środa, 5 sierpnia 2009

Ziółka

Zrobiłam sobie napar z krwawnika, wypiłam jedną szklankę i mi lepiej. Hmmm... ziółka działają ;)
 
A teraz taka głodna, żebym konia z kopytami połknęła. Idę robić gulasz. Może zajrzę pod krzaczek czy ziemniaczki już dobre?

Dla odmiany

No, nadal się fatalnie czuję, ale ździebko lepiej niż wczoraj. Umyłam stół w pokoiku jeździeckim, rozłożyłam teczki i folijki na dokumenty – czyli przymierzam się do papierkowej roboty. Nie wiem, czy cokolwiek dziś zdziałam, bo nie czuję się na siłach, ale przynajmniej papiery poukładam.
 
Kury wypuściłam na dwór. Kurczęta liliputków wyszły same przez szparę jak krasnale. Dałam im ich karmę. Rzuciły się dziobać. Krówki przyszły na podwórko. Konie poszły na pastwisko, takoż kozy. Psom gotuję karmę. Sama zjadłam już śniadanie.
 
Dzisiaj w nocy dla odmiany spałam na stajni, na poddaszu. Z ciekawości. Spało się super. Tak wysoko, tak blisko natury – rozcykanych świerszczy, chrząkających krów śpiących pod oborą, oraz mruczących kóz baraszkujących na podwórku.
 
Wszystko tak wyraźnie było słychać. Powietrze czyste, pachnące, świeże. Noc ciepła. Materac wygodny, rozłożysty. Dużo fajniej się tam śpi niż w domu. Nie ma much, nie ma komarów.
 
Umyłam stół w pokoiku jeździeckim, poukładałam teczki i koszulki na dokumenty.
Słowem, przygotowałam sobie stanowisko pracy. Nie wiem, czy dzisiaj cokolwiek zrobię, bo się nie czuję na siłach, ale chociaż warsztat pracy umysłowej przygotowałam sobie. Gdy tylko się lepiej poczuję, zabiorę się za papiery.

wtorek, 4 sierpnia 2009

Fatalne samopoczucie

Dzisiaj się fatalnie czuję. Głównie fizycznie. Bolą mnie jajniki, nerki. Jest mi słabo.
Tak jak veganie nie jedzą mięsa, nie piją mleka i unikają wszystkiego co odzwierzęce, tak ja unikam leków syntetycznych, więc nie wezmę żadnego środka przeciwbólowego. Muszę się przemęczyć z tym bólem dzisiaj. Jutro może będzie lepiej. Boli mnie też trochę głowa. Chciałam na dziś umówić się z elektrykiem, ale nie dam rady dopilnować jego usługi, więc dam sobie spokój. Dzisiaj łóżko.
 
 

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Dzień gospodarczy

Rano nalałam pełne kotły wody z myślą o wielkim praniu, zmywaniu i kąpieli. Ledwo co skończyłam nalewać wodę, wpadli hydraulicy z Urzędu Gminy. Wymienili cieknący zawór.

Przybył listonosz i przywiózł niemile widziane rachunki oraz mile widzianą paczuszkę ;) Uwielbiam dostawać paczuszki, paczki i paki :D
W paczuszce przede wszystkim machorka dla Jacka, ale kupa podstawowych oraz pomocnych gadżetów i coś do przekąszenia :) Koleżanka Blanka mnie rozczuliła herbatnikami korzennymi i afrykańską herbatą. Bardzo w czas przysłała też koszulki i teczki na dokumenty. W tym tygodniu planuję uporać się z dokumentacją rolniczą. Na pewno te koszulki i teczki pomocne będą w ogarnięciu papierzysk.

Napaliłam w piecu i nagrzałam wodę. Wykąpałam się z lubością i zabrałam do zmywania i prania. Wtedy wpadli elektrycy i wymienili zepsuty licznik.

Wczoraj opuścił me włości Piotr z Bielska-Białej. Pomagał w sumie 3 dni po ledwie 5 godzin dziennie. Dostał za to darmowy pobyt na moim rancho wraz z wyżywieniem. Już od pierwszego dnia obnosił się przede mną ze swym gołym torsem budząc we mnie odrazę. Pomagał niechętnie, wybiórczo i wybrzydzał ciągle. W sumie nie wiem po co on tu przyjechał. Dobrze, że już pojechał. Strasznie nudny i marudny był. Dużo się też wymądrzał. Np. gdy zerwałam trzy maleńkie główki dojrzałego nasienia maku rosnącego dziko i sporadycznie na miedzy tuż przy zasiewach zboża sąsiada, ciesząc się, że będzie fajna przyprawa do chleba – agroturysta Piotr wygłosił poronione pouczenie, że mak jest nielegalny. Wkurzył mnie. Wytłumaczyłam zarozumialcowi, że nielegalne to są regularne uprawy maku z przeznaczeniem na kompot dla narkomanów, a nie drobne zbieranie ziół na cele kulinarne.

Innym razem gdy upiekłam ciasto drożdżowe na śniadanie i zapytałam czy smakuje, odrzekł „może być”. Zapytałam wtedy, jak często on piecze ciasta śniadaniowe. Stwierdził, że rzadko, albo wcale. Potem rozmowa potoczyła się na temat prac damskich i męskich. Gościu mnie rozdrażnił, gdy skwitował, że prace domowe kobiet typu gotowanie, pranie, sprzątanie, zmywanie to „NIC”. Wg niego kobieta prowadząca dom n i c nie robi tylko siedzi w domu. Więc zaproponowałam mu, żeby zrobił takie „nic” jak robią kobiety pracujące w domu – żeby ugotował obiad.

Dałam mu składniki, garnki – i gotuj sobie. Pracę na gospodarstwie skończył o 13.00. Najpierw poszedł poleżeć. Potem zabrał się za gotowanie. Obiad ugotował na 19.00 i to jeszcze z moją pomocą, bo już mnie z głodu skręcało i nie chciało mi się czekać aż ryż ugotuje do tego gulaszu. Nabijałam się z niego i tego jego „nic”. Mówiłam, „nic nie robisz, a tu już 19.00 i ciągle nie ma co jeść” ;) A on się miotał po kuchni kilka godzin :D

Następnego dnia stwierdził, że on tu nie przyjechał aby gotować sobie obiady, tylko że on spodziewał się, że dostanie pod nos gotowy obiad.

Na to ja jemu, skoro gotowanie to „nic”, to sam sobie gotuj, tym bardziej, że pomagasz na gospodarstwie ledwie 5 godzin, a ja pracuję cały dzień i nie mam czasu koło ciebie skakać. Są składniki, przyprawy, garnki – proszę bardzo – bierz i rób.

W ogóle facio wniósł jakąś taką odpychającą nerwowość na me spokojne rancho. Miał też pretensje, że brakuje mu tu dużego towarzystwa. Nie obiecywałam mu tłumów. Jak chciał tłumy, to powinien jechać na Woodstock, gdzie bawi się 300.000 ludzi, a nie przyjeżdżać na ciche rancho. Ponieważ mało robił, a ciągle miał dużo do powiedzenia i wybrzydzał – nie chciał kopać dołków, bo mu za ciężko, nie chciał pielić ziemniaków, bo to damska robota - w pewnym momencie zaproponowałam mu, że skoro nie chce pomagać, to niech nic nie robi tylko wypoczywa i normalnie płaci za pobyt i wyżywienie wg cennika agroturystycznego.

Miał się nad tym zastanowić. W końcu zadecydował, że wraca do siebie. No i bardzo dobrze. Lepiej tak, niż gdyby pomagał wbrew sobie i ględził ciągle, a płacić za pobyt nie miał ochoty, a ja nie mam ochoty nikogo za darmo utrzymywać. Żywność jest droga w sklepach, a na gospodarstwie nic się nie bierze z powietrza. W gospodarstwo trzeba inwestować by móc cokolwiek wyprodukować, a i nachodzić się przy tym trzeba zanim człowiek coś wyhoduje. Facio sobie jakoś błędnie wyobrażał pomoc na gospodarstwie. Trochę pomógł tu, więc dostał za to pożywne, drogie, pełnowartościowe wyżywienie i darmowy nocleg na moim pięknym rancho.

niedziela, 2 sierpnia 2009

Rozważania ranczerskie

Rozważam skoszenie trawy na siano.

sobota, 1 sierpnia 2009

Letnia komnata

Jutro a właściwie dzisiaj rano gdy wstanie słońce zacznę budować moją wyśnioną, wymarzoną królewską komnatę...
W planach mam utworzenie letniej rezydencji dla mej królewskiej mości...
Kto mnie powstrzyma??? :))))))))))
 
Paź Piotr będzie tutaj przydatny w tym zadaniu...
 
Niebawem mój dwór ma wzbogacić o swą elokwentną i wykształconą osobę dwórka Paulina.
Będzie królewsko... ;))))

piątek, 31 lipca 2009

Tak ma być?

Środek lata. Półmetek. A tu ani słychu ani widu miłości. Normalnie pustynia. To tak już ma być???

Koniec lipca

We wtorek rano Jacek znowu znikł. W środę pod wieczór pojawił się agroturysta z Bielska-Białej. Pomaga tylko po 5 godzin dziennie, w zamian ma wyżywienie i zakwaterowanie gratis.
 
Wczoraj napisałam fajnego posta, ale niestety skasował mi się. Dziś już nie mam weny twórczej ani odtwórczej.
Wczoraj koszmarnie zmęczona i śpiąca byłam. Może za jakiś czas coś dodam.
 
Spacerując korytem strumyka odkryłam kilka skupisk mięty. Mam zamiar wybrać się tam z nożyczkami i naciąć tych roślinek na herbatę miętową.
 
Niebawem przybędzie wolontariuszka z Hiszpanii

wtorek, 28 lipca 2009

Wolontariuszka zza granicy

Kierunkowy 037. Jaki to kraj? Zadzwoniła wolontariuszka zza granicy. Poradziłam jej, by napisała email – będzie taniej. Zaciekawiła mnie. Cudzoziemskiego wolontariusza jeszcze tu nie miałam. Mówiła po polsku z obcym akcentem i coś jakby się zacięła, więc poradziłam jej po angielsku, żeby napisała email. Potem pomyślałam, że może ona ze Wschodu i nie rozumiała co ja do niej powiedziałam. Hmm... zobaczymy czy przyjdzie ten email.

Uzależnienie od nikotyny

Ciężki los pracodawcy, oj ciężki. Wreszcie do mnie dotarło, że mam pomocnika, który bezwzględnie potrzebuje jako napędu nikotyny, inaczej nie działa. Facet jest głęboko uzależniony od papierosów i bez peta ani rusz.
Dziś, gdy się dowiedział, że po papierosy nie jadę, jak planowałam wczoraj, lecz zamówiłam internetem i trzeba czekać z dzień/dwa aż przyjdą pocztą priorytetem – uciekł nic nie mówiąc, że idzie. Ja tymczasem jednocześnie załatwiłam mu dwie paczki na dziś także lokalnie. Facet nie wiedział, że załatwiam. Pomaszerował szukać papierosów nic mi nie mówiąc, że rzuca pracę. Może znów go nie będzie tydzień. Tak wygląda praca człowieka uzależnionego. Nic dziwnego, że nie może utrzymać się w żadnej normalnej płatnej pensją co miesiąc pracy w okolicy. Chyba jest bezdomnym kloszardem, śpiącym Bóg wie gdzie i żyjącym od papierosa do papierosa. Tylko praca w moim gospodarstwie jest dla niego szansą jako takiej normalności i formą rehabilitacji. O niebo bardziej wolałabym kupić mu plaster nikotynowy, ale on chce palić niestety. Żeby z nałogiem zerwać, trzeba tego baaardzo chcieć. Nie pozostaje mi nic innego jak tolerować jego nałóg, bo pracuje rzetelnie, gdy mi pomaga. Zaczął palić gdy miał szesnaście lat. Pali już wiele lat i to pali mnóstwo papierosów dziennie – gdy ma to papierosa co godzinę. To jest okropne uzależnienie. Podobno kiedyś próbował rzucić, ale mu się nie udało. Oto przestroga dla małolatów – nie dajcie się wkręcić w papierosy. Sami nie zauważycie, kiedy dobrowolność palenia zamieni się w przymus. Możecie skończyć tak jak ten biedny Jacek – niewolnik peta. Żeby zaspokoić swój głód nikotyny musi miesięcznie wydać co najmniej 150zł na najtańsze, najgorsze papierosy. Poza tym od lat zwłaszcza na Zachodzie i Północy Europy palenie papierosów jest passe – niemodne. Tylko Polacy jeszcze upierają się przy tym zapyziałym zwyczaju. Odpuście sobie papierosy. Kupcie sobie lepiej owoców, albo rolki lub gumę do żucia lub słonecznik czy dynię jak musicie coś mieć w zębach. Nie wiecie co robić z nadmiernie ruchliwymi rękami? Szydełko lub druty w garść i szaliki robić. Mogą być te dla kibiców to przy okazji zarobicie ;)

poniedziałek, 27 lipca 2009

Umiarkowany temperaturowo poniedziałek

Jacek pojechał załatwić sobie papierosy. Wczoraj podziałaliśmy inaczej, tzn. tym razem nie było kopania dołków. Jacek wysprzątał jedną izbę piwniczną, ja w domu zmywałam, prałam i gotowałam i wyłapałam wypuszczone przez Jacka kury i zamknęłam je w kurniku. Jastrzębie regularnie krążą nad moim siedliskiem i mordują kury. Potem zabraliśmy się za stawianie siatki wokół obory – ma powstać bezpieczny wybieg dla kur. Nad wybiegiem rozwieszę siatki takoż, coby jastrząb nie zanurkował w ten wybieg.
 
Póki co kury zamknięte. Wczoraj nacięliśmy z Jackiem zielska dla kur jednocześnie wykaszając je wzdłuż elektrycznego pastucha. Jacek kosił tradycyjną kosą ręczną. Ja mu tę kosę naostrzyłam flexem. Tak to tradycja została uzupełniona nowoczesną techniką ;)
 
Następnie przyśrubowaliśmy przygotowane przeze mnie listwy do ścian obory i zamocowaliśmy siatkę. Siatka leśna choć druciana wiotka jest i musimy wbić pale lub masywne kołki które będą ją trzymały w pionie. Zatem pod wieczór zaszliśmy do mojego zagajnika i nacięliśmy kilka prostych odrostów na te kołki. Zagajnik trzeba prześwietlić, bo zabiera światło drzewkom owocowym, poza tym tam staną ule do zapylania mojego sadu. Brzozy oczywiście zostaną jako drzewa o urodziwej białej korze oraz jako żródło zdrowotnej oskoły i przyjazne grzybom siedlisko. Pniaki po ściętych odrostach zaszczepiłam boczniakiem coby ucieszył me podniebienie smakiem wybornego grzyba a i pniaki rozłożył tworząc wartościową próchnicę, której mojej ziemi nieco brakuje.
 
Pieczarkarnia wygląda na gotową do zasypania ziemią by wytworzyć owocniki. Ostatnia partia słomy została mi do zaszczepienia boczniakiem, tym razem cytrynowym. Chyba to dzisiaj zrobię.
 
Jacek wczoraj wydawał się zadowolonym z prac różnych. Widać, że lubi majsterkowanie i urozmaicenie. No, ale te dołki to trzeba skończyć, więc je będziemy dalej kopać, tyle, że chyba użyję świdra w pewnym momencie. Na razie świder będzie idealny do dziur pod słupki pod ogrodzenie siatkowe dla kur.

sobota, 25 lipca 2009

Pomocnik Jacek powrócił

Pobity i opuchnięty, trzymający się za brzuch. Zrobiłam nam pożywną obiadokolację: duszoną wołowinkę w sosie pomidorowym z dodatkiem marchewnika anyżkowego, ziemniaki pure z kozią śmietanką, koperkiem i marchewnikiem anyżkowym na surowo (zawiera dużo witaminy C i zastępuje pietruszkę). Posłaliśmy mu w namiocie - tam duży wygodny materac.Jutro wcześnie rano prace polowe - pielenie, użyźnianie i okopywanie ziemniaków, następnie wypełnianie jałowych dołów pod drzewka obornikiem i żyzną ziemią.
Potem mam w planie rozstawienie siatki dla kur coby jastrząb mi ich nie łupił tak krwiożerczo. Siatki wiszące będą niezbędne nad tym wybiegiem.

Nieforsowna sobota

Ładna pogoda, słonecznie, nie za gorąco. Krzątam się w domu, wokół domu i siedliska, zajrzałam też do sadu i na łąkę. Dzisiaj idąc za przykładem moich pomocników postanowiłam się nie forsować i robię różne drobne rzeczy nie zamęczając się. Nakarmiłam kury i króliki. Narwałam kwiecia krwawnika i złocienia dalmatyńskiego, a teraz suszę w koszyczkach. Trochę pozmywałam, piorę pościel, rozwiesiłam wczorajsze pranie. Poprawiłam ogrodzenie pastwiska dla koni. Konie wreszcie poszły na łąkę się najeść. Rano pokroiłam i rozbiłam kotlety na kanapki. W piwnicy mam jeszcze zeszłoroczne ziemniaki. Trzeba obrać. Młode ziemniaki dopiero rosną. Trzeba je odchwaścić i okopać, nawieźć spóźnionego, ale obornika. Pada, to jeszcze sok z obornika wsiąknie w ziemię i ziemniaki byłyby lepsze.
 
Wzeszedł niedawno posiany koperek. Tym razem szybko rośnie. Ciepło i gleba żyzna, poza tym płytko posiany.
Sałatę przesadzę na żyzną bruzdę to rozrośnie się szybciej, bo słabo rośnie. Może posadzę jedną w donicy koło domu?
Rosną mi takie różne sałaty także ozdobne.
 
Paletę z posianymi truskawkami wywiozłam na pole. Ciekawa jestem, czy wykiełkują. Posadzone poziomki przyjęły się i rosną. Pomidor rozrósł się. Jeśli nie zdąży zaowocować, przeniosę go do domu i w domu będzie owocował jesienią. To taka odmiana co ponoć w domu się udaje. Papryka chilli też rośnie. Papryka słodka w gruncie w ciepłym i wilgotnym miejscu. Jestem ciekawa czy rozrośnie się i zaowocuje. W tym roku przez te drzewka i brak wcześniej uprawionej ziemi bardzo późno wszystko siałam i sadziłam, ale mam nadzieję, że coś mi tam urośnie mimo to, tym bardziej, że klimat łagodnieje i zmienia się z roku na rok i jest szansa, że wegetacja wydłuży się i rośliny zdążą urosnąć.

piątek, 24 lipca 2009

Veganie opuścili rancho

Veganie opuścili rancho wczoraj po południu. Chcą by ktoś dał im gospodarstwo. Rozpytują się o nie w okolicy. Mają jechać do Rogajn do znajomych vegetarian, a następnie do Białegostoku na konferencję esperanto. Mają wpaść na rancho we wtorek po resztę swoich rzeczy. Chcą zimować u mnie, ale nie mają zamiaru mi pomagać w pracach gospodarskich przy zwierzętach, bo jak mówi Tomek - zwierzęta nie są im do niczego potrzebne i nic nie będą przy nich robić. Nie mają też zamiaru płacić za mieszkanie u mnie. Nie zgadzam się na to, więc będą musieli poszukać szczęścia gdzie indziej.

środa, 22 lipca 2009

Veganie dziobią

Veganie dziobią dołki. On robi to rzetelnie i ofiarnie, ona 4/5 czasu zajmuje się dzieckiem, więc niewiele mi pomaga.

wtorek, 21 lipca 2009

Veganie

Na rancho przybyli veganie. Dwoje dorosłych i małe. Asia, Tomek i mała blond Bogusia. Pierwotnie miała to być tylko matka z córką czyli Aśka z Bogusią, ale Aśka ściągnęła jadącego z Warszawy do Rogajn Tomka, więc są tu w komplecie. Mają pomóc mi sadzić drzewka. Użyczyłam im pokoik z łazienką, oraz namiot. Korzystają z jednego i drugiego oraz z mojej kuchni.

poniedziałek, 20 lipca 2009

Pechowy poniedziałek

Wyspałam się. Rano wstałam i zainterweniowałam, bo konie porozrywały taśmę. Naprawiłam taśmy, poprawiłam ogrodzenie i próbowałam zapędzić konie na pastwisko. Uparcie wracały na podwórko. W końcu otworzyłam drzwi jednego boksu i tam wbiegły chłodzić się. Zamknęłam je. Krowy wyważyły drzwi swojego boksu i wyszły na podwórko. Bernadetta bydłuje. Będę musiała ją uwiązać, by mi znów gdzieś nie uciekła. Otworzyłam krową małą przysiedliskową łączkę by ją wygryzły.

Dostałam smsem fatalną wieść. Kolosalny rachunek telefoniczny. Nie mam pojęcia skąd taka kwota.
Chyba przejdę zupełnie na kartę. Wkurza mnie ten abonament.
Tak się zastanawiam nad wczorajszym wydarzeniem. Głupio Jacek zrobił. Dziwnie się zachował. Uciekł jak złodziej. Sprawdzę czy czegoś nie rąbnął.

Tak sobie myślę, że jemu nie chodziło tyle o pokój i wyżywienie co o papierosy. Jest koszmarnie uzależniony. Powinien mi o tym powiedzieć na samym początku. Inaczej bym do tego podeszła. W sobotę wieczorem powiedział, że on chce palić jednego papierosa co godzinę. Myślałam, że żartuje. Teraz wiem, że niszczy go straszny nałóg. On pali od 16 roku życia. Kiedyś próbował zerwać z paleniem, ale mu nie wyszło. Ongiś wyciągnęłam jednego narkomana z nałogu, ale on chciał się leczyć. Jacek z Olecka nie chce się leczyć ze swojego uzależnienia. Paląc takie ilości papierosów dostanie raka płuc o ile już go nie ma.

On potrzebuje radykalnego odwyku. Powinien być odizolowany na czas detoksykacji. Podczas posiłków, widziałam, że ręce mu drżały. Co chwila wołał o papierosa. W końcu po piątkowej dyskusji dawałam mu po pół paczki na dzień. Ale to dla niego za mało. On pali co najmniej jedną paczkę dziennie, a jeśli by mógł, to paliłby dwie. Okropne uzależnienie. Pewnie dlatego nie może się utrzymać w żadnej pracy.

Tymczasem zadzwoniła jakaś kobieta. Myślałam, że to jakaś wieśniaczka niedorozwinięta z okolicy, bo wysławiała się jakoś tak strasznie rozwlekle i anemicznie - głos jak zza grobu. Szuka pokoju z wyżywieniem w zamian za pomoc na gospodarstwie. Ma dziecko. Ma być tu zaraz na rozmowę. Pytałam, czy ma jakieś nałogi. Twierdzi, że nie ma. Jeszcze nie wiem w jakim wieku to dziecko. Jak bardzo małe, to też będzie problem. Kto się nim zajmie, gdy ona będzie pracować? Chyba, że zabierze je z sobą na pole i postawi gdzieś w cieniu kosz z dzieckiem jeśli bardzo małe. Jeśli większe, to będzie jej towarzyszyło.

Teraz pytanie, czy ona da radę kopać te dołki. Czy będzie chciała to robić. Jeśli nie, to nie przyjmę jej. Potrzebuję kogoś głównie do tych dołków. Inne prace są mniej ważne. Inne prace muszą poczekać, chociaż także pilne są. Chociaż, może dam jej tę izbę piwniczną do wysprzątania. Latem tam można mieszkać. Chłodniej niż na parterze i jest bieżąca woda. Zobaczymy jakie ma chęci do pracy. Nie dam się wrobić tak jak 7 lat temu pewnej parce co to miała mi dokładać się do opłat za prad i wodę i pomagać trochę, a w efekcie do niczego się nie dokładali i nic nie pomagali, tylko zajmowali mi pół domu i facet jeszcze miał czelność wygrażać mi. Tak to nie będzie. Jak nie będzie chciała pomagać, a będzie chciała wynająć pokój to niech płaci za wynajem pokoju i tyle.

Już wiem więcej. Dzieciak ma 18 miesięcy, a kobieta chce się zaczępić na tydzień. Póki co zabłądziła. Nie zapytała mnie o adres i pojechała nie tam gdzie trzeba :D

Skoro ona tutaj tylko na tydzień, to nie ma co ruszać tej izby na dole. Dam jej pokój po Jacku. Niech kopie dołki. Mówi, że da radę. Obaczym. W sumie powinna. Te najgorsze dołki już wykopane. Zostały lepsze kawałki o miękkiej glebie. Powinna się z nimi uporać. Podobno widziała moje stare ogłoszenie na www.myneed.pl Muszę uaktualnić.

To nie koniec złych wieści. Dostałam komplet blankietów do wpłaty za umowę ratalną, której nie podpisałam. Akwizytor od Cyfry Plus albo ktoś ze sklepu EUROSAT SUWAŁKI podpisał się za mnie. Nie dostałam żadnego sprzętu, ani nie założono mi tej Cyfry. Nie podpisałam też umowy o dostawę. Uwaga na fałszerzy i oszustów!

niedziela, 19 lipca 2009

22:22

ohhh... jakem zmęczona okrutnie... Wykąpałam się i umyłam głowę. Czuję się cudownie odświeżona, tylko tak niemożebnie śpiąca... próbowałam jakiś film obejrzeć... zasnęłam przy niewiarygodnie długiej serii reklam...
A... nie założyłam Cyfry Plus... Kiedyś w przyszłości może to zrobię... Lubię programy przyrodnicze i naukowe... Teraz i tak nie mam czasu oglądać TV, a do tego montażysta tak mocno mnie zniechęcał jak akwizytor zachęcał, stwierdziłam więc, że nic na siłę... Mogę się obejść bez tych 100 kanałów. Nie mam czasu ni ochoty oglądać nawet te 3 co mam. Poza tym i wśród nich trafiają się moje ulubione seriale, które oglądam niekiedy...To mi wystarczy... Mam też stertę powieści do słuchania i to mi na razie wystarczy... Uwielbiam te klimatyczne powieści...

Domownik zdezerterował

Jacek miał mieć wolne w poniedziałek i jechać do Olecka po machorkę, bo kopci jak komin i ja nie nadążam kupować mu papierosów. Wczoraj wieczorem wyznałam mu, że ja już nie mam kasy na jego machorkę. Powiedział, że załatwi sobie od chrzestnego gdy będzie w poniedziałek w Olecku, ale w sobotę w nocy wyniósł swoje plecaczki, bym nie widziała, co planuje. Dziś rano zjadł śniadanie i rozmawiał ze mną normalnie nic nie wspominając o tym, że rzuca pracę i wyjeżdża.
 
Wyciągnął ode mnie pół paczki papierosów i niby poszedł na pole kopać dołki. Miałam do niego zajść później i posadzić drzewka. Krzątanina w domu i wokół domu zajęła mi sporo czasu. On dziwnie jakoś nie przychodził. Pomyślałam, że ma pół paczki papierosów to nie ma po co zachodzić do domu. Trochę dziwiło mnie, że nie przychodzi odpocząć czy na herbatę lub coś zjeść. Zrobiłam obiad i poszłam po niego na pole. Jacka ani śladu. Zawołałam kilkakrotnie sądząc, że może w malinach siedzi i go nie widać. Nie odzywał się. Może zasłabł? Nie było dziś takiego upału i słońca, ale on strasznie dużo pali to mogło razem mu zaszkodzić. Przeszukałam pole – ani widu ani słychu. Poszłam zobaczyć ile dołków wykopał – żadnego.

Domyśliłam się, że w ogóle nie poszedł dziś kopać. Zaszłam do domu. Zobaczyłam, że szpadel stoi na ganku. Nie używał go wcale dziś. Zajrzałam do jego pokoju. Plecaczki znikły. Zostały brudne ciuchy, buty i klapki. Więc może zamierza wrócić. Tak czy inaczej wkurzyłam się. Oszukał mnie i okłamał.  Jacek chciał być traktowany jak dorosły, a zachował się jak dzieciuch. Jeśli wróci, nie dostanie już tego ładnego pokoiku z łazienką. Będzie spał w namiocie dopóki nie wysprząta, nie wyszoruje i nie wybieli izby piwnicznej, którą mam zamiar adaptować na sypialnię. Jest tam okno, jest tam prąd i oświetlenie. Trzeba wstawić co najmniej jedne drzwi, ale mam na nie dechy. Już wcześniej je oszlifowałam i pomalowałam. Są gotowe do zbicia w drzwi.

Moje własne łóżko się połamało. Nie mam na czym spać. Wracam do pokoiku jeździeckiego. Jacek już go nie dostanie. Mieszkał to nie uszanował, że dostał najładniejszy pokoik w domu. Ten jego skryty wyjazd! Nie cierpię jak ktoś robi ze mnie idiotkę. Będzie kara.

sobota, 18 lipca 2009

Domownik

Domownik - bezdomna osoba mieszkająca i stołująca się u gospodarza w zamian za pomoc na gospodarstwie. Często osoba spokrewniona z gospodarzem, kum, lub znajomy ze wsi, lub znajomy znajomego ze wsi. Częstokroć zdarza się, że jest to osoba bez pełnego wykształcenia, z nałogami, niekiedy nie w pełni zdrowa na umyśle lub po prostu niezaradna życiowo lub osoba lubiąca życie i pracę na wsi. Gospodarz i domownik wymieniają się nieodpłatnie wzajemną pomocą. Domownik zyskuje kąt i michę u gospodarza, a gospodarz pomocnika na gospodarstwie. Zwyczajowa forma współpracy występująca w najbiedniejszych rejonach Mazur stopniowo zanikająca wraz z bogaceniem się regionu.

Powyższą definicję utworzyłam na podstawie siedmioletnich obserwacji najbliższego otoczenia.

U najbliższych sąsiadów w ciągu ostatnich 7 lat przewinęło się po kilku domowników. Niektórzy domownicy pozostawali w gospodarstwie po kilka lat, inni po kilka miesięcy.

Były to osoby, które dzieliły wieloosobowe izby w wiejskich domach pozbawionych łazienek. Niekiedy izbę dzieliły wraz z gospodarzem, w innych przypadkach miały wydzielone osobne pomieszczenia w domu gospodarza lub w przyległym chlewiku. W jednej izbie mieszkali zarówno mężczyźni jak i kobiety.

Domownicy stołowali się wraz z gospodarzami. Pomagali na gospodarstwach od świtu do nocy bez dni wolnych.

Gospodarze pijący alkohol i palący papierosy niekiedy dzielili się tymi używkami ze swoimi domownikami. Z reguły były to najtańsze alkohole typu winiawki, piwo, ruska wódka, oraz tanie ruskie papierosy z przemytu.