Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wałęsające się psy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wałęsające się psy. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 15 stycznia 2019

Foto zagryzionej owcy

Foto zagryzionej owcy zrobiła Brunhilda na moją prośbę gdy ją znalazła na podwórku z przegryzioną szyją i poszarpanym tyłkiem. W pobliżu widziałyśmy wałęsającego się psa, który podbiegał do owcy i ją szarpał. Szczekał też na inne owce.
Wezwałam schronisko. Pies został zabrany po kilku dniach. 

czwartek, 12 kwietnia 2018

Ludzie Kuncewicza próbowali złapać psa



Ludzie Kuncewicza próbowali złapać atakującego owce psa, ale bez powodzenia. Psiak szkodnik - niepozorny, ale cwany, nie dał się złapać.

Indianka

Inspektor PIW Olecko demonstruje donos


Tu przed bramą inspektor Dariusz Salamon pokazuje powód wizyty - donos stalkerki z Rancho Romantica de Syf na Facebooku, przedstawiającej się jako Ada Fidurska.
Na moje oko to fake profil, a prawdziwe nazwisko przestępczyni jest inne.
Nawet zgaduję jakie. Śmierdzi Sobolewską na kilometr.

Indianka

Moi ulubieńcy


Pierwszy najazd PIW Olecko wraz z policją olecką w roku 2018 pod wpływem facebookowej kurwy podpisującej się: "Ada Fidurska". Kurwa skłamała, że na moim rancho od marca zalegają padłe owce. Bladzisko napisało donos do Sanepidu. Inspektorzy PIW Olecko szukali zwłok. Żadnych zwłok tutaj nie ma, bo zostały zutylizowane dawno temu, krótko po zagryzieniu. Nie było też sztuk "padłych" z głodu czy epidemii, lecz same zagryzione przez wiejskie psy owce. 

Indianka



 

II W 1701/17 proces o uniemożliwienie kontroli

SSR Mariusz Justyn Mazur
Sąd Rejonowy w Olecku
lI Wydział Karny
ul. Osiedle Siejnik I 18
19-400 Olecko
tel. 87 523 06 40
fax 87 523 06 95
karny@olecko.sr.gov.pl


II W 1701/17 Wniosek dowodowy na okoliczność, że można u mnie przeprowadzić kontrolę i ja niczego nie utrudniam.

Jak widać na załączonym zdjęciu, inspektorzy PIW byli w stanie przybyć na moje gospodarstwo, pod moją bramę i przeprowadzić kontrolę gospodarstwa.
Było to w CZWARTEK, 12 KWIETNIA 2018.

Przyjechali nie umawiając się, bez ostrzeżenia, z policją. Policja była pierwsza.
Dzień wcześniej czyli 11.04.2018 roku przyjechało dwoje urzędników z UG Kowale Oleckie. Zwłok nie zastali.
Urząd Gminy Kowale Oleckie jest w stałym kontakcie z policją i PIW Olecko i poinformowali te służby, że żadnych zwłok u mnie nie ma, a mimo to policja z PIW Olecko zrobiła najazd.

Powodem ich wizyty, jak twierdzili, tak samo jak poprzednio, był donos emailowy, od internautki, która urąga mi i hejtuje moje gospodarstwo i mnie na Facebooku.

Tu przed bramą inspektor Dariusz Salamon pokazuje powód wizyty - donos stalkerki z Rancho Romantica de Syf na Facebooku, przedstawiającej się jako Ada Fidurska.Na moje oko to fake profil, a prawdziwe nazwisko przestępczyni jest inne.
Nie znam takiej osoby, o takim nazwisku. Żadna taka nie była u mnie na gospodarstwie.

Inspektorzy Dariusz Salamon i Kornel Laskowski są na zdjęciu przy bramie.
Jeden z nich wszedł na teren gospodarstwa i bez mojej zgody robił zdjęcia. Był to Kornel Laskowski.

Pretekstem kontroli było oszczerstwo ww Ady Fidurskiej, mówiące o tym, iż na moim gospodarstwie leżą zwłoki owiec. Nie leżą. Kobieta skłamała z premedytacją.

Policja nie wszczęła wobec niej żadnej procedury, bo im pasuje, że są takie donosy na mnie składane. Policja prosi o donosy na mnie na internetowej stronie stalkerek Marty Piotrkowskiej i Izki Urbaniak. One taki wpis zamieściły 5 lat temu na swoim blogu założonym celem szkalowania mnie. Zamieściły tam informację, że policja olecka prosi o donosy na mnie. Zamieściły adres pod który donosy na mnie składać. Te donosy są składane na mnie od 5 lat.

Dla policji i PIW Olecko, te oszczercze donosy są bardzo wygodną wymówką i pretekstem do wielokrotnego nachodzenia mnie i nękania na moim gospodarstwie.
Lokalne służby współpracują ze stalkerami przeciwko mnie. To zmowa.

Niemniej jednak, mimo tego chamstwa i nękania mnie przez tych ludzi, umożliwiłam namolnym inspektorom kontrolę. Podobnie mogli skontrolować moje gospodarstwo w listopadzie 2017 roku. Nie ponoszę żadnej winy za to, że nie przyszli wtedy pod bramę i nie przeprowadzili kontroli.

Pragnę zauważyć, że tym razem nawet wjechali w środek gospodarstwa aż trzema samochodami, mimo zakazu wjazdu na teren gospodarstwa. Auta powinni byli zaparkować przed moim gospodarstwem.

Nie ma mojej zgody na ich wjazd na moje gospodarstwo. Znów nadużyli swoich uprawnień.

Ich najazdy pod pretekstem byle pomówień od byle kogo, nachodzenie mnie z policją i nękanie stanowi urzędniczy stalking. Po co znowu ta policja? Nikt inspektorom nie uniemożliwia kontroli, mimo, że są strasznie chamscy i kłamią w ten sposób, by mi zaszkodzić.


Izabella Redlarska
Czukty 1, 19-420 Kowale Oleckie
511945226
 





Kolejny najazd

Kontrole weterynaryjne anno domini 2018 zainicjowane.
Za sprawą kurwy podpisującej się "Ada Fidurska" nadjechała weterynaria powiatowa plus policja. Wcześniej zaś było schronisko z Bystrego zabrać atakującego owce psa. Nie dali rady.

Kurwa pomówiła mnie o to, że na podwórku leżą zwłoki zwierząt. Nie leżą.
Napisała o tym donos do Sanepidu, a Sanepid napisał do PIW Olecko i przekazał tę ściemę do inspektorów weterynarii.





Ada Fidurska to stalkerka napuszczająca na moje gospodarstwo kontrole.
To szmata, jak wszyscy piszący na tym paszkwilu unurzanym w szambie nienawiści do mnie. Tfu!

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Wniosek o zabranie psa atakującego i zagryzającego moje owce


Urząd Gminy Kowale Oleckie
Gmina Kowale Oleckie
Kościuszki 44
19 - 420 Kowale Oleckie
Tel.: 87 523 82 79
Tel.: 87 523 82 74
Tel.: 87 523 82 09
Fax: 87 523 82 09
gmina@kowale.fr.pl


Wniosek o zabranie psa atakującego i zagryzającego moje owce

Psy sąsiadów zagryzają moje owce. Ostatnio było wiele ataków dokonanych na mojej posesji przez wałęsające się psy sąsiadów.

Obecnie od kilku dni wraca tu czarny podpalany nieduży pies, który rzuca się na i gryzie moje owce. Wczoraj na moich oczach dopadł i zagryzał owcę. Psa odgoniłam. Owca poraniona. Utyka. Pies ten wrócił dziś i znów zaatakował.

Pies ten nie daje się złapać. Nie mam broni, aby go zastrzelić.
Nie mam też dużego psa, który byłby w stanie go skutecznie przegonić.

Zgłaszałam na policji ataki tych wiejskich psów, ale policja tego problemu nie umie rozwiązać. Nie ukarali żadnego z właścicieli.

Izabella Redlarska
Czukty 1, 19-420 Kowale Oleckie
511945226

sobota, 7 kwietnia 2018

Owieczka zagryziona przez psy sąsiadów

Widać pogryziony pysk zagryzionej owcy.

Widać pogryziony zad zagryzionej owcy. Owca była najedzona.
Miała pełny brzuch w momencie śmierci.
W żołądku było mnóstwo niestrawionej treści,
jak wykazała sekcja zwłok przeorowadzona przez Brunhildę.

Ta owca żyła, gdy wyjeżdżałam rano do Olecka.

Została zagryziona na moim podwórku w czasie, gdy mnie nie było, gdy musiałam jechać na sprawę sądową założoną mi przez męża sołtyski.

Chodziło o nieznacznie uszkodzoną folię sianokiszonki i siana.
Konfliktowy sąsiad uszkodzonych bel nie chciał odsprzedać. Wolał założyć sprawę o te drobne draśnięcia natychmiast zalepione taśmami. Wartość bel siana i sianokiszonki nie uległa pogorszeniu, a mimo to mąż sołtyski, właściciel stawów rybnych, założył rolniczce sprawę sądową.

Jest to zwykłe dokuczanie i zatruwanie życia, tym bardziej, że jego zwierzęta wielokrotnie wyrządzają szkody na gospodarstwie rolniczki,
a on nigdy nie jest karany przez olecką policję.

W zeszłym roku jego pies przybiegał pod mój dom i zapłodnił moje suczki. Mam nadzieję, że policja uczciwie skaże sąsiada z tego samego paragrafu, z którego mnie ciąga po sądach.

W tym roku jego pies zagryzł 6 moich owiec. Ciekawe, czy policja wniesie wniosek o jego ukaranie?

No, chyba że policja jest w zmowie przeciwko mnie i tylko mnie pozywa do sądu? 

Indianka

czwartek, 5 kwietnia 2018

Kolejna zagryziona owca

Wczoraj podczas nieobecności Indianki na Rancho została zagryziona na podwórku kolejna owca. 😟

Indianka wczoraj musiała jechać na rozprawę sądową, w sprawie założonej jej przez rodzinę sołtyski i policję olecką (w tym dzielnicowego Warsiewicza) o jakąś bzdurę - o nieznacznie uszkodzoną folię od bel siana i sianokiszonki, które to uszkodzenie nie pomniejszyło wartości użytkowej owiniętej folią paszy (dziurki były natychmiast zaklejone), więc nie było żadnej straty.

Indianka poniosła na farmie kolejną prawdziwą stratę, przez lokalną urzędniczą klikę.
Przez to, że jest non stop oskarżana o mało istotne pierdoły i ciągana do usrania po sądach, zamiast czuwać nad zwierzętami na Rancho.

Teraz sędzia Mazur będzie szczegółowo procedował sprawę uszkodzonej folii, skaże Indiankę, za wywaloną na śmietnik lub spaloną przez sołtyskę lub jej męża folię po belach siana i sianokiszonki zeżartych przez ich bydło, a liczne sprawy zagryzienia owiec przez psy sąsiadów znów zostaną umorzone. No bo gówniana, zużyta folia sołtyski jest ważniejsza od życia owiec samotnej rolniczki. Tak sądzi i rządzi lokalna klika.

Wójt Locman, mimo, że płaci policji oleckiej po 15.000 złotych rocznie, nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa na wsi i naraża hodowlę rolniczki na ciągłe straty z tytułu wałęsających się psów! 😬😤

niedziela, 18 marca 2018

Znów agresywny kundel pod moim domem!

Jest 22.30. Noc. Znów agresywne bydle puszczone przez wieśniaka pod mój dom!
Kupię broń i będę strzelać!

piątek, 16 marca 2018

Cudny dzień z trupami w tle

Dzisiaj cudny, słoneczny dzień.
Pora dobre śniadanko spożyć i wyjść do zwierzątków 😊

Rano obeszłam siedlisko i policzyłam zagryzione owce.
Sześć trupów.
Zrobiłam zdjęcia rozerwanym krtaniom.
Skonsultowałam się z weterynarzem z Vetolu, z Olecka. Prosiłam, by przyjechał i zaszczepił moje zwierzęta przeciwko wściekliźnie, ze względu na to zagryzienie. Jedna zagryziona owca miała pianę na pysku. 

Powiedział, że w naszym rejonie od lat nie odnotowano przypadków wścieklizny i to wykluczone, aby owce były zagryzione przez wściekłego psa.

Wezwałam policję. Przyjechał dzielnicowy Warsiewicz. Stanął radiowozem obok siedliska Naruszewicza. Prosił, aby przyjść, bo nie dojedzie do mojego gospodarstwa ze względu na fatalną drogę: błotniste, gliniaste koleiny. Poszłam do niego na drogę,  do radiowozu.

Przyjął zawiadomienie o zagryzieniu i sporządził protokół zeznania. W radiowozie. Potem podszedł ze mną pieszo do mojego gospodarstwa i też zrobił zagryzionym owcom zdjęcia swoim aparatem. Towarzyszył mu drugi policjant.

środa, 14 marca 2018

Masakra na podwórku

Brunhilda pojechała do miasta, a Indii postanowiła wreszcie zażyć w spokoju kąpieli.
Mocno się zakurzyła podczas porządkownia owczarni.

Kąpała się w kaście w kuchni około południa. Jej piesek, który był w domu, nagle zaczął ujadać wściekle. Mokra wyjrzała przez okna na dwór. Najpierw nic nie było widać. Puste podwórko. Wróciła do kasty.

Piesek w domu wtem znów zaczął ujadać jeszcze bardziej, a wokół domu było słychać galop owiec. Wyjrzała znowu przez okna i zobaczyła owce biegające bezładnie po podwórku i wokół domu. Zobaczyła psa sąsiada, który ganiał owce. Krzyknęła na psa przez okno groźnie. Pies znikł jej z oczu.

Wyszorowawszy się i wymoczywszy w swej ulubionej kaście, wysuszyła się i ubrała się w świeże, czyste ubrania i zabrała do porządkowania sypialni, wcześniej wyglądając przez okna na podwórko. Widziała chodzące po siedlisku owce. Coś jej niepasowało, ale miała mokre włosy, a na zewnątrz było zimno. Cudzego psa nie było widać. Suszyła włosy przy piecu. Piesek w domu już nie ujadał. Na zewnątrz panował spokój i tego cudzego psa nie było widać. Zwłok z okien też nie było widać. Sądziła, że ten pies, którego widziała, tylko trochę ścignął owce i skrzyczany pobiegł dalej.

Sporo czasu jej zeszło przy odkurzaniu, wycieraniu i zmywaniu oraz segregowaniu, układaniu i dopasowywaniu licznych książek tudzież poradników. Wyodrębniła sobie półkę ogrodową i hodowlaną, tak by miała wszystkie interesujące ją pozycje pod ręką. Jest co czytać. 😊

Większość książek, poradników i podręczników porządnie wyczyszczona i poukładana.

Reszta musi poczekać, gdyż Indii musi wyjść do zwierząt, gdyż coś ją niepokoi. Jednego jagnięcego bliźniaka białego nie widać przez okna, a zawsze razem biegają, a tu tymczasem tylko jeden z matką jest przed domem. Trzeba zobaczyć gdzie jest brakujące jagniątko i dać zboża owcom, a potem ugotować obiad. Trzeba też przeprać namoczone skarpetki i przynieść wody.

***

Gdy wyszła z domu znalazła w stajni i przed nią kilka zagryzionych owiec i jagniąt.
Miały rozerwane gardła. Już zmierzchało, więc nie zrobiła od razu zdjęć.

Zgłosiła zagryzienie na Komendzie i u dzielnicowego.
Dyżurny powiedział, że dzielnicowy Warsiewicz podjedzie.
Dzielnicowy od razu tego samego dnia nie przyjechał. Był zajęty. Ściemniało się.



czwartek, 27 maja 2010

Pies na czerwonej lince

Wczoraj wieczorem na gospodarstwo Indianki przywałęsał się duży, beżowy pies, o krótkiej, gładkiej sierści, dużym pysku i krótkich uszach. Pies na szyi miał wąską kolczatkę. Tego psa Indianka widywała kilkakrotnie na swoim gospodarstwie (August, to ten sam pies coście go widzieli, gdy byliście tu zimą). Indianka ma maleńkie koźlęta, a taki pies to zagrożenie dla maleństw. 

Indianka złapała psa i uwiązała go na lince przy drzewie, by nie pogryzł Indiance kóz i by następnego dnia oddać tego psa koledze, który parę dni temu prosił Indiankę o dużego, ładnego psa do pilnowania posesji jakby się jaki przywałęsał. Traf chciał, że się akurat wczoraj przywałęsał. Niestety, pies w nocy przegryzł linkę i uciekł razem z linką... Strata podwójna – kolega nie ma nadal psa, a Indianka straciła porządną, grubą, długą linkę z solidnym kołowrotkiem i karabińczykiem... :(

Znalazca beżowego psa z czerwoną, długą linką proszony jest o przyprowadzenie psa na gospodarstwo Indianki. Czerwona linka oczywiście do zwrotu dla Indianki - to jej własność. Natomiast sam pies trafi w dobre, opiekuńcze ręce. Człowiek, który się nim zajmie, zadba o psa. Dobrze go nakarmi i będzie pilnował, by pies nie wałęsał się po wsi. Pies zyska miłość, troskę i dom, a Indianka bezpieczeństwo swoich kóz.

środa, 11 listopada 2009

Chrzest Bojowy

Znowu pies miejscowego wieśniaka zagryzł Indiance kozę. Ten, którego pies to zrobił – dobrze o tym wie. Jego kundel ma zakrwawiony pysk i łapy. Właściciel psa powinien przeprosić i dać zadośćuczynienie za spowodowaną szkodę, jeśli jest porządnym człowiekiem, a nie zwykłą łachudrą.

To nie pierwszy raz, że psy okolicznych wieśniaków rzucają się na kozy. Gmina nic w tej sprawie nie robi, policja też nie. Wręcz przeciwnie – niektórzy policjanci podjudzają do szczucia. W zeszłym roku psy innego wieśniaka rzuciły się na kozy Indianki. Mimo, że wieśniak przyznał się, że szczuł swoimi psami kozy, skorumpowany poprzedni dzielnicowy umorzył śledztwo, bo ten wieśniak co szczuł to jego kolega, więc go krył.

Poprzedni dzielnicowy tak zmanipulował dowody i zeznania, że także lokalny sąd umorzył śledztwo. Indianka się odwołała od tej decyzji sądu, ale sprawę wznowiono dopiero aż w Olsztynie do którego nie mogła pojechać, więc nie mogła uczestniczyć w tej sprawie i skutecznie bronić swoich racji. Wieśniakowi jego przestępstwo uszło na sucho. Mało tego. Wieśniakowi to nie wystarczyło. Z zemsty założył Indiance sprawę i przy pomocy kłamliwych zeznań fałszywych świadków wygrał sprawę, w której Indiance zarzucał, że jej kozy rzekomo zjadły mu kukurydzę, której to dawno na polu już nie miał w dniu, w którym kozy rzekomo mu ją zjadły.

Kozy weszły na jego pole, ale nie spowodowały strat, bo tam nic już nie było – było dawno po żniwach, nic nie rosło, także trawa była wyżarta do cna przez jego własne krowy, więc nie było podstawy do takiego orzeczenia jakie wydał sąd.

Natomiast tego dnia ten wieśniak celowo i złośliwie poszczuł swoimi psami te kozy w wyniku czego ucierpiały – były poszarpane, pogryzione, pokaleczone co widział ówczesny dzielnicowy, który na rozprawie kłamał, że żadnych kóz pogryzionych nie widział, mimo, że Indianka kazała mu się przyjrzeć dokładnie pogryzionym kozom, co przy niej zrobił, a on sam w swoim notatniku odnotował ten fakt, że był na interwencji i przesłuchiwał żonę wieśniaka, która to żona przyznała, że ich psy pogryzły kozy Indianki.

Niestety, dzielnicowy wbrew swoim własnym notatkom z interwencji w sądzie kłamał, że jego w ogóle na interwencji nie było. Także kłamał, że żadnych wcześniej skarg na atakujące kozy psy nie było, mimo, że sam sporządził kilka lat temu protokół z zajścia, w którym na pastwisku Indianki zostało zagryzione 8 jej kóz przez hordę wałęsających się psów okolicznych wieśniaków. Ten sam cwany dzielnicowy odradził Indiance wezwanie weterynarza na świadka pogryzienia kóz przez psy w zeszłym roku. W wyniku tych wszystkich szachrajstw – Indianka została skrzywdzona przez sąd.

Jedno pocieszające w tym wszystkim jest to, że ten krętacz nie jest już dzielnicowym w tej gminie. Komenda Policji umiała prawidłowo zareagować w tej kwestii. Teraz jest nowy dzielnicowy, miejmy nadzieję, że uczciwszy.

I wczoraj znowu kolejny atak na jej zwierzęta. To jest ostatni atak, który ujdzie bezkarnie właścicielowi psa. Tym razem Indianka zajścia nie zgłosi na policję. Niech jednak wieśniaki wiedzą, że kolejny taki atak na jej zwierzęta będzie miał dla właściciela psa kosztowne konsekwencje. Jeśli zdarzy się jeszcze raz taki wypadek, Indianka na głowie stanie, by ustalić dokładnie czyj to był pies i sprawę doprowadzi do końca, tak, by właściciel odpowiedział przed sądem za swojego psa i wypłacił Indiance odszkodowanie za poniesioną stratę.

Wczoraj Indianka zauważyła cudzego psa ujadającego na jej polu. Udała się tam szybko. Na miejscu znalazła młodą kózkę z przegryzionym gardłem. Cudzy pies przeciągnął kozę przez jej pole kilkadziesiąt metrów w stronę zachodniej miedzy. Jeszcze mrugała oczyma i oddychała, ale miała przegryzioną tętnicę i była wykrwawiona. Dogorywała. Indianka pogłaskała zakrwawione futerko kózki przemawiając do zwierzęcia czule. Nie było ratunku dla zwierzątka. Męczyło się w oczekiwaniu na śmierć. Całą głowę i szyję kózka miała we krwi. Nie było wyjścia – trzeba było śmiertelnie ranne zwierzę dobić. To nie jest damska robota. To nie jest przyjemna zadanie, ale Indianka jest sama i musi polegać wyłącznie na sobie. Musi dawać radę sama. Musi być dzielna.

Z ciężkim sercem poszła do domu po nóż, siekierę i taczkę. Przyszła z tym wszystkim na pole do kozy, ale ciężko jej było dobić patrzącą na nią kozę. Pomyślała, że może poczeka, aż koza sama skona. Jednak to mogło trwać godziny – godziny niepotrzebnego cierpienia. No i ten krwawy kundel mógł wrócić i dalej kózkę szarpać. Nie było wyjścia – trzeba było skrócić niepotrzebne cierpienie zwierzęcia - kózka i tak nie miała szans na przeżycie.

Najlepiej byłoby to zrobić nożem, ale to oznaczało wzięcie w jedną rękę szyi zwierzęcia, na co Indianka nie mogła się zdobyć. Wahała się. Im dłużej się zastanawiała, tym było gorzej. W końcu starając się nie myśleć co musi zrobić, porwała siekierę i przecięła do końca przegryzione gardło nie patrząc w oczy kozy. Koza wierzgnęła nogami, ale to były już pośmiertne skurcze. Głowa była odrąbana. Indianka zauważyła, że nogi też miała pogryzione. Widać pies atakował wpierw nogi, a potem przegryzł gardło.

Najgorszy był sam moment dobicia, gdy zwierzę było jeszcze świadome. Po śmierci zwierzęcia, jego ciało było już tylko mięsem. Indianka nie namyślając się długo, wzięła ostry nóż i zdjęła skórę z ciepłego jeszcze ciała. Mogła to zrobić lepiej niż zrobiła, ale nie miała wcale ochoty tego robić, więc zrobiła to jak najszybciej się dało, byle mieć to za sobą. Ciepłe mięso parowało. Zdjęła skórę, wybebeszyła bebechy, podzieliła mięso na ćwierci. To co nadawało się do jedzenia zabrała na taczkę i powlokła się z tym wszystkim pod dom. Tam płucka oddała kotce, serce i wątrobę wzięła sobie, a resztą mięsa nakarmiła swoje psy. Niewiele tego było.

Zmęczona psychicznie i fizycznie całym procederem udała się do domu. Przebrała się, umyła i poszła spać.

To był dla niej niezwykły chrzest bojowy. Musiała samodzielnie dobić kozę i ją spreparować. Po raz pierwszy w życiu zrobiła to całkiem sama. Nigdy wcześniej nie zabijała,  ani nie dobijała zwierząt. Owszem, widziała jak to inni robią, zmuszała się do patrzenia, by się oswoić z widokiem śmierci. Pomagała ściągać skórę i wybebeszać bebechy, dzielić mięso na ćwierci, ale nigdy nie musiała zabić lub dobić żadnego zwierzęcia. Nie wie, czy dałaby radę przełamać się i samodzielnie zabić zdrowe, pełne życia i energii zwierzę. Co innego ranne. Co innego dogorywające. Takiemu trzeba pomóc. Ale w przyszłości będzie musiała to robić, by mieć co jeść. Jeszcze nie jest na to gotowa, ale po tym doświadczeniu z kozą, na pewno będzie jej łatwiej przemóc się.


Samodzielne dobicie kozy i jej spreparowanie to przełom. Dopiero teraz może powiedzieć, że stała się prawdziwą Indianką. Od tej pory będzie jej już łatwiej ubijać zwierzęta. Na początek będą to drobne zwierzęta – kury, króliki. Jednak wcześniej czy później trzeba będzie się nauczyć zabijać koziołki. Jest to trudniejsze, ale widziała jak to się robi i wie jak się do tego zabrać by poszło to sprawnie i by zwierzę niepotrzebnie nie cierpiało długo.

W weekend Indianka czuła się źle. Bardzo źle. Bolały ją nerki, jajniki, głowa, brzuch. Ogólnie się czuła okropnie. Przemogła się i poszła na jabłka. Przytargała całą wannę jabłek. Kwaśna odmiana, ale na szarlotkę, ocet, kompot i herbatę się nada. Czeka ją robota na cały tydzień, z tym, że tylko na wieczory, bo dnie są zarezerwowane dla zwierząt i drzewek. Trzeba doglądać zwierzynę i dosadzić drzewek.

Rano, gdy budzi się – bolą ją mięśnie. Bolą dłonie, ręce, ramiona, nogi. Indianka ciężko fizycznie pracuje, by sprostać licznym zadaniom. Stara się być dzielna i nie poddawać. Kiedyś będzie jej lżej – póki co, jest to naprawdę ciężka praca ponad siły kobiece.

niedziela, 28 grudnia 2008

Narodziny i śmierć koźląt...

Rano wielki owczarek niemiecki przywałęsał się na moje podwórko i ujadał wściekle i rzucał się do kóz. Mietek przegnał psa i zamknął koziarnię, ale niestety - jedna z kóz poroniła. Wcześniaki. Maleńkie. Jedno małe po paru godzinach zmarło, drugie następnego dnia.

Szkoda, bo ładne kózeczki były. Z długimi uszami - znaczy saaneńskie, te wysokomlecznej rasy.

Muszę się wziąć za te wałęsające się psy sąsiadów-wieśniaków. Te ataki cudzych psów na moje zwierzęta muszą się skończyć.

Cały dzień coś robiłam. Rano zrobiłam obrządek zwierząt, nabiłam klapę na okienko.
Zabiłam deskami wygryzioną przez psa-przybłędę dziurę w drzwiach do obory gdzie mieszka jedna z moich suk.

Zrobiłam obchód. Sprawdziłam ogrodzenie i ile drzewa leży na mej ziemi. Mietek targał taczką to drzewo pod dom. Zrobiłam kilka świeżych fot.