Nie wierzyłem, by pomysłodawcą tej decyzji był sam prezydent Andrzej Duda, który właśnie dzięki młodym patriotom wygrał rywalizację z Bronisławem Komorowskim. Ani nawet szef BBN Paweł Soloch.
Tam muszą być najtwardsi wojskowi komuniści, ci od Jaruzelskiego, służenia Moskwie – pomyślałem. Bo to dla nich młode, patriotyczne wojsko jest kamieniem obrazy, ostatecznym dowodem własnej porażki. Porażające informacje portalu Niezależna.pl i Gazety Polskiej Codziennie pokazują, że węch mnie nie zmylił.
Honecker zwątpił, Żiwkow padł, ale Kozicki nadal wierzył!
Z czym kojarzy się Państwu data 6 listopada 1989? Większość nie pamięta zapewne, że to było apogeum tzw. Jesieni Ludów. Niecałe trzy tygodnie wcześniej do dymisji podał się w NRD Erich Honecker, w trzy dni później w Bułgarii Todor Żiwkow, a 11 dni później wybuchła „aksamitna rewolucja” w Czechosłowacji. Ale był ktoś, kto nadal wierzył w Moskwę! Tym kimś był Wiesław Kozicki, obecny naczelnik w BBN, podwładny gen. Jarosława Kraszewskiego. Kozicki 6 listopada napisał wniosek o… zgodę na studia wojskowe w Związku Sowieckim.
„Mamy pewną telenowelę, robioną niestety według scenariuszy nasuwających skojarzenia z hybrydową wojną informacyjną w rosyjskim stylu” – tak w radiu RMF ujawnienie informacji na temat komunistycznej przeszłości czterech swoich współpracowników skomentował szef BBN Paweł Soloch.
Nie wiem, czy szef BBN zna się na „rosyjskim stylu”, ale z pewnością zna się Kozicki, więc pewnie rzecz skonsultował i nie śmiem polemizować.
Myśmy o Juźwiku nie wiedzieli
Ale do rzeczy. Gdy Soloch zdecydował o dymisji pierwszego ze swych współpracowników  płk Czesława Juźwika, BBN podał w swoim komunikacie, że Soloch odbył z nim rozmowę „podczas której poinformowany został o fakcie jego służby w Wojskowej Służbie Wewnętrznej w latach 1983-1990”. Został poinformowany, czyli jak rozumiem wcześniej nie wiedział?
Może i tak, chociaż przyznać się do tego, że było się politycznym patronem Juźwika nie byłoby zręcznie, choćby po lekturze jego prośby o przyjęcie do WSW: „Motywy mojej prośby są następujące: Mój ojciec jest emerytowanym oficerem Służby Bezpieczeństwa. Miałem okazję poznać charakter i specyfikę jego pracy. Wiem, jak bardzo jest trudna i uciążliwa, ale też wiem, jaką potrafi dać satysfakcję”.
Ale – jak mówił dziś w RMF Soloch – wiedział o przeszłości dyrektora swojego gabinetu Mirosław Wiklika, który był latach 1988-1990 w wojsku oficerem politycznym.
Nasuwa się w tej sytuacji pytanie, czy Wiklik wiedział o Juźwiku, a jeśli wiedział, to czemu mnie powiedział Solochowi? A o komunistycznej przeszłości Kozickiego i Ratajczaka wiedział ktokolwiek, czy całkiem nikt?
A może będący w otoczeniu Solocha komunistyczni wojskowi nic o sobie wzajemnie nie wiedzieli i teraz ze zdziwieniem i niedowierzaniem przyglądali się sobie nawzajem czytając newsy portalu Niezalezna.pl i „Gazety Polskiej Codziennie”? To ty też byłeś komunistą, tak jak ja?!
Soloch – kontynuator Szoguna
Nawet jeśli panowie o sobie wzajemnie nie wiedzieli, to w sprawie obrony wyrzucanych przez Antoniego Macierewicza z wojska komunistycznych trepów, którzy doprowadzili je do stanu znanego z filmów „Kroll” czy „Samowolka”, BBN działał jak świetnie zorganizowana armia. A właściwie nie armia, a jeden z jej oddziałów.
Oddział o nazwie BBN wykonał takie zadania jak zablokowanie 46 wniosków o awanse generalskie, które złożył szef MON, czy też odmowa nadania wspomnianych sztandarów. Ale razem z nim współdziałały inne jednostki bojowe, takie jak dywizja TVN, brygada Polsat czy plutony onet.pl i wp.pl.
Jednym słowem sojusznikami BBN okazały się wszystkie te media, które w kampanii prezydenckiej popierały Bronisława Komorowskiego. Bo i polityka kadrowa Pawła Solocha była w kluczowych miejscach kontynuacją polityki jego poprzednika gen. Stanisława Kozieja. Powstała więc hybryda – połączenie prezydenta rodem z PiS z komunistami.
Co z tym wszystkim zrobi teraz prezydent? Z pewnością nie będą to łatwe decyzje, więc warto tu zaznaczyć, że nikt nie kwestionuje konstytucyjnych uprawnień prezydenta w sprawach wojska. Rzecz w tym, że na jego zabiegach o wpływy w armii postanowili budować swoją pozycję ludzie, dla których podobne intrygi są powszednim chlebem od czasów komuny.
Prezydent nie jest pierwszym politykiem rodem z niepodległościowego obozu oplatanym przez wojskowo-bezpieczniackie lobby. Byli tacy, którzy dali się mu opleść dalece skuteczniej, jak wspomniany Komorowski czy Radosław Sikorski, ale i ci, którzy zrozumieli sytuację w odpowiednim czasie i przecięli te zależności.
Im szybciej zdoła przeciąć je prezydent Andrzeja Duda, tym lepiej dla Polski i jej armii. Niech przyświeca mu stara mądrość Cycerona o tym, że wszyscy błądzimy, jednak najgorszym jest trwanie w błędzie.