piątek, 29 marca 2019

Strasznie zmęczona i śpiąca

Jestem dzisiaj strasznie zmęczona i śpiąca po całym dniu pracy i emocjach.
Przeszkodzono mi w planach na dzień dzisiejszy. Skutkiem czego plan nie został wykonany. Przesunął się na jutro. Teraz muszę się wreszcie wyspać.
Jutro okaże się to, co się ma okazać.

W południe Tomek Sawicki napuścił na mnie policję. Ten Sawicki chce przejąć moją gospodarkę i zatruwa mi życie, gdy tylko może.
Na gospodarstwo przyjechało dziś czworo policjantów, w tym policjantka, która brała udział w kradzieży moich owiec i kóz w zeszłym roku, potem jeszcze dojechał współpracownik policji, Józef S., ten sam, który brał udział w truciu moich owiec i kóz.

Zajęli mi bardzo dużo czasu, czasu, który był mi potrzebny do opieki nad zwierzętami, zwłaszcza Dakotą, która miała dzień wcześniej wypadek. Koń potknął się na lisiej norze  wchodząc na strome zbocze i przewrócił się na plecy  spadając w dół. Klacz wpadła w taką wnękę, w takie wgłębienie terenu z którego nie mogła się wydostać i leżała tam na plecach wierzgający kopytami nie wiadomo ile godzin, ale chyba sporo sądząc po zrytej ziemi wokół i ugniecioną pod nią.  Ja znalazłam ją o 5:00 rano. Nie byłam w stanie wyciągnąć jej z tej wnęki. Klacz była wymęczona wielogodzinną szarpaniną i dostała kolki leżąc w tak niekomfortowej pozycji. Podałam jej do pyska wodę z cukrem żeby dodać jej energii.  Pomogło. Po pewnym czasie zmieniła pozycję. Trwało to, ale udało się jej częściowo wydostać z tego wgłębienia i leżała na brzuchu.

Przygotowałyśmy jej kolejną porcję wody z cukrem, żeby się napiła z wiadra. Próbowała wstać. Wstając zaplątała się w siatkę Sawickiego i znowu runęła. Próbując się wydostać z tej siatki wierzgała zaplątując się coraz bardziej.

Musiałyśmy z Brunhildą rozciąć siatkę żeby zdjąć druty z nóg klaczy. Wtedy klacz zsunęła się na pole Sawickiego. Bolesna kolka uniemożliwiała jej podniesienie się. Skontaktowałam się z weterynarzem. Prosiłam o przyjazd.
Odmówił. Skontaktowałam się z drugim - też odmówił pomocy zwierzęciu.
Wezwałam weterynarza, aby jej pomógł. Wezwałam drugiego od koni. Niestety, też nie przyjechał. Myślę, że to jest efekt tej nagonki co na mnie jest w internecie i powiecie. Weterynarze wolnej praktyki nie chcą wchodzić w drogę policji i Powiatowej Weterynarii, która brała udział w kradzieży moich owiec i kóz rok temu. Wiadomo, że PIWowi Olecko i policji zależy na tym, aby mnie wrobić w znęcanie się, aby uniknąć odpowiedzialnosci za wywiezienie mi rok temu zdrowych, dobrze odżywionych owiec i kóz.

Prosiłam Sawickiego aby przetransportował klacz swoim traktorem na moje podwórko i pomógł mi ją podwiesić na maszcie, żeby przyjęła prawidłową pozycję. Odmówił udzielenia pomocy zwierzęciu w potrzebie czyli standard w jego wykonaniu tak jak odmówił zawiezienia chorego psa do Olecka kilkanaście lat temu, gdy go prosiłam o to.

Sawicki zamiast udzielić zwierzęciu pomocy napuścił na mnie policję. Zjechało się ich aż czworo. Szukali na mnie haka jak mnie wrobić w znęcanie się nad zwierzętami. Sprowadzili swojego współpracownika, weterynarza, któremu nie ufam za grosz.

Ale ponieważ tamci weterynarze nie chcieli pomóc mojemu zwierzęciu, więc zgodziłam się, żeby ten coś zrobił skoro już przyjechał. Dał klaczy 3 kroplówki i zastrzyk rozkurczowy, po którym próbowała wstać. Były to jednak już długie godziny jak leżała i była bardzo wymęczona wierzganiem  i uciążliwą pozycją. Jednak leżała na brzuchu i można było jej podawać wodę do picia z wiadra I siano do jedzenia. Chciałam się tym zająć od razu po podaniu kroplówki, ale policjanci czuli przymus spisywania moich zeznań w  policyjnym aucie. Właściwie mogli z tym poczekać. Ratowanie klaczy było pilniejsze w tym momencie. Spisywanie zeznań zajęło godziny. Brunhilda dała klaczy pić, gdy ja byłam przesłuchiwana.

Gdy już wreszcie wyjechali było bardzo późno i ciemno.

Brunhilda zniknęła w międzyczasie, gdy byłam absorbowana przez przybyłych policjantów. Zaskutkowało to tym, że nie mogłam napoić klaczy, która w międzyczasie zmieniła pozycję i położyła się na boku. Nachlapałam jej wody do pyska gdy tak leżała ale nie dałam rady podać jej wiadro z wodą, bo nie było komu przytrzymać mi jej.

Przykryłam klacz derką, choć noc była ciepła.

Potem jeszcze zachodziłam do niej w nocy poiłam ją z butelki. Niestety była zbyt ciężka żeby ją unieść i większość wody wylewała się przelewała się przez pysk. Nie dostała tyle wody Ile chciała pić,  a widać było, że bardzo była spragniona.

Weszłam na internet i wysłałam do Brunhildy emaila żeby przyszła rano jak najwcześniej pomogła mi ją napoić. Na skrzynce emailowej zobaczyłam list od niej informujący mnie o tym, że nie przyjdzie w ogóle, bo idzie pracować do Zawad Oleckich. Rozpłakałam się, bo to był jak wyrok śmierci dla klaczy. Następnego dnia mimo wszystko Brunilda pojawiła się, ale to już było za późno.  Moja piękna klacz nie żyła :((((

Indianka

8 komentarzy:

  1. Niestety nie jest dobrze i co gorsze nic się nie da zrobić

    OdpowiedzUsuń
  2. Indianko! tak bardzo mi przykro! :( co się stało z źrebaczkiem?? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Indianko wiadomo coś? Źrebaczek został w śeodku klaczy? Odpisz prosze.. Twoja imienniczka.

      Usuń
  3. którego malucha osierociła Dakota? Jeśli dobrze pamiętam, to któraś z klaczy była źrebna i mam nadzieję,że nie ta nieżyjąca.

    OdpowiedzUsuń
  4. Weterynarz odjechał od cierpiącego, leżącego konia?

    OdpowiedzUsuń

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!