czwartek, 2 maja 2019

Rocznica brutalnej napaści na moje zwierzęta


Przypominam tak było


Post z dnia NIEDZIELA, 3 CZERWCA 2018


Terror 2 i 3 Maja 2018 roku

Sygn. Akt 1 Ds 451/18
napad i kradzież zwierząt przez funkcjonariuszy publicznych

Terror 2 i 3 Maja 2018 roku

Dnia 2 maja 2018 roku, po południu poszłam przed farmę na południową miedzę poprawić pastuch elektryczny. Ledwo wyszłam i poprawiłam sznurki, nagle nadjechało gestapo NWO (tak bezwzględni i okrutni ci ludzie byli jak za II Wojny Światowej niemieckie gestapo).
Trzy auta: radiowóz osobowy, biała kosztowna bryka szemranej fundacji i wypasiony wóz terenowy inspektora weterynarii.

Oczywiście nikt wcześniej do mnie nie raczył zadzwonić i uprzedzić o tejże jakże nieprzyjemnej wizycie. No bo nie chodziło, żeby mnie uprzedzać, aby wizytować czy aby cokolwiek wyjaśniać. Chodziło o bezczelną grabież mojego inwentarza w świetle niby prawa.

Na miejsce przybyły następujące osoby:
Białym kosztownym autem za 400.000 złotych:
Dwie panie z fundacji Molosy Adopcje: Elżbieta Kozłowska i jej koleżanka (brunetka)
Towarzyszący im jak go określiły „wolontariusz” - wytatuowany rosły właściciel schroniska dla koni, Kamil Jacak.

Radiowozem policyjnym, osobowym:
dzielnicowy Paweł Warsiewicz oraz policjant Krystian Ułanowski.

Eleganckim, drogim wozem terenowym:
pan inspektor PIW Olecko, Kornel Laskowski.

Wypasione auta bogaczy zrobiły na mnie tym większe wrażenie, iż biedna ja od 15 lat jeżdżę do Olecka i z powrotem na rowerze, jako, że mnie nie stać na auto. Wszystkie środki jakie miałam, zawsze pakowałam w gospodarstwo, które wymaga ogromnych nakładów. Na auto nigdy nie starczyło.

Ad rem! Przybyli państwo z miejsca mnie zaatakowali oskarżeniem, że rzekomo znęcam się ze szczególnym okrucieństwem nad moimi ukochanymi zwierzętami i w związku z tym, fundacja je zabiera.

Zamurowało mnie. Jak to? Na jakiej podstawie prawnej? Pani z fundacji Molosy Adopcje (w tym czasie nie wiedziałam z jakiej, gdyż się nie przedstawiła) wspomniała coś o donosie i ustawie o ochronie zwierząt.

Jaki przepis tej ustawy naruszyłam i w jaki sposób? Pani Kozłowska (wówczas nie wiedziałam, jak się nazywa, bo się nie przedstawiła) nic nie odpowiedziała, tylko nachalnie wdarła się na moje gospodarstwo bez okazania mi nakazu sądowego, prokuratorskiego czy jakiejkolwiek decyzji w sprawie zaboru moich zwierząt. Wdarła się w asyście wyżej wymienionych osób w tym policji i inspektora Laskowskiego, którzy stanowili wyraźnie straż przyboczną owej fundacji.
3 osoby z fundacji, 2 policjantów, 1 inspektor czyli razem 6 osób wtargnęło wbrew mojej woli na moją prywatną posesję.

Moje pytania skierowane do nachodźców dotyczące tego, jak się nazywa fundacja i kto wydał decyzję o zaborze moich zwierząt, pozostały bez odpowiedzi. Pani Kozłowska tylko odpowiedziała na moje protesty co do wtargnięcia na moją posesję, że ja tutaj nic nie mam do gadania, bo ona wchodzi i tyle, a policja jest tu po to by jej to ułatwić.

Policjanci powiedzieli, iż są przydzieleni tej fundacji do asysty podczas zaboru moich zwierząt.
Inspektor Laskowski zaś był także przydzielony do asysty dla fundacji, skierowany do pracy przez swojego szefa, inspektora PIW Olecko, Dariusza Salamona.

Przybyłe osoby wdarły się na moje gospodarstwo wbrew moim protestom. Panoszyli się na mojej ziemi, zakłócali mir gospodarstwa.

Gdy weszliśmy na podwórko, na podwórku przed domem, w cieniu domu leżały pokotem moje owce i wypoczywały. Odpoczywały po godzinach pasienia się. Leniwie żuły treść swoich żołądków. Kozłowska zagnała je do wyłączonej z eksploatacji, uszkodzonej stajni i zrobiła im zdjęcia w środku. Sfotografowała też uszkodzoną stajnię z zewnątrz.

Druga stajnia, ta w dobrym stanie, nie bardzo ją interesowała. Weszła co prawda do niej, ale fakty oczywiste negowała. Nie zauważyłam, aby ją fotografowała z zewnątrz, tak jak napawała się fotografowaniem tej gorszej stajni (której zdjęcia skwapliwie zamieściła na stronie profilowej Facebooka przestępców zajmujących się znęcaniem nade mną od 5 lat).

W dniu przybycia Kozłowskiej, w stajni znajdowała się gruba warstwa suchej, czystej słomy. Kobieta ta skwitowała, że to dwa metry gnoju i choć stajnia była pusta w tym momencie, dodała, że zwierzęta stoją w gnoju po kolana. Te wszystkie fałszywe oskarżenia i pomówienia, miały służyć grabieży moich zwierząt, pod płaszczykiem ustawy o ochronie zwierząt.

W stajni poza suchą, czystą ściółką, znajdowało się kilka bel siana dobrej jakości.
Kobieta z fundacji zarzuciła, że siano jest zgniłe.

W stajni znajdowały się także lizawki solne dla zwierząt. Tego nie raczyła dostrzec.

Wyszliśmy na podwórko. Pani władczym gestem wyciągnęła do mnie rękę naciskając:
„Paszporty! Nie masz?? To znaczy, że konie są kradzione! Wobec tego zabieram konie!”

Oczywiście zaoponowałam, wyjaśniając, że to są wszystkie moje konie, które się tutaj w większości urodziły.

„Nie masz dowodu, że to są twoje konie, więc je ukradłaś i ja je zabieram”.
Obecny inspektor Laskowski, który od lat kontroluje moje gospodarstwo i setki razy widział tu moje konie, nie zareagował. Nie wyjaśnił kobiecie z fundacji, że moje konie są tutaj od zawsze.

Oczywiście, kobieta nie ma prawa fałszywie mnie oskarżać o kradzież, bez jakichkolwiek dowodów.
Brak paszportów, to nie jest dowód kradzieży i przesłanka do wywozu zwierząt i ta pani doskonale o tym wie. Zastraszając i terroryzując mnie w ten sposób, złamała prawo.

Następnie pani Kozłowska oświadczyła, że zwierzęta są głodzone, nie mają paszy objętościowej ani treściwej i że to jest znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem.

Zaprotestowałam, że przecież jest w stajni pasza, na łące rośnie trawa, a w domu mam jeszcze paszę treściwą. Pani zażądała wejścia do mojego domu. Nie miałam ochoty tego agresywnego, roszczeniowego indywiduum wpuszczać do mojego prywatnego domu, tym bardziej, iż sobie uzurpowała prawo łażenia po całym moim domu włączając w tym piwnicę, gdzie jak twierdziła, według niej leżą odgryzione przeze mnie łby królików!

Poprosiłam by do środka domu wszedł zamiast Kozłowskiej inspektor Laskowski.
Kornel Laskowski zażądał zaś eskorty policjanta Krystiana Ułanowskiego.
Weszli obaj. Pokazałam im 7 worków paszy treściwej, pozostałość z ostatniego zakupu tony owsa i jęczmienia. Razem naszym oczom ukazało się 350 kg paszy treściwej. Laskowski zapisał, że jest 140 kg.

Wyszliśmy na pole, gdyż kobieta z fundacji zarzucała mi, że zwierzęta nie mają dostępu do wody.
Podprowadziłam ich pod pojemny zbiornik wodny zabezpieczający wodę na długie tygodnie suszy.
Płynie w nim bieżąca, czysta woda wypływająca z ziemi. Zwierzęta gospodarskie i dzikie piją z tego źródła wodę od setek lat.

Pomimo, że woda jest w zbiorniku czysta i orzeźwiająca, Kozłowska nazwała tę wodę „płynącą gnojowicą”. Wszyscy moi sąsiedzi poją swoje bydło ze stawów i rzek i tam nikt ich nie szykanuje, o czym doskonale wie inspektor PIW Olecko Kornel Laskowski. Tymczasem inspektor Laskowski usłużnie w stosunku do fundacji, złapał za telefon i zaczął obdzwaniać moich sąsiadów wypytując ich, czy nawożą swoje pola gnojowicą.

Według niego nawożenie sąsiednich pól gnojowicą, miało przesądzać o tym, iż woda w moim wodopoju jest brudna. Nie zrobił badania wody, absolutnie nie. Tylko pomówił moją wodę o zanieczyszczenie. Przy czym wodopój jest zasilany głównie wodami opadowymi spływającymi z pól, gdzie gnojowicy nie stosowano, nadto zanim woda opadowa dotrze do dreny, a z dreny do wodopoju, jest filtrowana przez grube warstwy piachu i zanim dotrze do wodopoju, jest czyściutka.

W wodopoju żyją kijanki i drobne rybki, a to wskazuje na to, że jest to woda czysta.
Ja piję tę wodę i moje zwierzęta od 15 lat. Nigdy się nią nie zatruliśmy. Gdy kupiłam gospodarstwo, zanim myśliwi wytłukli stado 14 saren, które się pasły w okolicy i na moim gospodarstwie, te sarny właśnie piły wodę z tego ujęcia wodnego. Myślę, że mając do dyspozycji wiele stawów w okolicy, przychodziły specjalnie do mojego wodopoju, bo tutaj woda jest najlepsza, najsmaczniejsza. Wydeptały nawet ścieżkę do tego mojego wodopoju.

Insynuowanie, że woda pitna moich zwierząt jest zatruta i na tej podstawie fałszywe oskarżanie mnie o niepodawanie wody zwierzętom oraz oskarżanie mnie na tej naciąganej podstawie o znęcanie się nad moimi zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem, jest parszywą zagrywką inspektora PIW Olecko (Państwowy Inspektorat Weterynarii w Olecku) Kornela Laskowskiego jak i pracownicy Fundacji Molosy Adopcje, Elżbiety Kozłowskiej.

Oboje ci państwo przekroczyli tu swoje uprawnienia. Wnoszę o ich ukaranie i zasądzenie zakazu wykonywania funkcji publicznych dożywotnio, gdyż działali w złej wierze, w celu zniszczenia mnie i mojej hodowli zwierząt.

Wnoszę o delegalizację Fundacji Molosy Adopcje, albowiem jest to twór przestępczy, łamiący prawo, zajmujący się agresywnymi, aroganckimi, chamskimi najściami i kradzieżą cudzego inwentarza oraz obrażaniem i poniżaniem właścicieli zwierząt.

Obecni nie przyjęli do wiadomości, iż na terenie gospodarstwa jest w sumie 7 oczek wodnych, trzy cieki wodne. Nie obeszli całego gospodarstwa. Większość oczek wodnych nie ma połączenia z polami sąsiadów, a ja nie stosuję nawożenia na moich łąkach. Łąki mam ekologiczne, naturalne.

Łąki są nawożone jedynie naturalnie poprzez pasące się moje zwierzęta.

Przy takiej ogromnej ilości wody, gdzie zwierzęta same wybierają skąd wodę pić, piją swobodnie kiedy chcą i ile chcą, oskarżono mnie o niepodawanie zwierzętom wody!

Woda w moich zbiornikach jest czysta. Potwierdzają to żyjące w nich kijanki wodne i drobne rybki.
Jest to woda naturalna, taką jaką zwierzęta dzikie i gospodarskie piją tu od setek lat, a zapewne i tysiącleci.

Niestety okazało się, iż woda naturalna jest wodą wstrętną zarówno fundacji, jak i inspektorowi.
Jednak inspektorowi Laskowskiemu nie przeszkadza, iż zwierzęta np. sąsiadującego Naruszewicza piją wodę z jego brudnych stawów rybnych, do których spływają ścieki z pól oraz do których szczają wędkarze łowiący odpłatnie ryby w tych stawach. Tam kontroli i zaboru zwierząt nie będzie, bo chodzi o to, by zniszczyć moją hodowlę i gospodarstwo.

Bardzo wredna była też reakcja pani Kozłowskiej z fundacji niby pro zwierzęcej, gdy demonstrowałam mój wspaniały wodopój wykopany w zeszłym roku przeze mnie moim ukochanym zwierzątkom. Wskazałam, że dbam o moje zwierzęta i ich dobrostan, gdyż wszelkie dotacje rolnicze jakie do mnie niekiedy docierają rocznie (a są one niewielkie, wielkości mniej więcej jednej pensji prokuratora czy sędziego, do tego mocno okrawane lub całkowicie zajmowane przez komorników) inwestuję w jego poprawienie, i tak, sama nie mając w domu komfortu bieżącej wody (mam zepsutą hydraulikę, potrzaskane rury wodne) zainwestowałam w zeszłym roku 3 tysiące złotych w pogłębienie płytkiej kałuży i zrobiłam zapas wody moim zwierzętom na cały rok, w tym na wypadek suszy, co procentuje w tym jakże suchym roku. Moim zwierzętom zabezpieczyłam wodę nawet na całe suche lato. Choćby woda wyschła wszędzie, to w tym wodopoju zawsze będzie, gdyż napływa zawsze świeża.

Reakcja Elżbiety Kozłowskiej z fundacji pseudo pro zwierzęcej:
„To ja to zgłoszę ten zbiornik do nadzoru budowlanego, że go nielegalnie wykopałaś.”

Doprawdy, zamiast się cieszyć, że zwierzęta są zabezpieczone w wodę na cały rok, baba chce donosić??? Co to za osoba w tej fundacji siedzi i udaje miłośniczkę zwierząt??? Czy takie reakcje są zgodne ze statutem Fundacji Molosy Adopcje? Działanie na szkodę dobrostanu zwierząt?

Gdy staliśmy nad tym wodopojem i ja protestowałam, oburzona ich oszczerstwami typu:
„znęca się ze szczególnym okrucieństwem, bo nie podaje zwierzętom wody” co jest absolutnym, absurdalnym oszczerstwem, pan pseudo wolontariusz pozwolił sobie na uwagi ad personam typu:
„Tobie bolca potrzeba”.

Stojący obok policjanci nie zareagowali właściwie na takie obrażanie mnie. Zaśmiali się. Stali tuż tuż, wszystko słyszeli. Gdy zwróciłam im uwagę, że ludzie z fundacji mnie obrażają, dzielnicowy Paweł Warsiewicz powiedział, że on nic nie słyszał. Ten drugi policjant też „nic nie słyszał”.

Napastnicy oświadczyli, że moje zwierzęta będą zabrane.
Protestowałam oczywiście. Na łące nieopodal, w blasku Słońca, pasły się moje śliczne konie.
Wyglądały cudownie.

„Podejdźmy do nich i obejrzyjmy je z bliska, jak ślicznie i zdrowo wyglądają.
Nie są w żaden sposób zaniedbane, ani nie mają ran, śladów bicia, katowania itp.” - zachęcałam.

Rabusie nie byli zainteresowani podchodzeniem do moich koni. Z daleka było widać, że wyglądają świetnie, nie ma żadnych oznak zagłodzenia, odwodnienia, bicia, katowania, krępowania.
Zwyczajnie, że nie ma żadnych podstaw do zaboru na podstawie ustawy o ochronie zwierząt.
Oglądanie zdrowych, zadbanych koni nie było im na rękę, gdyż kolidowało z planem ich grabieży pod pretekstem rzekomego zaniedbania czy znęcania się.

Prosiłam też osobno policjantów, by podeszli ze mną do koni. Odmówili. Powiedzieli, że oni są tutaj tylko jako eskorta, nie znają się na koniach i podchodzić nie będą.

Odrzekłam, że nie trzeba się znać, aby zobaczyć, czy koniom sterczą kości i zwierzęta chwieją się z głodu na nogach, nie trzeba się znać na koniach, aby zauważyć ewentualne rany czy ślady bicia.

Panowie policjanci nie chcieli pomóc, nie chcieli być obiektywni. Oni przybyli na moje Rancho tylko jako bezrozumna eskorta, siła zbrojna do okradzenia mnie z mojego majątku. Tym samym nie dopełnili swoich obowiązków służbowych w kwestii ustalenia, czy rzeczona „interwencja” fundacji miała swoje uzasadnienie prawne, podstawę prawną zgodną z ustawą o ochronie zwierząt.
Tym samym przyczynili się do tego, że Fundacja Molosy Adopcje nielegalnie wywiozła moje owce i kozy oraz psy.

Psów w ogóle nie oglądano, bo były w domu. Koni z bliska nie oglądano. Owiec nie badano. Żadnego zwierzęcia konającego lub ciężko chorego nie zastano. Żadnych szczątków zwierząt nie odnotowano.

W stajni, na polach i w domu pasza. Zwierzęta wszystkie w dobrej i bardzo dobrej kondycji, zadbane, kochane, przez zimę przezimowane na ponad 60 belach dobrej jakościowo paszy i tonach paszy treściwej, ze swobodnym dostępem do wody i stajni przez całą dobę – ot tak postanowiono ukraść pod przykrywką ustawy o ochronie zwierząt.

Od nocy 3 maja 2018 roku moje zwierzęta są przetrzymywane przez fundację Molosy Adopcje w niewiadomym dla mnie miejscu na cudzej farmie, w szopie, bez dostępu do wody i paszy, jak wynika z komunikatów zamieszczanych przez Elżbietę Kozłowską na Internecie, na stronie Rancho Romantica de Syf (strona-paszkwil, autorstwa stalkerów, którzy znęcają się nade mną psychicznie od 5 lat).

Agresywne i bezwzględne towarzystwo składające się z członkiń i wolontariusza Fundacji Molosy Adopcje oraz inspektora PIW Olecko, Kornela Laskowskiego, dwóch policjantów: Pawła Warsiewicza i Krystiana Ułanowskiego (nie wylegitymował się należycie i nie zdążyłam odczytać prawidłowo jego nazwiska), udało się na drogę gminną przed moim gospodarstwem, gdzie stało przy samochodach, a następnie się w nich pozamykało, odmawiając mi odpowiedzi na pytanie, co planują, na co czekają i czyja to decyzja była, by mnie nachodzić i pozbawiać zwierząt.

Kolejno podchodziłam do tych aut i pytałam przez szybę, na co czekają i czy zamierzają zagarnąć moje zwierzęta i jeśli tak, to na jakiej podstawie. Elżbieta Kozłowska warknęła przez szybę, do mnie: „Spierdalaj gówno”. Policjanci nie chcieli rozmawiać. Ułanowski siedział w radiowozie, śledził mojego bloga na smartfonie i analizował ostatnie moje wpisy z najścia, które zdążyłam zrobić na bieżąco, gdy na mnie napadli.

Inspektor Kornel Laskowski także zamknięty w swoim aucie, prowadził głośną rozmowę na głośnomówiącym z wójtem Kowal Oleckich Krzysztofem Locmanem. Słyszałam głos Locmana, gdy podawał nazwiska gospodarzy w mojej okolicy, gdzie wywieźć moje zwierzęta.
Byłam oburzona! Chciałam rozmawiać z Locmanem, ale Laskowski mi to uniemożliwił.
Poczułam, że mam do czynienia z okropną, bezwzględną mafią :(((
Poszłam do domu doładować komórkę i zadzwonić do adwokata, by przyjechał na miejsce i bronił mnie i moich zwierząt, by przynajmniej porozmawiał z nimi, bo mnie oni całkowicie ignorowali i za moimi plecami organizowali transport do nielegalnego wywiezienia moich zwierząt.

Po podładowaniu komórki, porozmawiałam z adwokatem i wróciłam na drogę przed moim gospodarstwem, gdzie koczowali najeźdźcy. W międzyczasie dojechało schroniko w Bystrym, pan Kuncewicz z małżonką oraz dwóch jego pracowników. Pan Kuncewicz z żoną w aucie osobowym, a jego pracownicy w aucie schroniska, służącym do zabierania psów. Był to granatowy samochód z paką, a w niej z klatką.

Podeszłam do pana Kuncewicza i dowiedziałam się, że to pan wójt Locman zlecił mu przyjazd i zabór moich psów. Nie umiał powiedzieć na jakiej podstawie zabiera mi się psy. Stwierdził tylko, że ma podpisaną umowę z Urzędem Gminy Kowale Oleckie i gdy z Gminy jest zgłoszenie do odbioru psa, przyjeżdża i zabiera. Nie on podejmuje decyzje o zabraniu, tylko wójt.

Wcześniej dochodząc do drogi na której stali napastnicy, próbowałam dowiedzieć się od kobiety z fundacji, jak się nazywa ona i jej fundacja, oraz czy ma nakaz zaboru zwierząt lub inną decyzję administracyjną, ale odrzekła, „spierdalaj, to nie twoja sprawa”.

Żaden z obecnych mi informacji nie udzielił. Pozamykali się w samochodach i nie chcieli ze mną rozmawiać. Miałam włączoną komórkę, a na linii adwokata. Odzywki kobiety z fundacji (Elżbiety Kozłowskiej, jak później ustaliłam) słyszał pan adwokat. Także podałam telefon z adwokatem na linii panu Kuncewiczowi, a potem dzielnicowemu Pawłowi Warsiewiczowi. Adwokat usiłował się dowiedzieć, czy zgromadzeni dysponują decyzją na piśmie o zaborze zwierząt. Dowiedział się, że nie. Nikt takim pismem nie dysponował i nie był w jego posiadaniu, czyli był to nielegalny zabór, zwykła kradzież.

Zgromadzeni koczowali na drodze przed moim gospodarstwem do nocy. Gdy już było całkiem ciemno, przyjechały dwie przyczepki konne i cała te menażeria, wszyscy ci ludzie z drogi jak i przybyłe przyczepki konne ciągnięte przez wozy osobowe – wszystko to wtargnęło na moje gospodarstwo, na moją ziemię, na moje podwórko.

W nocy nie było widać inspektora weterynarii Kornela Laskowskiego. On zdaje się odjechał wcześniej sprzed gospodarstwa.

Po przyjeździe zgromadzone osoby bez okazania mi jakichkolwiek dokumentów, bez sporządzenia jakiekolwiek protokołu, bez informowania mnie o tym co robią, zaczęły polowanie na moje zwierzęta.

Wszystkich obecnych głośno poinformowałam, że to co robią jest nielegalne, że są złodziejami i bandytami, że kradną moje zwierzęta. Kazałam im opuścić moje podwórko i gospodarstwo. Nie reagowali.

Zgromadzeni grabieżcy zagnali moje owce i kozy do rozpadającej się stajni, powyrywali drzwi, ustawili barykady. Podjechali kolejno jedną, a potem drugą przyczepką konną typu bukmanka i załadowali 44 owce i kozy na te przyczepki.

W tym czasie na podwórku była inna para policjantów. Nie było już dzielnicowego Warsiewicza i policjanta Krystiana Ułanowskiego. Był policjant Adamski i policjantka Rymarczyk. Oboje chodzili za mną krok w krok, uniemożliwiając mi podejście do moich owiec. Policjant Adamski zachodził mi drogę i odpychał mnie brzuchem. Odepchnął mnie tym swoim brzuchem tak z 20-30 razy.

Para ta przyjechała tym razem dużym radiowozem z paką na więźnia, przypuszczalnie na mnie. Wyglądało to tak, jakby się przygotowali na okoliczność aresztowania mnie.
O ich niecnych zamiarach upewniłam się, gdy Adamski w ciepłą majową noc założył na ręce czarne , skórzane rękawiczki. Szykował się do obezwładniania mnie i bicia.

Widząc te rękawiczki, zapytałam go wprost otwartym tekstem, czy chce mnie bić?
Oczywiście zaprzeczył, ale nie umiał wyjaśnić, po co mu te rękawiczki. Było to tuż przed odjazdem przyczep z moimi owcami.

W którymś momencie poszłam za dom zrobić siku. Policjanci poszli za mną.
Wtedy Adamski poświecił reflektorem po polu i z daleka zobaczył na polu moje konie.
Powiadomił obecnych kłusowników, że na polu są moje konie, wskazał im je.

Konie były na moim polu, ale Adamski powiedział, że biegają po polu sąsiada i że za pastwiskiem nie ma ogrodzenia, choć jest ono od co najmniej dwóch lat. Elżbieta Kozłowska z fundacji Molosy Adopcje, też krzyczała, że moje konie biegają po polu sąsiada. Oboje nie mają pojęcia jak przebiega granica na moim gospodarstwie, a do tego celowo zakłamywali rzeczywistość.

Koniowozy z owcami odjechały. Owce ściśnięte jedna na drugiej beczały. Prosiłam policjantów o interwencję w związku z zagrożeniem życia i zdrowia owiec i kóz, ale oni odmówili interwencji.
Powiedzieli, że oni są tu tylko jako asysta dla fundacji. Nic nie chcieli pomóc. Ułatwiali tylko wywóz moich zwierząt. Wcześniej też ich poinformowałam, że nie ma podstaw do wywozu zwierząt i to jest zwykła kradzież. Odpowiedzieli, że oni są tylko jako asysta dla fundacji.

Zarówno przed odjazdem przyczep jak i po odjeździe, wszystkich obecnych ponownie głośno poinformowałam, że to co robią jest nielegalne, że są złodziejami, kradną moje zwierzęta. Kazałam im opuścić moje podwórko i gospodarstwo. Nie reagowali. Weszłam do domu. Policjant Adamski zamknął mnie od zewnątrz w domu. Nie mogłam wyjść, a oni urządzili obławę na moje konie. Ludzie z fundacji nęcili moje konie marchewkami.

Znęcili ogierka, który zaciekawiony dał im się złapać. Prowadzili go już na podwórko, a za nim szły klacze. Wtedy w akcie desperacji pragnąc uniemożliwić złodziejom kradzież moich ukochanych koni, złapałam za trąbkę i latarkę i zaczęłam przez okno trąbić i błyskać światłem.

Konie spłoszyły się i uciekły i nie dały już do siebie rabusiom podejść. Podejmowali oni jeszcze wielokrotne próby złapania koni, a obecny na podwórku Kami Jacak powiedział, że on stąd bez koni nie odjedzie, bo on tu po konie przyjechał.

Obserwowałam łapankę przez okna domu, ze strychu. Dostałam amoku. Krzyczałam, że są złodziejami, hienami cmentarnymi i żeby opuścili mój teren i zostawili mnie i moje zwierzęta w spokoju. Trąbiłam trąbką i błyskałam latarką. Konie galopowały po pastwisku w kółko i uciekały przed koniokradami.

Policjant Adamski stojąc na dole przed moim domem, straszył mnie ukaraniem mandatu za zakłócanie ciszy nocnej. Wyśmiałam go, bo komu miałabym zakłócać ciszę nocną, skoro na kolonii mieszkam tylko ja?

Kozłowska z fundacji domagała się od Adamskiego, aby mnie aresztował, ale byłam w domu, a on nie miał nakazu włamania się do mego domu, więc tylko drgnął, ale nie próbował wtargnąć do środka. Zżymał się, że nic nie mógł tym razem zrobić. Tak jak wcześniej skutecznie uniemożliwił mi podejście do moich owiec i kóz, ułatwił złodziejom rabunek, tak teraz mógł sobie tylko pogadać o zakłócaniu ciszy nocnej. Byłam wysoko, poza jego zasięgiem i szalałam.

Moje rozpaczliwe, rozdzierające noc i serce krzyki sprawiły, że Kuncewicze poczuli się nieswojo, nie w swojej bajce. Zapragnęli się wymiksować z tego najazdu i obławy. Pan Kuncewicz po cichu podszedł do ściany budynku gdzie stałam w otwartym oknie i krzyczałam i zaproponował mi deal.
Powiedział, że on i jego ludzie odjadą, jak dam im psy z domu, a bez wsparcia Kuncewiczów fundacja koni nie złapie.

Wcześniej faktycznie Kuncewicze brali aktywny udział w łapaniu i ładowaniu moich owiec i kóz i chyba bez ich pomocy fundacja nie dałaby rady złapać owiec. Myślę, że gdyby nie wsparcie policji i Kuncewiczów, fundacja nie dałaby rady złapać moich owiec i kóz i je wywieźć.

Tak więc gdy Kuncewicz zaproponował deal, psa za konie, wrzuciłam na szalę z jednej strony pieska, a z drugiej stado 6 koni i doszłam do jasnego wniosku, że trzeba psa oddać. Lepiej było nie ryzykować, że tłum ludzi urządzi obławę na moje konie i w końcu je wyłapie.

Wystawiłam suczkę za okno. Złapali ją. Jeszcze chcieli trzeciego psa, ale go nie było. Niemka wyprowadziła w pole i ukryła. Kuncewicz nie wierzył, że nie ma trzeciego psa w domu. Wpuściłam go do środka by sprawdził. Sprawdził. Na łóżku leżały koty, ale koty go nie interesowały.

Kuncewicze zabrali dwa pieski (pierwszą suczkę złapali wcześniej, gdy wjechali na podwórko) i odjechali. Osłabiona siłowo fundacja straciła morale, ale Jacak naciskał na łapanie koni. On bez moich koni nie myślał wyjeżdżać z mojej posesji.

Podejmowali jeszcze próby złapania koni. Zeszłam na dół na chwilę. Gdy wróciłam na strych zobaczyłam odjeżdżające koniowozy. Była druga w nocy. Nie widziałam, czy były pełne czy nie. Sądziłam, że udało im się konie złapać i załadować. Wyczerpana i zdruzgotana poszłam spać.

Rano, czy raczej po południu, gdy się obudziłam 3 maja 2018 roku, niespodziewanie przez okno usłyszałam tętent koni i gdy wyjrzałam, zobaczyłam moje skarby na łące! Moja radość była wielka! Niepokój też, bo wiedziałam, że bandyci wrócą po moje najpiękniejsze na Mazurach konie.

Od tamtego czasu boję się gdziekolwiek wyjechać, aby nie zostać okradziona z koni.

Moje owce i kozy są głodzone przez fundację i wójta Locmana. Doprowadzili do śmierci 5 owiec i na tym nie koniec, jak zdradziła urzędniczka gminna, Małgorzata Bartczak. Wójt wyniszcza moje stado :(((


Popełnione przez urzędników, funkcjonariuszy i fundację przestępstwa:

  1. napad
  2. kradzież
  3. zakłócenie miru gospodarstwa
  4. groźby karalne
  5. znieważenie
  6. zastraszanie
  7. nękanie
  8. znęcanie psychiczne nade mną
  9. znęcanie fizyczne nad moimi zwierzętami
  10. doprowadzenie do uśmiercenia moich 5 owiec
  11. niedopuszczanie mnie do akt sprawy
  12. niedopuszczanie mnie do uczestnictwa w postępowaniu o odebranie tymczasowe owiec
  13. niedopuszczanie moich dowodów w sprawie
  14. oszczerstwa i pomówienia
  15. składanie fałszywych zeznań
  16. Udział w zorganizowanej grupie przestępczej
  17. nielegalny transport
  18. transport niehumanitarny


Niehumanitarny transport fundacji
W nocy (pewnie po to, by nie było widać co się dzieje i jak to się drastycznie odbywa, oraz by zwierzęta senne były łatwiejsze do złapania) załadowali ponad przepisową ilość zwierząt na strasznie małej powierzchni, w ogromnym ścisku. Na pewno kilka sztuk owiec udusili w tych maleńkich przyczepkach (jest potwierdzenie o padłych 3 sztukach owiec w pierwszych dniach po uprowadzeniu owiec i kóz).
Słyszałam, jak beczały duszone i tratowane owce...



Baba z fundacji nie przedstawiła się, ani nie podała nazwy fundacji.
Znalazłam ją po gębie na Facebooku, wśród znajomych Jacaka.
Nie wiedziałam, jaka fundacja mnie okradła.



Policja też ze mną pogrywała, nie chcieli rozmawiać, nie odpowiadali na pytania. Zamknęli się w radiowozie i przeglądali mojego bloga na smartfonie. Ten policjant Krystian Ulanowski (czy jak mu tam - nie doczytałam nazwiska, bo tak mi zatrzasnął błyskawicznie legitymację policyjną przed oczyma) przeglądał.



Numery aut biorących udział w kradzieży moich zwierząt:
(Niemka spisała na moją prośbę)
Te auta wtargnęły na mój prywatny teren w nocy:



radiowóz policyjny: HPT  2033
Samochód osobowy: WPR 95903
Audi silver ehepaar NNM 07RA
Opel bl Liefer wagen NGI 7V57
Anhanger wagen NE 6177E
Anhanjar NO 4932 P



Auta uczestników biorących udział w ataku na moją farmę w dzień 2.05.2018
HPT ZO28 radiowóz osobowy z obsadą:
dzielnicowy Paweł Warsiewicz i Krystian Ulanowski
NOE 10 MW granatowy samochód inspektora Kornela Laskowskiego
WPR 95903 białe auto złodziejskiej fundacji z obsadą:
dwie kobiety i mężczyzna:
Elżbieta Kozłowska (ta najbardziej agresywna i chamska)
Kamil Jacak "wolontariusz" (wytatuowany, rosły bysior)
trzeciej osoby danych nie znam: brunetka
Podczas ich napaści i grabieży, padały wulgarne teksty pod moim adresem, między innymi: Kozłowska sobie pozwoliła nazwać mnie "niewyjściowym ryjem na którego się jej nawet nie chce wysrać" i "gównem".

Naturalistyczna hodowczyni koni, owiec, kóz:

Izabella Redlarska
Czukty 1
19-420 Kowale Oleckie
tel. 511945226

Leniwy dzień





Dzisiaj wypoczywam po dwóch intensywnych dniach w które zrobiłam łącznie 70 km na rowerze co jest dla mnie dużym wysiłkiem fizycznym. Wyprawy były związane z próbą odzyskania moich ukochanych zwierząt zrabowanych mi przez lewicową eko terrorystyczną Fundację Molosy Adopcje.

Nie mam auta, ani możliwości pojechania autobusem, więc byłam zmuszona jechać rowerem wpierw do Olecka, a następnego dnia do Kowal Oleckich.

W poniedziałek pojechałam rowerem do sądu, a potem do prokuratury oleckiej. Złożyłam pisma procesowe.

We wtorek pojechałam rowerem do Kowal Oleckich, do Urzędu Gminy, by tam złożyć moje wnioski o zwrot moich zwierząt oraz zajrzeć do akt.

Wczoraj cały dzień w ogrodzie pracowałam lecząc zakwasy po tych wyprawach rowerowych.

Dziś spadł deszcz, zrobiło się zimniej, pochmurniej, a ja czuję się nadal zmęczona po tym wysiłku trzydniowym, więc odpoczywam sobie w łóżku.

Tymczasem rano niespodzianka.  Dzwoni Brunhilda 😀
Trochę się zdziwiłam, że chce przyjść i działać w ogrodzie, po tym jak się na nią wczoraj wydarłam za to, że mi zniszczyła porzeczki, gdy ja rowerowałam po powiecie w sprawie moich zwierząt.

Niszczycielska Niemka ma zakaz dotykania moich roślin, ale lubi przebywać w moim ogrodzie i coś w nim dłubać.

Gdy zadzwoniła i zapytała czy może przyjść powiedziałam, że jak chcesz to przyjdź, a ona na to, że ona już stoi przed moimi drzwiami  😀 ha ha ha.
"No to wchodź i zjedz śniadanie 😀"

Zjadła śniadanie i poszła do ogrodu, a i ja zaraz wstanę, zjem i się przejdę sprawdzić czy mnie znowu czegoś nie wyrwała 😀

Indianka

Święto polskiej flagi

Dzień flagi, a ja nie mam żadnej flagi, nad czym bardzo boleję.
Może ktoś mnie poratuje polską flagą?

Indianka

Marsz Suwerenności 2019!

Bździągwy z revolty położyły się na ulicy

Bździągwy z revolty położyły się na ulicy w Warszawie i darły mordy:

"Stop Indiance!"

Ale policja w Warszawie nie jest taka głupia jak w Olecku i wyniosła bździągwy z ulicy. Dzięki temu Marsz Suwerenności mógł być kontynuowany ❤

Pasożyt okradł mnie i wyłudził 30 000 zł

Elżbieta HIENA Kozłowska z pseudo fundacji pro zwierzęcej to jest pasożyt, który żyje z rabunku cudzego mienia, w tym mojego mienia.

To jest pasożyt, który okradł mnie z mojego dobytku i wyłudził od ludzi 30 000 zł.
Oszustka oszukała ponad pół tysiąca ludzi, wśród których znakomita większość dokonywała wpłat w dobrej wierze, sądząc, że pomaga zwierzętom.

Indianka

Krzysztof Bosak o Marszu Suwerenności, Konfederacji i atakach na jego o...

Kilka obrazów z Marszu Suwerenności w Warszawie

Krzysztof Bosak 🇵🇱 (@krzysztofbosak) Tweeted:
Kilka obrazów z #MarszSuwerenności. Dziękuję Wam wszystkim za obecność. Bez żadnego wsparcia wspólnie tworzymy najlepsze wydarzenia! 👌🏻 

Duża frekwencja na Marszu Suwerenności

Polska Liderem 🇵🇱 (@PolskaLiderem) Tweeted:

Jak na długi weekend majowy i blokadę medialną naprawdę nie ma się czego wstydzić jeśli chodzi o frekwencję #MarszSuwerenności.

Osobiście obawiałem się, że będzie dużo gorzej.
Świetna oglądalność w internecie (na samym youtubie ponad 13 tys. widzów) napawa optymizmem.


Transmisja Marszu Suwerenności

Krzysztof Bosak 🇵🇱 (@krzysztofbosak) Tweeted:

Trzy godziny transmisji całego #MarszSuwerenności ze wszystkimi przemówieniami i wieloma ciekawymi rozmowami z sympatykami i przechodniami - realizacja @wrealu24_pl+@MediaNarodoweMN.
W sumie już prawie 80 tys. wyświetleń!



Szkoda, że mnie tam nie było!
Niestety walka z lokalną mafią pochłania wszystkie moje siły :(((

Indianka

Piękny polski strój narodowy na Marszu Suwerenności

Monika Piskorz (@piskorz_monika) Tweeted:

Na #MarszSuwerenności nie mogłam nie założyć jednej z odmian stroju krakowskiego zachodniego #bronowicki, wszak strój krakowski jest naszym strojem narodowym. 

#TuJestPolska #RuchNarodowy

  https://t.co/oZM5xOs04g

https://twitter.com/piskorz_monika/status/1123623003038855168?s=17

Piękny gest i piękny strój ❤
Jestem całym sercem za taką formą manifestacji naszej polskości ❤

Indianka

Dla PiSu człowiek nic nie znaczy

Łukasz Warzecha (@lkwarzecha) Tweeted:

Abstrahując od konkretnego przypadku, jedną z charakterystycznych cech pisowskiej lewicowości jest, że znacząco podwyższono kary za znęcanie się nad zwierzętami, czyniąc je nieproporcjonalnymi wobec kar za uczynienie szkody człowiekowi.

https://t.co/ivjFs5rszE


Co więcej pod znęcanie nad zwierzętami podciągnięto zwykłe zaniedbania - nawet nieświadome i niezawinione oraz sytuacje losowe zupełnie niezależne od hodowcy.

Indianka

Przemówienie Marcina Kowalskiego

Marcin Kowalski (@M_Kowalski1918) Tweeted:
Dzięki @krzysztofbosak za dobre słowo ;)


środa, 1 maja 2019

Fundacje coraz bardziej bezczelne


Na blogu zamieściłam link do filmu o człowieku - rolniku starszym, który został okradziony w podobny sposób jak ja. On miał więcej szczęścia, bo ktoś się zainteresował jego sprawą i wszczął swoje śledztwo i wyszły ciekawe kwiatki.
Z materiału filmowego widać jak na dłoni, że człowiek został okradziony przez zorganizowaną grupę przestępczą do której należy fundacja, weterynarz powiatowy i kowal, a także policja brała w tym udział.

https://vod.tvp.pl/video/alarm,30042019,42132448?fbclid=IwAR07gYa9LUYYErt4PGzkkIIUagzxiE79e1XvWBNagqi9guTQvt6h4g3LAlo


Obejrzałam ten materiał - bardzo dobry. Pokazuje jak działają zorganizowane grupy przestępcze napadające rolników i hodowców. Fałszywe opinie i poświadczanie nieprawdy są na porządku dziennym. Doskonale słychać jak manipuluje policja, jak manipuluje weterynarz powiatowy, jak manipuluje i kłamie kowal - wszystko jak na dłoni. To są łajdaki I szubrawcy.

Ten rolnik ma więcej szczęścia niż ja, bo w moim przypadku do kliki należy także wójt. Moją jedyną nadzieją jest uczciwy proces w sądzie. Tymczasem fundacja wygrzebuje z akt wójta adresy świadków świadczących na moją korzyść i wywiera na nich presję.

Marsz Suwerenności w Warszawie

Dzisiaj na placu Zamkowym w Warszawie o 13:00 zaczyna się patriotyczny Marsz Suwerenności.  Serdecznie zapraszamy wszystkich patriotów polskich.

Indianka

Biedna rolniczka okradziona przez wójta Żyda głoduje


Głoduje biedna rolniczka okradziona przez lewicową, ekoterrorystyczną Fundację Molosy Adopcje i wójta Kowali Oleckich Locmana.

Ci bandyci ukradli dorobek mojego życia - moje piękne stada zwierząt przeze mnie osobiście wyhodowanych.

Rok temu ukradli mi stado 50 owiec i kóz oraz dwie suczki. W tym roku ukradli mi moje ukochane konie i kilka kóz i owiec oraz ulubionego, wiernego psa.

Podczas włamania do mojego domu Fundacja Molosy Adopcje ukradła mi pieniądze i dokumenty moich zwierząt.
Jestem bez grosza, bez środków do życia.

Skorumpowany prokurator wnioskował o pozbawienie mnie kur, abym nawet swojego jajka nie miała.

Ta klika zniszczyła moje hodowle. Ta klika zniszczyła moje życie :(((

Jest dopiero wczesna wiosna. Zanim urosną mi moje warzywa, jestem zmuszona wybierać odpadki ze śmieci aby przeżyć :(((

Indianka





Ustawił szubienicę przed komendą policji w Łodzi i powiesił na niej kukłę Żyda


Brawo za asertywność i odwagę!

Indianka

Ustawił szubienicę przed komendą policji w Łodzi i powiesił na niej kukłę Żyda

Ustawił szubienicę przed komendą policji w Łodzi i powiesił na niej kukłę Żyda
Łódzcy policjanci byli świadkami kontrowersyjnej manifestacji przed budynkiem komendy wojewódzkiej policji przy Lutomierskiej w Łodzi. Aktywista z Tomaszowa Mazowieckiego, Sławomir Dul, ustawił szubienicę z zawieszonym na niej manekinem Jakuba Bermana. Konstrukcję ustawiono około godziny 14 we wtorek, 30 kwietnia. Obok szubienicy ustawiono transparent i flagę Polski.

Szubienica przed komendą policji w Łodzi

Sławomir Dul znany jest z kontrowersyjnych działań. Związany jest z ruchem Konfederacja Rodziców. We wtorek na placu przed budynkiem wojewódzkiej policji w Łodzi ustawił szubienicę i powiesił na niej figurę Jakuba Bermana, polityka komunistycznego o żydowskim pochodzeniu. Ogłosił go zdrajcą narodowym.
Jak wygłosił Dul podczas tej jednoosobowej manifestacji, jego działanie ma związek z informacją Witolda Waszczykowskiego o sprowadzeniu do Polski amerykańskich żołnierzy.
Aktywista zorganizował manifestację przed policją w Łodzi, ponieważ łódzki policjant z ogniwa ds. zwalczania cyberprzestępczości miał zaopiniować negatywnie jego wniosek o zorganizowanie takiej manifestacji przed ambasadą Izraela w Warszawie.
Łódzka policja wylegitymowała mężczyznę. Akcję zorganizował powołując się na zapisy ustawy o zgromadzeniach, wskazując, że jego manifestacja ma charakter spontaniczny.
Całość manifestacji została zarejestrowana kamerą. Materiał zostanie poddany analizie, dopiero wtedy będziemy wiedzieli, czy doszło do naruszenia jakichkolwiek przepisów.asp. szab. RADOSŁAW GWIS z KWP w Łodzi
W trakcie manifestacji do mężczyzny podchodziły osoby niezadowolone z jego wystąpienia. Jedna z nich wskazywała, że działanie to może być interpretowane jako nawoływanie do nienawiści na tle narodowościowym.
Nie ważne czy ktoś jest Żydem, czy Polakiem. Ważne są jego działania. Dlatego w żadnym wypadku na kukle nie powinien znaleźć się napis mówiący o narodowości tej osoby.mówił PAWEŁ JAGIEŁŁO
Sławomir Dul od lat organizuje protesty i podobne manifestacje. Pół roku temu kontrowersyjną manifestację z powieszeniem kukły Żyda zorganizował w Warszawie. Wcześniej znany był z tego, że nagrywał filmy na komendach policji oraz w sądach, a następnie publikował je w serwisie YouTube.
W czerwcu 2017 roku sam zgłosił się do Aresztu Śledczego w Piotrkowie Trybunalskim, by odbyć karę 5 miesięcy pozbawienia wolności za znieważenie funkcjonariusza i naruszenie jego nietykalności. Swoją działalność określa jako walkę z bezprawiem.

Robert Winnicki o Sakiewiczu, protestach ws. 447, ataku na konfederację ...





Polscy patrioci głosują na Konfederację! ❤

To się nazywa sprawiedliwość

Szybki sąd i egzekucja na niemieckich potworach, którzy zamordowali i zamęczyli tyle tysięcy bezbronnych ludzi to właściwa reakcja.

Indianka




29 kwietnia 1945 roku wojska amerykańskie wyzwoliły obóz koncentracyjny w Dachau, dokonując przy tym masakry 560 wziętych do niewoli żołnierzy Waffen-SS oraz personelu obozowego

O godzinie 6:00 rano komendant SS-Obersturmführer Heinrich Skodzensky wydał rozkaz o poddaniu obozu. Skodzensky był komendantem od 28 kwietnia 1945 roku a więc tylko jeden dzień. Mianował się nim po tym jak właściwy komendant Martin Weiss uciekł wraz ze swoimi ludźmi. Pod rozkazami nowego komendanta obozu znalazło się 560 osób. 

O 10:55 Skodzensky wyszedł naprzeciw amerykańskim żołnierzom i oficjalnie poddał obóz , został jednak zastrzelony w niejasnych okolicznościach. 3. batalion ze 157. pułku piechoty 45. dywizji piechoty amerykańskiej 7. Armii pod dowództwem podpułkownika Felixa L. Sparksa zanim przybył do obozu wcześniej natknął się na pociąg ewakuacyjny z około pięcioma tysiącami więźniów w wagonach z których większość była martwa, a około 1/3 w stanie agonalnym. Po zajęciu obozu odkryli komorę gazową i dwa przyległe do niej pomieszczenia wypełnione po sufit ciałami zagazowanych więźniów. Pół godziny po odkryciu przerażającego znaleziska wstrząśnięci żołnierze zamordowali 122 wziętych do niewoli esesmanów. Nie przeszkodzili też samosądom dokonywanym przez oswobodzonych więźniów z rąk, których zginęło 40 osób z personelu obozowego. 12 kolejnych żołnierzy niemieckich zginęło od kul ckm-u amerykańskiego żołnierza, który myślał, że próbują ucieczki. Masakrę przerwał podpułkownik Sparks do obozu przybył również generał Linden po czym na kilka godzin zapanował porządek w obozie. Po jakimś czasie między Lindenem a Sparkiem doszło jednak do gwałtownej wymiany zdań, w wyniku której generał o 12.45 opuścił obóz, a dwie godziny później rozpoczęła się egzekucja pozostałych Niemców, podczas której porucznik Jack Bushyhead osobiście rozstrzelał z ckm-u 346 niemieckich jeńców. O 18:00 przybyły kolejne oddziały amerykańskie ostatecznie przywracając porządek w KL Dachau. 



https://historykon.pl/kalendarium-historyczne/29-kwietnia-1945-roku-wojska-amerykanskie-wyzwolily-oboz-koncentracyjny-w-dachau-dokonujac-przy-tym-masakry-560-wzietych-do-niewoli-zolnierzy-waffen-ss-oraz-personelu-obozowego?fbclid=IwAR2Whbf-9wQ7GNSKLcjTH4mcbzjS4Mh3pWOQicqo4j3HDduVUcj3ltfcIQ8