środa, 31 października 2012

Kontrola Weterynaryjna


Jak cudnie być rolnikiem w dobie pieprzonej Unii Europejskiej ;)))
Indianka przeżyła dziś wyjątkowo szczegółową kontrolę swego gospodarstwa – kolejną w tym roku. Wpierw z rana została najechana przez troje: dwóch inspektorów weterynarii pod wodzą urzędnika L. z Gminy.

Jako, że stosunek siły był nierówny – trzech na jedną – wyprosiła dwoje zbędnych i zaprosiła do współpracy jednego inspektora godnego jej zaufania. Pokazała mu zwierzęta, paszę, pomieszczenia itd. Inspektor był nienapastliwy – a wprost przeciwnie - bardzo grzeczny, kulturalny, skrupulatny. Już na poprzedniej kontroli wzbudził zaufanie Indianki.


Urzędnik Gminy jako, że doskonale zna sytuację gospodarstwa od lat, a zwłaszcza od ponad roku, gdy Indianka zwróciła się o pomoc do Gminy na piśmie w związku ze stratami w gospodarstwie (wichura i deszcz nawalny uszkodziła budynki gospodarcze i dom mieszkalny, mrozy wymroziły drzewka owocowe) i której to pomocy nie dostała z Urzędu Gminy żadnej – uznała, że obecność tego urzędnika to czysta kpina i nadużywanie kompetencji urzędniczych celem pognębienia samotnie gospodarującej, biednej rolniczki i wyprosiła pana z jej posesji.


Ten pan nie przyjechał na jej gospodarstwo aby Indiance pomóc, więc nie był godny by stąpać po jej świętej ziemi.

Jako, że pan urzędnik wydawał się mocno wrośnięty w podwórko Indianki – musiała swą prośbę powtórzyć nieco głośniej, a potem bardzo głośno (mało gardła sobie nie zdarła) aż dotarło ;) Kazała państwu zaparkować swe auta przed gospodarstwem i zaprosiła do kontroli inspektora o rzadkim, dźwięcznym imieniu “Kornel”. Pan Kornel został wylegitymowany – miał przy sobie niezbędne upoważnienie weterynaryjne i dowód osobisty. 


Upoważnienie weterynaryjne wygląda jak odznaka szeryfa ;))). Świadczy to wymownie o stosunku PIW do rolnika - PIW to kolejny bat na rolników polskich. Przeciętnego obywatela tylko policja może gnębić w świetle prawa - rolnik ma tych gnębicieli więcej i są bardziej szczegółowi niż policja oraz mają prawo rolnika karać mandatami.

Po dopełnieniu formalności, przystąpiono do szczegółowej kontroli gospodarstwa. Indianka oprowadziła pana inspektora, pokazała konie w stajni, kozy na wybiegu przy stajni, zboże w czystych nowych workach stojące w suchym i zabezpieczonym od gryzoni magazynie, siano na strychach stajni. Kontrola trwała od 9.00 do 12.00. Wszystko zostało dokładnie sprawdzone i opisane w odpowiednim protokole, a nawet w dwóch różnych protokołach, których oryginały Indianka dostała do ręki.

niedziela, 28 października 2012

Zimowa Niedziela

Dzisiaj w nocy znowu śnieg padał. Przez większość dnia nie było Słońca, więc nie zdążył w całości stopnieć, tak jak to miało miejsce wczoraj. Po południu dopiero Słońce na tyle przygrzało, że połowa śniegu stopniała.

Przez pierwszą część dnia Indianka karmiła zwierzęta, potem zajęła się wycinaniem sztobrów i zabezpieczaniem sadzonek przed zimą. W domu już brakuje doniczek na sztobry – trzeba będzie resztę od razu wprost do ziemi posadzić. Byle tylko mrozu nie było. W domu nacięła kilkaset sztobrów porzeczki czerwonej. Na pocięcie czekają gałęzie ałyczy i malin. Wczoraj usmażyła 7 słoi dżemu i zasłoikowała. Zamrażarka działa, więc można by pociąć wszystkie dynie lub chociaż większość i zamrozić na zimę. W tym roku zrobiła pierwsze własne mrożonki z własnych warzyw. W przyszłym roku musi się postarać o więcej słoi, to będzie mogła porobić przetwory z dyń.

W sadzie pracowała, aż zrobiło jej się w nogi bardzo zimno i godzina wskazywała, że pora zabrać się za gotowanie obiadu. Trzeba też zajrzeć do papierów, które niestety ciągle leżą odłogiem. Najgorzej zacząć, ale jest tyle pracy na gospodarstwie, że po prostu nie ma na nie czasu.

piątek, 26 października 2012

Rasowe Reproduktory

Indianka podumała nad losem swoich cudownych, rasowych koziołków i doszła do przekonania, że szkoda, by się takie wspaniałe geny marnowały. Ma trzy kozły saaneńskie (najbardziej mleczna rasa kóz na świecie) w tym dwa bezrożne i jednego rogatego. Warto by je użyć do zapylania gorszych jakościowo kózek – aby poprawić parametry mleczności i ogólnie sylwetkę koźląt. Indianka sama ma mało kóz samic i już są zapylone, a paszy dla nich aż za nadto – więc pomyślała, że przygarnie niechciane sieroty z okolicy.

Ogłoszenie Rolne

Przyjmę kozy, gm. Kowale Oleckie, tel. 607507811, CreativeIndianka (at) vp.pl

TO

Indianka ulokowała wszystkie kozy pod dachem w koziarni. Przy prowadzeniu skocznych kóz miała okazję się zorientować, a właściwie przypomnieć sobie, gdyż to żadna nowość dla niej, iż kozy, a zwłaszcza kozły charakteryzują się niebywałą siłą w porównaniu do masy swojego ciała.

W międzyczasie zadzwonił klient który chciał nabyć parę mlecznych kóz za psi grosz, lub najchętniej za pocałowanie go w mankiet, iż raczy wybawić aktualną właścicielkę z towarzystwa tych upierdliwych zwierząt.

(Gdyż trzeba przyznać, iż kozy tak samo jak potrafią być słodkie i pocieszne – równie dobrze potrafią wkurzać i być po prostu utrapieniem). Klient, wypytał o towar, następnie zapytał “Ile TTO miałoby kosztować?” Spojrzałam na kozę, a koza na mnie z wyrazem wielkiej urazy. “Hm, 250zł za mleczną kozę.”

Wielmożny pan rzekł “Dziękuję bardzo” i raczył się ostentacyjnie wyłączyć. “Hm” – pomyślałam. Piękne, zdrowe zwierze, z pięknym grubym futrem i wartościową skórą na grzbiecie nadającą się wyśmienicie na bęben, koza, która jest zakocona dobrym kozłem i aktualnie daje mleczko, choć niewiele, ale daje – sympatyczne stworzonko co podchodzi do mnie samo – i wielmożny klient skąpi marnych 250zł???

Koziołkiem nawet nie był zainteresowany. A błąd. Bo koziołek zaiste urodziwy i piękne futro ma, ale że taki duży, zdrowy okaz po dobrej, mlecznej matce, dobre geny ma – do tego silny niebywale, że mnie wciągnął pod górkę na lince bez trudu. Aż szkoda takie zwierzę dać na zabicie, bo mięsa niewiele, co prawda pyszne i futro cudne – ale kozioł jest rasowy, piękny reproduktorek i do tego niebywale silny.

I tu nasunęła mi się myśl. A jakby tak takiego rogatego koziołka użyć jako ciągaka do sanek? Pomógłby mi drewno z pola zwieźć gdy spadnie śnieg. Silne bydle niesamowicie. Mały, a ma moc niebywałą.

Myślę, że warto spróbować koziołka wykorzystać do drobnego transportu drewna z pola. Może da się go ułożyć jak konia? Spróbuję. Trzeba mu będzie skonstruować odpowiedni rynsztunek i zaprząc do sanek (micha - górna część taczki – nie mam zwykłych sanek).

Wietrzenie Piwnicy

Ja wiem, że komuś opisywanie wietrzenia piwnicy może się wydać banalne i niegodne uwagi, ale jako, że to jest zajęcie daleko bardziej produktywne niż np. przerywane sporadycznym ziewnięciem wysiadywanie posła na sali sejmowej– opiszę to pokrótce, tym bardziej, że jest to część większego procesu mającego swój cel jakim jest przetrwanie zimy na wsi wśród pól i łąk z dala od cywilizacji.

Gdy Indianka zeszła do piwnicy z kostkami słomy – odkryła, że kilka dyń się psuje, część sadzonek pleśnieje i ogólnie wilgoć wielka w piwnicy. Więc otworzyła okno piwniczne na oścież, by dobrze piwnicę wywietrzyć. Ufa kici na tyle – że zrobiła to. Kicia pokazała ostatnio – że potrafi wymknąć się z domu i tą samą drogą wrócić.

Chociaż może to zbyt pochopne zaufanie – bo kotek nowy i dzikawy nadal, ale kicia ma prawo do spaceru i złapania paru gryzoni w ogrodzie, podczas gdy dom już praktycznie wolny od tych gryzoni jest. Co prawda dzisiaj rano kicia ze znudzeniem bawiła się świeżo upolowaną myszką – ale niech kicia pozna otoczenie domu i nauczy się wracać do niego samodzielnie. Motywacją do powrotu powinien być nocny mróz i miseczka pełna mleczka czekająca na kicię w kuchni.

Zatem Indianka otworzyła szeroko okno piwniczne i zajęła się dyniami. Poprzestawiała je wszystkie w inne miejsca, a w miejsce dyń – dobrze oświetlone słońcem – poustawiała doniczki z sadzonkami. Sadzonki wymagają interwencji – część z nich się psuje. Trzeba je dobrze przewietrzyć i poprzycinać.

Indianka otworzyła też starą zamrażarkę by ją także przewietrzyć i wieczorem włączyć. Jeśli zamrażarka będzie działać – pokrojone dynie powędrują do środka. Powinny się wszystkie zmieścić po pokrojeniu w kosteczkę.

Na piecu kuchennym który jest letni, ale nie ciepły, bo nie ma czym go załadować i resztka popiołu z wczoraj się w nim jeszcze tylko ledwo tli – stoi misa z podsmażonym lekko dżemem. Jeszcze nie jest gotowy, więc trzeba będzie chrustu nazbierać suchego i napalić w piecu wieczorem porządnie, by skończyć tę partię dżemu smażyć i móc je zasłoikować.

Nie ma ciągu w piecu. Pomocny Irlandczyk, który latem czyścił komin – tak zapamiętale powykuwał smołę i sadzę z komina w piwnicy, że dziur narobił w ścianie z drugiej strony komina. Przez te szczeliny teraz się ulatnia dym i zapewne śmiercionośny czad, więc trzeba ten komin załatać. Indianka prowizorycznie załatała szczeliny wełną mineralną, ale to nie wystarcza. Dym nadal się ulatnia. Trzeba będzie zaprawę tynkarską zrobić i narzucić na ten komin.

Wybrała większość wilgotnych drewienek tam nagromadzonych by utworzyć jako taki dostęp do tej ściany.

Jeszcze tam tych wilgotnych szczapek kilka leży – trzeba je wybrać do końca, dorzucić do pieca, poszukać piasku i rozrobić go z cementem i wapnem i narzucić zaprawę na tę ścianę.

Ale to może innego dnia – dziś Indianka musi przygotować choć z grubsza piwnicę na przyjęcie drobiu.

Box dla kóz w zasadzie już gotowy. Jeszcze drabinę trzeba by wynieść. Ciężka jest i nieporęczna. Ciężko się nią manewruje. Pod koziarnią stoi jeszcze kilka pojemników, które należy zabrać do domu. Jest w nich żyzna gleba przygotowana pod kolejną partię sztobrów. Indianka znalazła swój stary ukorzeniacz i tym razem ma zamiar go wykorzystać, aby uprawdopodobnić przeistoczenie się tych sztobrów w sadzonki.

Na dworze paskudnie zimno. Wcześniej padał grad i świeciło Słońce. Teraz nad błękitną połową nieba wisi szara chmura, która niechybnie dzisiaj plunie najprawdopodobnie śniegiem.

Indianka nacięła siekierą trochę gałęzi. Pora się przejść po włościach pozbierać sztobry, póki śnieg nie wali po oczach a lodowaty wiatr nie urywa głowy i powoduje kostnienie dłoni.

Trzy Kostki

Indianka przytargała ze stajni pod dom 3 cholernie ciężkie kostki słomy. Jedna ma służyć jako zapchajło do wnęki okiennej za oknem piwnicznym - jednym z dwóch, które takowe wnęki posiadają, druga ma stanowić podłoże pod zamówioną grzybnię boczniaka, a trzecia jako ściółka pod gniazda dla kur, które na okres zimowy zostaną dziś wieczorem ewakuowane do jednego z pomieszczeń piwnicznych, gdzie będą się cieszyć światłem dziennym i sztucznym oraz znacznie wyższą niż w kurniku temperaturą, co rokuje stałą ilość jaj codziennie.

Indianka działa

Indianka energicznie krząta się po stajniach i całym siedlisku. Usunęła taczki i narzędzia z boxu gdzie kozy mają od dzisiaj być. Napełniła donice i korytka żyzną ziemią, gdzie ma zamiar ukorzeniać sztobry drzewek owocowych i zaniosła pod dom, skąd będą zabrane do środka. Teraz pora przytargać kilka kostek słomy do piwnicy by uszczelnić piwnicę przed mrozem i pościelić kurom nowe gniazda tam. Koniom pod ich wiatą pościeliła świeżą słomą, by miały gdzie sucho i czysto spać.
 
Przyszła na chwilę do domu, by odsapnąć i zaraz wraca działać dalej.

Zima przyszła

Dziś spadł pierwszy śnieg. Bardzo wcześnie w tym roku zaczęła się zima. Pora na przyspieszoną reorganizację stad zwierzyny. Kury od dziś wędrują do zimowego kurnika czyli do piwnicy z oknem i światłem pod domem mieszkalnym, kozy wędrują do jednego boxu w stajni, konie mają dostępną osobną otwartą wiatę dla siebie gdzie na razie będą sypiać, do czasu aż Indianka natnie drewna na opał i nim rozdzieli dwa boxy w stajni zamkniętej.
 
Paskudna pogoda na cięcie drewna na opał, no ale urzędas strasznie długo przewlekał wydanie decyzji, Indianka jest pewna w 100% by specjalnie by dokuczyć i zaszkodzić Indiance. W domu zimno jak cholera.
Teraz ciąć drewno w takich warunkach klimatycznych gdy zimno, mokro i wieje - to makabra. Można się łatwo nabawić zapalenia płuc. Indiankę boli gardło. Urzędas na pewno się ucieszy, gdy Indianka zachoruja na zapalenie płuc.
 
Jedno naciąć drewna, a drugie zwieźć z pola. Indianka nie ma sprzętu by to drewno z pola zwieźć.

czwartek, 25 października 2012

Jurny Koziołek!


kliknij koziołka by powiększyć go

Sprzedam młode kozy: jurnego, pełnego wigoru, młodego, białego, rasowego koziołka rogatego po bardzo mlecznej matce rasy saaneńskiej, oraz śliczną, beżową młodą kózkę z czarną pręgą na grzbiecie - kózka jest mleczna i daje mleko obecnie.
Parka nie jest blisko spokrewniona. Zwierzęta są zdrowe, odrobaczone, dobrze wypasione i zadbane. Pasione ekologiczną trawą z ziołami, sianem, owsem, ze stałym dostępem do wody i lizawki. Zakolczykowane i zarejestrowane. 
Koziołek ma dobre, bardzo mleczne geny, więc wyśmienicie nadaje się na reproduktora.
Zwierzęta zrzuciły już letnią okrywę i pokryły się zimowym, grubym futrem. Są odporne na surowe warunki klimatyczne i niewybredne. Zwierzęta pochodzą z certyfikowanego gospodarstwa ekologicznego, więc mogą być nabywane na inne gospodarstwa ekologiczne bez specjalnej zgody z odpowiedniej instytucji.

Za parkę chciałabym dostać 500zł (po 250zł za sztukę). Możliwa wymiana na siano lub słomę. Możliwe krycie koziołkiem w cenie 50zł od krytej kozy. tel. 607507811, gmina Kowale Oleckie
CreativeIndianka    at    vp.pl

Zdjęcie kózki zamieszczę jutro.

***

Nadeszło jutro. Oto bardzo sympatyczna kózka Bezia :) Jest z rasy bardzo odpornej na surowe warunki klimatyczne, ale po białych, mlecznych rodzicach. Geny praprapradziadka wybiły tutaj, stąd to umaszczenie i pręga. Kózka jest zdrowa, towarzyska, nieduża, oswojona, daje mleczko. Jest zakocona i zakolczykowana oraz zarejestrowana w ARiMR.



wtorek, 23 października 2012

Postrach Wsi

Wczoraj na Czukty padł blady strach. Komornik zapukał do drzwi ośmiu dłużników ;)))

Indianka jest zaskoczona, gdyż jej sąsiedzi mają 10 razy więcej ziemi i dotacji, mają po kilka traktorów i wszystkie niezbędne maszyny do uprawy ziemi, żyją i pracują całymi rodzinami więc jest im łatwiej, dodatkowo ich dziadkowie zasilają budżet domowy o pieniędze z rent i emerytur, dostali odszkodowania od Telekomunikacji za wykop pod kabel internetowy (niektórzy podobno nawet po 20.000zł) i mimo tego, są zadłużeni i nie płacą rachunków ;))) Ciekawe. Cała wioska po uszy zadłużona :)))

Ciekawe czy wójtowa umorzy im podatek rolny ;) Ciekawe, czy sołtysowa będzie umiała napisać im odpowiednie podania ;)))

niedziela, 21 października 2012

Mgła

Indianka się obudziła dziś rano, by stwierdzić, że za oknami wszechogarniająca mgła. Przed nią mnogość zadań do wykonania. Wielka mnogość. Aby dodać sobie energii i rozgonić te mgliste kłęby, zaczęła słuchać niesamowicie energetycznej, pozytywnej i pełnej wiary piosenki Rafała Brzozowskiego. Piosenka jak i sam wykonawca jest genialny, mega talent, więc Indianka chce się swoim odkryciem podzielić ze swoimi czytelnikami i także podzielić tą niesamowicie pozytywną energią:
 

Sprzedam lub zamienię


Sprzedam metalowy, malowany zaczep do ciągnika i wozu konnego (w bardzo dobrym stanie), metalowe, malowane na zielono dyszle do wozu konnego na jednego konia, grube, długie pomalowane na zielono impregnatem burty do wozu konnego,  4 koła do dużego fiata, szybę tylną i przednią do dużego fiata, parnik do gotowania karmy dla świń (zbiornik szczelny) - parnik nadaje się jako stelaż pod wykonanie pieca wolnostojącego oklejonego kaflami, kafle miodowe, brązowe i białe, wagę zawieszaną do 100kg, dwie sztuki używanych drzwi starodawnych (100cm szerokie, jedne wejściowe i jedne pokojowe), cement 500kg, bialą fugę do luksferów lub kafelków, zabytkową centryfugę, suchą kłodę jesionową i suchą kłodę gruszaną, Gmina Kowale Oleckie, ceny do uzgodnienia lub zamienię na siano, słomę, drób, króliki, tel. 607507811

Udzielę lekcji języka angielskiego w zamian za siano, słomę, drób, króliki, 
lub w zamian za usługi polowe, remontowe lub w zamian za pomoc przy nacięciu i zwiezieniu drzewa, Gmina Kowale Oleckie, tel. 607507811

http://rolne.blogspot.com/

piątek, 19 października 2012

Czysta


Indianka pracuje całymi dniami, a nocami pada na pysk i już nie ma sił by się nawet porządnie umyć.
Choć szkoda dnia, postanowiła dziś rano się wykąpać i z czystym ciałem i umysłem, zabrać się za robotę umysłową i fizyczną. Póki włosy mokre – pisze pisma. Napisała już jedno i wysłała je emailem. Pan listonosz przyniósł korespondencję, z którą trzeba się zapoznać i na którą trzeba zareagować.

Indianka niedawno zaopatrzyła się w 2000 arkuszy papieru do drukarki i 100 kopert oraz kilka znaczków.
Tusz do drukarki się kończy, więc trzeba z nim oszczędnie postępować, bo na razie rolniczka nie ma kasy na zakup nowego tuszu. Nawiasem mówiąc, nie ma kasy żadnej. Indianka już wysłała emailem i wydrukowała pismo, podpisała je i owo podpisane pismo wraz ze swoim podpisem, aby jej przypadkiem nie wzywano o podpis długopisem – skanuje, aby wysłać ponownie. Dokleiła też do pisma skan swojego dowodu. Pismo zeskanowane, zaraz będzie wysłane. Trzeba się nauczyć transformować swoje wnioski z Word’a do formatu pdf. W pismach emailowych jest możliwość manipulacji, także w pismach w formacie Word’a.
W plikach pdf takiej możliwości nie ma, więc warto się zabezpieczyć przeciwko ewentualnymi ingerencjami w treść jej wniosków, choć zazwyczaj ma ona oryginały wydrukowane w domu i przy okazji gdy jedzie do Urzędu Gminy – zabiera je ze sobą i jeden egzemplarz zostawia w Gminie.

Oj, jeszcze trzeba dobrze ząbki wyszorować, aby móc dobrze gryźć ten beton ;)))

Jeszcze sobie trzeba speed'a dodać odpowiednio energetyczną i porywająca muzyką, więc Indianka włączyła kanał:
http://www.polskastacja.pl/webplayer/index.php?channel=40

Polecam! Super muza :)

czwartek, 18 października 2012

Atlas Grzybów

Pora doszkolić się w temacie grzybów.

Oto linki grzyboznawcze:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Grzyby_jadalne
http://www.mojapolska.az.pl/grzyby.html
http://grzyby-polskie.eu.interia.pl/21.htm

Jako dziecko, zbierałam grzyby z ojcem - zapalonym grzybiarzem, więc pamiętam kilkanaście gatunków jadalnych i niejadalnych, ale tak na sto procent pewności, aby nie bać się pomyłki to tylko kilka bardzo charakterystycznych takich jak:
borowik, prawdziwek, kurka, gąska, pieczarka.

Pielęgnacja Drzewek

Te niedobitki drzewek owocowych, które ocalały zabezpieczam na zimę. Owijam w co się da, aby i one nie wymarzły. Najpierw jednak trzeba im odciąć odrosty i nadmiar pędów, więc to zajmuje trochę czasu, ale to przyjemne zajęcie. Dzisiaj była ładna, słoneczna pogoda, więc zajęłam się pielęgnacją nielicznych ocalałych drzewek owocowych w mym sadzie. Jutro owinę kolejne drzewka folią od sianokiszonki i czym się da.

Dobrze by było drzewka podsypać obornikiem, ale kółka u taczek dziurawe. Ciężko się je łata i ja tego nie potrafię.

Czarna Porzeczka

Nie pamiętam jej nazwy, ale duże owoce ma. Pocięłam gałązki na sztobry i posadziłam w torfie.

Śliwa Herman

Obcięłam zbędne gałązki i pocięłam na sztobry. Ukorzenią się? Zobaczymy!

Farfocel


A tu jaskrawopomarańczowy farfocel który rośnie na dębowej, próchniejącej gałęzi. Widać, żywi się tą gałęzią. Jest miękki, gumowaty, wygląda trochę jak glut ;)))

Na zdjęciu wyszedł trochę niewyraźnie, bo mam kiczowaty aparat fotograficzny. Muszę się postarać o lepszy do robienia ostrych zdjęć w skali mikro :)

Co to za grzyby?


A tu inne grzyby, które rosną taką właśnie zgrupowaną kolonią pod uschniętym kasztanowcem. Co to jest i najważniejsze, czy jest jadalne?
Spód mają ciemny, żebrowany. Kapelusze takie lekko stożkowate, kolor beżowo-brązowy. Są kruche. Łatwo się łamią.

Podobno to maślanki niejadalne.
Co za pech. żaden grzyb którego znalazłam nie jest jadalny ;)))

Czarne Łebki

Pani Elu - kocham Panią :))) Niesamowitą niespodziankę mi Pani zrobiła :))) Bardzo się cieszę, serdecznie dziękuję i pozdrawiam :))) Akurat sos gotowałam, więc dwa grzybki dla smaku do tego sosu dodałam :))) Pyszny sosik wyszedł :)

Ja się na grzybach nie znam, więc nie zbieram, ale dzisiaj kilka zebrałam i bym chciała porady od kogoś kto się zna, co to jest i czy jest jadalne.

Krowiak Olszowy - niejadalny

Są na tych grzybach ślady bobków gryzoniowych, są one obgryzione chyba przez te właśnie gryzonie, robale je wpierdzielają pasjami, również ślimaki, więc wnioskuję, że nie są zabójczo trujące, ale nie wiem, czy są jadalne dla ludzi. Dałam kozie - polizała, ale nie zjadła. Kiedyś w tym miejscu rosły na pniakach całe kolonie grzybów, ale chyba innych, ale widziałam, że kozy je zżerały pasjami.

Teraz w tym miejscu, obok pniaków rosną właśnie takie grzyby (to jest teren lekko podmokły, gleba torf). Co to jest??? Rosną pod olchami. Są kruche, łatwo się łamią. Są cienkie. Pachną grzybami znaczy dobrze, surowe smakują też jak grzyby jadalne, żadnej goryczy.

Już wiem, że to krowiak olszowy... niestety - niejadalny... http://pl.wikipedia.org/wiki/Krowiak_olszowy

Dziękuję za podpowiedź. Opis stanowiska i wygląd grzyba się zgadza, z tym co zebrałam.

Rośnie także tutaj druga odmiana krowiaka - krowiak podwinięty. Niestety, także niejadalny...
http://pl.wikipedia.org/wiki/Krowiak_podwini%C4%99ty

Wywiad Środowiskowy


W związku z brakiem opału na zimę i przewlekaniem przez pracownika Urzędu Gminy rozpatrzenia mojego wniosku o wyrażenie zgody na wycinkę olchy na opał – złożyłam podanie do Urzędu Gminy o przydział opału na zimę.

Dziś przyjechała na moje gospodarstwo pracownica Opieki Społecznej z szoferem. Rzekoma, bo nie  mam pewności, że jest tym za kogo się podaje. Zażądałam wylegitymowania się i pokazania mi upoważnienia do przeprowadzania wywiadu środowiskowego, ponieważ chciała wejść do mojego domu mieszkalnego i abym podpisała jej protokół z wywiadu. Odmówiła okazania takiego upoważnienia i odmówiła okazania dowodu osobistego.

Czy pracownik Opieki Społecznej ma prawo odmówić wylegitymowania się?

Sporządziła protokół, w którym odmówiła mi dodania jakichkolwiek informacji jakie chciałam dodać i wymusiła na mnie podpis pod tym protokołem (ale dopisałam w tym protokole, że odmówiono mi dodania jakichkolwiek informacji). Czy to jest zgodne z prawem i procedurami? Nie dała mi też mojej kopii egzemplarza protokołu dla mnie.

W tych protokołach są rubryki, część z nich to są puste lub częściowo puste rubryki. Jaką mam gwarancję, że podpisując się pod tymi pustawymi rubrykami – nie zostanie dopisane coś niekorzystnego dla mnie, pod czym będzie widniał mój podpis?

Czy powinnam podpisywać się pod takim protokołem sporządzanym w taki sposób?

W związku z tym, że odmówiła mi okazania jakiegokolwiek upoważnienia czy dowodu osobistego (opierała się także przy ustnym podaniu nazwiska, ale w końcu je podała, tylko skąd mam pewność, że to jest jej nazwisko?) – zrobiłam fotkę uwieczniającą jej wizytę na moim gospodarstwie.

W związku z licznymi, niekiedy nieprzyjemnymi wizytami na moim gospodarstwie, założyłam rejestr wizyt, kontroli i wywiadów środowiskowych. Składa się on z rubryk:
Imię i nazwisko, numer dowodu osobistego i/lub legitymacji upoważniającej do wizytacji, stanowisko, instytucja/organizacja, cel wizyty, data, podpis osoby wizytującej.

Pani z Opieki Społecznej odmówiła podpisania się w tym rejestrze, że była na moim gospodarstwie dziś.
Z trudem wydobyłam z niej jej nazwisko, imię, stanowisko i instytucję jaką reprezentowała oraz cel wizyty.
Ja jednak bym chciała mieć jakikolwiek potwierdzony ślad w mojej dokumentacji, że moje gospodarstwo lub dom są wizytowane i przez kogo oraz kiedy i w jakim celu. Nie mam ślepego zaufania do lokalnych urzędników i nie chcę by kto chciał i kiedy chciał właził na moje gospodarstwo i robił co mu się żywnie podoba, tym bardziej, że przyjeżdżające osoby nie legitymują się, a powinny.

środa, 17 października 2012

Prawo!


To jest właściwy wybór! Aby umieć dokopać gnojom co szkodzą :))) i nauczyć się omijać rafy prawne.
Klika rządząca tworzy raz po raz zastawia na nieświadomych zagrożenia niedouczonych obywateli prawne, perfidne pułapki ;)) Mam podwójna motywację – prawnik, to zawód który można wykonywać w domu czyli bez opuszczania gospodarstwa oraz znajomość prawa pomoże mi zwalczyć ten wrogi, czerwony beton ;))) Indianka zostanie genialnym prawnikiem i utrze nosa paskudnym szkodnikom, co jej przeszkadzają we szczęśliwym gospodarzeniu i rzucają raz po raz kłody pod nogi, by nie mogła urentownić swojego gospodarstwa i utrzymać się z niego :) Poza tym Mama zawsze chciała abym szła na prawo :) Studia prawnicze to było marzenie Mamy dla niej samej, a potem dla mnie. Mam zdolności humanistyczne – dam radę :) Studiować prawo też mogę w domu bez opuszczania gospodarstwa. To jest taka dziedzina, która nie wymaga jakichś warsztatów czy laboratoriów lub praktyk. Praktykować będę na Urzędzie Gminy i innych wrogich instytucjach, które mi szkodzą i utrudniają życie. Czyli mam odpowiedź na pytanie jaka specjalizacja? – Oczywiście, że prawo administracyjne :)))

O le le le... :)))

Księgowość?


To też dobra fucha domowa. Nie musi siedzieć w mieście by tę pracę wykonywać.
Indianka ściąga podręczniki do nauki księgowości. Aby nie było za łatwo – po angielsku ;)

Informatyka?


A może by tak doszkolić się informatycznie i podjąć prace jako informatyk?
Taką pracę można wykonywać w domu. Nie ma obowiązku siedzieć w biurze w mieście.
Indianka ściąga podręczniki do nauki informatyki. Żeby nie było za łatwo – po angielsku :)

Za Ciemno


Niee... już nic nie widać. Tę czarną potnę jutro. I tak sporo pocięte. Teraz pora poszatkować dyńki na mrożonki. Będą dobre w zimie na leczo itp. :) Wczoraj dwie torby dyniek pocięłam. Ledwo zamrażalnik domknęłam, takie pękate te torby.


Porzeczka czerwona


Porzeczka czerwona kupna w Olecku. Ta ładnie rośnie. Zrobiłam 23 sztobry i wsadziłam do doniczek, a doniczki do piwnicy. Niech puszczają korzenie i niech rosną!

Gdy Indianka odcinała gałęzie porzeczki czarnej, jej cień jakoś niesynchronicznie się poruszał na ściółce. Spojrzała zaskoczona na cień, potem na siebie, potem za siebie. Dziwne. Znów cień się poruszył! Indianka stała przy krzewie porzeczki, a cień sobie poszedł dalej. Co jest??? Znów się obejrzała. Z blasku Słońca wyłoniła się piękna Dakota, która postanowiła towarzyszyć Indiance w jej zabiegach, ale trzymała się nieco z dala. Jednak szła krok w krok za Indianką i gdy Indianka wyszła z sadu - stanęła smutno przy ogrodzeniu patrząc tęsknie za Indianką. Kochana klacz. Taka wierna i towarzyska.

Już zimno i ciemno. Została mi jeszcze do poszatkowania porzeczka czarna co już owocowała i miała duże, czarne owoce.

Czereśnia Rosyjska


To bydle przetrwało największe mrozy, ale jeszcze nie kwitło, więc też poszatkowałam na drobne kawałki i wyszło ok. 50 sztobrów do doniczek i kilkanaście grubych wprost do gleby. Ciekawe, które się lepiej przyjmą – te w doniczkach w piwnicy czy te w glebie?...  A może wszystkie się ładnie przyjmą?

Już się ściemnia i zrobiło się zimno, ale jeszcze spróbuje pociąć czerwoną porzeczkę – tą zdrową i pachnącą (ma liście które intensywnie pachną porzeczką).

Olbrzym z Halle



Indianka pocięła na kawałki leszczynę. Wyszło sporo sztobrów. Około setka. Trzy pełne doniczki. Kilkanaście najgrubszych sztobrów też wsadziła wprost do ziemi. Teraz mają za zadanie ukorzenić się do wiosny tak, by można było je przesadzić na inne, samodzielne stanowiska. Ciekawe, czy wypuszczą korzenie? To ukorzenianie to może potrwać nawet rok. Trzeba długo czekać na sadzonki, ale przynajmniej nie trzeba za nie płacić. Czarny bez co go posadziła rok temu ładnie się ukorzenił i rośnie.


Ze swoich pól i łąk zebrała 3 odmiany porzeczek. Dwie czerwone i jedną czarną. Wśród tych czerwonych jest jedna tradycyjna, stara odmiana. Tej ma najwięcej. Teraz pora na szybki obiadek i trzeba poszatkować tę porzeczkę na sztoberki. Ta jedna odmiana czerwona świetnie wygląda. Żadnych chorób na niej nie widać. Te dwie pozostałe coś zaatakowało. Latem rozsiała owoce czarnej porzeczki w paru miejscach. Ciekawe czy urosną tam porzeczki? Może za 3 lata znajdzie tam ze zdziwieniem fajne krzewinki... :)

Nadal świeci słoneczko, ale niebawem już zachód słońca się zacznie. Już się ma ku zachodowi...

Obiadek bardziej przypomina kolację: gęsty jogurt kozi, kromka chleba i herbata. Aby w żołądku nie bulgotało z głodu. Dopije herbatę i rzuci się szatkować porzeczkę na zgrabne sztoberki.

Etykietki dla Olbrzyma z Halle już wydrukowała, w nadziei że pan Leszczyn się przyjmie :)
No w końcu ma zielone ręce! Roślina domowa, której nazwy nie pamięta, a którą miesiąc temu poszatkowała - rośnie i puszcza nowe liście. Dwie sadzonki młode rosną ładnie. Ma nadzieję, że pozostałe też zaskoczą i zaczną rosnąć. Trzeba podlać źródlaną wodą. Taka woda ma minerały i jest miękka. Dobra dla roślin.


Gąski Nad Rzeczką

Tu je zabrała Indianka nad rzeczkę, nad zbiorniczek utworzony przez bobry...

Indianka zaprowadziła swoje gąski nad rzeczkę, w miejsce, gdzie bobry zbudowały solidną tamę.
Powstał tutaj fajny zbiornik wodny w którym gąski z lubością się kąpały machając i trzepotając radośnie skrzydłami. Nurkowały! Napływawszy się do syta wyszły na brzeg wysuszyć piórka i przeprowadzić swoją gęsią toaletę swego upierzenia.

Indianka na polu znalazła piękną porzeczkę, którą kiedyś tam posadziła. Porzeczka ma ładne, zielone, zdrowe liście. Indianka zerwała te liście (nadają się jako przyprawa do wek), a gałązki postanowiła pociąć na sztobry, aby rozmnożyć porzeczkę.

Konie w sadzie skopują ziemię wzdłuż ogrodzenia tuptając za Indianką, gdy ona niesie im owies. Będzie łatwiej w tym miejscu przekopać łopatą ziemię by posadzić te porzeczki na wiosnę.

Indianka znalazła też piękną leszczynę, którą też pocięła na gałęzie i własnie przymierza się aby zrobić z nich sztobry i rozmnożyć to wspaniałe drzewo orzechowe. To zdaje się olbrzym z Hale. Posadziła go kilka lat temu i pięknie się rozrósł, ale niestety nie owocuje jeszcze. Będzie z niego kilkanaście nowych drzewek jak się sztobry przyjmą, Oby się przyjęły :)

O, gąski wróciły samodzielnie na podwórko... Good!


Indianka zebrała też na polu pięknie wybarwione na jaskrawopomarańczowo lampiony miechunki, garść rumianku na herbatę. Idzie jeszcze sprawdzić czy w ogródku jakaś dynia się ukryła w liściach.



wtorek, 16 października 2012

Dynie Jak Gdynie


Indianka osobiście, po raz pierwszy w życiu wyhodowała piękne, pokaźne dynie. Dynie jak Gdynie :) Zwiozła ostatnią taczkę dyń wczoraj. W sumie zebrała 11 taczek dyń :) Piękne są :)
Podobno można je przechowywać do pół roku, ale chyba te całkiem dojrzałe i nie uszkodzone. Jest sporo niedojrzałych i w dodatku widać złapał je jakiś nocny przymrozek, bo zaczynają się psuć. Więc te młode trzeba błyskawicznie przerabiać na mrożonki lub weki. Wek Indiance raczej nie starczy. Jeszcze jabłka są do przerobienia na dżem. Brakuje czasu na wszystko, w dodatku nie ma czym w piecu palić, aby te jabłka usmażyć na dżem. W domu zimno. Indianka na łóżku zbudowała sobie igloo z dwóch grubych kołder i koca. Chowa się w tym kołdrzanym igloo po całym dniu pracy próbujac rozgrzać zziębnięte kończyny i ręce.



poniedziałek, 15 października 2012

Hey Government!


Hey Government!

Nie urodziliśmy się twoimi niewolnikami,
Więc nie rób z nas na siłę twoich niewolników.

Odczep się od nas!

Skasuj ZUS!
Skasuj VAT!
Skasuj KRUS!

Wielkie jak sracze rząd każe nam płacić haracze!

Odczep się od nas!

Jesteśmy wolni!
Być szczęśliwi mamy prawo,
Chcemy żyć spokojni,
O nasze dzieci i jutro
Jesteśmy wolni!
Być szczęśliwi mamy prawo.

Odczep się od nas!

Mamy prawo żyć bez ustawicznych stresów,
Mamy prawo żyć bez prawnych bzdetów.

Odczep się od nas!

Skasuj ZUS!
Skasuj VAT!
Skasuj KRUS!

Odczep się od nas!

Skasuj abonament TV
Skasuj inne opłaty!

Odczep się od nas!

Skasuj ZUS!
Skasuj VAT!
Skasuj KRUS!

Wielkie jak sracze rząd każe nam płacić haracze!

Skasuj ZUS!
Skasuj VAT!
Skasuj KRUS!


niedziela, 14 października 2012

Przeziębiona!

Indianka przemarzła. Przez urzędnika, który przewleka wydanie zgody na wycinkę drewna na opał. Indianka nie ma czym palić w piecu. Zimno! Boli gardło. Z nosa cieknie jak z fontanny. Boli głowa. Indianka czuje się ogólnie osłabiona. Zaczyna kaszleć.

A urzędas grzeje dupę w urzędzie przy kaloryferze za nasze podatki. Za nasze z trudem zapracowane pieniądze. Lokalna administracja zapomniała, po co została powołana. Po to, by służyć mieszkańcom Gminy, a nie po to by utrudniać i zatruwać im życie.

Co za idiota wymyślił taki przepis, żeby rolnik z własnej ziemi sam sobie nie mógł opału naciąć bez zgody jakiegoś urzędasa? Toż to moja ziemia. Mój majątek. Nie kradziony. Uczciwie kupiony. Zapracowany ciężką pracą. I jeszcze mam czekać tygodniami marznąc aż jaśnie wielmożny urzędas raczy machnąć podpis pod papierem???

Na wycinkę zabytkowej alei we wsi wydał zgodę bez mrugnięcia okiem, a na wycięcie olchy na opał zwleka i zwleka. Już minęło 24 dni. DWADZIEŚCIA CZTERY DNI URZĘDAS ZWLEKA, a Indianka marznie. A naciąć drzewa to też nie jest tak hop siup. A zwieźć z pola? Znieść? W rękach? Ile to czasu??? A URZĘDAS ZWLEKA. Chyba czeka aż śnieg spadnie, żeby Indianka miała trudniej brnąć przez śnieg z opałem w rękach 500 metrów.

RUCHY RUCHY TAM W TYM URZĘDZIE! JA TU MARZNĘ! ZAPALENIA PŁUC DOSTANĘ!

Ten kraj potrzebuje mądrej władzy, która skasuje te wszystkie bzdetne i szkodliwe przepisy które są wymierzone przeciwko uczciwym obywatelom. Wiecie, że jeśli ktoś natnie sobie drewna bez zgody gminy to każą płacić kary albo do wiezienia zamykają? Kto to wymyślił??? Tak nękać obywateli na ich własnej ziemi???

Dostałam cynk od Przyjaciela, że warto wierzbę energetyczną posadzić wzdłuż strumienia, bo ponoć ją można ścinać bez pozwolenia. To cenna uwaga - może się przyda innym. Tutaj to nie wyda - bobry się zalęgły i żerują na strumieniu. Ścinają wierzby pasjami. Nie zdążą urosnąć. Nawet jeśli by ich nie było - to zanim te wierzby urosną - władze zmienią przepis który będzie wymagał zgody gminy. W naszym kraju przepisy bardzo się szybko zmieniają na niekorzyść szeregowych obywateli.

Ale może zdążę posadzić i wyhodować wierzbę na miedzy zanim cwaniaki z góry to opodatkują.

sobota, 13 października 2012

Zimno!!!

Dzisiaj zrobiło się zimno i paskudno. Mokro. Brr... Pora palić w piecu. W domu zimno. Przydałoby się obić deskami ganek na którym siedzi pies. Wstawić nowe drzwi do jednego boksu w stajni, połatać różne dziury w stajni i oborze. A tu drewna ni ma. Urzędnik od 21 września kisi papier. Indianka wcześniej we wrześniu wysłała pismo emailem, a 21 września dała oryginał do ręki urzędnikowi który był u niej na gospodarstwie na kontroli podczas której czepiał się do braku drzwi w jednym boxie - dała mu wniosek o wyrażenie zgody na wycinkę jej drzew na opał, który potrzebuje dla siebie na zimę i na wymianę z rolnikiem co ma deski sosnowe. Deski potrzebne są na drzwi do boksu i łatanie różnych dziur w stajni - w suficie itp.
 
W ostatni piątek specjalnie pojechała do Urzędu Gminy po decyzję. A urzędnik nie dał jej zgody na wycinkę. Przewleka rozpatrzenie wniosku i wyrażenie zgody  na wycinkę.
Wszyscy sąsiedzi dookoła rżną drzewo na opał aż huczy, zwożą do swoich domów całe przyczepy przy okazji drążąc koleiny w jedynej dojazdowej drodze do gospodarstwa Indianki, a Indianka bez opału - marznie i nie może sobie drzewa naciąć. Nie może też wymienić się z rolnikiem na deski i zrobić nowe drzwi. 
 
A ten sam urzędas wybiera się do Indianki niebawem na kolejną kontrolę - sprawdzić czy drzwi wstawione do boksu. Jak nie będą wstawione, a przy takim przewlekaniu sprawy nie będą - urzędas będzie miał wymówkę aby Indiance konie zagarnąć - bo drzwi nie ma do boksu ;)))
 
Do kogo Indianka powinna się zwrócić o interwencję? Jak na razie napisała skargę do wójt. Urzędas ewidentnie działa na szkodę Indianki i jej zwierząt.

piątek, 12 października 2012

Czerwony Beton i Jego Pedały

Chcecie poczytać o tym jak to czerwony beton spiknął się z pedałami by okraść Indiankę z jej pięknych koni? :)
Mam rewelacyjny materiał na pierwsze strony gazet ;)))
Tylko która gazeta nie jest czerwona w tym kraju??? :)))


 Bogate pastwisko moich koni obfitujące w zieloną, smaczną trawę...

 Energetyczny, pożywny owies dla moich koni... Uwielbiają go! :)

Słodkie, kruche i miękkie antonówki - przysmak moich ukochanych koni...


A tu przestronne, zielone pastwisko po którym moje ślicznotki uwielbiają galopować...

A tu stajnia. Jeden z dwóch budynków gospodarczych jakie mam.
Po lewej zimowy box z suchą, miękką ściółką - na mroźne noce.
Po prawej - całoroczna wiata służąca koniom jako doraźne schronienie przed słońcem, upałem, owadami, deszczem i śniegiem. Wchodzą do niej i wychodzą kiedy chcą. Były tam kiedyś drzwi, ale konie je ogryzały i w końcu wyrwały. Żeby się o te zrujnowane szczątki konie nie pokaleczyły - całkiem je usunęłam.
Ta brama do boxu po lewej - sama ją zrobiłam :) Tylko mój ex chłopak pomógł mi ją zawiesić :)

czwartek, 11 października 2012

22 Słoje



                                                 Indianka dumna ze swoich przetworów :)

Indianka usmażyła i zasłoikowała 22 słoje dżemu. Uff... Przyjechało kolejne puste 50 słoi które też trzeba zapełnić...



Indianka pozdrawia "kozę" i inne zapracowane gospodynie :)


środa, 3 października 2012

Indianka Zmywa Naczynia

Indianka zmywa naczynia. Niestety, od czasu do czasu ta prowizoryczna czynność dopada również naszą dzielną kolonistkę :) Na piecu stoi dużo ciepłej wody, więc trzeba to wykorzystać, chociaż Indianka zmęczona już. Cały dzień dzisiaj pracowała – dla odmiany na dworzu. Piec się ledwo tli, ale tli i na razie to wystarczy, bo jabłek jeszcze nie nacięła i dzisiaj już nie natnie. Ale jutro jak najbardziej... Póki co, trzeba pozmywać gary i naczynia i zrobić miejsce na kolejne słoiki. Słoiki się kończą. Nie będzie w co pakować ten dżem. Może w butelki po kubusiach jako luźny mus lub sok?

Mimo wszystko, jakoś mało tych słoików. Czy aby przypadkiem wakacyjni pomocnicy ich nie wywalili?

Trzeba zbadać zakamarki piwnicy i strychu.

Bogactwo Jogurtów! :)


Wyszło w sumie 17 słoiczków i pojemniczków z jogurtem. Maleńkie i średnie. Nawet w plastikowych pojemnikach się jogurt ładnie ściął. Teraz pora schłodzić i jutro można jeść.
Nie polecam sprawdzania smaku w trakcie dojrzewania jogurtu. Jest naprawdę paskudny, zwłaszcza te początkowe fazy dojrzewania. Trzeba odczekać do końca procesu. Tym razem jogurt robiłam nie 12 godzin, ale 17 godzin. Ciekawe, jaki w smaku będzie. Jutro zdam relację :)
Podczas wyrobu tej partii jogurtu tym razem mleka nie zagotowałam, a podgrzałam do 86 stopni Celsjusza. Do każdego słoiczka włożyłam ździebko jogurtu i zalałam mlekiem o temperaturze ok. 40 stopni. Następnie ulokowałam słoiczki i pojemniczki na gorących garach stojących na piecu i tak przestały 17 godzin.

Jogurt Kozi Indianki

Od Czego Tu Zacząć?

Hmmm... Przed Indianką piętrzą się stosy papierów, jabłek, ziemniaków, kóz i innych obowiązków :)
 
Nie wiadomo od czego zacząć... :)
 
Trzeba zacząć od zwierząt. Kicia dostała serek, piesek zaraz dostanie grzanki których nie zjadła kicia... a i ma jeszcze w misce z wczoraj kaszę z serwatką...
 
Kury już dostały pszenicy. Ani jednego jaja w kurniku. Chyba gdzieś chowają.
 
Koniom trzeba owsa sypnąć. Kozy wydoić i przestawić.
 
No i zabrać się za papiery... ale jeszcze do pieca trzeba dołożyć i smażyć jabłka! Drewno suche przeywieźć z pola...
 
Ale najpierw spacerek do koni na ich pastwisko. Przydałoby się też sprawdzić, czy ogrodzenie gdzies nie uszkodzone.
Trochę czasu zejdzie zanim się swe włości obejdzie... :)

Śniadanerek

Na śniadanie: świeży chlebek, biały serek i zielony koperek. Słodziutki dżemik oraz jajeczko.
 
Tylko herbata zwykła ze sklepu, no, ale mięta się suszy na strychu na zimę...
 
Brak mięska. hmm... Trzeba będzie kupić od jakiegoś farmera świeżynę... Badaną oczywiście :)

Worek

We wtorek przyjechał worek.
 
Nie jeden - a pięćset :)
Teraz Indianka ma w co przepakować kupione zboże aby je praktyczniej rozlokować w magazynie. Łatwiej też taki worek będzie jej ruszyć, bo mają pojemności po 30kg więc będą lżejsze do przenoszenia. Mają też fajne zaciągi, więc nie trzeba się męczyć ze sznurkami. Fajne, polipropylenowe woreczki. Część się przyda na ciuchy i pościel które nie mieszczą się w szafkach oraz do pakowania innych rzeczy, które się kurzą na strychu np. kurtki, plaszcze itp.

wtorek, 2 października 2012

Dżem Gotowy!

Zrobiłam 6 słoi dżemu jabłkowego... wow... wyszedł przepyszny :) Tylko takie będę robić :)

Smaczny i słodziutki – wiadomo kto słodził ;) Jeszcze zostało mi dżemu na parę, góra 3 słoiki.

Już spać mi się chce, ale spróbuję dokończyć te słoiki i jeszcze chleb trzeba zrobic na jutro...



Okay, po dorobieniu kilku słoików razem wyszlo 9 słoików, słodziutkiego, pysznego, rozplywającego się w ustach dżemu. Pycha! No i jeszcze miseczka dżemu na jutro do świeżutkiego chleba, który już się piecze... Jedenasta w nocy! Pora spać!

Narobiłam się jak dziki osioł - jutro śpię do południa :)

Jogurt Gotowy!

A właściwie ma teraz dojrzewać do jutra rana :) Rano, tak za jakieś 12 godzin będzie gotowy... Tymczasem bateria kilkunastu słoiczków przykryta ręcznikiem wygrzewa się na gorącym garnku stojącym na piecu...

Ser Gotowy!

Twaróg kozi już w lodówce się chłodzi. Na jutro rano na śniadanie będzie gotowy :)

Pora na jogurcik. Mleko na jogurcik stygnie na stole w kuchni. Indianka raz po raz niecierpliwie sprawdza temperaturę, Czy już? Jeszcze nie! Za gorące mleko. Rządki słoiczków zaprawionych jogurtem czekają na mleczko o odpowiedniej temperaturce circa about 30-40 stopni.

Ostatni jogurt ten sprzed 2 tygodni wyszedł bardzo fajny: gęsty i smaczny. Jak serek homogenizowany. Świetnie się przechował aż do dzisiaj. Można spokojnie przechowywać po 2 tygodnie z tego wniosek. Wtedy Indianka mleko przegotowała, tym razem tylko podgrzała do 85 stopni Celsjusza.

Mus jabłkowy przepyszny. Indianka dokrawa kolejne jabłka. Dużo go jest. Teraz trzeba słoiki domyć, wyparzyć i niebawem musik pakować do słoików. A i sok przydałoby się zlać do butelek.

Więc butelki trzeba wyszorować, wygotować. Lejek do butelek już czysty – suszy się na suszarce.

Jeszcze jakieś mniejsze naczynie, bo Indianka nie da rady zlać sok z miednicy do butelki. Rozleje się jak nic :)

Jak zrobić jogurt?

Robiłam już jogurt, ostatnio 2 tygodnie temu, ale nie pamiętam lub nie jestem pewna metod i temperatur. W jakiej temperaturze pasteryzuje się mleko na jogurt?

Więcej Dymu Niż Ognia

Indianka napaliła w piecu by usmażyć powidła i nagrzać wodę do mycia garów i naczyń.

Nie ma ciągu i bardzo źle się w piecu pali. Więcej dymu niż ognia. Cała chałupa spowita gęstymi chmurami dymu. Aż siwo. No, ale trzeba ten etap rozpalania przeboleć. Jak już rozpali się i będzie grzało, to można drzwiczki od pieca zamknąć i dym znika przez okna.

Nakarmiła drób, psa i kota, dała koniom owsa i lizawkę zostawiła im na pastwisku. Sterta pism piętrzy się na szafce, ale to jeszcze nie koniec. Jeszcze trzeba nad tą stertą popracować, ale już prawie 16.00, więc ma ochotę na przerwę i odetchnięcie świeżym powietrzem. Jest otumaniona tym dymem...

Spacer! No i kozy wydoić. Dzień pochmurny, mokry. Padało w nocy. Chyba znowu coś siąpi, no, ale trzeba iść.



Postawiła na piecu wielki gar z pokrojonymi garnkami. Właściwie całą miednicę przykrytą wielką przykrywą. Deseczkę, którą wcześniej potrzebowała do mieszania w garze dla psów - wysuszyła i przeszlifowała z każdej strony fleksem, by ją wygładzić i dobrze oczyścić i zdezynfekować. Deseczka jest wystarczająco mocna by podołać wielkiej ilości jabłek w potężnym garze. Nie złamie się. Te sklepowe łyżki nie dałyby rady zamieszać takiej ilości jabłek czy dżemu. Deseczka Indianki jest bardzo mocna. Jak to deseczka ;)

No, ale miał być spacer? Trzeba się przewietrzyć. Dym szczypie w oczy.

Kozy wydojone. Mleka sporo - będzie jogurcik :) Poprzedni się akurat skończył... No i twaróg trzeba zrobić...

Kury skąpe, dzisiaj znowu tylko jedno jajo. Chyba chowają gdzieś...

Nadchodzi zmrok. Przydałoby się trochę suchych gałęzi przytargać z pola, ale Indianka musi garów pilnować.

Jabłka puściły pięknie sok, aż zastanawia się czy faktycznie go nie zlać do osobnych butelek... Jeszcze soku nie robiła :)

Jak się robi sok z jabłek?

Papiery!

Indianka wydrukowała już ok. 30 stron róznych pism, które musi wyslać pocztą polską, bo uwstecznione instytucje polskie ciągle nie nadążają za postępem czyli za internetową wymianą korespondencji.
Gdyby te instytucje robiły biznes w takim tempie w jakim działają - dawno by już zbankrutowały. Ale jako że są na utrzymaniu narodu - mają to w dupie ;))) Tylko pozazdrościć relaksowego tempa pracy ;)

poniedziałek, 1 października 2012

Witaj Październiku!

Wstał nowy piękny dzień, a wraz z nim wstała piękna Isabelle ;)))

Grunt to nie dać się zwariować w tym chorym kraju i robić swoje. A gdy są wybory - wybierać mądrze.

Masa roboty – jabłka czekają, ziemniaki czekają, kozy czekają – od czego zacząć?

Indianka nakarmiła i napoiła najpierw drób: pszenica, jabłka, woda. Skorupki się suszą, ale trzeba je podgrzać by dobrze doschły.

Psu karma ugotowana, kot dostanie mleka z chlebem mlecznym. Na śniadanie tylko jedno jajko w kurniku znalazła, ale ugotowała je na twardo i zjadła z półkromką. Zjadła jedną dużą żółtą antonówkę, wypiła herbatę. W lodówce jeszcze stoją dwa słoiczki z własnej roboty jogurtem. No to jogurcik jeden i kontynuujemy robotę.

A, jeszcze do pieprzonych papierów trzeba zajrzeć... Napisać, odpisać, uzupełnić.

Koniom dała owsa i jabłek. Całe szczęśliwe! Pasą się w sadzie jabłoniowym wygryzając tam trawkę.

Kozy na pastwisku. Pora zabrać się za dojenie, ale wiadro do mleka pełne jabłek. Najpierw trzeba je wysypać, wiadro umyć. Wydoić kozy i zaraz rozpalić w piecu i smażyć mus.

Kury puściła na trawę, na podwórko, bo tutaj mają większy wybór roślinności i bogatszą niż na ich wybiegu już mocno wyskubanym. Poza tym z wybiegu i tak wyskakują. Trzeba go uszczelnić, a na razie nie ma czym.

Dzięki za porady. Jabłka przetrwały do dzisiaj i mają się dobrze. Zaraz będę smażyć.

Dzień zaczęłam z muzyką francuską, bo jest taka... relaksująco-nostalgiczna :)

http://www.polskastacja.pl/webplayer/?channel=38