Jarzębiatki - nowe kurki Indianki :) |
Czułe powitanie pierwszej kurki jarzębiastej :) |
Czułe powitanie drugiej kurki jarzębiastej :) |
RANCHO NA MAZURACH GARBATYCH - Życie w harmonii z Naturą... Blog dzielnej kreatywnej romantyczki z miasta, gorącej patriotki kochającej swą Ojczyznę i jej piękną Naturę oraz życie w harmonii z nią, wielbiącą tradycję i tradycyjną kuchnię polską, historię, zwyczaje, obrzędy i polskość oraz jej słowiańskie korzenie, wiodącej sielskie życie na rancho pełne pracy i wyrzeczeń, realizującej z pasją swe marzenia o cudownym raju na Ziemi :) Blog Serbii (Indianki) to jedyne źródło prawdy w tym kraju.
Jarzębiatki - nowe kurki Indianki :) |
Czułe powitanie pierwszej kurki jarzębiastej :) |
Czułe powitanie drugiej kurki jarzębiastej :) |
Indianka zrobiła foto, lecz niestety przepadło – dysk nie przyjął. Przeładowany.
Kozunia uraczyła dziś Indiankę sporą ilością mleka, którą Indianka próbowała uwiecznić. Będzie budyń, naleśniki i ciasto. Kury zniosły 18 jaj. Trochę mało. Zamówione jest 30 jaj na wtorek. Może jeszcze doniosą przez noc do jutra rana?
Indianka się wczoraj jednak nie wykąpała. Zbyt zmęczona i śpiąca była. Dziś w ciągu dnia też cały dzień na nogach – na dworze oczywiście. Do domu wchodzi tylko aby zabrać narzędzia potrzebne jej na dworze, albo by zrobić sobie herbatę lub coś do jedzenia. Cały dzień praktycznie spędza na siedlisku i wokół niego.
Ostatnio zajmując się głównie wolierą i gąsiętami oraz kurczętami, które trzeba strzec pilnie.
Dziś była chwila grozy. Jakieś wielkie, kraczące ptaszydło wodowało w rzece. A obok były gęsięta. Gdy Indianka zaszła nad wodę – wielkie ptaszydło nagle wzbiło się w powietrze i odleciało kracząc niezadowolone. Natomiast w wodzie zostały pióra i coś jakby resztki ofiary. Coś tam dziwnego unosiło się na powierzchni wody.
Indianka przeraziła się. Przeliczyła gąski. Dwóch brakowało! Zamarła.
“To te ptaszydło!” krzyknęła do siebie. Nie zna tego ptaka i tylko przez ułamek sekundy go widziała – ciemne i wielkie było i takie jakby sęp? Krakało głośno.
Siedziało w wodzie, gdy Indianka nadeszła. Tak jakby pastwiło się nad świeżo dopadniętą ofiarą. Indianka z minorową miną zagoniła gąski nad łączkę z myślą by pognać je dalej i zamknąć je w gęsiarni. Nagle, ku jej niedowierzaniu – ujrzała dwie brakujące gąski. Żywe! Żywe!! :) ufffffff...
“Dzięki Ci Boże! Dziękuję Ci, że nie pozwoliłeś zabić moich gąsek!” – odetchnęła z ulgą.
Jednak podejrzliwość co do ptaszydła nie opuszczała jej. Nie wie co to jest, a jest wielkie i kręci się w pobliżu indiańskich gąsek. Już drugi raz widziała to ptaszydło nad rzeczką w pobliżu gąsek. Być ten wielki ptak to drapieżnik który przymierza się, aby zabić gęsięta.
Potem, pod wieczór – znów zamarła gdy na podwórko przyszły gęsięta bez jednego. One zawsze się trzymają razem! Jeśli brakuje jednej – to znaczy, że już jej nie ma zupełnie - porwana przez lisa! Jakby żyła, to by piszczała, jeśli gdzieś się zawieruszyła. Ale było cicho. Indianka obeszła dom dookoła gdzie coś jej mignęło w zaroślach. Nie ma. Poszła nad wyschnięty obecnie stawik – nie ma.
Właśnie miała iść nad rzeczkę, gdy wśród kóz ujrzała zdezorientowaną gąseczkę która zaczęła kwilić. Odetchnęła z ulgą i poszła po nią szybko. Zagnała ją na siedlisko.
Ta gąska chyba ma coś z oczami. Jakby niedowidziała, albo niewidziała zupełnie. Zawsze odstaje od stada i panikuje, jakby nie widziała co się wokół niej dzieje, tylko kierowała się dźwiękiem swoich współtowarzyszek. Pewnie ciężko jest być niewidomą gęsią. Małym, bezbronnym i nieporadnym ptakiem, który nawet zagrożenia nie widzi. Duży, dorosły gęsior potrafi zaatakować, uszczypnąć, zasyczeć, zatrzepotać skrzydłami. A maleńkie gęsięta? Są bezbronne. Trzeba je ustawicznie pilnować. Niestety, dorosłe gęsi nie chcą się nimi zajmować, wręcz przeciwnie – gonią je i szczypią, szarpią. Nietolerują. Potrafią zagnać w niebezpieczne chaszcze tam, gdzie czai się lisiura. Dlatego Indianka co chwilę sprawdza gdzie są gęsi i przelicza stadko. Gdy zbliżą się do niebezpiecznej strefy chaszczy – przegania je na bezpieczniejszą łąkę z dala od tych chaszczy. Gdy woliera będzie gotowa i szczelna – będzie łatwiej ten drób upilnować. Póki co – trzeba być czujnym.
Indianka najpierw rozciągnęła siatkę by zobaczyć jak wygląda i na ile ogrodzenia starczy. |
Starannie dopasowała i misternie zainstalowała siatkę na slupach. |
Słupy olchowe i łubianki pomalowane drewnochronem zręczną ręką Indianki ;) Flex już dobity. Pora na nowy dysk szlifierczy ;) |
Chleb własnego wypieku, jaja na twardo, pomidorki koktajlowe, herbata. |
Wysiew ziół i przypraw na uprawę parapetową w domku Indianki :) |
Prezent od gościa-ogrodnika :) |
Pomidorki koktajlowe |
Dzieło ukończone! :))) Indianka wkopała SAMA 16 słupów olchowych! :) Tym samym zakończyła grodzenie na odcinku pomiędzy stajnią "Hiacyntówką" a rzeczką Nilem :) |
Odcinek między stajnią pomarańczową "Hiacyntówką" a dębem. 7 olchowych słupów wkopane. Indiańskimi rękoma! :))) |
Takiego wielkiego kamlota Indianka musiała wydobyć z dołu, zanim wkopała w niego kolejny słup. |
W kopanie dołów zaangażowały się także samorzutnie kury Indianki :) |
Ilaste i gliniaste dna dołków trzeba było nawilżać wodą, bo inaczej nie można było w nie wbić szpadla. |
Kury towarzyszyły Indiance w jej pracy cały dzień :) |
Kury wyrównywały pazurami glebę wokół słupów ;) |
“Upadnie co drugie z niemal 1,5 mln małych i średnich gospodarstw. To nie żart. To dane Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Rolnicy zwijają biznesy, emigrują do miast lub ustawiają się w kolejkach do pośredniaków.
Taki los niebawem spotka Romana Kaczmarka (35 l.) z Trzmietowa koło Bydgoszczy. – To przykre, ale u nas w rodzinie tuczarnię prowadziliśmy od pokoleń, ja muszę ją zlikwidować. Z 350 świń zostało mi zaledwie 14. Dziadek, co zakładał hodowlę, w grobie się przewraca – żali się Roman Kaczmarek w rozmowie z "Faktem".
Dlaczego tak się dzieje? Bo w skupie dostaje się marne grosze, a w sklepach szaleje drożyzna. Do tego zagraniczna konkurencja, która zalewa rynek mięsem nie z normalnych hodowli, lecz ze skomputeryzowanych ferm–fabryk. Tam nic się nie marnuje. Tam - by było taniej - nawet odchody tuczników miesza się z paszą. Żaden tradycyjny rolnik nie wytrzyma takiej konkurencji. Do tego dochodzą olbrzymie koszty prowadzenia gospodarstwa. – Można już mówić o katastrofie, bo ciągle rosną ceny pasz, energii i innych obciążeń, a ceny skupu wahają się na poziomie od 5 do 7 złotych za kilogram żywca – skarży się Stanisław Sosnowski (60 l.), hodowca z Podlasia.
– Od dawna się nie opłacało, ale kiedy trzeba było dopłacać do każdego tucznika, to z ciężkim sercem zlikwidowałem stado. Będę szukał innej pracy. A najgorsze jest to, że rządzący nic nie robią – mówi rozżalony Roman Kaczmarek z Trzmietowa. “
źródło:
http://finanse.wp.pl/kat,1033705,title,Polski-rolnik-bankrutuje-z-350-zostalo-mi-14-swin,wid,15893177,wiadomosc.html?ticaid=11120fWiadomo, że PO rząd w tej sprawie nic nie zrobi, tak jak ignoruje wszystkie protesty rolnicze i tak jak pozwala by media mainstreamu publikowały raz po raz szkodliwą propagandę przestawiającą polskich rolników jako darmozjadów zgarniających wielką kasę unijną za free – kosztem każdego mieszkańca miasta.
Ta propaganda medialna ma na celu przygotowanie gruntu pod cięcia polskich dopłat rolniczych, które i tak są najniższe w Europie, oraz usprawiedliwienie tych cięć. Głównie chodzi o to, by zniszczyć polskie rolnictwo, bo polskie rolnictwo to głównie małe i średnie gospodarstwa. Ta polityka prowadzi do uzależnienia polski od dostaw żywności z Zachodu. Polska, mimo że jest krajem rolniczym, czystym przyrodniczo i zdolnym do wykarmienia całej Europy – zostanie pozbawiona witalnego sektora swojej gospodarki – czyli rolnictwa.
Nie możemy do tego dopuścić. Musimy się przed tym bronić.
Co możemy zrobić? Musimy się ratować sami. Organizować oddolnie wzajemną pomoc i wsparcie. Kupować towary wprost od rolników z pominięciem pośredników. Bojkotować towary zachodnie – żywność zachodnią.
Bojkotować fabryki mięsa i wytwórnie żywności przemysłowej. Kupować zdrową żywność wprost od rolników. To nasz moralny i patriotyczny obowiązek. Musimy ratować nasze polskie rolnictwo
Odcinek ogrodzenia między dębem a rzeczką - 9 słupów wkopane - tymi rękami! :D |
Kury grzebią w glebie aż miło. Wygrzebują owady, larwy, dżdżownice, wyskubują nasiona. Dobrze przegrzebana gleba będzie się nadawała do donic na przygotowanie rozsady. |
Od rana pełne, silne Słońce. To będzie upalny dzień. Trzeba się śpieszyć z kopaniem pozostałych dołków, bo ziemia nadmiernie i szybko wyschnie i będzie ciężko wbić szpadel.
Indianka wypuściła na wolność drób, a do domu wpuściła kotkę, aby zajęła się myszami i szczurami tutaj buszującymi. Leniwe gryzonie, zamiast iść żerować na pełne żywności zielone łąki – uparcie koczują w domu Indianki robiąc szkody.
Indianka czuje się dzisiaj całkiem dobrze, nie przygniata jej nadmierna senność.
Niemniej jednak gdy stanie w szranki z ziemią w pełnym Słońcu – jej energia może szybko wyschnąć wraz z narastającym upałem. Zatem trzeba się doładować kawą. Jeść się nie chce. Może potem. Za jakieś dwie godziny kopania.
Pięć! PIĘĆ! P I Ę Ć !
:)))Indianka jest genialna! :) Wykonała swą niedzielną prace na 5! Nawet na 5+, bo nadkopała kolejne dołki. Wkopała 5 na 9 przygotowanych do wkopania słupów ogrodzeniowych na tym odcinku. Za rzadko, by powiesić siatkę, ale wystarczająco gęsto by rozciągnąć pastuch elektryczny i włączyć trzepiący mocno prąd :) Pod domem zawsze najlepiej trzepie prąd :)
Prace powoli posuwają się do przodu. Od gadania się nie posuwają, tylko od kopania :) Możliwe, żeby dzisiaj wkopała tych słupów więcej, ale zajęta była jeszcze inną pilną pracą, która pochłonęła większość jej sił.
Tak czy inaczej – odcinek pastucha między dębem, a rzeką jest w zasadzie gotowy, a niebawem zagęszczone słupy pozwolą na instalację siatki wolierowej, która przynajmniej w jakimś stopniu zabezpieczy drób przed lisem. Generalnie to da tyle, że drób nie będzie się rozłaził zbyt daleko od siedliska i dzięki temu będzie bezpieczniejszy. Lis często się czai nad rzeką w chaszczach. Trzeba te chaszcze albo wypaść kozami, albo skosić wykaszarką, by lisiura nie miał za łatwo.
Gęsi Kubańskie Garbonose - gęsi Indianki :) (foto: Sven C.) |
Sabunia troskliwie opiekuje się gęsiętami :) Dobra psinka! Nie da nikomu ruszyć maleństw... :) |
czarna kawa co ma postawić na nogi :) |
pożywna jajecznica z grzybami |
śniadanie niedzielne - paliwo niezbędne do pracy przy ogrodzeniu :) |
Linka do czerpania wody i izolatory do drutu |
Miarka do mierzenia głębokości dołka i linka do wiadra do wody |
pierwszy słupek |
Drugi słupek ;) |
Szpadel czerwony |
Taczka do gleby |
Wiadro do czerpania wody, a obok dołek gliniasty zalany wodą dla rozmiękczenia gleby |
Nareszcie leje! Jakże cudownie mokro. Aż kląszczy! :) Teraz Indianka będzie mogła urzeczywistnić swoje plany kopawcze. Szpadle już czekają w rzędzie.
Indianka się zaraz odpowiednio ubierze i idzie dźgać ziemię i wkopywać swoje piękne, rude słupy :D Pogoda sprzyja! :)
Indianka przeszlifowała starą podłogę od psiej budy usuwając zanieczyszczenia i zasinienia drewna. |
Stary koszyczek na chleb zyskał nowy wygląd i życie :) |
A tu świeżo pomalowany koszyczek na chleb. |
Psia podłoga przeszlifowana, pomalowana i schnie :) |
Jaja na naleśniki. |
Jaja na ciasto drożdżowe :) |
Jajecznica na cebulce na patelni. |
Kromki swojskiego chleba domowego wypieku. |
Śniadanie :) |
Smakowita jajecznica ze świeżych jaj prosto od indiańskich kur :) |
Mości Król Reproduktor we własnej, królewskiej osobie :) Będzie krył królice indiańskie :) |
Indianka naprawia widły. |
Elektryczne sznurki pastucha. |
Pastuch elektryczny rozciągnięty na nowych olchowych słupach ogrodzeniowych wykonanych przez Indiankę. |
Klamki do bramki pastucha elektrycznego. |
Jaja od indiańskich kur łąkowych :) |
O świcie:
Koszenie trawy i
Rano:
zwożenie siana
pojenie i karmienie zwierząt
Śniadanie: chleb świeży z dżemem,
Rozebranie pastucha przy domu i jego przebudowa
Koszenie pod pastuchem
Zgrabianie ukoszonej trawy dla królików, koni i drobiu
Siew warzyw i ziół w skrzynkach
Jeśli będzie lało – układanie kostek na strychu w stajni, a po deszczu wkopanie kilku słupów ogrodzeniowych
Między 13.00 a 15.00 szlifowanie kolejnych słupów ogrodzeniowych (tańsza taryfa wtedy jest)
15.00 szykowanie obiadu i ok. 16.00 obiad
Po obiedzie jeśli starczy sił malowanie słupów, a jeśli nie to drzemka
Wieczorem zwożenie siana taczką
To takie ogólne wytyczne. Wszystko się może zmienić w trakcie dnia zależnie od pogody i samopoczucia Indianki oraz jej inwencji twórczej :).
A papiery? Nie ma czasu na papiery.
Słupy olchowe w trakcie malowana drewnochronem. |
Świeżo pomalowane ręką Indianki słupy ogrodzeniowe i decha siedziska od wozu konnego, a przy okazji orczyk od wozu i trzonki od narzędzi ogrodowych. |
Siano zmarnowane. Niestety, nadaje się tylko na ściółkę. Konie go nie chcą jeść... |