Indianka osobiście, po raz pierwszy w życiu wyhodowała piękne, pokaźne dynie. Dynie jak Gdynie :) Zwiozła ostatnią taczkę dyń wczoraj. W sumie zebrała 11 taczek dyń :) Piękne są :)
RANCHO NA MAZURACH GARBATYCH - Życie w harmonii z Naturą... Blog dzielnej kreatywnej romantyczki z miasta, gorącej patriotki kochającej swą Ojczyznę i jej piękną Naturę oraz życie w harmonii z nią, wielbiącą tradycję i tradycyjną kuchnię polską, historię, zwyczaje, obrzędy i polskość oraz jej słowiańskie korzenie, wiodącej sielskie życie na rancho pełne pracy i wyrzeczeń, realizującej z pasją swe marzenia o cudownym raju na Ziemi :) Blog Serbii (Indianki) to jedyne źródło prawdy w tym kraju.
wtorek, 16 października 2012
Dynie Jak Gdynie
Indianka osobiście, po raz pierwszy w życiu wyhodowała piękne, pokaźne dynie. Dynie jak Gdynie :) Zwiozła ostatnią taczkę dyń wczoraj. W sumie zebrała 11 taczek dyń :) Piękne są :)
poniedziałek, 15 października 2012
Hey Government!
Hey Government!
Nie urodziliśmy się twoimi niewolnikami,
Więc nie rób z nas na siłę twoich niewolników.
Odczep się od nas!
Skasuj ZUS!
Skasuj VAT!
Skasuj KRUS!
Wielkie jak sracze rząd każe nam płacić haracze!
Odczep się od nas!
Jesteśmy wolni!
Być szczęśliwi mamy prawo,
Chcemy żyć spokojni,
O nasze dzieci i jutro
Jesteśmy wolni!
Być szczęśliwi mamy prawo.
Odczep się od nas!
Mamy prawo żyć bez ustawicznych stresów,
Mamy prawo żyć bez prawnych bzdetów.
Odczep się od nas!
Skasuj ZUS!
Skasuj VAT!
Skasuj KRUS!
Odczep się od nas!
Skasuj abonament TV
Skasuj inne opłaty!
Odczep się od nas!
Skasuj ZUS!
Skasuj VAT!
Skasuj KRUS!
Wielkie jak sracze rząd każe nam płacić haracze!
Skasuj ZUS!
Skasuj VAT!
Skasuj KRUS!
niedziela, 14 października 2012
Przeziębiona!
A urzędas grzeje dupę w urzędzie przy kaloryferze za nasze podatki. Za nasze z trudem zapracowane pieniądze. Lokalna administracja zapomniała, po co została powołana. Po to, by służyć mieszkańcom Gminy, a nie po to by utrudniać i zatruwać im życie.
Co za idiota wymyślił taki przepis, żeby rolnik z własnej ziemi sam sobie nie mógł opału naciąć bez zgody jakiegoś urzędasa? Toż to moja ziemia. Mój majątek. Nie kradziony. Uczciwie kupiony. Zapracowany ciężką pracą. I jeszcze mam czekać tygodniami marznąc aż jaśnie wielmożny urzędas raczy machnąć podpis pod papierem???
Na wycinkę zabytkowej alei we wsi wydał zgodę bez mrugnięcia okiem, a na wycięcie olchy na opał zwleka i zwleka. Już minęło 24 dni. DWADZIEŚCIA CZTERY DNI URZĘDAS ZWLEKA, a Indianka marznie. A naciąć drzewa to też nie jest tak hop siup. A zwieźć z pola? Znieść? W rękach? Ile to czasu??? A URZĘDAS ZWLEKA. Chyba czeka aż śnieg spadnie, żeby Indianka miała trudniej brnąć przez śnieg z opałem w rękach 500 metrów.
RUCHY RUCHY TAM W TYM URZĘDZIE! JA TU MARZNĘ! ZAPALENIA PŁUC DOSTANĘ!
Ten kraj potrzebuje mądrej władzy, która skasuje te wszystkie bzdetne i szkodliwe przepisy które są wymierzone przeciwko uczciwym obywatelom. Wiecie, że jeśli ktoś natnie sobie drewna bez zgody gminy to każą płacić kary albo do wiezienia zamykają? Kto to wymyślił??? Tak nękać obywateli na ich własnej ziemi???
Dostałam cynk od Przyjaciela, że warto wierzbę energetyczną posadzić wzdłuż strumienia, bo ponoć ją można ścinać bez pozwolenia. To cenna uwaga - może się przyda innym. Tutaj to nie wyda - bobry się zalęgły i żerują na strumieniu. Ścinają wierzby pasjami. Nie zdążą urosnąć. Nawet jeśli by ich nie było - to zanim te wierzby urosną - władze zmienią przepis który będzie wymagał zgody gminy. W naszym kraju przepisy bardzo się szybko zmieniają na niekorzyść szeregowych obywateli.
Ale może zdążę posadzić i wyhodować wierzbę na miedzy zanim cwaniaki z góry to opodatkują.
sobota, 13 października 2012
Zimno!!!
piątek, 12 października 2012
Czerwony Beton i Jego Pedały
czwartek, 11 października 2012
22 Słoje
Indianka usmażyła i zasłoikowała 22 słoje dżemu. Uff... Przyjechało kolejne puste 50 słoi które też trzeba zapełnić...
środa, 3 października 2012
Indianka Zmywa Naczynia
Indianka zmywa naczynia. Niestety, od czasu do czasu ta prowizoryczna czynność dopada również naszą dzielną kolonistkę :) Na piecu stoi dużo ciepłej wody, więc trzeba to wykorzystać, chociaż Indianka zmęczona już. Cały dzień dzisiaj pracowała – dla odmiany na dworzu. Piec się ledwo tli, ale tli i na razie to wystarczy, bo jabłek jeszcze nie nacięła i dzisiaj już nie natnie. Ale jutro jak najbardziej... Póki co, trzeba pozmywać gary i naczynia i zrobić miejsce na kolejne słoiki. Słoiki się kończą. Nie będzie w co pakować ten dżem. Może w butelki po kubusiach jako luźny mus lub sok?
Mimo wszystko, jakoś mało tych słoików. Czy aby przypadkiem wakacyjni pomocnicy ich nie wywalili?
Trzeba zbadać zakamarki piwnicy i strychu.
Bogactwo Jogurtów! :)
Wyszło w sumie 17 słoiczków i pojemniczków z jogurtem. Maleńkie i średnie. Nawet w plastikowych pojemnikach się jogurt ładnie ściął. Teraz pora schłodzić i jutro można jeść.
Nie polecam sprawdzania smaku w trakcie dojrzewania jogurtu. Jest naprawdę paskudny, zwłaszcza te początkowe fazy dojrzewania. Trzeba odczekać do końca procesu. Tym razem jogurt robiłam nie 12 godzin, ale 17 godzin. Ciekawe, jaki w smaku będzie. Jutro zdam relację :)
Podczas wyrobu tej partii jogurtu tym razem mleka nie zagotowałam, a podgrzałam do 86 stopni Celsjusza. Do każdego słoiczka włożyłam ździebko jogurtu i zalałam mlekiem o temperaturze ok. 40 stopni. Następnie ulokowałam słoiczki i pojemniczki na gorących garach stojących na piecu i tak przestały 17 godzin.
Od Czego Tu Zacząć?
Śniadanerek
Worek
wtorek, 2 października 2012
Dżem Gotowy!
Zrobiłam 6 słoi dżemu jabłkowego... wow... wyszedł przepyszny :) Tylko takie będę robić
:)Smaczny i słodziutki – wiadomo kto słodził ;) Jeszcze zostało mi dżemu na parę, góra 3 słoiki.
Już spać mi się chce, ale spróbuję dokończyć te słoiki i jeszcze chleb trzeba zrobic na jutro...
Okay, po dorobieniu kilku słoików razem wyszlo 9 słoików, słodziutkiego, pysznego, rozplywającego się w ustach dżemu. Pycha! No i jeszcze miseczka dżemu na jutro do świeżutkiego chleba, który już się piecze... Jedenasta w nocy! Pora spać!
Narobiłam się jak dziki osioł - jutro śpię do południa :)
Jogurt Gotowy!
A właściwie ma teraz dojrzewać do jutra rana :) Rano, tak za jakieś 12 godzin będzie gotowy... Tymczasem bateria kilkunastu słoiczków przykryta ręcznikiem wygrzewa się na gorącym garnku stojącym na piecu...
Ser Gotowy!
Twaróg kozi już w lodówce się chłodzi. Na jutro rano na śniadanie będzie gotowy :)
Pora na jogurcik. Mleko na jogurcik stygnie na stole w kuchni. Indianka raz po raz niecierpliwie sprawdza temperaturę, Czy już? Jeszcze nie! Za gorące mleko. Rządki słoiczków zaprawionych jogurtem czekają na mleczko o odpowiedniej temperaturce circa about 30-40 stopni.
Ostatni jogurt ten sprzed 2 tygodni wyszedł bardzo fajny: gęsty i smaczny. Jak serek homogenizowany. Świetnie się przechował aż do dzisiaj. Można spokojnie przechowywać po 2 tygodnie z tego wniosek. Wtedy Indianka mleko przegotowała, tym razem tylko podgrzała do 85 stopni Celsjusza.
Mus jabłkowy przepyszny. Indianka dokrawa kolejne jabłka. Dużo go jest. Teraz trzeba słoiki domyć, wyparzyć i niebawem musik pakować do słoików. A i sok przydałoby się zlać do butelek.
Więc butelki trzeba wyszorować, wygotować. Lejek do butelek już czysty – suszy się na suszarce.
Jeszcze jakieś mniejsze naczynie, bo Indianka nie da rady zlać sok z miednicy do butelki. Rozleje się jak nic :)
Jak zrobić jogurt?
Więcej Dymu Niż Ognia
Indianka napaliła w piecu by usmażyć powidła i nagrzać wodę do mycia garów i naczyń.
Nie ma ciągu i bardzo źle się w piecu pali. Więcej dymu niż ognia. Cała chałupa spowita gęstymi chmurami dymu. Aż siwo. No, ale trzeba ten etap rozpalania przeboleć. Jak już rozpali się i będzie grzało, to można drzwiczki od pieca zamknąć i dym znika przez okna.
Nakarmiła drób, psa i kota, dała koniom owsa i lizawkę zostawiła im na pastwisku. Sterta pism piętrzy się na szafce, ale to jeszcze nie koniec. Jeszcze trzeba nad tą stertą popracować, ale już prawie 16.00, więc ma ochotę na przerwę i odetchnięcie świeżym powietrzem. Jest otumaniona tym dymem...
Spacer! No i kozy wydoić. Dzień pochmurny, mokry. Padało w nocy. Chyba znowu coś siąpi, no, ale trzeba iść.
Postawiła na piecu wielki gar z pokrojonymi garnkami. Właściwie całą miednicę przykrytą wielką przykrywą. Deseczkę, którą wcześniej potrzebowała do mieszania w garze dla psów - wysuszyła i przeszlifowała z każdej strony fleksem, by ją wygładzić i dobrze oczyścić i zdezynfekować. Deseczka jest wystarczająco mocna by podołać wielkiej ilości jabłek w potężnym garze. Nie złamie się. Te sklepowe łyżki nie dałyby rady zamieszać takiej ilości jabłek czy dżemu. Deseczka Indianki jest bardzo mocna. Jak to deseczka ;)
No, ale miał być spacer? Trzeba się przewietrzyć. Dym szczypie w oczy.
Kozy wydojone. Mleka sporo - będzie jogurcik :) Poprzedni się akurat skończył... No i twaróg trzeba zrobić...
Kury skąpe, dzisiaj znowu tylko jedno jajo. Chyba chowają gdzieś...
Nadchodzi zmrok. Przydałoby się trochę suchych gałęzi przytargać z pola, ale Indianka musi garów pilnować.
Jabłka puściły pięknie sok, aż zastanawia się czy faktycznie go nie zlać do osobnych butelek... Jeszcze soku nie robiła :)
Jak się robi sok z jabłek?
Papiery!
poniedziałek, 1 października 2012
Witaj Październiku!
Wstał nowy piękny dzień, a wraz z nim wstała piękna Isabelle ;)))
Grunt to nie dać się zwariować w tym chorym kraju i robić swoje. A gdy są wybory - wybierać mądrze.
Masa roboty – jabłka czekają, ziemniaki czekają, kozy czekają – od czego zacząć?
Indianka nakarmiła i napoiła najpierw drób: pszenica, jabłka, woda. Skorupki się suszą, ale trzeba je podgrzać by dobrze doschły.
Psu karma ugotowana, kot dostanie mleka z chlebem mlecznym. Na śniadanie tylko jedno jajko w kurniku znalazła, ale ugotowała je na twardo i zjadła z półkromką. Zjadła jedną dużą żółtą antonówkę, wypiła herbatę. W lodówce jeszcze stoją dwa słoiczki z własnej roboty jogurtem. No to jogurcik jeden i kontynuujemy robotę.
A, jeszcze do pieprzonych papierów trzeba zajrzeć... Napisać, odpisać, uzupełnić.
Koniom dała owsa i jabłek. Całe szczęśliwe! Pasą się w sadzie jabłoniowym wygryzając tam trawkę.
Kozy na pastwisku. Pora zabrać się za dojenie, ale wiadro do mleka pełne jabłek. Najpierw trzeba je wysypać, wiadro umyć. Wydoić kozy i zaraz rozpalić w piecu i smażyć mus.
Kury puściła na trawę, na podwórko, bo tutaj mają większy wybór roślinności i bogatszą niż na ich wybiegu już mocno wyskubanym. Poza tym z wybiegu i tak wyskakują. Trzeba go uszczelnić, a na razie nie ma czym.
Dzięki za porady. Jabłka przetrwały do dzisiaj i mają się dobrze. Zaraz będę smażyć.
Dzień zaczęłam z muzyką francuską, bo jest taka... relaksująco-nostalgiczna :)
http://www.polskastacja.pl/webplayer/?channel=38niedziela, 30 września 2012
Jak długo pokrojone jabłka mogą czekać na smażenie i w jakiej temperaturze?
Nakroiłam wiadro jabłek i już nie mam siły rozpalać pieca i ich smażyć. Padam na twarz. Chcę zostawić pokrojone jabłka do jutra. Wsypałam cukier i przykryłam przykrywką. Czy można je przetrzymać do jutra zanim się zacznie smażyć na mus jabłkowy?
Indianka Kroi Jabłka
Indianka ma dość przebierania ziemniaków i siedzenia w piwnicy. Zabrała się za obieranie jabłek. Tym chętniej, iż prawdopodobnie są to osławione antonówki :) Nadają się świetnie na mus, ale także Indianka wyrabia z nich dżem. Tym razem ma zamiar zrobić mus. Jak się robi mus?
Jak się robi mus z jabłek?
http://www.zaradni.pl/porada/2940,jak_zrobic_mus_jablkowyIndiance znudziła się muzyka ludowa tak samo jak znudziło się przebieranie ziemniaków.
Pora na lekką muzykę francuską. Francuzi żyją lekko i niczym się nie przejmują. Indianka też już nie chce się wszystkim przejmować, o wszystko walczyć, pracować po kilkanaście godzin dziennie, zamęczać się.
http://www.polskastacja.pl/webplayer/?channel=38Za oknem piękny zachód Słońca. Złociste promienie zalały kuchnię. Indianka siedzi w kuchni, myje, obiera i kroi jabłka, a następnie wydłubuje z nich drogocenne nasiona. Za 5 lat powstanie tu wielki sad. Pomalutku. Krok po kroczku. Tym razem nie będzie się zadłużała w banku by kupić 2500 drzewek i harowała od świtu do nocy by to posadzić w terminie, tylko po to, by miejscowe łachudry ją okradły, a bezduszny ARiMR odebrał wszystkie dotacje. Nie zarobi też na Indiance żadna szkółka drzew owocowych – choćby z tego względu że Indiankę nie stać na zakup nowych drzewek.
Poprzednie drzewka częściowo rozkradzione, ostatnio wymarznięte, a ARiMR zamiast dać kasę na wznowienie produkcji rolnej – nic nie daje, tylko zabiera jeszcze te maleńkie dotacje obszarowe.
Indianka też musiała zrezygnować z programu na agroturystykę. Bo zabrali dotacje podstawowe, więc nie było na wkład własny wymagany przy tym programie. Więc agroturystyki tu nigdy nie będzie.
Tym bardziej, po przebojach z lesbami z Krakowa, które tu co prawda nie były na “agroturystyce” ale się tak zachowywały i zamiast być wdzięczne za darmowe udzielenie im dachu nad głową – jeszcze na Indiankę nakablowały i doprowadziły do zabrania jej pieska. Indianka żadnych perfidnych szmat w swoim prywatnym ukochanym domu gościć nie będzie. A z obcymi różnie bywa. Przyjedzie 10 fajnych, ale jedenasty okaże się podstępnym chamem co problemów narobi za dziesięciu. Lepiej nie ryzykować, zwłaszcza z Polakami. Polacy, to wredny naród. Zawistny do szpiku gości. Po prostu odpychający. Bywają ludzie porządni, sympatyczni, ale nigdy nie wie się na kogo się trafi, gdy się przyjmuje pod swój dach obcych. Te lesby co tu niestety zgodziła się przyjąć na swoje nieszczęście, to mega numer wycięły. Nie dość, że za nic nie płaciły, to jeszcze problemów narobiły. Przyjęła pod swój dach dwie kobiety w dobrej wierze, a one okazały się jadowitymi żmijami co podstępnie szkodzą znienacka.
Rok temu Indianka jechała autem z sympatycznymi ludźmi z okolicy. Mają wielki kawał ziemi i nic nie robią na niej, tylko biorą dotacje. Inni za nich obrabiają ziemię, koszą i sprzątają słomę z pól. Oni to mają w nosie. Tylko biorą dotacje od hektarów, a że ich mają sporo – więc biorą sporo. Indianka też nie będzie się już więcej zamęczała. Wydzierżawi część ziemi i tyle. Nie będzie tu nic inwestować. Zadba o siebie i o swoje potrzeby. Pojedzie na wakacje za granicę na rok czasu i będzie się bawić. Dość tej harówy. Nie ma klimatu dla pasjonatów ziemi w tym kraju. Żadnego wsparcia dla ludzi, co chcą robić coś pozytywnego. To niech ci co taki chory system stworzyli - niech ją pocałują w dupę.
Jedna niewolnica im ubędzie. Niech sobie sami wypracowują dochód brutto kraju.
Indianka wyszła na dwór zamknąć drób w kurniku i przestawić kozy na pastwisku. Suka przywlokła na ganek wyjątkowo śmierdzącą padlinę – nogę cielaka. Indianka ze wstrętem odwróciła się i zaczęła dławić się, bo smród był nie do zniesienia. Jakiś taki dziwny. Na wymioty jej się zebrało. Aż jej gwiazdki w oczach zawirowały. Padlina, ale z czymś jeszcze. Może była polana jakąś sodą kaustyczną czy co? Strasznie jedzie ten owłosiony piszczel.
Indianka ma już dosyć obierania jabłek. Jest już po 20.00. Pokroiła wiadro jabłek, wydłubała masę nasion. Lśnią teraz w spodeczku piękną, kasztanową barwą. Przydałaby się jakaś bibułka albo chociaż papier aby je wysuszyć. W spodeczku słabo będą schły i muszki owocówki się zalęgną, a może i pleśń się wda.