Indianka zmywa naczynia. Niestety, od czasu do czasu ta prowizoryczna czynność dopada również naszą dzielną kolonistkę :) Na piecu stoi dużo ciepłej wody, więc trzeba to wykorzystać, chociaż Indianka zmęczona już. Cały dzień dzisiaj pracowała – dla odmiany na dworzu. Piec się ledwo tli, ale tli i na razie to wystarczy, bo jabłek jeszcze nie nacięła i dzisiaj już nie natnie. Ale jutro jak najbardziej... Póki co, trzeba pozmywać gary i naczynia i zrobić miejsce na kolejne słoiki. Słoiki się kończą. Nie będzie w co pakować ten dżem. Może w butelki po kubusiach jako luźny mus lub sok?
Mimo wszystko, jakoś mało tych słoików. Czy aby przypadkiem wakacyjni pomocnicy ich nie wywalili?
Trzeba zbadać zakamarki piwnicy i strychu.
Witam serdecznie,od kilku dni poczytuję Twojego bloga natrafiłam na niego przypadkiem.Jetem pełna podziwu jak Ty sama radzisz sobie z tym ciężkim kawałkiem chleba jakim jest rolnictwo.Mam tyle pytań,jestem ciekawa różnych rzeczy i spraw o które może lepiej nie pytać ale tak mnie zaciekawiłaś tym bardziej, że nie spotyka się takich ludzi na co dzień jak Ty.Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużej wytrwałości w dążeniu do celu. Elżbieta
OdpowiedzUsuńP.S.
Jeśli pozwolisz będę wpadała do Ciebie na bloga żeby dowiedzieć się co u Ciebie.