poniedziałek, 29 lutego 2016

Wrogie Polakom obce agentury kolaborują z najgorszymi łajdakami

Jak donosi zorganizowana grupa przestępcza publikująca mowę nienawiści pod specjalnie do tego celu stworzoną stroną na Facebooku (Rancho Romantica de Syf) - zainicjowaną przez dwie lesbijki żydowskiego pochodzenia - mowę nienawiści skierowaną w kierunku zniszczenia jednej konkretnej patriotycznej Polki - kilka agentur obcego mocarstwa weszło z kryminalistami we współpracę łącząc siły w nękaniu samotnej kobiety z Mazur. Tak jak za II wojny światowej Żydzi kolaborowali z faszystami niemieckimi, których celem było wyniszczenie całych narodów i zajęcie ich domów i ziem, tak współcześnie działające agentury obcego, agresywnego mocarstwa, kolaborują z najnikczemniejszymi łajdakami, łącząc siły w zwalczaniu najmniejszych przejawów polskości i inicjatyw narodowowyzwoleńczych, bo to, że Polacy nie są wolni w swoim kraju, to chyba nikt już wątpliwości nie ma?

Moim zdaniem, statutowym celem tych wrogich Polakom organizacji
jest zwalczanie wszelkich objawów polskości, patriotyzmu i wolności polskiego słowa pod płaszczykiem zwalczania rzekomego antysemityzmu i rzekomej ksenofobii.

Kryminaliści zaprosili do współpracy w haniebnym procederze stalkingu następujące organizacje:

Cert.gov.pl
www.jewish.org.pl Gmina Żydowska
http://www.nigdywiecej.org
http://www.zglosnienawisc.otwarta.org

Jeśli ten blog zniknie, potwierdzi to moją tezę, że Polską i Polakami rządzą Żydzi, a nie Polacy. Państwo polskie, w tym polskie instytucje mają obowiązek chronić polskich obywateli przed wrogimi nam nacjami. Jeśli tego nie robią - zdradzają Polaków. Zdradzają nas!

Polska Konstytucja RP gwarantuje nam Polakom wolność słowa, poglądów i wyznania. Państwo polskie ma obowiązek strzec przestrzegania Konstytucji RP w Polsce.

Moim poglądem jest, że Żydzi niszczą nasz polski Naród i kraj.
Mój pogląd opieram na historii i przekazach ustnych i pisemnych ofiar holokaustu Polaków i ich oprawców oraz na współczesnych świadectwach świadków żydowskich zbrodni, terroru oraz oszustw dokonywanych na polskich obywatelach.

Mam prawo wyrażać swój pogląd publicznie. Nikt nie ma mnie prawa za to karać czy szykanować.

Nie jestem żadnym antysemitą, ani ksenofobem.
W Polsce nie ma antysemitów!
Antysemici okupowali Polsę w latach 1939-1945.
Byli to Niemcy faszystowscy. Mordowali i głodzili na śmierć Żydów jak i Polaków.

Nazywanie Polaków, którzy ratowali Żydów z narażeniem swojego życia antysemitami to hańba i ordynarne chamstwo. Tego typu antypolskie organizacje nie mają moralnego prawa bytu w kraju, który Żydów gościnnie przyjął przed wiekami i ofiarnie bronił przed Niemcami w czasie II wojny światowej.

Postuluję do polskiego rządu, aby zdelegalizował te agentury wrogiego Polakom Izraela, a ich członkom kazał opuścić nasz kraj! :(((
Polska jest krajem Polaków i to my, Polacy tu mamy rządzić i czuć się dobrze i bezpiecznie. Prawo Polaków do wolności słowa, poglądów i wyznania musi być przez Żydów szanowane!

niedziela, 28 lutego 2016

Zagraniczni oszuści okradają podatników polskich na kolosalne kwoty!


W Polsce nasi starsi bracia, którzy przecież w pana Jezusa nie wierzą, wierzą jednak (a nawet to czynią), że cudownie mnożą „na gojach" pieniądze — jak ryby, chleb, mannę na pustyni, za czasów Mojżesza. To niewiarygodne, że polski rząd aż tak dał się ujarzmić i robi wszystko czegokolwiek Żydzi sobie zażyczą. A życzą sobie dużo (i coraz więcej), widząc, że to oni tu decydują, a nie Polacy.
Bo jakże inaczej nazwać, jak określić, jak znaleźć właściwe słowa na to, co od wielu lat się dzieje z tzw. odszkodowaniami za utracone w czasie wojny mienie? W świetle prawa (i wiedzy, jakiej nie udało się Żydom do końca zniszczyć) żaden obywatel brytyjski (ani Brytyjskiej Wspólnoty Narodów) nie może przedstawiać jakichkolwiek roszczeń majątkowych wobec Polski. A tymczasem Izrael domaga się od Polski sześćdziesięciu pięciu miliardów dolarów odszkodowań. Wielokrotnie słyszałem od Gomułki, ja i wielu obecnych przy tym gdy to mówił, że Polska zrzekła się po drugiej wojnie światowej repasacji od Niemiec. I nieraz w okresie PRL czytałem, że są wypłacane przez Niemcy te odszkodowania. Co zresztą do dziś łączy Izrael i Niemcy to symbioza wspólnych interesów, bo przy okazji Żydzi gdzie tylko mogą to wybielają faszystowskie Niemcy, a obciążają na przykład obozami śmierci oraz mordowaniem Żydów (jeśli gdzieś była ku temu okazja) nas Polaków. Również i za czasów Gierka on sam często mówił o całkowitym uregulowaniu przez Polskę tego, co Żydzi się domagali od Polski. Tak Gomułka, jak i Gierek przytaczali niemal te same dowody i argumenty, o których obecnie pisze Ryszard Ślązak. A dodam tu, że znam człowieka, bo lecieliśmy do Libii tym samym samolotem i po czterech latach również wracaliśmy razem. Mogę tu śmiało zaświadczyć, że Ślązak miał bardzo dobrą opinie jako fachowiec od finansów międzynarodowych (gdyż właśnie w tej dziedzinie doktoryzował się i specjalizował). Wiele osób znających szefa biura radcy handlowego dziwiło się dlaczego to nie Ślązak jest szefem, a kto inny. No ale szef biura miał plecy jak to się mówiło, Ślązak ich nie miał. Zresztą za czasów ambasadora Kukuryki i Ślązaka miał miejsce taki przypadek, że Warszawa przysłała do biura radcy handlowego, na zastępcę szefa, rodowitego Żyda, z żoną i dzieckiem. Cała ta żydowska rodzina miała wygląd stuprocentowych Żydów, co spowodowało, że żadne z nich nie mogło nawet wyjść na ulicę, bo banda wściekłych arabów (zwłaszcza młodzież) zaraz by ich ukamienowała. Nie mogli sobie nic kupić do jedzenia, nie mówiąc już o tym, że wszystkie drzwi w ministerstwach, do których z urzędu musiał ten nasz Żyd chodzić, natychmiast się przed nim zamykały. Czyli że nie mógł on nic załatwić dla firm, które tu wykonywały wielkie kontraktowe roboty. I nie wiadomo jak by się ta historia skończyła, bo nikt w biurze radcy handlowego, nikt w ambasadzie i nikt w konsulacie w Trypolisie nie miał odwagi powiedzieć lub napisać do władz, że tu w Libii to ich zabiją to raz, a po drugie nic on nie załatwi, bo nosa z domu nie wysunie na ulicę. Już w tych czasach bano się panicznie urazić Żydów i powiedzieć im „zrobiliście państwu polskiemu krzywdę" i „naraziliście tych troje ludzi tu na śmierć". Dopiero jak przyjechał do nas do Libii generał Baryła to ja mu tu w detalach to wyjaśniłem i on po powrocie do Warszawy spowodował, że prosto z Libii wysłali tego Żyda do Brukseli, ale już na szefa biura radcy handlowego, a nie na zastępcę.
Sprawy ruszyły jak Ślązak został zastępcą szefa, gdyż autentycznie był osobą kompetentną w tej finansowej grze, jaką tam prowadzono z poszczególnymi ministerstwami naszej firmy. Przez całe cztery lata pobytu w Libii co do kwalifikacji Ślązaka nikt nie miał uwag. Odwrotnie — oceniano go bardzo wysoko. Natomiast za Ślązakiem do Libii przyleciała też jego opinia, do ambasad socjalistycznych. Opinia niedobra, bo ostrzegająca przed nim pracowników ambasad. Dlaczego? Do dziś nikt tego nie wyjaśnił, a wiele osób w Polsce o tym wie i mówi. Ale to były skomplikowane czasy i sam Ślązak jedynie, jeśli by chciał, to by wyjaśnił. Natomiast nie mam powodu nie wierzyć temu co napisał Ryszard Ślązak w materiale dotyczącym tzw. odszkodowań. Tym bardziej, że porównując jego materiały i te, którymi dysponowało Biuro Polityczne w tamtych latach, stwierdzam, że one prawie się pokrywają. Ryszard Ślązak pisze, że Wielka Brytania, wkrótce po ogłoszeniu przez Tymczasowy Rząd Jedności Narodowe i prezydenta Bieruta ustawy o przejęciu na własność państwa podstawowych gałęzi gospodarki narodowej z 3 stycznia 1945 roku, jako pierwszy kraj zgłosiła roszczenia odszkodowawcze za utracone mienie ocalałe z wojny dla brytyjskich instytucji i obywateli. Zastosowany termin „obywatel brytyjski" oznacz? wszystkich obywateli Wielkiej Brytanii i osoby pozostające pod ochroną brytyjską, zarówno w Zjednoczonym Królestwie ja- i w jego koloniach (Izrael), na innych terytoriach znajdujących się pod jego protektoratem, jak na przykład właśnie Palestyna. Wielka Brytania używała też terminu brytyjskie osoby zainteresowane, który oznaczał wszystkie osoby fizyczne posiadające brytyjskie obywatelstwo. Własność brytyjska oznaczała wszelkie mienie, prawa i interesy dotknięte różnymi polskimi zarządzeniami nacjonalizującymi i wywłaszczeniowym Rząd Brytyjski zawierał ten układ odszkodowawczy w imieniu własnym i obywateli brytyjskich. Rozmowy jakie prowadzono na wspólnych zespołach ekspertów, a także na specjalnych polsko- brytyjskich konferencjach, na których uzgadniano wzajemne należności. Najpierw podpisywano protokoły uzgodnień. Było ich kilka, gdyż w miarę jak napływały wnioski o odszkodowanie, Brytyjczycy rozszerzyli swoje pozycje odszkodowawcze. Rząd brytyjski przedkładał stronie polskiej wymagane dokumenty, a jeśli ich nie było, uzyskiwał od obywateli, którym miało być przyznane odszkodowanie oświadczenie o zrzeczeniu się raz na zawsze roszczenia wobec Polski. Obecnie zatem żaden obywatel brytyjski, ani Brytyjskiej Wspólnoty Narodów, nie może ponownie występować o jakiekolwiek roszczenia majątkowe, na przykład o zwrot mienia lub nieruchomości w jakiejkolwiek formie. Nie może też występować o odszkodowanie pieniężne. I tu trzeba to wyjaśnić — polskie władze zataiły rozmowy na temat odszkodowań przed krajową i emigracyjną opinią publiczną oraz rządem na uchodźctwie. Jednym z powodów było to, że strona polska nie wyrażała zgody, aby na brytyjskiej liście odszkodowawczej znajdowały się osoby narodowości polskiej należące do emigracji wojennej lub powojennej. Brytyjczycy nie zgadzali się na zachowanie tajemnicy, choćby dlatego że musieli dawać w prasie ogłoszenia, aby brytyjskie instytucje i obywatele całej Brytyjskiej Wspólnoty Narodów zgłaszali rządowi swoje roszczenia ekonomiczne wobec Polski. Przy tym strona Polska nie była informowana, od kiedy dana osoba fizyczna zgłaszająca żądania odszkodowawcze jest obywatelem brytyjskim. Przyjęto zasadę, że musi być obywatelem Wielkiej Brytanii w momencie ostatecznego podpisywania umowy odszkodowawczej. Emigracja polska w Zjednoczonym Królestwie nie zgłaszała roszczeń do państwa polskiego. Większość Polaków, którzy zostali na emigracji nie wiedziała, że rząd w Warszawie odmówił im odszkodowania penalizacyjnego, uważała jednak, że to, co mogło im się należeć, powinno przejść na własność rodzin pozostałych w kraju. Ponadto oni chcieli wrócić do Polski. Zgłaszane roszczenia podlegały weryfikacji. Sprowadzano czy zgłaszający miał uprawnienia do danego roszczenia, czy nieruchomość, za którą miało być wypłacone odszkodowanie rzeczywiście znajdowała się na terenie Polski, czy nie została przed wojną lub w czasie wojny lub po wojnie zbyta innym obywatelom polski, albo przejęta za długi. Weryfikację najpierw formalnie prowadził rząd brytyjski i dopiero potem przedstawiał roszczenia władzom polskim. Dokumenty przedkładane przez Brytyjczyków konfrontowano z ocalałą z wojny dokumentacją z Polski. Było z tym dużo problemów, gdyż Niemcy, nierzadko z kryminalną nadgorliwością, niszczyli dokumenty, które zdobyli w okupowanym kraju. Brytyjczycy w tej sprawie często kompromitowali się, gdyż przedstawiali także niezweryfikowane rzetelnie wnioski zgłaszane przez oszustów. Było też bardzo dużo przypadków roszczeń majątkowych za nieruchomości położone na wschodnich terenach przedwojennej Polski, które po wojnie zostały utracone na rzecz ZSRR, jak na przykład w Łucku, Tarnopolu, Stanisławowie czy we Lwowie. Obie szrony powołały swoich ekspertów, którzy wspólnie mieli zweryfikować uprawnienia odszkodowawcze do poszczególnych pozycji z listy. Rząd brytyjski przysłał do Warszawy ekspertów i ci razem z Polakami sprawdzali zarówno dokumentacje, jak i stan faktyczny ocalałych nieruchomości w terenie. Szacowali wartość nieruchomości, przyjmując przedwojenny poziom polskich cen lub powojenny cen brytyjskich, o co wnosili Brytyjczycy. Wychodzili oni z założenia, że odszkodowania powinny w jakimś stopniu zabezpieczać egzystencję materialną otrzymujących je osób. A to prowadziło do zawyżania wartości nieruchomości. We wnioskach od osób prywatnych niemal zawsze podawano, że nieruchomość jest zabudowana, tak jakby te tereny nie zostały zniszczone w czasie wojny. Już pierwsze wizytacje wskazanych nieruchomości warszawskich, łódzkich i z innych miast unaoczniały ekspertom że budynki zostały niemal zupełnie zniszczone i są kupą gruzu, który trzeba gdzieś wywieźć. Dla strony Brytyjskiej było to bardzo krępujące i od tego momentu zaczęli dokładnie sprawdzać stan nieruchomości zgłaszany we wnioskach. W Warszawie po wojnie działało Biuro Odszkodowań Wojennych, które inwentaryzowało zniszczenia i rabunek dokonany przez Niemców. I to biuro prowadziło i gromadziło informacje o rozmiarach strat na teren a przedwojennej Polski. Po dwóch latach rozmów, 30 października 1947 roku, podpisano pierwszy protokół w sprawie odszkodowań za brytyjskie interesy ekonomiczne dotknięte polską ustawą nacjonalizacyjną. Strona polska wyraziła zgodę na całkowite i wszechstronne wzajemne uregulowanie spraw ekonomicznych żądając jednocześnie zwrotu złota Banku Polskiego, wywiezionego przez rząd Polski we wrześniu 1939 roku. Bano się, że złoto wpadnie w ręce Niemców lub Rosjan. Już gdy złoto było w Anglii to tak Anglicy, jak i Amerykanie stwarzali problemy i nie dopuszczali polskich przedstawicieli do tego złota. Ale jest i druga sprawa, sprawa innego złota. Niemcy zrabowali z Polsce czterdzieści trzy tony złota. Były to kosztowności zagrabione w czasie wojny i przetopione. Rabowano ludność, muzea i instytucje. Po kapitulacji III Rzeszy znalazły się te czterdzieści trzy tony złota w rękach Komisji Trójstronnej, w dyspozycji Stanów Zjednoczonych. Złoto to pochodziło z całego obszaru Polski, z rabunków kościołów i grabieży stolicy Polski — Warszawy. Polskie roszczenia miały być zaspokojone, o ile w pełni zostaną zaspokojone roszczenia brytyjskie. Na co rząd polski wyraził zgodę. Zimna wojna zahamowała jednak to rozwiązanie. Istnieją dokumenty z których wynika, że Komisja Trójstronna zwlekała ze zwrotem tego złota i kosztowności (pod pozorem ryzyka, że po zwróceniu mogą to złoto zabrać nam Rosjanie). A tak naprawdę to Światowa Rada Żydów zablokowała tę decyzję twierdząc, że Izraelowi ciągle należą się odszkodowania od Polski. Również w PRL zażydzony rząd, partia, MSW i wojsko nie protestowały, a siły narodowe nie miały głosu i to złoto zostało nadal w dyspozycji Komisji Trójstronnej Stanów Zjednoczonych. Pamiętam, że w latach siedemdziesiątych przedstawiciele państw zachodnich obiecywali Polsce zwrot tego złota. Ale jak wielokrotnie o tym mówił Gierek, a później Jaruzelski, nigdy to nie nastąpiło, gdyż lobby żydowskie dobrze pilnowało tego złota. A po zmianie ustroju kolejne formacje, które były i są przy władzy, milczały i milczą na ten temat. Końcowy układ odszkodowawczy z Wielką Brytanią, zwany dalej umową indemnizacyjną, podpisano 11 listopada 1948 roku. I tekst tego układu przekazano do Organizacji Narodów Zjednoczonych, a znajduje się też na stronie internetowej ONZ. Lista miast jest długa. Są na tej liście prawie że wszystkie miasta w Polsce i informacja że odszkodowania wypłacono całkowicie. W samym załączniku do umowy brytyjskiej odszkodowawczej było 240 nieruchomości objętych odszkodowaniami. Najwięcej ich było w Warszawie. Niestety, ale z polskiej strony nikt wtedy jak wypłacano te odszkodowania nie pomyślał, żeby skrupulatnie wprowadzać do ewidencji fakt, że daną nieruchomość spłacono w ramach odszkodowań i stała się ona wyłączną własnością Skarbu Państwa. Przyczyn tego stanu było kilka. Przede wszystkim wielki bałagan w administracji spowodowany wojną. Ale tak naprawdę czuwali nad tą sprawą ludzie Jakuba Bermana — żeby nie było dokumentów, bo już wtedy myśleli, że upomną się kolejny raz o odszkodowania. W tym czasie obrót ziemią w Polsce (rolną) był zakazany. Ale odbywało się to na umowy pisane ręcznie lub nawet ustne gdzie takich umów nie rejestrowano. Od 1950 roku księgi wieczyste zostały zawieszone, po cichu zniesione. Ale nie usprawiedliwia to obecnej administracji państwowej. Mając szeroki dostęp do informacji, za które nieruchomości przy każdej z dwunastu międzypaństwowych umów indemnizacyjnych zapłacono odszkodowanie, powinna natychmiast uzupełnić odpowiednią ewidencją. Ale zrobiono to specjalnie by dać możliwość oszustom by „odzyskali" zbyte już raz lub objęte umowami nieruchomości. Liczą, że obecna władza i cały aparat administracji nie wie o takich umowach i wypłaconych odszkodowaniach. Tym samym świadomie zrobiono pole dla oszustów. Ostateczna kwota odszkodowania przyjętego przez Polskę do zapłaty, po wzajemnym skompensowaniu innych należności i zobowiązań został ustalona na sumę 5,465 milionów funtów szterlingów co na ówczesne czasy było sumą horrendalną szczególnie dla wyniszczonej Polski. Wartość tego odszkodowania odpowiada obecnie 6 miliardów dolarów. I Polska zapłaciła je w ratach w ciągu paru lat. Zatajonym przed narodem faktem jest to, że zniszczony wojną kraj zapłacił odszkodowanie także spadkobiercom osób, które nigdy nie były obywatelami naszego państwa. I o tym fakcie doskonale polski rząd wiedział. Roszczenia Żydów dominowały w ostatniej umowie i tą umową zakończono kwestie odszkodowań. Czyli że Polska w pełni spłaciła swoje zobowiązania. Sprawa roszczeń majątkowych głównie pożydowskich została raz i na zawsze załatwiona i ponowne roszczenia nie mogą już być zgłaszane. Więc dlaczego są? Bo nawet gdyby Polska raz jeszcze wypłaciła odszkodowania Żydom to i tak za parę lat ich potomkowie wymyślą nową formułę odszkodowań i tak będzie bez końca, bo ten pasożyt sam od ofiary nie odczepi się nigdy. Po spłaceniu przez Polskę roszczeń nikt nie przypuszczał, że za kilkadziesiąt lat powstaną grupy przestępców które zechcą ponownie wrócić do tych spraw. Wówczas obie strony uważały i podpisały porozumienie uważając tą sprawę za ostatecznie zamkniętą. Tymczasem znów są zgłaszane zbiorowo i indywidualnie różnorodne roszczenia oparte na fałszywych przesłankach. Nagle pojawiają się rzekomi spadkobiercy, którzy dziwnym trafem odnajdują się po niemal 70 latach od zakończenia wojny. Wszelkie mienie z mocy prawa objęte tą umową odszkodowawczą, podobnie jak pozostałymi tego rodzaju umowami międzypaństwowymi, z mocy prawa przeszło na własność Skarbu Państwa i tak powinno być wykazywane we wszystkich urzędowych ewidencjach. Należałoby zwrócić uwagę czy obecnie nieuprawnione osoby, niebędące prawnymi spadkobiercami lecz często ludźmi podstawionymi, nie występują fałszywymi roszczeniami o zwrot nieruchomości ujętych na liście brytyjskiej. Bo po uzyskaniu prawnej decyzji o zwrocie nieruchomości osoby te natychmiast ją zbywają, a następnie znikają z polski. Można odnieść wrażenie, że nikt w Polsce nie nadzoruje wykonania umów odszkodowawczych, oraz dopełnienia obowiązku wpisu w ewidencjach geodezyjnych i majątkowych w starostwach, gminach i w sądach powszechnych, a przede wszystkim w ewidencji majątku Skarbu Państwa. Państwo Polskie nie tylko że się nie broni przed przejmowaniem nieruchomości, za które już społeczeństwo zapłaciło i to w bardzo trudnych powojennych czasach, ale przyzwala, bo akceptuje takich hochsztaplerów jak minister finansów czy spraw zagranicznych. A to od nich dużo, bo najwięcej, zależy czy jako urzędnicy najwyższej rangi pomagają rozkraść Polskę, czy też zauważą co się dzieje i zablokują. Obecnie po raz kolejny trwa proceder wyłudzania państwowych i samorządowych nieruchomości. Pod pretekstem reprywatyzacji różnego rodzaju cwaniacy z kraju i zagranicy, a najwięcej z Izraela, fałszują akty prawne i testamenty, przejmują niemalże imiennie. Nikt nie panuje nad tym, co w tej materii się dzieje. Władze samorządowe przekazują kamienice, place i zakłady, za które po wojnie państwo polskie już zapłaciło byłym właścicielom. Kto jest temu winien? Głównie to premier Tusk, gdyż to za jego kadencji najwięcej było tych przekrętów. Nie chciał, mimo że liczne organizacje do niego o tym pisały, nie polecił wyegzekwować od podwładnych jakichkolwiek konkretnych działań. Świadomie przymykał oczy na rabunek majątku narodowego i prywatnego. Po prostu chciał, by za te dobra kolejny raz złodzieje wydarli od nas podatników olbrzymie sumy. Odpowiedzialni są też ministrowie finansów, tacy jak Jan Vincent Rostowski, Żyd polski wychowany w ZSRR w Rostoku i przybierający nazwisko od miasta Rostów. On po cichu ale bardzo skutecznie akceptował tą rabunkową aferę. Odpowiedzialny jest też Mateusz Szczurek, który wspiera ten złodziejski proceder. Często bywa tak, że Polak rodowity jest stokroć groźniejszy od Żyda na stanowisku jakie zajmuje. Sześć lat Rostowski robił dla swych braci Żydów wszystko, nie patrząc na fakty, że już te sprawy dawno zostały uregulowane. Nie informowano opinii publicznej, nie informowano sejmu lub senatu. Bo i po co. Taki bufon jak marszałek senatu zaakceptuje wszystko, byleby zadowolić Żydów. A że naród polski na to musi pracować? Ale nie on. On czerpie z kasy ile chce i jeździ po całym świecie, bo go Żydy za tą pomoc zapraszają. Od lat ludzie pełniący różne funkcje kontrolne, mający z mocy urzędu obowiązek przygotować i podjąć decyzje o przejęciu spłaconej nieruchomości przez skarb państwa (bez takiej decyzji gmina nie może, nie chce pomóc w odnalezieniu niezbędnych dokumentów zagranicą) — minister sprawiedliwości M. Biernacki i jego poprzednik Krzysztof Kwiatkowski robili tak mało lub inaczej, robili wszystko, by odwrócić uwagę sędziów od nieuczciwego działania wielu adwokatów i urzędów, które to w sposób rażący łamią prawo i świadomie działają na szkodę Polski. A mają służbowy obowiązek stać na straży interesów polskiego państwa. Okradanie państwa polskiego szło i idzie pełną parą przy cichej akceptacji kolejnych ministrów i kolejnych premierów. Okrada się nas wszystkich byleby zadowolić te kręgi żydowskie, które mają wpływ na to, że kolejny raz poprą tych, co dają im Polskę okradać i to bezczelnie i wielokrotnie. Za urząd, że umocnią Żydzi Polaka, on sprawi że wolno im będzie bezkarnie dokonywać grabieży na narodzie polskim. Taką mamy władzę, którą to sami wybieramy. Rząd ten niby-polski do dziś nie polecił podwładnym swym zrobić i udostępnić centralny rejestr nieruchomości, za które państwo polskie w latach 1948-1970 zapłaciło odszkodowania przedwojennym właścicielom, obywatelom dwunastu państw, na mocy podpisanych układów indemnizacyjnych. Załączniki do tych umów z wykazem kamienic, za które byli właściciele lub spadkobiercy pobrali duże pieniądze, ukazują się one w Internecie oraz pisała o tym „Myśl Polska". Często bywa, że urzędnicy gminni lub inni znajdując taką interesującą nieruchomość wpadają w euforię. Bo dla takich mieszkańców kamienic oznacza to, że nie zostaną wyrzuceni na bruk przez nowego właściciela lub że czynsze nie wzrosną ponad miarę. Dla gminy to oznacza powiększenie majątku. Taka nieruchomość jest przez państwo spłacona. Tyle że nie można jej wpisać do ksiąg wieczystych. W całej Polsce czeka kilka tysięcy kamienic, których adresy znajdują się w załącznikach do umów odszkodowawczych zawartych przez Polskę z kilkoma krajami. W samym tylko Krakowie jest kilkaset nieruchomości, które oczekują na zmiłowanie ministra finansów. A bez takiej decyzji ministra finansów potwierdzającej przejście na skarb państwa gmina nie może wpisać nieruchomości do ksiąg wieczystych. Tak więc widzicie państwo ile zależy od ministra, który celowo torpeduje uregulowanie tych spraw, bo on wie że już są lub zaraz się znajdą bracia gotowi do tzw. udowodnienia że to im się jak psu kości należy. W samym Krakowie działa zespół fachowców, którzy zbadali stan prawny ponad 700 kamienic, w tym również tych znajdujących się na listach indemnizacyjnych. Co mają robić gdy według nich nie ma żadnych przeszkód, aby wpisać kamienice do ksiąg wieczystych jako własność Skarbu Państwa, a ministerstwo w tej sprawie przez dziesięć lat lub więcej nie podejmuje w tej sprawie decyzji? Robi to celowo, by umożliwić oszustom z Izraela nabycie tych kamienic. A dlaczego polskie państwo nie jest przychylne polskiemu obywatelowi. Bo polski obywatel nie zagwarantuje, że dany minister będzie ministrem dalej. A żydowski oszust tak. On wpłynie tam, gdzie zapadają decyzje o najwyższych stanowiskach, że dany minister jest dobry i powinien nadal być ministrem. Oto konkretny przykład. W załączniku do listy brytyjskiej kamienica przy ulicy Grodzkiej nr 13 w Krakowie znajduje się pod pozycjami 101 i 102. I jest informacja, że odszkodowanie za nią otrzymali obywatele brytyjscy Ella Barker i Frederick Bandet, oboje Żydzi, 26 maja 1960 roku. Otrzymali pieniądze za tą właśnie kamienicę w Krakowie i w obecności    notariuszki pani    Brown    podpisali    oboje oświadczenia w języku angielskim takiej oto treści: „W związku z otrzymaniem płatności od komisji ds. Odszkodowań Zagranicznych ze środków funduszu Polski zrzekamy się wszelkich roszczeń wynikających z nacjonalizacji, wywłaszczeń i innych działań podjętych w Polsce." Urząd gminy krakowskiej skopiował te oryginały, będące w Ministerstwie Finansów w Warszawie, uwierzytelnił je i wystąpił do ministerstwa finansów o stwierdzenie przejęcia nieruchomości na własność Skarbu Państwa. Minister finansów trzydziestego pierwszego sierpnia 2007 roku przesłał do gminy Kraków zaświadczenie o wszczęciu postępowania administracyjnego dotyczącego dokonania w księdze wieczystej wpisu tej nieruchomości na rzecz Skarbu Państwa, gdyż „na mocy postanowień układu indemnizacyjnego zawartego w dniu jedenastego listopada 1954 roku przez rząd Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej z rządem Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii, za przedmiotową nieruchomość pp. Elli Barker i Frederickowi przyznano odszkodowanie. Wszyscy byli pewni, że najwyżej za kilka miesięcy będzie decyzja. Nie ma jej do dzisiaj. Pracownicy gminy mówią, że niektóre kamienice, za które państwo polskie zapłaciło zagranicznym właścicielom lub ich spadkobiercom, czekają na decyzje jeszcze dłużej. Na wszelkie monity ministerstwo odpowiada, że „przepisy procedury administracyjnej wymagają od prowadzącego postępowanie organu administracji publicznej, aby przed wydaniem decyzji prawidłowo ustalił krąg stron postępowania i zapewnił im czynny udział we wszystkich czynnościach". Warto tu zacytować opinię dyrektora Departamentu Finansów Jacka Jerka. Napisał dwudziestego ósmego maja 2013 roku, że umieszczenie kamienicy w spisie nieruchomości, za które wypłacano odszkodowanie, i sam fakt zrzeczenia się praw przez spadkobierców to za mało, aby państwo stało się jej właścicielem. Ale za to ten sam departament szybko i skutecznie załatwia odzyskiwanie przez Żydów i to nie właścicieli ani też ich dzieci, ale podstawianych oszustów, uznając, że są to mimo dalekiego pokrewieństwa spadkobiercy. I oni nie mają żadnych trudności w przeprowadzaniu spraw na swoją korzyść. Najbardziej ludzi bulwersuje, i słusznie, fakt, że państwo polskie w niezwykle trudnym okresie powojennym znalazło miliony dolarów, aby zapłacić odszkodowania byłym właścicielom, a obecne władze nie potrafią wpisać tych nieruchomości do ksiąg wieczystych jako swojej własności. Jest rzeczą bezsporną, że te tysiące nieruchomości, za które państwo zapłaciło, powinno się wpisać do ksiąg wieczystych jako własność Skarbu Państwa i to zaraz po uprawomocnieniu się umów odszkodowawczych, a nie teraz, po ponad pół wieku. Trzeba tu bardzo mocno podkreślić, że Polska co do grosza zapłaciła wszystkie wynegocjowane kwoty.
Wielokrotnie o tym mówił Gomułka jak również Gierek, co ja osobiście słyszałem. Wszelkie roszczenia odszkodowawcze muszą teraz kierować do rządów swoich państw. Jaki więc jest sens poszukiwania przez urzędników Ministerstwa Finansów spadkobierców skoro i tak nie należy się im żadne odszkodowanie? Minister Finansów, mając dowody, że odszkodowanie zostało wypłacone i nastąpiło zrzeczenie się prawa własności, powinien od razu wydać decyzję o przejęciu nieruchomości przez skarb państwa, a gmina wpisać ten fakt do księgi wieczystej. Bronienie się to sytuacja patologiczna. Krakowscy urzędnicy mówią wręcz o bardzo chorym państwie i wielokrotnie już występowali o uproszczenie procedur przejmowania przez skarb państwa nieruchomości wymienionych w załącznikach umów indemnizacyjnych. Ryszard Ślązak powtarzał ten fakt wiele razy, że uczestniczył w powstawaniu umów, zarówno z Wielką Brytanią, jak i ze Stanami Zjednoczonymi. Każda pozycja umieszczona w załączniku do tych umów była weryfikowana w terenie przez fachowców z Polski i z zagranicy. Jeżeli jakaś nieruchomość znalazła się w załączniku do umowy, to znaczy, że za nią zapłacono, a były właściciel lub spadkobierca zrzekł się swojej własności. Tym samym sprawa jest zakończona raz i na zawsze, i nie ma co kombinować jak to robią pseudopolskie władze. Umieszczanie na liście jest niepodważalnym dowodem, że nieruchomość stała się własnością państwa i dysponując takimi dowodami minister taką decyzje powinien wydać natychmiast. O zmianę przepisów dotyczących przejmowania przez państwo nieruchomości, za które wypłacono odszkodowania apelują prezydenci miast, organizacje lokatorskie, czasami nieśmiało posłowie, ale bez skutku. Państwo ma nadal problemy, i to wielkie, z przejęciem swojej własności. A oszuści, którzy w tym czasie przejmują bardzo dużo kamienic, nie mają żadnych problemów z udowodnieniem tak zwanej swojej władności. Byli pracownicy Ministerstwa Finansów opowiadają, że w czasie przemian ustrojowych całymi tonami ważne dokumenty dotyczących czasów PRL, a szczególnie tych, gdzie udokumentowano, że zapłacono na odszkodowania, wywożono na przemiał do Konstancina-Jeziornej. W tych zakładach przemiału papieru pracownicy wynosili całymi workami wyłącznie druki weksli bankowych, które to miały dobrą cenę wśród kolekcjonerów tych weksli. Prawie codziennie przyjeżdżali pracownicy Ministerstwa Finansów, by pilnować żeby szybko zniszczyć te tony papierów. Wyraźnie zależało nowej władzy w 1990 roku, by szybko i skutecznie te dokumenty były zniszczone. Obecnie Ministerstwo Finansów odpowiada zainteresowanym że podjęło kroki by uzyskać kopie tych zniszczonych dokumentów w wielu krajach. Skoro ta sama władza niszczyła, mówią zainteresowani tym problemem, to ta sama władza będzie robić wszystko, by nie uzyskać tych dokumentów i stworzy problemy takie, żeby nie dojść do prawdy i nie odzyskać tych kopii. A Kraków na przykład nie chce czekać i nie wierzy tej władzy. Prezydent Jacek Majchrowski zwrócił się w 2012 roku do ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego z prośbą o pomoc w kontakcie z państwami zachodnimi w celu odszukania dokumentów dotyczących krakowskich kamienic, za które to po wojnie Polska wypłaciła odszkodowania. W czerwcu 2013 roku wysłał list ponaglający do ministra spraw zagranicznych. Odpowiedzi do dziś nie otrzymał. W październiku poseł Andrzej Duda złożył w sejmie trzy interpelacje na ten temat, skierowane do premiera Tuska, ministra spraw zagranicznych i ministra finansów. Stwierdził w nich, że nieuregulowany stan prawny krakowskich kamienic objętych układamy indemnizacyjnymi to jeden z najpoważniejszych problemów miasta. Bez odpowiednich dokumentów może ono stracić bardzo dużo budynków. Zarówno gmina Kraków, jak i skarb państwa ponoszą milionowe straty z tego powodu. Kamienice niszczeją, bo nikt nie chce inwestować w cudzy majątek. Na wszystkie interpelacje udzielono posłowi odpowiedzi. Wszystkie były optymistyczne, że poszukiwania trwają, dużo się robi, będzie lepiej, w wielu sprawach nastąpiła nawet „szczególna intensyfikacja". Tak więc uśpiono taką odpowiedzią czasowo władze Krakowa. A minister Sikorski nawet palcem nie kiwnął w tej sprawie. Bo i po co. Przecież on to trzyma dla swoich żydków. A oni nie będą mieli trudności by to odzyskać. Tak więc władze Krakowa nie wiedzą, za ile kamienic państwo polskie po wojnie zapłaciło byłym właścicielom i ile z powodu braku dokumentów przejęli i ciągle przejmują oszuści, którym to niby-polska władza idzie wyjątkowo na rękę i umożliwia przejęcie tych dóbr. Nawet jeśli uda się gminie zgromadzić wszystkie niezbędne materiały w tej sprawie, to władza w Warszawie potrzebuje wielu lat, by się namyślać i wrazić zgodę. Tak więc mamy niby-polski rząd, ale rodakom on nie służy. Robi się tysiące utrudnień, by nie załatwić sprawy. To tak, jakby rodzice mający dzieci i majątek, po cichu ten majątek oddali w obce ręce, a własne dzieci puścili z gołymi rękoma. Tak. Mamy rząd, który świadomie okrada własny naród i ciągle mówi, że jest dobrze, uczciwie i sprawiedliwie. Słowem nie wspomną, że są dokumenty, że Polska spłaciła swe długi całkowicie. Słowem też nie wspomną, że nie zwrócono Polsce depozytu złota, które rząd polski oddał pod opiekę w Anglii. Tak samo z 42 tonami złota przetopionego w Polsce z rabunku Polski przez Niemców, a następnie przejęciem tegoż złota przez Amerykanów, po upadku hitlerowskich Niemiec. Pazerność Żydów nie zna granic, a że to oni rządzą w Ameryce, a nie Amerykanie, to polska boi się słowem urazić sojuszników i zażądać zwrotu tego złota i uznania faktu, że Polska po wojnie uregulowała wszystkie swoje długi! Tak, proszę państwa. Ten wyśmiewany i obrzydzany przez Żydów Gomułka oddał wam co do grosza, a nawet dużo więcej. Bo to przecież nie Polska wypowiedziała Niemcom wojnę a Niemcy Polsce. I to nie Polacy zrabowali mienie żydowskie, tylko Niemcy, którzy rabowali tak Żydów, jak i Polaków, jak również mordowali tak samo Żydów, jak i Polaków. Po was Żydach została w Polsce historia, którą to skundleni polscy ministrowie naciągają na waszą korzyść. A prawda była przez całe wieki taka, że zdradzaliście tą Polskę, która was przygarnęła pod swój dach jak was wiele innych krajów wyrzucało ze swego terytorium. Jako goście w naszej ziemi chcieliście zrobić nieraz z gospodarza parobka. Świadczą o tym do dziś istniejące na świecie dokumenty, że żądaliście, by Polska nazywała się Judeo-Polonia. A obecnie wasze plany to opanowanie Słowian w Polsce i na Ukrainie i zrobienie państwa pod wasze potrzeby, gdyż z Arabami już długo nie da się żyć. i tu kłania się teza Kissingera, że za dziesięć lat nie będzie Izraela tam gdzie obecnie jest. Bo chcecie zrobić tu, u nas, swoją ojczyznę, na terytorium Polski i Ukrainy.
Albin Siwak
Był to fragment fenomenalnej książki p. Albina Siwaka pt: „Syndrom Gotowanej Żaby".

sobota, 27 lutego 2016

Indianka poleca



Dobra żywność i Wolność wyboru


Szanowni Państwo, zapraszamy na konferencję prasową pt. „Dobra żywność i Wolność wyboru”, która odbędzie się w Sejmie 29 lutego o godzinie 12:00. Organizatorzy konferencji: KUKIZ’15 i przedstawiciele Krajowej Kampanii BEZPOŚREDNIO OD ROLNIKA.

a
Kilka dni temu Biuro Analiz Sejmowych zgłosiło „wątpliwości” do projektu ustawy o sprzedaży żywności przez rolników. Projekt ten, czytelny i prosty, został napisany przy szerokiej współpracy z rolnikami. Przywraca on tradycyjną rolę rolnika jako wytwórcy i przetwórcy, a jednocześnie otwiera nowy rynek naturalnej i zdrowej żywności dla konsumentów. Projekt cieszy się dużym poparciem wśród rolników i konsumentów!
Na konferencji przedstawiciele Krajowej Kampanii BEZPOŚREDNIO OD ROLNIKA, rolnicy i konsumenci, reprezentujący tysiące Polaków przedstawią swoje argumenty dlaczego wspomniany projekt ustawy o sprzedaży żywności przez rolników jest dobry i powinien być PILNIE wprowadzony w życie. BRONIMY PROJEKTU bo chroni: prawdziwe rolnictwo, żywność wysokiej jakości, zdrowie Polaków, naturalną i kulturową różnorodność, żyzność gleb, niezależność żywnościową, wolność wyboru. Także promuje i popiera: uczciwość, odpowiedzialność, patriotyzm, rodzinne gospodarstwa rolne, polską najlepszej jakości żywność.
WIĘCEJ PETYCJA:
http://www.petycjeonline.com/alarm-bronmy-dobrej-zywnosci
ORAZ LIST OTWARTY DO PREMIERA I RZĄDU RP
http://icppc.nazwa.pl/pliki/2016/alarm.pdf DODATKOWE INFORMACJE:
Cała ustawa (projekt):
http://orka.sejm.gov.pl/Druki8ka.nsf/Projekty/8-020-67-2016/$file/8-020-67-2016.pdf
Odpowiedzi z BAS
http://icppc.pl/pliki/2016/BAS_Marszałek.pdf
http://icppc.pl/pliki/2016/BAS_Opinia.pdf
Grupa reprezentująca Krajową Kampanię BEZPOŚREDNIO OD ROLNIKA:
1. MAŁGORZATA DĄBROWSKA – ROLNICZKA
2. TADEUSZ DĄBROWSKI – ROLNIK
3. ELŻBIETA BARANEK – ROLNICZKA
4. Dr Jacek J. Nowak, em. prof. SW, niezależny naukowiec
5. DR DOROTA STASZEWSKA – LEKARZ MEDYCYNY NIEKONWENCJONALNEJ
6. SIR JULIAN ROSE, PREZES Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi – ICPPC, ROLNIK I PISARZ
7. EWA  WÓJCIK, Piastowa Paczka
8. JADWIGA ŁOPATA, GOSPODARSTWO EDUKACYJNE EKOCENTRUM ICPPC www.eko-cel.pl , laureatka ekologicznego Nobla
OSOBA KONTAKTOWA TEJ GRUPY:
JADWIGA ŁOPATA, koordynatorka Krajowej Kampanii BEZPOŚREDNIO OD ROLNIKA
==========================
Międzynarodowa Koalicja dla Ochrony Polskiej Wsi – ICPPC
34-146 Stryszów 156, Poland tel./fax +48 33 8797114  biuro@icppc.pl
www.icppc.pl   www.gmo.icppc.pl   www.eko-cel.pl
WEŹ UDZIAŁ W WARSZTATACH W EKOCENTRUM ICPPC www.eko-cel.pl

Patriotyzm Fiskalny

Postuluję, aby wszystkich obywateli polskich zwolnić z podatku od dochodu w kwocie 60.000 zł rocznie (w UK kwota wolna od podatkuy to 58.000 zł - czyli da się), pod warunkiem, że wydadzą tę kwotę wyłącznie na produkty polskie, polskich producentów, polskich wytwórców, polskich rolników.

Z czego co najmniej 12.000 zł rocznie z wyżej wymienionej kwoty ma stanowić roczny wydatek osoby na zakup żywności od polskich rolników.

Może jedna osoba nie przeje za tysiąc złotych miesięcznie,
ale jej dzieci i rodzice emeryci pomogą :-)

Oczywiście w tej opcji też nie ma mowy o płaceniu haraczu na ZUS i KRUS.
Każdy będzie się ubezpieczał indywidualnie, we własnym zakresie, w sposób dowolnie wybrany - czy przez zakup nieruchomości, czy też poprzez lokaty bankowe, czy w prywatnych funduszach emerytalnych, czy w funduszach inwestycyjnych. Pełna wolność wyboru, z jednym ograniczeniem:
muszą to być polskie banki i fundusze, oraz polskie nieruchomości.

Korzyści:
Potężny zastrzyk gotówki dla polskiej gospodarki
Potężny napęd rozwoju polskiej gospodarki w tym rolnictwa
Błyskawiczne wyjście z kryzysu gospodarczego
Błyskawiczna spłata zobowiązań zaciągniętych przez poprzednie postkomunistyczne rządy
Cel: ogólnonarodowy dobrobyt

Indianka


piątek, 26 lutego 2016

Kto i co nam grozi?

O zbrodniach żydowskich, panoszeniu się Żydów w Polsce i roli Wałęsy w sprzedaniu nas Żydom:

https://m.youtube.com/watch?v=NoYji-YNI8g

To tragedia narodowa Polaków, że wymordowano nam 90% inteligencji i my pozbawieni mądrych, polskich mężów stanu daliśmy się wodzić obcym nacjom (Żydom, Rosjanom) za nos ponad pół stulecia.

To świadczy o tym, jak ważna jest edukacja młodych Polaków.
Musi być ona pozbawiona żydowskiej/unijnej propagandy, oparta na polskiej historii i tradycji. Musimy odzyskać narodową tożsamość.
Wychować nowych patriotów polskich.

Czytałam wczoraj coś równie przerażającego i przygnębiającego jak ten reportaż powyżej. O manewrach wysoko postawionych manipulatorów w kierunku zmiany cywilizacji na taką, która będzie wyznawać antychrysta. Jestesmy z tą chorą zmianą powoli oswajani, krok po kroku. Przyszłość ludzkości rysuje się obrzydliwie...

A tu opis nadchodzącej religii zła i cywilizacji antychrysta, która tłumaczy te siłowe wciskanie Polakom gender i innych dewiacji oraz obcych kulturowo muzułmanów:

http://wolna-polska.pl/wiadomosci/miedzynarodowe-memorandum-2014-roku-w-sprawie-utworzenia-nowej-religii-swiatowej-2016-02

http://wolna-polska.pl/wiadomosci/iluminaci-nowy-porzadek-swiata-2014-04

Nasi wrogowie chcą rozbić jedność narodu polskiego krusząc jego tożsamość kawałek po kawałku. Po to, by nim całkowicie zawładnąć i wziąć do mentalnej, duchowej i ekonomicznej niewoli.

ILUMINACI – CHAZARSCY BOGOWIE PIENIĘDZY
Fascynacja okultyzmem w elitarnych kręgach finansowej arystokracji jest znana od dawna, kilka lat temu do Internetu trafiły prywatne zdjęcia z okultystycznego balu Rothschildów najbogatszej dynastii świata. Dynastie chazarskich bankierów od stuleci praktykujące okultystyczną kabałę są założycielami tajnych stowarzyszeń, zakonu illuminati oraz międzynarodowego syjonizmu i masonerii.

http://wolna-polska.pl/nwo/rothschildowie











środa, 24 lutego 2016

Kasa dla mazurskich dzieci już jest na kontach gmin! :-)

No i co głąby? Beata nie dotrzymała słowa? Już jest gotowy działający program i kasa na kontach gmin!
I co Platfusiarnio i KODaki? Nie jest wam głupio? Sami żryjcie szczaw i mirabelki :-) Mazurskie dzieciaczki będą jadły szyneczki! :-) :-) :-)

Wiadomości › Regionalne › Olsztyn PAP 30 minut temu
"Kwotę 675,6 mln zł otrzyma w tym roku warmińsko-mazurskie na Program 500 plus
Kwotę 675,6 mln zł otrzyma w b.r. województwo warmińsko-mazurskie na realizację Programu 500 plus. Od 1 marca w urzędzie wojewódzkim uruchomiona zostanie infolinia, gdzie będzie można kierować pytania dotyczące wypłaty świadczenia - podało we wtorek biuro prasowe wojewody.

k poinformowała rzeczniczka wojewody warmińsko-mazurskiego Bożenna Ulewicz, na realizację zadań wynikających z Ustawy o pomocy państwa w wychowaniu dzieci na 2016 rok, dla województwa warmińsko-mazurskiego przyznano środki w łącznej wysokości 675,6 mln zł, w tym 665,3 mln zł dla gmin oraz 10,3 mln zł dla powiatów.

Z kwoty 665,3 mln zł dla gmin, na wydatki bieżące w tym koszty obsługi i programu, wypłaconych zostanie 664,3 mln zł; 917 tys. zł przeznaczone zostanie na wydatki inwestycyjne. Jak podkreśliła Ulewicz, do środy wojewoda przekazał na konta gmin, z przeznaczeniem na koszty obsługi na pierwszy miesiąc wdrożenia programu ogółem prawie 3 mln zł, w tym nieco ponad 2 mln zł na wydatki bieżące i 917,9 tys. zł na wydatki inwestycyjne.

- W trakcie realizacji programu potrzeby będą weryfikowane i na podstawie informacji będą dokonywane zmiany w budżetach, a w razie konieczności wystosowane zostaną wnioski do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej o zwiększenie budżetu wojewody z rezerwy celowej budżetu państwa z przeznaczeniem na zabezpieczenie prawidłowej realizacji zdania do końca bieżącego roku - podała rzeczniczka.

Olsztyn ma dostać w pierwszej transzy 49 mln zł na realizację programu - podał PAP wiceprezydent Olsztyna Jarosław Słoma. Dodał, że samorząd planuje zatrudnić do obsługi programu od 20 do 25 osób. Realizacją programu zajmie się Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej a gmina na potrzeby obsługi mieszkańców przeznaczy dodatkowy budynek przy ulicy Cichej.

Elbląg ma otrzymać w pierwszej transzy 41 mln zł - podała rzeczniczka elbląskiego Urzędu Miasta Joanna Urbaniak. Podkreśliła, że rodzice będą mogli pobierać wnioski w Urzędzie Miasta w Departamencie Świadczeń Rodzinnych przy ulicy Jaśminowa, ale także we wszystkich placówkach oświatowych - szkołach, przedszkolach i żłobkach. Przyjmowanie wniosków będzie możliwe drogą listowną, elektroniczną a także osobiście w biurze podawczym w specjalnym punkcie i 7 stanowiskach w Departamencie Świadczeń Rodzinnych. Samorząd Elbląga zatrudni dodatkowo trzy osoby do obsługi petentów.

Jak dodała rzeczniczka wojewody, od 1 marca w Warmińsko-Mazurskim Urzędzie Wojewódzkim w Olsztynie uruchomiona zostanie infolinia pod numerem 55 237 45 94, za pośrednictwem której pracownicy Wydziału Polityki Społecznej będą udzieli osobom zainteresowanym informacji z zakresu ustawy o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci. Dodatkowo na stronie internetowej Urzędu Wojewódzkiego w Olsztynie w zakładce polityka społeczna/ rodzina 500 plus umieszczane są wszelkie informacje dotyczące realizacji wspomnianej ustawy. Na początku marca w Warmińsko-Mazurskim Urzędzie Wojewódzkim w Olsztynie samorządowcy z regionu przejdą szkolenie dotyczące wypłaty świadczeń na dziecko."

http://wiadomosci.onet.pl/olsztyn/kwote-675-6-mln-zl-otrzyma-w-tym-roku-warminsko-mazurskie-na-program-500-plus/dh4xcn

Brawo Beata! :-)
Naprawdę jesteś Wielka :-)
Bóg zapłać za wielkie serce dla polskich dzieci!
Serdeczne pozdrowienia z Mazur! :-) :-) :-)

Obrona fałszywie oskarżonego o zdradę

Poniżej wypowiedzi Wałęsy w sprawie teczki TW Bolka i jego obrona.
Ja mu wierzę. Dajcie mu spokój proszę, bo go zaszczujecie na śmierć.
Na Wykopie są też skany instrukcji UBeckich, jak skłócić Wałęsę z
Anną Walentynowicz i informacja, że wcześniej działania UBeków doprowadziły do odsunięcia Anny Walentynowicz od środowiska działaczy solidarnościowych.

Czy UB bruździłoby Wałęsie, gdyby był faktycznym ich współpracownikiem?
Zastanówcie się. Swojego by nie atakowali.

Zniszczyli większość akt stworzonych podczas jego inwigilacji przez UB.
Akt w których był materiał udowadniający jego rzeczywistą walkę o obalenie komuny. Zaatakowaliście bohatera, a nie zdrajcę. Daliście się wkręcić w hejt nad niewinną osobą poprzez wyrachowane manipulacje Platformy Obłudnej i starej UBecji z nią współpracującej. Tak to widzę.

24.02.2016 8.30 Wykop
Lech Wałęsa:

Proszę o ksero wszystkich dokumentów , które Wam się nie podobają ,Które są brzydkie .

Ja udowodnię publicznie że to jest podrobione .Na tym dokumencie jest na przykład 9 osób w śród tych osób na pewno nie znam i na pewno nie spotkałem dwóch osób .

Zapytajcie te osoby .Czy mogłem cokolwiek na nie donieść .nie widząc ich nigdy .
,
Jakie to proste i tak po kolei kartka po kartce .

Rzucono publicznie z premedytacją materiały z fabrykowane paszkwile , pomówienia , kłamstwa i ja to udowodnię .

Ja z tymi papierami nie mam nic wspólnego .

***

Abp Głódź mówi że wyrządziłem jakieś krzywdy ,aż się prosi by zmierzyć ,kto więcej ? .....Oświadczam że nie znam żadnej krzywdy wyrządzonej .Proszę o konkrety gdzie co komu kiedy ? To co opowiadają Jagielski Szyler Lenarciak to bezczelne kłamstwa .To wytworzyła SB by brać na moje konto pieniądze .Ja musiałem spotkać się w pracy na polecenie kierownika i nie z SB a z kontrwywiadem i było tego może 5 razy do 1976 r .Potem zapowiedziałem kierownikowi by mnie nie odrywano w pracy do tych panów a jeśli mnie zawoła to jak zobaczę kto i tak wyjdę bez słowa ..Potem było kilka wezwań formalnych do komendy i tu musiałem stawić się na wezwanie ale tego taż było około 5 razy dp 1976 r.W żadnym tych spotkań nie padło z mojej strony żadne nazwisko ,ani jakikolwiek donos .Proszę mi wierzyć .To jest do udowodnienia na tych upublicznionych przez IPN ostatnio dokumentach

***

Ja nie widziałem dokumentacji ,która jest pokazywana przez IPN .Słyszę jednak teksty jak zachowanie

czy informacje .porażająca .Uczestniczyłem w różnych sytuacjach , ale w porażających czy przerażających nigdy a już

moje postępowanie nigdy takowych nie produkowało .Niech mi ktoś powie o co tu chodzi .Dobrze by było też otrzymać

ksero całości tych materiałów by się można odnieść . .Kto widział może Pan Kuczyński bo mówił porażające niech mi

powie tą drogą o co chodzi .Będę w sobotę w Warszawie .

***

Panie Prezydencie Duda ja tu nie mam do czego się przyznać z tego co wiem to Pan ma doczego się przyznać ..Pozdrawiam LW

***

Jeszcze raz informuję nie donosiłem i nie brałem pieniędzy ,mogę już to udowodnić sami możecie to sobie udowodnić .w tych 9 nazwiskach podanych publicznie na które żekomo miałem donosić są ludzie których nigdy nie widziałem i Oni nie widzieli mnie.Czekam na następne . .

***

Nie wierzyłem po tym zniszczeniu dokumentów z mojej działalności około 90 grubych tomów, i pozostawieniu kilku przygotowanych kartek że dojście do prawdy będzie możliwe .A jednak po publikowaniu tych dokumentów będą pojawiać się tak oczywiste kłamstwa i manipulacje że fakt podrabiania i robienia będzie bez problemów widoczny . po tych czterech pierwszych kartkach już można daleko to udowodnić cdn

***

Odpowiadam na pytania P .Walentynowicz poraz setny .

Pytania te przygotowała SB i podrzuciła P.Walentynowicz można odpowiedzi tu znaleźć a dowód takiego ostępowania dołączę

***

Już z tej upublicznionej dokumentacji można bezdyskusyjnie udowodnić nawet największym przeciwnikom i niedowiarkom kłamstwa . .Czekam na więcej szczególnie na donosy by wykazać a raczej Te nazwiska wykażą że to nieprawda że nie mieli prawa tu się znaleźć że to jest robione fabrykowane że to podróbka przez innch speców

***

Panie Cenckiewicz PRZEPRASZAM PANA i dziękuję że opublikowane zostały te materiały .

Ja załamałem się wtedy kiedy dowiedziałem się że zniszczone zostały około 72 tomy z mojej działalności ,i że zniszczono 14 tomów przygotowanych na moje sądzenie a pozostawiono tylko niewiele .Wiedziałem że podrabiali ale wiedziałem że udowodnić w tych warunkach będzie trudno , a wręcz nie możliwe .Popełnili jednak błędy , które z opublikowaniem będą wychodzić .Nie mam dziś pretensji do Pana wręcz przepraszam bo w prowadzili Pana w błąd właśnie nad produkcją którą wykonali w którą trudno nie uwierzyć .Jak będzie miał Pan czas to zapraszam na pogadanie .Dziękuję też Panu Friszke który naprowadził mnie na ich błędy powiedział na przykład że nie przypuszczał iż tych spotkani było tak wiele .No i właśnie było bardzo niewiele a Oni by brać pieniądze wykazywali że się spotykają . . Życzę owoców w tej skomplikowanej Pana pracy L.Wałęsa

***

Chcecie to wierzcie chcecie nie wierzcie moje sumienie czyste lw

***

Rozwiązałem .wreszcie rozwiązałem .na bazie tych dokumentów Proszę to sprawdzić .

Jeszcze raz Oświadczam

1] nie współpracowałem z SB

2] nie donosiłem nigdy na nikogo

3] nie brałem żadnych pieniędzy

4] nie dałem się złamać

.Natomiast dałem się podejść na chwyt ze zgubą pieniędzy i kontrolą wydatków .Masz miękkie serce musisz mieć twardą .

....Podpisałem dwa podobne , główne dokumenty , przy dwóch świadkach , to umożliwiło Sbeką pobieranie pieniędzy dla siebie nie dla mnie i o dziwo robili to po kolei różni i to dość długo .Ja dawno zdecydowanie zerwałem kontakty

.Musieli wykazywać że współpracuję i pisali za mnie donosy .by brać na moje konto pieniądze .

Materiały ręcznego opisu które w padały podczas rewizji i zebrane z różnych miejsc podbudowywały ich bezczelne działania ..

Kapitanie Graczyk to Pan mnie tak urządził ,a ja się zlitowałem nad Panem ..Jedno pytanie pozostaje, czy zrobił Pan to w pojedynkę czy robiliście to zbiorowo

.Panie Boże dzięki CI AMEN . lw

***

UBecka prowokacja

Sądzę, idąc za głosem mojego przenikliwego umysłu, że cała ta "Bolkowa" afera, to przewrotna prowokacja wymierzona nie tyle w Wałęsę, co w PiS. Chodzi o to, by ośmieszyć, skompromitować IPN oraz PiS, i ukazać PiS i ludzi z nim sympatyzujących jako ślepych, fanatycznych oszołomów. W tej grze przypadła PiSowi rola złego policjanta, a Platfusiarni tego dobrego.

Za kilka tygodni okaże się - po wielu, szczegółowych i profesjonalnych expertyzach, że pozyskane od Kiszczakowej dokumenty, to bezwartościowa, sfabrykowana przez pazernych na kasę UBeków makulatura.

Jest to genialny chwyt socjologiczny. Ludzie, którzy obecnie angażują się w totalny hejt nad niewinnym, starym człowiekiem (72 letnim) za niedługi czas odkryją, że wystrychnięto ich na dudka. Wtedy do ataku medialnego ruszy Platfusiarnia, uderzając w PiS, jako w sprawcę ogólnokrajowego hejtu nad niezłomnym bohaterem narodowym.

Zważcie, że wiekowy Wałęsa bardzo przeżywa ten ogólnopolski atak na niego. Serce mu łamiecie. Może ono nie wytrzymać. Może się zdarzyć, że zaszczujecie go na śmierć. Gdy się tak zdarzy, odpowiedzialność za spowodowanie śmierci bohatera narodowego spadnie na PiS, bo został wkręcony podrzuconymi aktami w zniesławienie niewinnego człowieka - poprzez to, że je ujawnił publicznie zanim zbadał ich autentyczność.

Wtedy polskojęzyczne media wzbudzą falę nienawiści do członków PiS, a na wierzch wypłynie "szlachetne" wstawiennictwo za Wałęsą przedstawicieli Platfusiarni. PiS straci popularność i wielu wyborców, którzy zaczną przychylniej spoglądać na Platfusiarnię, jako na zbiorowisko "równych gości", którzy od samego początku wspierali ikonę Solidarności i dawnego prezydenta Polski.

Zrobią wam mentalnego fikołka :-)
Dojdziecie do wniosku, że jednak trzeba przegonić "fanatyczny" PiS i wrócić w ramiona starej postkomuny w postaci Platfusiarni i PSL.
I o to w tej aferze chodzi :-)
Celem jest PiS.

Łączewski pisał do Lisa o "zmianie strategii" w zwalczaniu PiSu.
O taaaką strategię mu chodziło? :-) :-) :-)
Zobaczył, że patetyczne (pathetic - śmieszne, żałosne) demonstracje KODu nie robią na nikim wrażenia i nie są wstanie wciągnąć obywateli w ogólnopolski pucz obecnego rządu PiS i wpadł na pomysł z teką "Towarzysza Bolka"? Warto się nad tym zastanowić.

To, że za tym całym zamieszaniem stoi PO i PSL, wskazuje pewność, z jaką stają po stronie Wałęsy. Oni po prostu wiedzą, że ta teka jest sfabrykowana, bo sami maczali w tym palce.

To ciekawe, że z 90 akt ubeckich dotyczących działalności Lecha Wałęsy na rzecz obalenia komuny w Polsce ostała się tylko jedna teczka dotycząca rzekomej jego współpracy. Lech Wałęsa to nie zdrajca, to ofiara.
To prostolinijny, honorowy człowiek, któremu na sercu leżało dobro Polaków i Polski, dlatego obalił komunę. Ja mu wierzę.

Na temat grubej kreski się tu nie będę wypowiadać, bo to osobny temat.
Sądzę, że w tym temacie popełnił kolosalny błąd zostawiając przy władzy starą nomenklaturę. Zostawił niewdzięczną żmiję, która go po latach zawłaszczania majątku narodowego i życia jak pączek w maśle - ukąsiła go zdradziecko.
To przykre, ale takich chwytów po ludziach bez zasad moralnych i honoru można się było spodziewać.

Indianka






wtorek, 23 lutego 2016

Wierzycie Kiszczakowi i innym UBekom?

Ja nie wierzę. Wierzę Wałęsie. Wierzę, że UBecy wykorzystali go do wyłudzania pieniędzy na jego konto.
Sfabrykowali zawartość jego teczki, by mieć podkładkę pod wypłaty kasy dla siebie. A zaczęło się od tego, że pierwszy UBek wcisnął Wałęsie kit o zgubionych pieniądzach na samochód. Wałęsa z litości podpisał pod jego wpływem lojalkę, że będzie współpracował, by gościu miał podkładkę pod wypłatę kasiory z kasy UBecji, ale Wałęsa realnie nie współpracował. Być może podpisał też kilka kwitów odbioru pieniędzy od tego UBeka, których to pieniędzy nie dostał.
W ten sposób był wilk syty i owca cała.
Wałęsa nie stracił pracy i ominęło go sporo innych represji, kolegom nie zaszkodził, a UBek dał mu spokój, bo zarabiał na figurancie, który stanowił pretekst do wypłat kasiory z kasy UBecji.
Tworzył fałszywe donosy w zastępstwie Wałęsy, wykorzystał też notatki prywatne Wałęsy znalezione przy nim podczas rewizji.
Podrobił jego podpis i charakter pisma w kolejnych pseudo donosach.
Inni UBecy korzystali z tej dojnej krowy także preparując całą grubą teczkę z materiałami wywiadowczymi. Tak powstały opasłe akta rzekomej współpracy Wałęsy z UBecją. Gruby przekręt.

Teka wpadła w łapy Kiszczaka, który zaczął nią grać. Umierając Kiszczak chciał zemścić się na Wałęsie, który obalił jego dawny świat - komunę, za której Kiszczak był znanym i znaczącym, wpływowym i bezwzględnym draniem, który trząsł Polską. Zemsta Kiszczakowi się udała. A może żona Kiszczaka zapragnęła znów się znaleźć na świeczniku i temu wyciągnęła trupa z szafy? Z opisu jej osobowości wynika, że to próżna megalomanka, która i dawniej próbowała wyjść z cienia męża.

Wałęsa:

Rozwiązałem .wreszcie rozwiązałem .na bazie tych dokumentów Proszę to sprawdzić .
Jeszcze raz Oświadczam
1] nie współpracowałem z SB
2] nie donosiłem nigdy na nikogo
3] nie brałem żadnych pieniędzy
4] nie dałem się złamać
.Natomiast dałem się podejść na chwyt ze zgubą pieniędzy i kontrolą wydatków .Masz miękkie serce musisz mieć twardą .
….Podpisałem dwa podobne , główne dokumenty , przy dwóch świadkach , to umożliwiło Sbeką pobieranie pieniędzy dla siebie nie dla mnie i o dziwo robili to po kolei różni i to dość długo .Ja dawno zdecydowanie zerwałem kontakty
.Musieli wykazywać że współpracuję i pisali za mnie donosy .by brać na moje konto pieniądze .
Materiały ręcznego opisu które w padały podczas rewizji i zebrane z różnych miejsc podbudowywały ich bezczelne działania ..
Kapitanie Graczyk to Pan mnie tak urządził ,a ja się zlitowałem nad Panem ..Jedno pytanie pozostaje, czy zrobił Pan to w pojedynkę czy robiliście to zbiorowo
.Panie Boże dzięki CI AMEN . lw

Środowisko prawnicze w Polsce

Opis hermetycznie zamkniętego, okopanego finansowo sądownictwa.
Tu jest duuużo do zreformowania. Oj, dużo :-)
Właśnie poznałam mechanizm powstawania tych kreatywnych postanowień i wyroków w moich i Kamyka sprawach :-) :-) :-)
Jestem pod wrażeniem :-) Zawartość oraz poziom uzasadnień wyroków i postanowień już mnie nie dziwi :-) Już wiem, czemu w dwóch różnych sprawach u dwóch różnych sędziów ni z gruszki, ni z pietruszki zostałam nagle Anną :-) :-) :-) I to niemal identyczne uzasadnienie :-) :-) :-)
Zgaduję, że to ten sam asystent pisał oba wyroki na jednym gotowym szablonie :-)
Stąd te uzasadnienia od rzeczy nie przystające do sprawy i materiału dowodowego :-) :-) :-) Extra! :-)

Poczytajcie jak to działa:

"Jak zostać w Polsce prawnikiem

Studia

Zacznijmy od tego, że w Polsce obowiązują 5 letnie studia prawnicze. W ciągu 1 roku poznaje się głównie zagadnienia historyczne i filozoficzne związane z prawem na całym świecie (dla mnie osobiście nie było to zbyt ciekawe, szczególnie że na egzaminie kazali wykuwać różne daty – teraz i tak ich nie pamiętam). Na 1 roku jest także prawo rzymskie – nie współczesne, a starożytne. Bardzo dużo bowiem obecnych polskich regulacji opiera się właśnie na tym prawie, choć głównie dotyczy to prawa cywilnego (a więc prawa rzeczowego, zobowiązań, prawa cywilnego ogólnego i części prawa spadkowego). Można powiedzieć więc, że polskie prawo opiera się na prawie starożytnym. Czy to dobrze czy źle? Nie mnie to oceniać. Na 1 roku pojawiają się także zagadnienia ekonomiczne, jakieś elementy łaciny i to by było na tyle. Z perspektywy czasu uważam, że przydatne jest tylko prawo rzymskie, reszta powinna iść do kosza.

Kolejne lata studiów to skupianie się już na szczegółach prawa materialnego. Wyjaśnię, że mamy prawo materialne i prawo proceduralne – pierwsze dotyczy przepisów stosowanych jeszcze poza sądem, czyli np. jak napisać umowę, jaka jest odpowiedzialność za przestępstwo, co może a czego nie może organ administracji itd. Drugie zaś prawo, jak wskazuje sama nazwa, dotyczy przepisów stosowanych w trakcie postępowania sądowego lub administracyjnego, a więc co może i czego nie może sąd, strona czy uczestnik postępowania, jak jest prowadzona po kolei procedura, jak powinna wyglądać decyzja lub wyrok. Na drugim i trzecim roku skupiamy się głównie na prawie materialnym – powiem szczerze, że jest tego dosyć sporo. Mamy bowiem prawo cywilne podzielone na 4 części (ogólne, rzeczowe, zobowiązań i spadkowe), prawo karne, prawo administracyjne, i takie kwiatki jak prawo bankowe, finansowe, czy ochrony środowiska (gdzie każą wkuwać cyferki i niepotrzebne zestawienia, które zmieniają się co roku). Na 4 i 5 roku pojawia się procedura – cywilna, karna i administracyjna. Uczą nas jak pisać pozwy, wnioski, apelacje, kasacje itd. Na ostatnim roku jest przedmiot, który polega na nauce interpretacji wydawanych ustaw, na tworzeniu nowych przepisów (przedmiot trwa jednak jeden semestr, więc za wiele to się tam człowiek nie nauczy, chyba że sam, bo go to interesuje).

W trakcie studiów odbywa się obowiązkową praktykę, która trwa UWAGA aż 1 miesiąc. Praktyka jest oczywiście za darmo, choć ten kto Cię przyjmie dostaje od uczelni kasę. Tu można trafić różnie, do sądu, do kancelarii, na policję, do prokuratury – generalnie gdzie kto by chciał. Jak będzie fajny „pracodawca" to nauczy studenta wielu różnych rzeczy, jak nie – to student nauczy się parzyć kawę i obsługiwać ksero. Rzeczywistość jest taka, że studentów na praktyce nie uczy się za wiele, a wykorzystuje jako niewolnika od załatwiania roboty, której nikt zrobić nie chce (np. latanie na pocztę z listami). Praktyka jest taka, że jak student sobie sam nie załatwi praktyk (darmowych, bo jakże inaczej), to nikt mu tego nie załatwi (oprócz tej obowiązkowej praktyki 1 miesięcznej po 3 lub 4 roku).

Potem na 5 roku kończymy i piszemy magisterkę, jest obrona i zakończenie. Jeśli ktoś myśli, że już wtedy można być prawnikiem pełną gębą, to niestety bardzo się myli.

Aplikacja

Same studia dają tytuł magistra prawa, można więc udzielać porad prawnych, pisać pisma procesowe (do sądu, prokuratury, na policję czy innego urzędu), nie można tylko reprezentować kogoś w sądzie. Wyjątek to najbliższa rodzina, a więc mgr prawa może reprezentować w sądzie swoje rodzeństwo, rodziców, dzieci, czy dziadków (nigdy cioć, wujków, czy kuzynów). Warto wiedzieć, że taka reprezentacja przysługuje każdemu z nas, nie trzeba być prawnikiem do tego. A więc mąż może np. reprezentować na rozprawie swojego pełnoletniego syna, wystarczy tylko żeby syn mu dał pełnomocnictwo. Prawnik po studiach może więc otworzyć własną kancelarię, ale będzie działał jako doradca prawny (nie mylić z radcą prawnym, bo do tego to jest długa droga).

Jak ktoś ma ambicje zostać adwokatem, radcą prawnym, notariuszem, sędzią, prokuratorem czy komornikiem, musi iść na tzw. aplikację (jest to coś na kształt przygotowania, przyuczenia do zawodu). Aplikacja trwa odpowiednio – adwokacka i radcowska 3 lata, notarialna 3,5 roku, komornicza 2,5 roku, zaś sędziowska i prokuratorska – na to trzeba poczekać, bo w tym roku zmieniają się przepisy, ale średnio 4 lata. Aplikacja nie jest darmowa, jeden rok kosztuje 3 krotność minimalnego wynagrodzenia za pracę, a więc obecnie w 2016 r. to koszt 5 550 zł. Oprócz tego adwokaci i radcowie życzą sobie co miesięcznych składek. W ustawie istnieje co prawda zapis, że odpowiednie władze mogą zwolnić z całości lub części tej opłaty, ale ze świecą w ręku szukać tego komu się udało uzyskać takie zwolnienie. Jak cię zwolnią z opłaty, to władze samorządu adwokackiego, radcowskiego itd. sami muszą ją uiścić – a kto by chciał z własnej kieszeni oddawać kasę? Nie pomaga nawet fakt, że aplikant pozostaje bez pracy – nikogo to nie obchodzi. Co więcej na aplikacji obowiązują tak chore zasady, że aplikant może pracować wyłącznie w zawodzie prawnika, a aplikanci adwokaccy – wyłącznie w kancelarii adwokackiej. Odpada więc praca w sklepie, hotelu czy wszędzie tam, gdzie nie jesteś prawnikiem. Są to tzw. zasady etyczne zawodu – nie wypada prawnikowi pracować poza zawodem. Dla mnie to bzdura i już wyjaśniam dlaczego. Jak złapią cię, że pracujesz poza zawodem (np. w sklepie na kasie, czy w kwiaciarni), to wszczynają postępowanie dyscyplinarne, jest duża szansa, że wywalą Cię z aplikacji. Zapomniałem dodać, że na aplikację dostaniesz się tylko jak zdasz test z około 50 ustaw (masz 150 pytań, 1 minutę na pytanie, a żeby zdać trzeba mieć dobrze min. 100 pytań). Koszt testu to około 800-900 zł, czy zdasz czy nie, kasy nie zwracają. Wracając do kwestii niegodnej pracy aplikanta – znam historię dziewczyny, która nie mogła znaleźć żadnej pracy w kancelarii, ani w urzędzie, ani w departamencie prawnym banku czy jakiejś firmy, nie miała rodziny prawniczej, żadnych znajomości, nie zwolnili jej z opłaty za aplikację, więc poszła pracować do sklepu z odzieżą (takiego zwykłego, a nie ciucholandu, choć ja do ciucholandów nic nie mam). Pech chciał, że po jakimś czasie do sklepu wparowała pani dziekan z rady izby radcowskiej, w której dziewczyna odbywała aplikację. Poznała ją, wszczęto postępowanie dyscyplinarne i dano jej wybór – albo zrezygnuje z tej pracy (dziewczyna nie miała bogatej rodziny, było to jej jedyne źródło utrzymania), albo zostanie wyrzucona na bruk. Ona na to, że jak zrezygnuje z tej pracy to nie dość, że na chleb nie będzie miała, to nie będzie miała z czego opłacić aplikacji (a jak jej nie opłacisz, to oczywiście też z niej wywalają). Dziewczyna w płacz, a pani dziekan na to – nic mnie to nie obchodzi, trzeba było nie pchać się na aplikację, skoro nie ma się pieniędzy. Można było przymknąć oko na pracę dziewczyny, bo tego nikt by nie skontrolował, ale nie – lepiej jest wywalić na bruk, bo wtedy będzie mniejsza konkurencja.

Aplikanci adwokaccy mają jeszcze lepiej – oni mogą być zatrudnieni wyłącznie w kancelarii. Nie wolno im nawet zarejestrować się do urzędu pracy, choćby po to aby mieć w razie czego ubezpieczenie zdrowotne. Nie to, żebym namawiał do leczenia w naszej służbie zdrowia, ale jak się zdarzy jakiś wypadek, to wtedy taki aplikant zabuli z własnej kieszeni za karetkę czy gips. Jak aplikant się zarejestruje w PUP jako bezrobotny, bo np. chce mieć zasiłek czy to ubezpieczenie zdrowotne, to władze adwokatury od razu stawiają ultimatum – albo się wypisujesz z PUP, albo żegnamy się na aplikacji. Wg ich etyki wpis na listę bezrobotnych licuje z godnością aplikanta. Ja się pytam – to z czego taki ktoś ma żyć? Z energii słonecznej i uśmiechu adwokatury? Porażka i dno mułu.

Dostanie się na aplikację nie gwarantuje sukcesu. Te około 3 lata to powtórka ze studiów, z multum egzaminów (no może poza aplikacją komorniczą i notarialną, ale tam dostać się jest dużo trudniej, bo test wstępny jest trudniejszy). Po drodze może podwinąć się noga i z aplikacji można zwyczajnie wylecieć – ile ja znam takich osób. Jak uda się przejść przez całe to szkolenie (na którym uwierzcie mi, uczą tyle co kot napłakał, a kasy biorą za to co nie mała), czeka delikwenta egzamin państwowy, który kosztuje około 1200 czy 1500 zł, trwa około 3 dni pod rząd po 8 godzin. Jak zdasz wszystkie części, to gratuluję – jesteś adwokatem, radcą, notariuszem, komornikiem. Jak nie zdasz to podchodzisz za rok do całości i tak aż do skutku, chyba że sobie odpuścisz bo masz już dosyć albo nie masz zwyczajnie kasy i sił. Aplikację można ominąć, ale trzeba mieć tytuł dr lub dr hab. I jakieś 3 czy 4 lata praktyki np. w kancelarii, ale to też nie jest proste – na studia doktoranckie nie jest się tak łatwo dostać, a je skończyć, to też wyzwanie (studia doktoranckie trwają 4 lata, czyli 8 semestrów. Jeden semestr kosztuje ok. 4000 zł. Bardzo fajnie, prawda?) Niektóre uczelnie robią studia doktoranckie dzienne, ale limit miejsc jest bardzo mały, a wymagania spore.

Przekręty w sądach

Na zakończenie kilka historyjek z sądu. Jako, że miałem okazje trochę popracować jako p.o. asystenta sędziego, zobaczyłem jak ich praca wygląda od kuchni. Najmniejsze wynagrodzenie sędziego to miesięcznie około. 6 tys. zł – to tak na sam początek jak przychodzi do pracy. Z czasem dostaje on więcej, a jak już pójdzie do sądu okręgowego czy apelacyjnego, to kwoty miesięczne mogą być całkiem spore (nawet do 20 tys. wzwyż). Dla mnie te kwoty są astronomiczne. Co więcej, sędzia ma nienormowany tryb pracy – nie przychodzi na 8 godzin co dziennie. Jego wymiar czasu pracy podyktowany jest wymiarem jego zadań. Co to znaczy? Że przychodzi kiedy chce i o której chce? Nikt go z tego nie rozlicza. No oczywiście jak prowadzi rozprawę, to musi na niej być o tej godzinie co trzeba. Ale wiele razy już widziałem, że problemem dla sędziego nie było spóźnić się na rozprawę godzinę czasu –od tak. A jak ktoś się spóźni choćby 5 minut, to może Cię nie wpuścić na salę i odroczy rozprawę. Od taka sprawiedliwość, ale wiele zależy od sędziego (jakim jest człowiekiem).

Jak sędzia wydaje wyrok, to co do zasady nie musi go uzasadniać – wystarczy, że uzasadni go trochę na rozprawie ustnie i tyle. Na piśmie uzasadnienia nie odnajdziesz. Są jednak przypadki, gdzie trzeba pisać uzasadnienie z urzędu lub na wniosek strony postępowania. I takie wnioski są najbardziej przez sędziów znienawidzone. Dlaczego? Ano dlatego, że wg nich tracą oni czas na uzasadnianie swoich wyroków – muszą sobie popisać na komputerze. Jak sprawa jest błaha, to pół biedy – jeden dzień i z głowy. Ale co jak sprawa trwała kilka lat? Wtedy uzasadnienie musi być długie, nie da się inaczej. Jeśli ktoś myśli, że sędziowie sami piszą uzasadnienia swoich wyroków, to są w dużym błędzie. Piszą je asystenci sędziów (asystentem może być osoba, która ukończyła studia prawnicze i wygrała konkurs na to stanowisko). Sędzia wchodzi do pokoju asystenta (zazwyczaj w jednym pokoju mamy 3-4 asystentów ściśniętych jak kurczaki w klatce), rzuca akta sprawy i życzy sobie uzasadnienia do swojego wyroku. Asystent pisze uzasadnienie, choć sprawy na swoje własne oczy nie widział, potem oddaje je sędziemu. Jak sędziemu się spodoba, to je przyjmie i cały wyrok podpisze, jak nie sposobu, to asystent siada i poprawia uzasadnienie aż do skutku. Zdarza się też i tak, że uzasadnienia sporządzają aplikanci radcowscy lub adwokaccy (na tych aplikacjach odbywa się krótką praktykę sądową). Wtedy to już jest szał twórczości, aplikant który ma się uczyć zawodu, sędzia ma go do tego przygotować i dostaje za to kasę, musi sam z własnej głowy wymyślić uzasadnienie w jeden lub dwa dni. Jak sędzia będzie łaskawy, to powie na czym polegała dana sprawa, jak nie to niczego nie powie i weź się człowieku zastanawiaj.

Ciekawsze rzeczy dzieją się w sekretariatach, gdzie pracują szeregowi pracownicy za minimalną pensję, a roboty mają od groma. Szycie akt grubymi igłami i nićmi (chyba, że sąd jest nowocześniejszy, to wtedy mają dziurkacze i plastikowe zszywki), klejenie kopert, odbieranie i wysyłanie korespondencji, odbieranie telefonów od ludzi, obsługa klientów – jednym słowem zaplecze sądu to taka mała fabryka św. Mikołaja i nie ma w tym sformułowaniu przesady. Tam nie ma nawet czasu kanapki zjeść czy coś wypić, chyba że to jest sąd w małej mieścinie, gdzie spraw jest niewiele. Poza tymi obowiązkami, pracownicy sekretariatu protokołują na rozprawach (to te słynne panie, a teraz i panowie, którzy piszą relację z rozprawy na komputerze). Jak sędzia jest ludzki, to nie będzie dyktował z prędkością światła i pomoże protokolantowi, a jak nie jest, no cóż – problem protokolanta. Niezłe numery odbywają się przy odbieraniu telefonów. Jeden dzień byłem w takim sekretariacie, dali mi coś do pisania i dzwoni telefon – szefowa sekretariatu odbiera, o czym daje mi telefon do ręki. Tak z niczego. Ja na to, że przecież nie wiem o co chodzi, co mam powiedzieć, w jakiej to sprawie. Ona na to, że nieważne, że wystarczy dać się wygadać po drugiej stronie, niech gościu nawija, a potem to się odpowie, że nie mamy czasu albo się rozłączymy. Ja uwierzyć nie mogłem, bo mówię kobiecie że tak się nie robi – popatrzyła na mnie jak na kosmitę, dała telefon do ręki i wyszła z pokoju z kanapką w ustach.

Ciekawie było też w miejscowych psychiatriach – z sędziami jeździłem jako protokolant, żeby spisywać zeznania zatrzymanych osób (np. gościa co zadźgał swoją żonę nożem, czy faceta na którego nie działały żadne leki i rozerwał kaftan bezpieczeństwa rzucając się na pielęgniarkę). Jedno co mi się nasunęło na myśl to to, że na tych oddziałach pacjenci są owszem izolowani od zewnątrz, ale nie w oddzielnych pokojach tylko na takiej dużej sali (coś jak stołówka i wejścia do ich pokojów). Dla mnie to było duże przeżycie, idziesz sobie koło takiej osoby, której ewidentnie coś jest, a wygląda jak chodzące zombie – i pacjentów takich mamy około 20-30, i dwie drobne pielęgniarki do pilnowania porządku. Jedna pacjenta powiedziała, że jak zechce to zrobi rewolucje na sali, namówi pozostałych pacjentów i z nożami i widelcami (bo mają do nich dostęp), zaatakują lekarzy – i weź człowieku przejdź koło takiej kobiety, która ma szaleństwo w oczach.

Lavo"

https://astromaria.wordpress.com/2016/01/14/jak-zostac-w-polsce-prawnikiem/

poniedziałek, 22 lutego 2016

Wniosek o ułatwienie uboju na gospodarstwach

Adresat:
Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi
ul. Wspólna 30; 00-930 Warszawa
Informacja tel.: +48 22 623 10 00; Fax:+48 22 623 27 50, 623 27 51
Zespół Prasowy Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi
tel. 22 623 18 38
rzecznik.prasowy@minrol.gov.pl
https://www.minrol.gov.pl
Adres podmiotowej strony Biuletynu Informacji Publicznej MRiRW:
https://bip.minrol.gov.pl

Witam serdecznie :-)

Cieszę się, że zmieniła nam się władza i mam nadzieję, że od teraz zacznie się proces naprawiania złego prawa, które nam, obywatelom Polski zatruwa
życie od dekad.

Właśnie przeczytałam ciekawy artykuł na internecie o rządowym projekcie ustawy ws. sprzedaży żywności przez rolników i w związku z nim jako rolnik mam kilka uwag. Będzie mi miło, jeśli zostaną one wzięte pod uwagę przy tworzeniu nowej ustawy regulującej sprzedaż bezpośrednią, albowiem ta ustawa dotyczy mnie i mojego planowanego źródła utrzymania. Byłoby mi smutno, gdyby znów w polskim prawodawstwie powstały kolczaste, nieżyciowe utrudnienia.

Oto ustępy tego arytykułu, a pod nimi moje uwagi:

"W resorcie rolnictwa trwają prace nad rządowym projektem ustawy ws. sprzedaży żywności przez rolników - poinformowała w poniedziałek wiceminister rolnictwa Ewa Lech. Chodzi o ułatwienie sprzedaży produktów wytworzonych przez rolników we własnym gospodarstwie."

Super! Nareszcie! Cieszę się! :-) :-) :-)

"Ustawa ta zmieni zapisy w szeregu innych ustaw - dodała Lech na konferencji prasowej."

Bardzo dobrze :-)

"Nowe przepisy mają stworzyć faktyczne możliwości sprzedaży własnych produktów poprzez ułatwienia dotyczące wymagań sanitarnych, uregulowanie sprawy kompetencji dotyczących nadzoru nad taką produkcją - tłumaczyła wiceminister. Obecnie produkcję żywności pochodzenia zwierzęcego nadzoruje Inspekcja Weterynaryjna, a pochodzenia roślinnego - Inspekcja Sanitarna. Także ta ostatnia inspekcja odpowiada za nadzór nad sprzedażą detaliczną.

Projektowana ustawa ma przesunąć nadzór z Inspekcji Sanitarnej - na Inspekcję Weterynaryjną, a w odniesieniu do produktów niezwierzęcych - na Inspekcję Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych (IJHARS)."

Ja myślę, że nie potrzeba nam rolnikom armii żandarmów stojących nam nad głowami. Te sprawy higieny i zdrowia żywności samoistnie ureguluje rynek zbytu. Jeśli ktoś brudno przerobi swoje wyroby lub będą one nieświeże, niesmaczne - straci klientów i pieniądze. Nie ma lepszego mechanizmu niż popyt i podaż. W interesie rolnika będzie by jego produkty były najwyższej jakości, świeże, zdrowe, smaczne. Mój dziadek przed II wojną prowadził sklep wiejski. Nauczył się robić genialne wędliny i kiełbasy.
Ludzie chętnie kupowali. Pasjami. Lubił ludzi i swoją pracę. Nigdy na oczy nie widział kogoś takiego, jak inspektor. Da się? - Da. Zero kosztu utrzymania inspektora. Ekonomicznie. Dziurę budżetową mamy wielką jak galaktyka. Musimy redukować zbędne koszty. Nie ma miejsca dla kosztownych inspektorów. Panowie z PSL niech sobie poszukają innej pracy.

"Wiceminister zapewniła, że rozszerzenia kompetencji Inspekcji Weterynaryjnej jest uzasadnione, bo ta inspekcja ma wieloletnie doświadczenie w nadzorze nad gospodarstwami utrzymującymi zwierzęta, jak i nad sprzedażą takich produktów."

Nie ma żadnego uzasadnienia dla mieszania się do chłopskiej kuchni miejskich urzędników. W historii Polski nie było takich postaci zaglądających do garów chłopom i teraz też nie byłoby to mile widziane.
Poza tym uzależnienie wyrobu i sprzedaży produktów gospodarskich od urzędników doprowadzi do patologii i krzywd. Będą tępieni rolnicy stanowiący konkurencję dla rodziny i przyjaciół inspektorów.
Prowincja ma swoją specyfikę. Tu się wszyscy znają i rodzinami oraz kumplami się wspierają. Ktoś bez odpowiednich znajomości będzie miał serię ostrych kontroli i zakaz sprzedaży pod byle pretekstem, podczas gdy za płotem u zaprzyjaźnionego rolnika inspektor nie zauważy padłej na gruźlicę brudnej krowy leżącej na gnoju i przerabianej na szyneczki :-) :-) :-)

"Wiązało się to będzie ze zwiększeniem zatrudnienia w Inspekcji Weterynaryjnej o ponad 320 etatów i w IJHARS - o 68 etatów. Koszty na ten cel w perspektywie 10 lat wyniosą 320 mln zł - poinformowała Lech."

Boże... Błagam - NIE! Mamy w Polsce milion urzędników, którzy są ciężarem dla podatników. Nie potrzebujemy więcej darmozjadów.

Zamiast marnować pieniądze na utrzymanie kolejnych zbędnych urzędników, za te pieniądze powinniście zorganizować ubojnie/rzeźnie obwoźne dojeżdżające do każdego gospodarstwa zgłaszającego chęć uboju. Byłaby to przystosowana i wyposażona w sprzęt do uboju ciężarówka z dzieleniem mięsa na miejscu, na gospodarstwie rolnika.

Ubojowiec byłby zobowiązany do absolutnej higieny uboju, skórowania, wybebeszania i dzielenia mięsa. Gotowe podzielone mięso oddawałby rolnikowi do użytku i dalszego przerobu. To jest dobry pomysł.
400 etatów dla pożytecznych ubojowców/rzeźników objazdowych, zamiast dla urzędników. To ma sens i jest gwarantem czystości i prawidłowości uboju. Uwierzcie mi :-)

"Ustawa wprowadzi zwolnienia podatkowe dla rolnika od określonych ilości przerobionych produktów z własnej uprawy, hodowli lub chowu pod warunkiem, że będą one wytwarzane przez niego lub jego rodzinę. Ma to umożliwić zwiększenie dochodów w gospodarstwie. Chęć podjęcia takiej produkcji zgłaszana byłaby do powiatowego lekarza weterynarii, który obejmie produkcję swoim nadzorem."

Czy podatkiem musi być objęta rzecz tak witalna, podstawowa i prywatna jak żywność domowa? Państwo zaoszczędzi miliony na leczeniu obywateli, jeśli zyskają oni dostęp do niedrogiej, smacznej, zdrowej polskiej żywności.
Każdy podatek odbije się na kieszeni konsumenta i rolnika.
Koszt wysyłki żywności pocztą będzie spory i będzie bardzo podrażał koszt ostateczny żywności. Nasze rolnictwo jest nadal niedoinwestowane. Nie ma sensu opodatkowywać jedzenia i tym samym zubażać fundusz remontowy i modernizacyjny miejsca przerobu żywności (np. budowy i urządzenia serowarni lub domowej masarni).

"Lech zaznaczyła, że minister rolnictwa będzie musiał w rozporządzeniu określić limity ilościowe możliwe do sprzedaży bez podatku. Przygotuje też instrukcję, co i w jaki sposób może być produkowane; m.in. dotyczyć to będzie warunków higienicznych produkcji, będą one łagodniejsze niż przy produkcji przemysłowej, ale muszą gwarantować bezpieczeństwo wytworzonej żywności"

Po co nam znowu biurokracja i instrukcje? To kolejne koszty i utrudnienia. Zbędne koszty.
Warunki higieniczne u rolników wymuszą konsumenci swą siłą nabywczą.
Klient wybierze dobry produkt.

"Wiceminister przypomniała, że od 1 stycznia br. obowiązują przepisy, na mocy których rolnik, który sprzedaje własne produkty musi zapłacić 2 proc. podatek od przychodów do wartości 150 tys. euro rocznie (ok. 600 tys. zł). Rolnicy nie są zainteresowani takim rozwiązaniem. Nowa ustawa zmieni ten sposób opodatkowania - dodała."

Podatek od przychodu? Koszty produkcji rolnej są bardzo wysokie.
Bywa, że koszt sprzedaży produktu zawiera ledwie minimalny zysk, a bywa, że produkty rolnicze są sprzedawane poniżej granicy opłacalności, po to by na przykład zapłacić za KRUS lub podatek rolny. To niefajny przepis. W wielu transakcjach oznaczałby stratę.

"Inspekcja Sanitarna jednak do tej pory nie określiła warunków produkcji produktów przetworzonych pochodzenia roślinnego. Natomiast możliwa jest sprzedaż produktów nieprzetworzonych, np. ziemniaków czy kapusty."

Tym samym ta inspekcja działa na korzyść przetwórców przemysłowych.
Możliwe, że celowo opóźniają określenie tych warunków, by nie dopuścić do rynku zbytu polskich chłopów... Jeszcze jeden powód, by w łańcuchu pokarmowym pominąć biurokratów. Idealny handel wiejską żywnością to gospodyni sprzedająca kosz jadła mieszczuchowi. Bez pośredników i urzędników. Gdy mama lub żona robi wam obiad, to wzywacie inspektora i urzędnika, aby zbadał i zatwierdził jadło? :-)

"Przewidujemy, że w czerwcu projekt stanie na Radzie Ministrów. Ustawa weszłaby w życie od stycznia 2017 r. - poinformowała Lech."

Fajnie, że za rok. A z czego mam się utrzymywać przez ten kolejny rok?
Opieka społeczna kasy nie da, mimo, że nie mam pieniędzy, bo mam hektary.
Pośredniak nie da - bo pracuję na swoim gospodarstwie.
Jak sprzedam teraz mleko lub mięso - pójdę do więzienia.
Proszę o zwolnienie mnie z przestrzegania aktualnych przepisów, bo nie mam z czego żyć :(((

"W Sejmie trwają pracę nad poselskim (PSL) projektem nowelizacji ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia oraz niektórych innych ustaw. Powołana została podkomisja. Projekt zakłada m.in. przekazanie kompetencji nadzoru nad produkcją i sprzedażą żywności w gospodarstwie rolnym Inspekcji Weterynaryjnej."

Polska chłopska żywność jest zdrowa i bezpieczna. Przemysłowa produkcja żywności leżąca w marketach - nie. Proszę się najpierw zająć ulepszaczami i GMO w żywności przemysłowej. Ta chemia i GMO trują ludzi i wywołują liczne choroby.

Nie chcę żadnych inspektorów weterynarii na moim gospodarstwie, zwłaszcza tych z PSL. Gdy zrobię ser lub wędlinę na sprzedaż - zrobię ją jak dla siebie. Zdrowo, czysto i smacznie. Nie potrzebuję do tego żandarmów z PSL, lecz spokoju.

W związku z powyższym reasumując wnoszę o:
1. więcej zaufania i szacunku do żywicieli narodu
2. więcej naturalnej swobody w wyrabianiu i sprzedaży żywności wiejskiej
3. zero żandarmów
4. zamiast żandarmów-darmozjadów - proszę o zorganizowanie objezdnych ubojowców - czystych, fachowych, higienicznych profesjonalistów do uboju żywca i rozbioru mięsa
5. dobrą inicjatywą byłyby też chłodnie zbierające z gospodarstw wytworzone wyroby i dostarczające je do miast, do klientów.

Źródło artykułu:
http://biznes.onet.pl/wiadomosci/kraj/resort-rolnictwa-przygotowuje-projekt-ustawy-ws-sprzedazy-zywnosci-przez-rolnikow/1l6egn

Z wyrazami szacunku,
Indianka

Resort rolnictwa przygotowuje projekt ustawy ws. sprzedaży żywności przez rolników

W resorcie rolnictwa trwają prace nad rządowym projektem ustawy ws. sprzedaży żywności przez rolników - poinformowała w poniedziałek wiceminister rolnictwa Ewa Lech. Chodzi o ułatwienie sprzedaży produktów wytworzonych przez rolników we własnym gospodarstwie.

Ustawa ta zmieni zapisy w szeregu innych ustaw - dodała Lech na konferencji prasowej.

Nowe przepisy mają stworzyć faktyczne możliwości sprzedaży własnych produktów poprzez ułatwienia dotyczące wymagań sanitarnych, uregulowanie sprawy kompetencji dotyczących nadzoru nad taką produkcją - tłumaczyła wiceminister. Obecnie produkcję żywności pochodzenia zwierzęcego nadzoruje Inspekcja Weterynaryjna, a pochodzenia roślinnego - Inspekcja Sanitarna. Także ta ostatnia inspekcja odpowiada za nadzór nad sprzedażą detaliczną.

Projektowana ustawa ma przesunąć nadzór z Inspekcji Sanitarnej - na Inspekcję Weterynaryjną, a w odniesieniu do produktów niezwierzęcych - na Inspekcję Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych (IJHARS). Wiceminister zapewniła, że rozszerzenia kompetencji Inspekcji Weterynaryjnej jest uzasadnione, bo ta inspekcja ma wieloletnie doświadczenie w nadzorze nad gospodarstwami utrzymującymi zwierzęta, jak i nad sprzedażą takich produktów.

Wiązało się to będzie ze zwiększeniem zatrudnienia w Inspekcji Weterynaryjnej o ponad 320 etatów i w IJHARS - o 68 etatów. Koszty na ten cel w perspektywie 10 lat wyniosą 320 mln zł - poinformowała Lech.

Ustawa wprowadzi zwolnienia podatkowe dla rolnika od określonych ilości przerobionych produktów z własnej uprawy, hodowli lub chowu pod warunkiem, że będą one wytwarzane przez niego lub jego rodzinę. Ma to umożliwić zwiększenie dochodów w gospodarstwie. Chęć podjęcia takiej produkcji zgłaszana byłaby do powiatowego lekarza weterynarii, który obejmie produkcję swoim nadzorem.

Lech zaznaczyła, że minister rolnictwa będzie musiał w rozporządzeniu określić limity ilościowe możliwe do sprzedaży bez podatku. Przygotuje też instrukcję, co i w jaki sposób może być produkowane; m.in. dotyczyć to będzie warunków higienicznych produkcji, będą one łagodniejsze niż przy produkcji przemysłowej, ale muszą gwarantować bezpieczeństwo wytworzonej żywności.

Wiceminister przypomniała, że od 1 stycznia br. obowiązują przepisy, na mocy których rolnik, który sprzedaje własne produkty musi zapłacić 2 proc. podatek od przychodów do wartości 150 tys. euro rocznie (ok. 600 tys. zł). Rolnicy nie są zainteresowani takim rozwiązaniem. Nowa ustawa zmieni ten sposób opodatkowania - dodała.

Inspekcja Sanitarna jednak do tej pory nie określiła warunków produkcji produktów przetworzonych pochodzenia roślinnego. Natomiast możliwa jest sprzedaż produktów nieprzetworzonych, np. ziemniaków czy kapusty.

Przewidujemy, że w czerwcu projekt stanie na Radzie Ministrów. Ustawa weszłaby w życie od stycznia 2017 r. - poinformowała Lech.

W Sejmie trwają pracę nad poselskim (PSL) projektem nowelizacji ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia oraz niektórych innych ustaw. Powołana została podkomisja. Projekt zakłada m.in. przekazanie kompetencji nadzoru nad produkcją i sprzedażą żywności w gospodarstwie rolnym Inspekcji Weterynaryjnej.

http://biznes.onet.pl/wiadomosci/kraj/resort-rolnictwa-przygotowuje-projekt-ustawy-ws-sprzedazy-zywnosci-przez-rolnikow/1l6egn

"Wiązało się to będzie ze zwiększeniem zatrudnienia w Inspekcji Weterynaryjnej o ponad 320 etatów i w IJHARS - o 68 etatów. Koszty na ten cel w perspektywie 10 lat wyniosą 320 mln zł - poinformowała Lech."

Zamiast marnować pieniądze na utrzymanie kolejnych zbędnych urzędników, za te pieniądze powinniście zorganizować ubojnie/rzeźnie obwoźne dojeżdżające do każdego gospodarstwa zgłaszającego chęć uboju. Byłaby to przystosowana i wyposażona w sprzęt do uboju ciężarówka z dzieleniem mięsa na miejscu, na gospodarstwie rolnika.

Ubojowiec byłby zobowiązany do absolutnej higieny uboju, skórowania, wybebeszania i dzielenia mięsa. Gotowe podzielone mięso oddawałby rolnikowi do użytku i dalszego przerobu. To jest dobry pomysł.
400 etatów dla pożytecznych ubojowców/rzeźników objazdowych, zamiast dla urzędników. To ma sens i jest gwarantem czystości i prawidłowości uboju.

Indianka

Korporacyjna Unia Europejska

Moim zdaniem my Polacy zostaliśmy oszukani przez UE.
Miało być demokratycznie, sprawiedliwie, a jest tyranistycznie.
Od początku przyjęto nas do Unii Europejskiej na upośledzonych, dyskryminacyjnych zasadach. Ta dyskryminacja miała z czasem zostać zatarta, tym czasem się pogłębia.

Decydenci UE nie działają zgodnie z interesem narodów, lecz reprezentują interesy lobbystów korporacyjnych. Widać to po dyrektywach, jakie narzucają narodom Europy. Nie konsultują się z narodami, lecz korporacjami np. farmaceutycznymi. By wspierać interesy wielkich korporacji farmaceutycznych - zakazali niewinnego handlu ziołami. To wbrew zdrowiu i interesom narodów.
Komisarze unijni to lobbyści pracujący na rzecz bogatych korporacji m.in. chemicznych takich jak Monsato.

Działają wbrew interesom i dobru narodów. M.in. dlatego tolerują produkcję szkodliwej żywności genetycznie modyfikowanej. Sklepy spożywcze są zawalone taką chorobotwórczą żywnością. Ludzie po niej chorują.
Myślę, że skoro UE oszukała nas, to umowa akcesyjna nie obowiązuje i możemy w każdej chwili wyjść z Unii bez kar finansowych lub co najmniej zażądać przywrócenia autonomii w zarządzaniu naszym krajem.

Rząd polski powinien zarządzać Polską w oparciu o wolę i dobro narodu polskiego, a nie realizować żądania egoistycznych korporacji europejskich czy światowych.

Unia powinna być luźną federacją autonomicznych, suwerennych państw europejskich. Każdy naród i kraj UE powinien zachować swoją tożsamość narodową i kulturową. Nie można narzucać krajom katolickim zboczonej ideologii gender i napływu ogromnej ilości obcych kulturowo muzułmanów.

Komisarze UE muszą nauczyć się respektu do narodów Europy, a nie traktować je jak kukiełki, z którymi wolno im robić co chcą.

Oburzenie narodów Europy udowadnia brak kompetencji zarządczych Komisji Europejskiej. Narzucanie islamizacji narodów Europy przez MERKEL to niedopuszczalny skandal i akt przemocy, świadczy on o tyranistycznym podejściu do narodów Europy. Jest to pogwałcenie zasad demokracji.

Indianka





niedziela, 21 lutego 2016

Rozmowa z Nikim :-)

"Załóżmy, dla ułatwienia, że dzisiaj przekonałaś wszystkich swoich czytelników do tego, w co wierzysz i co wg Ciebie jest jasne i oczywiste (dla jasności powtarzam, że MASZ RACJĘ i mnie przekonywać nie musisz). Załóżmy dalej, że jest to 200 osób, i wszyscy "nawrócą" swoje najbliższe rodziny. Co tam - zaszalejmy i załóżmy, że cały naród przejrzy na oczy. Jak myślisz, ile lat zajmie nam odbudowanie gospodarki i spłacenie długów? Ile lat, zanim będziemy krajem względnie bogatym, a ludzie będą żyć mądrze, dostatnio i w poczuciu sprawiedliwości? Podpowiem Ci, że nie dożyjesz tych czasów, a co gorsza - wątpliwe jest, że one w ogóle nadejdą (patrz nierealne założenie na wstępie, że wszyscy ludzie zrozumieją, iż są dojonymi idiotami i będą chcieli coś z tym zrobić, a w grę będzie musiała wchodzić ciężka i uczciwa praca)."

Powiem ci tak: wierzę w efekt motyla. To nic, że być może nikt nie przyjdzie w przyszłości na mój grób, ale mój duch zostanie w moim domu, na mojej ziemi i będzie nadal szalał :-) Tym razem nie w cyber przestrzeni, ale w przestrzeni ezoterycznej... Ale nie o tym chciałam mówić :-)

Jak wspomniałam - wierzę w efekt motyla. Wierzę także w moc sprawczą wypowiedzianych słów. Wierzę, że moje uświadamianie ludzi zaowocuje. Być może wzbudzi dobrą falę. Ważne, by zaczęli o tym co napisałam myśleć. By przejrzeli na oczy. By stali się świadomi świata i rzeczywistości w której żyją. To jest pierwszy krok do oświecenia, mądrości i szczęścia.

Świadomi, jakim naciskom politycznym i manipulacjom medialnym podlegają - uodpornią się na nie i będą podejmowali świadome wybory podczas głosowań. Nie zagłosują, na partie, które nam szkodzą. Nie dadzą się wkręcać w groteskowe demonstracje KODu, a ci z nich aktywniejsi - zaczną coś robić w tym kierunku by zmienić niekorzystne uwarunkowania w jakich się nasz naród znalazł za sprawą stalinistów i ich potomków.

Wierzę, że to co robię ma sens. Wierzę, że szczęście jest blisko.
Wystarczy wstać z kolan i rozejrzeć się za najlepszymi rozwiązaniami problemów naszego kraju. Poszukać sojuszników chętnych współpracować dla dobra Narodu.

Mamy szczęście, że trafiła się nam Beata Szydło. Ona jest szansą na nasze narodowe szczęście. Jej imię oznacza "beatus" - czyli szczęśliwy. To mądra kobieta i sądzę, że możemy jej zaufać. Ona polskiemu narodowi przyniesie szczęście. Już je przyniosła.
Dzięki niej i jej rządowi - wielu polskim rodzinom będzie lżej zadbać o i odchować swoje dzieci. To dobra nowina. Ulga dla polskich rodzin. To dużo. To zaowocuje wzrostem demograficznym, który obecnie jest w zaniku. Zaczną się rodzić nowi Polacy. Odbudujemy populację. A ona odbuduje nasz kraj. Postawi go na nogi. To tylko jeden korzystny aspekt Wielkiej Dobrej Zmiany, która wreszcie zawitała do naszego kraju.

Mówisz, że nie da się szybko odbudować potęgi naszego kraju i dobrobytu. Ja jestem odmiennego zdania. Sądzę, że możemy od ręki podnosić się z upadku gospodarczego. Wystarczy dać szansę ludziom. Oddać im ich los w ich ręce. Skasować przeszkody prawne.
Wtedy kraj szybko rozkwitnie.

Konkrety: w przypadku rolników znieść zakaz uboju gospodarczego i zakaz sprzedaży żywności bezpośrednio z gospodarstw. Wtedy ja przestanę wegetować na granicy ubóstwa. Mam stadko owiec, z którego mogłabym pozyskiwać surowe mięso na sprzedaż, ba, gotować i piec gotowe potrawy i sprzedawać z zyskiem. Mam też stadko kóz, które w okresie laktacji dają mleko doskonałe na sery. Bym miała dochód.

Państwo polskie pod wpływem Unii opanowanej przez lobbystów i koncerny zabrania rolnikom sprzedaży swoich produktów bezpośrednio z gospodarstw. To jest podłe. To jest zamach na podstawowe swobody obywatelskie. Ograniczanie wolnego handlu ze szkodą dla rolników. Ktoś to musi powiedzieć. Ja to mówię.
Rolnicy, którzy mają dużo ziemi dostają tyle dopłat, że nic nie produkują. Siedzą cicho by ich nie stracić. Ja nie otrzymuję dopłat.
Chciałabym się utrzymywać z niewielkiej produkcji rolnej.
Nie mogę robić tego legalnie, bo te ich unijnopolskie przepisy zabraniają. Nielegalnie nie chcę i nie mogę, bo polują tu na mnie.
Jak mam normalnie i dostatnio żyć? Stworzyli nam tu w Polsce nieznośny Matrix. Za 4 lata dopłaty się rolnikom urwą. I co wtedy?
Znajdą się w takiej sytuacji jak ja. Ja mam trudniej, bo jestem sama, bez maszyn, kasy, fizycznej pomocy rodziny.

Tych, co narzucili mi niezgodne z moim witalnym interesem ograniczenia, nie obchodzi, że wpędzili mnie w nędzę odbierając szansę na zdobycie pieniędzy na podstawowe potrzeby. To są takie unijne buce bez sumienia i wyobraźni. Ich pachołki polskie wykonujące ich polecenia (kontrole, mandaty itp.) też lepsze nie są. Świadomie i celowo zatruwają mi życie. Oni pensje uzbierane z podatków podatników dostają bez wysiłku. Przyjeżdżają na moje biedne podwórko wypasionymi furami by mi grozić i pouczać. Nie potrafią powiedzieć, jak mam legalnie zabić barana na mięso, by do tego nie dopłacać... :(((
Każą wynajmować transport, wozić do rzeźni, płacić rzeźni, weterynarzowi... płacić, płacić i płacić... A ja nie mam czym płacić... :(((
Zatruwają mi życie... :(((
Tylko potrafią straszyć i karać mandatami. Sami się nie narobią przy hodowli, a chcą się rządzić moimi zwierzętami... :(((
To jest pogwałcenie podstawowych praw ludzkich.
Mam prawo zabić i zjeść wyhodowane zwierzę. Oni mi te prawo odebrali :((( To nie jest demokratyczne. To tyrania. Nie zgadzam się na nią! Nie zgadzam się na tyranię unijną ani poststalinowską w moim kraju!

Indianka