowieckiego, do jej wynagrodzenia zobowiązany jest dzierżawca lub zarządca obwodu łowieckiego.

Aby stwierdzić, czy tak rzeczywiście było, należy ustalić, czym jest obwód łowiecki. Prawo łowieckie podaje jego definicję. Jest to obszar gruntów o powierzchni nie mniejszej niż trzy tysiące hektarów, na którego obszarze istnieją warunki do prowadzenia łowiectwa. Obwody dzielą się na leśne oraz polne. Znaczenie prawne wskazanego podziału obwodów polega na innym określeniu dzierżawców - leśne wydzierżawią dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, zaś polne - starosta. W świetle prawa administracyjnego jest to zatem rodzaj obszaru specjalnego, wyodrębniony ze względu na cel w postaci hodowli zwierzyny łownej (W. Radecki, „Prawo łowieckie. Komentarz", str. 122). Dzierżawca lub zarządca obwodu łowieckiego powinien poinformować właściwego miejscowo wójta (burmistrza, prezydenta miasta) o osobach uprawnionych do przyjmowania zgłoszeń tych szkód.

Jeżeli dzik wyrządził szkodę na terenie niewchodzącym w skład obwodów łowieckich, czyli m.in. na obszarze parku narodowego lub rezerwatu przyrody (ich definicje znajdziemy w ustawie o ochronie przyrody), w granicach administracyjnych miasta (gdy granice te obejmują większe obszary leśne lub rolne, może być z nich utworzony obwód łowiecki lub mogą być one włączone do innych obwodów łowieckich), na terenie zabudowanym budynkami mieszkalnymi lub gospodarczymi, na podwórzu, na placu, na ulicy lub na drodze w granicach administracyjnych miejscowości innej niż miasto, za szkody odpowiada Skarb Państwa. Wszystkie obszary, które nie wchodzą w skład obwodów łowieckich, wymienia art. 26 prawa łowieckiego.

Należy zrobić rozróżnienie między podmiotem odpowiedzialnym za szkodę a podmiotem faktycznie wypłacającym odszkodowanie.

I tak, co do zasady, zgodnie z art. 50 ust. 3 prawa łowieckiego, za szkody wyrządzone przez dzika na terenach niewchodzących w skład obwodów łowieckich odszkodowanie wypłaca zarząd województwa ze środków budżetu państwa. Gdy dzik wyrządził szkodę na terenie parku narodowego lub rezerwatu przyrody, odszkodowanie wypłacane jest ze środków odpowiednio - parku narodowego lub regionalnej dyrekcji ochrony środowiska. Zastosowanie znajduje tu bowiem art. 126 ust. 7 prawa ochrony przyrody, który jest przepisem szczególnym wobec art. 50 ust. 3.

CHARAKTER ODPOWIEDZIALNOŚCI
Odpowiedzialność przewidziana w art. 46 ust. 1 prawa łowieckiego ma charakter obiektywny w tym znaczeniu, że nie zależy od winy dzierżawcy lub zarządcy obwodu łowieckiego, która mogłaby polegać na przykład na dopuszczeniu do nadmiernego zwiększenia się liczby zwierzyny lub na zaniechaniu zimowego dokarmiania (W. Radecki, „Prawo łowieckie. Komentarz", Warszawa 2007, str. 248). 

W praktyce oznacza to, że nawet wzorowe prowadzenie gospodarki łowieckiej i dołożenie wszelkich możliwych starań w celu niedopuszczenia do powstania szkód w uprawach i płodach rolnych nie zwalnia z odpowiedzialności, jeżeli szkody powstaną. 

Oczywiście nie znaczy to, że nie istnieją sposoby pozwalające ograniczyć rozmiar tych szkód. Wręcz przeciwnie - określone osoby są prawnie zobligowane do podejmowania działań w celu ich ograniczenia. Na przykład dzierżawcy i zarządcy obwodów łowieckich obowiązani są dokarmiać zwierzynę wówczas, gdy w sposób istotny może to wpłynąć na zmniejszenie szkód wyrządzanych w uprawach i płodach rolnych oraz w gospodarce leśnej. 

Natomiast właściciele lub posiadacze gruntów rolnych i leśnych są zobowiązani, zgodnie z potrzebami, współdziałać z dzierżawcami i zarządcami obwodów łowieckich w zabezpieczaniu gruntów przed tymi szkodami. W przywoływanej już uchwale z 27 listopada 2007 r. SN wskazał, że regulacja zawarta w art. 46 prawa łowieckiego rozwiązuje konflikt interesów pomiędzy dwiema dziedzinami gospodarki: gospodarką łowiecką i rolnictwem.

Skoro w interesie gospodarki łowieckiej ograniczone zostały środki zabezpieczające grunty rolne przed wdzieraniem się na nie zwierzyny łownej, należało nałożyć na podmioty prowadzące tę gospodarkę odpowiedzialność za szkody wyrządzone przez zwierzynę łowną w uprawach i płodach rolnych.

Zdaniem SN celem art. 46 ust. 1 pkt 1 i przepisów z nim związanych jest skompensowanie przez podmioty prowadzące gospodarkę łowiecką wspomnianych szkód na gruntach, których charakter nie pozwala stworzyć skutecznych zabezpieczeń przed wolno żyjącą zwierzyną łowną.

Na koniec warto dodać, że brak obecnie przepisów regulujących kwestię odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez np. lisy, kuny, wydry czy łasice w gospodarstwach rolnych czy stawach hodowlanych. Sprawa ta wiele razy była poruszana przez rzecznika praw obywatelskich w wyniku składanych przez rolników skarg uzasadnionych niemożnością uzyskania odszkodowania za szkody wyrządzone w gospodarstwach rolnych, a także stawach hodowlanych przez wyżej wskazane, a także inne zwierzęta. Zmiana przepisów wydaje się nieunikniona, gdyż problem jest realny.

Źródło: tygodnik "Wspólnota"



"brak obecnie przepisów regulujących kwestię odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez np. lisy, kuny, wydry, jastrzębie czy łasice w gospodarstwach rolnych czy stawach hodowlanych."

To co kur...a???! Brak przepisów a Sejm ŚPI??? Opierdala się??? Zajmuje się homoseksualistami??? i innymi duperelami???
Za co do kurwy nędzy biorą kasiorę z naszych podatków obywatelskich???

niedziela, 31 marca 2013

Indianka płacze...


Indianka płacze. Skurwysyny jebane nie dają jej zagospodarować się i stanąć na nogi. Bez przerwy rzucają kłody pod nogi :(((. Znów dostała odmowę przyznania wnioskowanych dotacji... Dom w ruinie, nie ma czym uprawiać pola, dług w banku, a skurwiele ciągle zapierdalają jej forsę... :(

http://www.youtube.com/watch?v=n6P0SitRwy8

Indianka jest dzisiaj także w nieprzysiadalnym nastroju... ;)))
http://www.youtube.com/watch?v=pxCr5UsPEQ0

Zbyt ciężko, by finansować darmozjadów

Indiance jest bardzo ciężko i nie stać jej, aby utrzymywać panią wójt czy Tuska i jego świtę. Indianka postanowiła wystąpić z wnioskami o dożywotnie zwolnienie z wszelkich podatków (grabków).

Gmina w ciągu ostatnich 10 lat przeprowadziła za nasze pieniądze dwa kapitalne remonty swojej siedziby. Urzędnicy siedzą w ciepłych, dobrze ogrzanych, ładnie umeblowanych, wyposażonych w najnowocześniejszy sprzęt biurowy, czystych pokojach, biorą regularne pensje  bez względu czy pracuje czy siedzi i pije kawę i gaworzy, podczas gdy Indianka świątek/piątek ciężko haruje,  żyje w zimnie, nędzy i wiecznie nie ma pieniędzy. Gdy potrzeba, Gmina nie udziela żadnej pomocy samotnej rolniczce w potrzebie. Zatem nie należy im się ani grosz od Indianki.

budynek gminy Kowale Oleckie: http://www.gmina.kowale.fr.pl/www/


piątek, 22 lutego 2013

Odmowa przyznania dotacji i kara

Indianka wczoraj dostała list z ARiMR. Odmowę przyznania dotacji.
Wcześniej dostala też odmowę zwrotu kosztów które poniosła na kontrolę i certyfikację tj. prawie 2000zł. Dodatkowo ARiMR naliczyło jej karę za to, że ubiegała się o zwrot tych kosztów. Kara w wysokości ponad 600zł. Łączna strata: ponad 2600zł. Także Wojewoda Olsztyńki odmówił przysłania komisji szacującej straty poniesione na jej gospodarstwie. Powołał się na opinię Urzędu Gminy Kowale Oleckie. To Urząd Gminy Kowale Oleckie doradził mu, by nie przysyłał Indiance komisji do szacowania strat powstałych w gospodarstwie Indianki w ciągu ostatnich dwóch lat. Tak działa Unia Europejska i instytucje z nią współpracujące.

Gmina Kowale Oleckie nie udzieliła mi wnioskowanego przeze mnie wsparcia, na moje wnioski o dofinansowanie w związku z trudną sytuacją materialną i finansową dostawałam odmowy albo żadnych odpowiedzi, albo przekierowania do Opieki Społecznej, która również odmawiała mi pomocy wielokrotnie, ponadto gdy ja starałam się o dofinansowanie z ARiMR na wznowienie, a następnie przywrócenie potencjału rolniczego - Gmina nie przysłała mi wnioskowanej przeze mnie komisji szacującej straty, a gdy ja złożyłam taki wniosek wprost do wojewody olsztyńskiego - Gmina Kowale Oleckie odradziła mu przysłanie komisji i zataiła fakt składania przeze mnie do Gminy informacji o stratach w budynkach i uprawach oraz wniosków o przysłanie tychże komisji.

Także jako jedyna w mojej wiosce zostałam pozbawiona możliwości podłączenie stałego dostępu do Internetu stacjonarnego.

Zamiast wnioskowanej pomocy - Gmina Kowale Oleckie nękała mnie w zeszłym roku durnymi kontrolami i o ile mi wiadomo - szukała haka, aby przejąć moje piękne konie.

Żadnej należnej pomocy - tylko kłody, KŁODY I KŁODY pod nogi!

Nareszcie mam dowód na piśmie, że ta Gmina działa na moją szkodę i to na wielu płaszczyznach. Proszę internautów znających się na prawie o pomoc prawną.

piątek, 19 października 2012

Czysta


Indianka pracuje całymi dniami, a nocami pada na pysk i już nie ma sił by się nawet porządnie umyć.
Choć szkoda dnia, postanowiła dziś rano się wykąpać i z czystym ciałem i umysłem, zabrać się za robotę umysłową i fizyczną. Póki włosy mokre – pisze pisma. Napisała już jedno i wysłała je emailem. Pan listonosz przyniósł korespondencję, z którą trzeba się zapoznać i na którą trzeba zareagować.

Indianka niedawno zaopatrzyła się w 2000 arkuszy papieru do drukarki i 100 kopert oraz kilka znaczków.
Tusz do drukarki się kończy, więc trzeba z nim oszczędnie postępować, bo na razie rolniczka nie ma kasy na zakup nowego tuszu. Nawiasem mówiąc, nie ma kasy żadnej. Indianka już wysłała emailem i wydrukowała pismo, podpisała je i owo podpisane pismo wraz ze swoim podpisem, aby jej przypadkiem nie wzywano o podpis długopisem – skanuje, aby wysłać ponownie. Dokleiła też do pisma skan swojego dowodu. Pismo zeskanowane, zaraz będzie wysłane. Trzeba się nauczyć transformować swoje wnioski z Word’a do formatu pdf. W pismach emailowych jest możliwość manipulacji, także w pismach w formacie Word’a.
W plikach pdf takiej możliwości nie ma, więc warto się zabezpieczyć przeciwko ewentualnymi ingerencjami w treść jej wniosków, choć zazwyczaj ma ona oryginały wydrukowane w domu i przy okazji gdy jedzie do Urzędu Gminy – zabiera je ze sobą i jeden egzemplarz zostawia w Gminie.

Oj, jeszcze trzeba dobrze ząbki wyszorować, aby móc dobrze gryźć ten beton ;)))

Jeszcze sobie trzeba speed'a dodać odpowiednio energetyczną i porywająca muzyką, więc Indianka włączyła kanał:
http://www.polskastacja.pl/webplayer/index.php?channel=40

Polecam! Super muza :)

czwartek, 18 października 2012

Wywiad Środowiskowy


W związku z brakiem opału na zimę i przewlekaniem przez pracownika Urzędu Gminy rozpatrzenia mojego wniosku o wyrażenie zgody na wycinkę olchy na opał – złożyłam podanie do Urzędu Gminy o przydział opału na zimę.

Dziś przyjechała na moje gospodarstwo pracownica Opieki Społecznej z szoferem. Rzekoma, bo nie  mam pewności, że jest tym za kogo się podaje. Zażądałam wylegitymowania się i pokazania mi upoważnienia do przeprowadzania wywiadu środowiskowego, ponieważ chciała wejść do mojego domu mieszkalnego i abym podpisała jej protokół z wywiadu. Odmówiła okazania takiego upoważnienia i odmówiła okazania dowodu osobistego.

Czy pracownik Opieki Społecznej ma prawo odmówić wylegitymowania się?

Sporządziła protokół, w którym odmówiła mi dodania jakichkolwiek informacji jakie chciałam dodać i wymusiła na mnie podpis pod tym protokołem (ale dopisałam w tym protokole, że odmówiono mi dodania jakichkolwiek informacji). Czy to jest zgodne z prawem i procedurami? Nie dała mi też mojej kopii egzemplarza protokołu dla mnie.

W tych protokołach są rubryki, część z nich to są puste lub częściowo puste rubryki. Jaką mam gwarancję, że podpisując się pod tymi pustawymi rubrykami – nie zostanie dopisane coś niekorzystnego dla mnie, pod czym będzie widniał mój podpis?

Czy powinnam podpisywać się pod takim protokołem sporządzanym w taki sposób?

W związku z tym, że odmówiła mi okazania jakiegokolwiek upoważnienia czy dowodu osobistego (opierała się także przy ustnym podaniu nazwiska, ale w końcu je podała, tylko skąd mam pewność, że to jest jej nazwisko?) – zrobiłam fotkę uwieczniającą jej wizytę na moim gospodarstwie.

W związku z licznymi, niekiedy nieprzyjemnymi wizytami na moim gospodarstwie, założyłam rejestr wizyt, kontroli i wywiadów środowiskowych. Składa się on z rubryk:
Imię i nazwisko, numer dowodu osobistego i/lub legitymacji upoważniającej do wizytacji, stanowisko, instytucja/organizacja, cel wizyty, data, podpis osoby wizytującej.

Pani z Opieki Społecznej odmówiła podpisania się w tym rejestrze, że była na moim gospodarstwie dziś.
Z trudem wydobyłam z niej jej nazwisko, imię, stanowisko i instytucję jaką reprezentowała oraz cel wizyty.
Ja jednak bym chciała mieć jakikolwiek potwierdzony ślad w mojej dokumentacji, że moje gospodarstwo lub dom są wizytowane i przez kogo oraz kiedy i w jakim celu. Nie mam ślepego zaufania do lokalnych urzędników i nie chcę by kto chciał i kiedy chciał właził na moje gospodarstwo i robił co mu się żywnie podoba, tym bardziej, że przyjeżdżające osoby nie legitymują się, a powinny.

piątek, 12 października 2012

Czerwony Beton i Jego Pedały

Chcecie poczytać o tym jak to czerwony beton spiknął się z pedałami by okraść Indiankę z jej pięknych koni? :)
Mam rewelacyjny materiał na pierwsze strony gazet ;)))
Tylko która gazeta nie jest czerwona w tym kraju??? :)))


 Bogate pastwisko moich koni obfitujące w zieloną, smaczną trawę...

 Energetyczny, pożywny owies dla moich koni... Uwielbiają go! :)

Słodkie, kruche i miękkie antonówki - przysmak moich ukochanych koni...


A tu przestronne, zielone pastwisko po którym moje ślicznotki uwielbiają galopować...

A tu stajnia. Jeden z dwóch budynków gospodarczych jakie mam.
Po lewej zimowy box z suchą, miękką ściółką - na mroźne noce.
Po prawej - całoroczna wiata służąca koniom jako doraźne schronienie przed słońcem, upałem, owadami, deszczem i śniegiem. Wchodzą do niej i wychodzą kiedy chcą. Były tam kiedyś drzwi, ale konie je ogryzały i w końcu wyrwały. Żeby się o te zrujnowane szczątki konie nie pokaleczyły - całkiem je usunęłam.
Ta brama do boxu po lewej - sama ją zrobiłam :) Tylko mój ex chłopak pomógł mi ją zawiesić :)

niedziela, 4 września 2011

Goście, goście i po gościach


Ostatni goście wyjechali. Wczoraj wieczorem Indianka pożegnała Francuzów. Dała im na drogę swój świeżo upieczony chleb, jabłka i wodę. Zamówiła im taksówkę na dworzec, zadzwoniła do autokaru Polonusa by się upewnić, że jest z Olecka do Warszawy kurs o 00.20 w nocy, bo w Internecie tego połączenia program nie pokazywał w sobotę, choć pokazywał je w piątek i Francuzi mieli obawy, czy ten kurs nie został anulowany.

Dzisiaj pierwszy dzień bez obowiązków wobec gości. Indianka nie musi się śpieszyć ze śniadaniem i gotowaniem posiłków dla gości i jednoczesnym wyrabianiem się z pracami gospodarskimi. Nie ma też potrzeby wyszukiwania im zajęć i nadzorowania tego co robią i jak robią. Nareszcie spokój. Nadszedł czas na wyciszenie, zwolnienie tempa i lepsze zajęcie się zwierzętami i spokojne i bez pośpiechu zajęcie się pracami gospodarskimi. Pora na grodzenie sadu. Najcięższa praca spadnie na nią samą. No ale goście za wolno się ruszali i za dużo przerw w pracy sobie robili by zdążyć przed wyjazdem pomóc jej w grodzeniu. Także Indianka musi w sadzie przestawić pastuch by udostępnić koniom kolejny zielony korytarz pomiędzy rzędami drzewek owocowych, urządzić nowy wybieg dla drobiu i wyłapać kozy by je odrobaczyć i uwiązać na łące by nie wchodziły do warzywnika, mimo, że nauczyły się go omijać, jednak zawsze jest ryzyko, że mogą się do niego dostać poprzez druty.

Prąd w pastuchu wali jak trzeba. Konie pokornie pasą się w jego ramach. Jednak jest potrzebne stałe ogrodzenie. Plastikowe tyczki są wygodne w wypasaniu, ale są słabe i łamią się często lub wyginają. Potrzeba co najmniej część z nich zastąpić solidnymi słupkami, tam, gdzie brakuje drzew do naciągnięcia pastucha.

Kotka Czarna Perła przyniosła z dworu na wpółżywą mysz i rzuca nią po pokoju, wciąga na fotel, na łóżko i atakuje ją w podskokach. Gdy mysz wylądowała na łóżku Indianki, Indianka straciła cierpliwość, złapała podekscytowanego kociego sierściucha za sierść i wyniosła z domu na dwór razem z tą zamęczoną myszą.

Indianka zastanawia się, jak zdobyć dodatkowe drzewka owocowe. Miała duże straty w sadzie. Nie ma kasy na zakup nowego materiału nasadzeniowego. ARiMR przyznaje dotacje na wznowienie działalności produkcji rolniczej, ale tylko wybranym rolnikom. Wójtowa przyznaje dotacje na remonty także wybranym, bogatym rolnikom. Indianka chciała zainwestować w kolektory słoneczne i przydomową biooczyszczalnię, ale Wójt pieniędzy jej nie da. Tak Radni w Kowalach Oleckich sformułowali uchwałę, aby nikt biedny się do tych pieniędzy nie dobrał. Dotacje są tylko dla bogatych, których stać na sfinansowanie inwestycji z własnych pieniędzy i poczekanie na wypłatę dofinansowania z Gminy. A firmy budowlane ani myślą czekać na pieniądze. Nie zaczynają roboty bez zaliczek i to grubych zaliczek. Tak więc znowu bogaty dostanie dofinansowanie aby był jeszcze bogatszy, a biedny jak był biedny – nadal będzie biedny. Taka polityka Gminy. Niech rośnie przepaść pomiędzy biednymi i bogatymi. Niech ci biedni zawsze będą biedni i bez szans.

Wiosną Indianka prosiła Wójt o dofinansowanie remontu domu wewnątrz, aby mogła wreszcie wykończyć dom i ruszyć z płatną agroturystyką i zacząć na siebie zarabiać i przestać być ciężarem dla rodziny w Szczecinie. Wójt nic nie dała. Ani złotówki. Przez 9 lat jak Indianka tutaj mieszka i ma stałe, wieloletnie problemy – Wójt nigdy nic nie dała i nie pomogła w żaden sposób. Żadnego wsparcia – ani finansowego, ani materialnego. Nigdy się nie zainteresowała, jak sobie Indianka – samotna kobieta z miasta – radzi na peryferiach wsi sama, bez samochodu, bez środków do życia – czy nie głoduje, czy nie choruje. O remont głupiej drogi gminnej Indianka musiała się handryczyć latami z Gminą. Gdy wiosną 2011r. Indianka po raz pierwszy zwróciła się o pomoc finansową do Wójt - Wójt odmówiła, pisząc, że nie ma pieniędzy w budżecie. Ale okazuje się, że pieniądze są w budżecie gminy, tyle że przeznaczone tylko dla bogatych. Wójtowa Indiance w biedzie nie pomogła, nie pomogła jej stanąć na nogi, nie pomogła dofinansować remontu domu, ani jednego pomieszczenia, za to Opieka Społeczna w Kowalach Oleckich napuściła wywiad środowiskowy na rodzinę Indianki w Szczecinie i brat się pogniewał i nie chce pomóc Indiance w dokończeniu remontu domu. Tak więc Indianka została na lodzie. Nie dość, że Gmina ani Opieka Społeczna z Gminy nie dały wsparcia na remont chociażby kuchni – to jeszcze zrazili brata Indianki.

Indianka remontu nie dokończyła, nie może wynajmować pokoi i nadal nie ma z czego żyć i ma problemy finansowe i materialne. Żyje tylko z tego, co jej Mama przysyła, a tego jest za mało, choć Mama robi co może. Gdyby nie ta garść warzyw, które Indianka wyhodowała – byłoby cienko i nie miałaby też czym ugościć wwooferów, którzy jej tu latem trochę pomagali w pracach gospodarskich.

Wójt rocznie zarabia prawie sto tysięcy złotych, więc nie jest w stanie pojąć, jak ciężko jest samotnej kobiecie przetrwać bez dochodu, na obrzeżach wsi, gdzie ledwo można dojechać, bez własnego samochodu i przez większość roku bez jakiejkolwiek pomocy fizycznej.

Indianka dopiero od niedawna korzysta z fizycznej pomocy wwooferów. Jest to pomoc sporadyczna i niedostateczna, w dodatku jest to ciężar dla Indianki, która musi tych wwooferów za swoje pieniądze wykarmić i zapewnić im jako takie zakwaterowanie oraz poświęcać im dużo czasu, bo są to osoby niewykwalifikowane i wszystko trzeba im tłumaczyć jak dzieciom od podstaw, a i tak robią błędy i psują narzędzia.

W dodatku fakt, iż do Indianki przyjeżdżają goście którzy za pobyt nie płacą, został wykorzystany przez m.in. Opiekę Społeczną w Kowalach Oleckich do odmowy pomocy społecznej na remont domu. Na podanie Indianki o dofinansowanie remontu kuchni lub garsoniery która ma służyć do wynajmu dla płacących gości, Opieka Społeczna w Kowalach Oleckich odpowiedziała odmownie, zarzucając Indiance, że rzekomo prowadzi lukratywną agroturystykę i świetnie na niej zarabia. Gdyby tak było, to chyba miałaby pieniądze na swoje utrzymanie i na remont domu i siedliska?

Oczywiście, Indianka nie zarabia nic na agroturystyce. Mało tego – dokłada do niej, bo goście którzy przyjeżdżają do niej by jej coś pomóc fizycznie na gospodarstwie nie płacą za swoje pobyty. No, ale dla Opieki Społecznej fakt, że do Indianki przyjeżdżają jacyś goście, był doskonałym wykrętem, by nic nie pomóc kobiecie w biedzie.

Lato się skończyło. Remont nie dokończony. Chałupa rozgrzebana. Pieniędzy nie ma. Dochodu nie ma.

Gdyby ta Gmina była mądrze i sprawiedliwie rządzona, to Wójt przyznałaby Indiance wiosną 2011r. dotacje na dokończenie remontu domu i latem Indianka już by zaczęła przyjmować pierwszych płacących za pobyt gości i zaczęłaby zarabiać na siebie – zaczęłaby mieć jakikolwiek dochód.

A tak idzie zima – Indianka bez kasy. Dom niewykończony. Masa planowanych rzeczy nie zrobiona.

Ale bogatym hojną ręką Gmina daje kasę na biooczyszczalnie, kolektory słoneczne i wymianę dachów eternitowych.

U Indianki dachy się po wiosennych i lipcowych burzach i ulewach walą – ale Wójt nic nie dał, nawet komisji do oszacowania szkód nie przysłał.

A kobiety z Opieki Społecznej były na podwórku Indianki tuż bo burzy i widziały spustoszenia w budynkach i nic w protokole nie odnotowały na ten temat.
Wszak spotkały Indiankę jak stała na podwórku w łzach oglądając uszkodzenia ścian i dachów. Widziały rozsypane przez burzę dachówki i cegły ze zniszczonej ściany. Nie napisały tego w protokole. Ale wypytywały Indiankę na wszystkie możliwe tematy. Wszystkie poufne informacje z niej wyciągały, a w protokole tyle napisane co kot napłakał. Indianka podejrzewa, że te informacje z niej wyciągały w innym celu niż udzielenie pomocy społecznej. Indianka podejrzewa, że te poufne informacje były wyciągne w celu zaszkodzenia Indiance, a nie udzielenia jakiejkolwiek pomocy.

Po oględzinach kuchni, kobiety z Opieki Społecznej w Kowalach Oleckich uznały, że 2500zł o które m.in. wnioskowała Indianka nie wystarczą na wyremontowanie kuchni, więc nie dały nic. Ani złotówki. Tak pomogły kobiecie w biedzie. Doradziły, aby sprzedała gospodarstwo i wyprowadziła się. Oto pomoc Opieki Społecznej. Masz problemy finansowe i materialne w Gminie Kowale Oleckie - to sprzedaj gospodarstwo i wyprowadź się, aby paniom z Gminy nie przeszkadzać w zajmowaniu stołka za publiczne pieniądze.

Budynek Urzędu Gminy już drugi remont kapitalny miał zafundowany za publiczne pieniądze. Jest piękny, nowoczesny. Podjazd zrobiony. Droga w Kowalach odwalona wielka jak autostrada. No i dobrze, ale pora pomyśleć o tych mieszkańcach gminy, którzy tej pomocy finansowej bardzo potrzebują, a w dodatku są pracowici i chcą coś pozytywnego robić i mają wielki potencjał zarówno osobisty jak i materialny by coś wspaniałego stworzyć w tej gminie i dla tej gminy.

Indianka od lat promuje za darmo Mazury Garbate. Gmina ma środki na promocje. Gmina wydaje grube środki na promocje Kowal Oleckich, a ta jej promocja nawet w 1/10 części nie jest tak skuteczna i o takim ogólnopolskim, ba, nawet ogólnoświatowym zasięgu jak promocja regionu i gminy poprzez strony i blog Indianki.

Indianka za darmo promuje region i gminę od lat, a Gmina nawet remontu zakichanej kuchni nie chce jej dofinansować. Wstyd i hańba.
Gdzie są te tysiące wydawane na promocje Gminy Kowale Oleckie? Nie widać ich. Żadnego efektu. Pieniądze wtopione w błoto. Zmarnowane.
A tu kobieta za darmo robi spektakularną promocję Gminy na skalę krajową, a nawet światową, a nie dostała ani grosza dofinansowania na ten cel. Wstyd!
Wstydź się Pani Wójtowo! Zarabia Pani prawie 100.000 złotych rocznie. Niech się Pani podzieli z biedną kobietą. Niech Pani da trochę kasy na remont kuchni i garsoniery, aby Indianka mogła wreszcie usamodzielnić się finansowo. Gmina też na tym skorzysta, gdy Indianka zacznie tu ściągać tłumy płacących za pobyt i nie tylko turystów.

Taki turysta nie tylko da Indiance zarobić, ale dzięki temu, że Indianka będzie zarabiała - będą miały pracę firmy budowlane z okolicy i pracownicy do obsługi ruchu agroturystycznego oraz pracownicy do uprawy ziemi i obsługi zwierząt gospodarskich na gospodarstwie Indianki.

Gdy Indianka rozkręci agroturystykę i będzie zarabiała porządnie - może i otworzy jaką firmę? Np. zakład krawiecki, albo przetwórnię warzyw i owoców? serowarnię? Zatrudni ludzi do pracy z okolicy i zmniejszy bezrobocie w Gminie? Nie pomyślała Pani o tym? Indianka jest osobą wysoce kreatywną i przedsiębiorczą. Potrzebuje wsparcia by móc rozwinąć w pełni swoje umiejętności i rozkręcić biznesy. Takie ciągłe odmawianie, odmawianie i odmawianie jakiekolwiek pomocy oraz napuszczanie szkodliwych kontroli do niczego dobrego nie prowadzi. Na prawdę nie potrafi Pani wykorzystać potencjału Indianki? Indianka nie jest Pani wrogiem. Indianka walczy o swoje, bo ma takie prawo. Tak jak Pani ma prawo zarabiać 100.000 zł rocznie - tak i Indianka ma prawo cokolwiek zarobić na swoje utrzymanie i ma prawo realizować swoje pomysły i rozwijać przedsiębiorczość.