Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sante. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sante. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 27 stycznia 2013

Piec chlebowy


Indiance przyszedł wyśmienity pomysł nowy do głowy.
Ma to być opalany drewnem - praktyczny piec chlebowy.

Siedzi przed swoim domowym piecem kuchennym i w wyobraźni tworzy ten nowy piec chlebowy. Rozważa, jak powinien być zbudowany, aby chleb w nim dobrze i szybko wyrastał. Zastanawia się też nad funkcją wędzenia. Rozważa rodzaj zastosowanego materiału do budowy pieca i jego parametry. Może go zbudować z cegły rozbiórkowej lub z kamieni, lub z grubej blachy, lub tylko drzwi i tace chlebowe zrobić z blachy, a resztę z cegły i kamienia. Kamień jest o tyle dobry, że jest bardzo trwały i dobrze akumuluje gorąc (jakby ktoś marudził, że "gorąc" to nie po polsku - od razu powiem, że słowa "gorąc" używała moja ś.p. Babcia oraz używa moja Mama, a one obie Polki, więc to musi być słowo polskie).

Indianka zamiaruje spojrzeć w Internecie na inne podobne piece tradycyjne. Jej piec ma służyć zasadniczo do wypieku chleba oraz do ogrzewania piwnicy, do ogrzewania wody do mycia, a także do wyrastania ciasta i zakiszania mleka na ser twarogowy. Generalnie można powiedzieć, że ma to być piec spożywczo -gospodarczy. Jednak ilość wydzielanego przez niego gorąca wystarczy by ogrzać swobodnie pół piwnicy, a nawet całą. Wystarczy Indiance, że ogrzeje pół piwnicy. Reszta powinna mieć niższą temperaturę z powodu takiego, że część piwnicy ma stanowić jej spiżarnię, a w spiżarni powinna być temperatura chłodna.

Indianka pisząc posta zerwała się na równe nogi ujrzawszy przez okno upierdliwego kundla sołtysówy – beżowego Foksika – sprawcę ciąży uprowadzonej do schroniska suki Satji. Foksik przytruchtał pod drzwi ganku na którym siedzi Saba. “Kundel bezczelnie próbuje się dobierać do kolejnej mojej suki. Babsztyl puszcza na wieś kundla, a ja potem mam problemy ze szczeniakami.” – zirytowała się Indianka. Postanowiła, że złapie kundla i odda go do schroniska, skoro właścicielka nie chce lub nie potrafi się zająć swoim psem należycie i puszcza psa samopas na jej gospodarstwo by szkody Indiance tutaj robił.

Minął dzień. Indianka zaniosła koniom i kozom owsa do żłobów. Kozy wdarły się do swojego boksu tuż przed nią rozpychając się bezczelnie. Rzuciły się żarłocznie na ich ulubiony przysmak.

Koniom wrzuciła owies do żłobów, ale ich jeszcze nie wpuściła, bo chciała je napoić najpierw i aby się wysikały na dworze zanim pójdą spać do stajni. Poszła po wodę i wyniosła ją koniom do picia. Podczas kolejnego nalewania wody w kuchni, konie włamały się do stajni otwierając sobie sprytnie wajchę zamykającą drzwi stajni. One też uwielbiają owies.

Indianka usiadła pod piecem grzejąc sobie plecy ciepłem bijącym od jej wynalazku. Rozmyśla nad dzisiejszym dniem, co zrobiła, a na co nie starczyło czasu i sił. Oczywiście zabrakło czasu i sił na papiery. To niedobrze. Ma wiele spraw urzędowych zaniedbanych przez brak czasu i sił. Musi się w końcu zmobilizować. Znaleźć na to czas.

Obiad na jutro ma ugotowany – rosół. Gotowanie obiadu jutro odpada – tylko rano nakarmi zwierzęta i usiądzie do papierów. Dzisiaj sobie z lekka przygotuje gabinecik do pracy.

W gabineciku utworzyła bank nasion. Ma wiele wspaniałych nasion. Trzeba je wszystkie zgromadzić w jednym miejscu, dokładnie opisać jeśli trzeba i poukładać w kolejności wysiewu. Pierwsze nasiona ziół i przypraw już wysiała. Przydałoby się siać zgodnie z kalendarzem księżycowym, ale nie zna się na tym i nie ma obecnie dostępu do Internetu, by sprawdzić kiedy i co powinno się wysiewać. Wysiewa zatem “na czuja”. Gdy pogoda ładna na dworze i kuchnia dobrze oświetlona światłem słonecznym, a od pieca bije miłe ciepełko domowego ognia – wtedy ma chęć siać. Dzisiaj zaczęła sobie przygotowywać kolejne donice na kolejne gatunki warzyw.

Zrobiła przegląd posadzonych na jesieni sztobrów – większość spleśniała, ale jest kilka takich co wyglądają zdrowo i rosną. Porzeczka czerwona przyjęła się i puściła listki nowe. To dobrze. Także kilka sadzonek drzew owocowych. Większość drzew i tak posieje na wiosnę, gdy zrobi się ciepło. Teraz przechodzą konieczną stratyfikację w mroźnym miejscu.

Te spleśniałe sztobry trzeba będzie wyjąć z gleby i spalić, a w ich miejsce posiać nasiona różnych ciekawych warzyw, ziół, przypraw – tych co potrzebują czasu aby urosnąć do wiosny. Ma nadzieję, że pleśń ze sztobrów nie zaatakuje nasion. Nasiona będą wysiane w ciepłym, suchym miejscu, więc nie powinno być problemu. Ale to się okaże.

Boczniaki w piwnicy rosną marnie, ale rosną. Może im za ciemno tam? Spróbuje przełożyć kostkę w widniejsze miejsce. Pieczarka też się ociąga, ale dla niej to trochę za zimno w tej piwnicy. Pewnie dopiero na wiosnę wypuści grzyby. Na razie podłoże przerasta białą grzybnią.

Podczas zimowych myszkowań po piwnicy – znalazła baniaczek paliwa. Super. Akurat brakowało trochę do pełnym 20 litrów paliwa. Teraz będzie można uzupełnić o ile nie jest zakrapiany czerwonym olejem uszlachetniającym. Chyba nie jest. Na oko przez bańkę paliwo wygląda na czyste. No, ale trzeba zlać do słoiczka i sprawdzić.

Szkoda marnować czerwonego oleju, bo jest drogi, a w docelowym baniaku niespełna 4 litry benzyny tylko, a wlała tam już czerwony olej. Pani, która przywiozła paliwo – przywiozła 18 litrów, a nie zamawiane 20 litrów. W tym ostatnim baniaczku pięciolitrowym zabrakło ok. półtora litra benzyny i w przedostatnim około pół litra. Trzeba do nich dolać czystego paliwa, bo olej czerwony przypadający na piątkę paliwa już jest wlany w każdym z baniaków pięciolitrowych. Indianka zaopatrzyła się też w olej rzepakowy do smarowania łańcucha. Niektórzy twierdzą tzn. właściwie Włoch twierdzi – że nie za dobrze wlewać olej rzepakowy do zbiornika, bo ponoć jest rafinowany z jakimiś chemikaliami, które wyżerają potem zbiornik czy przewody. Trochę dziwne, bo to olej jadalny. Jeśli szkodliwy jest dla maszyny, to jak bardzo musi być szkodliwy dla zdrowia człowieka, który na nim smaży potrawy lub używa do sałatek czy wyrobu majonezu? Co prawda smaży się na niewielkiej ilości oleju... Mimo wszystko, ta rewelacja brzmi niepokojąco i Indianka musi sprawdzić w Internecie jak jest naprawdę z polskim olejem rzepakowym. W jakich warunkach powstaje. Włoch ją nastraszył, że jest pozyskiwany przy udziale chemikalii, które w nim pozostają w śladowych ilościach, ale wystarczających by uszkodzić piłę wewnątrz.

Ogarnęła trochę kuchnię. Pozbierała gałązki i powkładała je do wody. Mocno późno, ale ma nadzieję, że chociaż część z nich odżyje i puści liście. W końcu dość długo leżały co prawda bez wody i gleby, ale w zimnym, wilgotnym miejscu, więc tak strasznie nie przeschły. Następnym razem trzeba od razu coś z nimi robić. Być może już za późno na to by je ratować, ale Indianka ma “zielone palce” i wierzy w wolę życia roślin. Już nie raz ją one zadziwiły. Da im szansę odżyć. Gdy ożywią się – posadzi je i będą rosły z nich piękne, tradycyjne krzewy porzeczki mazurskiej.

U Indianki rosną jak dzikie kaktusy. Indianka nie cierpi kaktusów. Przywlokły się tutaj razem z nią z miasta 10 lat temu i za nic nie chcą zdechnąć. Żadne domowe chłody czy mrozy im nie szkodzą. Skoro przetrwały tak wiele – to dostaną piękne, nowe doniczki aby wyglądały w nich nobliwie. Natomiast część kaktusików kupionych w Biedronce dla urozmaicenia nudnej kolekcji miejskiej - zmarniała. Po prostu wymarzły. Widać, jakieś delikatniejsze niż te kolczaste maczugi z miasta.

Włoch przywiózł Indiance kilka cebul tulipanów. One już rosną, tzn. puściły pędy więc trzeba je szybko posadzić do donic. Fajne nasiona i cebulki przywiózł Włoch. Szkoda, że taki wredny był wobec Indianki i jego pobyt się musiał skończyć przedwcześnie. No cóż... trudno. Nic Indianka na to nie poradzi. Prezenciki, prezencikami, ale chamem nikt nie ma prawa być pod jej własnym dachem – choćby dziurawym dachem :) Jej bieda i niedostatki jej domu nie upoważniają nikogo do tego, by zachowywał się wobec niej jak łachudra. Skoro deklarował się, że przyjeżdża by pomóc przez miesiąc – to powinien ten miesiąc pomagać, a nie robić łaskę i pyskować. Jego zachowanie zupełnie zepsuło jej samopoczucie i miała typa naprawdę dość.