czwartek, 29 kwietnia 2010

Zaproszenie na Mazury

Indianka zaprasza w odwiedziny sympatyczne osoby lubiące Indiankę i obcowanie z naturą :)


Spanie na sianie albo w namiocie - Słychać tętniącą życiem bogatą florę i faunę... słychać wszystkie ptaki, żaby, odgłosy zwierząt gospodarskich, szum drzew i strumyka...


Łazienka w domu wiejskim (wodę do mycia grzeje się na piecu i nosi wiadrami do łazienki).


Posiłki we własnym zakresie. Można ugotować na gazie, piec nad ogniskiem, grillować na grillu lub gotować w kociołku nad ogniskiem. Indianka może udostępnić miejsce w zamrażarce (lodówka zepsuta).


Indianka obecnie nie ma żywności własnego wyrobu, do sklepu daleko, a ona nie ma auta by wozić zakupy, więc gość musi kupić sobie sam papu w miasteczku lub zjeść przed przyjazdem...

Kuchnia jest zdewastowana, ale można umyć naczynia w niej i ugotować coś na piecu lub gazie. 


Indianka nie oczekuje pomocy na gospodarstwie od gości (NOWOŚĆ!!! :)))) ) 
Chyba, że gość sam z siebie chce być pożyteczny...;)


Indianka bezpłatnie podzieli się wiedzą ogrodniczą, sadowniczą, hodowlaną i chętnie poudziela się towarzysko (dla odmiany!)


Indianka w razie potrzeby udostępni do spania poddasze nad stajnią, w domu kuchenkę gazową, garnki, naczynia, na dworze kociołek węgierski, grilla, miejsce w zamrażarce i lodówce turystycznej, materace.

To jest propozycja odwiedzin na skromnym, małorolnym gospodarstwie rolnym... :) Skromnym, aczkolwiek przepięknym... :)

Oferta wynajęcia pokoju i zapewnienia wyżywienia w zamian za pomoc na gospodarstwie jest nieaktualna.(Indianka ma pracę w ogrodzie i przy zwierzętach i w związku z tym nie ma czasu zajmować się domem, a zwłaszcza gotowaniem, ponadto obecnie nie wyrabia jadła wiejskiego, a do sklepu spożywczego bardzo daleko i nie ma czym przywieźć zakupów. Pokój gościnny obecnie zaadaptowany na biuro gospodarstwa, w związku z tym nie do wynajęcia.)

Zapraszam osoby, które lubią mnie i spędzać czas na świeżym powietrzu :)

ps. Bez psów!

środa, 28 kwietnia 2010

Nowojorczyk

Wpadł na trzy dni przesympatyczny i uczynny Nowojorczyk. Ciekawy człowiek! Ostatnie 5 lat studiował psychologię i filozofię w 10cio milionowym Nowym Jorku. Niedawno wrócił do Polski, bo tu mu się najbardziej podoba. Pomógł Indiance sadzić żywopłot i byliny. Indianka bardzo zadowolona :)) Co dwie pary rąk to nie jedna! :)

Podczas chodzenia po rancho znaleźli interesujący kawałek wapienia ze zwapniałymi szczątkami prehistorycznych żyjątek. Indianka chciała zachować ten prehistoryczny dowód życia na ziemi sprzed milionów lat, ale uczynnemu Nowojorczykowi tak bardzo na tym kawałku wapienia zależało, że w końcu Indianka podarowała mu tę pamiątkę... :)


Napracował się przy tych dołkach, to niech ma :))). 

niedziela, 25 kwietnia 2010

Migrena

Migrena. Fatalne samopoczucie. Słowo „migrena” wiąże się głównie z bólem głowy, ale Indiankę znacznie więcej boli niż sama głowa, więc często poleguje. Nawet złamała swoją zasadę niebrania tabletek przeciwbólowych i wzięła kilka, bo zupełnie nie mogła funkcjonować, a tu zaległe zadania czekają na wykonanie. Nikt tego za nią nie zrobi. Zresztą mało kto by potrafił zrobić to co ona ma do zrobienia, np. jeśli chodzi o różne papiery. Po prostu trzeba mieć jej wiedzę i znać potrzeby by działać skutecznie. Osoba niewtajemniczona nic by nie zdziałała i tak. Tylko Indianka potrafi dbać o swoje sprawy, ale teraz nie da rady. Umysł bólem przyćmiony nie jest w stanie pracować prawidłowo.
 
Wysiłek fizyczny obecnie też odpada. Nie zrobiła tego co sobie zaplanowała, bo nie jest w stanie, ale zrobiła małą część tego. Zwierzęta musi codziennie doglądać i karmić, ale nic ponad to nie zdziałała, z wyjątkiem przyciągnięcia z pola drutów do konstrukcji siatki napowietrznej nad wybieg dla kur i zamocowania kilku. Trzeba też kurczaki oddzielić od kur. Wydłubała z drzewa stare izolatory, które ma zamiar wykorzystać do zawieszenia siatki i przygotowała siatkę. Teraz tylko powiesić. Guzdrze się z tymi czynnościami strasznie, ale jednak coś robi w kierunku realizacji tych prostych, ale niezbędnych zadań. Złe samopoczucie ją strasznie blokuje i opóźnia. Zrobiła też porządek na dysku, bo przeładowany okropnie był, tak, że komputer ledwo chodził. Jednak to nie koniec. Trzeba jeszcze usunąć sporo megabajtów zanim będzie możliwe wypalanie płyt. Trzeba też zainstalować nowego antywira i dopilnować reklamacji przesyłek. To teraz najpilniejsze. Indianka ma za mało czynnych mocy umysłowych by chciało jej się pisać posty, więc chwilowo blog będzie zaniedbany... :) Literackość musi poczekać na lepszy czas... :)
 
Za oknem wiosna, choć chłodna. Indianka ma jeszcze trochę roślin do posadzenia. Nikt z policji nie zgłosił się by zabezpieczyć ślady po jesiennej i późno jesiennej oraz zimowej kradzieży drzewek mimo zawiadomienia o kradzieży na piśmie, a Indianka w puste dołki po wyrwanych drzewkach musi posadzić nowe rośliny póki wiosna. Trzeba będzie się dowiedzieć na jakim etapie jest dochodzenie w sprawy kradzieży drzewek i kiedy przyjadą technicy zbadać ślady.

środa, 21 kwietnia 2010

Zimno

Dziś zimno. Poranek pochmurny, w końcu spadł deszcz potęgując poranne zimno.
Indianka myślała, że jeszcze zdąży wyjść na dwór i posadzić kilka bylin zanim się rozpada, ale no niestety. Pogoda nie sprzyja, a wkładanie rąk do zimnej ziemi wywołuje ból stawów. Zatem dzisiaj Indianka podziała w papierach rolniczych i innych zaległych. Trzeba też zrobić porządek z Windowsem.

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Kleszcze

Plaga kleszczy. Indianka zastanawia się, jak odstraszyć kleszcze od zwierząt gospodarskich.
Przy okazji znalazła bardzo ciekawą stronę opisującą m.in.  naturalne sposoby leczenia.



http://www.lamblie.eu/




Uszkodzony bojler


W końcu, po niemal 20 dniach oczekiwania, dotarł bojler. Niestety – uszkodzony. Kolejne zmartwienie. Trzeba pisać reklamacje, wysyłać i czekać na rozpatrzenie.
Pogoda ładna, więc pora na prace ogrodowe. Indianka przesadza narcyzy. W ich dotychczasowym miejscu to jest pod domem – nie było im dobrze. Rabata gliniasta, nawiedzana przez kozy – nie miały szansy zakwitnąć, ani się rozrosnąć. Teraz Indianka sadzi je w miejscu, gdzie powinno być im dobrze – ziemia żyzna, przepuszczalna, daleko od kóz. Powinny tam ładnie się przyjąć, rozrosnąć i zakwitnąć za rok. Część w tym roku zakwitnie. Indianka pomaleńku zagospodarowuje swoją ziemię najpiękniej jak potrafi. Ciężko bez wielkich maszyn, wsparcia finansowego i fizycznej pomocy, ale samej też da radę wiele zrobić. W zeszłym roku posadziła drzewka, teraz trochę bylin, niebawem trochę krzewów - powoli powstanie ogród Indianki.
Na remont nie ma kasy. Remont odłożony na czas bliżej nieokreślony. Może w maju zacznie coś robić, jeśli się dofinansowanie uda załatwić. Teraz czas sadzenia - trzeba go wykorzystać, póki ziemia pulchna i wilgotna.

niedziela, 18 kwietnia 2010

Pogrzeb pary prezydenckiej na Wawelu

Piękna uroczystość. Piękna i doniosła. Deszcz wiosennych kwiatów, głównie ulubionych Marii Kaczyńskiej tulipanów – Indianka od dziecka uwielbia tulipany, zwłaszcza czerwone i rozsadziła dzisiaj sporo ich bo 96 – tyle ile ofiar katastrofy katyńskiej – niech to będzie swoiste, symboliczne celebrowanie ceremonii pogrzebowej znamienitej pary prezydenckiej oraz ceremonii pogrzebowych pozostałych ofiar katastrofy samolotowej w Katyniu. Indianka była duchem w Warszawie dzień wcześniej na Powązkach i w tę niedzielę jest duchem w Krakowie na Wawelu.

Indianka postanowiła, że co roku będzie czciła pamięć ofiar katastrofy katyńskiej rozsadzając cebule tulipanów w dniu 10 kwietnia... Co roku 96 nowych cebul tulipanów...

Indianka była we wsi, w sklepie i usłyszała opinię miejscowego, niedouczonego historycznie kmiotka,
a mocno zmanipulowanego przez szczekające nieżyczliwe na Prezydenta do całkiem niedawna media (które choć teraz w obliczu narodowej tragedii umiały zachować się na poziomie i wreszcie pokazały jaki NAPRAWDĘ był nasz Prezydent), który twierdzi, że Prezydentowi, a tym bardziej Prezydentowej się Wawel nie należy. Indianka uważa, że się jak najbardziej obojgu należy.

Indianka, w przeciwieństwie do niedouczonego kmiotka, historią, a zwłaszcza historią Polski interesuje się od dzieciństwa i zawsze była bardzo dobra z niej. Podręczniki historyczne na dany rok szkolny czytała przed jego rozpoczęciem - czytała w wakacje z ciekawości, bo była istotą chłonną wiedzy, a potem w szkole na lekcjach błyszczała wiedzą, wzbogaconą o treści ponadprogramowe, gdyż pasjami zaczytywała się w powieściach historycznych, które bardzo przybliżały dawne dzieje Polski.

Gdy Indianka słyszy gotujących się ze złych emocji, z jakiejś chorej, bezzasadnej zawiści takich chłopków-roztropków, dla których każdy wielki Polak rządzi tylko po to by się „nachapać” – to ją zatyka. Po prostu brak słów. Dla takich ludzi nie ma żadnej świętości. Ale to wina złej propagandy w mediach, która wielkie spustoszenie w mózgach szaraczków poczyniła. Po prostu zły pijar.

Prezydent Lech Kaczyński całym swoim życiem i działaniami na rzecz Polski sobie zasłużył na tak czcigodne miejsce jak Wawel. Aby go oceniać, trzeba by znać jego biografię, a nie kierować się wyłącznie pomówieniami i nieżyczliwymi szyderstwami  produkowanymi przez dawniej wrogie Prezydentowi media. Wiele te media złego wyrządziły!

Prezydentowstwo to zgodna, wieloletnia para była. Zgodne małżeństwo. Nie można rozdzielać po śmierci, tym bardziej, że i sama śmierć była ich wspólnym udziałem. Zginęli razem. Będąc razem. Byli sobie bardzo bliscy. Jeszcze za życia, Pani Prezydentowa deklarowała, że chciałaby, by kiedyś razem odeszli i razem byli pochowani. Była dobrą kobietą, dobrą żoną i matką, dobrą patriotką. Jej obecność wspierała męża prezydenta i podnosiła go na duchu.

Maria Kaczyńska była ważną częścią życia Prezydenta. Była jego drugą połową, tym bardziej, że jako Bliźniak potrzebował tej drugiej połowy bardzo. Na Wawelu leżą władcy i ich niekiedy niezasłużone sprawom publicznym żony. Skoro one leżą tam, to tym bardziej Maria Kaczyńska powinna tam leżeć, choćby dlatego, że zginęła wraz z mężem w jednej katastrofie jadąc na ważne, patriotyczne obchody zbrodni katyńskiej. Prezydentowa Maria Kaczyńska była dobrą, skromną, naturalną kobietą. Nie udawała nikogo. Nie kazała się wozić za państwowe pieniądze do Paryża po kiecki. Skromnie zaopatrywała się w warszawskim butiku. Należy jej się piękny pogrzeb i pochowanie w jednej krypcie z ukochanym mężem.

piątek, 16 kwietnia 2010

Skuteczna interwencja

Indianka musiała się sporo nafatygować, poruszyć niebo i ziemię, czyli policję i gminę, oraz zjeść wiadro nerwów dyskutując z DHLem – ale w końcu ma się ku dobremu. Problem rozwiązany. Interwencja policji i w gminie odniosła skutek – dziś wyrównano zdewastowaną przez Rumcajsa drogę przed gospodarstwem Indianki. Zadzwonił też DHL – w poniedziałek ma być w końcu dostarczona przesyłka pod drzwi chatki Indianki. Indianka czeka na tę przesyłkę od 1 kwietnia 2010. Już zwątpiła, że ją kiedykolwiek zobaczy... A jak jeszcze Rumcajs ciągnąc ciężką obładowaną po brzegi przyczepę z drzewem rozpruł kołami traktora i przyczepy drogę gruntową na pół metra w głąb – to dał kurierom doskonały powód, by nawet nie próbowali jechać z tą przesyłką do Indianki.
Całe szczęście, że ta droga dziś wyrównana, bo będzie więcej przesyłek. Mają przyjechać nowe drzewka celem uzupełnienia strat poniesionych w wyniku kradzieży drzewek dokonanej przez Rumcajsów i ich wspólników.
Podróżując tu i tam w pilnych sprawach - Indianka z przyjemnością zauważyła, że w Sokółkach pięknie odnowiono tutejszy dom kultury i że nawet jest brukowany kostką betonową nowiutki parking przed tym budynkiem. Oblicze Sokółek wiele zyska na wyglądzie dzięki temu.
Natomiast w Kowalach powstało eleganckie boisko do koszykówki i piłki nożnej. Indianka jak żyje nie wiedziała takich ładnych obiektów sportowych. Pięknieje ta gmina! Trzeba jeszcze zadbać o czystość otoczenia i środowiska.
Przystanek w Sokółkach fajny stoi - kamienny, w stylu mazurskim, ale w środku koszmarnie wyświniony jest. Aż dziw Indiankę ogarnia, że taka niewielka ilość mieszkańców jest w stanie taki wielki syf wokół siebie robić. Przecież jeżdżą z tego przystanku mieszkańcy Sokółek i pobliskich wiosek głównie do szkoły, także niektórzy do pracy, do lekarza - pasuje im taki zasyfiały przystanek z rozsypanymi wokół śmieciami? Lubią taki syf? Może czują się bardziej swojsko w takim gnoju? ;))))
Jeżdżąc PKSami i okazjami zauważyła, że na szczęście w Gminie Kowale Oleckie niewiele jest śmieci w rowach przydrożnych. Za to mnóstwo jest tego śmiecia na trasie Cichy - Olecko. Ewidentnie ludziska wyrzucają worki ze śmieciami do rowów. Przydałyby się kamery i wysokie mandaty. Za zaśmiecanie środowiska naturalnego grozi wg przepisów mandat do 500zł, a w przypadku dużych ilości odpadów - postępowanie przed sądem grodzkim i kara grzywny do 5.000zł.
Przydałoby się wlepić tu i ówdzie kilka takich kar, to ludziska zaczęliby bardziej dbać o środowisko wokół siebie.

My, Słowianie

 

środa, 14 kwietnia 2010

Katyń

Pierwszy raz usłyszałam o Katyniu z ust Dziadka. Wyrwało mu się zdanie lub dwa i zaraz umilkł...
Nie chciał nic więcej powiedzieć. Teraz po latach wiem czemu – nie chciał mnie narażać. Nie było wolno mówić w Polsce o Katyniu. Zakazane. Niebezpieczna wiedza. Temat tabu.
 
Teraz można mówić. Jesteśmy wolnym krajem. Mamy demokrację. Mamy prawo do swobodnych wypowiedzi. Teraz musimy powiedzieć o Katyniu całą prawdę. Odkłamać to co zakłamane, wyjaśnić to co niewyjaśnione, oddać cześć pomordowanym. Powiedzieć o tej bestialskiej zbrodni całemu światu. Wyrzucić z siebie to zło. Uwolnić długo zakazaną, zabronioną prawdę. Odetchnąć nareszcie pełną piersią, pełną wolnością.
 
Lech Kaczyński nigdy nie był antyrosyjski. To wielki humanista. Wielki patriota. Człowiek ludzki, pełen empatii. Dusza człowiek. W pełni zasłużył na nasz szacunek.

Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu należy się Wawel

Prezydent Kaczyński w pełni zasłużył na uhonorowanie poprzez pochowanie na Wawelu.
To wielki patriota polski, walczący o tożsamość Polski, o silną, prawą Polskę. Zginął zabiegając o ujawnienie całej prawdy o Zbrodni Katyńskiej – zbrodni, która nie tylko pochłonęła elitę przedwojennej Polski, ale która położyła się ciężkim cieniem na niemal pół wieku powojennej Polski.

Ta przedwojenna elita nigdy by się nie zgodziła na komunę w Polsce, na półwieczne zniewolenie – dlatego została zgładzona. Ofiary Katynia, to prawdziwe osoby, których rodziny nadal żyją. Należy im się szacunek i pamięć, należy im się przywrócenie im godności, poprzez celebrowanie ich męczeńskiej śmierci.
Lech Kaczyński walczył o pamięć i szacunek dla tych bezbronnych, a zimno wymordowanych oficerów i intelektualistów polskich - o naszych rodaków. Lech Kaczyński był niedoceniany za życia, opluwany przez media ukazujące go w krzywym zwierciadle. Tym bardziej należy mu się godny pochówek.

Pojednanie Rosyjsko-Polskie

Zaangażowanie Rosjan

 

Pełna mobilizacja

 

Chirurgiczne cięcie?

 

Postawa Rosjan

 

Narodowy i międzynarodowy szok

 

wtorek, 13 kwietnia 2010

Po sprawiedliwość

Rano na przystanek w Sokółkach. Spotkała elektryka z uprawnieniami, z którym już wcześniej rozmawiała. Elektryk jeszcze do końca tygodnia zajęty, a Indianka i tak czeka na spóźniony bojler, więc odłożyła ten temat na następny tydzień. Nadjechał autobus.
 
Indianka wyruszyła do Olecka po sprawiedliwość. W Olecku rozmawiała kolejno z grubaskiem, potem z nowym dzielnicowym Kowal, a na końcu miała bardzo interesującą rozmowę z panem wice komendantem. Naświetliła panu komendantowi swoją sprawę, Pan komendant naświetlił Indiance swój punkt widzenia, następnie Indianka naświetliła swój punkt widzenia, ponownie pan komendant naświetlił swój punkt widzenia i na sam koniec Indianka ponownie naświetliła swój punkt widzenia ;)
 
Następnie Indianka udała się po nowy cartridge, bo czeka ją wiele pism do napisania... ;)
Wcześniej, w drodze na komendę, wstąpiła do obuwniczego i nabyła prześliczne rumiankowe kaloszki. Na ryneczku zaopatrzyła się w nowe, ładne, bawełniane skarpetki oraz wkładki do kaloszków. W Lewiatanie kupiła rękawiczki ogrodnicze, w ogrodniczym konewkę i nasionka – czyli jest przygotowana do prac ogrodowych.
 
Niestety, tradycyjnie jak co roku o tej porze – najpierw musi się uporać ze sprawami papierowymi.
Gumiś, co prawda na Mazury przyjechał, ale postawił Indiance chamskie ultimatum typu:
„Jak nie zapłacisz stówy taryfiarzowi za kurs z Ełku do ciebie to jadę dalej do Gołdapii do świniarza”
Indianka się zagotowała: „To jedź dalej!!!” – odrzekła gniewnie i wyłączyła komórkę. „Co za bezczelny typ!” – pomyślała. „Co gościu sobie myśli?!! Co on sobie wyobraża?!! Dzięki za takich pomocników! Niech spada na drzewo!”
 
W ogrodniczym spotkała pannę Ewę, co jej kilka lat temu zrobiła paskudne, ośmieszające zdjęcie, które następnie upubliczniła bez zgody Indianki, a ku jej wielkiej przykrości. Od tamtej pory obie panny się nie widziały. I teraz nagle spotkanie po kilku latach... Przez moment Indianka wahała się, czy nie udusić przewrotnej panny Ewy, ale jakoś rozmowa potoczyła się miło, więc nie było klimatu na udusiny... ;)
 
Gdy wracała PKSem na chatę, kierowca autobusu nabrał chęć na kiełbaskę Indianki, ale Indianka szybko kiełbaskę zjadła, zanim kierowca upomniał się o swego kęsa. Na otarcie łez dostał czekoladkę. Smakowała mu... ;)  Tym razem Indianka została wypuszczona na zakręcie (ale to był inny kierowca – nie ten wredny co dziewuchę wiózł kosztem Indianki).
 
Niestety, dzień Indianki zepsuł nonszalancki kurier DHLu, który akurat tuż przed wysiadką zdenerwował ją informacją, że nie dostarczy jej przesyłki, na którą Indianka czeka już dwa tygodnie.
Indianka wściekła się. To ostatnia paczka jaką DHL Indiance ma zaszczyt dostarczyć. Więcej paczek Indianka nie ma zamiaru dostawać przez niekompetentny, nonszalancki, amatorski DHL z Ełku.
 
Indianka pomaszerowała z drobnymi, na szczęście niezbyt ciężkimi zakupami do domu. Po drodze stwierdziła, że droga obeschła i względnie normalnie można dojechać na jej gospodarstwo.
 
Dotarła do domku i rzuciła się na łóżko by wypoooocząć!

sobota, 10 kwietnia 2010

Rumcajs rozpruł drogę

Indianka w bojowym nastroju. Rozdrażniło ją samowolne i konfliktowe sąsiedztwo. Wczoraj urządziła obławę na bambra-truciciela, co to truł ją od tygodni spalinami z  wypalanych worków foliowych, a dziś na Rumcajsa, który znów rozpruł jedyną czynną drogę dojazdową do gospodarstwa Indianki...  :)


Facet ciął drzewo w pobliskim lesie, gdy Indianka wracała z miasta drogą gminną. Droga miękka, błotnista. Przejechał parę razy po tej lichej strukturze drogi gminnej ciężkim ciągnikiem obładowanym drzewem, żłobiąc w nawierzchni głębokie koleiny na głębokość pół metra.

Obok nieutwardzonej, słabej drogi gruntowej leży pole Rumcajsa. Rumcajs mógł z takim ciężarem przejechać swoim polem, zamiast psuć jedyną czynną drogę dojazdową do gospodarstwa Indianki. Zrobił to świadomie, wiedząc, że w ten sposób odetnie dla swojej sąsiadki jedyny czynny dojazd do jej gospodarstwa.


"No to teraz nikt do mnie nie dojedzie! Co za bezczelny facet!" - pomyślała wkurzona Indianka, czekająca na przesyłkę kurierską.


Wezwała policję by zajęła się sprawą, bo to nie pierwszy raz, że typ dewastuje drogę do gospodarstwa Indianki. 


Gdy czekała na policjantów, na drogę gminną z siedliska Rumcajsów wypadły kundle i rzuciły się do nóg Indianki. Indianka wyciągnęła komórkę i nakręciła film z udziałem kundli w akcji, bo jak zgłaszała kilkakrotnie na policji, że Rumcajsowej kundle nachodzą jej gospodarstwo i niepokoją zwierzęta Indianki, oraz że atakują Indiankę, gdy przechodzi drogą obok siedliska Rumcajsów, to żadnych konsekwencji Rumcajsowa nie ponosiła, bo kłamała, że jej psy uwiązane i nigdzie nie chodzą, a poprzedni dzielnicowy chętnie dawał wiarę jej słowom i nie wszczynał żadnego postępowania. 

Tymczasem były okresy, że kundle Rumcajsowej dzień w dzień buszowały po podwórku Inidianki sikając na baloty i szczekając na kozy. Uporanie się z problemem potęgował fakt, że poprzedni dzielnicowy wyraźnie sprzyjał Rumcajsowej i miał w nosie sygnały Indianki w tej sprawie. Nie robił nic, aby problem rozwiązać.

Doprowadziło to do nieszczęścia, bo rozzuchwaleni bezkarnością chłopi, celowo zaczęli szczuć psami Indiankę, jej gości i jej zwierzęta i głupkowato się z tego naśmiewać, bo to dla nich takie strasznie śmieszne jak sąsiadka albo jej zwierzęta pogryzione. To cudowne, móc dopiec samotnej, schorowanej kobiecie. Pochodzi z miasta, to niech ma za to, że kupiła w ich wiosce ziemię.

Na szczęście jest nowy dzielnicowy i może on w końcu zakończy tę wielką wesołość miejscowych wieśniaków.


Policjanci przyjechali, drogę obejrzeli, sprawdzili, czy Rumcajsy miały pozwolenie na wycinkę drzewa z lasu. Rumcajsy nie miały pozwolenia ani z Gminy ani z Nadleśnictwa. Indianka słyszała, jak Rumcajsowa tłumaczyła się policjantom i wciskała kity, że oni to tylko wiatrołomy cięli.


Za nielegalną wycinkę drzew jest kara grzywny. Indianka ma nadzieję, że szabrownicy poniosą adekwatną karę.

KATASTROFA SMOLEŃSKA

Polska patriotyczna elita zabita. Pierwsza myśl: ZAMACH STANU. Bo Katyń, bo Gibrartar, bo zamach na Papieża, bo niewygodny Prezydent zarówno dla Federacji Rosyjskiej jak i silnej opozycji krajowej. Indianka czuła, że to się stanie. Wcale nie jest zdziwiona, że to się stało. Dziwi się tylko, że cała elita tak nierozważnie wpakowała się do jednego samolotu. Że byli tak nieostrożni. Że aż tak bardzo ryzykowali. Że kusili los. Powinni byli lecieć kilkoma mniejszymi osobnym samolotami, choćby rejsowymi, albo część z tych ludzi powinna pojechać do Katynia np. chronionym pociągiem lub specjalnymi rządowymi autokarami aby uniknąć sytuacji, gdy kwiat intelektualny i wierzący Polski, polska patriotyczna elita - zostaje w całości zlikwidowana w jednej katastrofie.

Nie sądzę, aby to była wina doświadczonego pilota. Podejrzane, że był zmuszony aż czterokrotnie podchodzić do lądowania. Najłatwiej zwalić winę na martwego. Wszak się nie wypowie, by obalić pomówienie. To bardzo wygodny kozioł ofiarny, częsty w takich okazjach. 
Coś działo się nie tak podczas lądowania. Poza tym wydaje mi się, że wieża nim źle pokierowała. Pytanie, czy przez nonszalancję, czy umyślnie. Czemu nie było tam kogoś, kto mówi po polsku lub angielsku by mógł bez przeszkód pewnie pokierować pilotami podczas lądowania samolotu? Czy nie można było zrobić tego minimum dla tak zacnej i znamienitej delegacji z Polski, aby zminimalizować ryzyko katastrofy? Czy były tam skuteczne urządzenia naprowadzające samolot do lądowania? Jeśli nie, to czy nie można było ich tam zainstalować choć na czas przylotu polskiego Prezydenta? Czy nie można było zrobić cokolwiek, by zminimalizować ryzyko katastrofy?