poniedziałek, 16 listopada 2015

Wędzarnia

Haczyki

Najważniejsze w urządzeniu wędzarni są dym, ruszta i haki.
Indianka jest szczęśliwą posiadaczką starej wędzarni, którą należy wysprzątać i doposażyć w haki.
Zatem do dzieła zanim wędzarnia napełni się dymem :)

Na foto cęgi do drutu i drut.
Indianka ręcznie wykonała niezbędne haczyki. Na początek wystarczy. Dla indyków powinno być ich wystarczająco, tym bardziej, że nie wszystkie kawałki będzie wędzić.

Indianka

Front robót

Indor do oskubania

Indianka zawsze z wyprzedzeniem planuje sobie zakres prac i obowiązków do zrealizowania danego dnia. Potem w trakcie wykonywania zakres prac modyfikuje - zależnie od potrzeby.

Na dziś przede wszystkim zaplanowane skubanie ptaka, patroszenie i konserwacja. Zejdzie przy tym sporo czasu.

Trzeba też wysprzątać i urządzić wędzarnię.

Wcześniej zaś wydoić kozy i nakarmić oraz napoić zwierzęta.
Przynieść wody ze źródła do domu. Wlać do kotłów. Przygotować naczynia i sprzęt do skubania i patroszenia.
Napalić w piecu. Nagrzać gorącej wody do sparzenia piór.
Te wszystkie czynności zajmują czas i zużywają siły.
Do samego źródła jest ze 100 metrów. Trzeba tam kilka razy zajść z wiadrami, napełnić je, przynieść ciężary na górę do domu.
Ziemia mokra, błotnista - nie ułatwia zadania. Utrudnia poruszanie się.

Musi zdążyć ze skubaniem i patroszeniem przed zmrokiem, gdyż skończyły się świece.

Trzeba też przyrządzić i upiec pierwszego indyka i upiec chleb i bułki.

Drobiu dzisiaj nie wypuści, gdyż lis może zaatakować i w dzień, a ona nie będzie miała czasu go pilnować.

A tu Indianka znalazła kilka wskazówek jak konserwować mięso:

http://mojjadalnyogrod.blogspot.com

Wędliny dojrzewające
Jako, że Pan Mąż zwleka z przebudową wędzarni, wzięłam się za wędliny dojrzewające.
Ich wyrób, początkowo przerażający, okazuje się bardzo prosty, wymaga tylko czasu, cierpliwości i trochę miejsca. Trzeba uważać na pleśń, biała jest ok, przecieramy lub szorujemy z niej mięso, wycinamy kawałki mięsa tylko wtedy gdy jest jej za dużo, gorsza natomiast jest zielona czy żółta, oprócz głębokiego wycięcia miejsce należy przemyć spirytusem czy kwasem.

Mięso zasalamy, przyprawiamy, trzymamy tydzień w lodówce, przewracając je i odlewając płyn. Po tym czasie mięso umieszczamy w damskiej pończosze (tak, tak) sznurując ciasno i wieszamy w suchym, chłodnym, przewiewnym miejscu. U mnie to strych o tej porze roku. Po tym czasie mięso trzymamy w warunkach chłodniczych, kilka miesięcy, ciągle monitorując jego stan. 
Zajmuje to kupę czasu, ale mówię Wam, warto!

Wędlina dojrzewająca z wędzoną papryką

Dziś ładny kawałek mięsa, z nie za dużą ilością tłuszczu poszedł do obróbki. Osuszony, natarty grubo solą (kupuję tylko tą niejodowaną, kłodawską), zasypany jakby panierką z grubo zmielonej wędzonej papryki. Trafił do lodówki, będzie raz dziennie obracany, odlewane będą soki, które z niego wypłyną. Po tygodniu w pończochę i na strych. Proste, pyszne, bez zbędnych zabiegów. Trzeba tylko zaglądać, czy nie pojawia się pleśń, ale przy odpowiednim zasoleniu to nie problem.

Indianka

niedziela, 15 listopada 2015

A miało być odpoczywane!

Na tej żerdzi indor niefrasobliwie spał, gdy został zaatakowany.


















Poległy indyk w szuwarach


Klaczuś zainteresowana znaleziskiem


Zagryziony indyk z odgryzionym łbem i szyją


Popiół z pieca
Indianka myślała, że chociaż w niedzielę sobie odpocznie.
Nic z tego! Lis zadbał o to, by znów miała ręce pełne roboty!
Zwabiony wonią krwi wcześniej zabitego ptaka, podkradł się w nocy do największego, najdorodniejszego indora i ściągnął go za ogon z niewysokiego ogrodzenia.

 Indor tam został lekkomyślnie na noc zamiast grzecznie wejść do kurnika tak jak inne indyki i kury. Zdarzało mu się to wcześniej głównie latem, ale Indianka zawsze go zaganiała wieczorem do kurnika.

Wczoraj była zbyt zmęczona i zajęta sprawianiem innego indyka, nadto koty i psy czatowały u drzwi by rzucić się do kuchni, więc wyjątkowo nie sprawdziła gdzie postanowił nocować tej nocy. Szkoda! Ale już na prawdę była skonana po całym dniu pracy. Miała nadzieję, że może schronił się do koziarni, lub że siedzi na tyle wysoko, by nic go nie sięgnęło.
Niestety, tym razem mu się nie udało. Poległ w nierównej walce z lisiurą.

Indor walczył - są ślady pogubionych w różnych miejscach piór. Lisiura zaciągnął indora aż na mokradła. Odgryzł mu łeb i zjadł szyję. Ciężki korpus porzucił.

Widać się najadł i nie miał sił ciągnąć dalej ciężara. Indyk był spory. Pewnie lis dzisiaj wróci. Indianka o zmierzchu zamknęła przezornie drób w kurniku. Już nie ma sił sprawdzać, czy jakieś kury nie zostały na podwórku na noc. Psy są spuszczone i krążą. Powinny odstraszyć lisiurę gdy się pojawi. Wczoraj niestety siedziały na ganku i się obżerały gdy indor został znienacka zaatakowany. Normalnie by lisowi nie darowały. Pech!

Mięso da się uratować. Jednak Indianka nie ma sprawnej lodówki ni zamrażarki, by je przechować. Musi je zakonserwować inaczej. Zamarynować, zawekować lub uwędzić.

Czeka ją mnóstwo roboty. Ptaka powiesiła w chłodnym miejscu i zabezpieczyła przed kotami i psami. Nie mogła się nim od razu zająć, gdyż najpierw udój kóz i obrządek swych bydlątek musiała zrobić. Potem zapchany komin i dymiący piec wymagały jej uwagi. Poświęciła sporo czasu, by komin udrożnić i piec wyczyścić. Wyniosła 2,5 wiadra sadzy i smoły z komina i 3 wiadra popiołu z pieca. Napaliła. Działa! Ugotowała fasoladę na mięsie z wczoraj ubitego indyka. Pycha i pożywne. Zagrzała kompot. Wypiła i położyła się zmęczona zrzuciwszy z siebie czarne od sadzy ciuchy. Jutro sobie urządzi wędzarnię i przygotuje mięso do wędzenia. Trzeba też chleb upiec.

sobota, 14 listopada 2015

Smak prawdziwego mięsa - bezcenny!

To uczucie, gdy zanurzasz twe zęby w PRAWDZIWYM MIĘSIE...
Smak prawdziwego mięsa... Mmmmm... Mmmmmmm...
Bezcenne :-) :-) :-) Cudo! Jaka rozkosz podniebienia! :-)

Indianka przyrządziła sobie gulasz z piersi naturalnie karmionego, na otwartych przestrzeniach jej zielonych łąk wybieganego indyka...
Fantastyczna sprawa! Cudowny smak wartościowego, czystego mięsa... Coś pięknego! Od dziś Indianka je tylko swoje mięso. I basta!

Wypatroszone i podzielone! :-)

Ufff... Cały dzień zszedł gospodarnej Indiance na obróbce tego pięknego, szlachetnego ptaka :-)
Już późno. Indianka delikatną, chudziutką pierś sobie zostawi do uduszenia na obiadokolację, a resztę mięsa wyniesie w zimne miejsce do ostudzenia. Jutro upiecze uda i ugotuje rosół. Nareszcie prawdziwe mięso! :-) W najbliższym tygodniu będzie zajadać pasjami indyczynę. Ma nadzieję, że jeszcze dziś, uda jej się popieścić podniebienie cudownym smakiem indyczyny osobiście odchowanej na jej zielonym Rancho znajdującym się w rejonie Zielonych Płuc Polski - czyli w najczystszym klimatycznie i ekologicznie zakątku kraju :-)

Ooooskubane :-)

Ufff... Jakież to pracochłonne i mozolne zadanie... Przez pierwsze dwa etapy sprawiania kury indyjskiej czyli indyka, Indianka przebrnęła dość gładko. Szybko i sprawnie ubiła ptaka, tak by nie cierpiał niepotrzebnie, a potem dłuuugo go skubała z piór z czego większość czasu przy świecach. Następnie zrobiła sobie przerwę na kanapki i gorącą herbatę - bułki z konfiturami własnego wyrobu.

Chwilę odsapnie, nabierze sił i do dzieła! Przed nią trzeci etap czyli patroszenie i dzielenie ptaka. Potem jak da radę to go od razu zamarynuje i upiecze. Jutro będzie królewska uczta :-)

Pieczyste z własnego indyka :-) Booosko! Niammm! :-) :-) :-)

Na pohybel niemieckim Kauflandom! :-) :-) :-)
Na pohybel trującym ścinkom skurwysynkom! :-) :-) :-)

Ucz się internetowy ludu jak radzić sobie samodzielnie! :-)
Na wsi trzeba dzielnym i twardym być - wtedy jest co żryć! :-)

Deeeszcze nieeespokooojneee...

... Aczkolwiek ciepłe - sprzyjają porostowi trawy. Chłopi mazurscy korzystając z odrostu trawy wypasają swoje stada bydła nadrabiając letnie straty paszy. Każdy ma paszy na styk i boi się, że zimą zabraknie, gdyż już latem wielu musiało skarmiać zimowymi zapasami swoje bydło. Póki się da trzeba paść!

Tymczasem Indianka zabrała się za indyka. Z ciężkim sercem, bo zwierzę znajome i ulubione. Jednak pusty żołądek i kieszeń wspomogło tę trudną decyzję. Przykro ubijać swoje własne zwierzątko. Trzeba to robić szybko, sprawnie i nie myśląc za wiele - najlepiej machinalnie. Najwięcej roboty będzie przy skubaniu.

Ale za to ile cennego, smakowitego mięsa! Mięso pierwszej klasy.
Ekologiczne, od wolno i długo oraz bezstresowo tuczonego indyka na bazie zieleni swych łąk i niewielkiego dodatku zbóż. Bez hormonów wzrostu sztucznie i nie bez szkodliwych skutków ubocznych dla konsumenta przyśpieszających wzrost żywca. Bez rakotwórczych antybiotyków. Bez toksycznych tanich pasz GMO.

Zdrowiej jeść swoje mięso z osobiście odchowanego drobiu, niż kupować tuszki przemysłowe z wielkich ferm, naszpikowane Bóg wie czym.
Jesteś tym co jesz :-) Zatem w tym tygodniu Indianka będzie indyczką :-) :-) :-) Ciurrli ciurrlii... :-) :-) :-)

Zaś indykowi było powiedziane, że jego indycza dusza ma tu wrócić na wiosnę w ciele nowego pisklaka. Ciało zewnętrzne to tylko powłoka.
Wymienna powłoka. Liczy się dusza. Dusza jest zaś nieśmiertelna.

https://www.youtube.com/watch?v=bJ6Y1LQ7xyI&feature=youtube_gdata_player



Wybrane :-)

Na długie, mroczne wieczory najlepsza literatura czytana na głos przez lektorów :-) Indianka wie o tym nie od dzisiaj! Jednakże nie wszystko można znaleźć w formie audiobooków. Ale nic to. To co znajdzie - to sobie w ramach rozwoju osobistego i ku pokrzepieniu serca posłucha wieczorkiem.

A to co w formie wyłącznie papierowej jest - to sobie za dnia poczyta po kilkanaście choćby stron dziennie. Oko sobie zakoduje co ciekawsze frazy i słówka. Mózg sobie odświeży i zapamięta cenne historyczne i językowe wiadomości.

Takim to sposobem Indii oderwie się od trosk i jednocześnie rozwinie intelektualnie. Indii ma piękny, idealistyczny i niezwykle bogaty, nieprzeciętny umysł, zatem warto go szlifować. Koniecznie. Takie cenne diamenty trzeba szlifować. Mus!

Wybrała powieść adekwatną do pory roku i położenia - podobnego do sytuacji Indianki:
Władysław Stanisław Reymont, Chłopi, Chłopi, Część pierwsza - Jesień
Z zaciekawieniem słucha jak to sobie dawniej chłopi radzili na wsi:
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/chlopi-czesc-pierwsza-jesien/audiobook/


Literatura - audiobooki

Od czego by tu zacząć?

https://wolnelektury.pl/katalog/audiobooki/

piątek, 13 listopada 2015

Pracowity dzionek


A miało być odpoczywane :)
Ale za to na spokojnie - bez pośpiechu: Indianka zrobiła obrządek swoich zwierzątek. Wydoiła, nakarmiła, napoiła.
Wyciągnęła dwie kozy z między bel gdzie ugrzęzły.
Pościeliła świeżą słomą owcom i koniom na bogato. Napaliła w piecu. I już noc. Nic nie poczytała tak jak sobie planowała, ale za to przytuliła stęsknione kociaki, psiaki i klacze. Niektóre owce i kozy też załapały się na pieszczoty.
Wieczorową porą kocięta i szczenięta obległy jej łóżko. Szczególnie koty pchały się jej na głowę owijając się wokół jej szyi niczym gęste, puszyste szale... :) Jak przyjemnie... :)
Razem przytulniej i cieplej :)

Indianka

Nareszcie koniec tygodnia :)


Co prawda Indianka sama sobie reguluje i wyznacza pracę i wypoczynek, a raczej stale pomija czas na wypoczynek - to jednak jej przemęczony organizm zaplanował kilka dni wyciszenia i wypoczynku. Pora spokojnie zadbać o siebie.
Zarówno cieleśnie jak i umysłowo.
Oczywiście najpierw i tak trzeba zrobić obrządek.
Błoto na podwórku gigantyczne. Będzie ciężko się przemieszczać z sianem i słomą. Byle nie wiało :)

Wczoraj musiała pojechać do Olecka. Załatwić kilka nudnych spraw. Wolałaby zajmować się w tym czasie tym czym lubi czyli swoimi zwierzętami i rozwijaniem swego rancza, no ale żyje na obrzeżu cywilizacji z wykształconymi różnymi strukturami i instytucjami, które od czasu do czasu coś od niej chcą lub wymagają jej działań. Nudne to jest zaiste, ale nie ma rady. Musi działać aby nie zostać totalnie zaszczuta i zadeptana.

Indianka

środa, 11 listopada 2015

Trzy miseczki

Indianka udoiła dziś trzy miseczki mleka.
Jedną wypiły koty, drugą wychłeptały szczenięta, a trzecią przerobiła na budyń, płatki owsiane na mleku oraz kakao dla siebie.

Dojąc kozy, myślała o zapomnianej kulturze polskiej.
Jak mało Polacy dziś wiedzą o swoim kraju, tradycji, historii, literaturze i języku. Aż dziwno. Niby kraj wolny, a taki wyzzuty ze wszystkiego, co wartościowe i polskie. Taki... WYNARODOWIONY.

Przez pamięć i szacunek do rodaków, którzy oddali życie za niepodległy kraj - postanowiła zgłębiać historię i literaturę polską oraz pielęgnować swój język ojczysty, czerpiąc z najlepszych wzorców narodowych.

Czytając swoje proste posty, odczuwa niedosyt. Niosą one co prawda wyraziste informacje i opisy, adekwatne do poziomu pojmowania jej czytelników, lecz chciałaby je ulepszyć, uszlachetnić, wysubtelnić i nadać im styl bardziej artystyczny - zgodny z jej nieprzeciętną, szlachetną duszą.

W ręce wpadły jej cenne podręczniki do historii Polski i języka polskiego. Nadto półki uginają się od literatury wszelakiej, do której warto by zajrzeć. Co prawda pora roku nie sprzyja wieczornemu czytaniu (ciemno wieczorem, a świece to niedostateczne do czytania oświetlenie), ale choć za dnia poczyta sobie po kilka stron dziennie, dzieląc czas pomiędzy obowiązki gospodarskie a rozwój osobisty.

Indianka

"dziwno" - forma zasłyszana u ś.p. Babci - tu użyta celowo, przez szacunek do Babci i jej języka mówionego

"wyzzuty" - jakoś mi lepiej brzmi niźli "wyzuty" więc oficjalnie mianuję tę właśnie formę jako użytkową i prawidłową - na mocy mojej nieposkromionej innowacyjności i kreatywności :-) Ole! :-) :-) :-) 

Zbędny pastuch akumulatorowy?

Może ktoś z miłych państwa posiada na zbyciu zbędny, sprawny elektryzator akumulatorowy? 
Pilnie potrzebny na Rancho!

Parę dni temu Indianka zrobiła obchód zachodniego krańca swoich pastwisk. Zmurszałe słupy ogrodzeniowe powalone.
Na betonowe słupki niestety nie stać ją. Zanim natnie i okoruje, zaimpregnuje oraz wkopie nowe słupy - minie sporo czasu.
Póki co ustawiła przenośne ogrodzenie. Potrzebny do niego elektryzator akumulatorowy, gdyż Indianka nie ma w domu prądu do zasilania elektryzatora sieciowego.

Indianka

Wreszcie w domku!

Przemoczona od stóp do głów! Ociekająca wodą! Strudzona wielokilometrową jazdą do Olecka i z powrotem... Wreszcie w ukochanym domku... Ufff...

Gdy wracała nocną porą rowerem w strugach zacinającego pod wszystkimi kątami deszczu - tylko odliczała mijane wsie. Nie myślała ile przed nią kilometrów jest, lecz ile już dziarsko przemierzyła. Chyba nikomu w tym kraju nie chciałoby się w taką pogodę po nocy wracać długie kilometry do domu... Na pewno nikomu :-)

Ona jedna zaś tak często podróżuje. Jazda rowerem do Olecka i z powrotem jest to bez wątpienia duży wysiłek i zadanie czasochłonne oraz energochłonne - pożerające wiele ludzkich sił, zwłaszcza gdy rowerzystka wraca obładowana tabołami, a wiatr wieje jej w twarz.

Tylko jedna stopa jakimś cudem pozostała jedyną suchą częścią jej ciała. Cała reszta przemokła dogłębnie. W jednym kaloszu nawet chlupał litr deszczówki!

Rower to pojazd wymagający wiele wysiłku od użytkownika, ale za to tani w użytkowaniu jest. Przede wszystkim nie zużywa kosztownego paliwa. Mimo braku pieniędzy można nim całkiem daleko zajechać i pozałatwiać wiele spraw, a nawet przywieźć spore zakupy w razie potrzeby. Latem nazbierać ziół i owoców rosnących przy słabo uczęszczanych drogach.

Rower więc daje niezależność od sporadycznego transportu publicznego - można nim udać się do miasta kiedy się chce i to za darmo. Można także wrócić kiedy się chce. Po mieście śmiga się szybciej rowerem niż samochodem, a zwłaszcza szybciej niż autobusem.

Rower to fantastyczna rzecz latem czy w suchą, bezwietrzną pogodę.

Ale jazda w strugach deszczu, nocą, po wertepach, w porywach wiatru - wymaga olbrzymiego samozaparcia, którego brak w większości wygodnickiemu, współczesnemu społeczeństwu.
Rower to pojazd dla twardych, niezłomnych tygrysów - takich jak dzielna Indii :-)





środa, 4 listopada 2015

Środowy coconing

Indiankę boli kręgosłup i ręce po wczorajszej jeździe.
Zmęczona jest. Musi odpocząć. Potem zajmie się obrządkiem i swoimi pracami domowymi. Dziś na spokojnie. Nie ma co się nadwyrężać. Trzeba dopilnować parę reklamacji i uporządkować papiery.

Indianka

Załatwianie spraw na rowerze


Indianka wczoraj po południu pojechała do Olecka by załatwić kilka terminowych spraw.
Załatwiła wszystko co miała. Wróciła zmęczona późnym wieczorem. Ciężko się wracało, bo ciemno i gęsta mgła.
Latarki nie oświetlały dostatecznie drogi. Połowę drogi szła prowadząc rower. Ręce i kręgosłup dziś bolą. Powrót zajął 3,5 h.

Indianka

poniedziałek, 2 listopada 2015

Mmmdddliiii...


O jakżesz Indiankę mdli po tych apetycznie wyglądających, smacznych lecz niestety toksycznych ścinkach.
Więcej nie kupi tego syfu. Nawet koty bez entuzjazmu jadły plasterki. Normalnie na zdrową, świeżą ekologiczną mysz przyniesioną im przez matkę (kocią matkę :)) rzucają się z pożądliwym warkiem. Tymczasem ścinki konsumowały ostrożnie i z wolna.

Co gorsza po kurczaku z marketu też Indiance robi się niedobrze.

Trzeba będzie zabrać się za swoją zwierzynę. Zacznie od kury lub indyka. Coś zdrowego trzeba jeść. Nie ma sensu truć się supermarketowym ścinkiem skurwysynkiem czy wykarmionym paszą GMO kurczakiem z dodatkiem roundupu i genami szczura ;)

Indianka

Dżdżysty poniedziałek

stos drewna w drewutni rośnie
taczka z obornikiem
niwelowanie nierówności terenu
Tu wiosną posieje żarłoczne słoneczniki i dynie.
Na słonecznym wzgórzu bogatym w świeżą próchnicę będą cudnie owocować :-) 


Dzionek dzisiejszy mokry, dżdżysty, smętny i nostalgiczny.
Indianka swe prace skupiła na doczyszczaniu drewutni i układaniu stosu drewna. Oczywiście dzień zaczęła od dojenia kóz, karmienia kotów i psów. Młodzież kocia przeobraziła się w piękne, dorodne, zdrowe sztuki. Odkarmione mlekiem kotki i kóz, jajami kurzymi, porcjami rosołowymi i świeżo upolowanymi myszami - wyrosły pięknie. 

Z drewutni usunęła kolejną partię obornika.
Wrzuciła i starannie ułożyła przy ścianie kolejną partię polan.
Polana te docieplą przylegającą do domu drewutnię, co przełoży się na podniesienie temperatury w domu.

Wywożony obornik użyła do zniwelowania nierówności terenu przy domu, gdzie ma wiosną powstać warzywnik, herbarium i kwietny ogródek.

Wkręciła trzy nowe oczka do uwiązów dla kóz do dojenia.
Podczas deszczu, wiatru i śniegu będzie tutaj sobie doić kozy - w miejscu osłoniętym od niesprzyjających warunków atmosfetycznych. Oczka przydadzą się też do wieszania kaganka i latarki w razie potrzeby.

W drewutni już niewiele obornika zostało. Jednak Indiankę boli już kręgosłup od pracy więc dała mu odpocząć. Jest też ogólnie zmęczona i znużona. Zjadła późny lunch i położyła się.

Na piecu gotuje się obiad i grzeje woda do mycia i zmywania.
Potem pozmywa naczynia, a wieczorem zje obiadokolację.

Indianka

niedziela, 1 listopada 2015

Pracowita niedziela

Drewutnia

Sterta drewna

Budowa chodnika
Nowy chodnik 
Przerabianie obramowań grządek na chodnik
Zbutwiały słupek...
Żerdzie
Dzień ten minął na porządkowaniu podwórka. Zdewastowane przez zwierzynę obramowania przyszłych grządek trzeba było przerobić w funkcjonalny o tej porze roku chodniczek.

Indianka wybrała obornik z pomieszczenia gdzie zimą rodziły się jagnięta pod jej czujnym okiem. Wrzuciła część klocków ze sterty drewna przed domem. Poukładała pod ścianką. Tutaj teraz będzie drewutnia z podręcznym zapasem rozpałki.

Drewnochron okazał się zwykłą farbą do drewna, która nie zabezpieczyła drewna przed psuciem się. Wszystkie nowe słupki do wymiany. Klacze położyły już kilka z nich.
Żerdzie poprzeczne jeszcze są w dobrym stanie, więc się je wykorzysta.

Drób jej ciekawie towarzyszył podczas prac porządkowych.
Także kociaki i psiaki, a nawet owce.

Potem napaliła w piecu gałęźmi i ugotowała obiad oraz nagrzała wody do mycia.

Zamknęła drób. Jeszcze naczynia pozmywa i wykąpie się.

Indianka

W malinowym chruśniaku

Malinowy chrust
Liście malin
Sonia vel Saba i Czarunia vel Perła
Indianka była dziś w malinowym chruśniaku celem pozyskania surowca na eko herbatkę :)

Dziś zaparzy zielone malinowe liście, a potem już będzie przerabiać chrust :)
Ciekawe, jak smakuje herbata z chrustu malinowego?
Szczeniaki, kozy i kociaki towarzyszyły Indiance w wyprawie po zdrową, polską herbatę :)

Wolność polega na tym, że wolny człowiek robi to co chce i kiedy chce.
Dziś było Święto Zmarłych, ale Indianka jest setki kilometrów od swoich bliskich zmarłych więc dzień ten spędziła pożytecznie na swej farmie.
Ś.P. Babcię ma zawsze w sercu i pamięci niezależnie od pory roku i dnia.

Indianka