środa, 17 października 2012

Olbrzym z Halle



Indianka pocięła na kawałki leszczynę. Wyszło sporo sztobrów. Około setka. Trzy pełne doniczki. Kilkanaście najgrubszych sztobrów też wsadziła wprost do ziemi. Teraz mają za zadanie ukorzenić się do wiosny tak, by można było je przesadzić na inne, samodzielne stanowiska. Ciekawe, czy wypuszczą korzenie? To ukorzenianie to może potrwać nawet rok. Trzeba długo czekać na sadzonki, ale przynajmniej nie trzeba za nie płacić. Czarny bez co go posadziła rok temu ładnie się ukorzenił i rośnie.


Ze swoich pól i łąk zebrała 3 odmiany porzeczek. Dwie czerwone i jedną czarną. Wśród tych czerwonych jest jedna tradycyjna, stara odmiana. Tej ma najwięcej. Teraz pora na szybki obiadek i trzeba poszatkować tę porzeczkę na sztoberki. Ta jedna odmiana czerwona świetnie wygląda. Żadnych chorób na niej nie widać. Te dwie pozostałe coś zaatakowało. Latem rozsiała owoce czarnej porzeczki w paru miejscach. Ciekawe czy urosną tam porzeczki? Może za 3 lata znajdzie tam ze zdziwieniem fajne krzewinki... :)

Nadal świeci słoneczko, ale niebawem już zachód słońca się zacznie. Już się ma ku zachodowi...

Obiadek bardziej przypomina kolację: gęsty jogurt kozi, kromka chleba i herbata. Aby w żołądku nie bulgotało z głodu. Dopije herbatę i rzuci się szatkować porzeczkę na zgrabne sztoberki.

Etykietki dla Olbrzyma z Halle już wydrukowała, w nadziei że pan Leszczyn się przyjmie :)
No w końcu ma zielone ręce! Roślina domowa, której nazwy nie pamięta, a którą miesiąc temu poszatkowała - rośnie i puszcza nowe liście. Dwie sadzonki młode rosną ładnie. Ma nadzieję, że pozostałe też zaskoczą i zaczną rosnąć. Trzeba podlać źródlaną wodą. Taka woda ma minerały i jest miękka. Dobra dla roślin.


Gąski Nad Rzeczką

Tu je zabrała Indianka nad rzeczkę, nad zbiorniczek utworzony przez bobry...

Indianka zaprowadziła swoje gąski nad rzeczkę, w miejsce, gdzie bobry zbudowały solidną tamę.
Powstał tutaj fajny zbiornik wodny w którym gąski z lubością się kąpały machając i trzepotając radośnie skrzydłami. Nurkowały! Napływawszy się do syta wyszły na brzeg wysuszyć piórka i przeprowadzić swoją gęsią toaletę swego upierzenia.

Indianka na polu znalazła piękną porzeczkę, którą kiedyś tam posadziła. Porzeczka ma ładne, zielone, zdrowe liście. Indianka zerwała te liście (nadają się jako przyprawa do wek), a gałązki postanowiła pociąć na sztobry, aby rozmnożyć porzeczkę.

Konie w sadzie skopują ziemię wzdłuż ogrodzenia tuptając za Indianką, gdy ona niesie im owies. Będzie łatwiej w tym miejscu przekopać łopatą ziemię by posadzić te porzeczki na wiosnę.

Indianka znalazła też piękną leszczynę, którą też pocięła na gałęzie i własnie przymierza się aby zrobić z nich sztobry i rozmnożyć to wspaniałe drzewo orzechowe. To zdaje się olbrzym z Hale. Posadziła go kilka lat temu i pięknie się rozrósł, ale niestety nie owocuje jeszcze. Będzie z niego kilkanaście nowych drzewek jak się sztobry przyjmą, Oby się przyjęły :)

O, gąski wróciły samodzielnie na podwórko... Good!


Indianka zebrała też na polu pięknie wybarwione na jaskrawopomarańczowo lampiony miechunki, garść rumianku na herbatę. Idzie jeszcze sprawdzić czy w ogródku jakaś dynia się ukryła w liściach.



wtorek, 16 października 2012

Dynie Jak Gdynie


Indianka osobiście, po raz pierwszy w życiu wyhodowała piękne, pokaźne dynie. Dynie jak Gdynie :) Zwiozła ostatnią taczkę dyń wczoraj. W sumie zebrała 11 taczek dyń :) Piękne są :)
Podobno można je przechowywać do pół roku, ale chyba te całkiem dojrzałe i nie uszkodzone. Jest sporo niedojrzałych i w dodatku widać złapał je jakiś nocny przymrozek, bo zaczynają się psuć. Więc te młode trzeba błyskawicznie przerabiać na mrożonki lub weki. Wek Indiance raczej nie starczy. Jeszcze jabłka są do przerobienia na dżem. Brakuje czasu na wszystko, w dodatku nie ma czym w piecu palić, aby te jabłka usmażyć na dżem. W domu zimno. Indianka na łóżku zbudowała sobie igloo z dwóch grubych kołder i koca. Chowa się w tym kołdrzanym igloo po całym dniu pracy próbujac rozgrzać zziębnięte kończyny i ręce.



poniedziałek, 15 października 2012

Hey Government!


Hey Government!

Nie urodziliśmy się twoimi niewolnikami,
Więc nie rób z nas na siłę twoich niewolników.

Odczep się od nas!

Skasuj ZUS!
Skasuj VAT!
Skasuj KRUS!

Wielkie jak sracze rząd każe nam płacić haracze!

Odczep się od nas!

Jesteśmy wolni!
Być szczęśliwi mamy prawo,
Chcemy żyć spokojni,
O nasze dzieci i jutro
Jesteśmy wolni!
Być szczęśliwi mamy prawo.

Odczep się od nas!

Mamy prawo żyć bez ustawicznych stresów,
Mamy prawo żyć bez prawnych bzdetów.

Odczep się od nas!

Skasuj ZUS!
Skasuj VAT!
Skasuj KRUS!

Odczep się od nas!

Skasuj abonament TV
Skasuj inne opłaty!

Odczep się od nas!

Skasuj ZUS!
Skasuj VAT!
Skasuj KRUS!

Wielkie jak sracze rząd każe nam płacić haracze!

Skasuj ZUS!
Skasuj VAT!
Skasuj KRUS!


niedziela, 14 października 2012

Przeziębiona!

Indianka przemarzła. Przez urzędnika, który przewleka wydanie zgody na wycinkę drewna na opał. Indianka nie ma czym palić w piecu. Zimno! Boli gardło. Z nosa cieknie jak z fontanny. Boli głowa. Indianka czuje się ogólnie osłabiona. Zaczyna kaszleć.

A urzędas grzeje dupę w urzędzie przy kaloryferze za nasze podatki. Za nasze z trudem zapracowane pieniądze. Lokalna administracja zapomniała, po co została powołana. Po to, by służyć mieszkańcom Gminy, a nie po to by utrudniać i zatruwać im życie.

Co za idiota wymyślił taki przepis, żeby rolnik z własnej ziemi sam sobie nie mógł opału naciąć bez zgody jakiegoś urzędasa? Toż to moja ziemia. Mój majątek. Nie kradziony. Uczciwie kupiony. Zapracowany ciężką pracą. I jeszcze mam czekać tygodniami marznąc aż jaśnie wielmożny urzędas raczy machnąć podpis pod papierem???

Na wycinkę zabytkowej alei we wsi wydał zgodę bez mrugnięcia okiem, a na wycięcie olchy na opał zwleka i zwleka. Już minęło 24 dni. DWADZIEŚCIA CZTERY DNI URZĘDAS ZWLEKA, a Indianka marznie. A naciąć drzewa to też nie jest tak hop siup. A zwieźć z pola? Znieść? W rękach? Ile to czasu??? A URZĘDAS ZWLEKA. Chyba czeka aż śnieg spadnie, żeby Indianka miała trudniej brnąć przez śnieg z opałem w rękach 500 metrów.

RUCHY RUCHY TAM W TYM URZĘDZIE! JA TU MARZNĘ! ZAPALENIA PŁUC DOSTANĘ!

Ten kraj potrzebuje mądrej władzy, która skasuje te wszystkie bzdetne i szkodliwe przepisy które są wymierzone przeciwko uczciwym obywatelom. Wiecie, że jeśli ktoś natnie sobie drewna bez zgody gminy to każą płacić kary albo do wiezienia zamykają? Kto to wymyślił??? Tak nękać obywateli na ich własnej ziemi???

Dostałam cynk od Przyjaciela, że warto wierzbę energetyczną posadzić wzdłuż strumienia, bo ponoć ją można ścinać bez pozwolenia. To cenna uwaga - może się przyda innym. Tutaj to nie wyda - bobry się zalęgły i żerują na strumieniu. Ścinają wierzby pasjami. Nie zdążą urosnąć. Nawet jeśli by ich nie było - to zanim te wierzby urosną - władze zmienią przepis który będzie wymagał zgody gminy. W naszym kraju przepisy bardzo się szybko zmieniają na niekorzyść szeregowych obywateli.

Ale może zdążę posadzić i wyhodować wierzbę na miedzy zanim cwaniaki z góry to opodatkują.

sobota, 13 października 2012

Zimno!!!

Dzisiaj zrobiło się zimno i paskudno. Mokro. Brr... Pora palić w piecu. W domu zimno. Przydałoby się obić deskami ganek na którym siedzi pies. Wstawić nowe drzwi do jednego boksu w stajni, połatać różne dziury w stajni i oborze. A tu drewna ni ma. Urzędnik od 21 września kisi papier. Indianka wcześniej we wrześniu wysłała pismo emailem, a 21 września dała oryginał do ręki urzędnikowi który był u niej na gospodarstwie na kontroli podczas której czepiał się do braku drzwi w jednym boxie - dała mu wniosek o wyrażenie zgody na wycinkę jej drzew na opał, który potrzebuje dla siebie na zimę i na wymianę z rolnikiem co ma deski sosnowe. Deski potrzebne są na drzwi do boksu i łatanie różnych dziur w stajni - w suficie itp.
 
W ostatni piątek specjalnie pojechała do Urzędu Gminy po decyzję. A urzędnik nie dał jej zgody na wycinkę. Przewleka rozpatrzenie wniosku i wyrażenie zgody  na wycinkę.
Wszyscy sąsiedzi dookoła rżną drzewo na opał aż huczy, zwożą do swoich domów całe przyczepy przy okazji drążąc koleiny w jedynej dojazdowej drodze do gospodarstwa Indianki, a Indianka bez opału - marznie i nie może sobie drzewa naciąć. Nie może też wymienić się z rolnikiem na deski i zrobić nowe drzwi. 
 
A ten sam urzędas wybiera się do Indianki niebawem na kolejną kontrolę - sprawdzić czy drzwi wstawione do boksu. Jak nie będą wstawione, a przy takim przewlekaniu sprawy nie będą - urzędas będzie miał wymówkę aby Indiance konie zagarnąć - bo drzwi nie ma do boksu ;)))
 
Do kogo Indianka powinna się zwrócić o interwencję? Jak na razie napisała skargę do wójt. Urzędas ewidentnie działa na szkodę Indianki i jej zwierząt.

piątek, 12 października 2012

Czerwony Beton i Jego Pedały

Chcecie poczytać o tym jak to czerwony beton spiknął się z pedałami by okraść Indiankę z jej pięknych koni? :)
Mam rewelacyjny materiał na pierwsze strony gazet ;)))
Tylko która gazeta nie jest czerwona w tym kraju??? :)))


 Bogate pastwisko moich koni obfitujące w zieloną, smaczną trawę...

 Energetyczny, pożywny owies dla moich koni... Uwielbiają go! :)

Słodkie, kruche i miękkie antonówki - przysmak moich ukochanych koni...


A tu przestronne, zielone pastwisko po którym moje ślicznotki uwielbiają galopować...

A tu stajnia. Jeden z dwóch budynków gospodarczych jakie mam.
Po lewej zimowy box z suchą, miękką ściółką - na mroźne noce.
Po prawej - całoroczna wiata służąca koniom jako doraźne schronienie przed słońcem, upałem, owadami, deszczem i śniegiem. Wchodzą do niej i wychodzą kiedy chcą. Były tam kiedyś drzwi, ale konie je ogryzały i w końcu wyrwały. Żeby się o te zrujnowane szczątki konie nie pokaleczyły - całkiem je usunęłam.
Ta brama do boxu po lewej - sama ją zrobiłam :) Tylko mój ex chłopak pomógł mi ją zawiesić :)

czwartek, 11 października 2012

22 Słoje



                                                 Indianka dumna ze swoich przetworów :)

Indianka usmażyła i zasłoikowała 22 słoje dżemu. Uff... Przyjechało kolejne puste 50 słoi które też trzeba zapełnić...



Indianka pozdrawia "kozę" i inne zapracowane gospodynie :)


środa, 3 października 2012

Indianka Zmywa Naczynia

Indianka zmywa naczynia. Niestety, od czasu do czasu ta prowizoryczna czynność dopada również naszą dzielną kolonistkę :) Na piecu stoi dużo ciepłej wody, więc trzeba to wykorzystać, chociaż Indianka zmęczona już. Cały dzień dzisiaj pracowała – dla odmiany na dworzu. Piec się ledwo tli, ale tli i na razie to wystarczy, bo jabłek jeszcze nie nacięła i dzisiaj już nie natnie. Ale jutro jak najbardziej... Póki co, trzeba pozmywać gary i naczynia i zrobić miejsce na kolejne słoiki. Słoiki się kończą. Nie będzie w co pakować ten dżem. Może w butelki po kubusiach jako luźny mus lub sok?

Mimo wszystko, jakoś mało tych słoików. Czy aby przypadkiem wakacyjni pomocnicy ich nie wywalili?

Trzeba zbadać zakamarki piwnicy i strychu.

Bogactwo Jogurtów! :)


Wyszło w sumie 17 słoiczków i pojemniczków z jogurtem. Maleńkie i średnie. Nawet w plastikowych pojemnikach się jogurt ładnie ściął. Teraz pora schłodzić i jutro można jeść.
Nie polecam sprawdzania smaku w trakcie dojrzewania jogurtu. Jest naprawdę paskudny, zwłaszcza te początkowe fazy dojrzewania. Trzeba odczekać do końca procesu. Tym razem jogurt robiłam nie 12 godzin, ale 17 godzin. Ciekawe, jaki w smaku będzie. Jutro zdam relację :)
Podczas wyrobu tej partii jogurtu tym razem mleka nie zagotowałam, a podgrzałam do 86 stopni Celsjusza. Do każdego słoiczka włożyłam ździebko jogurtu i zalałam mlekiem o temperaturze ok. 40 stopni. Następnie ulokowałam słoiczki i pojemniczki na gorących garach stojących na piecu i tak przestały 17 godzin.

Jogurt Kozi Indianki

Od Czego Tu Zacząć?

Hmmm... Przed Indianką piętrzą się stosy papierów, jabłek, ziemniaków, kóz i innych obowiązków :)
 
Nie wiadomo od czego zacząć... :)
 
Trzeba zacząć od zwierząt. Kicia dostała serek, piesek zaraz dostanie grzanki których nie zjadła kicia... a i ma jeszcze w misce z wczoraj kaszę z serwatką...
 
Kury już dostały pszenicy. Ani jednego jaja w kurniku. Chyba gdzieś chowają.
 
Koniom trzeba owsa sypnąć. Kozy wydoić i przestawić.
 
No i zabrać się za papiery... ale jeszcze do pieca trzeba dołożyć i smażyć jabłka! Drewno suche przeywieźć z pola...
 
Ale najpierw spacerek do koni na ich pastwisko. Przydałoby się też sprawdzić, czy ogrodzenie gdzies nie uszkodzone.
Trochę czasu zejdzie zanim się swe włości obejdzie... :)

Śniadanerek

Na śniadanie: świeży chlebek, biały serek i zielony koperek. Słodziutki dżemik oraz jajeczko.
 
Tylko herbata zwykła ze sklepu, no, ale mięta się suszy na strychu na zimę...
 
Brak mięska. hmm... Trzeba będzie kupić od jakiegoś farmera świeżynę... Badaną oczywiście :)

Worek

We wtorek przyjechał worek.
 
Nie jeden - a pięćset :)
Teraz Indianka ma w co przepakować kupione zboże aby je praktyczniej rozlokować w magazynie. Łatwiej też taki worek będzie jej ruszyć, bo mają pojemności po 30kg więc będą lżejsze do przenoszenia. Mają też fajne zaciągi, więc nie trzeba się męczyć ze sznurkami. Fajne, polipropylenowe woreczki. Część się przyda na ciuchy i pościel które nie mieszczą się w szafkach oraz do pakowania innych rzeczy, które się kurzą na strychu np. kurtki, plaszcze itp.

wtorek, 2 października 2012

Dżem Gotowy!

Zrobiłam 6 słoi dżemu jabłkowego... wow... wyszedł przepyszny :) Tylko takie będę robić :)

Smaczny i słodziutki – wiadomo kto słodził ;) Jeszcze zostało mi dżemu na parę, góra 3 słoiki.

Już spać mi się chce, ale spróbuję dokończyć te słoiki i jeszcze chleb trzeba zrobic na jutro...



Okay, po dorobieniu kilku słoików razem wyszlo 9 słoików, słodziutkiego, pysznego, rozplywającego się w ustach dżemu. Pycha! No i jeszcze miseczka dżemu na jutro do świeżutkiego chleba, który już się piecze... Jedenasta w nocy! Pora spać!

Narobiłam się jak dziki osioł - jutro śpię do południa :)

Jogurt Gotowy!

A właściwie ma teraz dojrzewać do jutra rana :) Rano, tak za jakieś 12 godzin będzie gotowy... Tymczasem bateria kilkunastu słoiczków przykryta ręcznikiem wygrzewa się na gorącym garnku stojącym na piecu...

Ser Gotowy!

Twaróg kozi już w lodówce się chłodzi. Na jutro rano na śniadanie będzie gotowy :)

Pora na jogurcik. Mleko na jogurcik stygnie na stole w kuchni. Indianka raz po raz niecierpliwie sprawdza temperaturę, Czy już? Jeszcze nie! Za gorące mleko. Rządki słoiczków zaprawionych jogurtem czekają na mleczko o odpowiedniej temperaturce circa about 30-40 stopni.

Ostatni jogurt ten sprzed 2 tygodni wyszedł bardzo fajny: gęsty i smaczny. Jak serek homogenizowany. Świetnie się przechował aż do dzisiaj. Można spokojnie przechowywać po 2 tygodnie z tego wniosek. Wtedy Indianka mleko przegotowała, tym razem tylko podgrzała do 85 stopni Celsjusza.

Mus jabłkowy przepyszny. Indianka dokrawa kolejne jabłka. Dużo go jest. Teraz trzeba słoiki domyć, wyparzyć i niebawem musik pakować do słoików. A i sok przydałoby się zlać do butelek.

Więc butelki trzeba wyszorować, wygotować. Lejek do butelek już czysty – suszy się na suszarce.

Jeszcze jakieś mniejsze naczynie, bo Indianka nie da rady zlać sok z miednicy do butelki. Rozleje się jak nic :)

Jak zrobić jogurt?

Robiłam już jogurt, ostatnio 2 tygodnie temu, ale nie pamiętam lub nie jestem pewna metod i temperatur. W jakiej temperaturze pasteryzuje się mleko na jogurt?

Więcej Dymu Niż Ognia

Indianka napaliła w piecu by usmażyć powidła i nagrzać wodę do mycia garów i naczyń.

Nie ma ciągu i bardzo źle się w piecu pali. Więcej dymu niż ognia. Cała chałupa spowita gęstymi chmurami dymu. Aż siwo. No, ale trzeba ten etap rozpalania przeboleć. Jak już rozpali się i będzie grzało, to można drzwiczki od pieca zamknąć i dym znika przez okna.

Nakarmiła drób, psa i kota, dała koniom owsa i lizawkę zostawiła im na pastwisku. Sterta pism piętrzy się na szafce, ale to jeszcze nie koniec. Jeszcze trzeba nad tą stertą popracować, ale już prawie 16.00, więc ma ochotę na przerwę i odetchnięcie świeżym powietrzem. Jest otumaniona tym dymem...

Spacer! No i kozy wydoić. Dzień pochmurny, mokry. Padało w nocy. Chyba znowu coś siąpi, no, ale trzeba iść.



Postawiła na piecu wielki gar z pokrojonymi garnkami. Właściwie całą miednicę przykrytą wielką przykrywą. Deseczkę, którą wcześniej potrzebowała do mieszania w garze dla psów - wysuszyła i przeszlifowała z każdej strony fleksem, by ją wygładzić i dobrze oczyścić i zdezynfekować. Deseczka jest wystarczająco mocna by podołać wielkiej ilości jabłek w potężnym garze. Nie złamie się. Te sklepowe łyżki nie dałyby rady zamieszać takiej ilości jabłek czy dżemu. Deseczka Indianki jest bardzo mocna. Jak to deseczka ;)

No, ale miał być spacer? Trzeba się przewietrzyć. Dym szczypie w oczy.

Kozy wydojone. Mleka sporo - będzie jogurcik :) Poprzedni się akurat skończył... No i twaróg trzeba zrobić...

Kury skąpe, dzisiaj znowu tylko jedno jajo. Chyba chowają gdzieś...

Nadchodzi zmrok. Przydałoby się trochę suchych gałęzi przytargać z pola, ale Indianka musi garów pilnować.

Jabłka puściły pięknie sok, aż zastanawia się czy faktycznie go nie zlać do osobnych butelek... Jeszcze soku nie robiła :)

Jak się robi sok z jabłek?

Papiery!

Indianka wydrukowała już ok. 30 stron róznych pism, które musi wyslać pocztą polską, bo uwstecznione instytucje polskie ciągle nie nadążają za postępem czyli za internetową wymianą korespondencji.
Gdyby te instytucje robiły biznes w takim tempie w jakim działają - dawno by już zbankrutowały. Ale jako że są na utrzymaniu narodu - mają to w dupie ;))) Tylko pozazdrościć relaksowego tempa pracy ;)

poniedziałek, 1 października 2012

Witaj Październiku!

Wstał nowy piękny dzień, a wraz z nim wstała piękna Isabelle ;)))

Grunt to nie dać się zwariować w tym chorym kraju i robić swoje. A gdy są wybory - wybierać mądrze.

Masa roboty – jabłka czekają, ziemniaki czekają, kozy czekają – od czego zacząć?

Indianka nakarmiła i napoiła najpierw drób: pszenica, jabłka, woda. Skorupki się suszą, ale trzeba je podgrzać by dobrze doschły.

Psu karma ugotowana, kot dostanie mleka z chlebem mlecznym. Na śniadanie tylko jedno jajko w kurniku znalazła, ale ugotowała je na twardo i zjadła z półkromką. Zjadła jedną dużą żółtą antonówkę, wypiła herbatę. W lodówce jeszcze stoją dwa słoiczki z własnej roboty jogurtem. No to jogurcik jeden i kontynuujemy robotę.

A, jeszcze do pieprzonych papierów trzeba zajrzeć... Napisać, odpisać, uzupełnić.

Koniom dała owsa i jabłek. Całe szczęśliwe! Pasą się w sadzie jabłoniowym wygryzając tam trawkę.

Kozy na pastwisku. Pora zabrać się za dojenie, ale wiadro do mleka pełne jabłek. Najpierw trzeba je wysypać, wiadro umyć. Wydoić kozy i zaraz rozpalić w piecu i smażyć mus.

Kury puściła na trawę, na podwórko, bo tutaj mają większy wybór roślinności i bogatszą niż na ich wybiegu już mocno wyskubanym. Poza tym z wybiegu i tak wyskakują. Trzeba go uszczelnić, a na razie nie ma czym.

Dzięki za porady. Jabłka przetrwały do dzisiaj i mają się dobrze. Zaraz będę smażyć.

Dzień zaczęłam z muzyką francuską, bo jest taka... relaksująco-nostalgiczna :)

http://www.polskastacja.pl/webplayer/?channel=38