niedziela, 11 marca 2012

śnieg, śnieg, śnieg!

Na Mazurach sypie śnieg. Cała śnieżyca wirująca, potężnymi płatkami śniegu na szybach się osadzająca. A w nocy padał rzęsisty deszcz! Co za zdradliwa pogoda!

sobota, 10 marca 2012

Wolny Uniwersytet Wirtualny

Indianka wpadła na nowy pomysł. Postanowiła założyć Wolny Uniwersytet Wirtualny (w skrócie WUW wym. z angielska łał :D)
 
Internet to znakomita platforma do samodzielnego studiowania. W Polsce istnieją pierwsze uczelnie internetowe, ale są płatne.
 
Indianka uważa, że Państwo powinno zadbać o edukację szerokich rzesz obywateli lepiej, ułatwiając naukę biednym mieszkańcom odległych od miast wiosek, wioseczek.
 
Szkoły w zasadzie już nie są potrzebne. Zamiast wydawać miliony na utrzymanie budynków szkół - można by te pieniądze zainwestować w nowoczesne systemy nauczania przez internet.
 
Wówczas kraj zyskałby w dwójnasób: zaoszczędziłby ogromne koszty utrzymania tysięcy budynków szkolnych i zyskałby miliony dobrze wykształconych specjalistów i naukowców.
 
Zaoszczędzone miliony można by wykorzystać do poprawy infrastruktury sportowej i rekreacyjnej w miastach, miasteczkach i wsiach, tak, by zadbać o formę fizyczną społeczeństwa - zwłaszcza rosnących dzieci i młodzieży.
 
Za zaoszczędzone pieniądze można by sfinansować nowoczesne opracowania rozmaitych materiałów do nauki samodzielnej - czyli podręczniki w formie online i do ściągnięcia, audiobooki, egzaminy państwowe online - tak by uczniowie i studenci mogli sprawdzać poziom swojej wiedzy i uzyskiwać na podstawie tych zaliczeń i egzaminów internetowych - dyplomy ukończenia uczelni.
 
Natomiast praktyki, ćwiczenia - mogłyby się odbywać w zakładach pracy.
 
Opustoszałe budynki szkolne można by zaadaptować na hotele, pensjonaty i hostele i czerpać zyski z ich wynajmu oraz z tych zysków finansować naukę w Państwie.
Np. fundować stypendia dla  najzdolniejszych uczniów - jako wynagrodzenie za ich ciężką pracę w rozwój swoich umiejętności, które w przyszłości przysłużą się krajowi.
 
Myślę, że taka diametralna zmiana dobrze by zrobiła krajowi i by była bardzo pożyteczna dla całego społeczeństwa. A co Wy sądzicie drodzy czytelnicy?
Jakbyście to zorganizowali?

Winnetou

Nadszedł weekend. Jakiś czas temu Indiance zepsuł się telewizor i postanowiła, że nie będzie go naprawiać. Trochę szkoda ulubionych seriali (CSI Miami, CSI NY, Bonnes, The Listener itp.), ale większość nadawanych programów jest dla Indianki nudna, a część nawet irytująca kipiącą w nich obłudą i infantylnością, więc uważa ich oglądanie za stratę czasu, tak samo jak oglądanie reklam.

Podobnie radio – słuchanie muzyki i reklam przeplatanych nieprzyjemnymi wiadomościami – to strata czasu. Na to co się dzieje w polityce i gospodarce kraju Indianka nie ma wpływu, więc nie chce o tym słuchać. Nie chce słuchać o kolejnych prawnych i ekonomicznych bzdetach produkowanych przez obecne władze. Ten rodzaj ignorancji pozwoli jej zachować dobry nastrój na co dzień.

Natomiast współczesna muzyka radiowa - owszem, jest przyjemna, ale jakoś taka mało odkrywcza i nieporywająca. Wystarczy w zupełności posłuchać kilku utworów na dzień i nie ma się ochoty na więcej.

Indianka postanowiła bardziej świadomie korzystać z mediów. Lubi oglądać i słuchać zjawiska i rzeczy, które są rozwijające i poszerzające horyzonty i wiedzę. Polska TV ani radio nie rozwija. Są po prostu nudne. Zabijają czas.

Indianka ma mało czasu, więc szkoda jej marnować go zmuszając się do oglądania nudnawych programów. No, z wyjątkiem kilku fajnych programów jak np. programy prowadzone przez Makłowicza, Cejrowskiego czy Martynę Jakubowską. Te programy Indianka akurat bardzo lubi oglądać. Ale takich programó jest mało.

A brakuje jej programów typu National Geographic – programów które pokazują i uczą o świecie, o przyrodzie, o nauce i badaniach. Te rzeczy jednak można znaleźć w internecie i tam sobie obejrzeć albo poczytać o ciekawostkach rozmaitych. Co prawda te przeglądanie utrudnia słabość łącza internetowego i niska szybkość i jakość przekazu. Ale przy odrobinie samozaparcia można obejrzeć to i owo. Jednak Indianka nie ma czasu by męczyć się z wolniutkim internetem, zatem postanowiła sięgnąć do swoich zasobów audiobookowych.

Niezmiernie miło i przyjemnie jest wyciągnąć się wieczorem w łóżku i włączyć ciekawą i zabawną powieść Karola Maja – Winnetou. Równie miło, zamiast włączać rano radio czy TV – jest zacząć dzień od kolejnego rozdziału przygodowej powieści Karola Maja. Taka powieść dobrze nastraja na cały dzień. Przy tym jej formuła w postaci nagrania dźwiękowego - jest bardzo wygodne i nie absorbujące. Indianka jednocześnie może myć zęby w łazience, szykować śniadanie w kuchni, podkładać do pieca – a powieść niestrudzenie snuje się do przodu ku uciesze i przyjemności Indianki. Przeto Indianka bardzo poleca wszystkim zapracowanym i zajętym codziennymi obowiązkami, a chcącymi się rozwijać ludziom – ten rodzaj przyswajania literatury.

Powieść czytana nie zabiera dodatkowego czasu. Można ją słuchać przy okazji, np. w drodze do pracy czy z pracy, w pociągu, tramwaju, autobusie. W trakcie sprzątania mieszkania. W trakcie wykonywania fizycznej pracy w ogrodzie czy gdziekolwiek. To świetna sprawa. Człowiek tym samym wzbogaca swoje życie a i przy okazji poszerza swoją wiedzę i staje się człowiekiem wysoce wykształconym – w dodatku bezboleśnie, bez uciążliwego zakuwania przed klasówkami, kolokwiami itd. Co więcej, jego język rozumiany i wypowiadany się ubagaca. Taka osoba osłuchana wieloma ciekawymi, ambitnymi powieściami – robi wrażenie w towarzystwie... ;) Tak więc Indianka zachęca szarych zjadaczy chleba do stania się wytrawnymi znawcami barwnej literatury światowej...

czwartek, 8 marca 2012

Metoda mimochodem

Nadszedł czas by odświeżyć jedną z zasad Kodeksu Indianki – metodę mimochodem.

Gdy człowiek osłabiony, nadmiarem obowiązków przygnieciony – aby się nie zniechęcać ogromem zadań piętrzących się każdego dnia przed człowiekiem – warto zastosować metodę mimochodem.

Chodzi w niej o to, by wykonywać różne drobne czynności mimochodem. Idąc przez mieszkanie Indianka gdy widzi coś, co wymaga poprawienia – poprawia.

Stosując się do tej metody – Indianka powoli porządkuje domek.

W łazience są do umycia dwa kaloryfery i kawał ściany, a właściwie dwa kawały.

Nija która w tej łazience 4 godziny spędziła niby ją myjąc – okazuje się, że łazienki nie domyła. Młoda, silna, zdrowa – a żadnego pożytku z niej nie ma.

Indianka ongiś w pół dnia sprzątała, zmywała po 50 łazienek dziennie, a tu dziewucha z jedną łazienką nie umiała sobie poradzić w 4 godziny. Dziewczynisko nigdy w życiu nie pracowało, do tego się do roboty nie przykładało. Pogonić darmozjadów i nie wpuszczać tu nowych! – taka się Indiance konkluzja nasuwa, gdy zmywa ściany i kaloryfery nie domyte przez Litwinkę.

Litwinka gdy naczynia myła, to po umyciu 3 talerzy ręce sobie oglądała marudząc, jak to się strasznie napracowała. A i udało jej się kilka talerzy wyszczerbić – tyle w jej rękach zręczności.

Indianka stosuje też technikę “jednocześnie”. Polega ona na jednoczesnym wykonywaniu paru lub kilku czynności. Np. Indianka zmywa naczynia i jednocześnie słucha lekcji hiszpańskiego.

Dziś Indianka wykonała serię drobnych czynności stosując metodę mimochodem:

Rano roznieciła ogień w piecu, podłożyła do niego nowe drewno, poszatkowała cebulę i usmażyła, ugotowała ziemniaki. Namoczyła bieliznę do prania, nalała wody do garów na piecu, zmyła naczynia, nalała wody dla drobiu, zmyła kaloryfer w łazience, umyła blaty biurka i stołu, włożyła flance roślin domowych do wody do ukorzenienia, włożyła papiery do kolorowych pudeł tekturowych, przygotowała doniczki pod siew ziół i pojemnik pod siew pomidorów.

Teraz musi wyjść i dać siana koniom i kozom. Normalnie to robiła wcześnie rano, ale tym razem się bała, że gdy zacznie od tej czynności, to potem zabraknie jej czasu i przede wszystkim siły na inne drobne czynności – tak jak się to stało wczoraj.

Dziś pogoda piękna, słoneczna. Zachęca do wyjścia na dwór. Więc pora wyruszyć na podwórko i nasypać koniom i kozom siana do oporu.

Indianka lata zawsze po domu jak Sulejukowa z filmu Ranczo. Jedyna pożyteczna rzecz jaką podpatrzyła u wwooferów to ich nieśpieszny styl pracy. Warto sobie go przyswoić, to może taka zmęczona nie będzie. Najwyżej wszystkiego co ma do zrobienia nie zrobi danego dnia.

Uff, gdy się przebywa w domu to trudno się zebrać by wyjść. Ale warto – na dworze ładnie, słonecznie. No i konie i kozy czekają na siano! Trzeba iść. Trzeba też rozpałki nazbierać i naszykować na jutro. Drewna podłożyć do pieca...

Pogoda na zewnątrz piękna. Tyle Słońca! Cała ziemia Indianki nim zalana. Na niebie ani jednej chmurki. Powietrze jeszcze mroźne, ale w Słońce grzeje i czuć to. Psy i kozy wyłożyły się wygodnie na podwórku i zażywają kąpieli słonecznej.

Konie po drugiej stronie stajni zjadają powoli siano również wystawiając swe ogromne ciała ku Słońcu.

Indianka nałożyła koniom i kozom siana. Pościeliła świeżą słomą porodówkę dla klaczy i porodówki dla kóz. Klacz wielka, pękata. Ledwo kolebie się na swych nogach. Zanosi się na dużego źrebaka. Oby tylko dała radę sama urodzić. Indianka będzie musiała jej asystować i pomagać przy porodzie, a w razie problemów wezwać weterynarza.

No, dzisiaj Indianka odczuła przypływ energii i jakoś z grubsza ogarnęła dom i stajnie, nawet kawałek podwórka wygrabiła znowu.

Pora zabrać się za papiery a i posiać zioła w doniczkach by było czym przyprawiać potrawy.

Oaza - Po trochu - liryki

Dzień Kobiet!

Z okazji Dnia Kobiet wszystkiego dobrego wszystkim kobietom, a zwłaszcza singielkom :)

środa, 7 marca 2012

Debilne terminy wypłat dotacji obszarowych dla rolników

Mędrcy z rządu POwskiego nie rozumieją, że rolnictwo to roczny cykl określony i nie można orać w lipcu pola aby mieć z niego plony.

Bolą stawy

Indianka odkryła wreszcie przyczynę swojego codziennego porannego zmęczenia. Budzi się rano i już jest zmęczona, osłabiona i czuje się połamana. Wsłuchała się w swoje ciało i dotarło do niej, że to reumatyzm. Tylko kilka godzin rano jest w stanie popracować i koło południa pada na twarz zmęczona.

Więc brakuje jej czasu na wszystkie obowiązki które ma do spełnienia. Gdy rano popracuje przy zwierzętach – po południu już nie ma siły zajrzeć do papierów.

Trzeba przeorganizować swój dzień pracy, tak, by starczyło czasu na wszystko chociaż po troszku.

Rano nakarmić zwierzęta, zaraz potem zabrać się za papiery, a potem za gotowanie obiadu i sianie nasion w doniczkach. Zwierzęta trzeba nakarmić fest, chociaż część papierów przejrzeć i napisać odpowiednie pisma, wysłać korespondencję, chociaż trochę nasion posiać.

Dzisiaj rano napaliła z rana w piecu, zjadła śniadanie, zajrzała na chwilę do internetu, nakarmiła zwierzęta, wygrabiła kawałek podwórka.

Na piecu na wielkich garach pełnych gorącej wody stoją donice, doniczki i pojemniczki z wysianymi nasionami. Każdy starannie przykryty folią, aby ziemia nie przeschła i by chronić przez przemarznięciem młode kiełkujące warzywa. Donice ciepłe, nagrzane gorącym powietrzem z pieca i podgrzane garami wypełnionymi gorącą wodą. Przydałaby się półka nad piecem do stawiania doniczek. Na razie nie ma, więc gary są okupowane doniczkami.

Część doniczek stoi też pod piecem, bo się nie mieszczą wszystkie.

Ciekawe, czy w tym roku warzywa się udadzą. Trzeba zaorać kawałek pola, bo Indianka nie ma siły ni czasu by kopać szpadlem. Poletko pod stajnią nadaje się wybornie pod warzywa. Od strony północnej osłonięte ścianą stajni. Lekki skłon ku południowi. Ziemia żyzna, nafaszerowana starym, przegryzionym obornikiem. Trochę sęków sterczy z ziemi po dawnych krzakach które tu rosły, a które Indianka wycieła. Te sęki to muszą zgnić, aby przestały przeszkadzać w uprawie tego kawałka ziemi. Są suche – można spróbować je wypalić.

Planowany ogródek trzeba ogrodzić zanim cokolwiek tu będzie posiane. Indianka nie ma siatki, ani pieniędzy by ją kupić, a pastuch jest niewystarczający jako ochrona przez zwierzętami. Nawet bardzo gęsty jest niewystarczająco gęsty aby powstrzymać kurę przed dostaniem się do środka i grzebaniem w ziemi, czy przed zającem z pobliskiego lasu i łąk.

Może by jakiś płotek gęsty, drewniany? Choćby z żerdzi? Najpierw trzeba kołki naszykować, a piła nie działa. Złe paliwo zniszczyło silnik.

Ziemia jeszcze zamrożona, twarda. I tak nie da się w niej kopać, by kołki wkopać. Ale można taczką podjechać i pozbierać cegły, potłuczoną dachówkę, kamienie i sprzątnąć to miejsce zanim nadejdzie czas siewu i grodzenia.

Indianka weszła na chwilę do domu, by odpocząć po nałożeniu i rozłożeniu siana koniom i kozom. Weszła i już nie wyjdzie. Nie ma siły. Chciała jeszcze nanieść siana do stajni na noc dla klaczy i kóz, które będą niebawem rodzić. Już nie ma siły. Ma się ochotę położyć. Ale tutaj trzeba do pieca podłożyć, bo ogień zgaśnie i zrobi się zimno – padną młode siewki.

No i trzeba ziemniaki obrać, obiad ugotować. Stawy bolą. Jeszcze jasno w kuchni, więc trzeba zabrać się za obieranie ziemniaków i zmywanie garnków. A potem do łózka - wreszcie odpocząć...

wtorek, 6 marca 2012

Podwójny rozbój w biały dzień

W latach 50tych zeszłego stulecia, komunistyczny rząd Polski okradł Kościół Polski z majątku ogromnej wartości, proponując w zamian nieadekwatny co do zagrabionego Kościołowi majątku - fundusz kościelny na poczet utrzymania Kościoła. A teraz nowy niby demokratyczny rząd kradnie Kościołowi ten ustanowiony na poczet zagrabionego majątku znikomy fundusz. Nic dodać, nic ująć. Kościół powinien wystąpić do rządu o zwrot zagrabionego w latach 50tych majątku. To ogromne pieniądze. Tereny, nieruchomości - ogromnej wartości.

List Otwarty do Prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska

List Otwarty do Prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska

06.03.2012

Rolnicy, zgromadzeni na akcji protestacyjnej, zorganizowanej przez Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjny Rolników Województwa Zachodniopomorskiego wystosowali list otwarty do premiera Donalda Tuska. Poniżej przedstawiamy jego treść:


Panie Premierze, 

My rolnicy, zgromadzeni na akcji protestacyjnej, zorganizowanej przez Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjny Rolników Województwa Zachodniopomorskiego 
w dniu 29 lutego 2012 roku, wyrażamy swoje zdecydowane oburzenie oraz głęboki sprzeciw wobec ostatnich działań Pana Rządu w obszarze rolnictwa. 
Skutki tych działań, szczególnie boleśnie odczują właściciele tworzonych z ogromnym trudem, prężnych gospodarstw towarowych naszego województwa

Nasz sprzeciw budzi nie tylko fakt wprowadzenia niekorzystnych rozwiązań, ale również sposób ich wprowadzenia - z zaskoczenia, bez konsultacji.
Panie Premierze, tak nie postępuje dobry gospodarz, tak nie traktuje się obywateli 
w demokratycznym państwie.
W dniu 13 stycznia br. Sejm uchwalił ustawę o składkach na ubezpieczenie zdrowotne rolników za 2012 r.. Przez rok od wydania orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, w którym zakwestionowano finansowanie ze środków publicznych składek zdrowotnych rolników, bez względu na ich status materialny, polski Rząd nie opracował stosownych zmian zgodnych z ustawą zasadniczą. Na dokonanie tych zmian TK dał czas 
do 4 lutego 2012r. 
Projekt nowej ustawy wpłynął do Sejmu w dniu 5 stycznia i nie został poprzedzony konsultacjami społecznymi. Ustawa miała naprawić nierówność grup społecznych wobec prawa, tymczasem jej skutkiem będzie jeszcze większe zróżnicowanie kosztów ubezpieczenia zdrowotnego. Duże, rozwojowe gospodarstwa będą płaciły składki wyższe niż przedsiębiorcy w systemie ZUS. Z drugiej strony nic nie zapłacą właściciele gospodarstw o powierzchni poniżej 6 ha przeliczeniowych oraz ich domownicy ale również osoby dobrze sytuowane, 
nie będące rolnikami, które nabyły małe gospodarstwa i swego czasu skorzystały 
z możliwości przystąpienia do KRUS. 
W dniu 25 stycznia, wpłynął do Sejmu, a 27 stycznia został przyjęty rządowy projekt ustawy o zmianie ustawy o płatnościach w ramach systemów wsparcia bezpośredniego. Przyjęta ustawa, wprowadza między innymi pojęcie modulacji.
W uzasadnieniu do ustawy czytamy: „Modulacja płatności polegać będzie na redukcji płatności bezpośrednich finansowanych z budżetu unijnego, które mają zostać przyznane rolnikowi, o 4%, jeśli kwota przewyższa 300 tys. euro.”
Natomiast z materiałów szkoleniowych ARiMR, które pojawiły się w tym samym czasie możemy się dowiedzieć, że modulacja będzie miała zastosowanie 
1) w odniesieniu do krajowych płatności uzupełniających, zastosowanie będzie miała modulacja:
? powyżej kwoty 5 000 euro, zmniejszenie będzie wynosiło 10%,
? powyżej kwoty 300 000 euro, zmniejszenie będzie wynosiło 4%.
Planowane zmniejszenie płatności bezpośrednich o 10% ma dotyczyć gospodarstw uprawiających więcej niż 22 ha (w woj. zachodniopomorskim gospodarują one łącznie na
ok. 80% użytków rolnych). 
Sposób postępowania administracji rządowej w tym zakresie jest skandaliczny.
Brak rzetelnej informacji, konsultacji społecznych, działanie z zaskoczenia oraz 
nieprzedstawienie stanu faktycznego i metodologii wyliczeń uzasadniających wprowadzenie modulacji. Ze względu na potencjalne znaczne skutki finansowe dla naszych gospodarstw sprawa wymaga pilnego wyjaśnienia.
Dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej dokonał kolejnej weryfikacji wód powierzchniowych i podziemnych wrażliwych na zanieczyszczenie związkami azotu 
ze źródeł rolniczych. W projekcie rozporządzenia, oprócz dotychczasowego OSN w zlewni rzeki Płoni, zaproponował utworzenie 7 nowych OSN (w zlewni Kanału Cedyńskiego, 
w zlewni rzeki Myśli, w zlewni rzeki Omulnej, w zlewni rzeki Małej Iny, w zlewni rzeki Krąpiel, w zlewni rzeki Gęsiej).
Poważne wątpliwości budzi zarówno przyjęta metodologia badań (dobór miejsc pomiarów, analiza wyników głównie w oparciu o modelowanie matematyczne, interpretacja) oraz co jest ostatnio normą - niedostateczna ilość informacji i konsultacji społecznych.
Wprowadzenie w życie rozporządzenia, a następnie stosownych programów ochronnych łączy się z poważnymi konsekwencjami ekonomicznymi dla znacznej części gospodarstw rolnych (ograniczenie intensywności produkcji, dodatkowe inwestycje, wykluczenie możliwości korzystania z niektórychprogramów rolno środowiskowych). Należy podkreślić, że problem dotyczy gospodarstw funkcjonujących na najlepszych glebach w województwie.
Skutki opisanych wyżej działań nałożą się na znaczne obciążenia kredytowe związane z modernizacją gospodarstw i koniecznością wykupu dzierżawionej ziemi, 
a przecież w niedalekiej perspektywie ANR zacznie sprzedawać ziemię uwolnioną 
w ramach ustawy z dnia 16 września 2011r. 
Ulubionym argumentem uzasadniającym kolejne restrykcje wobec naszych rolników, używanym przez administrację rządową różnych szczebli są wymogi i dyrektywy UE. 
Tymczasem w okresie, w którym miały miejsce wszystkie opisane wyżej zdarzenia Parlament Europejski podjął rezolucję w której deputowani zaproponowali wsparcie 
dla rolników. Całkowity koszt środków produkcji ponoszony przez rolników UE wzrósł 
w latach 2000- 2010 średnio o prawie 40 proc., natomiast ceny skupu wzrosły średnio o mniej niż 25 proc. Dlatego należy wspomóc rolników.
Wyższe ceny żywności nie przekładają się automatycznie na wyższe dochody rolników, przede wszystkim ze względu na szybkość wzrostu kosztów środków produkcji rolnej i zwiększającą się rozbieżność między cenami produkcyjnymi, a konsumpcyjnymi. Dodatkowo producenci pierwotni nie mogą w pełni czerpać korzyści ze wzrostu cen zbytu, ponieważ są one „ściśnięte” między niskimi cenami producenta, które wynikają z silnych pozycji przetwórców i detalistów, a wysokimi cenami środków produkcji, które wynikają 
ze wzrostu koncentracji przedsiębiorstw wytwarzających środki produkcji.
Dlatego PE wzywa Komisję i państwa członkowskie do poprawy przejrzystości cen środków produkcji rolnej oraz zapewnienie, że reguły konkurencji mają zastosowanie 
i są narzucane zarówno w górę, jak i w dół łańcucha rynku żywności.

Panie Premierze,
Można odnieść wrażenie, że Pana administracja traktuje prawodawstwo i zalecenia organów UE dość wybiórczo, tam gdzie mogą one przynieść oszczędności budżetowe lub przysporzyć dodatkowych dochodów (kosztem rolników) są wprowadzane z wielką pieczołowitością, czasami nawet nadgorliwością, w innych neutralnych dla budżetu lub niosących ze sobą wydatki lecz poprawiające konkurencyjność naszego rolnictwa, są ignorowane. 
Takiej polityce przeciwstawiamy się zdecydowanie i zapewniamy, że swoich praw i interesów bronić będziemy wszelkimi dostępnymi w demokratycznym państwie sposobami !!! 
Jednocześnie zachęcamy do wykazania zdecydowanej aktywności w obszarach wskazanych przez Parlament Europejski w styczniowej rezolucji!!!`


Rolnicy, zgromadzeni na akcji protestacyjnej, zorganizowanej przez Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjny Rolników Województwa Zachodniopomorskiego 




ppr.pl

niedziela, 4 marca 2012

Katastrofa kolejowa na Śląsku

Wstrząsająca tragedia: 56 rannych, 16 zabitych. Pociągi wykolejone - jeden na drugim.  A ponoć wczoraj TV publicznej nie chciało się przerwać zaplanowanych programów i nadać wieści na żywo... hmmm... najwyraźniej kasa z reklam ważniejsza niż relacja na żywo z miejsca katastrofy, która mogła ta relacja pomóc lepiej zorganizować tam na miejscu pomoc dla poszkodowanych...

sobota, 3 marca 2012

Prawo autorskie typu ACTA


Indianka zastanawia się, czy to będzie przestępstwo, gdy ona nagra jak jej koza pierdzi i umieści to w internecie...? Czy to będzie naruszenie praw autorskich kozy czy nie? No bo to w końcu oryginalne dźwięki wyprodukowane przez kozę. Czy umieszczenie tych ponętnych dźwięków, które prawdopodobnie zostaną spopularyzowane przez miliony użytkowników - to złamanie prawa czy jeszcze nie?

Indianka mieszkając sobie spokojnie na swym Rancho z trudem próbuje pojąć góry absurdów, które są produkowane przez obrastający jej rancho świat zewnętrzny. Chyba postawi sobie mur 3 metrowej wysokości, okopie się i całkowicie odetnie od tych idiotów napędzanych forsą i złą wolą.

Wiosna!

Na Mazury Garbate zawitała wiosna! Słonecznie, wietrznie (wiatr zapewne przyniesie ciepłe powietrze), konie i kozy fikają radośnie po podwórku i wokół siedliska.
 
Indianka nałożyła im siana pod stajnią od strony, gdzie warzywnik ma być założony. Koni zadaniem będzie skopać starannie glebę pod warzywa. Konie ochoczo wcinają siano i jednocześnie depczą żyzną w tym miejscu ziemię.
 
Indianka w domu sieje w doniczkach nasiona warzyw, bo na dworze jeszcze za zimno dla nich. Rok temu, te warzywa co wcześnie na ogródku posiała - nie wzeszły. Widać za zimno i za mokro dla nich było i sparciały. Więc sieje na razie w domu to co się da posiać w domu.
 
Indianka siejąc warzywa myśli ciepło o tych co jej pomogli w potrzebie i ma zamiar się im odwdzięczyć w tym roku obfitymi koszami warzyw.

wtorek, 28 lutego 2012

Obowiązki gospodarskie


Indianka nawaliła dwie kopy siana dla koni przed stajnią coby w stajni nie brudziły, i jedną małą kopkę dla kóz – też przed stajnią, ale z drugiej strony budynku, aby sobie nawzajem kozy i konie nie przeszkadzały i siana nie podbierały. Gdy na dworze ciepło lub co najmniej znośnie – Indianka karmi zwierzynę na dworze. Dzięki temu czysto w stajni, a i zwierzęta mają dużo świeżego powietrza i przestrzeni.

Drób też nakarmiony i napojony, takoż psy. Teraz Indianka ścieli świeżą podściółkę dla zwierząt....


Pościeliła. Teraz napełnia żłoby dla koni, aby miały co jeść w nocy.

W kuchni przygotowane liczne doniczki z ziemią. Podlane, porządnie nasączone wodą. Teraz czekają, aż Indianka będzie miała wolną chwilę by posiać nasionka. Te co posiała wcześniej – już wzeszły. Nie wszystkie, ale część już tak. Siewki są maleńkie, delikatne. Wymagają umiejętnego się z nimi obchodzenia czyli przede wszystkim ciepła i wilgoci. Siejąc w domku warzywa i zioła - Indianka w ten sposób szykuje rozsadę na wiosnę. Miejsce po maleńkim zeszłorocznym warzywniku wygląda na czyste tzn. pozbawione chwastów. Konie je dodatkowo skopały, więc będzie łatwiej to miejsce przygotować pod sadzonki. Do wiosny jeszcze daleko – Indianka wyłoży tam koniom siana, to skopią lepiej ten kawałek i będzie mniej roboty przy przygotowywaniu tego kawałka pod warzywa.

Indianka dostaje zapytania od potencjalnych wolontariuszy, coby chcieli na wikt i zakwaterowanie u Indianki się wkręcić w zamian za rzekome pomaganie na gospodarce. Indianka nie ma chęci się z obibokami i mimozami męczyć. Mało z nich pożytku, a dużo przy nich zachodu. Skórka niewarta wyprawki. Indianka ma dość. Woli zdobyć pieniądze i wynająć kogoś, kto zrobi to co ona tutaj potrzebuje porządnie i dokładnie tak, jak ma być zrobione.

środa, 1 lutego 2012

Uhuha uhuha ostra zima trzyma!

Ostra jak brzytew zima na Mazurach się trzyma! Czy to dziś w nocy będziem mieli minus 30C? Cudooownie!
Indianka z gośćmi pali w megapiecu na maxa. Śniegu nawaliło. Wokół biało. Śnieg odbija promienie słoneczne i daje po oczach. Samotna farma odcięta od świata. Ale to nic - ważne by w domku ciepło było. Zwierzęta dobrze nakarmione, stajnie docieplone. Przetrwamy!
Automat do wypieku chleba wysiadł. Programator nie działa. Pora smażyć naleśniki. Mega piec się do tego świetnie nadaje gdy dobrze rozbujany, a rozbujany jest. Goście uwielbiają naleśniki, więc nie ma problemu, ale szkoda, że chleba upiec nie można.
Kłęby dymu z komina rzucają gwałtowny cień na błyszczący śnieg. Widać przez okno, jak dym zaiwania z komina.
No, ale panna Nija goły łeb na mróz kilka razy wystawiła i teraz ją czaszka napierdziela. Totalna głupota. Aż brak słów. Jaka ta młodzież bywa bezmyślna! Normalnie szok. Może się wdać groźne zapalenie opon mózgowych!


brzytew - brzytwa w staropolszczyźnie podlaskiej (tak Babcia ma mawiała, że coś jest "ostre jak brzytew").

wtorek, 31 stycznia 2012

Put kapiszon on your head

Indianka ma miastowych gości na chacie, którzy zapragneli sielskiego życia popróbować. Goście niezwyczajni do życia na farmie zupełnie. Indianka musi ich stale nadzorować i wszystko wyjaśniać, uczyć, tłumaczyć, objaśniać. Nawet musi dbać o takie elementarne sprawy jak ubiór, bo niektórzy goście nie rozumieją, że gdy na dworze mróz trzaskający, to trzeba włożyć na głowę czapkę lub ciepły kaptur. Panienka wieczorami wysiaduje z laptopem na kolanach pod gorącym piecem w kuchni. Pod gorącym piecem siedzi z kapturem na głowie choć od pieca taki gorąc, że się mało plastikowe krzesełko nie roztopi na którym owa panna wysiaduje, ale gdy panienka idzie na dwór zapalić peta, to z gołą czachą. Indianka nie chce by jej goście pochorowali się i upomina panienkę w jej znajomych językach: "Put kapiszon on your head." :) Indianka generalnie porozumiewa się z gośćmi w języku angielskim, ale gdy trzeba dosadnie coś powiedzieć by lepiej dotarło, używa języka rosyjskiego ;) Stąd "kapiszon" w zdaniu angielskim... ;)

wtorek, 24 stycznia 2012

Po wichurze

Wichura przełamała drzewo i powaliła je na miedzę. Trzeba było poświęcić dodatkowe godziny pracy by uprzątnać drzewo z ogrodzenia i naprawić pozrywane druty i taśmy elektryczne. Drzewo pomogła uprzątnąć Indiance fajna parka z Litwy i Łotwy odpoczywająca od miasta na indiańskich włościach (ZA DARMO - do wiadomości pani z GOPSu - goście nie płacą za pobyt).

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Stan wojny w internecie

W związku z niecnymi knowaniami rządu aby ograniczyć w Polsce wolność słowa za pomocą cwanych regulacji prawnych i tym samym wprowadzić znienawidzoną przez Polaków cenzurę, która przez 40 lat rządów komunistów  w Polsce blokowała wolność słowa w naszym kraju - grupa bystrych polskich hackerów spowodowała zablokowanie stron rządowych i zagroziła ujawnieniem niewygodnych informacji na temat wielu czołowych polityków.
 
Brrrawo!!! :)))

czwartek, 12 stycznia 2012

Badanie rynku

Nooo... pora na badanie rynku zbytu :))) czyli inaczej mówiąc - popytu :)
"popyt" swoją nazwę chyba wziął od "popytam tu, popytam tam" ;))
A "podaż"? Ile dasz, tyle podasz :))) Ile podasz, tyle jest do kupienia, czyli podaż :)
Ja podaję Wam na talerzu agroturystykę na Mazurach Garbatych, a Wy popytujecie co i za ile :)))
Zatem śmiało - do ankiety przystąp.
Drodzy czytelnicy!
Ilu z Was byłoby skłonnych dać 20zł za nocleg na Rancho na Mazurach Garbatych?
Ilu wysupłałoby dodatkowe 5zł czyli razem dałoby za nockę 25zł?
Ilu machnęłoby się i rzuciło 30zł za nocleg na Rancho?
A ilu wyrwałoby sobie z kieszeni 40zł?
Ilu zaszalałoby i dałoby 50zł?
I co za tę kwotę oczekujecie? Jaki komfort? Jakie bajery?
Co was kręci w agroturystyce rodzimej???

Widząc w komentarzach, że jest temat wyżywienia, to właśnie - jak to widzicie?
Wolicie sami gotować czy zapłacić gospodyni za całodzienne wyżywienie czy poszczególne posiłki?

Ile bylibyście skłonni zapłacić za całodzienne wyżywienie.
Jakiego się wyżywienia spodziewacie? Czy to ma być 100 procent własny wyrób, czy dopuszczacie udział niedrogich a smacznych artykułów spożywczych rodem z Biedronki???


Bo tak się składa, że własnoręczny wyrób  np. serów jest bardzo pracochłonny a nawet ryzykowny, bo przy najlepszych chęciach może się czasem ser nie udać. W związku z tym z natury rzeczy takie 100 procent domowe jadło gdzie się wszystko robi od podstaw, np. piecze własny chleb na zakwasie, wyrabia świeży ser, jogurt, kefir i gotuje wszystkie potrawy po zupy w sposób naturalny a nie z proszku - takie jadło musi kosztować drożej niż to masowo produkowane dla dyskontów.


Na wsi dochodzi jeszcze sprawa dojazdu do miasta na zakupy, bo tak się składa paradoksalnie, że wiejskie sklepy są drogie - dużo droższe niż te markety w miastach i mają ograniczony wybór produktów, a także nie zawsze są one świeże. Bywa i jakość tych produktów wybitnie chemiczna np. pomidory są wodniste, bez smaku i gniją po jednym dniu co moim zdaniem wskazuje na sztuczne pędzenie przy udziale spalin - czyli podejrzewam, że te pomidorki są nasączone ołowiem, a ołów to bardzo szkodliwy związek chemiczny - zgoła nieekologiczny...


Zatem ja na ten przykład - wolę robić zakupy w mieście. Większy wybór, świeże i taniej. Ale to wiąże się z kolei z koniecznością dojazdu do miasta czyli 40km razem w obie strony. Ja samochodu nie mam, a taryfa z Olecka na Rancho kosztuje 50zł - więc jeśli mam jechać do Olecka po zakupy - no to ma to wpływ na cenę wyżywienia. No i staram się nie jeździć za często. Targać zakupy PKSem? Autobus nie dojeżdża do mojej wsi. Muszę iść 4km z przystanku do domu


Natomiast warzywka z własnego ogrodu - świeże są i pod ręką, ale same nie urosną. Trzeba się narobić, aby coś urosło. Ja nie mam traktora by zaorać sobie kawał pola i przygotować je pod warzywa. Więc mam malutki ogródek w zasadzie na własne potrzeby, ale biorę z niego warzywa dla moich gości, coby mieli trochę zdrowej zieloności okazję popróbować.


Jaja? Jeśli kury moje znoszą jaja - to są to prawdziwe jaja od prawdziwych kur wypasionych na zielonych łąkach i pszenicy. Żadnych tam udziwniaczy im nie podaję. Gdy kozy mają dużo mleka - czasem kurom daję tego mleka lub serwatki.


Kozy jeśli mają mleko to jest to pełnotłuste pełne mleko. Latem najsmaczniejsze, bo wtedy kózki zjadają zieloną soczystą trawkę i to mleko słodsze jest.


Reasumując, ile bylibyście skłonni dać za wyżywienie i jakiego się spodziewacie?
Proszę śmiało. Wezmę pod uwagę.
Pozdro,
Indianka

środa, 11 stycznia 2012

Kosztorys, biznes plan i ekonomiczny plan inwestycji

Potrzebna pomoc w opracowaniu powyższych czyli kosztorysu budowlanego, ekonomicznego planu inwestycji oraz biznes planu oraz porada jak uzyskać dotacje oraz kredyt na sfinansowanie inwestycji.
 
Kontakt:
607507811

wtorek, 10 stycznia 2012

Teren rekreacyjny w Czuktach

 
Zeszłoroczny Fundusz Sołecki wsi Czukty został wydany na "urządzenie terenu rekreacyjnego w Czuktach".
Ale czy ktoś wie, gdzie ten teren jest? Pod jakim adresem? Na czyjej prywatnej posesji???
Na wzbogacenie czyjej prywatnej posesji poszły te tysiące???
 
Fundusz Sołecki to fundusz mieszkańców całej wsi. Może on zostać wykorzystany wyłącznie na cele publiczne. Dla wspólnego dobra całej wsi.
A na co został wydany??? Czy nie przypadkiem na poszerzenie i pogłębienie prywatnych stawów męża sołtyski???
 
A publiczna droga na kolonię jak nie remontowana od 9 lat tak i nie zrobiona dalej??? Brak rowów odwadniających drogę, brak poszerzenia i utwardzenia nawierzchni, brak wytyczenia drogi reperami!!! i jeszcze złośliwie głaz uwalony na wprost wjazdu do Indianki gospodarstwa, aby było trudniej się poruszać???!!!
 
Ooo... tak to nie będzie! Takich przekrętów w tej wsi nie będzie. Już Indianka o to zadba.
 
 
Dojazd do gospodarstwa Indianki. Od wieków nie może się ona doprosić, by ten końcowy odcinek drogi prowadzący do jej gospodarstwa został porządnie zrobiony.
W całej wsi drogi porobione, tylko do niej specjalnie nic nie jest robione od lat. A ona dała Gminie za darmo 16 ciężarówek żwiru i piachu swojego! I mimo to nie robią tej drogi! Gdy lato, sucho - okay, można dojechać. Ale niech tylko deszcz popada tydzień - to dojazdu już nie ma! Woda gromadzi się na drodze, robi się błoto, woda nie ma dokąd spływać bo nie ma rowów odwadniających zrobionych. Wszędzie są rowy odwadniające w całej wsi zrobione tylko tutaj specjalnie nie zrobione. Aby turyści nie mogli do Indianki dojechać i Indianka nie miała dochodu z agroturystyki.  Oto widać chodzi! Widać chodzi o to, by jej zaszkodzić i ją zniszczyć i przejąć jej piękną ziemią za friko. I przyjeżdżają takie małpy i mówią - "sprzedaj gospodarstwo i wyprowadź się skoro nie masz z czego żyć"!!!
 
 
Latem - wąsko, wyboiście, ale chociaż sucho. Ale ten wąwóz jest z gliny. I niech tylko deszcz spadnie - robi się nieprzejezdne ciasto!
Indianka kilka lat temu dała kilknanaście ciężarówek swojego żwiru na poprawienie jakości tej drogi, ale po krótkim czasie deszcze wypłukały cały żwir z wąwozu bo brak w nim rowów melioracyjnych, którymi by spływała woda, więc woda podczas ulewy płynie całą szerokością wąwozu wymywając z niego wszystko i odsłaniając lepką glinę, w której grzezną samochody. A jak jeszcze tubylec pozwoli sobie przejechać przez to miękkie ciasto traktorem - to żłobi półmetrowej głębokości koleiny przez które żaden samochód osobowy nie przejedzie!
 
 
Karetka nie przejechała przez wąwóz. Stanęła u jego wierzchołka i czekała, aż osłabiona Indianka dowlecze się z bolącym sercem z domu oddalonego o 1 km.
Dobrze, że to nie był zawał, bo już po Indiance by było. Ale by tubylcy mieli radochę! Takie rzeczy najbardziej ich bawią - jak osadnik z miasta cierpi i ginie, to im chyba najbardziej pasuje. Taki narodek. Ale co tydzień do kościoła latają dla niepoznaki, że niby tacy dobrzy z nich chrześcijanie... ;)))
 
 
A tak wygląda droga zimą. Jakby ktoś był ciekaw, jaka głębokość w tych koleinach: 50-70cm
Mowy nie ma, aby samochód czy ciężarówka przejechała. Tym bardziej karetka niosąca pomoc chorej.
 
 
Ewidentnie widać gołym okiem, że woda stoi na drodze, bo nie ma gdzie spłynąć - brak rowów melioracyjnych.
Tylko skończony debil i porąbaniec by powiedział, że tutaj rowy melioracyjne są niepotrzebne.
Cała woda gromadząca sie na górnej części odcinka tej drogi spływa właśnie tu.
 
Podstawowe sprawy wioskowe nie są robione, za to prywata kwitnie. Za wspólne pieniądze wioskowe urządza się "teren rekreacyjny" bogatemu bambrowi.
Normalnie szok! Przecież ta prywata to woła o pomstę do nieba!