Tu przykład prawniczki fundacyjnej, która postanowiła "przygarnąć" 185 cudzych, zdrowych, zadbanych krów.
Zaś moją uwagę przykuło co innego, mianowicie ogromny majątek tej pani. Jak sądzicie, na czym zarobiła na te 1000 hektarów?
Stawiam, że na odbiorach zwierząt. Ktoś tu jeszcze ma wątpliwości o co ten wrzask zwierzozgubów?
"Jedna organizacja i jedna osoba prywatna zadeklarowały, że mogą przyjąć nie część, ale wszystkie krowy. Pierwsza to Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt. Jak poinformowała wrocławska „Wyborcza”, krowy miałyby trafić do miejscowości Rańsko (woj. lubuskie), gdzie wolontariuszka i adwokat organizacji posiadają gospodarstwo z 1000 ha pól i łąk. Jest tam też stary budynek PGR, który można by przerobić na stodołę.“
No...
OdpowiedzUsuńBa...
OdpowiedzUsuńFiu, fiu...
OdpowiedzUsuńO la la
OdpowiedzUsuń