Od wczoraj Indianka czuje się fatalnie. Okres. Jajniki potwornie bolą. Głowa boli. Aż się w niej kręci. Hormony buzują!
Dziś ciut lepiej, więc wstała by troszkę podziałać. Zmyła naczynia, umyła stół i ładnie do niego nakryła :) Zbyt źle się czuła, by iść do kościoła, ale na stole są świąteczne potrawy i dekoracje.
Zjadła pyszne dzwonko pstrąga w galarecie oraz surówkę z kapusty rzymskiej i selera naciowego oraz bagietkę obsypaną zbożami i innymi nasionami. Wypiła dobrą, gorącą herbatę.
Po południu Brunhilda wyciągnęła Indiankę z domu, by zrobić prowizoryczną bramkę do ogrodu. Nie ma miłosierdzia ta kobieta, dla biednej, chorej Indii 😕
Indii zaś zapragnęła zrobić bramę profesjonalną. Przynajmniej jedna bramka ma się szybko i lekko otwierać. Ta najczęściej używana. Indianka zgromadziła narzędzia i materiał. Trochę to trwało, zanim się odpowiednie rzeczy znalazło. Ślamazarne, obolałe człapanie i ruchy Indii, też nie ułatwiały poszukiwań.
Deski trzeba zaimpregnować wpierw. Brunhilda czyściła je drucianą szczotką z zachłego błota i obornika i oczyszczone włożyła do impregnatu. Kontynuować tworzenie bramki będą po świętach.
Nowy odcinek ogrodzenia ma już 2 sznurki wymierzające umiejscowienie słupków, rozciągnięte. Po dwie linie.
4 nowe dołki pod słupki wykopane i zabezpieczone, by tam któreś zwierzę nie wpadło.
4 nowe dołki pod słupki wykopane i zabezpieczone, by tam któreś zwierzę nie wpadło.
Jeszcze słupki trzeba owinąć folią, włożyć do dołków i zasypać kamieniami. To już nie dzisiaj, bo rozpadało się, a Indianka chora, zaś Brunhilda wyrwała na wieś.
Łaskawie wam blogująca, Święta Lady Isabelle vel Indianka 😇😇😇