Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wąs. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wąs. Pokaż wszystkie posty

sobota, 14 maja 2016

Zołzunie czyli suczki Indianki


Chamski Wąs do inspektoratu weterynarii w Olecku składa donosy na Indiankę, że rzekomo ona znęca się nad psami, bezczelnie łazi po jej podwórku i robi zdjęcia bez jej zgody, wysyła do weterynarii, a sam więzi swoje krowy od lat w fabryce mleka. Tymczasem zwierzątki Indianki żyją na wolności i swobodnie biegają sobie po łące... :-)
Zaś krowy Wąsa nie widzą ani Słońca, ani zielonej trawy. Tylko brudne ściany i osrane podłogi obory... Gospodarz od 7 boleści... :-)

wtorek, 1 grudnia 2015

Kozioł-podpierdalacz

Indianka była dziś na dwóch sprawach. O wypas i "bezzasadne" wezwanie glin. Miała o tym nie wspominać, zwłaszcza o sromotnej roli Kozła, ale tak się domagał reklamy w internecie, taak domagał - że nie mogła mu odmówić. Jak napierdalał na Indiankę! Jak się wił i wyginał na tej ambonie! Hm! Aż Indiankę zatkało i zapytała typa wprost - jaki ma interes w donoszeniu na Indiankę? Czemu nie powiadomił jej, że uciekły jej zwierzęta, tylko donosił Wąsowi?

Kozieł jak na wieśniaka mieszkającego po drugiej stronie wsi, 2km od domu Indianki - miał zadziwiająco dużo do powiedzenia o gospodarstwie Indianki i jej zwierzętach. A jak ściemniał aby tylko jak najbardziej zaszkodzić Indiance. Co za dzia-dzi-sko! :(((

Wąs też się popisał. W sumie gorszy niż Kozioł, bo nie tylko na policję donosi, ale i do weterynarii. Śliska gadzina!

Kolejny ksenofob - Czerwony Muchomor - kłamał o rzekomych szkodach jakich doznał, gdy owieczki weszły mu na jesieni na zaorane pole. Traktorem na swoim polu wybebeszył glebę do góry nogami. Łgał, że raciczki owieczek mu tę oranicę wydeptały. Przeszły raz po oranicy i mu ją wydeptały? Co za nonsens!
Na wiosnę i tak tę glebę przewali kultywatorem. Nic na tym polu nie rośnie, a jeśli rosło - sam zniszczył roundapem i traktorem. Do owieczek zaś się bezzasadnie czepia. Ksenofob i tyle. Okropnych sąsiadów ma Indianka.
W zasadzie nie zasługują na miano "sąsiad". Wrogi, ksenofobiczny narodek.
Wredny i nieprzyjemny. Nieżyczliwe i nieużyte, zadufane w sobie rarogi. Wstyd.

Indianka wróciła po długim i męczącym dniu do domku już późno.
Boli ją kręgosłup. Padła jak długa do łóżka i odpoczywa.

poniedziałek, 6 lipca 2015

Nieuczciwa propozycja Wąsa

Gdy Kamyk wracał z Kowal z drobnymi zakupami drogę mu zaszedł Wąs i złożył niedwuznaczną propozycję korupcyjną oferując wysoko płatną pracę pod warunkiem, że Kamyk w Sądzie będzie zeznawał przeciwko Indiance. Bogaty rolas oferował Kamykowi po 20-50 zł za godzinę pracy na Wąsa gospodarstwie.
Honorowy Kamyk nie dał się mu sprzedać. Były więzień ma więcej godności ludzkiej niż ten rolas.

Swoją drogą to ciekawe jak bardzo mocno zależy Wąsowi by Indiance zatruć życie. Typek perfidnie rozciągnął wpierw ostry, kolczasty drut w ten sposób, że kaleczą się o niego owce i kozy Indianki. Zastawił te wnyki na długie tygodnie.
Na domiar złego gdy ktoś wypuścił konie Indianki ze stajni (Wąs? -Tego dnia kręcił się w pobliżu stajni Indianki...)

gdy była z Kamykiem w Sądzie na sprawie gdzie ją wezwano pod fałszywym zarzutem rzekomo bezzasadnego wezwania policji na dokuczającą jej w świetlicy Krychę (matkę policjanta czyli nietykalną krowę w lokalnym półświatku) jeden z koni uciekł na pole Wąsa, a tam Wąs się nad zwierzęciem pastwił do woli doprowadzając do najwyższego przerażenia i pokaleczenia tego szlachetnego, bezbronnego zwierzęcia.

Ten facet powiedział Indiance wprost, że jego celem jest pozywanie Indianki do Sądu o rzekomy wypas tak długo, aż komornik zajmie Indianki ziemię by on Wąs mógł ją przejąć. W ocenie Indianki to parszywe zagranie poniżej pasa chciwego, bezczelnego rolasa.

Najazd kontrolerów i policji

   
Czyli ciąg dalszy nagonki na Indiankę i jej zwierzęta.

Kontrolerzy inspekcji weterynaryjnej z Olecka, głusi i ślepi na ostry drut kolczasty Wąsa i jego znęcanie się nad zwierzątkami Indianki, ale wyczuleni i błyskawicznie reagujący na odwetowe donosy Wąsa na Indiankę. A to rzekomo, że owce i kozy niezarejestrowane, a to, że rzekomo nie mają co jeść i pić.

Lipiec 2015. Pełnia lata i sezonu pastwiskowego. 11 hektarów pastwisk. Dwa niezależne strumienie płynące przez ziemię. Nie mają co jeść i co pić?
Inspektory jadą w te pędy szukać sensacji i haczyka na Indiankę, aby jej zaszkodzić. A że klacz przez Wąsa poraniona, straszona i płoszona - to już im nie przeszkadza. Tak dbają o dobro zwierząt. Wcale nie dbają. Tylko wyszukują poronione, durne przepisiki narzucone hodowcom i rolnikom odgórnie, bez konsultacji społecznych, by rolników i hodowców do bólu kontrolować i wlepiać mandaty. Niczym złośliwe skrzaty, trollują na gospodarstwach drażniąc spracowanych rolników, którzy na małych gospodarstwach ledwo koniec z końcem wiążą.

Bezduszne bazyliszki w eskorcie mundurowych skupiły się na duperelach czyli na ewidencji stanu pogłowia zwierzyny Indianki. Wypatrzono 24 owce i 12 kóz plus stadko kur, indyków, szczenięta, kocięta i konie. Ponad 70 sztuk zwierząt... :-) :-) :-)
Ojej... MOJA, MOJA "WINA"! :-) :-) :-) Ałła! :-) Tyle wyhodowałam!... :D

To MOJA hodowla, MOJA praca, MOJE koszty i poświęcenie.

Bazyliszki i ich eskorta to nieproszeni intruzi.
Żaden z nich w żaden sposób nie dokłada się do kosztów hodowli, żaden z nich nie jest właścicielem, hodowcą i nie przykłada się do pracy przy zwierzętach. Przyjeżdżają i tylko gitarę zawracają i haczyki wyszukują stworzone celem nękania hodowcy bzdurnymi przepisami pajaców unijnych i krajowych którym nie brak tupetu by się mieszać i rządzić cudzym inwentarzem na który złamanego grosza nie wydali ni jednej kropli potu nie uronili...

Postulat do Sejmu:
Wara urzędasom od cudzej własności!
Wara urzędasom od cudzego inwentarza!

Ta kontrola dobitnie pokazuje, że upierdliwe przepisy nie są tworzone dla dobra zwierząt lub ich hodowców, lecz by nadmiernie kontrolować i ograbiać hodowców - jedynych prawowitych właścicieli swoich zwierząt.

Rolas który rozciągnął niebezpieczny drut kolczasty raniący zwierzęta Indianki nawet nie został upomniany! :(((

Dzielnicowy Paweł Warsiewicz, który był obecny i któremu Indianka pokazała niebezpieczny drut Wąsa oraz poranioną klacz - odmówił ukarania rolasa i robił za jego adwokata tłumacząc go.

Inspektor weterynarii powiatowej w Olecku Ewa Szymczak niechętnie odwracała wzrok gdy Indianka pokazywała jej rany cięte jakie zadał klaczy Wąs. Także odmówiła interwencji w sprawie kolczastego drutu i rolasa -barbarzyńcy.

Natomiast nalegała na inspektora Kornela Laskowskiego, by wystawił Indiance mandat za brak paszportów koni. Za jej namową wystawił. :(((
Pani ta nie jest od ewidencji zwierząt, lecz od dobrostanu zwierząt, który na rancho Indianki mieści się w normach. Zatem wyszła poza swoje kompetencje, by dokopać Indiance. Indianka odebrała to, jako karę za to, że wyhodowała takie piękne, zdrowe konie, które niefrasobliwie żyją i hasają sobie naturalnie na farmie Indianki.

Także dzielnicowy Warsiewicz pałał chęcią ukarania Indianki za rzekomy wypas owiec u Wąsa, bo tuż przed ich przyjazdem, przeczołgały się pod niechlujnie, luźno naciągniętą siatką rolasa i dostały się na jego krótko skoszone pole.

Warsiewicz był przydzielony jako zbrojne ramię inspektorów i jego zadaniem było wymuszenie na Indiance przeprowadzenia u niej kontroli wbrew jej woli. Lecz Indianka umożliwiła kontrolę inspektorom, mimo, że jej się to nękanie nie podobało, więc obecność policji jako eskorty była bezzasadna. Było to nadużycie obowiązków funkcjonariuszy publicznych na służbie.

Co więcej, dzielnicowy Paweł Warsiewicz wykorzystał tę interwencję by zbierać materiał dowodowy przeciwko Indiance w sprawie o rzekomy wypas. Robił foty uciekinierkom.

Jednocześnie odmówił zebrania dowodów w sprawie o znęcanie się nad zwierzętami Indianki przez Wąsa. :(((

czwartek, 2 lipca 2015

Wąs pokaleczył klaczkę :(((

Wczoraj Wąs poranił klaczkę. Najeżdżał na nią na motorze na łące (dokładnie przeraźliwie huczącym motorem kładzie), tak, jakby chciał ją rozjechać, straszył i płoszył bezbronne zwierzę! Wyżywał się na przerażonym zwierzęciu, jak chory psychicznie psychopata.

Nagnał przerażone zwierzę na swój ostry drut kolczasty. Pokaleczył konika tym drutem :((( Denver ma rany cięte na ciele. :((( Klaczka zgoniona przez typa tak, że mało ochwatu nie dostała. Ranna klaczuś cała zlana i mokra jakby z jeziora wyszła. Uciekła przed barbarzyńcą do domu.

Indianka telefonicznie zgłosiła na komendzie w Olecku, że podły sadysta znęca się nad jej bezbronnym zwierzęciem. Wezwała policję na interwencję. Dyżurny, gdy usłyszał, że Wąs jest sprawcą, odmówił wysłania patrolu (!). Odmówił w sumie kilkakrotnie. Nie chciał o krzywdzie klaczy słuchać. Rozłączał się w trakcie rozmowy z Indianką, która nalegała, by patrol przyjechał, obejrzał poranionego konia i ukarał barbarzyńcę.

W końcu poirytowany Kamyk złapał za komórkę i on zadzwonił. Wzburzony, długo tłumaczył dyżurnemu, co się stało, ale i jemu dyżurny odmówił wysłania patrolu!

Indianka zdezynfekowała rany klaczy i wezwała weterynarza. Pan weterynarz zbadał klacz i podał jej antybiotyk domięśniowo. Zaszczepił ją także na tężec i przy okazji na grypę. Konik kuleje :((( Dla weterynarza do zapłaty 260 zł.

piątek, 5 września 2014

Nierowne traktowanie przez policje


Wczoraj Indianke przesluchal dzielnicowy Piotr Kacprzyk w sprawie wykroczen zgloszonych przez Indianke 2 miesiace temu.(!)
Milo, ze sie w ogole tym zajal. Az dziw.

Natomiast na donos sasiada Wąsa na Indianke policja w pol godziny przyjechala do Indianki z gotowym mandatem, jeszcze zanim zdazyla ja przepytac.

Pan dzielnicowy po rzekomym urlopie (dwumiesiecznym???) w pierwszej kolejnosci zabral sie za przesluchanie Indianki w sprawie tego donosu sasiada. Zrobil to kilka dni temu.
Sasiad jest bratem policjanta. Widac rodzinom policjantow przysluguja szczegolne wzgledy i tryb przyspieszony w procedowaniu spraw z ich wnioskow.

Indianka

piątek, 13 grudnia 2013

Dziadkowie


Szkoda, że nie da się ludzi wskrzeszać. Bym wzięła Dziadków pod mój dach. Byłoby swojsko, przyjaźnie, miło, serdecznie i rodzinnie.

Dziadek byłby przeszczęśliwy i wielce dumny ze mnie, że kupiłam sama o własnych silach taki kawał pięknej ziemi, że wyhodowałam takie cudowne konie i inne zwierzęta. By mi pomógł obrabiać ziemię końmi i byśmy jeździli zimą saniami po okolicy, a latem nad jeziora kąpać się i pływać.

Babcia wspaniale gotowała i piekła. Potrafiła uprawiać niebiański ogród. Jej ogród to było cudo – wielki, piękny i zadbany. By mi pomogła uprawiać ogród tutaj i byśmy razem gotowały przepyszne potrawy i wypiekały smakowite ciasta.

Byśmy sobie tutaj żyli razem zgodnie i szczęśliwie.

Jakby się dało, to bym chętnie poświęciła moich wioskowych sąsiadów na to by ich wymienić na moich Dziadków. Tutejsi wieśniacy to beznadziejne, nieżyczliwe rarogi bez czci i honoru. Jest mi samej ciężko, a oni jeszcze dokładają się do tego, by było mi jeszcze ciężej. To podły narodek bez zasad ludzkich, bez elementarnej przyzwoitości ludzkiej. Zbieranina z Rosji Sowieckiej. Wrogo i nieprzyjemnie nastawiona do nowych osadników, chociaż sami są osadnikami.

Dziadek był dziarskim, bojowym ułanem. Gdyby któryś z okolicznych łachów robił mi krzywdę - poszedłby do niego i natrzaskał by mu po ryju. Nie było by tego, co jest teraz. Tych podłych podjazdów i kopania dołów pode mną. Nie byłoby zatruwania mi życia przez lokalnych skurwysynów.


Kilka miesięcy temu wieśniak sąsiadujący ze mną oskarżył mnie o wypas koni na jego łące.
Mam swoich hektarów 11 i mam gdzie paść moje zwierzęta. Moje zwierzęta pasą się u mnie, na moich łąkach. Ale wieśniaka brat to policjant, więc jego zgłoszenia i wnioski o ukaranie są traktowane priorytetowo i ze szczególnym namaszczeniem.

Moje wnioski zawsze przepadają na etapie policji i nigdy nie są w stanie przebić się do sądu - są umarzane najpierw na etapie policji, a jeśli się odwołam - na etapie prokuratury.
Standardowo, policja nigdy "nie umie znaleźć przesłanek" aby mój wniosek uhonorować i posłać go do sądu do rozpatrzenia. 

Natomiast wnioski przeciwko mnie są pchane do sądu z prędkością świetlną i bez żadnych skrupułów i zahamowań, mimo, że często gęsto są bezpodstawne lub co najmniej mocno naciągane.

Ale sąsiadujący wieśniak ma plecy, a Ja ich nie mam - więc jestem zawsze na przegranej pozycji. Moje straty, może szkody - są dla lokalnych organów ścigania niezasługujące na uwagę. Moje zagryzione kozy, moje ukradzione drzewka, pobicie mnie przez wieśniaka , szczucie mnie i moich kóz psami, grożenie mi śmiercią, niszczenie mojego ogrodzenia, itp. - to są sprawy niegodne policyjnej uwagi, czy chociażby rzetelnej notatki bez przemilczeń. 

Natomiast wnioski wrogo nastawionych sąsiadów - w tempie expresowym są przepychane do sądu, gdzie nawet zaocznie, bez powiadamiania mnie o terminie rozprawy są wydawane za moimi plecami wyroki, od których nie mogę się odwołać i przed, którymi nie mogę się bronić. Skutkiem ostatniej takiej sprawy zainspirowanej przez lesby nawołujące wszystkich moich wrogów do składania na mnie donosów - wrogi wieśniak pozwał mnie do sądu i wymierzono mi karę grzywny, mimo, że sprawa błaha - nie zasługuje na rozpatrywanie w sądzie, a zwłaszcza na wymiar jakiejkolwiek grzywny. Wszak - jeśli moje konie weszły mu na jego trawę (a jego krowy wchodziły wielokrotnie w moją szkodę i nigdy nie został ukarany) - to może sobie skosić trawę u mnie, której mam pod dostatkiem i co mu niejednokrotnie proponowałam. Ale nie. Wieśniak dyszy chęcią zemsty. Jego psy kilka lat temu zagryzły mi kozy, a ja od niego żądałam odszkodowania za tę masakrę. Co prawda policja oczywiście umorzyła mój wniosek "gubiąc" przy okazji istotną część moich zeznań, ale on i tak nie chce trawy. On chce krwi! Krwi samotnej osoby w ciężkiej sytuacji materialnej i finansowej. Takim to sposobem Indianka ma tuż przed świętami wizytę komornika, który ochoczo i rączo bieży, by zagarnąć jej majątek pod tę grzywnę 200 zł i przyznane samemu sobie komornicze abstrakcyjnie wysokie wynagrodzenie na kwotę grubo ponad 300 zł. Tak się narobił komornik wystawiając tytuł egzekucyjny do ściągnięcia grzywny w kwocie 200 zł, że musiał sobie aż ponad 300 zł naliczyć. Oczywiście Indianka nie ma pieniędzy nawet na podstawowe rachunki, a co dopiero na jakieś wydumane, naciągane grzywny.

Więc komornik wczoraj próbował się niepostrzeżenie wślizgnąć do mojego domu podczas mojej nieobecności  Pracowałam w koziarni akurat, gdy zaczął się zakradać do mojego domu 

Na szczęście wierna suka Saba nie dała się zwieść pogodnym uśmiechom komornika i jego uspakajającej mowie i nie wpuściła typa do środka 
Saba ma powiedziane: "nie wpuszczać złodziei". Dla mej psiny ktoś, kto wdziera się wbrew mojej woli do naszego domu i próbuje coś z niego wynieść to ZŁODZIEJ 

Nie jestem nikomu nic winna. Ani Wąsewiczowi, ani Sądowi, ani komornikowi.
Ten wyrok to hańba.