Pokazywanie postów oznaczonych etykietą awantura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą awantura. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 29 marca 2022

Dyrektor bursy zrobił awanturę :(((

Przyszedł do mnie do pokoju dyrektor bursy i zrobił awanturę nie wiadomo o co. Coś mówił o tym, że jego pracownicy nie będą wynosili moich rzeczy do magazynu i że mam się pakować i wyjeżdżać. Jak na razie się nie zwracałam do niego o to. Wczoraj tylko wspomniałam personelowi, co robić, gdyby mi się nagle pogorszyło i gdybym trafiła do szpitala na dłużej niż do 1 kwietnia 2022.

Dzisiaj czuję się lepiej i na razie szpital nie jest potrzebny. Powiedziałam temu dyrektorowi, że jak na razie nie ma takiej potrzeby aby wynosić moje rzeczy do magazynu. Pakuję się sama, a po paczki przyjdzie listonosz i je zabierze. Jego personel nie musi się do niczego angażować, więc złote korony nie spadną z nieżyczliwych głów.

Dyrektor bredził też o tym, że jak przyjeżdżają ratownicy pogotowia to mam słuchać ich procedur. Akurat ratownicy nie są od wydawania mi irracjonalnych poleceń i straszenia mnie policją, tylko są od udzielania pomocy. Ci panowie minęli się z powołaniem. Powinni pracować w więzieniu albo w kolonii karnej i tam się wyżywać na wieźniach. Mają zadatki - obcesowe, nieprzyjazne zachowanie. Osoba chora nie ma nastroju do utarczek z typami, którzy w sposób ewidentny nie chcą udzielić pomocy i wymyślają utrudnienia i przeszkody.

Pytanie, jeśli ich procedura każe uciąć mi rękę, też mam się jej poddać? To moje ciało i zdrowie i ja nim rządzę, a nie obce cyborgi pozbawione chęci pomocy choremu człowiekowi. Aby pomóc osobie w stanie przeduradowym nie jest niezbędne robienie testu na covid, a zwłaszcza w takiej formie, w jakiej one są robione. Aby zbadać wymaz - nie ma konieczności wciskania szpatuły głęboko do nosa i kaleczenia nabłonka jamy nosowej. Ja się na to nie zgadzam. Ewentualnie mogę napluć na szpatułkę i by sobie w ten sposób pobraną wydzielinę badali. Brak kaszlu, brak kataru - jedyne co miałam to nieznośny ból głowy, ból stawów i nóg oraz ogólne osłabienie. Być może faktycznie spodowowane tymi wielkimi antenami co stoją na dachu bursy i na budynku obok. Takie natężone promieniowanie nie jest obojętne dla zdrowia. Dlatego staram się zawsze na noc wyłączać wszystkie urządzenia, aby mi nie ściągały do pokoju promieniowania radiowego, bo jeśli tego nie zrobię, to czuję różnicę. Na ogół lekki ból głowy, szum i zmęczenie.

Poza tym jakie to ma znaczenie czy mam covid czy nie? Jeśli bym miała to by nie udzielili pomocy? Każdej chorej osobie mają obowiązek pomóc. Za to mają płacone. Nie pracują charytatywnie. Rozśmieszyła mnie też ich diagnoza, że na pewno mam covid. Rentgena mają w oczach, że widzą, iż ktoś ma covida lub nie? Dopóki osoby nie zbadają nie mogą takich diagnoz stawiać, tym bardziej, że nie są lekarzami, a ledwo ratownikami do udzielania pierwszej pomocy w nagłych wypadkach.


Przyjechali, nie pomogli, odmówili pomocy i ja jeszcze mam być sztorcowana za to przez dyrektora bursy? Na pewno pójdzie skarga na tych pseudo ratowników. Może w ten sposób uratuję komuś życie, bo zamiast olać osobę, jak mnie olali - zrobią co do nich należy bez pyskowania.

Indianka zniesmaczona

wtorek, 21 czerwca 2016

Niespodziewani goście

Wpadła Pani Marianna Sznel z bratem i jeszcze jedną panią, zobaczyć, czy Rancho jeszcze istnieje. Istnieje i nawet hodowane są tu liczne zwierzęta. :)

Pani Marianna mieszkała tutaj w latach 50tych ubiegłego wieku.
Czyli kawał czasu temu. Obecnie mieszka na Śląsku, w Lubaniu.
Zmieniła też nazwisko.

Goście rzucili okiem na siedlisko i porozmawiali chwilkę z chorą Gospodynią, która zrobiła im pamiątkowe fotki i filmik.

Niestety, nie ma zgody na publikacje w sieci, więc nie zobaczycie dawnych mieszkańców Ranch'a Indianki :)

Ale Indianka zrobi gablotkę z galerią starych zdjęć z gospodarstwa i dołoży do nich nowe.

Wieczorową porą polami nadeszli trzej nawaleni muszkieterowie.
Co prawda, mieli z góry uprzedzająco powiedziane, aby wstawieni się nie pokazywali, ale się zupełnie tą przestrogą nie przejeli :)

Nie dość, że nawaleni, to przytargali ze sobą wór trunków.
Dwie flaszki wódki, wino i 10 browarów.

Mieli niby Indiance coś pomóc na gospodarstwie, więc ich od razu nie wywaliła, ale nie była zachwycona.

Pozwoliła im sobie zrobić grilla przed jej domem, ale mieli być cicho i się nie awanturować, a po imprezie iść spać do stajni na siano. Nawet im wyniosła kilka rzeczy do użytku, jak krzesla, kubki, talerz, czajnik itp.

Sama położyła się do łóżka i zasnęła. Muszkietery imprezowały i uchlały się mocniej i zaczęły szturmować dom Indianki. Jeden z nich napierdalał pięścią w okno tak mocno, że wezwała gliny. Zanim gliny przyjechały, muszkietery poszły w długą unosząc ze sobą cenne trunki.




wtorek, 28 lipca 2015

Koniec Kamyka

Jednak musiał nastąpić. Przykro bardzo. Tyle czasu i energii Indianka poświęciła by go wyciągnąć z bagna. Zaniedbała swoje sprawy. Pisała mu wnioski, zażalenia, odwołania i apelacje. Gotowała mu obiady, szykowała śniadania i kolacje. Piekła chleby i ciasta. Warzyła jego ulubioną słodycz mleczną.

Niestety, zero wdzięczności, zero pomocy. Pyskówki. Ubliżanie. Oszukiwanie. Obżeranie. Wykorzystywanie. Dziś ubliżanie i poniżanie, wygrażanie. Zastraszanie. DOŚĆ. To pomaganie jemu za bardzo odbywa się jej kosztem. Wystarczy. Niech on idzie w swoją stronę.

Wczoraj Indianka przez typa płakała. Dziś też. Obrażał ją i ubliżał jej. Wygrażał. Terroryzował. Swoje zasiłki przepierdolił. Do stołu się nie dokładał. Za pokój nie płacił. Nawet go nie sprzątnął ani razu. Wyjadał jej żywność. Na gospodarstwie nie pomagał. Codziennie wylegiwał się do 11.00 lub nawet 12.00.
Nigdy nie zrobił tego, o co go prosiła Indianka. Zawsze sama musiała dźwigać wiadra wody i wykonywać wszelkie ciężkie prace.

Pora się uwolnić od tego ciężaru. Ona chce być wolna. Wolna i szczęśliwa...