poniedziałek, 18 lutego 2013

Zamach na rolników polskich

Zgodnie z poronionymi, wysoce negatywnymi i szkodliwymi przepisami wprowadzanymi do naszego kraju - wolno w Polsce handlować i sprzedawać nasiona GMO - legalnie i bez kar. Natomiast tym, którzy te nasiona kupią i wysieją - grożą kary grzywny (!), jako że w naszym kraju nie wolno uprawiać roślin GMO.
Z tych przepisów widać jasno, że w naszym kraju są chronione interesy obcych korporacji takich jak Monsanto, którym wolno w Polsce handlować i zarabiać na swoich nasionach całkowicie legalnie, mimo, że wyhodowane z tych nasion rośliny są szkodliwe dla zdrowia Polaków. W naszej ojczyźnie realizowane są interesy obcych korporacji i jest to robione kosztem polskich obywateli, przede wszystkim kosztem rolników, ale i także konsumentów polskich.
 
Z tych samych przepisów widać, czyje interesy są całkowicie pomijane i lekceważone - interesy polskich rolników i konsumentów. To polski rolnik, który świadomie lub nieświadomie posieje nasiona GMO - będzie prześladowany i karany - nie sprzedawca nasion GMO. Sprowadzanie nasion GMO z zagranicy nadal będzie legalne, jak i ich stosowanie w skarmianiu zwierząt, za pośrednictwem których choroby wywołane przez GMO będą przenoszone na ludzi.
Nadal statki z Ameryki Północnej i Południowej będą zawijały do Polski, gdzie produkty GMO będą rozładowywane i rozwożone tirami po całej Polsce ze szkodą dla polskich konsumentów, którzy będą karmieni tym syfem, a także ze szkodą dla polskich rolników producentów zdrowych zbóż wolnych od GMO, które nie mają szans w konkurencji z tańszymi, dotowanymi przez swoje rządy uprawami GMO z Ameryki Północnej i Południowej.
Stosowanie cen dumpignowych, czyli zaniżonych - to stary numer mający na celu eliminację konkurencji. Jeśli pszenica w Polsce kosztuje 1000zl za tonę, a
z Ameryki przyjedzie do nas dotowana przez amerykański rząd i dzięki temu tańsza o np. 300zł na tonie czyli dajmy na to tona w pszenicy GMO w cenie 700zł - to wiadomo, że wszyscy potrzebujący zboża - kupią to zboże GMO. I tak się dzieje od lat.  Przypływają statki pełne produktów GMO. Tiry rozwożą je do magazynów i sklepów rolnych oraz wytwórni pasz, gdzie wytwórnie pasz robią z nich gotowe mieszanki dla drobiu, świń, królików i bydła. Te mieszanki zawierające GMO są następnie sprzedawane drobnym rolnikom oraz dużym hodowcom kur niosek, kurczaków mięsnych, świń, a także bydła.
Skutek jest taki, że każdy kurczak sprzedawany w polskich marketach, to kurczak zawierający GMO. Nigdy to nie jest podane na opakowaniu.
Taki kurczak, nie tylko że jest szkodliwy, bo przy dłuższym spożywaniu tego typu żywności możemy dostać raka, bezpłodności a w najlepszym razie alergii - to jego walory smakowe jak i użytkowe są niższe, od zdrowych polskich kurczaków hodowanych metodami naturalnymi, bez udziału karmy GMO.
Taki kurczak smakuje mniej, a po usmażeniu lub upieczeniu znacząco się kurczy. I nikt nie bije na alarm! Żaden Sanepid czy laboratorium specjalistyczne nie bada wpływu żywności GMO na zdrowie człowieka, mimo, że na Zachodzie już udowodniono, że żywność GMO jest szkodliwa i do jakich schorzeń prowadzi.
Zwiększta także śmiertelność wśród  niemowląt.
 
Co robi minister zdrowia? Jak zareagował na zagrożenia zdrowia i życia obywateli naszego kraju? Nijak.
Co robi minister rolnictwa? Jak zareagował na zagrożenie interesów naszych rolników oraz bioróżnorodności naszej przyrody i zdrowia naszych zwierząt hodowlanych? Nijak.
Co robi minister ochrony środowiska? Jak zareagował na zagrożenie bioróżnorodności naszej fauny i flory? Nijak.
Czy za nierobienie nic dostali w sumie ponad pół miliona premii? Polski podatnik płaci im za nic nierobienie w żywotnych sprawach dotyczących naszych obywateli i naszego kraju???

"Już 8 krajów Unii Europejskiej wprowadziło zakaz upraw GMO na swoich polach (Niemcy, Francja, Włochy, Węgry, Grecja, Luksemburg, Austria, Bułgaria). W UE uprawy GMO stanowią tylko 0,2% wszystkich upraw. Konsumenci w UE, podobnie jak Polacy, nie chcą kupować żywności modyfikowanej genetycznie.
Od 28 stycznia 2013 roku będą w sprzedaży nasiona skażone biologicznie – GMO. Nasiona (GMO) są patentowane, to oznacza, że są własnością korporacji. To również może oznaczać narastające co roku dodatkowe opłaty oraz uzależnienie od korporacji. Rząd Rzeczypospolitej Polskiej nie zabronił korporacjom sprzedaży nasion GMO! Od stycznia 2013 roku na rolniku ciąży całkowita odpowiedzialność za wysiew GMO. "
 
Dodam, że nie ma obowiązku na etykietach podawania, że dane nasiona to nasiona GMO. Więc rolnik lub ogrodnik może w dobrej wierze kupić nasiona GMO i je uprawiać nieświadom tego, co ma na polu i czym to grozi jemu i konsumentom jego produktów rolnych. Także nasiona GMO będą się krzyżować z lokalnymi nasionami i skażać uprawy macierzyste. Za skażenie uprawy nasionami GMO nasze prawo nie przewiduje żadnych kar dla korporacji Monsanto. Natomiast jeśli Monsanto znajdzie na polu rolnika swoje rośliny pochodzące z zapylenia z sąsiedniego pola sąsiada - to ten, u którego znajdą te samosieje będzie prześladowany sądowo i doprowadzany do ruiny lub w najlepszym razie szantażowany i zmuszany do podpisywania wieloletnich umów na zakup nasion od Monsanto - tak jak to się dzieje za granicą.
 
Teraz nawiedzone grupy wegan zaczną prześladować polskich rolników, podczas gdy szkodliwe korporacje Monsanto będą kosić kasę za swoje nasiona, a weganami będą się posługiwać jak psami tropiącymi, wykorzystywanymi do wyłapywania rolników, którzy uprawiają rośliny GMO świadomie lub nie, a nie płacą za to haraczu dla korporacji z racji ich użytkowania. Zapowiada się niezły cyrk.
 
Rząd polski powinien bezwzględnie wprowadzić zakaz sprowadzania do Polski oraz handlu nasionami GMO w Polsce, a także użytkowania zbóż i innych roślin GMO do karmienia ludzi lub zwierząt gospodarskich, które następnie służą do karmienia ludzi (jaja, mleko, mięso). Rząd polski powinien wprowadzić zakaz sprowadzania do Polski produktów spożywczych zawierających GMO (tutaj to Unia zacznie protestować i się sprzeciwiać, bo większość Zachodnioeuropejskiej produkcji opiera się na tanich dodatkach zawierających GMO czyli soi pod różnymi postaciami).
 
Jeśli nawet produkcja upraw zawierających GMO w Europie jest niewielka - to wszyscy musimy mieć świadomość, że wszystkie wytwórnie żywności masowej korzystają z tanich dodatków typu soja GMO, skrobia z ziemniaków GMO itp. sprowadzanych z Ameryki. Na żadnym opakowaniu artykułu spożywczego nie znajdziesz informacji, że składniki użyte do wyrobu danego produktu zawierają GMO. Przy obecnej produkcji soi GMO wynoszącej niemal 90 procent światowej produkcji soi - można spokojnie założyć, że każda soja użyta do produkcji żywności, to soja GMO.
 
Sporadyczne napisy na niektórych opakowaniach np. zawierających kotlety sojowe z napisem "wolne od GMO" - nie przekonują mnie, bo nikt w Polsce, żaden uprawniony urząd czy instytucja, żaden Sanepid czy jakiekolwie laboratorium - nie bada tych produktów i nie sprawdza, w jaki sposób zostały wyprodukowane i co tak na prawdę zawierają oraz przede wszystkim jak wpływają te papki na nasze zdrowie. Nie jesteśmy jako konsumenci chronieni przed zalewem szkodliwej żywności.
 
Polski konsument jest chroniony wyłącznie przed polskim rolnikiem - wytwórcą polskiej, zdrowej, czystej i wolnej od GMO żywności!
Polskiego rolnika kontroluje się wzdłuż i wszerz nawet po kilka razy do roku na zgodność jego produkcji z durnymi, abstrakcyjnymi przepisami Unii Europejskiej i zabrania mu się praktyczne wyrobu i sprzedaży polskiej, zdrowej, prawdziwej żywności czystej i wolnej od chemii i GMO,
 
Chodzi o to, by rolnik robił za parobka, który cały rok tyra w błocie i gnoju, by wyhodować piękne, zdrowe zwierzęta, które następnie zostaną zakupione przez ubojnie, rzeźnie i masarnie po zaniżonych cenach skupu, tak, by to właśnie ubojnie, rzeźnie i masarnie zarabiały krocie na przerobie tego mięsa, a nie producent tego wspaniałego wyrobu czyli rolnik polski.
 
Rolnik polski za swój trud, ciężką pracę, ryzyko inwestycji, za swoje koszty produkcji - dostaje marny ochłap w postaci np. 3,50zł za kilogram kurczaka, lub 4zł/kg wieprzowiny podczas gdy ten sam kurczak w sklepie kosztuje 8 lub 9 złotych, a wieprzowina 15zł. Widać z tego jasno, kto tu na kim żeruje.
 
Przepisy są tak ustawione, by chronić interesy ubojni, rzeźni i masarni kosztem rolnika. Bo gdyby rolnik miał wybór - to by swojego zwierzaka ubij na miejscu, nakręciłby domowych kiełbas, pysznych, aromatycznych i sprzedałby je wprost do klienta z pominięciem pośrednika. I to rolnik by dostał należny mu zarobek adekwatny do nakładu pracy, czasu i kosztów poniesionych w procesie hodowli zwierząt gospodarskich.
 
Wtedy rzeźnie spuściłyby z tonu i przestałyby zaniżać ceny skupu żywca, co robią obecnie działając na szkodę rolników, którzy oddają im swoje najlepsze sztuki zwierząt za pół darmo i przy minimalnym zarobku nie adekwatnym do ogromu poniesionych kosztów, pracy i wyrzeczeń. Bywa i tak, że oddają zwierzęta po cenie skupu niższej niż realne koszty produkcji.
 
To pośrednicy robią forsę na żywności, a nie rolnicy. To oni narzucają kilkuset procentowe marże, takie, że ten sam kilogram mięsa, za który płacą rolnikowi np. 4zł/kg - w sklepie ten sam kilogram kosztuje 20 lub 25zł. Widać z tego jasno, kto tutaj żeruje na rolnikach i na konsumentach jednocześnie, zgarniając forsę za friko. Zarabiając na marży krocie.
 
Toleruje się, by fabryki żywności w Polsce i w innych krajach Europy do mięsa dodawały soi GMO w ogromnym procencie jak też i chemicznych spulchniaczy, barwinków, konserwantów, a nawet papieru toaletowego, oraz toleruje się wwóz do Polski szkodliwej zachodniej żywności zawierającej GMO.
 
Wszystko to jest tolerowane - te wszystkie patologie są tolerowane. Traci na tym polski rolnik i polski konsument. Polski konsument dostaje wyrób mięsopodobny w cenie mięsa, nafaszerowany chemią i produktami GMO, gdzie udział mięsa w produkcie jest ledwo 20 procent, a reszta to chemiczna i genetycznie zmutowana papka szkodliwa dla zdrowia ludzi i zwierząt.
 
Z racji szkodliwości tych organizmów GMO, także inne zwierzęta domowe oraz zwierzęta dzikie nie mogą być tym syfem karmione, bo prowadzi on do chorób i degeneracji zwierzyny.
 
Pora, by ludzie się wzięli za nasze władze, które do takiego stanu patologii w naszym kraju doprowadziły. Pora tych panów co sobie w dobie rosnącej nędzy, bezrobocia i bezdomności przyznają po 36.000 i 39.000 zł premii (za co???) wysadzić z siodła i posłać do pośredniaka. Niech spróbują zapracować uczciwie na chleb w polskiej, szarej rzeczywistości. Premie przyznaje się, za szczególne osiągnięcia, za pozytywy w pracy zawodowej. Ci panowie nic dobrego dla nas nie zrobili, a wręcz przeciwnie - szkodzą nam z uporem maniaka przez swoje poronione pomysły ustawodawcze oraz przez brak reakcji wtedy, gdy jest ona konieczna.
 
To wstyd, żeby przy tak fatalnej sytuacji ekonomicznej, zdrowotnej, demograficznej i każdej innej naszego kraju- ci panowie, którzy są za tę sytuację odpowiedzialni - przyznawali sobie premie!!!
 
To trzeba nie mieć wstydu i przyzwoitości za grosz, aby taką forsę sobie przyznawać i brać, podczas gdy naród cierpi i popada w coraz większą nędzę!!!
 
Za te pieniądze, co sobie przyznali - można było kupić kilka hektarów ziemi rolniczej w Zachodniopomorskim i przekazać ją dla polskich młodych bezrobotnych i bezdomnych rodzin, które tam mogłyby sobie uprawiać ziemię  pod warzywa i zapewnić sobie wyżywienie oraz postawić sobie lepianki zamiast gnieździć się z rodzicami w ciasnych klitkach lub emigrować na Zachód by u Niemców kible sprzątać.
 
Podają, że w Polsce bezrobocie wynosi 14 procent. Wśród miejscowych Polaków, którzy nie wyjechali za chlebem. Gdyby doliczyć tych, którzy musieli wyjechać na Zachód by robić za parobków u obcych narodów - to by się okazało, że u nas bezrobobie wynosi 60 procent.
 
Przy tak fatalnej kondycji Polski przyznawanie sobie kosztem narodu ponad pół miliona złotych premii dla członków rządu - to nie tylko wstyd, ale wręcz czyn karygodny i wielce ohydny, świadczący o  nieliczeniu się z sytuacją narodu i jego uczuciami oraz świadczący o pogardzie jaką ma się dla tego narodu, z podatków którego ci panowie żyją jak pączki w maśle.
 
Proponuję: na taczki i wywieźć tych panów za Ural. Pora na zmiany. Potrzebujemy nowy, porządny rząd.
 
 
 
 
 
 
 
 

piątek, 15 lutego 2013

Nieziemsko zmęczona

Indianka jest dziś cały dzień nieziemsko zmęczona i senna.

Mimo to, ten dzień należy do udanych. Spotkały ją dzisiaj 4 niesamowicie miłe niespodzianki.

Wow... Indianka napisze o nich na swojej blogo-powieści...

Wgląd do niej będą miały osoby wybrane :) Ci, którzy chcą mieć dostęp do tej blogo-powieści uprasza się uprzejmie o kontakt na: CreativeIndianka(@)vp.pl (pomiń nawiasy w adresie emaila).

czwartek, 14 lutego 2013

Podłość aparatu rządzącego nie zna granic!

Indianka odkryła rzecz straszną – według wyjątkowo parszywie i wrogo przeciwko rolnikom sformułowanym porąbanym przepisom – rolnikom płacącym składki KRUS nie należy się żadna emerytura, ani renta! Płacą przymusowy KRUS przez lata za friko! To wymuszona danina, która im nie gwarantuje emerytury ni renty! Aby dostać 10zł chorobowego za dzień choroby – muszą być chorzy jednym ciągiem minimum 30 dni! Jeśli rolnik choruje 29 dni – nie dostanie ani grosza!

Rolnicy emeryturę lub rentę mogą dostać tylko i wyłącznie pod warunkiem – że ODDADZĄ SWOJĄ WŁASNĄ ZIEMIĘ!

Takie prawo to bezprawie! To jest rozbój w biały dzień! To jakieś prehistoryczne, kacapowskie przepisy! Chyba Stalin je wymyślił, by zgnoić polskiego rolnika! A oni na górze kombinują żeby jeszcze bardziej rolników skrzywdzić! Chcą ich zmusić do płacenia jeszcze wyższego haraczu, bo w wysokości 800zł miesięcznie! W ten sposób zapewne planują zrujnować wszystkich biednych rolników, bo większości rolników nie stać na taki haracz! Władze chcą, by rolnik płacił 10.000zł haraczu rocznie przez całe lata, a na koniec, gdy już nie będzie w stanie pracować – by oddał im za darmochę swoją ukochaną ziemię!!! :((( W tym kraju nie ma żadnego poszanowania człowieka, ani jego pracy, ani jego własności!!! :( Władza pcha swe pazerne łapska do kieszeni zwykłych, skromnych ludzi! Wysysa z nas krew! Zaciska nam pętle na szyi! Pora to zmienić! Niech sobie wezmą te chore przepisy i się nażrą nimi! Niech oni do kur... y nędzy przestaną się nam wpieprzać do naszego gospodarzenia i życia!!!

Ps. Od paru dni Indiance Internet szwankuje w dziwaczny sposób. Bym usilnie prosiła, aby pieprzony ubek spier...ł z mojego łącza!

wtorek, 12 lutego 2013

Pięknie i słonecznie

Dziś piękna pogoda. Indianka już nakarmiła konie i kozy. Teraz pora zjeść śniadanie, wypić herbatę, zaadresować i spakować koperty z nasionami. Warto też by było przejść się po sadach i naciąć sztobrów ałyczy i bzu czarnego dla znajomych.

Co niszczy płuca? Śmiercionośny gaz?

Ofiary miały zniszczone płuca

Szokujący obraz obrażeń ciał ofiar smoleńskiej katastrofy wyłania się z dokumentów sekcyjnych, do których dotarła „Gazeta Polska”. Wynika z nich, że w kilku przypadkach stwierdzono rozedmę płuc, która objawia się zniszczeniem pęcherzyków płucnych.

Dotyczyło to osób, u których za życia nie stwierdzono rozedmy. W dwóch przypadkach dotyczyło to osób, które w związku z wykonywaną pracą okresowo przechodziły szczegółowe badania lekarskie.


W dokumentacji medycznej znajduje się także opis wskazujący na krótkotrwałe, ale niezwykle silne działanie ognia, co może świadczyć o działaniu fali termicznej.

To właśnie m.in. ze względu na informacje zawarte w protokołach sekcyjnych do Smoleńska na przełomie września i października ubiegłego roku pojechali biegli oraz prokurator, którzy przebadali m.in. wrak Tu-154M. Wiadomo, że specjalistyczne urządzenia wykazały na niektórych badanych fragmentach TNT, czyli trotyl.

Jak już pisała „Gazeta Polska Codziennie”, w najbliższych tygodniach prokuratura wojskowa podejmie decyzję na temat ewentualnych kolejnych ekshumacji trzech ciał ofiar katastrofy. Na początku grudnia 2012 r. do Wojskowej Prokuratury Okręgowej (WPO) w Warszawie trafił wniosek członka rodziny jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej. Po lekturze protokołów sekcyjnych, które bliscy otrzymali z Rosji, okazało się, że po raz kolejny opis nie zgadza się z wiedzą rodziny, która do momentu podjęcia przez śledczych decyzji chce pozostać anonimowa.

Jak wynika z oficjalnych danych Naczelnej Prokuratury Wojskowej, Rosjanie do dziś nie przekazali nam kopii pełnej dokumentacji czynności przeprowadzonych na terenie Federacji Rosyjskiej, dotyczącej „oględzin, identyfikacji oraz sekcji zwłok ofiar katastrofy samolotu Tu-154M nr 101 wraz z kopią dokumentacji fotograficznej”.

Aktualnie powołani przez wojskowych śledczych biegli pracują nad opiniami dotyczącymi okoliczności, przyczyn i mechanizmu zgonu sześciu ofiar katastrofy, ekshumowanych w okresie od września do listopada 2012 r. Jak wynika z oficjalnego komunikatu, opinie powinny wpłynąć do prokuratury w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Prokuratura nie zgodziła się, aby w ekshumacjach i ekspertyzach uczestniczył światowej sławy anatomopatolog prof. Michael Baden.
Kategorie:

poniedziałek, 11 lutego 2013

Votum nieufności wobec rządu Tuska

Polakom należy się nowy rząd, dobry rząd. Zasługujemy na nowe, dobre, uczciwe władze, które zadbają o nas, jak o swoje dzieci. Pora na zmianę rządu!


"Prawo i Sprawiedliwość złożyło wniosek o konstruktywne wotum nieufności dla rządu Donalda Tuska. Dokument trafił do marszałek Sejmu Ewy Kopacz. Kandydatem PiS na premiera jest prof. Piotr Gliński, który stwierdził, że skład swego gabinetu zaprezentuje za tydzień. Dokument złożony przez PiS składa się z dziewięciu stron: dwie strony to uzasadnienie prawne, siedem - personalne dotyczące kandydata na szefa rządu, czyli prof. Piotra Glińskiego.

 Skład gabinetu Piotra Glińskiego poznamy za tydzień. Ma on się składać z ponad 20 osób.
– To wybitni specjaliści z różnych dziedzin,  w niektórych przypadkach niekwestionowani – zapewnia kandydat na premiera. Również w przyszłym tygodniu ma dojść do jego spotkania z klubami parlamentarnymi."
źródło:
Co to jest votum nieufności?
Wotum nieufności – podjęta w specjalnym głosowaniu uchwała parlamentu w systemie rządów parlamentarno-gabinetowych, wyrażająca brak zaufania do działalności ministraalbo rządu, prowadząca do ich dymisji. Jest to instrument egzekwowania politycznej odpowiedzialności ministra czy rządu.

Procedura w Polsce[edytuj]

Procedura uchwalania wniosku o wotum nieufności wobec całej Rady Ministrów w Polsce:
  • wniosek o uchwalenie wotum nieufności w formie pisemnej może złożyć na ręce Marszałka Sejmu grupa co najmniej 46 posłów,
  • treść musi zawierać projekt uchwały zawierający wyrażenie wotum nieufności dla całej Rady Ministrów oraz imienne wskazanie kandydata na stanowisko Prezesa przyszłejRady Ministrów - jest to tak zwane konstruktywne wotum nieufności - pozwala żywić nadzieję, że decyzja o wyrażeniu wotum nieufności dla aktualnego rządu da jednocześnie początek formowaniu nowego gabinetu,
  • Marszałek Sejmu ma obowiązek niezwłocznego powiadomienia Premiera i Prezydenta o wpłynięciu wniosku ,
  • głosowanie musi się odbyć nie wcześniej niż po upływie 7 dni od złożenia wniosku,
  • uchwalenie wotum nieufności większością ustawowej liczby posłów (czyli 231),
Konsekwencją uchwalenia takiego wniosku Radzie Ministrów jest obowiązek Premiera do złożenia dymisji Rady Ministrów na ręce Prezydenta RP, który to jest zobowiązany do przyjęcia dymisji i powierzenia Radzie Ministrów dalszego pełnienia funkcji do czasu powołania nowej Rady Ministrów.
Konstruktywne wotum nieufności – rodzaj wotum nieufności, zabezpieczający przed pochopnym odwołaniem rządu przez parlament i tym samym zabezpieczający przed destabilizacją systemu politycznego. W tym rozwiązaniu głowa państwa przyjmuje dymisję rządu tylko wtedy, gdy część parlamentu, która wystąpiła o wotum nieufności, jednocześnie zgłosiła i uzyskała poparcie większości parlamentu dla kandydata na nowego premiera[1].
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, na podstawie artykułu 158 Konstytucji, może uchwalić wotum nieufności w stosunku do Rady Ministrów większością ustawowej liczby posłów (co najmniej 231) na wniosek zgłoszony przez co najmniej 46 posłów, wskazując jednocześnie imiennie kandydata na nowego Prezesa Rady Ministrów[2].

Pora na zmiany

Pora na zmiany

Polskie przepisy są wymierzone przeciwko Polakom. Młody Polak ani nie może kupić ziemi we własnym kraju (bo nie ma za co, a Państwo nie wprowadza żadnych procedur ułatwiających nabywanie ziemi rolnej przez młode polskie rodziny, jednocześnie sprzedając najlepsze ziemi obcokrajowcom wbrew panującemu prawu), Polak nie może postawić domku na swojej własnej ziemi, bo przepisy są tak wymyślone, że Polak na swoim własnym kawałku ziemi nie ma prawa postawić domu – chyba, że spełni kilkadziesiąt absurdalnych wymogów. Absurdalnych i kurewsko kosztownych. Tak więc przyszłość młodej polskiej rodziny to gnieżdżenie się w blokach wraz z rodzicami lub emigracja za granicę, by obcym Niemcom, Holendrom, Anglikom i innym narodom szorować kible i być traktowanymi jak śmiecie.

Polski przedsiębiorca musi płacić kurewsko wyśrubowane haracze pod nazwami: podatki, ZUS, akcyzy, koncesje itp. i balansować nad krawędzią bankructwa. Śruba jest obecnie tak dokręcona – że wiele firm bankrutuje, a Polska gospodarka pada na twarz. Każdy ekonomista doskonale wie, że nadmiernie wyśrubowane podatki hamują rozwój kraju. To właśnie ma miejsce w Polsce. Rząd wypija za dużo krwi z naszego narodu. Osłabiony organizm Polski słabnie i zatacza się.

Nasze obecne władze zupełnie nie dbają o nasz naród. Wpuszczają do Polski chorobotwórcze GMO, sprzedają naszą polską ziemię obcym koncernom, odbierają emerytom należne im emerytury, odbierają chorym należne im świadczenia zdrowotne. Gdy ktoś ciężko chory – tylko publiczna zrzutka może mu uratować życie i zdrowie. Jak w krajach III świata.

Jakby u nas w ogóle opieki zdrowotnej nie było. Nasze aktualne władze zgadzają się na obniżenie należnych naszemu kraju dotacji. Pozwalają, by Unia nas oszukiwała i wykorzystywała, by nas dyskryminowała i traktowała jak śmieci. Degradują nasze społeczeństwo poprzez szyderstwo ze wszelkich dobrych tradycji polskich, z wartości chrześcijańskich i patriotycznych. Lansują wynaturzony styl życia typu jawne pedalstwo. Lekceważą polskich rolników, emerytów, drobnych przedsiębiorców, naukowców, kolejarzy, internautów. Robią co chcą wbrew nam i działają na naszą szkodę.

Pora na zmiany. Pora, by na tronie zasiadł mądry król, który skasuje wszelkie szkodliwe przepisy i ułatwi Polakom życie.

Polsce jest potrzebny mądry gospodarz, który zadba o swój naród jak o własną ukochaną rodzinę. Mamy dosyć arogancji i znieczulicy obecnych władz. Należy nam się mądry, dobry i szlachetny gospodarz. Nasz naród zbyt wiele wycierpiał, by nadal nosić na swoim grzbiecie uciążliwego Tuska i Komora oraz bandę ich kolesi.

Przerwa na odrobinę polityki

Pora odpocząć nieco. Indianka natargała siana i słomy koniom i kozom. Porządnie pościeliła koniom cały box puszystą, czystą, suchą słomą. Będą mogły się z lubością wyciągnąć w nocy by wyspać się w przytulnej stajni. W drugim boxie – tym otwartym dla koni i kóz cały dzień – jeszcze słoma jest, ale warto by było usunąć kilka pojedynczych kopców końskich :) To po przerwie. Teraz trzeba ratować ojczyznę przed obcym zaborem.

Podstępne wykupywanie polskiej ziemi przez obce, zachodnie koncerny


Niemieckie słupy na polskiej ziemi


Spółka PER LA, jeden z największych właścicieli ziem w gminie Kozielice w województwie zachodniopomorskim, wykupuje w przetargach Agencji Nieruchomości Rolnych coraz to nowe grunty. Połowę udziałów w spółce mają obcokrajowcy. Jak sprawdziliśmy w Krajowym Rejestrze Sądowym, podany przez spółkę adres siedziby to jeden z prywatnych domów w Mielnie Pyrzyckim, a jego mieszkaniec nie ma o tym pojęcia.

Rolnicy twierdzą, że działalność PER LA sp. z o.o. jest typowym przykładem wykupu polskich ziem w Zachodniopomorskiem na tzw. słupa. W ten sposób według rolników w obce ręce trafiło już około 80 proc. gruntów z Agencji Nieruchomości Rolnych.

Obcokrajowcy, głównie z Niemiec, ale także Holandii i Danii, nie startują bezpośrednio w przetargach organizowanych przez ANR. Podstawiają osoby, które są nastawione na to, aby wygrać przetarg. Podbijane ceny dochodzą nawet do 50 tys. zł za 1 ha, podczas gdy średnia realna cena w Zachodniopomorskiem to ponad 20 tys. zł. Na to nie stać polskiego właściciela gruntów rolnych. Ziemia od Agencji kupowana przez polskiego rolnika idzie w ręce spółek zarejestrowanych w Polsce, jednak udziały w nich mają obcokrajowcy.

To typowy przykład, jak ominąć przepisy o zakazie sprzedaży ziemi obcokrajowcom – mówi Edward Kosmal, przewodniczący Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjnego Rolników w woj. zachodniopomorskim. – Niedługo jednak przepisy te przestaną obowiązywać i co wtedy się stanie, skoro już teraz większość gruntów należy do Niemców i Duńczyków? – pyta.

PER LA w Mielnie, ziemie wszędzie

Zajmująca się produkcją rolną spółka PER LA to tylko jeden z przykładów spółek z zachodnim kapitałem. Firma wykupuje ziemie z Kozielicach w powiecie pyrzyckim, gdzie znajdują się tzw. czarnoziemy zachodniopomorskie – najlepszej klasy grunty rolnicze. Pięciu członków zarządu spółki to Niemcy, jeden z nich – dyrektor zarządzający – jest Polakiem. Spółka posiada ok. 1500 ha ziemi w gminie Kozielice i całym powiecie pyrzyckim. Funkcjonowanie spółki budzi wiele wątpliwości. Siedziba zarejestrowana na mieleński adres nigdy nie prowadziła tam produkcji, nie miała biura ani budynków gospodarczych. Gospodarz, który mieszka pod adresem podanym w KRS, był zdziwiony tym, że jego dom widnieje w rejestrze.
– Wszystkie spółki wykupujące ziemię funkcjonują tak samo. Liczy się polski adres siedziby. A to, że w zarządzie zasiada pięciu Niemców, nic nie znaczy – mówi Edward Kosmal. – Przepisy są omijane, a ANR nie sprawuje nad tym żadnego nadzoru. Właściciele rejestrują spółkę u osoby prywatnej i wykupują grunty, żadna instytucja odpowiedzialna za weryfikację dokumentów tego nie sprawdza, a spółka działa na granicy prawa – dodaje.

Biorą wszystko

Spółka jako jedna z wielu skorzystała też z przywilejów przysługujących z tytułu długoletniej dzierżawy. Umowę z Agencją PER LA podpisała w 1994 r., płacąc czynsz dzierżawczy za ziemie w gminie Kozielice. Z tego powodu spółce przysługiwało prawo pierwokupu 70 proc. ziemi. Na pozostałe 30 proc., które miały być wyłączone dla rolników, ogłoszono przetarg. Wystartował w nim dyrektor zarządzający w spółce PER LA – jako osoba fizyczna. Przebijając cenę oferowaną przez innych rolników, wszedł w posiadanie pozostałej ziemi, później przekazując ją spółce, która ma osobowość prawną. Jak twierdzą rolnicy, tak zdarza się w większości przypadków. W efekcie zachodnie spółki nabywają 100 procent gruntów wystawionych na sprzedaż.

Sprzeciw na skalę wojewódzką

W woj. zachodniopomorskim zawiązano Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjny Rolników, który wystosował pismo do premiera Donalda Tuska. Czytamy w nim m.in. o nieprawidłowościach dotyczących sprzedaży ziemi przez ANR. „Realizowana przez ANR polityka »rozdysponowania przez sprzedaż« oraz występujące w tym procesie patologie zbyt często nie sprzyjają modernizacji gospodarstw poprzez poprawę struktury obszarowej, lecz prowadzą do nadmiernego zadłużenia zmuszonych do kupna ziemi gospodarstw” – piszą rolnicy.

Problemy rolników z kupnem ziemi w przetargach wynikają też z tego, że coraz trudniej dostać im kredyt na zakup gruntów.

W czerwcu w tej sprawie odbyło się spotkanie rolników z prezesem centrali ANR w Warszawie Leszkiem Świętochowskim. Ustalenia, do jakich doszło, wskazywały m.in. na to, że komisje przetargowe będą zobowiązane, by szczególnie analizować przedkładane przez spółki dokumenty i eliminować „figurantów”. Miały też zostać wprowadzone ograniczenia – jedna osoba mogłaby kupić tylko do 300 ha ziemi (łącznie z tą już posiadaną). Jednak do tej pory ustaleń tych nie wdrożono w życie.

Dlaczego Polska ziemia trafia do zagranicznych właścicieli?

Edward Kosmal opowiada, że do przetargów ogłaszanych przez Agencję stają ludzie wyspecjalizowani w nabywaniu gruntów metodą „na słupa”. Często jest to ich sposób na życie. – To są ludzie, którzy działają na zlecenie obcego kapitału – tłumaczy Kosmal. – Cena nie odgrywa żadnej roli. Rolnik, który posiada 2 ha, staje do przetargu i płaci gotówką 9 mln zł podczas przetargu w Agencji Nieruchomości Rolnej. Skąd ma pieniądze? Proceder jest prosty. Zgłasza w urzędzie skarbowym, że zaciągnął pożyczkę od Duńczyka, płaci 2 proc. od pożyczonej kwoty, a potem np. w Berlinie podpisuje umowę na tę pożyczkę i wtedy ziemia jest zabezpieczeniem. Tak to wygląda. Po latach będzie wiadomo, o co chodzi. Bo obcokrajowcy położą akty notarialne na stół i nie będzie to już nasze – dodaje.

Argument siły na władze

20 listopada br. odbył się protest rolników pod siedzibą ANR w Pyrzycach. Tego dnia rolnicy nie zostali wpuszczeni do budynku. Agencja nie oddelegowała żadnego przedstawiciela do rozmowy z protestującymi, gospodarze zaczęli więc szykować się do protestu na szczeblu wojewódzkim. W komunikacie przygotowanym przez Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjny Rolników czytamy:Głównymi celami akcji protestacyjnej są obrona egzystencji naszych gospodarstw, sprzeciw wobec bezmyślnej wyprzedaży ojczystej ziemi prowadzonej wbrew dalekosiężnym interesom naszego państwa. (...) Mając świadomość, że jedynym argumentem, z którym liczy się obecna władza, jest argument siły, MKPRWZ podjął decyzję o przeprowadzeniu akcji protestacyjnej”.

Po spotkaniu pod filią ANR w Pyrzycach 5 grudnia o godz. 11 rolnicy rozpoczęli protest przed siedzibą ANR Oddziału Terenowego w Szczecinie.
W tej chwili już 80 proc. gruntów rolnych w woj. zachodniopomorskim jest w rękach obcokrajowców – mówi jeden z rolników gminy Kozielice w powiecie pyrzyckim. – Ten rozkład kojarzy się jednoznacznie. To tak, jakby dokonywano czwartego rozbioru Polski – dodaje.

Przewodniczący Edward Kosmal wskazuje, że ziemie są w posiadaniu przede wszystkim Niemców, Duńczyków i Holendrów. – Donald Tusk zawarł cichą umowę z Angelą Merkel i w ten sposób Pomorze Zachodnie, które kiedyś należało do Niemców, znów przechodzi w ich ręce. To jest większa afera niż Amber Gold – dodaje.
Rolnicy zgłaszali sprawę do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, jednak żadne śledztwo w sprawie nieuczciwych praktyk w ANR nie zostało wszczęte.(!)

Dobry interes

Są specjalne fundusze w Niemczech, Danii czy innych krajach dla obcych rolników, którzy kupują ziemię w Polsce – mówi Edward Kosmal. – To są pieniądze przeznaczone na wykup polskiej ziemi.

Już sam zakup ziemi jest dobrym interesem. Do tego dochodzą programy rolno-środowiskowe, w ramach których można dostać 800 zł dopłaty do każdego hektara. Spółki zajmujące się produkcją rolną również biorą w nich udział.

– Jeśli ktoś ma 1000 czy 1500 ha, tak jak spółka PER LA, która na terenie gminy Kozielice posiada już ponad 1500 ha ziemi, to proszę policzyć, o jakie pieniądze tu chodzi – wyjaśnia przewodniczący komitetu protestacyjnego. – Nikt tego nie kontroluje, czy pan sieje, czy pan orze. Tu się robi duże pieniądze i nie ma żadnych ograniczeń – dodaje.

Będą protestować do skutku

Rolnicy od początku protestu w Szczecinie domagali się przyjazdu premiera Donalda Tuska. Do tej pory do Szczecina przyjechał minister rolnictwa Stanisław Kalemba. – Przypadki zgłoszone i z tego województwa, i z innych regionów przekazaliśmy do CBA – mówił Kalemba podczas spotkania w szczecińskim oddziale ANR. – Biuro ma przeprowadzić tam kontrole. – Rolnicy podawali konkretne przykłady dotyczące „słupów”, widać, że ten temat funkcjonuje tutaj już od kilkunastu lat w skali, która nie występuje w żadnym innym województwie – zauważył minister.

Rolników nie przekonują deklaracje Kalemby i będą protestować aż do przyjazdu Tuska. Domagają się też odwołania ze stanowiska dyrektora Oddziału Terenowego ANR w Szczecinie Adama Poniewskiego. Twierdzą, że to on bezpośrednio odpowiada za wykup ziem przez obcokrajowców w czasie przetargów organizowanych przez Agencję.

Dyrektor jest arogancki – mówi jeden z protestujących. – Kiedy chcieliśmy się z nim spotkać, twierdził, że jest zajęty. Staliśmy pod jego gabinetem ponad godzinę, a okazało się, że on w tym czasie czytał gazetę.
Kategorie:
źródło: