Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ogrzewanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ogrzewanie. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

W kwietniu jak w garncu :)


Na dworze około zera. W domu plus 5 C. Na dworze z dachów kapie woda, a z nieba prószy śnieg. Indianka wygląda z niecierpliwością nadejścia wiosny :) 

Komina teraz nie da się używać – prawdopodobnie wielka bryła lodu siedzi w kominie. Trzeba wytrzymać do wiosny, aż ta bryła się sama wytopi. Trochę to potrwa, bo nawet jak świeci Słońce i rozpuszcza śnieg na dachach – to w kominie lodu ono nie rozpuści, bo tam promienie Słońca nie docierają.

W międzyczasie Indianka wpadła na nowy, rewolucyjny sposób ogrzewania chałupy :D Właściwie, to nie jest jej nowy sposób. To jest jej stary trzyletni już pomysł.
Pora go zastosować w praktyce :D Indianka bardzo by się chciała podzielić z narodem swoim pomysłem, ale... zbyt wiele pojebanych przepisów wypierdziało z siebie to Państwo i Indianka nie ma ochoty dzielić się swoimi rewelacyjnymi pomysłami na tanie grzanie domu :D Trzeba podnieść swój próg prywatności, bo w zbyt wielu ludziach jest masa jadu i złości ;))) Zaraz by się ktoś zaczął doszukiwać dziury w całym :) „Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”. A raczej: „Jak oczy nie widzą, to wątroba nikczemnikom z zawiści nie gnije”. :) Oczywiście, nie chodzi o prąd. Indianki pomysł to genialny pomysł. Tani, prosty i skuteczny :) Pomysł nie koliduje z żadnym pojebanym przepisem, ale... zawsze się może znaleźć menda, która go odpowiednio parszywie zinterpretuje i spowoduje nowe, zbędne kontrole :)
Więc lepiej go zachować dla siebie :) A szkoda, bo wiele marznących osób mogłoby z niego skorzystać :) Pomysł powinien zadziałać. Nie ogrzeje całego domu, ale nieco podniesie temperaturę w środku, tak, że nie powinna spaść poniżej zera :)

Tymczasem na dworze lecą płatki śniegu wielkości wacików. :D
Trzeba iść zamknąć konie w stajni, aby patyczaki nie zmokły. 

Indianka zamknęła patyczaki. Nakarmiła i napoiła kozy. Klacze jedzą siano w stajni ze żłobu. Przydałyby się paśniki nad żłobami. Pewnie kiedyś tam były, zanim miejscowi wyrwali sobie, nim Indianka kupiła to gospodarstwo. Trzeba będzie zrobić nowe paśniki stalowe. Dla koni i kóz. Proste i narożne. 



sobota, 5 lutego 2011

Rozmyślania Indianki nad piecokuchnią

Piecokuchnia podczas pobytu Burzana działała znacznie tragiczniej niż teraz.
Główną przyczyną był drobiazg, którego nie zauważył żaden z obecnych w domu Indianki hydraulików.


Żaden z mądrali nie wiedział, do czego służy mała, metalowa blaszka z rączką. Indianka każdego z nich pytała i żaden nie miał pojęcia. Od zmontowania centralnego mijały tygodnie, a piecokuchnia mimo palenia nie nagrzewała domu. Indianka caaaly dzień dowalała drewna do piecyka, a kaloryfery były ledwo letnie albo po prostu zimne. Wzięła instrukcję i zaczęła ją analizować, ale tam też nie było objaśnień do czego służy ta niepozorna płytka. Gdy był hydraulik ze Skierniewic i spalał suche deski to komin ceglany aż był gorący, a kaloryfery ledwo ciepłe po wielu godzinach palenia. Coś było nie tak. Cały żar szedł w komin, zamiast grzać wodę w płaszczu wodnym. No, ale hydraulik się nie zorientował, jaka to była przyczyna niskiej wydolności piecokuchni i wyjechał zostawiając Indiankę z niewydolnym ogrzewaniem. Zasugerował, że to wina pieca, bo ma za mały płaszcz wodny, więc Indianka już nie dociekała, co jest nie tak z tym piecem. Za jego niską wydajność 
obwiniała mały płaszcz, małe palenisko i brak węgla i ogromną powierzchnię domu do nagrzania. Także brak otulin na rurkach.
Indianka długie tygodnie marzła mimo palenia w piecokuchni. Widząc, jak wiele drewna się marnuje, a piecokuchnia właściwego ciepła nie generuje, postanowiła zainwestować w rurę spalinową by wspomóc ogrzewanie domu. Kupiła 4 metry rury ważącej razem 50kg.
Na szczęście Burzan Indiance pomógł te rury przytargać spod domu sołtyski, gdzie dojechał kurier.


Mimo, że akurat wtedy droga była odśnieżona, kurier nie odważył się podjechać pod dom Indianki i Indianka z Burzanem musieli ciągnąć dwie paki z rurami prawie kilometr – drogą po śniegu. Wzięli linki, przewiązali dwa kartony i pociągnęli.
Parę dni później przyjechał hydraulik Krawat usuwać różne usterki i niedoróbki i przy okazji podłączył tę rurę.

Gdy hydraulik odsunął piec od ściany i zaczął gwintować dodatkowe rury przedłużające, Indianka zabrała się za czyszczenie pieca. Rozebrała go z fajerek, zdjęła żeliwną płytę i drucianą szczotką wyszorowała z sadzy i smoły wnętrze pieca.
Wówczas to, podczas owego czyszczenia, Indianka przyjrzała się wnętrzu pieca i zrozumiała, że piec słabo grzeje, bo cały płaszcz wodny nie jest nagrzewany tylko jego mała część. Popatrzyła jak przebiega kanał dymny, złapała leżącą pod ścianą tajemniczą płytkę i zatkała jeden z otworów kanału dymnego. TO BYŁ PRZEŁOM.
W ten sposób wymusiła pełny obieg gorących spalin po płaszczu wodnym. 
Po zamontowaniu rury spalinowej i przykręceniu rur wodnych do pieca, hydraulik napalił w piecokuchni.


Tym razem, dzięki pełnemu obiegowi spalin po płaszczu wodnym, woda w instalacji zaczęła się natychmiast nagrzewać, kilkakrotnie szybciej niż było to wcześniej. Do tego, zanim kaloryfery nagrzały dom, grzała już rura spalinowa puszczona od piecokuchni w piwnicy, poprzez ceglany sufit do kuchni na parterze, gdzie wchodziła w komin ceglany. Także rura spalinowa natychmiast grzała kuchnię w piwnicy i kuchnię na parterze, zanim woda w płaszczu się nagrzała. Jednocześnie woda w instalacji zaczęła się kilkakrotnie szybciej nagrzewać w płaszczu wodnym dzięki pełnemu obiegowi spalin po płaszczu i w domu udało się uzyskać 15 stopni ciepła, ale to po kilku godzinach palenia suchym drewnem, deskami itp. Trzeba było jeszcze odpowietrzać instalację, bo była strasznie zapowietrzona i przez to mniej wydajna.
Okazało się, że filtr zawalony brudem i to niby była przyczyna zapowietrzenia. Miał też coś z tym wspólnego zbiornik wyrównawczy i nadal z nim coś jest nie tak. Indianka sądzi, że rurki za wąskie go zasilają i dlatego on nie działa sprawnie, bo gdy Indianka zakręca bojler, to z rurki spustowej od naczynia wyrównawczego chlusta wiadro czy dwa wiadra wody.
Gdy był hydraulik, spalił wszystko co suche, tak, że nawet na rozpałkę nic nie zostawił i gdy wyjechał, Indianka miała trudności z rozpaleniem piecokuchni, bo zostało samo mokre drewno.
Pomęczyła się parę godzin, ale rozpaliła, tyle, że to mokrawe drewno słabo się pali i nie generuje takiej energii aby nagrzać solidnie kaloryfery.
Czasami się to udaje, po wielu godznach palenia lub szybciej, gdy się trafi na jakieś suche wiatrołomy.

Od gorących kaloryferów do ciepła w pokojach daleka droga, bo nawet jeśli kaloryfer jest gorący, to on musiałby być stale gorący przez całą dobę, by doprowadzić do nagrzania pokoi. Kilka godzin palenia tylko podnosi nieznacznie temperaturę. Przy czym trzeba stać przy piecyku i go pilnować by nie wygasł, dokładać co rusz drewno drobno pocięte, bo gdy się postawi pionowo na sztorc dłuższe kawałki, to mają one tendencję do wygasania w tym maleńkim palenisku.
No i takie palenie w piecu to nie ma spokoju, bo co parę minut trzeba zejść i dołożyć do pieca.

Jest to męczące. W dodatku marznie się w stopy, bo mimo, że w piwnicy temperatura podczas palenia w piecu jest kilka stopni wyższa niż na parterze (dzięki tej rurze) to mimo wszystko podłoga jest zimna i ziębi nogi.
Trzeba być cały czas w ruchu by nie przemarznąć, a i tak stopy marzną i trzeba wskoczyć raz po raz pod koc elektryczny i się dogrzać. To syzyfowa praca, to palenie w tej piecokuchni. Trzeba coś innego wymyślić.
Indianki stalowy piec kuchenny świetnie grzał, dopóki się kanał dymny nie uszkodził.
W domu są trzy kanały dymne. Dwa zajęte przez działające piece. Jeden kanał dymny zajęła piecokuchnia w piwnicy, drugi zajmuje piec kaflowy, a trzeci kanał jest uszkodzony i nie ma ciągu w piecu stalowym w kuchni.
Jedyne co można zrobić w tej sytuacji to odłączyć jeden z działających pieców i w jego miejsce podłączyć stalowy piec kuchenny na parterze.
Indianka miała już ten pomysł zanim się hydraulik pojawił by usunąć zapowietrzenie z instalacji i kaloryferów, pozakładać otuliny na rurki i dołożyć rurę spalinową do piecokuchni.
Postanowiła jednak wtedy dać piecokuchni szansę, zobaczyć, jak będzie działała z tą rurą, czy rura da radę nagrzać dom. Okazało się, że rura dobrze grzeje, ale nie na tyle by nagrzać dom, natomiast stalowy piec kuchenny to potrafił.
Szkoda demontować rurę od piecokuchni, bo może piecokuchnia na suchym drewnie będzie znacznie lepiej grzać, a na węglu może na tyle dobrze, że nie trzeba by było ją wymieniać na większy piec...
Póki co, jest jednak w chałupie zimno. Indianka ma dość tego zimna. Pali, pali, rąbie i rąbie to drewno i znowu dokłada i dokłada do pieca, a w chałupie ciągle zimno. Narobi się jak dziki osioł, a i tak zimno jak cholera.
Ledwo 6 stopni Celsjusza w porywie naciąga w pokojach.
Więc wypróbowawszy i rozczarowawszy się piecokuchnią, Indianka przymierza się do ponownego podłączenia do komina swojej zasłużonej stalowej piecokuchni na parterze. Tam nie musi wkładać maleńkich drewienek, bo palenisko jest ogromne. Wchodzą w nie dwumetrowe bale i grzeją długimi godzinami bez uciążliwego podkładania.

Trzeba pomyśleć o przełożeniu rur spalinowych z piecokuchni piwnicznej do stalowej piecokuchni na parterze i po prostu znowu w niej grzać tej zimy, póki Indiankę nie stać na wymianę piwnicznej piecokuchni na wielki piec do c.o.
Warto pomyśleć o dołożeniu płaszcza wodnego lub wężownicy do stalowej piecokuchni na parterze.
Byłoby to znacznie taniej, niż kupować nowy piec do c.o. Jaki by on nie był i tak nie będzie miał tak dużego paleniska jak stalowa piecokuchnia Indianki i nie będzie nawet w połowie tak wydajny jak jej stalowa piecokuchnia, a będzie o niebo droższy. Całe dopłaty pochłonie, o ile Indianka je w ogóle dostanie.
Pora rozejrzeć się za spawaczem, który odpowiednio przerobi stalowy piec Indianki.
Póki Indianka nie ma kasy, podłączy tę wielgachną stalową piecokuchnię tak jak ona jest – w całości.


Niestety, trzeba będzie odłączyć piecokuchnię piwniczną, bo dwa piece nie mogą być podłączone do jednego kanału dymnego. Ten jeden uszkodzony kanał dymny dopiero latem będzie można remontować. Może się to wiązać z rozebraniem całego komina, a to grubsza inwestycja.
No, chyba żeby wpiąć się do kanału kaflaka.  Ale jest on znacznie dalej i szkoda go ruszać, bo tam ma być kominek podłączony latem, aby garsoniera miała niezależne ogrzewanie.
Tak to z lekka podmarzając wieczorem Indianka duma, jak tu rozwiązać problem ogrzewania jej domu.
Ta piwniczna piecokuchnia może by małe mieszkanie ogrzała, ale na dom Indianki za mała jest.

No, i brak suchego drewna robi swoje, że nie wspomi o węglu. Podobno, wg instrukcji, na węglu piecokuchnia by 4 godziny grzała bez podkładania... Może by spróbować palić węglem? Warto chociaż spróbować i porównać. Ale Indianka nie ma węgla i nie ma kasy na węgiel, więc na razie nie porówna. Ciekawe, ile kosztuje tona węgla...? Do piecokuchni Indianki pasuje tzw. kostka lub groszek, ewentualnie węgiel kamienny z miałem.
Indianka po dniu pracy zmęczona, nie ma siły by iść do piwnicy rąbać drewno i wtykać w maleńką kieszonkę paleniska. Mokre to i nie będzie się chciało palić. Szybko zgaśnie, a domu i tak nie nagrzeje. Łatwiej schować się pod kołdrą lub zaszyć w ciepłym śpiworze... Tylko szkoda roślin... Takie piękne były i większość zmarniała...

piątek, 7 stycznia 2011

Kurz

Kurz
No cóż, wielki na strychu kurz,
gdy Burzan szaleje z Indianką
ocieplając podłogę wełnianką.
Indianka korzystając z odwilży wzięła gorącą kąpiel w niewykończonej łazience pistacjowej.
Ściany jeszcze trzeba wykafelkować, dołożyć osobne gniazdko do termy, zbadać wyciek przy kraniku do wc i wymienić pękniętą płytkę. Burzan założył Indiance dwa nowe kinkiety, umywalkę, poprawił syfon pod wanną – już nie cieknie. Pożyteczny i uczynny ten Burzan. Dobry człek.
W chałupie zimno, tylko w graciarni kaflowy piec działa. Instalacja c.o. do bani – całkiem się schrzaniła.
Świszczy, piszczy, chlupie i bulgocze. Dwa dni tak zziębniętych mieszkańców teepee wnerwiała nie ogrzewając domu, aż Indianka zdecydowała się ją zdemontować i wrócić do starego, sprawdzonego ogrzewania piecowego.
Ogrzewanie piecowe trzeba podrasować nową rurą spalinową, to będzie hulało lepiej niż dawniej.
Indianka spuściła wodę z instalacji c.o. coby mróz nie rozwalił jej i przymierza się do remontu starego kuchennego pieca, który najlepiej jej tu służył ze wszystkich możliwych mediów grzewczych.
Prosty i solidny – niezawodny. Trzeba mu nową rurę spalinową wstawić i będzie grzał parter jak dawniej.
Burzan dodatkowy kinkiet w kuchni założył ku uciesze Indianki. Ciut jaśniej przy piecu kuchennym będzie, gdzie gdy on działał, Indianka zwykła grzać wodę do mycia i gotować karmę dla psów i innych zwierząt w miarę potrzeby, a nawet gotować sobie obiady, smażyć konfitury.
Wiele jest w domu do zrobienia, a kasy niet, ale jakoś pomału do przodu remoncik się posuwa drobnymi kroczkami. Ważne by było ciepło w domu, to będzie można wykafelkować łazienkę. Czyli najpierw trzeba podnieść temperaturę w chacie. Burzan nie cierpi zimna. Indianka już przywykła, ale nie służy jej ono.
Źle na stawy wpływa, więc woli spać w ogrzewanej kaflowym piecem graciarni niż w swojej zimnej, a niekiedy lodowatej sypialni. W graciarni temperatura oscyluje pomiędzy 4 a 8 stopni Celsjusza. Dziś nawet 10 C, bo odwilż, bo strop ocieplony i cały dzień Indianka pali w piecu kaflowym.
Niech tylko indiański piec kuchenny zagra, to zrobi się momentalnie w chacie ciepło.

niedziela, 12 grudnia 2010

Centralne zmontowane

Radość umiarkowana – jakoś to działa, ale niewydajne i pracochłonne jest.
Indianka cały dzień musi siedzieć w piwnicy i dokładać do pieca co 15 minut drewno – a piec zimny i zimny i zimny – kaloryfery po wielu godzinach palenia w piecu – ledwo letnie.
Wystarczy, że Indianka na dłuższą chwilę odejdzie od pieca – a on gaśnie i kaloryfery robią się momentalnie zimne. Ogólnie te całe centralne ogrzewanie to jedno wielkie rozczarowanie. Jeden plus tej męczarni, że w domu już nie ma mrozu i szyby okien już nie są zamrożone lub zaparowane. Jednak mimo wielogodzinnego palenia w domu nadal zimno. Rano ledwo 6 stopni Celsjusza.
Od rana do nocy palenie non stop i nie ma czasu na inne zajęcia, bo co 15 minut trzeba schodzić do piwnicy i podkładać lub ciąć i rąbać drewno na drobne kawałki, bo palenisko pieca maleńkie jest – taka kieszonka - wąska. Ciąg w kominie jest bardzo dobry. Piec ma króciutki czopuch – za krótki, by ogrzać piwnicę. Spaliny idą od razu w komin marnując generowaną przez piec energię. Musowo trzeba długi czopuch wstawić, a instalację uzupełnić o wymiennik ciepła, by ta gorąca woda po instalacji trochę dłużej krążyła po wygaśnięciu pieca i by była możliwość dogrzewania grzałką elektryczną podczas snu lub na wypadek braku ciągu w kominie.
Z ostrymi mrozami sobie to śmieszne centralne i tak nie poradzi – chałupę trzeba dogrzewać piecami – kaflowym w garsonierze i kuchennym w kuchni na parterze.
Kaflowy też wymaga wielogodzinnego palenia zanim się nagrzeje, bo ma w środku uszkodzony obieg spalin – cegły są w środku wykruszone i nagrzewanie pieca trwa dłużej. Natomiast piec kuchenny nie grzeje, bo kanał dymny w kominie uszkodzony. Tzn. można w tym piecu napalić ale chałupa cała spowita gęstym dymem wymaga wietrzenia i razem z dymem otwartymi oknami uchodzi ciepło. Trudno się w nim rozpala, ale gdy już duży żar w nim jest, to on grzeje nieźle, choć nie tak wspaniale jak ongiś.
Dopóki kanał dymny był niedziurawy – piec działał znakomicie. Ogrzewał całe mieszkanie, tyle że nierównomiernie. W kuchni było bardzo gorąco, a im dalej od kuchni tym chłodniej i wilgotniej, ale i tak znacznie cieplej niż teraz przy tym centralnym. Ponadto kaloryfery się zapowietrzają – trzeba będzie wstawić automatyczne odpowietrzniki, być może także do samej instalacji. Prawdopodobnie także nie obejdzie się bez nałożenia izolacji na rurki, bo straty ciepła w piwnicy odbijają się na marnym grzaniu na parterze.
No i sam piec od centralnego trzeba będzie wymienić na coś bardziej wydajnego. Ten to porażka, ale aż dziw, że takie produkują i sprzedają. W końcu to ma grzać, a nie stać niczym atrapa pieca. Z tą wymianą pieca to trzeba będzie poczekać do lata, bo to za duży wydatek na teraz i ryzyko, że przez kilka dni znów będzie bez ogrzewania, a jak pójdzie coś źle, to może być znowu bez ogrzewania na całą zimę. Póki co, trzeba poprawić i dokończyć tę instalację co jest, a nad piecem Indianka się zastanowi i zaprojektuje nowy, a skuteczny i w swoim czasie zleci do wykonania.
Stalowy piec kuchenny projektu Indianki był dużo wygodniejszy i bardziej efektywny i ekonomiczny w użytkowaniu i nagrzewał się szybko i grzał długo bez podkładania. Podczas rozpalania robiło się momentalnie ciepło w kuchni, bo piec emanował gorąc całą swoją powierzchnią. Wchodzą w niego dwumetrowe bale i wystarczyło 3 takie włożyć na noc i zamknąć piec i do rana piec grzał dom, jednocześnie nagrzewając wodę do mycia, prania i zmywania. Indianka rano do pieca dokładała i grzał on niewygasając nieprzerwanie po kilka dni lub nawet tygodnie całe.
Ten piecyk do centralnego to w porównaniu do pieca kuchennego Indianki to taka nędzna pipidówka pożerająca mnóstwo czasu i robocizny i w dodatku niewydajna. Koniecznie choć dodatkowy długi czopuch trzeba mu wstawić, a najlepiej wymienić cały piec na coś lepszego.