Indianka ugotowała też świeży kompocik z jabłuszek zielonych. Bardzo słodki. Już się nie zmieścił w brzuszkach kapuścianych. W czasie obiadu Indianka i Wiktor pożarli aż po 3 talerze bigosu z młodej kapusty. Przesadzili. Z trudem się ruszają. Niczym mańki-wstańki kiwają się z nogi na nogę. No, ale kto dużo pracuje ten dużo futruje... ;) Aby mieć siłę działać.
Wiktor wysłany po kolejną partię jabłuszek. Indianka sobie zażyczyła większej ilości, bo ma plany rozległe wobec tych jabłek. Ma zamiar upiec jabłecznik, usmażyć świeży dżem, ugotować nowy kompocik i kisiel.
Krótka sjesta i trzeba kończyć pranie tzn. wynieść na dwór i rozwiesić do suszenia. Zebrać te wysuszone, poskładać w kostki i poukładać starannie kolorami na półkach. Już półek brakuje.
Trzeba będzie kombinować. Coś przełożyć, coś wynieść - by półki pozwalniać...