czwartek, 30 lipca 2015

Czerwone sznurówki

Dziś Indianka swe indiańskie senne ciało uniosła o 4.44 czyli o świcie. Ogarnęła zwierzaki i obudziła Kamyka śpiącego w szałasie w lesie Indianki. Do domu Indianki Kamyk nie ma wstępu odkąd doprowadził ją do furii i łez swoim chamskim zachowaniem wobec niej. Jest ledwo tolerowany na jej farmie.
Tolerowany li tylko dlatego, że nikt inny mu nie pomaga, a Indianka nie chce by go miejscowe żule zatłukły gdzieś na wsi. 
Jest okropny, ale to człowiek. Wczoraj po powrocie nie pyskował, więc dała mu gorący posiłek, bo cały dzień nic nie jadł. Poprzednią noc spędził na przystanku we wsi.

Wczoraj rano został znowu pobity przez lokalnych prymitywów i potrzebował bandaża. Indianka mu dała swój, długi, elastyczny bandaż i nakarmiła nieboraka, ale spał poza domem, gdyż tu nie ma wstępu z wiadomych prxyczyn. Indianka chce mieć spokój i nie ma ochoty wysłuchiwać jego bredni i urągań. Niech odrobi te swoje godzinki, znajdzie sobie pracę i idzie w swoją stronę.

Dzień dziś bezsłoneczny. Taki popielato-zielono-mokry.
Mocno popadało. Indianka chciała ten fakt wykorzystać by wykopać dołki pod kolejne słupki, ale utknęła nad papierami i drobnymi porządkami domowymi.

Chcąc ubarwić ten lekko bezbarwny dzień, założyła do swoich butów roboczych ognisto czerwone sznurówki. Kolor miał ją pobudzić do kopania, ale nim się obejrzała - dzień minął.
Szkoda, bo ziemia miękka po ulewnym deszczu. Wykopało by się z kilka dołków i skończyło ogrodzenie.

W międzyczasie posiała fasolę w skrzynce. To jej taki mini ogródek tegoroczny, choć plany były znacznie bogatsze.
No, ale Kamyk okazał się niewłaściwym partnerem do tego wspaniałego, zamaszystego dzieła. Nie dorósł do niego.

Wcześniej dziś wydzwaniał do Indianki i przymilnie zagadywał, poprosił by mu napisała wniosek o nadesłanie duplikatu świadectwa które jest mu potrzebne do rejestracji jako bezrobotny - co zrobiła - ale gdy pojawił się pod oknem pokazał się jako opryskliwy i wulgarny chłysteki cham. Indianka zamknęła okno przed nadąsaną, rozszczekaną gębą aroganta i tym skończyła z nim dzisiejszą audiencję, mimo, że pierwotnie czekała na niego z gorącym posiłkiem i ciepłym kocem do jego szałasu na noc.

Ale on wpadł w szał i zacząl walić pięścią we wcześniej utłuczone okno rozwalając je jeszcze bardziej i powiększając otwór w szybie. Wtem złapał doniczkę i uderzał nią w okno krusząc szybę coraz mocniej.
Indianka otworzyła okno by nie wytłukł drugiej szyby.
Zamierzył się w nią doniczką i rzucił. Doniczka wpadła do kuchni. Potem odrywał kawałki szyby z roztłuczonego okna i rzucał nimi w Indiankę. Wezwała policję. Patrol przyjechał na interwencję, ale zanim dojechał - Kamyk był już w Sokółkach.
Tam został napadnięty przez miejscowych i pobity. Tym razem już nie może chodzić. Nie może stanąć na nogę.

W tym czasie Indianka rozmawiała z patrolem u siebie na podwórku. Pokazała zniszczone okno. Opisała agresję i szał Kamyka oraz jego groźby.

Patrol miał go zabrac ze Sokółek do aresztu.
Indianka prosiła o to w związku z jego pogróżkami wobec niej i obawą o jego pobicie przez miejscowych. Wolała by siedział tę noc bezpieczny w areszcie, niż wpadł w ręce miejscowych.

Patrol go nie znalazł. Dyżurny przekrzykiwał Indiankę gdy próbowała zgłosić pobicie Kamyka i jego stan i odkładał słuchawkę. Groził jej karą za wezwanie policji.

Kamyk jest w tej chwili kaleką i nie może się podnieść.
Policja krąży po okolicy. Jest 21.15.

Indianka zadzwoniła na pogotowie ratunkowe by dowiedzieć się czy został zabrany do szpitala. Nie został. Leży gdzieś tam w ciemności i dogorywa. Może już nie żyje? :(((

W nocy po północy walcząc z sennością postanowiła przejść się na wieś i poszukać pobitego.
Sprawdzić czy żyje. W jakim stanie jest. Udzielić mu pierwszej pomocy. Najpierw zajrzała do jego szałasu. JEST!

Podeszła do skulonego, leżącego na sianie człowieka. Dotknęła kontuzjowanej nogi.
Lekko. Ostro jęknął z bólu.
 Trzeba wezwać karetkę! - zawyrokowała - Noga może być złamana. Wymagająca nastawienia, usztywnienia lub nawet operacji.

Kamyk miał oczy zamknięte i nie odzywał się.
Wezwać karetkę? Czy ty wezwiesz? Musisz dostać fachową pomoc medyczną. Ja nie jestem lekarzem i nie umiem ci pomóc w razie złamania. Może dojść do zakrzepu i komplikacji jeśli noga złamana a ty nie dostaniesz profesjonalnej pomocy lekarskiej.

Dotknęła ręką jego czoła i głowy. Kamyk się nie odzywał. Indianka poszła poszukać papiery potwierdzające jego ubezpieczenie. Znalazła. Spakowała go i wezwała pogotowie.

Szykuj się. Zaraz będzie pogotowie. - rzekła ponaglająco do Kamyka.
Jakie pogotowie??! - zawołał oburzony Kamyk.
Nie chcę żadnego pogotowia! I tak mi nigdy nie pomogli! - to mówiąc zerwał się gwałtownie i wystrzelił jak z procy na jednej nodze skacząc w ciemność w stronę pola.

Wracaj! Zaraz będzie pogotowie! Musisz jechać do szpitala! - wołała na darmo za Kamykiem, bo ten ani myślał wracać.

Zadzwoniła ponownie na pogotowie i je odwołała.
"Odwołuję karetkę. Pacjent państwu uciekł."

Wyszła za Kamykiem i uspokoiła go, że karetka odwołana i nie przyjedzie.
Po pewnym czasie wrócił i ponownie położył się spać na sianie.

Indianka

Brak bezpieczeństwa w gminie Kowale Oleckie

Do: Wójt Gminy Kowale Oleckie
       Krzysztof Locman

W marcu dwa pobicia.
W lipcu dwa pobicia. 15 i 29 lipca 2015 roku.
Razem dotknęły go 4 pobicia w krótkim okresie czasu plus kradzież roweru.
Uraz głowy, wstrząs mózgu, pęknięta kość u nogi, złamany nos.
Ten człowiek ledwo chodzi. Jest na moim utrzymaniu. Mnie na to nie stać. Nie ma pieniędzy na bandaże, opatrunki, środki przeciwbólowe, lekarza. Nie ma pieniędzy na wyżywienie. On nie ma gdzie mieszkać.
Był wniosek o odrabianie godzinek w pobliżu tymczasowego miejsca zamieszkania z uwagi na ból nogi i problemy z chodzeniem.
Nie zgodził się pan. Wykazał pan zadziwiający brak wrażliwości na ból i kalectwo drugiego człowieka. To proszę o tego człowieka zadbać we własnym zakresie, tj. zapewnić mu dach nad głową i wyżywienie w Kowalach Oleckich skoro jest pan tak odporny na jego ból i cierpienie i nie dał zgody na odrabianie godzinek w pobliżu domu ani nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa w gminie w drodze do pracy ledwo chodzącemu człowiekowi który pracuje dla pana za darmo.

On z wielkim osobistym poświęceniem pokonując ból pracuje dla pana za darmo. Stara się. Jest dobry w tym koszeniu. Akurat to lubi robić i mu to świetnie wychodzi. Jest wydajny. Sam pan widzi ile wykosił panu w tak krótkim czasie.
Tak, on ma dużo za uszami, ale ci którzy go napadają mają dużo więcej i atakują gromadnie. Nie panuje pan nad tym co się dzieje w pana gminie? 

Przecież on może kosić pobocza we wsi zamieszkania zamiast kuśtykać z trudem do Kowal.
Proszę, by od następnego tygodnia skierował go pan na koszenie poboczy w Czuktach.

czwartek 6.17
korekta: od dziś proszę wyznaczyć mu pracę w Czuktach albo wysłać po niego samochód.
On dziś nie jest w stanie wstać i iść.
Noga go rwie. Bandyci w Sokółkach skopali mu pękniętą nogę. Mimo to z tą chorą nogą pracował u pana za darmo wczoraj. Jak wda mu się jakieś zapalenie lub gangrena i straci nogę, to wypłaci mu pan odszkodowanie i rentę dożywotnią?

Indianka

środa, 29 lipca 2015

Kamyk pobity


Znowu. Tym razem pięciu w Sokółkach napadło na niego rano, gdy szedł do pracy. Znowu skopali. Znów się zalał krwią. Kamyk ledwo kuśtyka. Jak on ma odrabiać te swoje godzinki jak co chwila jest napadany? Czy wójt nie powinien zapewnić bezpieczeństwa pracownikowi w drodze do pracy?

Indianka

Jajkożerca

...splądrował jaja w kurniku. Ponad 30 jaj. Same duże.
Smacznego :)
Jak cię ciulu nie stać na jaja, to na nie zarób.
Przyjdź na gospodarstwo i coś pomóż a nie tylko plądrujesz czyjeś zapasy. Następnym razem pałą w łeb dostaniesz.

Indianka

wtorek, 28 lipca 2015

Koniec Kamyka

Jednak musiał nastąpić. Przykro bardzo. Tyle czasu i energii Indianka poświęciła by go wyciągnąć z bagna. Zaniedbała swoje sprawy. Pisała mu wnioski, zażalenia, odwołania i apelacje. Gotowała mu obiady, szykowała śniadania i kolacje. Piekła chleby i ciasta. Warzyła jego ulubioną słodycz mleczną.

Niestety, zero wdzięczności, zero pomocy. Pyskówki. Ubliżanie. Oszukiwanie. Obżeranie. Wykorzystywanie. Dziś ubliżanie i poniżanie, wygrażanie. Zastraszanie. DOŚĆ. To pomaganie jemu za bardzo odbywa się jej kosztem. Wystarczy. Niech on idzie w swoją stronę.

Wczoraj Indianka przez typa płakała. Dziś też. Obrażał ją i ubliżał jej. Wygrażał. Terroryzował. Swoje zasiłki przepierdolił. Do stołu się nie dokładał. Za pokój nie płacił. Nawet go nie sprzątnął ani razu. Wyjadał jej żywność. Na gospodarstwie nie pomagał. Codziennie wylegiwał się do 11.00 lub nawet 12.00.
Nigdy nie zrobił tego, o co go prosiła Indianka. Zawsze sama musiała dźwigać wiadra wody i wykonywać wszelkie ciężkie prace.

Pora się uwolnić od tego ciężaru. Ona chce być wolna. Wolna i szczęśliwa...

poniedziałek, 27 lipca 2015

Poznajcie Kremellę

Oto nowa ulubiona dzidzia Indianki - panienka Kremella :)
Prawda, że słodkie maleństwo? :)

A tam w tyle bohaterki drugiego planu :)
- ogonami pokazują co myślą na temat obraźliwych plotkarek z voltopiry.pl wylewających pomyje na Indiankę.

Pieprznięte dzidzie typu "Luna_s20" czy "budyń" - spadajcie na bambus banany prostować! :)
Nie wam pisać posty. Do tego trzeba mieć głowę i intelekt , a nie dynię wypełnioną trocinami.

"budyń", przestań ćpać, to nie bedziesz miała urojeń.
Gdzie ty widzialas u mnie szmaty zamiast drzwi do stajni?
Przed takimi narkomankami jak ty trzeba przestrzegać.
Mam nadzieję że nie prowadzisz jazd z dziećmi będąc naćpana?
A ty w swojej stajni masz szmaty czy drzwi?
Oh... nie masz stajni... strasznie mi ciebie szkoda dziadówo.
Pewnie sporo bulisz za pensjonat? 600-1200 zł miesięcznie?
Nie masz konia???... to chyba dlatego ci wątroba gnije że ja mam cztery? Nie masz koni, nie masz stajni... Nic nie osiągnęłaś. Niczego się nie dorobiłaś. Jesteś zerem.

"luna" - potrzebujesz psychologa aby cię oduczył złośliwości?
Taniej ci będzie przyjechać do mnie na odwyk.
Widły i wio do stajni obornik wywalać. Raz dwa się oduczysz ubliżania i uwladczania innym.
Moje konie bez zebów, niedozywione i odebrane? Ty pieprznięta jestes. Masz napierdolone w durnym, zjadliwym czerepie aź grubo.
Moje konie są zadbane, odkarmione, zdrowe i piękne.
To twoja habeta ledwo się na nogach trzyma.
Uwazaj aby ci jej schronisko nie zabrało za ewidentne zaniedbania chorego konia. 
Schronisko nie chce? To może rzeźnia się zlituje?
Po co konina ma się męczyć u takiej jadowitej żmiji?

Indianka

Owsianka po indiańsku


Drugie śniadanie Indianki to dziś owsianka po indiańsku.
Składniki:
świeże kozie mleko pełnotłuste od własnych wypasionych na naturalnych łąkach kóz
płatki owsiane
czereśnie prosto z sadu
cukier

czas wykonania 1 minuta :)

Właśnie kotka Tygrysia przyniosła dużą mysz dla swych córeczek. Tym razem Szarunia wyrwała mamie mysz i pognała z nią na ganek by schrupać gryzonia z apetytem... :) Szarunia też ma drugie śniadanie :)

Indianka

Czereśnie

Indianka uwielbia czereśnie. W dzieciństwie takie u Babci jadła.
Posieje sobie sadek czereśniowy i za kilka lat będzie miała własne czereśnie :)

Indianka

Jajecznica po indiańsku


Do domu Indianki zawitała chwilowa obfitość. Są swojskie, ogromne  pyszne jaja, swojska kiełbasa i pomidory, ogórki, swojski jogurt kozi i twarożek, ziemniaki od chłopa z pola nawożonego obornikiem, czereśnie z sadku sąsiadki, kapusta i cebula ze sklepu wiejskiego, a bułki z Kauflandu.
Na śniadanie jajecznica na kiełbasie i maśle, a na obiad potrawka z kurczaka dla Indianki, a babka ziemniaczana dla Kamyka :)
Do tego kompot czeresniowy do popicia lub świeże mleko kozie tudzież jogurt. Mniam! :)
Indiance bardzo smakuje jajecznica na mięsie. Doda sennej dzidzi energię niezbędną do zmierzenia się ze światem i cwelownią fejsbuczą która tak zawzięcie ją zwalcza.

Indianka

niedziela, 26 lipca 2015

Pochwalić Kamyka

Indianka jako istota sprawiedliwa i uczciwa widząc starania Kamyka pragnie je szerokiej publiczności obwieścić.
Kamyk będąc naturą wolną, anarchistyczną - nigdy nie słucha Indianki i nie wykonuje jej poleceń, ale miewa też samoistne pozytywne przebłyski mniej lub bardziej udane. Nadto uczy się od Indianki, mimo że z oporami. Np. już wie, że gdy pada deszcz lub ściemnia się lub gdy lata w pobliżu duży szary ptak - należy schować indyczęta do kurnika lub chociaż na ganek.

Dziś porąbał sam z własnej woli drewno, napalił w piecu na prośbę Indianki (czyli zdarza mu się czasem posłuchać), następnie zabrał się do pracochłonnego wyrabiania babki ziemniaczanej co jest czynem nie lada, zwłaszcza w jego wykonaniu. Kamyk od kilku dni ma smaka na babkę ziemniaczaną. Robił w tym kierunku podchody do Indianki, aby ona mu ją zrobiła, ale Indianka zrażona lenistwem uparciucha odesłała go do książki kucharskiej. Kamyk nie lubi czytać, więc wytężył pamięć i przypomniał sobie, jak tę pożądaną potrawę wykonywały jego matka i babka. 
Ta dam! Zrobił ciasto i oto się piecze... :)

Indianka

Wymiana barterowa

Drogą wymiany barterowej Indianka nabyła od chłopa 3 worki owsa, worek ziemniaków i parę kilo swojskiej kiełbasy domowego wyrobu, oraz troszkę warzyw typu ogórki, pomidory, papryka. W zamian dała długi przedłużacz do prądu na dużej szpuli. Sprzedała też swoją taczkę za 270zł, bo musi zapłacić za usługę weterynaryjną.

Tym samym zadbała o podstawę wyżywienia domowników oraz o uzupełnienie diety zwierząt, a także o rozliczenie z weterynarzem. Indianka to gospodarna i uczciwa panienka.

Prawo zwierząt w Ameryce, a prawo zwierząt w Polsce

Żaden osioł nie wmówi mi, że drut kolczasty to bezpieczne ogrodzenie.
Poniżej przykład do czego może doprowadzić stosowanie drutu kolczastego.

http://metro.co.uk/2015/01/06/horse-tangled-in-barbed-wire-had-its-ears-and-eyelids-ripped-off-by-dogs-5011360/

Właściciel tego drutu kolczastego w Oklahomie będzie pociągnięty do odpowiedzialności.

Natomiast gdy sąsiadujący ze mną na Mazurach Wąs złośliwie nagnał na swój drut kolczasty mojego konia - policja odmówiła przysłania patrolu na interwencję. Był to dyżurny Mikulski o ile dobrze pamiętam.

I gdzie są te wszystkie rozwrzeszczane małolaty napuszczane na mnie przez dwie cwane lesby z Krakowa? Gdzie są ich reakcje gdy podły typ bezkarnie znęca się nad moim zwierzęciem? A gdzie są lesby z ich "troską" o moje zwierzęta? Nie ma ich reakcji, albowiem nie ma żadnej ich troski. Lesby to tylko obłudne, zepsute do szpiku kości narcystyczne manipulatorki napuszczające na mnie i moje zwierzęta oraz gospodarstwo kogo się da - nie z troski o zwierzęta. O nie. Napuszczają wyłącznie z nikczemnych pobudek. One chcą zemsty, bo świat dowiedział się jak parszywie zachowały się wobec mnie będąc u mnie w gościach. Są to osoby skrzywione psychicznie o czym świadczy ich dewiacja seksualna. Są to osoby mściwe, perfidne, pełne chorej nienawiści. Takie są autorki antybloga na bloggerze i obraźliwego paszkwila na Facebooku. Takie jest prawdziwe oblicze lesbijek z Krakowa - drukarki Izabeli U. i początkującej lekarki Marty P. Dwie obrzydliwe kreatury łażące za mną po internecie i uwładczające mi od 3 lat, odkąd ich przebrzydłe, zakłamane facjaty pokazały się na moim rancho. A wy stado baranów dajecie im się wkręcać w nagonkę i przyklaskujecie im. Żałosne jesteście. Wy i półgłówki pokroju takiego jak Adam Dodupy.

sobota, 25 lipca 2015

Grill

Kamyk nie zasłużył, ale przy Indiance załapał się na grilla.
Co prawda dziś się nieco wziął za robotę, ale co z tego, jak większość tygodnia sobie bimba. Indianka zasłużyła na grilla całotygodniową swoją pracą i gospodarnością. Wymieniła mleko kozie na czereśnie, zrobiła ser i jogurt, pozmywała naczynia. A wcześniej zajmowała się zwierzętami. Kury niosą wielkie jaja. Niczym kacze albo indycze. Pyszne. Nazbierała 30 sztuk.
Kamyk z kolei wydoił kozy i pościelił koniom oraz napalił w piecu.
Zrobił też popołudniową zmianę koni. Przygotował szaszłyki na grilla. Zawsze coś.

Kociarrrnia :-)

Na uwagę zasługuje fakt, iż podczas nocnego oglądania filmu - Indiance towarzyszyła kociarnia z kremowo-rudą Kremellą na czele.
Kocięta uplasowały się na optymalnej dla nich widowni, czyli na bujnej czuprynie Indianki. Tylko raz się jednemu kociątku zdarzyła próba wydłubania oka Indianki kocią śliczną łapką :-) Kociątko w pewnym momencie pacnęło Indiankę w oko. Pazurkiem zaczepiło o powiekę. Ale nic się nie stało. Generalnie zafascynowane wpatrywały się w ekran od czasu do czasu wchodząc w kadr swym puszystym łebkiem lub wijącym się ogonkiem :-)

Film obyczajowy

Indianka obudziła się w nocy i obejrzała sobie przypadkowo znaleziony prosty w przekazie amerykański, kostiumowy, niskonakładowy film obyczajowy. Niedoróbki planowe były aż nadto widoczne, np. kręcący się dookoła planu ci sami jezdzcy i bryczki, konie brzydkie i niezgrabne że hej!, ale te drobne mankamenty nie były ważne. Ważne były interakcje ludzkie, ich rozterki i mądrości ludowe.
Indianka zadumała się nad nimi szukając odpowiedzi na dylemat który ją trapi: wywalić, czy nie wywalić Kamyka?

https://m.youtube.com/watch?v=nWoQnr-pFUo

piątek, 24 lipca 2015

Nijaki dzień

To był taki sobie nijaki dzień. Raczej niemiły, choć spokojny.
Kamyk pojechał załatwiać swoje sprawy. Wrócił wieczorem narąbany. Nie zachwyciło to Indianki. To nie pierwszy raz. Do tego rano tego dnia ze Sokółek szło za nim 7-8 typów. Wyglądało na to, że szykują się na niego. Poza tym... Po południu Kamyk tego dnia się nie popisał. Ogólnie zawiódł i zniechęcił Indiankę do siebie jeszcze bardziej. Ale o szczegółach sza. Przynajmniej na tym blogu. :-)

W każdym bądź razie Indianka poważnie zastanawia się nad sensem jego pobytu na jej włościach. Pożytku nie ma z niego żadnego, tylko balast. Zbędny, uciążliwy balast. Obżera Indiankę bezczelnie. Do tego jego namolne nawyki wykorzystywania Indianki do jego celów są dla niej niezwykle odpychające. Jego zachowanie wobec niej pozostawia wiele do życzenia. Jej wstręt i niechęć do faceta rośnie.

Z drugiej strony on nie ma się gdzie podziać. Ma przechlapane. Do tego jest kontuzjowany i chory. Ma też skomplikowaną sytuację prawną. Indianka bardzo dużo mu pomogła i nadal stara mu się pomóc, ale to chyba beznadziejne zadanie.

Pora pomyśleć o sobie.

czwartek, 23 lipca 2015

Ulewa

Indianka zadowolona z ulewy. Porządnie wykąpała świat w tym jej ziemię i zwierzęta. Szkoda, że Kamyk nie umył kastr i nie zaniósł je pod okap dachu tak jak go prosiła. Byłyby dziś pełne deszczowej wody do mycia naczyń i zmywania półek, blatów i podłóg.

Za to dołki pod słupki które nadkopała kilka dni temu - dzisiaj dały się rozkopać głębiej dzięki temu deszczowi, który rozkruszył zbitą glebę.

Już jeden słupek wkopała i przyniosła sobie kolejne. Musiała przerwać zadanie, bo się zapowiadało na kolejny deszcz, a chciała kastry pod niego przygotować. Wyszorowała i umyła 5 kastr po gnojówce. Zaniosła pod okap. W razie kolejnego deszczu tym razem napełnią się wodą. 

Umyła też nad rzeczką podstawki pod doniczki. Przestawiła koźlęta.
Zmęczyła się i położyła odpocząć troszkę zanim ruszy ze szpadlem.

Indianka

Słodziaki

Indianka przeżywa poranną inwazję słodziaków :-) :-) :-)
Na jej łóżko wspięło się rude psotne acz wdzięczne kociątko o imieniu Kremella, biała w czarne łaty psinka Sabusia, oraz cała młodziutka kociarnia z Tygrysią na czele :-) Wszystko ułożone pokotem na Indiance :-) Sabusia przemoczona od deszczu ze szczególnym namaszczeniem wytarła się w kocyk Indianki :-) :-) :-)

środa, 22 lipca 2015

Zamroczenie

Indianka próbuje sobie poradzić z nawałnicą papierów, która ją zalewa.
Odczuwa coś na podobieństwo zamroczenia. Umysł nie pracuje tak szybko i jasno jak zwykł.
Musi się przebijać przez mgłę ogarniającej senności i zmęczenia. 
Wie, że to obciążenie chorobowe tak na nią wpływa. Potrzebuje lekarstw. Potrzebuje jodu. Ryb morskich. Owoców morza. Powietrza morskiego.  One zawierają jod.
Potrzebuje też mięsa, aby dodało jej energii. Bez adekwatnej do choroby diety będzie ciągle słaba i zmęczona, senna. Nie da rady sobie z nawałnicą.
Nie może czekać do grudnia na pierwszą receptę.

Z tej nawałnicy papierowej wynika jedno - jej prawa nie są respektowane.
Odmowy ubrane w wyszukane słownictwo i formułki nie przesłaniają jednak tej prawdy. Jej prawa nie są respektowane... :(((
Zdaniem Indianki działania organów ścigania i karania są nakierunkowane na to, by przy pomocy zręcznych sztuczek i manipulacji doprowadzić do odmowy ukarania winnych, którzy działają na szkodę Indianki. 
Gdy Wąs wzywał policję, że zwierzaki Indianki weszły mu na pole - przyjeżdżali natychmiast.
Gdy Wąs poranił klaczkę - była odmowa wysłania patrolu na interwencję. 
Gdy Indiance ukradziono rower - policja robi trudności. Trzy razy prosiła dyżurnego Mikulskiego aby wysłał patrol do Barszczów w związku z kradzieżą roweru zanim ten patrol wysłał. W przypadku kradzieży ważne są godziny. Rano by się może udało odnaleźć ten rower, ale w nocy po całym dniu?
Był cały dzień na ukrycie i przemalowanie roweru.

Noga Kamyka

Rząd wyłudza od obywateli ogromne haracze na ubezpieczenie społeczne, na służbę zdrowia itp. w zamian nie daje nic lub tylko pozory świadczeń zdrowotnych. Kamyka pobito, ma pękniętą nogę. Zamiast go hospitalizować - wypuszczono na ulicę. Noga go boli. Nie śpi z bólu po nocach. Kuleje. Moim zdaniem przymus płacenia haraczów dla rządu powinien zostac zlikwidowany.

Indianka

poniedziałek, 20 lipca 2015

Siła konia


W związku z tym, iż oboje Indianie senni i zmęczeni, słowem brak im sił do noszenia żerdzi i słupków znad rzeki pod ogrodzenie - Indianka uznała, iż pora wesprzeć się siłą konia. Indiana jako klacz najmądrzejsza i najbardziej zrównoważona została wybrana do tego zadania.

Zadanie polegało na przyciągnięciu dwóch ciężkich długich żerdzi naszykowanych na wyrób długiej dachowej drabiny mającej służyć jako sprzęt pomocniczy do czyszczenia komina i poprawiania dachówek. Niestety - cel nie został osiągnięty gdyż klaczka za dużo się kręciła i wykazywała nadpopudliwość.

Ale za to została oswojona ze szleją i wylonżowana na podwórku. Była też próba prowadzania konia w ręku.
Kobyłka strasznie pcha się na człowieka. Trzeba ją tego oduczyć. 

Tym razem zwierz nie pomógł Indianom, ale za to odbyła się niezbędna lekcja reagowania konia na pomoce. Zapewne trzeba wiele takich lekcji, zanim klacz zapracuje na swój owies.
Póki co darmozjad dostał trzy owsiane nagrody za jako taką wspólpracę z Indianami i na zachętę na przyszłe lekcje.

Indianka

Dżdżysty, zmęczony dzień

Dziś rano jak zwykle od kilku lat Indianka obudziła się zmęczona. Kamyk nadal śpi. Wypuściła kury i indyczęta. Wpuściła kotkę Tygrysię. W związku  tym, że siąpi deszczyk, a ona ma zaległości w dokumentacji rolniczej .i korespondencji sądowej - postanowiła się skupić na papierach. Zjadła śniadanie i zmęczona położyła się znowu do łóżka, by nabrać sił.
Na jej ramieniu niczym elf pocieszyciel przycupnęła Kremella.
Słodkie kociątko zaiste.

Wczoraj była ładna pogoda i Indianka działała cały dzień na dworze próbując wciągnąć w swoje prace Kamyka.
Częściowo się to udało.

Podlała wszystkie sadzonki, rośliny domowe i mini uprawy doniczkowe i skrzynkowe. Wykąpała rośliny domowe. Opróżniła z gnojówki kasty do podlewania roślin i puste zaniosła nad rzekę by je umyć. Wycięła z wodopoju korzenie i zmobilizowała Kamyka, by wodopój poszerzył. Nie poszerzył, ale pogłębił co też było potrzebne.

Wycięła sekatorem gałązki zasłaniające widok na kartoflisko i rzeczkę. Grubsze gałęzie wyciął Kamyk piłą spalinową.
Ot takie drobne pielęgnacyjne zabiegi. 

Pozbierała gałęzie i zaciągnęła je pod dom do porąbania.
Przestawiła koźlęta. Wygrabiła i zamiotła plac przed domem.
Zbudowała schodki na ganek. Przesadziła dwie rośliny, które kicia pozbawiła doniczek zrzucając je z parapetu na ziemię.

Indianka

niedziela, 19 lipca 2015

Kremella milutką towarzyszką Indianki


Rosną kociątka Tygrysi. Wszystkie są przeurocze i zabawne.
Jednak na czoło wybija się Kremella. Towarzyszy Indiance wtulona w nią w nocy. Im blizej twarzy, tym lepiej :)
Skacze Indiance po głowie i wtula się w szyję lub pod ramię.
Kochane zwierzątko :) ♥♥♥

Indianka

Biały płot


Co prawda ten plotek stoi od kilku tygodni w tej postaci, a same słupki wkopalam 2 lata temu, ale sie nim jeszcze nie chwaliłam, więc się pochwalę teraz... ;)

Indianka

sobota, 18 lipca 2015

Herbarium Indianki


Kilka lat temu Indianka zasiała nad rzeczką miętę. Mięta się rozrosła i dostarcza Indiance surowca na herbatę.
Zbiera też rumianek z łąk. W sumie ma trzy rodzaje herbaty:
z ziela mięty, kwiecia rumianku i krwawnika.

Indianka

Ogrodzenie ogrodu


Po zaciekłej walce z niewyobrażalnym lenistwem Kamyka, przy wtórze wściekłych awantur - powstało ogrodzenie ogrodu. Jest krzywe jak chuj i chybotliwe jak kaczka. Indianka ogrodzenie sobie sama poprawi i dokończy, bo nie może liczyć na żadną pomoc Kamyka. I już nawet nie chce. Niech leser spada do Kętrzyna! :(((

Poniżej kartoflisko. Nadal nie ogrodzone. Owce i kozy wyżerają krzaczki ziemniaka... :((( Nie będzie zbioru... :(((
A leń śmierdzący gnije w wyrze tygodniami... :(((

Indianka

Slow Food Indianki


Indianka na mleku swoich kóz zrobiła budyń, naleśniki, chleb pszenny, twaróg, jogurt. Za pieniądze uzyskane ze sprzedaży mleka koziego kupiła cukier, drozdze, jogurt, kalafior i brokuła oraz ziemniakini chleb.

Kamyk w tym czasie leżał cały dzień w łóżku. Wstal wieczorem by pójść na wieś. Zanim wyszedł powiedział, że nie dołoży się do swojego wyżywienia gdy dostanie zasiłek. Nadal będzie żerował na tym co zrobi i kupi Indianka. Trzeba będzie się z nim rozstać definitywnie. Wychodzi na to, że to bezczelny pasożyt, a nie przyjaciel.

Indianka

Rzeźki poranek sobotni i poranne manewry


Indianka wstała jak zwykle o świcie. 
Wypuściła drób z kurnika. Niestety jaj w skrzynkach nie było jeszcze.

Wypuścila Indianę ze stajni, która dołączyła do pasącej się z owcami i kozami Dakoty. Na karkołomną zmianę koni była zbyt senna, więc Denver musi jeszcze trochę poczekać zanim wyjdzie na pastwisko. Gdy zostanie ukonczone drewniane ogrodzenie padoku przystajennego - wszystkie kobyłki będą pasły się jednocześnie. Póki co pasą sie na zmianę coby nie uciekały na dalekie wycieczki poza rancho Indianki. Ten system wypasu sprawia, ze trzymają się pastwisk Indianki mimo braku prądu. 
Poranne Słońce do popołudnia sprawia, ze mogą sie pasc po 2-3 sztuki jednocześnie, ale potem wraz z wieczornym zachmurzeniem zbliza sie godzina U czyli Godzina Ucieczki i jeśli sa co najmniej dwie na pastwisku - dochodzi do spontanicznej ucieczki.
Zatem przed Godziną U trzeba zamknac kobylki. Tylko jedna moze sie pasc calą noc bez obawy ucieczki. Sama nie odejdzie od stajni.

Rano skoro swit Indianka wypuszcza pozostałe kobylki.
Ale musi to robić w sposób przemyślany. Co najmniej jedna musi zostać w stajni. Najlepiej by to była ta co całą noc chodziła pod siedliskiem. Ale do tego manewru trzeba dwie osoby, a Kamykowi jeszcze się nie zdarzyło by wstał o swicie.
Jego norma wstawania to okolice godziny 10.oo-11.oo.
Lepiej go nie budzić, gdyż i tak nie wstanie tylko będzie burczał niezadowolony. On tu przeciez nie pracuje jeno spedza wakacje ;) Nikt i nic nie zmusi go, by podniósł się ze swojego wyra wczesnie rano. Z reguły podnosi się dopiero, gdy Indianka już wydoi kozy i zrobi sniadanie. Indianka powinna kasowac Kamyka za wakacje na swoim rancho. Mieszka i je za darmo.
Nie pomaga Indiance. Jak ma kaprys to cos zrobi, ale nigdy to, co potrzebuje Indianka. W jego wykonaniu dwudniowe grodzenie ogrodu zajmuje 2 miesiące i jest to partanina doprowadzająca Indiankę do szału. Budowa tego ogrodzenia kosztuje Indiankę masę nerwów i nieprzyjemności. Facet odbiera jej całą radość tworzenia. Ale skoro on tutaj jest i żre to co Indianki, to niech się przyda do czegokolwiek.

Indianka

piątek, 17 lipca 2015

Infrastruktura treningowa przyrasta

Nnno!
Wreszcie plac treningowy ogrodzony. Bardzo fajny, niebanalny plac o urozmaiconej rzeźbie terenu. Idealnie wpasowany w krajobraz.
Koniki już go sobie obejrzały i zaakceptowały.
Także 3 stabilne stanowiska uwiązowe urządzone i gotowe.
Koniki można już brać tu do pracy i ćwiczyć. W razie potrzeby jest gdzie je zakotwiczyć. Jest i wodopój. Jeszcze przydałoby się nocne oświetlenie placu. Indianka ma słoneczny pomysł jak to zapewnić :-)

Plac treningowy

Chcąc niechcąc Indiance wyszedł całkiem pokaźny plac treningowy do treningu koni. Co prawda to miał być ogród, ale póki co powstał niebanalny plac do nauki jazdy konnej.

Dzisiaj ostatnie górne żerdzie zostaną nabite. Potem trzeba będzie zrobić bramę wjazdową na plac.

Aby plac nadawał się na ogród, trzeba będzie siatkę naciągnąć i nabić dodatkowe żerdzie na dół i w połowie wysokości ogrodzenia.

W planach jest duży lonżownik o średnicy 20 metrów. Tam najpierw Indianka będzie układała swoje konie. Urządzi wszystko po swojemu, aby trening był maksymalnie przyjemny dla niej i jej koni.

Na dokończenie budowy ogrodzenia czeka też padok wschodni na zboczu wzgórza z szeroką panoramą na okolicę. Tam będą chodziły wszystkie konie jednocześnie. Mają tam stały dostęp do wody i przyjemny zagajnik chroniący przed upałem.


Przyjmę wolontariuszy, praktykantów, podróżników

Słowem osoby chcące poznać osobiście szlachetną idealistkę i jej liczne sympatyczne zwierzęta oraz przyłożyć się do budowy świetności unikalnego rancza jednocześnie spędzając zdrowo czas na świeżym powietrzu :-)
CV z listem motywacyjnym na:
Rajdy.konne(@)tlen.pl

czwartek, 16 lipca 2015

Tymczasem

Gdy Kamyk udzielał się towarzysko na wsi w Sokółkach tracąc rower Indianki wśród nowopoznanych "kolegów", Indianka posadziła i posiała 12 warzyw i ziół. W doniczkach póki co. Potem, gdy zostanie wreszcie ukończone ogrodzenie ogrodu - podrośnięta rozsada trafi do ogrodu. Przesadziła też i reanimowała 14 sadzonek drzew i krzewów ozdobnych i owocowych. One też trafią do ogrodu, jak tylko powstanie mocne, szczelne ogrodzenie. W sumie 26 gatunków roślin przesadziła i posiała Indianka w ciągu jednego dnia :-) Tymi rękami! :-)
Na pohybel internetowym cwelom z gównobuka i ku pocieszeniu Wlady, coby jej przykro nie było, że na darmo sadzonki i nasionka posłała Indiance. :-)
A i na leniwym Kamyku zarobi, gdy będzie chciał świeżych warzyw i ziół z ogródka Indianki :-) :-) :-)

środa, 15 lipca 2015

Burzliwy poranek


Rankiem Indianka wyszła z siebie widząc po raz kolejny oporne do wstawania i pyskujące arogancko leniwe cielsko rozwalonego w łóżku lesera.
- Spierdalaj do Kętrzyna ty leniwa świnio!!! - wrzasnęła rozwścieczona.
- Policja? Proszę usunąć z mojego domu i gospodarstwa tego typa! - poprosiła dyżurnego.

Po godzinie Kamyk z ociąganiem wyszedł z domu Indianki w asyście policji. Jednak nie spakował się. Poszedł z pustymi rękami.
Ruszył na wieś, i potem dalej na Olecko. Daleko nie uszedł, gdyż pomiędzy Żydami a Mściszewem napadło na niego 4 napakowanych gangsterów w wieku 35-40 lat jadących ciemnym samochodem na warszawskich numerach zaczynających się na litery WE. Jechali od strony Mściszewa w kierunku Żyd. Skatowali chlopaka. Przetrącili mu nogę i połamali nos. Odjechali. Nie mogąc wstać wezwał pogotowie. Przyjechało na sygnale. Zabrało go do Olecka. Umyto mu twarz, przepłukano nos, zrobiono prześwietlenie nosa i nastawiono złamany nos. Opatrunku nie założono. Kamyk domył twarz w łazience.

Potem prześwietlenie nogi. Wykryto pęknięcie kości strzałkowej pod kolanem. Zabroniono nadwyrężać tę nogę przez co najmniej miesiąc. Kazano człowiekowi z pękniętą kością nogi iść sobie do apteki i kupić bandaż elastyczny i zalożyć sobie go na to pęknięcie (jakość komorotuskiej slużby zdrowia, czyli skrzyzowanie bareizmu i badziewia ;))).

Ranny Kamyk nie zostal hospitalizowany i nie miał się gdzie podziać, więc trafił z powrotem pod skrzydła Indianki.
Dziś wieczór grzeczny i cichutki jak trusia ;)

- Kamyku - mój nadworny dojczy - rzekła przekornie Indianka -piąta koza uwiązana na zachodnio-północnym winklu...

Choć raz Kamyk bez szemrania wydoił wszystkie kozy i zrobił obiadokolację ;)

Indianka

wtorek, 14 lipca 2015

Przysługa

W niedzielę w przypływie szlachetnego altruizmu Kamyk postanowił zrobic wielką przysluge koledze z Sokólek.
Obiecał jemu, ze naprawi mu szwankujacy motorower oraz pomoze przy  "rozpołowieniu" ciągnika. Miał niby cos przy tym zarobic, potem okazalo sie ze jednak za darmo.
Nowopoznany kolega Janek na okolicznośc tej naprawy byl juz pare dni wczesniej poczestowal Kamyka piwem i to niejednym, a nawet wódką. Kamyk czuł sie zobowiązany i ochoczo ruszył na wieś wypinając sie na Indianke i jej zaplanowane grodzenie. Wziął i pojechał na rowerze Indianki. W niedzielę do późna w nocy siedział u kolegi i grzebal w motorze. Telefonicznie zapytany przez Indianke, czy wraca na noc, czy tam bedzie nocowal, stwierdził przy zachęcającym akompaniamencie gościnnego kolegi Janka, że zanocuje, bo już ciemno i słabo widać drogę, a rower ma niesprawne światła.
- A gdzie rower? - zapytała jak zawsze zapopiegliwa Indianka.
- W szopce zamknięty, bezpieczny. - uspokoil Kamyk.
- Tutaj nikt obcy nie weźmie, psy są i kłódka! - dodał Janek.
- A Kamyk będzie miał gdzie tam spać?
- Iiizaa, tutaj jest spania a spania! - dobrodusznie zapewnil Janek.
Uspokojona co do bezpieczeństwa Kamyka i rowera Indianka usnęła. W nocy po północy obudzil Indiankę Kamyk na motorowerze. Przyjechal po plecak na zakupy. Zostal oddelegowany przez kolegę i jego ojca do zakupu piwa i chleba na stacji paliw. Wziąl plecak i pojechał. Zrobił zakupy i zawiózł im je. Siedział u nich do rana, a rano przyjechał motorowerem na podwórko Indianki, by zrobic przeglad motoroweru, przesmarowac go i podokręcac to co luźne wykrył podczas jazdy nim po zakupy.  Na miejscu u Indianki Kamyk zrobił przegląd motoroweru, przesmarował smarem Indianki łożyska w kołach, podokręcał jej narzędziami ten wehikuł i odwiózł go włascicielowi do Sokółek. Ojca Janka odebrał ze sklepu w Sokólkach i odwiózł go domu. Poszedl po rower do szopki.
A szopka pusta!
A gdzie rower? - zapytal Kamyk.
- Janek pojechal rowerem do sklepu Renaty i tam go pod sklepem zostawil. - wyjasnil ojciec Janka. 
Kamyk poszedl pod sklep, a rowera niet.
Sklepowa powiedziała, ze Janek byl tym rowerem pod sklepem, ale pojechal na nim z powrotem do swojego domu. 
Skądinąd wiadomo, że Janek wracając zahaczył o dom Wojtka i Sławka gdzie tam drinkowali razem. Kamyk słyszał tych kolegów w tle, gdy rozmawiał z Jankiem przez telefon dopytując się o jakąś częśc motoroweru.

Indianka wieczorem poszła z Kamykiem do Barszczów po swoj rower, ale nie oddali. Janek pokrzykiwal groznie. Kazal im się wynosić. Wezwała policje. Policja była i sprawdziła. 

Chodzą słuchy, że rower został przehandlowany na wódkę.
Będzie wniosek o ukaranie, chyba, że rower cudownie wróci do Indianki sam.

Indianka

niedziela, 12 lipca 2015

Walka o ogrodzenie ogrodu

Indianka toczy heroiczną walkę z Kamykiem o budowę ogrodzenia ogrodu. Nygus broni się rękami i nogami. Rano do południa śpi. Po południu wstaje i pali papierosa. Pije kawkę. Pali drugiego papierosa.
Je śniadanie. Oczywiście wyżera Indiance zapasy, bo swoich nie zrobił. Czeka na gotowe - aż Indianka wydoi kozy, zbierze jaja, zrobi śniadanie. Potem godzinami wpatruje się w swojego androida.

Zniecierpliwiona Indianka domaga się, by Kamyk wziął się za jakąkolwiek robotę. Słyszy: "zaraz", "zdążę", "nie śpieszy się", "mam czas". Nie chce ani sprzątnąć kuchni, ani pokoju który zajmuje - pomieszczeń z których za darmo korzysta.

Kamyk nie robi nic. Wiadra z wodą ze źródła nosi Indianka. Indianka zmywa naczynia i gotuje, zajmuje się zwierzętami. Kamyk tylko bawi się z kociakami i szczeniakami. Czasem przygna zwierzęta gdy pójdą za daleko. Czasem coś ugotuje z kończących się zapasów żywności Indianki. Czasem pogrzebie w pile i tępym łańcuchem potnie na krótkie klocki 20cm drewno pod domem, do pieca do którego wchodzą metrowej długości kłody. Kompletnie bez sensu. Przy tym marnuje paliwo potrzebne do cięcia żerdzi na ogrodzenie. Nie chce wkopać żadnego słupka, ani dociąć równej żerdzi na płot. Jest krnąbrny i samowolny. Nigdy nie robi nic, o co go prosi Indianka. Uważa, że nie trzeba grodzić ogrodu, bo w tym roku już nic nie urośnie (o pomoc przy grodzeniu był proszony ponad pół roku temu). Twierdzi, że Indianka ma sobie sama grodzić ten ogród i pastwiska, bo jemu się nie chce. Po wielkich awanturach natnie co kilka dni po max kilka żerdzi. Po kilku kolejnych dniach przyniesie ze dwie żerdzie cienkie i krzywe jak chuj i rzuci pod rząd słupków wkopanych przez Indiankę rok temu.
Gdy Indianka tłumaczy baranowi, że krzywe i cienkie żerdzie konie połamią i jeszcze nie daj Boże nadzieją się na nie - nie dociera. Nic go to nie obchodzi. Gdy tłumaczy, że będzie problem naciągnąć siatkę na krzywe żerdzie - nie dociera. Taki pomocnik to żaden pomocnik. Z takim cokolkwiek zrobić to męczarnia. Indianka ma go po dziurki w nosie. Będzie musiał iść do pracy i zarobić na swoje jedzenie. Indianka darmozjada za friko w nieskończoność nie będzie karmić. Nie stać ją na to. Nie pozwoli mu się bez końca wykorzystywać. Nie chciał jej pomóc grodzić ogród na wiosnę - to niech kupuje sobie żarcie w markecie w Olecku za swoje pieniądze zarobione na budowie np.

Śpiąca Królewna potrzebuje 7 krasnoludków!


U Indianki wykryto groźną chorobę powodującą ogromną śpiączkę.
Indianka zapada w coraz dłuższe letargi.
Potrzeba co najmniej 7 krasnoludków aby ogarnąć to, co jest do ogarnięcia na farmie i w domu.
Krasnale, przybywajcie i rękawy zakasajcie! :)

607507811
rajdy.konne(@)tlen.pl

Indianka

czwartek, 9 lipca 2015

Zmiana warty


Indianka rano i po południu podziałała wczoraj. Kamyk źle się czuł - bolała go głowa i żołądek. Wstał około pierwszej po południu. Głowa przestała boleć, ale coś go telepało w żołądku.
Jednak na tyle lepiej się poczuł, że wieczorem sam wyruszył po zboże dla kur. W tym czasie Indiankę ogarnęła tak przemożna senność, że bezwiednie zasnęła gdy tylko położyła się.

Dziś rano znowu Kamyk śpi jak kamień, a Indianka od rana działa.
Wypuscila kury, zrobila zmiane koni, policzyła owce i kozy na podwórku. Rzuciła kurom garść zboża.
Wystawiła lampki solarne i solar do ładowania.

środa, 8 lipca 2015

Źródło świetności polskich hodowli koni


Za świetnością polskich hodowli koni stoją pokolenia prywatnych hodowców, a nie stadniny państwowe, które po II wojnie przejęły (ukradły) materiał genetyczny w postaci ocalałych resztek stad ze wspaniałych hodowli prywatnych.

W rzeczy samej komunistyczne struktury terroryzujące Polaków po II wojnie światowej niszczyły polskie hodowle koni szlachetnych. Za ich sprawą konie robocze wyparły hodowle ras szlachetnych.

Na szczęście wśród personelu państwowych stadnin koni znaleźli się także przedwojenni hodowcy i ich zarządcy stadnin co pozwoliło podtrzymać polską myśl hodowlaną i odtworzyć polskie dobra narodowe jakimi są np. konie czystej krwi arabskiej.

W polskiej tradycji hodowlanej nie było czegoś takiego jak chipy czy paszporty tudzież przymus płatnej rejestracji koni. Wielcy polscy prywatni hodowcy koni prowadzili wieloletnie księgi stadne na swoje własne potrzeby hodowlane. Żaden bezczelny urzędniczyna nie śmiał im się do ich prywatnych hodowli mieszać. To komuna dała dalekoidące uprawnienia urzędnikom. Komuna to twór wykombinowany przez bolszewików - tych samych, którzy seriami karabinów maszynowych mordowali całe stada bezbronnych klaczy arabskich podczas rewolucji październikowej 1917 roku. 
Bolszewicy to potwory, a wspólczesni urzędnicy to ich ugładzeni następcy, którym tak samo obojętnie zwisa i powiewa
los koni w Polsce.

Komunę Polacy wyjebali z kraju - pora wyjebać komunistyczne przepisy zatruwające życie hodowcom.

Indianka

Senna niczym Śpiąca Królewna

Choćby Indianka była senna i ledwo żywa niczym Śpiąca Królewna - i tak będzie działać i zrobi swoje. Choćby we śnie.

Kamyk chory. Nie ma co na niego liczyć. Wstał po 10.00. Zapalił papierosa. Położył się z powrotem spać. Śpi. Dochodzi 11.00.
On też ma śpiączki, ale nie z powodu tarczycy. Raczej w wyniku obrażeń neurologicznych.

Indianka już wcześniej zrobiła zmianę koni, wypuściła drób, wpuściła kicię. Urządziła szczeniakom nowe, czyste, pachnące sianem, puszyste legowisko. Sprzątnęła kurom gniazda i też im pościeliła świeżym sianem. Zebrała wczorajsze jej pranie i zaniosła do domu.

Pora umyć okna w kurniku, pozmywać naczynia.
Ładna pogoda. Wygrabi siano z łąki i pościeli kurom cały kurnik.

Ogrodzenie

Ogrodzenie ogrodu i wybiegu dla koni, pastwiska owiec i kóz powstaje strasznie powoli.
Te żerdzie miały być nacięte zimą. Zimą i wiosną zamontowane.
Tymczasem "pomocnicy" zamiast wziąć się do roboty i cokolwiek przygotować - wysiadywali całymi dniami w świetlicy wiejskiej w Sokółkach marnując czas.

Na wiosnę Kamyk poszedł do pracy do hodowcy krów w Gębalówce.
Tam nic nie zarobił - tylko stracił czas, zdrowie, ubrania, buty i byk gospodarza zniszczył mu komórkę Indianki którą mu pożyczyła, a on sam pobity trafił wiosną do aresztu na półtora miesiąca. Tam schudł i zmarniał nieleczony. Chorego, zagłodzonego i osłabionego wypuścili go dopiero w połowie maja. Nie nadawał się do żadnej pracy. Nadal marna z niego pomoc na gospodarstwie. Praktycznie żadna.

Jak zwykle wszystkie prace na gospodarstwie są na głowie Indianki.
Kamyk lubi długo pospać, potem zapalić papierosa, napić się kawy, znów zapalić papierosa, dobrze zjeść, zapatrzyć się na długie godziny w swojego androida, pobawić się ze szczeniętami, kociętami, kotką.

Niezwykle trudno jest zachęcić go do jakiejkolwiek pomocy. Zajmuje się tylko tym na co ma akurat ochotę. Od czasu do czasu razem z Indianką natnie kilka żerdzi. Przynieść ich już mu się nie chce, albo nie ma siły. Indianka musi sama nosić te żerdzie, pomagać przy ich dopasowywaniu do słupków, nosić wiadra z wodą, doić kozy, doglądać zwierząt, gotować obiady, piec chleb, zmywać naczynia, pisać sobie i jemu zażalenia i odwołania.

Jest chora na zaawansowaną niedoczynność tarczycy. Zapada w śpiączki metaboliczne. Jest osłabiona i notorycznie zmęczona, senna. Potrzebuje białka zwierzęcego i specjalnej diety. Potrzebuje leczenia. Potrzebuje leków. Endokrynolog przyjmie dopiero w grudniu. Dopiero wtedy dostanie receptę. Jest jej za ciężko samej z tym wszystkim.
W takich okolicznościach i w takim tempie nie ma szans na warzywa z własnego pola w tym roku. Ogrodzenie powstaje, ale potwornie wolno. Za wolno. Nie będzie plonu w tym roku. Indianka nie jest w stanie wyżywić ani siebie, ani jego. Ma tylko mleko kozie. W tej chwili nie ma jaj, bo skończyła się pszenica dla kur.

wtorek, 7 lipca 2015

Indysie


Także maleńkie indyczątka dokazują coraz bardziej.
Wszędzie chodzą za Indianką krok w krok.
Gdy zbliża się wieczór chętnie przylatują do swojego kosza, gdzie mają swoje gniazdo i łakocie.
Za dnia opiekuje się nimi mama indyca, a nawet tato indor.
Fajne, milutkie ptaszki. To pierwsze stadko indyków które wykluły się u Indianki na jej rancho. Indiankę bardzo cieszą te ptaszyny.

Indianka

Inwazja kociąt :)


Młodziutkie kociaczki rosną, rozwijają się, dokazują.
Właśnie nauczyły się wspinać na łóżko Indianki :)
Wszędzie ich pełno. :)

Indianka

poniedziałek, 6 lipca 2015

Nieuczciwa propozycja Wąsa

Gdy Kamyk wracał z Kowal z drobnymi zakupami drogę mu zaszedł Wąs i złożył niedwuznaczną propozycję korupcyjną oferując wysoko płatną pracę pod warunkiem, że Kamyk w Sądzie będzie zeznawał przeciwko Indiance. Bogaty rolas oferował Kamykowi po 20-50 zł za godzinę pracy na Wąsa gospodarstwie.
Honorowy Kamyk nie dał się mu sprzedać. Były więzień ma więcej godności ludzkiej niż ten rolas.

Swoją drogą to ciekawe jak bardzo mocno zależy Wąsowi by Indiance zatruć życie. Typek perfidnie rozciągnął wpierw ostry, kolczasty drut w ten sposób, że kaleczą się o niego owce i kozy Indianki. Zastawił te wnyki na długie tygodnie.
Na domiar złego gdy ktoś wypuścił konie Indianki ze stajni (Wąs? -Tego dnia kręcił się w pobliżu stajni Indianki...)

gdy była z Kamykiem w Sądzie na sprawie gdzie ją wezwano pod fałszywym zarzutem rzekomo bezzasadnego wezwania policji na dokuczającą jej w świetlicy Krychę (matkę policjanta czyli nietykalną krowę w lokalnym półświatku) jeden z koni uciekł na pole Wąsa, a tam Wąs się nad zwierzęciem pastwił do woli doprowadzając do najwyższego przerażenia i pokaleczenia tego szlachetnego, bezbronnego zwierzęcia.

Ten facet powiedział Indiance wprost, że jego celem jest pozywanie Indianki do Sądu o rzekomy wypas tak długo, aż komornik zajmie Indianki ziemię by on Wąs mógł ją przejąć. W ocenie Indianki to parszywe zagranie poniżej pasa chciwego, bezczelnego rolasa.

Najazd kontrolerów i policji

   
Czyli ciąg dalszy nagonki na Indiankę i jej zwierzęta.

Kontrolerzy inspekcji weterynaryjnej z Olecka, głusi i ślepi na ostry drut kolczasty Wąsa i jego znęcanie się nad zwierzątkami Indianki, ale wyczuleni i błyskawicznie reagujący na odwetowe donosy Wąsa na Indiankę. A to rzekomo, że owce i kozy niezarejestrowane, a to, że rzekomo nie mają co jeść i pić.

Lipiec 2015. Pełnia lata i sezonu pastwiskowego. 11 hektarów pastwisk. Dwa niezależne strumienie płynące przez ziemię. Nie mają co jeść i co pić?
Inspektory jadą w te pędy szukać sensacji i haczyka na Indiankę, aby jej zaszkodzić. A że klacz przez Wąsa poraniona, straszona i płoszona - to już im nie przeszkadza. Tak dbają o dobro zwierząt. Wcale nie dbają. Tylko wyszukują poronione, durne przepisiki narzucone hodowcom i rolnikom odgórnie, bez konsultacji społecznych, by rolników i hodowców do bólu kontrolować i wlepiać mandaty. Niczym złośliwe skrzaty, trollują na gospodarstwach drażniąc spracowanych rolników, którzy na małych gospodarstwach ledwo koniec z końcem wiążą.

Bezduszne bazyliszki w eskorcie mundurowych skupiły się na duperelach czyli na ewidencji stanu pogłowia zwierzyny Indianki. Wypatrzono 24 owce i 12 kóz plus stadko kur, indyków, szczenięta, kocięta i konie. Ponad 70 sztuk zwierząt... :-) :-) :-)
Ojej... MOJA, MOJA "WINA"! :-) :-) :-) Ałła! :-) Tyle wyhodowałam!... :D

To MOJA hodowla, MOJA praca, MOJE koszty i poświęcenie.

Bazyliszki i ich eskorta to nieproszeni intruzi.
Żaden z nich w żaden sposób nie dokłada się do kosztów hodowli, żaden z nich nie jest właścicielem, hodowcą i nie przykłada się do pracy przy zwierzętach. Przyjeżdżają i tylko gitarę zawracają i haczyki wyszukują stworzone celem nękania hodowcy bzdurnymi przepisami pajaców unijnych i krajowych którym nie brak tupetu by się mieszać i rządzić cudzym inwentarzem na który złamanego grosza nie wydali ni jednej kropli potu nie uronili...

Postulat do Sejmu:
Wara urzędasom od cudzej własności!
Wara urzędasom od cudzego inwentarza!

Ta kontrola dobitnie pokazuje, że upierdliwe przepisy nie są tworzone dla dobra zwierząt lub ich hodowców, lecz by nadmiernie kontrolować i ograbiać hodowców - jedynych prawowitych właścicieli swoich zwierząt.

Rolas który rozciągnął niebezpieczny drut kolczasty raniący zwierzęta Indianki nawet nie został upomniany! :(((

Dzielnicowy Paweł Warsiewicz, który był obecny i któremu Indianka pokazała niebezpieczny drut Wąsa oraz poranioną klacz - odmówił ukarania rolasa i robił za jego adwokata tłumacząc go.

Inspektor weterynarii powiatowej w Olecku Ewa Szymczak niechętnie odwracała wzrok gdy Indianka pokazywała jej rany cięte jakie zadał klaczy Wąs. Także odmówiła interwencji w sprawie kolczastego drutu i rolasa -barbarzyńcy.

Natomiast nalegała na inspektora Kornela Laskowskiego, by wystawił Indiance mandat za brak paszportów koni. Za jej namową wystawił. :(((
Pani ta nie jest od ewidencji zwierząt, lecz od dobrostanu zwierząt, który na rancho Indianki mieści się w normach. Zatem wyszła poza swoje kompetencje, by dokopać Indiance. Indianka odebrała to, jako karę za to, że wyhodowała takie piękne, zdrowe konie, które niefrasobliwie żyją i hasają sobie naturalnie na farmie Indianki.

Także dzielnicowy Warsiewicz pałał chęcią ukarania Indianki za rzekomy wypas owiec u Wąsa, bo tuż przed ich przyjazdem, przeczołgały się pod niechlujnie, luźno naciągniętą siatką rolasa i dostały się na jego krótko skoszone pole.

Warsiewicz był przydzielony jako zbrojne ramię inspektorów i jego zadaniem było wymuszenie na Indiance przeprowadzenia u niej kontroli wbrew jej woli. Lecz Indianka umożliwiła kontrolę inspektorom, mimo, że jej się to nękanie nie podobało, więc obecność policji jako eskorty była bezzasadna. Było to nadużycie obowiązków funkcjonariuszy publicznych na służbie.

Co więcej, dzielnicowy Paweł Warsiewicz wykorzystał tę interwencję by zbierać materiał dowodowy przeciwko Indiance w sprawie o rzekomy wypas. Robił foty uciekinierkom.

Jednocześnie odmówił zebrania dowodów w sprawie o znęcanie się nad zwierzętami Indianki przez Wąsa. :(((

niedziela, 5 lipca 2015

Wycieczka nad jezioro

Indianka i Kamyk udali się wczoraj nad jezioro.
Pierwszy raz w tym roku. Woda ciepła, przyjemna.
Miło się pływało. Komarów nie było.

sobota, 4 lipca 2015

Polowanie na Kamyka

Wczoraj Kamyk pojechał do lekarza rowerem. Po drodze ten sam patrol zatrzymywał go aż 3 razy próbując wlepić mandat, lecz nie było podstaw więc tylko skończyło się na pogadankach :-)

Podczas pierwszej kontroli sprawdzano, czy trzeźwy. Niestety trzeźwy. :-)

Podczas drugiego zatrzymania wmawiano mu, że na rowerze... przekroczył prędkość i jeździ "agresywnie" :-) Podobno jechał 65 km na godzinę. Trudno to zweryfikować, bo na rowerze nie ma licznika prędkości i nie ma obowiązku takiego mieć.

Podczas trzeciego zatrzymania gdy wracał zmęczony z Olecka - zarzucono mu, że jedzie "dziwnie spokojnie i ogólnie za spokojnie" :-):-) :-)
W dawnych czasach drogi były okupowane przez rozbójników, którzy napadali podróżnych i wymuszali okupy lub grabili ich ze wszystkiego co ci podróżni mieli.

Współcześni rabusie noszą mundury i działają legalnie, ale to nadal rozbójnicy :-)

Na szczęcie Kamyk uszedł przed rozbójnikami bez okupu i z rowerem, cały i niepokaleczony :-)

czwartek, 2 lipca 2015

Wąs pokaleczył klaczkę :(((

Wczoraj Wąs poranił klaczkę. Najeżdżał na nią na motorze na łące (dokładnie przeraźliwie huczącym motorem kładzie), tak, jakby chciał ją rozjechać, straszył i płoszył bezbronne zwierzę! Wyżywał się na przerażonym zwierzęciu, jak chory psychicznie psychopata.

Nagnał przerażone zwierzę na swój ostry drut kolczasty. Pokaleczył konika tym drutem :((( Denver ma rany cięte na ciele. :((( Klaczka zgoniona przez typa tak, że mało ochwatu nie dostała. Ranna klaczuś cała zlana i mokra jakby z jeziora wyszła. Uciekła przed barbarzyńcą do domu.

Indianka telefonicznie zgłosiła na komendzie w Olecku, że podły sadysta znęca się nad jej bezbronnym zwierzęciem. Wezwała policję na interwencję. Dyżurny, gdy usłyszał, że Wąs jest sprawcą, odmówił wysłania patrolu (!). Odmówił w sumie kilkakrotnie. Nie chciał o krzywdzie klaczy słuchać. Rozłączał się w trakcie rozmowy z Indianką, która nalegała, by patrol przyjechał, obejrzał poranionego konia i ukarał barbarzyńcę.

W końcu poirytowany Kamyk złapał za komórkę i on zadzwonił. Wzburzony, długo tłumaczył dyżurnemu, co się stało, ale i jemu dyżurny odmówił wysłania patrolu!

Indianka zdezynfekowała rany klaczy i wezwała weterynarza. Pan weterynarz zbadał klacz i podał jej antybiotyk domięśniowo. Zaszczepił ją także na tężec i przy okazji na grypę. Konik kuleje :((( Dla weterynarza do zapłaty 260 zł.