Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kumoterstwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kumoterstwo. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 22 marca 2009

SŁODKI DZIADZIO

W niedzielę, 22 marca 2009r. w południe pokazali się na mojej posesji interesanci. Omawialiśmy interesujące nas tematy dość długo. Potem podjechałam z nimi do Sokółek zrobić małe zakupy. Przy okazji zaszłam do starego Grabowskiego, a właściwie do Mietka - chciałam z nim porozmawiać i zaproponować mu pracę.


Weszłam do kuchni, w której Mietek pichcił obiad. Z prawych drzwi prowadzących do pokoju, wyszedł nagle rozczochrany Sławek. Dziwnie wyglądał z tą swoją łysiejącą, rozczapirzoną na wszystkie strony czupryną. Zarośnięty. Wyglądał trochę jak wilkołak. Sunął na mnie coś mówiąc. Mówił niewyraźnie.
"Co?" - zapytałam.
"Co ty napisałaś w internecie, że ci proponowałem siano za sex?" "Widziałem to - pokazywali mi napisane."
"Miałeś czelność mi coś takiego proponować, to miej odwagę o tym czytać. Mój blog i nic ci do niego. Piszę co mi się podoba. Nie składaj mi takich ordynarnych propozycji, to nie będę miała o czym pisać."


Z tyłu za mną usłyszałam otwierane drzwi starego Grabowskiego. Starzec wlazł coś głośno mówiąc podniesionym głosem do mnie i za moment poczułam mocne uderzenie w głowę.
Nie spodziewałam się ataku. Uderzył mnie z całej siły pięścią w oko. Przestałam na chwilę widzieć na to oko. Otumaniło mnie to. Nie wiedziałam co się dzieje, jak się zachować.


Mietek dalej pichcił obiad, ale cofnął się, Sławek coś gadał niewyraźnie, ale z wyraźną pretensją w głosie.
Wszystko się działo szybko. Staruch znowu się zamierzył. Mietek coś powiedział, żeby go powstrzymać.
"Dlaczego mnie pan uderzył?" wymamrotałam oszołomiona atakiem i bólem.
Staruch nie zważając na moje słowa, ubliżając mi i gadając głośno o poszatkowaniu mnie siekierą na kawałki ruszył szukać siekiery.


W tej, nie komfortowej sytuacji poczułam się nagle jak w potrzasku. Nagle sobie uświadomiłam, gdzie jestem. W jakiego rodzaju miejsce trafiłam. Stałam w małej, ciasnej, brudnej kuchni w centrum meliny psychopatycznego faceta, który właśnie zamierzał mnie poszatkować siekierą, pewnie tą samą, którą ukradł z mojej ziemi parę lat temu. Ruszyłam ku wyjściu, wyprzedzając nikczemnego dziada. Nie chciałam być pocięta moją własną siekierą przez starego Grabowskiego. To byłaby nędzna śmierć w wyjątkowo podłym miejscu.


Byłam tak zaskoczona atakiem i oszołomiona uderzeniem w głowę, że nawet nie pomyślałam o tym by dziadowi oddać i walnąć mu w ryja czy kopnąć chociaż. Dziad, mimo, że wiekowy i schorowany wykazywał nadzwyczaj wielką siłę. W pomieszczeniu, które udaje ganek, stał wielki kij. Dziad sięgnął jednocześnie po kij i po klamkę by mnie uwięzić na ganku i stłuc tym kijem.


Gdy on sięgał po kij uwolniłam się z zasyfiałego ganku i wyszłam szybko na dwór. Poszłam przed siebie roztrzęsiona jak w transie i nadal nic nie rozumiejąca. Dziadyga przez szybę okna jeszcze coś warczał bez sensu.


Poszłam w kierunku sklepów. Uderzone oko mi obficie łzawiło i prawa strona głowy pulsowała.
Czułam jak napucha. Adrenalina buzowała w moich żyłach. Nie bardzo wiedziałam co robię. Zdezorientowana weszłam do sklepu "Babki". Pokazałam załzawione oko i zapytałam czy jest już siniak. "Babka" nie widziała siniaka. Powiedziałam co się stało. Ona zaczęła mówić coś o tym jak Grabowski próbował napaść na pielęgniarkę środowiskową, która do niego przychodzi go doglądać.


"Po co pani tam szła?" zapytała „Babka”.
"Zapraszał mnie wiele razy. Ostatnio też. Nie chciał mnie wypuścić tak mu się gadać ze mną chciało. Poza tym mam sprawę do Mietka i chciałam z nim pogadać".
"Trzeba było tam nie chodzić. Tam ciągle coś się dzieje, biją się co rusz" mówiła "Babka".
Powoli zaczęłam przytomnieć i uświadamiać sobie co się stało. Ogarnęła mnie złość na bandytę.
Napadł na mnie. Pobił mnie. Groził śmiercią. Naruszył moją nietykalność osobistą. Byłam zła. Złość rosła.
"Mam nauczkę. Tak to jest jak się człowiek spoufala z motłochem. To tak się musiało w końcu skończyć. Mam nauczkę!" Wyszłam przed sklep i wezwałam komórką policję. Była to 13.20 wg mojej komórki.
Wróciłam na chwilę do sklepu „Babki” i kupiłam papier toaletowy.


Policjanci przyjechali dość szybko. Spotkaliśmy się na placu przed sklepem „Babki”, na wysokości przystanku PKS.


Powiedziałam policjantom co się stało. Spisali notatkę i pojechali do Grabowskiego. Potem mieli mi zdać relację z rozmowy przeprowadzonej z nim. Nie mając co robić na tym pustym pełnym topniejącego śniegu placu – poszłam w stronę domu Grabowskiego policjantom naprzeciw. Radiowóz stał przed szarą chałupą agresywnego dziada. Podeszłam do radiowozu. W radiowozie siedzieli policjanci.
„I co? Przyznał się?”
„Przyznał się. Wcale się z tym nie krył, że panią uderzył.” powiedział jeden z policjantów.
„I co teraz? Zamknięcie go na 24?” - zapytałam.
„Chcę wnieść oskarżenie o pobicie” – dodałam.
Grabowski, Mietek i Sławek siedzieli w kuchni swojej meliny mamrocząc coś. Widziałam ich przez okno jak dochodziłam do radiowozu.


Próbowałam się od policjantów coś więcej dowiedzieć. Młody policjant mi przerywał: „Pani nie powinna być tutaj. Grabowski sobie nie życzy aby pani przebywała na jego posesji”
„A skąd! Sam mnie tutaj zapraszał.” Odparłam. „Wręcz zwabiał mnie, żeby mieć się do kogo wygadać. Ostatnio prosił mnie bym zdjęcia Labusków przyniosła, bo chciał obejrzeć.”
„Jeszcze wyjdzie i panią zaatakuje” – ciągnął policjant.
„No to od czego pan jest?” - rzekłam zniecierpliwiona - „To zamknie pan dziada w areszcie”.
Policjant nie palił się do zamykania dziada, za to dość obcesowo i nieprzyjaźnie zwracał się do mnie.
Groził, że mnie aresztuje jak nie opuszczę posesji agresywnego starucha.


W końcu zapytałam: „Dlaczego jest pan tak wrogo nastawiony do mnie? To bandzior na mnie napadł, a nie ja na niego, a Pan do MNIE się odnosi tak wrogo?! To ja pana wezwałam na pomoc, a pan MNIE chce zamknąć? Za co? Za to, że spokojnie stoję na podwórku?” rzekłam patrząc pod nogi na śnieg zalegający podwórko starucha.


Poprosiłam o podanie mi numerów i nazwisk policjantów z którymi miałam do czynienia. Młody policjant się stawiał, nie chciał podać nazwisk, ale w końcu jego partner zapisał te numery na kawałku kartki wyrwanym z notatnika i mi podał. „Będę wzywać panów na świadków do sądu.” – oświadczyłam.
„Grabowski przyznał się wobec panów, że mnie zaatakował. Potem się może wyprzeć, a panowie nie sporządzili protokołu przesłuchania z tej interwencji, a ta notatka policyjna to niewiele warta – może znowu wam zginąć, tak jak ostatnio, gdy dzielnicowy był u mnie na interwencji, gdy zgłosiłam szczucie kóz przez Sawickiego.


Dzielnicowy na interwencji obejrzał pogryzioną kozę ze świeżą jeszcze broczącą krwią, i też obiecywał, że sporządzi służbową notatkę z interwencji, ale nie zrobił tego, albo ją ukrył lub zgubił celowo.
W każdym bądź razie do sprawy o szczucie kóz nie podał tej notatki służbowej, a samą sprawę umorzył na etapie dochodzenia, które sam prowadził. Podczas przesłuchania w sądzie, wyparł się, że był u mnie na interwencji 18 września 2008r. i widział pogryzioną kozę, oraz zataił, że rozmawiał z żoną Sawickiego, która mu powiedziała, że wiedziała od swego męża, że ich psy pogryzyły moje kozy.”


„Proszę opuścić posesję Grabowskiego. On sobie nie życzy, aby pani tu przebywała” przerwał mi młody policjant nie słuchając co do niego mówię.
„Ja też sobie nie życzę, by Grabowski przychodził na moją posesję. Proszę mu to przekazać. Nie będzie żadnych herbatek na moim podwórku i rozmówek o kozach. żadnego gościowania. Niech się trzyma z daleka od mojej ziemi i ode mnie.” – powiedziałam rozeźlona.


„Proszę żeby pan zatrzymał się jak będzie pan wyjeżdżał z podwórka, bo będę chciała jeszcze z panem porozmawiać” - powiedziałam do młodego policjanta i wyszłam z podwórka na ulicę wsi. Stanęłam na ulicy czekając aż podjedzie radiowóz, bo chciałam jeszcze z tym młodym policjantem co tak obcesowo do mnie się zwracał porozmawiać. Zamachałam. Widział to, ale minął mnie radiowozem i pojechał dalej na Olecko.


„Dorwę cię na komendzie.” – pomyślałam i poszłam powoli do domu. Po drodze jeszcze zadzwoniłam na komendę i wypytywałam się o różne rzeczy proceduralne, bo coś mi to nie pasowało, że facet pobił mnie, a policjanci go nie aresztowali, ani nawet nie sporządzili protokołu przesłuchania ze zdarzenia.