wtorek, 30 czerwca 2009

Odwiedziny bezkompromisowej mieszczki

Upał. Od dwóch dni upały trudne do wytrzymania. Jeszcze wczoraj trochę ulgi przyniósł mały deszcz. Wczoraj zasuwałam cały dzień głównie w domu, piorąc, zmywając, gotując, sprzątając.
W którymś momencie wpadł kolega i pomógł w kopaniu dołków pod drzewka. Ambitnie wykopał sporo przyzwoitych dołków.
Ja w tym czasie nalałam mnóstwo wody do kotłów i garów na piecu, przytargałam opał i napaliłam w piecu, aby nagrzać wodę do mycia, zmywania i prania.
Pod wieczór podjechaliśmy do wsi na przystanek po moją przyjaciółkę. Przywieźliśmy ją i jej torby do mnie.
Przygotowałam jej gorącą kąpiel, bo była spocona i nieświeża po podróży. Wiadrami nalałam pół wanny gorącej wody. Przyjaciółka poszła się kąpać, ja gotować obiadokolację, a kolega dokończyć rządek z dołkami.
Kolega skończył kopać dołki i pojechał do domu, a my zjadłyśmy obiadokolację, odgruzowałyśmy pokój gościnny dla przyjaciółki, zmieniłyśmy pościel na nową i pachnącą, a potem do późna w nocy rozmawiałyśmy. Koleżanka poszła spać, a ja kąpać się.
Urządziłam sobie podobną kąpiel co koleżance. Skonana pracowitym dniem i długimi nocnymi rozmowami poszłam spać nad ranem.
Długo nie pospałam. Wstałyśmy rano i zrobiłam śniadanie dla nas. Poprosiłam koleżankę, by wlączyła do prądu toster. Włączyła wyjmując wpierw wtyczkę od zamrażarki. Niestety, dopiero po tygodniu się zorientowałam, że zamrażarka nie działa. Psy będą miały co jeść... :)

Po śniadaniu oprowadziłam przyjaciółkę po moim rancho. Wróciłyśmy pod dom by odsapnąć nieco pod cienistymi gruszami. Wypiłyśmy wodę z sokiem. Koleżanka po spacerze chciała umyć twarz. Zaniosłam jej miseczkę z ciepłą wodą do jej łazienki i wstawiłam do umywalki. Zamiast skorzystać z tej miseczki z wodą wolała przegotować wodę w czajniku elektrycznym i nalać przegotowanej wody do kubka od herbaty i z niego się myć. Trochę się zdziwiłam.
Zobaczyłam, że zdjęła pościel ze swojego łóżka. Znowu się zdziwiłam: „To ty już chcesz wyjeżdżać?” Koleżance rancho podobało się, ale nie podobało się, że wodę do łazienki trzeba brać z kuchni. Stwierdziła, że jest przyzwyczajona do prysznica i tylko tak umie się umyć i tylko taka forma kąpieli jej odpowiada i inaczej nie może. Spakowała się i wyjechała tam gdzie z kranów łazienkowych tryska woda.
Oto jak brak bieżącej wody w łazience potrafi przekreślić wieloletnią przyjaźń. Nasza przyjaźń nie przetrzymała próby wody... ;P


11 komentarzy:

  1. Indianko-z Ciebie jest twarda kobita,zahartowana w bojach,nawykła do trudnego prostego życia.Myśle Twoja koleżanka wyobrażała sobie pobyt u Ciebie bardziej "wczasowo" i te spartańskie warunki przeraziły Ją :-(( Rozumiem Twoje rozczarowanie.Ale takie życie-ile ludzi tyle charakterów i róznych oczekiwań.Pal licho miejską Damulke-nie ona jedna na świecie :-))
    Pozdrawiam i podziwiam Twoje samozaparcie i upór-lektura każdego kolejnego posta utwierdza mnie,ze z takim charakterkiem osiągniesz wszystko co sobie zaplanowałaś-czego zresztą z całego serca życzę i ciepło pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Anula. Masz dużo racji w tym co piszesz. Fakt, jest mi przykro. Tyle lat się nie widzieć, a wcześniej jeszcze więcej lat się przyjaźnić i zmarnować to przez byle błahostkę. W końcu się przecież umyła i zadowolona była, że pozbyła się podróżnego brudu, gdy ją pytałam po kąpieli.

    Co za różnica, czy woda leje się z kranu czy z wiadra. Ważne by była czysta i gorąca.

    Koleżanka z miasta miała jakąś paranoję na temat wody. Nie dowierzała mi, że ta wodociągowa woda jest normalnie chlorowana i uzdatniana dla użytku dla ludzi, tak samo jak w mieście. Wcześniej przed przyjazdem pytała, czy mam prąd w domu :)))) bo nie wiedziała, czy ma brać suszarkę. Ja mam i prąd i suszarkę do włosów :). Dziwnie mi po tym wszystkim.

    Dzięki za słowa wsparcia.

    OdpowiedzUsuń
  3. zatkalo mnie :) wiesz - moze to nie wina przyjaciolki tylko jakis rodzaj natrectwa? ona inaczej nie umie i juz .. ? dla mnie to troche smieszne, cale zycie jezdzilam na wakacje pod namioty , pilismy wode z jeziora, mylismy sie w miskach woda podgrzewana na butli gazowej albo i w zimnej :))) normalka . W naszym domku najpierw trzeba sobie recznie wyciagnac wode ze studni , hihihi , pewnie dostalaby zawalu ;)Tyle ze to uciazliwe, na pewno szybciej lac ciepla wode z kranu . Pisalas ze masz wododciag podlaczony, nie myslalas nad zamontowaniem bojlera ? My nie mamy jeszcze pradu ;) , ale tez nie mieszkamy jeszcze na stale . pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem co jej jest – natręctwo, snobizm, egoistyczne wygodnictwo czy wielkomiejska maniera, ale było to przykre.

    Kilka lat temu zrobiłam częściowy remont chałupy. Urządziłam dwa pokoje z łazienkami. W kranach była zimna i gorąca woda (mam bojler). Pokoje stały puste całe wakacje. Przyjaciółkę już wtedy zapraszałam by przyjechała, ale nie skorzystała. Po niespełna roku rury popękały i instalacja wymaga wymiany. Wodę bieżącą mam tylko w kuchni (od niedawna). W kuchni nalewam wodę do ogromnych kotłów stojących na moim gigantycznym piecu i rozpalam ogień, jeśli chcę gorącą wodę. Nabieram nagrzaną wodę wiadrami i wlewam do wanny lub brodzika by się umyć, pralki wirowej by wyprać, do zlewów w kuchni wstawiam miski z wodą i w nich zmywam naczynia.

    Także kiedyś jeździłam pod namioty :) Wody z jeziora co prawda nie piłam, ale ze strumienia górskiego tak :) Smaczna była :)

    Główny zawór mam w piwnicy. Stamtąd przez długi czas nosiłam wodę wiadrami na parter. Dlatego aby sobie zaoszczędzić dźwigania, latem ustawiałam wiadra, miski i gary pod okapem domu i podczas opadów zbierałam deszczówkę do zmywania. Woda w wiadrach, miskach i garach nagrzewała się za dnia i po południu miałam ciepłą wodę do zmywania, a nawet do umycia głowy czy kąpieli. Wynosiłam szampon, mydło, gąbkę i ręczniki na dwór i kąpałam się w pełnym słońcu. Świetna sprawa, tak pluskać się w ciepły letni dzień na otwartej przestrzeni. A włosy jakie miękkie i falujące po takiej płukance! :)

    Także naczynia się dużo przyjemniej zmywa w miskach stojących na trawie niż w zlewie w budynku. Zimą, gdy zawór zamarzł, nosiłam wodę do zmywania ze strumyka. Bywało tak, że przy minus 30 stopniach na dworze, zanim doniosłam wiadro z nabraną w oddalonym o 100-150 metrów strumyku do domu – woda w wiadrze zamarzała.

    Na pewno takie manewry są uciążliwe zwłaszcza w trzaskające mrozy, ale byłam dzielna i przywykłam. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma takie zdolności adaptacyjne. Ale akurat w przypadku przyjaciółki, to nie ona się narobiła przy noszeniu wody, paleniu w piecu itd. tylko ja, tym bardziej nie rozumiem jej niezadowolenia i wyjazdu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ludzie sa dziwni, a przykre jest to kiedy okazuje sie ze to jacys nasi bliscy .
    Z rurami rzeczywiscie - tragedia ;/ nie dosc ze wymiana instalacji, to jeszcze pewnie trzeba wszystko posprawdzac i dodatkowo izolowac zeby sie nie powtorzylo w przyszlosci . Podziwiam opanowanie, bo mnie by szlag trafil - tyle wlozonej pracy i... Swoja droga to dodajesz mi optymizmu :) My sie martwimy jakims pradem , coz to jest ;) Jak czytam Twojego bloga to dochodze to radosnego wniosku ze wszystko jest mozliwe i kazda przeszkoda do pokonania jesli sie bardzo chce . pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ze wszystkim mozna sobie poradzic, wystarczy CHCIEC. :-)
      Ta instalacja juz drugi czy trzeci raz zamarzla.
      Hydraulik musi wreszcie ja tak przerobic, aby tego mozna bylo uniknac.
      Bezwzglednie musi byc spust wody w przypadku ogromnych mrozow i przemarzania piwnicy.

      Usuń
  6. Podziwiam Cię i Twój upór ;-), zrozumiałaś, że ta fałszywa przyjaciółka nie zasługuje na Twoją przyjaźń, jak czytałem Twojego bloga, prawie spadłem z fotela ze śmiechu hehe "paniusia", ludzie przez tyle lat świetnie dawali sobie radę bez pryszniców, mimo że mieszkam w dużym mieście, brak prysznica by mnie nie przeraził i to jeszcze w zielonych płucach Polski :-) Pozdrawiam, tak trzymaj :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja osobiscie wole wanne i wymoczyc sie w niej pare godzin :-)
      Mam wanne w domu i ja uzywam gdy zimno na zewnatrz, a latem kapie sie w strumieniu lub kascie nad rzeka :-)

      Usuń
  7. "Czas wędrował za nami
    Zmienił nas i przyjaciół pozmieniał
    Wszyscy gdzieś się rozbiegli po świecie
    Dziś zostały już tylko wspomienia".

    OdpowiedzUsuń
  8. I jeszcze refren do tej piosenki.
    "To co było minęło
    To co było nie wróci
    Tylko wiatr, wędrowny wiatr
    Nasze piosenki nuci"
    Pozdrawiam
    Marek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziecinstwo nie wroci, ale przyjazn mozna reaktywowac.
      Wystarczy chciec :-)

      Usuń

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!