Wczoraj wpadła Brunhilda. Wypiłyśmy herbatę i zjadłyśmy czekoladę.
Potem zapytała, czy może zanocować w mojej stajni w noc z soboty na niedzielę.
Zgodziłam się. Ale nie zgodziłam się by rozpalała w suchej trawie ognisko.
Położyłam się spać. Zadzwonił gospodarz u którego ona mieszka.
Poskarżył się, że zgubił klucz do domu i nie ma jak wejść, a Brunhildy do poniedziałku ma nie być.
Oświadczyłam, że Brunhilda jest u mnie, że śpi w stajni. Chciał by jej powiedzieć o tym kluczu, że potrzebuje jej klucz by wejść do domu. Wyszłam z domu do stajni kuśtykajac na obolałych kikutach.
Samo dojście do stajni okazało się bolesnym wysiłkiem, ale jej w stajni nie było.
Rozejrzałam się dookoła. Cisza. Brunhildy nie widać. Wtem usłyszałam jakiś trzask. Spojrzałam i daleko hen kilkaset metrów od siedliska zobaczyłam łunę i ognisko.
Ponieważ Brunhilda nie odpowiadała na moje wołania poszłam w kierunku tego ogniska na tych obolałych kikutkach. Raz, że chciałam powiedzieć jej o tym kluczu a dwa, aby zgasiła ognisko, bo się mogą szuwary zapalić i roznieść ogień.
Gdy rozdrażniona kuśtykałam w kierunku ogniska to pożałowałam, że zgodziłam się by nocowała u mnie, bo nie powinnam chodzić takich długich dystansów w związku z tym zapaleniem stawów, bo każdy krok pogarsza sytuację.
Z drugiej strony niepokojenie mnie w nocy i wyciąganie z łóżka żeby załatwiać cudze problemy to też nie uśmiecha mi się, bo jestem chora i potrzebuję spokoju a nie ścierania sobie zwyrodniałych kości i pogarszania ich stanu.
Nie robiłam wyrzutów Brunhildzie, ani gospodarzowi, ale następnym razem zgody na nocowanie nie będzie. 😐
Mojej uwadze nie uszło też brunhildowe łypanie okiem na mój prawie pusty jeszcze ogród i czekanie aż wejdę do domu. 😏
Już wyczaiła, że rośnie szczypior. Jak ją znam, wystarczy na chwilę ją spuścić z oka by szabrowała cudze warzywa. Ten niepokój o ogród to drugi powód, by Brunhildy w jego pobliżu nie nocować.
Na razie mało co jadalnego rośnie, a ja tego nie zrywam by podrosło i się rozrosło. Natomiast Brunhilda, gdy wkracza do ogrodu to potrafi wyrwać wszystko doszczętnie, tak zniszczyć roślinę, że ona już nie odrośnie.
Izabella INDIANKA Redlarska