Do tej pory mogli napisać co chcieli, a wszystko w duchu: „nie znaleźliśmy śladów materiałów wybuchowych i co nam zrobicie?” Teraz mają poważny problem. Biegli z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji przyznali, że zastosowali metodologię, która nie jest wiarygodna!
Przyznali się w bardzo wąskim, hermetycznym gronie. Ujawnili, że jedna z zastosowanych przez nich metod jest rażąco niedoskonała! Nie przewidzieli jednak, że to, co mówili, może wydostać się na zewnątrz.
Podstawowe założenie, jakie przyjęło dwóch ekspertów CLKP było takie: zbadamy każda próbkę czterema metodami chromatograficznymi (GC/TEAGC/MSGC/ECD,HPLC/DAD). Jeżeli każda z nich potwierdzi obecność materiałów wybuchowych, wtedy uznamy, że one tam były. Niezależni eksperci, wybitni specjaliści od identyfikacji związków organicznych prof. Krystyna Kamieńska-Trela i prof. Sławomir Szymański zakwestionowali taką metodologię, wskazując, że cztery metody nie przystają do siebie, że za bardzo różnią się selektywnością i czułością. Ich opinia, ubrana w formę wniosków procesowych mec. Piotra Pszczółkowskiego już dwukrotnie zmuszała prokuraturę do występowania do CLKP o uzupełnienie opinii. Dotychczas jednak policyjni biegli zbywali uwagi profesorów i zarzucali im brak wiedzy, a wojskowi śledczy stawali po ich stronie. Ignorowano najważniejszy fakt – że sygnały wskazane przez jedną z metod w ponad 100 próbkach były charakterystyczne dla RDX (heksogenu, silnego materiału wybuchowego), lecz CLKP uznało, że ma do czynienia z ftalanami (których notabene użyte urządzenie nie powinno wykryć…).
Wreszcie nadszedł 25 listopada. Jak napisałem w ostatnim numerze „wSieci”:
Mgr inż. Łukasz Matyjasek i dr Wojciech Pawłowski, chemicy z CLKP wystąpili z wykładem seminaryjnym na Studium Podyplomowym w Centrum Nauk Biologiczno-Chemicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Ten pierwszy opowiadał o „Zastosowaniu technikiGC/TEA w analizie śladowej materiałów wybuchowych”. Niżej podpisany miał okazję znaleźć się w elitarnym gronie słuchaczy tego wystąpienia.
Prezentując walory detektora TEA policyjny chemik wskazał, że czułość urządzenia jest o ledwie jeden rząd wielkości wyższa niż detektora MS, ale i tak może to mieć zasadnicze znaczenie.
Pokazał doktorantom efekty wybuchu kontrolowanego przeprowadzonego w ramach przygotowania do badań. Zobaczyliśmy stalową płytkę przed

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

i po odpaleniu pobudzacza heksogenowo-trotylowego HT-14 oraz krótki film z detonacji.

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Pobraną z płytki próbkę poddano badaniom dwiema metodami. Matyjasek triumfował: „Proszę zobaczyć, jaki elegancki wynik. Bardzo ładny pik od heksogenu. Żadnych istotnych zanieczyszczeń.” Wykres przedstawiał wskazany przez detektor TEA wyraźny sygnał odRDX (heksogenu, materiału wybuchowego, który „odnalazły” również spektrometry użyte w Smoleńsku w czasie pobierania próbek). Po chwili usłyszeliśmy: „Co ciekawe, wynik analizy takiej próbki przy takim stopniu zatężenia, techniką GC/MS dał wynik negatywny. Więc ta próba nam pokazuje, że pomimo, iż technika GC/TEA nie jest jakaś strasznie bardziej czuła niż GC/MS, to czasem nawet ten jeden rząd wielkości może mieć znaczenie i decydować o tym, czy wynik analizy będzie negatywny czy pozytywny.”

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Można to zobaczyć we fragmencie wykładu na poniższym filmie:


Trudno o bardziej spektakularny strzał w stopę! Ekspert z CLKP przyznał, że jedna z metod zastosowanych do badań smoleńskich próbek nie jest w stanie wykryć materiału wybuchowego tuż po pobraniu go z miejsca kontrolowanego wybuchu!
Matyjasek z Pawłowskim wiedzieli o tym, gdy przystępowali do badań na potrzeby śledztwa prokuratury wojskowej. Wiedzieli o tym, gdy odpierali zarzuty profesorów chemii, wskazujących, że ich metodologia jest błędna. A jednak szli w zaparte!
Mówią prawdę o chromatografii na wykładzie dla doktorantów, a ściemniają śledczym. Ich metodologia pozwoliła przeprowadzić badania w taki sposób, aby oficjalnie nic nie wykryć. A to oznacza działanie na szkodę śledztwa.
Jak napisał w komentarzu pod powyższym filmem jeden z internautów:
Czyli co, da się wykazać, że wybuchu nie było, mimo że był? Ano da, jak widać na załączonym filmie.
Co dalej? Mec. Pszczółkowski złożył kolejny wniosek – o przesłuchanie biegłych zCLKP w związku z ich występem na uniwersytecie. Trudno sobie wyobrazić, by po ujawnieniu tego, co tam mówili, można było jeszcze bronić ich ekspertyzy.
Wniosek może być tylko jeden – te badania koniecznie trzeba powtórzyć! Prokuratorzy nie mogą obawiać się podjęcia takiej decyzji. CLKP się skompromitowało, wnioski z ich badań – które kosztowały kilkaset tysięcy złotych – nie są nic warte. A wiele wskazuje na to, że heksogen w Smoleńsku znaleziono.
Potwierdziły to spektrometry użyte w czasie pobierania próbek na miejscu katastrofy, zdaniem niezależnych profesorów chemii potwierdziła to część badań w CLKP, choć ich wyniki zmanipulowano. Dodatkowe poszlaki stanowią: rozczłonkowanie samolotu na ok. 60 tys. fragmentów (według niezależnych archeologów badających miejsce zdarzenia) oraz – jak usilnie od lat podnosi wielu naukowców – niewytłumaczalny żadnymi innymi prawami fizyki niż wybuchem rozpad maszyny. Nie wspominając już o „pomniejszych” wskazówkach: nitach z poszycia wbitych w ciała ofiar, spalonej przedniej części ciała jednego z pasażerów znalezionego w pozycji na brzuchu, w miejscu, gdzie nie było pożaru, czy zignorowanego przez biegłych i śledczych wyższego od normalnego stężenia hemoglobiny tlenkowęglowej u części ofiar, którego nie da się wytłumaczyć oficjalnym przebiegiem zdarzenia.
Dotychczas szukali tak, by nic nie znaleźć. Zespół Laska mógł więc w grudniu triumfalnie ogłosić na stronie internetowej:
19 grudnia 2014 r. Naczelna Prokuratura Wojskowa poinformowała o odrzuceniu w całości zarzutów sugerujących nieprawidłowe wykonanie badań próbek z wraku Tu-154M w związku z kwestią ewentualnej obecności w tych próbkach pozostałości materiałów wybuchowych. (…) Jest to kolejna opinia biegłych prokuratury, potwierdzająca ustalenia Komisji Millera, która zbadała i opisała przyczyny katastrofy.
Kolejny komunikat prokuratury już nie ma prawa tak wyglądać. Dowody są bezsprzeczne – badania próbek zostały wypaczone (mówiąc najdelikatniej). Jeżeli śledczym zależy na dobru tego postępowania albo choć mają odrobinę instynktu samozachowawczego, by nie kompromitować się jak CLKP, po przesłuchaniu policyjnych biegłych powinni zlecić powtórzenie badań. Najlepiej – jak wnioskuje pełnomocnik rodzin – w zagranicznej jednostce naukowej.
PS. W artykule „Laboratorium manipulacji” we „wSieci” piszę także o innym wątku z wykładu mgr. Matyjaska - niezakupionego przez CLKP specjalistycznego filtra do detektora użytego w badaniach. Można o tym przeczytać także na blogu Stanisława Zagrodzkiego, kuzyna śp. Ewy Bąkowskiej.
CZYTAJ TAKŻE:
Więcej o wykładzie biegłych z CLKP czytaj w najnowszym numerze tygodnika „wSieci”.