Pokazywanie postów oznaczonych etykietą policjantki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą policjantki. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 2 grudnia 2014

Opinia biegłych w sprawie zdrowia psychicznego Indianki: ZDROWA!!! :)))

Komisja specjalistów ze szpitala psychiatrycznego w Węgorzewie składająca się z pana psychiatry i dwóch psychologów wydała opinię o stanie zdrowia psychicznego mojej zacnej osoby.
Szanowna komisja stwierdziła oczywistą oczywistość, czyli że INDIANKA JEST PSYCHICZNIE ZDROWA :)

I co, buraki??? :PPP Wielu z was półgłówków i kretynów przypisywało mi chorobę psychiczną.
Zapewne ze zwykłej podłości i zawiści. Teraz moja poczytalność została potwierdzona na piśmie przez profesjonalnych biegłych sądowych. Podskoczycie im? :PPP

Indianka jest psychicznie całkowicie zdrowa - żadna chora czy zaburzona. I co lesby? :P Z taką łatwością przypisywałyście mi różne urojone choroby psychiczne... prawda jest taka, że to z wami jest coś baaardzo nie tak.
Ani z was kobiety, ani mężczyźni. Takie nie wiadomo co ;P Co gorsza wartości ludzkie też macie pojebane.
Kierujecie się złem, zło napędza was, bo jesteście z gruntu złe. Szkodliwe, podłe miejskie melepety bez serca i szacunku dla drugiego człowieka. "Letniczki" od siedmiu boleści. Ani za pobyt płaciły, ani się nawet same nie żywiły.
Żadnego zwierzęcia nie pogłaskały, ale donosy ochoczo poskładały.
Bezczelne darmozjady i donosicielki. Zawistne naciągaczki. Ot co.
Przypominam, że do Węgorzewa zostałam skierowana na przymusowe badania przez sąd w Giżycku w związku ze sprawą karną toczącą się w Giżycku, gdzie jestem niesłusznie oskarżona przez policję o naruszenie i ubliżenie dwóm policjantkom przed schroniskiem dla psów w Bystrym w kwietniu 2013 roku, gdzie pojechałam odebrać mojego psa, który trafił tam pośrednio za sprawą donosów dwóch lesb z Krakowa, które mnie naciągnęły na darmowy pobyt na rancho w 2012 roku. Po kilku dniach darmowego pobytu odwdzięczyły się po pedalsku licznymi donosami do wszelkich możliwych instytucji i portali społecznościowych, gdzie intensywnie rozsyłały i nadal rozsyłają pomówienia na mój temat, gdzie mnie oczerniają bez litości i sumienia przed durna hołotą internetową i wsiową reagującą jak na hołotę przystało - agresją i wyzwiskami w stosunku do mej szlachetnej i Bogu ducha winnej osoby...

Lesby swoje pomówienia, oszczerstwa i oczernienia produkują same oraz posługują się w tym procederze różnymi przypadkowymi internetowymi oszołomami i przydupasami, którzy maja nie po kolei w głowie i jest im daleko do elementarnej uczciwości ludzkiej, a z braku głębszego sensu w życiu kreci ich złośliwe trollowanie na licznych forach.

W ten sposób odnajdują sens swojego bezużytecznego istnienia. Szkodzenie szlachetnej, prawej osobie bawi ich niepomiernie. W ten sposób dowartościowują się i łechcą swe rozdymane do niemożliwych rozmiarów egoistyczne ego.

Bardzo się cieszę z tej pisemnej opinii biegłych specjalistów psychiatrów i psychologów... :)
Teraz żaden durny, zawistny, podły cieć nie będzie podważał mojej wiarygodności przypisując mi urojone choroby psychiczne... :)

Hurra! :)))

środa, 6 listopada 2013

Skarga na działanie funkcjonariuszek Policji w Giżycku

Ta poniższa skarga została złożona drogą emailową, a następnie listem
poleconym w trzech Komendach:
1. Komenda powiatowa Policji w Giżycku
2. Komenda wojewódzka Policji w Olsztynie
3. Komenda główna Policji w Warszawie

O ile mi wiadomo, ta skarga do tej pory nie została rozpatrzona, natomiast
mój wniosek o dołączenie tej skargi jako dowodu w sprawie - został
odrzucony.

Poniżej skarga, jaką samoistnie złożył do komend policji świadek pobicia
mnie w Bystrym - pan Sven C. Sven nie znał w dniu składania skargi danych
policjantek, jako że nie przedstawiły się.

Ich imiona i nazwiska poznałam na Komendzie podczas przedstawionego mi
sfingowanego zarzutu o rzekomą "czynną napaść na funkcjonariuszki policji" i
im rzekome "ubliżanie słowami uznawanymi za wulgarne".

Z tej skargi jak i zawartego w niej opisu jasno wynika, że nie było żadnej
"czynnej napaści na funkcjonariuszki policji" ani "ubliżania słowami
powszechnie uważanymi za wulgarne", a sama przemoc zastosowana przez
funkcjonariuszki nie miała żadnych podstaw i była w dodatku bardzo brutalna.

Ponadto funkcjonariuszki narażając moje zdrowie i życie umieściły mnie w
dusznej klatce radiowozu, mimo, iż zostały przeze mnie poinformowane, że źle
znoszę zamknięte, ciasne i duszne pomieszczenia. Na skutek zastosowanej
wobec mnie brutalnej przemocy i duszenia w ciasnej klatce, gdzie mnie
wrzuciły na brudną podłogę tego ciasnego i ciemnego jak trumna pomieszczenia
wykręcając przy tym ręce i nogi w nienaturalnej pozycji i jednocześnie
boleśnie skuwając ręce kajdankami od tyłu, powodując dodatkowy ból i
trudności z oddychaniem, gdyż dopchnęły mnie w tej klatce do ściany w ten
sposób, że nie mogłam złapać tchu i dławiłam się - na skutek tych działań
doprowadziły mnie do stanu przed udarowego, jak potwierdził to lekarz
dyżurny ze szpitala w Giżycku, do którego mnie zawiozły jak powiedziały do
mnie: "Na przymusowe badanie ginekologiczne wbrew mojej woli", po którym wg
nich miałam zostać zamknięta w domu wariatów - na czas bardzo długi, bliżej
nieokreślony. .

Podczas wyprowadzania mnie z radiowozu i prowadzenia do lekarza - brutalnie
mnie szarpały za kontuzjowany w dwóch wypadkach bark, którego to kontuzja na
skutek ich szarpania odnowiła się i powodowała dodatkowy, nieznośny ból,
które one pogłębiały celowo szarpiąc to obolałe ramię i bark. Wykręciły mi
ręce i naciskały obolały bark tak, iż szłam prowadzona przez korytarz
szpitala zgięta w pół. W ten sposób mnie prowadziły - celowo zadając ból i
poniżając.

Uważam, że tego typu osoby czerpiące sadystyczną przyjemność z zadawania
ludziom bólu powinny się leczyć psychiatrycznie i przede wszystkim nie
powinny pracować w policji.

Nadto dodam, iż wcześniej będąc z nimi przez moment w radiowozie wyjęłam dokumenty by im podać, ale nie chciały ich oglądać, lecz straszyły mnie, że "idę siedzieć". Gdy zapytałam: "Na jakiej podstawie?" - NIE PODAŁY ZARZUTU. Kilkakrotnie głośno domagałam się na jakiej podstawie chcą mnie uwięzić, wtedy jedna z nich w którymś momencie powiedziała, że się na Komendzie dowiem. Zażądałam adwokata. Policjantki pozostały głuche.

Czyli porywając mnie nie miały żadnego pomysłu na to, jaki zarzut mi przedstawić. Dopiero na Komendzie wymyśliły sobie rzekomą "czynną napaść na funkcjonariuszki policji".

Za jakiś czas ten zarzut zmieniły na "naruszenie nietykalności osobistej
funkcjonariusza na służbie"

Policjantki te wykonując to ich bandyckie "aresztowanie" przeprowadziły je
przy udziale rażących uchybień proceduralnych oraz niezgodnie z prawem, gdyż
nie było ani żadnych podstaw do aresztowania, ani nie podały zarzutu na
podstawie którego chciały mnie uwięzić.

Zatem uwięzienia mnie dokonały dopuszczając się przestępstwa i przy zastosowaniu
przestępstwa.

Było to nielegalne "aresztowanie", więc nie ma mowy o żadnym "naruszeniu
nietykalności funkcjonariusza podczas wykonywania obowiązków" gdyż one nie
wykonywały w tym momencie owych obowiązków, a jedynie wykonywały czyny
określane przez kodeks karny jako przestępstwo kryminalne, jako iż nikt nie
ma prawa ograniczać wolności osoby wolnej, w tym funkcjonariusz policji, gdy
nie ma ku temu podstaw, zwłaszcza, gdy funkcjonariusz nie podał zarzutu
osobie, którą więzi wbrew jej woli. Te działania tych obu policjantek noszą
znamiona bandyckiego porwania, a nie interwencji policyjnej. Do tego
policjantki nie dopełniły niezbędnych formalności - nie przedstawiając się
nam i nie okazując odznak policyjnych ani legitymacji policyjnych na
podstawie których działały podczas tego zajścia.

Dodam tu jeszcze jedną rzecz - Ja nie spodziewałam się ani przez myśl mi nie
przemknęło, że one chcą mi jakiś mandat wlepić a tym bardziej zamknąć w więzieniu, gdy z nimi wcześniej wsiadałam na chwilę do radiowozu. Nie było ku temu żadnych absolutnie podstaw. Spodziewałam się, że wlepią mandat właścicielowi schroniska za stan do jakiego doprowadził mojego psa. Jakież moje było wielkie zdziwienie, gdy okazało się, że ich celem jestem Ja!

Gdy wsiadałam do radiowozu z policjantkami, sądziłam, że chcą spisać moje
dokumenty (dane podałam im ustnie wcześniej na terenie schroniska i
pokazałam im też pismo napisane do właściciela schroniska domagające się
wydania mojego psa, a tam były pełne moje dane adresowe i oczywiście imię i
nazwisko, nadto pracownik schroniska rozpoznał mnie, jako właścicielkę psa)
oraz spisać notatkę odnośnie zaniedbanego psa.

Obwieszczając mi nagle, iż "idziesz siedzieć" - zaskoczyły mnie totalnie.
Wpadłam w panikę, że jestem ofiarą bezprawia i przemocy. Do tego
pomieszczenie radiowozu było ciasne i duszne. Prosiłam o otwarcie okna, bo
się dusiłam już wtedy. Miałam suche usta i gardło. Ja się zawsze źle czuję w
ciasnych, dusznych pomieszczeniach bez dostępu świeżego powietrza. Jako mała
dziewczynka przeszłam ciężkie zapalenie płuc oraz doświadczyłam dwóch ataków
gorączki reumatycznej, która mi uszkodziła serce i płuca. Z tego powodu nie
chodzę do Kościoła od lat i unikam dusznych pomieszczeń w ogóle, bo po prostu
robię się biała jak ściana i słabnę oraz mdleję tam z braku tlenu, gdy jest
duży tłum ludzi, a okna zamknięte. Mówiłam im o tym, że brakuje mi tlenu i
że mam astmę, klaustrofobię i generalnie bardzo źle znoszę małe, ciasne,
duszne pomieszczenia. One odmówiły mi tlenu! Nikt nie ma prawa odmawiać mi
prawa do oddychania! :( Uchyliłam drzwi aby złapać oddech - to je
zatrzasnęły. Wtedy otworzyłam raz jeszcze szerzej i wyszłam na dwór by
odetchnąć świeżym powietrzem, bo w radiowozie nie było czym oddychać do tego
to pomieszczenie przerażało mnie. Poczułam się jak zwierzę w ciemnej studni.

Byłam też przerażona, co się stanie z moimi zwierzętami, skoro one chcą mnie
uwięzić na "bardzo długo" jak się wyraziły. Byłam zaszokowana tym co one
chcą mi zrobić. Byłam zaszokowana, jak to możliwe, aby w kraju niby wolnym takie rzeczy miały miejsce?

Próbowałam podejść do Svena i Everdiny oraz ich samochodu.
Chciałam jechać razem z nimi samochodem na Komendę złożyć zawiadomienie w
sprawie nielegalnego przetrzymywania w schronisku mego psa, znęcania się nad
nim i jego rażącego zaniedbania przez właściciela schroniska. Już wcześniej przed wejściem do radiowozu powiedziałam policjantkom o tym zamiarze, gdy zobaczyłam
zaniedbanego psa. Mało tego – domagałam się, aby sporządziły notatkę z tego faktu, iż pies jest cały czarny z brudu i osowiały. Jednak nie zrobiły tego. Wobec tego postanowiłam, że pojedziemy na Komendę złożyć zawiadomienie bezpośrednio na Komendzie. Poprosiłam je, aby pojechały pierwsze i pokazały nam gdzie
jest Komenda, bo nie jesteśmy z Giżycka i nie znamy rozkładu miasta i gdzie
znajduje się Komenda. Wtedy one poprosiły mnie, abym weszła z nimi do
radiowozu, ale nie powiedziały po co. Sądziłam, że chcą spisać dokumenty i
sporządzić notatkę policyjną z tego zajścia oraz przygotować sobie druczki
do wypisania mandatu właścicielowi schroniska.

Gdy nieoczekiwanie próbowały mnie nielegalnie "aresztować" i z powodu złego
samopoczucia i braku tlenu w radiowozie wyszłam z tego radiowozu zaczerpnąć
świeżego powietrza - wtedy te dwie rzuciły się na mnie brutalnie wykręcając
ręce, szarpiąc mnie, przewracając na ziemię i ciągnąć po ziemi jak worek
kartofli. Zadawały mi nieznośny ból. Tak brutalnie mi wykręcały obolałe
ręce, ramiona i barki, że aż kości trzeszczały. Sądziłam, że chcą mi ręce
połamać. Niewiele brakowało. :(

Wlekąc mnie przemocą po ziemi zaciągnęły mnie do radiowozu na jego tył i
tam wrzuciły do środka na podłogę pomiędzy dwa krzesła jak świnię rzeźną, gdzie mnie w tym położeniu nienaturalnym i bardzo uciążliwym zaklinowały skuwając dodatkowo ręce kajdankami od tyłu. Po tej przemocy byłam cała obolała i posiniaczona. Na rękach miałam głębokie czerwone szramy po kajdankach założonych celowo za ciasno, aby zadać mi dodatkowy ból. Całe ciało żółte i sine od siniaków.

Przed szpitalem w Giżycku gdzie nadal skutą trzymały mnie w radiowozie, gdy
tam czekaliśmy na przyjęcie mnie przez lekarza dyżurnego - znęcały się nade
mną psychicznie, twierdząc, że zostałam przywieziona do szpitala dla
umysłowo chorych i zostanę tutaj uwięziona na bardzo długo w pokoju bez
klamek i bez możliwości kontaktu z rodziną. Nadto, tuż przed wyprowadzeniem
mnie do lekarza, powiedziały, że prowadzą mnie na przymusowe badanie
ginekologiczne wbrew mojej woli. Znowu zadawały mi ból, szarpiąc i ciągnąc w
sposób taki, aby jak najbardziej mnie bolało. Wykręciły mnie w pół, tak że
szłam zgięta w pół, z głową spuszczoną poniżej linii mojego pasa, a z tyłu miałam ręce skrępowane boleśnie kajdankami. Po prostu te dwie wyżywały się na mnie na maxa.

Dopiero lekarz powiedział mi, że jestem w zwykłym szpitalu. Zrobił to pod
koniec badania, po tym jak zmierzył mi ciśnienie i chciał podać leki na jego
obniżenie, gdyż twierdził, iż jest bardzo podwyższone i grozi mi udar mózgu
jeśli nie przyjmę leków. W tym momencie, gdy to mówił, nadal byłam
przeświadczona o tym, iż jestem wywieziona do szpitala dla umysłowo chorych
i chcą mi podać jakiś narkotyk ogłupiający i zbadać krew, aby fałszywie
twierdzić, że jestem np. narkomanką, dlatego się nie zgodziłam na żaden lek.
Nadto, gdy lekarz poprosił o moje dane osobowe do sporządzenia swojego
lekarskiego raportu - policjantki kłamliwie powiedziały, że jestem NN. Na to
Ja się odezwałam, że nie jestem żadne NN i że podam moje dane jak i też
okażę dowód, jak tylko mi ręce rozkują.

W tym też czasie poprosiłam, aby wyprosił policjantki z gabinetu i aby
rozkuły mi kajdanki. Lekarz powiedział, że kajdanki nie są konieczne, bo nie
stanowię żadnego zagrożenia dla niego ani nikogo i one zdjęły te kajdanki na
czas dalszego badania i wyszły. Lekarz spisał sobie moje dane z dowodu.

Skarżyłam się lekarzowi, co mi zrobiły. Wpierw siedziałam jak otumaniona na
tej kozetce. Cała czerwona. Skronia pulsowały. Czułam się tak, jakby za chwilę miała mi głowa wybuchnąć. Chciało mi się potwornie pić. Język sztywny i suchy jak pieprz.
W gardle nieznośnie sucho. W kącie gabinetu dojrzałam umywalkę i bardzo
chciałam się napić wody z niej. Zapytałam lekarza, czy mogę się napić wody. Zgodził
się, ale w tym momencie policjantki wlazły do gabinetu i zanim zdążyłam się
napić - ponownie mnie skuły. W gardle miałam straszną suchość i dławiłam
się. Język sztywny. Przeżyłam potworną traumę przez te dwie funkcjonariuszki
policji.

Następnie znowu w klatce, która powodowała u mnie naturalną reakcję jeżenia się i przyśpieszony puls zawiozły mnie na Komendę w Giżycku, gdzie byłam przesłuchiwana do 2 w nocy.

Wpierw zmusiły mnie do badania alkomatem, który wykazał, że byłam w stu procentach trzeźwa. Podczas badania alkomatem nadal miałam ręce skute kajdankami, jak ostatni bandzior i terrorysta, podczas gdy pijanego człowieka chwiejącego się na nogach przyprowadzono do badania bez
kajdanek.

Następnie wysypały zawartość mojego plecaczka na stół a wraz z nim moją komórkę i dokumenty. Komórkę jedna z nich wyniosła z pokoju gdzie był alkomat gdzieś na piętro. Natomiast one mnie w tym alkoholicznym pokoju krótko wstępnie przesłuchały. Nalegałam, żeby zapisały w tym protokole, iż nie jestem zdrowa i nie czuję się dobrze, nadto, iż domagałam się adwokata, a one mi odmówiły kontaktu z takowym. Odmówiły, ale dopisałam to sama, gdy podpisywałam ten papier. Ta z moją komórką polazła gdzieś na piętro i w niej manipulowała tak długo, że po powrocie komórka tzn. bateria była całkowicie rozładowana, a sama komórka uszkodzona. Moich rzeczy osobistych od razu i tak nie oddały. Dostałam je dopiero w nocy po przesłuchaniu. Kilka funkcji przestało działać od tamtej pory m.in. rejestr rozmów przychodzących i wychodzących oraz odebranych i nieodebranych. Pomyślałam, że skopiowały dane z mojej komórki oraz założyły mi podsłuch.

Grzebały także w mojej karcie bankomatowej i pinach do konta bankowego. Spisywały sobie wszystkie poufne moje dane, w tym PINy. Powtórzyły, że będę siedzieć w więzieniu bardzo długo i to od razu „idę siedzieć”. Chciały mnie po przesłuchaniu uwięzić na tzw. "dołku". Bardzo długo wypełniały jakieś formularze. Ja cały czas skuta kajdankami. Dla uspokojenia nerwów gawędziłam z traktorzystą, którego ujął inny policjant i sprowadził na Komendę do badania alkomatem. Ten policjant też tam siedział i coś pisał. Nawet coś życzliwie wtrącił do rozmowy, gdy rozmawiałam z traktorzystą o jego zdarzeniu i użytkowaniu piły spalinowej. W międzyczasie przyprowadzono też do badania alkomatem narkomankę. Była ledwo przytomna - taka zaćpana. Coś niewyraźnie mruczała. Miałam tam doborowe towarzystwo :D Mimo, że te dwie funkcjonariuszki policji bardzo naciskały na natychmiastowe uwięzienie mnie - jej przełożeni zadecydowali inaczej. Zostałam zaprowadzona do pokoju przesłuchań na piętrze, do innych policjantów. Było ich tam dwóch. Jeden przesłuchiwał, a drugi się wtrącał raz po raz przerywając mi, gdy zeznawałam.

Podczas przesłuchania jedna z tych policjantek co mnie pobiły weszła do pokoju przesłuchań i wywierała naciski na policjanta przesłuchującego. Groźną miną i głosem strofowała go: "Ile lat pracujesz w Policji?? Ile lat pracujesz w Policji???! Ile lat pracujesz w Policji???!" Odniosłam wrażenie, że próbuje na nim wymóc, aby tak zmanipulował moje zeznania, aby były nic nie warte, albo w ogóle zniechęcić mnie od składania zeznań. Jednak nie dałam się zbić z tropu.

Mimo, że policjant marudził - zeznałam wszystko co miałam wtedy do powiedzenia w tej sprawie i złożyłam wniosek o ściganie tych dwóch za to co mi zrobiły. Mimo opanowania byłam strasznie roztrzęsiona i osłabiona, ale próbowałam złożyć maksymalnie wierne zeznania z tego zajścia w Bystrym i przed szpitalem oraz w szpitalu w Giżycku. Policjant na moją prośbę dał mi wodę do picia, bo nie mogłam mówić, taką suchość miałam w gardle.

Po złożeniu zeznania w sprawie gdzie zostałam fałszywie oskarżona przez nie o rzekomą "napaść czynną na funkcjonariuszki policji" mimo, że byłam już bardzo znużona i głodna, złożyłam jeszcze zawiadomienie dotyczące wyłudzenia i nielegalnego przetrzymywania mojego psa oraz jego rażącego zaniedbania przez schronisko i domagałam się ścigania tego typa ze schroniska, za to, że zagarnął mojego psa i źle go traktuje.

Ok. godziny 2.oo w nocy zostałam na lodzie w Komendzie w Giżycku. Nie chcieli
mnie odwieźć do domu. Upominałam się o to, ale dyżurny odmawiał zawzięcie
udzielenia mi pomocy, w położeniu w którym znalazłam się za sprawą policji.

Moi znajomi, z którymi przyjechałam do Giżycka - odjechali po tym, jak
policjantki powiedziały im, aby na mnie nie czekali, bo "idę siedzieć".
Nie miałam jak wrócić do domu. O drugiej w nocy, 60km od miejsca
zamieszkania, bez pieniędzy, bez możliwości zatelefonowania do kogokolwiek,
bo moja komórka została rozładowana totalnie.
Nie wiedziałam, co z sobą zrobić. Zdołałam tylko wysłać dwa smsy do
Szczecina do mojej rodziny i powiadomić ich, gdzie jestem, bo obawiałam się
o moje życie. Bałam się, że to nie koniec tego koszmaru. Że mnie zamkną w
celi i nie wypuszczą, rodziny nie powiadomią, albo że mnie zatłuką. Po wysłaniu tych smsów komórka całkiem zgasła.

Noc spędziłam w poczekalni Komendy w Giżycku. Rano, gdy się przejaśniło -
pokuśtykałam cała obolała po pobiciu z dnia poprzedniego w stronę Olecka,
próbując łapać okazje. Szłam noga za nogą, bo mnie wszystko bolało. Całe
ciało. Do tego nadal byłam roztrzęsiona i zszokowana tym co mi zrobiono
dzień wcześniej. Byłam wstrząśnięta bezmiarem przemocy jakiej doznałam Ja oraz moje zwierzę. Nie mogłam się z tego otrząsnąć. Szłam jak we śnie tymi ulicami Giżycka.

Po wyjściu z miasta udało mi się złapać okazję i podjechać kawałek. Zaczęło
padać. Jak na złość nikt nie jechał lub się nie zatrzymywał, ale w końcu
złapałam kilka kolejnych okazji, w sumie zdaje się 7 czy 9 i nimi
ostatecznie dotarłam do domu. Gdy weszłam do domu - od razu się położyłam i
tak przespałam cały dzień leżąc obolała w łóżku. Przez kolejne dnie nie
mogłam dojść do siebie. Źle się czułam. Wszystko mnie nadal bolało,
najbardziej ten kontuzjowany, a perfidnie wykręcany przez policjantki bark.
Byłam niepełnosprawna przez dwa kolejne tygodnie - w czasie gdy wiosna, gdy
konieczność kopania działki pod warzywa i siewu. Nie byłam w stanie
pracować.

Poniżej ta skarga Svena. A swoją napisałam później. Długo się nie mogłam pozbierać psychicznie po tej przemocy i zmusić do napisania zrównoważonej skargi na te policjantki. Emocje nadal we mnie buzowały na każde wspomnienie tego poniżenia i przemocy, których padłam ofiarą za sprawą działania tych dwóch podłych policjantek.

----- Original Message -----
From: "Sven" To: skargi.kgp@policja.gov.pl , skargi@ol.policja.gov.pl ,
prasowy@gizycko.ol.policja.gov.pl
Sent: Sunday, April 28, 2013 7:43 PM
Subject: Skarga na działanie funkcjonariuszek Policji w Giżycku


Skarga na działanie policjantek z komendy powiatowej w Giżycku.

Data i czas zdarzenia: 26-04-2013 (piątek), godzina między 12.00 a 13.30
Miejsce: Schronisko dla bezdomnych psów w Bystrym k. Giżycka
Radiowóz: pojazd typu dostawczego

Powyższe dane powinne na podstawie notatek policyjnych pozwolić na
identyfikację 2 funkcjonariuszek, które przeprowadzały opisywaną
interwencję.

Opis sytuacji:

Po przyjeździe na miejsce funkcjonariuszki kulturalnie
przywitały się słowami "dzień dobry", i na tych słowach skończyło się
prawidłowe zachowanie funkcjonariuszek. Funkcjonariuszki przyłączyły się do
rozmowy, poprosiły o wyjaśnienie sytuacji panią Izabellę R. oraz pana
Jana K. Po tym, jak pani Izabella R. odmówiła odejścia ze
schroniska przed wydaniem jej psa (który stanowi jej własność) lub
oświadczenia o odmowie wydania psa, jedna z funkcjonariuszek zwróciła się do
mnie słowami: "Czy mogę pana prosić o jakiś dokument?" bez podania
jakiejkolwiek przyczyny. Moja odpowiedź była odmowna, ze względu na brak
uzasadnienia tego żądania. Należy tutaj nadmienić, iż moja osoba nie miała
nic wspólnego z przedmiotem sporu, moja obecność na miejscu wynikała
wyłącznie z faktu, iż przywiozłem panią Izabelę R. do schroniska
samochodem, tak aby mogła odebrać psa ze schroniska. Następnie
funkcjonariuszka stwierdziła, iż pragnie mnie wylegitymować, na co podałem
jej stosowny dokument. W toku późniejszej rozmowy trzykrotnie prosiłem o
zwrot dokumentu, w obawie przed jego utratą; funkcjonariuszka bowiem
niedbale wrzuciła go do półotwartego notatnika i w ten sposób przenosiła.

Z funkcjonariuszkami uzgodniono, iż po wydaniu przez właścicieli pisma
poświadczającego odmowę wydania psa pani Izabella R. wraz z
funkcjonariuszkami policji przejdzie do radiowozu w celu podania danych
osobowych. Właściciele schroniska zgodzili się wydać stosowne pismo po
prośbie jednej z funkcjonariuszek policji. Przy wyjściu ze schroniska pani
Izabella R. zakwestionowała fakt, czy jej pies pozostaje przy życiu,
i zażądała jego pokazania. Właściciele schroniska zgodzili się na okazanie
psa. Po krótkiej chwili jeden z pracowników przyprowadził psa na smyczy;
pies był w bardzo złym stanie - brudny i apatyczny, mimo iż przebywał w
schronisku od kilku miesięcy (pani Izabela R. później złożyła
doniesienie o znęcaniu się nad psem przez schronisko na komendzie powiatowej
w Giżycku, nie jest to jednakże przedmiotem niniejszej skargi, podobnie jak
zachowanie pracowników schroniska, które również pozostawiało wiele do
życzenia). Pracownicy schroniska odmówili pani Izabeli R. bliższego
kontaktu ze swoim psem. Dla pani Izabeli R. (dla mnie również, mimo
iż ten pies był dla mnie obcy) widok swojego psa utrzymywanego w tak złym
stanie był szokiem emocjonalnym, na który funkcjonariuszki zareagowały
nieadekwatnie. Zdecydowały się wystawić mandat, po czym poproszono panią
Izabelę R. do radiowozu, którego drzwi natychmiast zamknęły. Pani
R. otworzyła drzwi radiowozu i z niego wyszła, tłumacząc iż cierpi na
klaustrofobię. Policjantki próbowały zmusić panią Izabelę R. do
ponownego zajęcia miejsca w radiowozie, czemu pani Izabela R. się
opierała ze względu na swoją chorobę. Następnie usłyszałem, jak jedna z
funkcjonariuszek skierowała do drugiej słowa: "dość tego". Funkcjonariuszki
następnie chwyciły panią Izabelę R. wykręcając jej ręce w sposób
bardzo brutalny jednocześnie obalając ja na ziemię. Jedna z funkcjonariuszek
zadecydowała, iż przewiozą panią Izabelę R. w tzw. "klatce" (słowami:
"do klatki z nią"). Funkcjonariuszki zmusiły panią Izabele R. do
wstania ciągnąc za wykręcone ręce, przy czym pani Izabela R. głośno
krzyczała z bólu, po czym powiedziała funkcjonariuszkom iż była operowana na
rękę. Następnie jedna z funkcjonariuszek w czasie, gdy druga otwierała tylne
wejście do radiowozu zupełnie niepotrzebnie mocno pociągnęła za jej ramię.
Policjantki przemocą załadowały panią Izabelę R. do radiowozu niczym
zwierze rzeźne (chociaż obecnie to zwierzęta mają lepsze warunki
transportowe), skuwając ją i nie umożliwiając zajęcia ludzkiej pozycji.
Zanim zamknęły drzwi radiowozu, pani Izabela R. zdążyła jeszcze
krzyknąć, iż się dusi, a policjantki użyły wobec niej słów "Idziesz
siedzieć!" wypowiedziane nie tylko bez żadnego respektu, ale również z
wyczuwalną satysfakcją w głosie. Po ogólnym zachowaniu funkcjonariuszek
wyraźnie było widać radość z możliwości zastosowania środków przymusu, które
w mojej ocenie byłyby zbędne, gdyby funkcjonariuszkami wykazały się odrobiną
cierpliwości i opanowania, którego przecież można się spodziewać od
funkcjonariuszy policji.

Gdy zapytałem funkcjonariuszek, co się stanie z panią Izabelą R.,
odpowiedziały mi, iż spędzi ona noc na komendzie i zostanie wypuszczona
nazajutrz. Gdy kilka dni później skontaktowałem się z panią R,
okazało się, iż z komisariatu wypuszczono ją o godzinie 2 w nocy w sobotę,
bez środka transportu, 50 kilometrów od miejsca zamieszkania.

Niniejszym proszę o wyciągnięcie konsekwencji wobec funkcjonariuszek policji
które w mojej ocenie nie tylko zachowały się skandalicznie wobec nas, ale
również zastosowały nieadekwatne środki przymusu bezpośredniego w sposób
bardzo brutalny, wyraźnie czerpiąc satysfakcję z możliwości zadania bólu
innej osobie.

Jednocześnie informuję, iż w tej sprawie istnieje jeszcze jeden świadek,
który nie został odnotowany przez funkcjonariuszki. Świadek ten gotowy jest
złożyć zeznania w tej sprawie w razie zaistnienia takiej konieczności.

Z poważaniem, Sven C.

Otrzymują:
1. Komenda powiatowa Policji w Giżycku
2. Komenda wojewódzka Policji w Olsztynie
3. Komenda główna Policji
4. Izabella R.
5. a/a

środa, 31 lipca 2013

Wycieczka na Komendę


Dziś z samego rana, gdy Indianka wyszła na dwór by wypuścić wszystkie zwierzaki na wybieg – niespodziewanie zajechał radiowóz. Policja olecka.

Indianka za plexi :))) Nie, żeby groźna była i zagrażała szyjom panów policjantów.
Taki wóz dostali do przywiezienia Indianki :)

Dwóch bardzo miłych, kulturalnych i cierpliwych panów policjantów poprosiło niezwykle grzecznie Indiankę, by zechciała się z nimi udać na komendę celem złożenia zeznań w sprawie zajść z Giżycka. Dostali powiastkę z komendy w Giżycku, by Indiankę przesłuchać.
Indianka pozamykała wszystko co zamknąć trzeba było i udała się wygodnym autem do Olecka. Nikt na nią się nie rzucał, jej nie skuwał, nie tłukł, nie wlókł po ziemi jak worek kartofli i nie straszył. Policjantki z Giżycka powinny przyjść na Komendę w Olecku na szkolenie by nauczyć się, jak postępować z obywatelami.



Bardzo uprzejmi panowie policjanci specjalnie dla Indianki uruchomili wiertaczki aby się nie udusiła.
Nalegali także, żeby od razu mówiła jakby się źle poczuła w tym zamkniętym pomieszczeniu.
Ale rano nie było duszno. Panował orzeźwiający chłodek. Dodatkowo wiaterek z wiatraczków sprawił, że Indianka nie dusiła się na tyle radiowozu. Poza tym nie była pobita i wciągnięta przemocą do ciasnego pomieszczenia bez tlenu, więc nie miała niebezpiecznie podwyższonego ciśnienia i uczucia suchości w gardle.



Indianka kryminalistką. Jak żyje, jeszcze w takiej roli nie występowała ;)))

Została oskarżona o skopanie wyszkolonych policjantek z Giżycka 
pod schroniskiem dla psów w Bystrym, 
o ich nawalenie piąchą po pysku i zbluzganie ;)))
Chwała bohaterce! :)))


Po złożeniu zeznań, Indianka kupiła łańcuchy do wozu konnego, aby zaprząc wygodnie konia, na zaczepy nie starczyło kasy, ale łańcuchy już ma. Załatwiła jedną sprawę w KRUSie, trzy sprawy w ARiMR, zaszła do przeniesionego sklepu budowlanego by zorientować się co mają i w jakich cenach oraz by znaleźć wykonawcę okien luksferowych i kogoś do naprawy stropu w piwnicy paszarni. W pobliżu sklepu spotkała znajomego veganina i wraz z nim i jego znajomą wróciła na rancho, gdzie wypili kawkę i porozmawiali ździebko. Indianka dała obiecaną dynię w słojach. Pastę dyniowo-grzybową na chleb i dynię na słodko do naleśników. Veganin też kupił swojej rodzinie i gościom jajeczka indiańskie. Dzisiaj się uzbierało 21 sztuk. 20 jaj po 60 groszy i jedno gratis.



"Schody do nieba", czyli do Wydziału Kryminalnego Policji w Olecku :)
Drewniane, zabytkowe. Zapewne pamiętają jeszcze dawnych Prusaków.

Widok Komendy w Olecku  z piętra kryminalnego :) Ładne dachy mają. Nowe.

Spacer z Komendy mostkiem ku KRUSowi. Indianka obskoczyła wczoraj kilka instytucji.
 Jak już znalazła się niespodziewanie w Olecku, to trzeba było tę okazję optymalnie wykorzystać.
Rzeka w Olecku. Płytka. Chętnie pływają nią kaczki. 
W KRUSie Indianka nie była jedyną zbuntowaną rolniczką. Był tam także wkurzony młody rolnik, który miał żal do KRUSu o to, że KRUS nie chciał umorzyć mu zaległości.

“Przepraszam, że jestem rolnikiem!” – wołał rozgoryczony.
Tymczasem Indianka poinformowała KRUS, że nie wie za co mu płaci, skoro emerytury rolniczej i tak się nie doczeka. Według niej, KRUS to instytucja niewiarygodna. Bierze pieniądze za friko, podczas gdy rolnik zasuwa cały dzień od świtu do nocy by zarobić na te pieprzone haraczyki. Poza tym stwierdziła, że woli, aby jej kasa została w jej kieszeni, bo tam jest jej miejsce. Indianka wyraziła zdanie, że nie stać ją na to, by utrzymywać taką dużą instytucję jak KRUS, a pieniądze ze składek są jej potrzebne chociażby na remont domu czy stajni.

Rolnik za nią wtórował jej i przytakiwał. :)


Natomiast wzburzona pani kierownik KRUS powiedziała Indiance, że żyje w PRLu i musi płacić KRUS czy ją na to stać czy  nie :D Indianka nieśmiało zauważyła, że PRLu już nie ma.  Żyjemy w Polsce demokratycznej, obywatelskiej i obywatel się liczy i jego dobro, a nie komunistyczny reżim i jego tyranistyczne wytyczne.

Z KRUSu Indianka udała się do ARiMR mijając po drodze szpital olecki.
Leżała w nim kilka lat temu, gdy miała wypadek na gospodarstwie.
Mimo wypadku nie dostała odszkodowania, ani nie umorzono jej składek KRUS.
KRUS to bezduszny beton. 

Natomiast w ARiMR zaobserwowała rosnącą biurokrację jako objaw nasilającego się w Polsce faszyzmu unijnego. Pracownicy robią co im szefowie każą. A szefowie każą coraz bardziej się czepiać pierdół. Indianka musiała poprawić dokumenty. Rozpisać dwie działki w czterech rubryczkach i dodać słowo “wieloletnie”, bo by nie dostała dotacji, jakby tego słowa nie dodała. Normalnie masakra. Krzywa absurdu unijnego rośnie.


Unia w Polsce realizuje politykę zaboru kasy rolniczej pod byle pretekstem. Wystarczy jedno nie użyte, lub niewłaściwie użyte słowo, by stracić szansę na dotacje mimo, że rolnik uprawia ziemię zgodnie z dobrą praktyką rolniczą. 

Pora zmienić władzę w Polsce na bardziej proludzką. Pierdoły nie powinny górować nad dobrą praktyką rolniczą i dobrem rolników i ich rodzin. Ta władza co jest, coraz bardziej robi się zimna, nieludzka i cyborgowata i takie cyborgowate traktowanie ludzi narzuca rozmaitym urzędom i instytucjom. 

Traktuje ludzi koszmarnie przedmiotowo i z wielkim lekceważeniem i brakiem zrozumienia i poszanowania człowieka jako jednostki oraz z lekceważeniem elementarnych praw i potrzeb człowieka. 

Pracownicy ARiMR to ludzie mili, ale ilość narzucanych im upierdliwych, biurokratycznych bzdetów, które z kolei przerzucają na rolników robi się uciążliwa. Rolnicy powoli zaczynają się czuć jak uczestnicy obozu karnego, a nie jak szczęśliwi beneficjenci systemu dopłat unijnych mających na celu wspierać rolnictwo i rolników.


Jeszcze kilka zaległych spraw papierkowych jest na głowie Indianki. Musi się nimi zająć w tym tygodniu. Pewnie jutro.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Zmaltretowana rolniczka


Policjantki naruszyły nietykalność osobistą i znieważyły rolnika na służbie. Żywiciela narodu bić??? SKANDAL!

Jak można się znęcać nad rolnikiem, który ma na utrzymaniu kilkadziesiąt zwierząt za które jest odpowiedzialny i o które musi dbać, więc musi być sprawny fizycznie by podołać zadaniom? Ja teraz się nie mogę ruszać. Wszystko mnie boli. Wszystkie stawy i mięśnie mnie bolą. Jak mam teraz kurwa pracować???!!! Cały tydzień albo dwa tygodnie będę kuśtykać, a roboty mam od chuja i ciut ciut! Kurwa, samo się nie zrobi!

sobota, 27 kwietnia 2013

Próba odebrania Satji


Indianka pojechała wczoraj odebrać swoją suczkę ze “schroniska” dla zwierząt w Bystrym. Nie oddali pieska mimo usilnych próśb Indianki i wielu telefonów i pism do Urzędu Gminy. Indianka i jej znajomi z którymi pojechała po suczkę widzieli przez moment suczkę. Była strasznie brudna, wręcz czarna od brudu i zabiedzona... :((( Jest tam trzymana w strasznych warunkach... :(((

Właściciel schroniska nie tylko, że nie oddał pieska, tak jak to było umawiane pierwotnie, gdy suczka była zabrana do odkarmienia szczeniąt, ale jeszcze poszczuł Indiankę policją, a dokładniej dwoma policjantkami, które Indiankę pobiły boleśnie... :((( Indianka jest cała połamana, obolała. Całe ciało ją boli od tej brutalnej przemocy. Ledwo się rusza. Będąc w takim stanie musiała sama wracać stopem 60km z Komendy w Giżycku do domu po nocy spędzonej na koszmarnie niewygodnych krzesłach w poczekalni komendy, cały dzień o suchym pysku, głodna, zmęczona, znużona, zmaltretowana i obolała :(((