piątek, 6 marca 2009

Dzień szybko zleciał

Dzień szybko zleciał. Rano zostałam dłużej w łóżku by zregenerować siły po wczorajszej wyprawie na rozprawę. Potem śniadanko – jajecznica na podsmażanych liściach kapusty. Następne dorwałam wielkie emaliowane gary i zabrałam się za ich szorowanie, dezynfekowanie i wyparzanie. Tak samo ostro postąpiłam z wiadrem do udoju mleka. Następnie wyszłam z chaty i udałam się na obrządek. Napoiłam i nakarmiłam zwierzynę. Odsadziłam byczki od krów – jutro zacznę doić krowy. Będzie corrida. Muszę poszukać poskrom. Wydoiłam kozy. Mleko zaniosłam do domu i przecedziłam przez bardzo gęste sito. Część mleka użyłam do nastawienia chleba do wypieku. Przeszłam się do młodego sadku sprawdzić jak drzewka przeżyły zimę. Wyglądają na wymarznięte, ale jeszcze wcześnie jest – jest szansa, że odbiją. Poza tym nie wiem jak powinny wyglądać drzewka o tej porze roku. Nie mam doświadczenia. Tylko zgaduję, że wymarzły, bo nie widzę by pąki rosły. Wróciłam do domu i ugotowałam budyń. Teraz mam robić obiad, ale nie chce mi się. Muszę odpocząć troszku. Senna jestem. Dzisiaj strasznie wcześnie się obudziłam i jestem na czuwaniu wiele godzin, stąd to zmęczenie...

Serek dla kolegi

Kolega kupił ode mnie serek na spróbowanie. Serek mu smakuje - jadł dzisiaj na śniadanie i zachwalał :))). Ubawiła mnie rozmowa z nim... :))) Zwłaszcza jego zatroskanie, co ja z takim majątkiem jak 20zł zrobię :))))))

Indianka: Dostałeś ser?
pianista: Super ser. Dzięki. Właśnie jem kanapkę z nim.
Indianka: Smakuje? :)
pianista: Nio. Idę zrobić sobie drugą.
Indianka: haha :))
pianista: smakuje :)
Indianka: No to superrr...
pianista: Bardzo dobry.
Indianka: Można go zjeść tak jak jest, albo posypać ziołami, przyprawami, drobnosiekanymi warzywami lub po prostu cukrem :)
pianista: Dooobre masz kozy i to im muszę podziękować Ty je tylko doisz :)
Indianka: No to nie przeszkadzaj sobie w śniadanku ;))))))
Indianka: A kiedy dostałeś ser? Wczoraj?
pianista: wcoraj :) Napiszę Ci pozytywa :)
Indianka: To szybko dostałeś... :)
pianista: Doobry serek dobry. Powiedz mi jak zainwestujesz te 20 złotych?
Indianka: hahahaha :)))) hahahahaha :)))))))))
pianista: Nie, no, powiedz, powiedz.
Indianka: To widzę, że czujesz się poważnym inwestorem w mój raczkujący biznes serowy :D
pianista: na traktor za malo ale... grosz do grosza...
Indianka: Dołożę do rachunku i zapłacę rachunek :)
pianista: ooo
Indianka: Prozaiczne lecz prawdziwe :)
pianista: To dobrze czyli nie przepijesz - to mi się podoba :)
Indianka: haahhaha :)))))))))) Jaki Ty niemożliwy sknerusss... Kupił pół kilo sera i pyta mnie co ja z tymi pieniędzmy zrobię :D

Moja rodzina ze Szczecina...

... na bieżąco śledzi moje poczynania na Mazurach dzięki internetowi i temu blogowi :)))
Tato właśnie zadzwonił i udzielał mi rad jak mam postępować z obwiesiami tego typu co ci podejrzani handlarze bydła, którzy mnie ostatnio nawiedzili na rancho... ;)))

Fajny ten internet :)))). Przydatny :)

Miłego dnia, tato! :))) A sprawuj się ino dobrze, coby Mama nie musiała się skarżyć! ;)))

Rozprawa w sądzie

Wczoraj była rozprawa w sądzie o kradzież linki. Linkę zarąbał mi z podwórka wójt z Wiżajn przy okazji zakupu kóz w listopadzie 2008r., ale wójt na swoje miejsce wmanewrował swego syna i to jego syn był sądzony jako obwiniony. Wójt ma za dużo do stracenia - poza reputacją, także wysoką pensję wójtowską i stanowisko wójta.

czwartek, 5 marca 2009

English books

Mimo zmęczenia nie mogę spać... Jestem senna, ale chciałabym się w końcu wykąpać...
Z niecierpliwością czekam na zamówione pozycje m.in:
  • THE COLONISTS by JACK CAVANAUGH
  • ALBERTA BRIDES by LINDA FORD
  • TAKE MY BREATH AWAY by TINA DONAHUE
  • MY BOYFRIEND'S BACK -True stories of... love
Większość ludzi nie czyta książek. A ja właśnie będę czytać. Czytanie wzbogaca język, poszerza horyzonty, ukazuje alternatywne rzeczywistości i spojrzenia na świat.

środa, 4 marca 2009

Wizyta we wsi

Rano wybrałam się z serkiem na pocztę do wsi. Po drodze spotkałam jadącego autem listonosza i oddałam mu paczuszkę, a on mi dał list. Powiedział, że właśnie co widział Miecia u Grabowskiego.

Byłam już blisko wsi, gdy spotkałam listonosza, więc poszłam dalej do sklepu a potem wstąpiłam do Grabowskiego. Starzec zaprosił do środka rad z odwiedzin. W środku siedział całkiem zadbany Miecio i pitrasił obiad. Zasiadłam z nimi przy stole w maleńkiej, obskurnej kuchence. Starzec rozgadał się głośno. Opowiadał o różnych okolicznych ludziach, których ledwie znałam ze słyszenia lub nie znałam wcale. Opowiadał też o swoich rozmaitych perypetiach i ambitnych planach.

Obejrzałam resztę pomieszczeń w tym domku. Pokoje mieszkalne widać, że były jakiś czas temu odnawiane i są całkiem znośne do mieszkania, tyle że brudne i zaniedbane. Barłogi rozgrzebane, tylko u Miecia w pokoju pościel sprzątnięta porządnie była i pokoik jako tako ogarnięty, ale szyby w oknie i firanki brudne. Biały piec usmolony sadzą. Natomiast u "chłopaków" czyli Wojtka i Sławka było otwarte okienko. Podobno całe sprzątanie tego pokoju polega na wietrzeniu ;)
Wewnątrz na dwóch kanapach leżały rozmemłane barłogi. Z tyłu za nimi stały krzywo ustawione szafy. Ze środka sufitu sterczał żarówą w dół ogołocony z klosza żyrandol.

Ciekawostką był piec umieszczony pomiędzy dwoma pokoikami. Większa część wraz z drzwiczkami wystawała w pokoju Miecia - i tam Miecio rozpalił ogień.
Jedna ze ścian pieca była wpasowana w ścianę, tak, że kafle tej ściany grzały drugi pokoik.

Usiedliśmy na chwilę w pokoiku Miecia i chwilę pogadaliśmy. Dołączył do nas starzec z kuchni.
Dał mi wypatrzone przeze mnie sadzonki aloesu. A ja tak bardzo potrzebowałam aloesu w październiku dla klaczy, a on był tuż tuż... ;) Skwapliwie wzięłam te sadzoneczki. Mam nadzieję, że się przyjmą.

Potem wyszliśmy wszyscy na zewnątrz obejrzeć słomę, którą chciał mi opylić stary Grabowski.
Przy okazji oprowadził mnie po swoim siedlisku. Zajrzeliśmy w każdy zakamarek. Budynek gospodarczy ma imponujący - ustawiony w kształcie podkowy, duży, przestronny, jasny, stosunkowo nowy i przeraźliwie pusty.

A ile ma Pan ziemi? - zapytałam.
Blisko 20 hektarów - odpowiedział starzec.

Aż szkoda, żeby się taki potencjał marnował - pomyślałam, ale niestety - jego "synowie pijaki nie chcą robić" - jak mawia starzec. Wszystko marnieje, rozkradane przez okolicznych złodziei. Z żalem pokazał wybebeszony z co cenniejszych części ciągnik, który już nie pojedzie.

Po podwórku kręciły się kury, w wielkiej oborze stała samotna krówka z wyjątkowo małym wymieniem. Zdumiałam się widząc tak maluśkie wymię. Widać jakaś mięsna rasa niewydajna mlekowo. Biało szara mięsna jałówka. Wcześniej w sieni pokazali mi ile ta krówka daje mleka. Byłam zaskoczona zajrzawszy do kamionkowej beczułki - "tylko tyle mleka??? To wasza krowa tylko t y l e mleka daje??? To moja jedna koza taką ilość mleka daje ;)))))" - rzekłam ubawiona.

W oborze zajrzałam na poddasze do spichlerza na zboże. Dość dużo miejsca tam było.
Jeszcze więcej na parterze, gdzie cały rząd kojców dla świń był. Wszystko puste. Kurczę. Aż szkoda. Taki potencjał niewykorzystany - a w domu czterech chłopa siedzi. Normalnie szok.
Starzec to jeszcze rozumiem - schorowany. Miecio to przynajmniej coś robi - pomaga mu - pali w piecach, gotuje, karmi kury i krowę, chodzi po zakupy dla starca, cośkolwiek robi. Ale dwóch synów Grabowskiego - na gospodarce palcem żaden nie ruszy. Wolą iść pracować do lasu, a po robocie napić się zdrowo i nabałaganić w domu. Po prostu brak mi słów. Jak tak można żyć? Tak nie dbać ani o siebie, ani o majątek. Niektórzy nie potrafią uszanować tego, co dostali w takiej obfitości od losu.

Ja by zdobyć moje gospodarstwo, musiałam sprzedać moje mieszkanie w mieście, na które z kolei zapracowałam ciężką pracą ponad siły na statkach norweskich co i odchorowałam i moje gospodarstewko jest oczkiem w mojej głowie. Kocham moje miejsce ponad wszystko i dbam o nie jak potrafię i jak mi sił starcza. Nie mieści mi się w głowie, że ktoś może tak nie szanować swojego gospodarstwa i żyć tak podle, tak byle jak... Straszne... Jestem w szoku...

Wróciłam do domu z dość ciężką torbą zakupów głównie warzywnych. Kupiłam też ładny szklany dzbanek z wieczkiem hermetycznym. Dzbanek będzie doskonały do mojego twarożka. Serek będzie w nim widać w całej jego mlecznobiałej krasie ;)

Dokończyłam obrządek zwierzyny i pozamykałam zwierzaki w ich boxach. Weszłam do domu i przekąsiłam coś niecoś na szybko, bo zgłodniałam w międzyczasie. Wyprawa do wsi zmęczyła mnie. Położyłam się na chwilę do łóżka by odpocząć zanim zabiorę się za gotowanie obiadu. Zmęczenie jednak zamiast zmaleć urosło i zamieniło się w wielką senność i już nic mi się dzisiaj nie chce robić. Miałam w planie palenie w piecu, natarganie wiader wody i kąpiel, ale nie mam siły. Najchętniej osunęłabym się pod me dwie kołdry i wełniany koc i zasnęła snem sprawiedliwego nie zważając na nic.

wtorek, 3 marca 2009

The orange day

Dziś, a właściwie od wczoraj moją uwagę przykuwają wszelkie żywo pomarańczowe przedmioty.
I tak zafascynowana wpatrywałam się najpierw w pomarańczową teczkę na biurku i pomarańczowe donice na telewizorze, pomarańczowy wełniany koc na moim łożu, a w Olecku – nie mogłam oczu oderwać od pomarańczowej lampki na biurko i pomarańczowego kubka do mycia zębów. Ostatecznie kupiłam przydatne i ładne 3 butelko-dzbanki szklane z kolorowymi kapturami z tworzywa. Jeden z tych dzbanków oczywiście zwieńczony jest pięknym, pomarańczowym korkiem ;)

Rano byli handlarze bydła. Wili się jak piskorze, gdy zaczęłam im robić zdjęcia. Nawiali, gdy zażądałam okazania dowodu osobistego od tego, który zdecydował się kupić byczka. Na noc spuściłam psy i mam oko na podwórko i obory. Może zechcą wrócić po byczka ;) Na tę okazję mam porobioną całą serię ich zdjęć i ich ciężarówki na moim podwórku. Niech tylko mi coś zginie, to się ich znajdzie po rejestracji samochodu i namierzy po telefonach komórkowych.

W Olecku odebrałam duplikaty kolczyków dla byczków. Zaszłam do papierniczego i do Lewiatana.
W Lewiatanie moje bystre oko dojrzało domowe ciasta za ladą. Hmmm... Przyjechały tutaj aż spod Warszawy...
Ciekawe... Zapytałam dlaczego są sprowadzane aż spod Warszawy – to miejscowi nie potrafią piec ciast??
Zdumiało mnie to. Okazało się, że miejscowe ciasta pochodzą wyłącznie z piekarni – są to ciasta masowe i nie tak dopieszczone jak te domowe a takie domowe cieszą się większym zainteresowaniem. Z ciekawości kupiłam sobie dwa ciastka. Drogie jak cholera i zdeczka mdłe i oszukane. Sernik okazał się nie sernikiem, masa budyniowa okazała się masą jakąś masłowo-białkową. Pfe... Ale za to ładnie wyglądały. Zastanawiam się, czy mnie udałoby się upiec coś lepszego. Kupiłam sobie niedawno „Szkołę pieczenia” a trochę wcześniej fajny piekarnik. Jaja mam, mleko mam, śmietanę mam, masło zrobię, cukier i mąkę kupię – i będę ćwiczyć się w wypiekach. Murzynek i ciasta drożdżowe mi wychodzą, chleby różnie modyfikowane też, bułki się udały, budynie wychodzą. Czas rozwinąć się wypiekowo :)

Na poczcie wysłałam list i porozmawiałam z kierowniczką poczty na temat usprawnienia przesyłek. Jest szansa, że uda się to zrobić. Kierowniczka uśmiechnęła się szeroko, gdy zdradziłam jej, jakim fortelem zapewniłam sobie regularne co środowe wizyty listonosza :))) Mianowicie, zaprenumerowałam „Okazje”, które są doręczane przez listonoszy w każdą środę... :)))) Biedny Pan Marek – będzie musiał sobie kajak kupić by mi te prenumeraty dostarczać wiosną gdy zaczną się roztopy... ;))))). A ja zyskam regularny odbiór moich paczuszek... ;>

poniedziałek, 2 marca 2009

Słoneczny poniedziałek

Piękny dzień dzisiaj był. Udało mi się wczoraj wyłapać koźlęta i odseparować od matek, więc dziś więcej udoiłam mleka, bo od 3 kóz. Dają mało mleka coś, ale w sumie się trochę uzbiera na ten serek. Dzisiaj mi wyszedl wyśmienity serek. Odrobina została dla mnie. Upiekłam też świeżutki, pulchny chlebek - w sam raz pasuje mi do tego serka. Na obiad zupa tym razem.

Po południu zabrałam się za moje papierzyska i a nuż je segregować. Przeglądałam i porządkowałam papierki dopóki mnie to nie znużyło. W tle oczywiście toczyła się powieść Sienkiewicza - "Potop".
Trochę nieprzytomnie jej sluchałam zaabsorbowana papierzyskami, jednak to słuchowisko wielce mi uprzyjemniło porządki.

niedziela, 1 marca 2009

Lista prezentów miła sercu Indianki

Przeglądając sobie ostatnio oferty na Allegro, wpadłam na genialny pomysł ;)
Mianowicie, są tam fajne rzeczy na prezenty. Pomyślałam sobie, że stworzę listę prezentów, które bym chciała dostać :))) Jeśli ktoś z moich przyjaciół i znajomych będzie chciał mi zrobić prezent, znajdzie tu wskazówki co by mnie ucieszyło ;)))

Postanowiłam także, że podzielę prezenty na tanie i droższe. Przy czym „tanie” nie oznacza tu badziewne – można znaleźć fajne, niedrogie rzeczy – np. elegancki kubek z serii Country Kitchen – piękny i praktyczny prezent i w dodatku pasujący do mojej zastawy stołowej. Taki tani bo ledwo kilka zł kosztujący kubek bardziej by mnie ucieszył niż nietrafiony prezent za np. 40zł ;)

Z kosmetyków uwielbiam rzeczy pachnące egzotycznie np. bogactwem owoców cytrusowych, wanilią, miodem. Mleczko do kąpieli o zapachu waniliowym lub miodowym serii On Line - to moje ulubione ;)

Co fajne jest w zakupach na Allegro – to to, że osoba, która zechce mi zrobić prezent – nie musi go ze sobą targać z miasta – ale może mi go wysłać wprost od sprzedawcy na mój adres domowy. Fajna sprawa :)

Zatem oto ta lista (będę ją uzupełniać w miarę znajdowania rzeczy, które mi się podobają lub by mi się przydały):

KOLEKCJA JANE AUSTEN - ZESTAW 8 DVD (150zł)

Oto cała kolekcja (pojedyncze filmy w cenie ok. 25zł też można kupić)

Reżyseria: Roger Michell, Simon Langton, Giles Foster, David Giles, Rodney Bennett, Diarmuid Lawrence
Obsada: Kate Winslet, Hugh Grant, Emma Thompson, Tom Wilkinson, Gemma Jones, Alan Rickman, Ian Brimble, Elizabeth Spriggs, Greg Wise, Colin Firth, Kate Beckinsale
Gatunek: Dramat
Rok produkcji: 1981-1996
Czas: 860 min.

Opis:
Ekranizacja sześciu powieści Jane Austin w platynowej kolekcji seriali BBC.

Filmy opowiadające o podstawowym ludzkich uczuciach takich, jak miłość, przyjaźń, zazdrość, zawiść czy duma, a także ukazujące życie angielskiej klasy wyższej z początku XIX wieku. Nie brakuje w nich także perypetii młodych kobiet i ich zamążpójścia oraz związanych z nimi problemami społecznymi. Nakręcone na podstawie już historycznych powieści, ale pod otoczką kostiumów przekazane zostały prawdy uniwersalne. Wspaniała gra aktorska Colina Firtha w "Dumie i uprzedzeniu", która zrobiła z niego gwiazdę, a także popis aktorski Kate Beckinsale w "Emmie", który nie jednego chwyci za serce. Specjalny kolekcjonerski zestaw , zawierający 6 klasycznych romansów w doborowej obsadzie:

DUMA I UPRZEDZENIE - 2 DVD

Pan Bennet jest ojcem pięciu panien na wydaniu. Tylko dwie z nich: Jane i Elizabeth są dumą rodzica. Dobrze wykształcone i inteligentne, czego nie można powiedzieć ani o matce, ani o reszcie rodzeństwa. Z najstarszą panną - Jane wiązane są wielkie nadzieje na dobre zamążpójście i zabezpieczenie reszty rodziny przed finansowym upadkiem. Gdy tylko w okolicy pojawia się bogaty i przystojny pan Bingley matka robi wszystko, by tych dwoje ze sobą połączyć, popełniając przy tym wiele gaf. Wraz z panem Bingley'em przybywa pan Darcy, który już na samym początku zostaje odrzucony przez miejscową ludność za okazywaną dumę, wyższość i brak ogłady towarzyskiej. Jego uwagę zwraca Elizabeth, młodsza siostra Jane, którą poddaje swoim wnikliwym obserwacjom.

EMMA

Emma to piękna, bogata i mądra, ale impulsywna dama. Znana jest ze słabości do ingerowania w życie uczuciowe najbliższych. Niektóre próby swatania kończą się dla zainteresowanych katastrofą, a inni świetnie się przy tej okazji bawią. Przede wszystkim jednak Emma nie słucha głosu swojego serca i nie potrafi wybrać właściwego mężczyzny, a starają się o nią kochliwy pastor Elton, dziarski i nieodpowiedzialny poszukiwacz przygód Frank Churchill oraz prostolinijny i szczery sąsiad George Knightley. Przyjęcia, tańce, waśnie – to wszystko rozgrywa się w przepięknych plenerach angielskiej prowincji i tworzy niepowtarzalny nastrój filmu.

MANSFIELD PARK - 2 DVD

Ekranizacja powieści Jane Austen o takim samym tytule. Fanny Price to uboga dziewczyna wzięta na wychowanie przez bogate wujostwo. Mieszkając w Mansfield Park jest lekceważona przez swe dwie kuzynki: Marię i Julię oraz kuzyna Toma. Serdeczność okazuje jej jedynie młodszy syn Sir Thomasa, Edmund. Fanny doskonale zdaje sobie sprawę z niższości swej pozycji wobec nich, a pogłębia to dodatkowo ciotka Norris swymi uwagami. Jedyną szansą na ciekawe życie jest bogate wyjście za mąż, jednak to nie wchodzi w rachubę, gdyż dziewczyna już oddała swe serce Edmundowi. .

PERSWAZJE

Anne jest cichą, nieładną, niedocenioną córką baroneta. Za namową starszej przyjaciółki, przed ośmiu laty odrzuciła oświadczyny Fredericka Wentwortha i do dziś tego żałuje. Niespodziewanie spotyka go ponownie, ale on jest wobec niej pełen rezerwy, za to interesuje się młodziutką Louisą...

OPACTWO NORTHANGER

Adaptacja powieści Jane Austen o tym samym tytule. Młoda Catherine Moreland, niewinna i naiwna mieszkanka prowincji, wchodzi do zepsutego towarzystwa w Bath. Marzy o miłości rodem z gotyckich powieści. Gdy spotyka młodego Hery'ego Tilney'a, właściciela tajemniczego opactwa Northanger, ma problem z odróżnieniem prawdy od fikcji.

ROZWAŻNA I ROMANTYCZNA

Anglia, schyłek XVIII wieku. Gdy Henry Dashwood umiera, cały majątek dziedziczy zgodnie z prawem jego syn z pierwszego małżeństwa, John. Za namową swej snobistycznej żony, Fanny, John nakazuje opuścić posiadłość drugiej żonie zmarłego ojca i jej trzem córkom, Elinor, Marianne i Margaret. Kobietom wyznaczona zostaje niewielka renta roczna. Najstarsza z córek pani Dashwood, Elinor, jest inteligentną, praktycznie myślącą kobietą, którą otoczenie zaczyna postrzegać jako starą pannę. Jej młodsza siostra, Marianne, nie ma jeszcze dwudziestu lat i żyje w świecie romantycznych ideałów. Jeszcze przed opuszczeniem posiadłości ojca Elinor poznaje kuzyna Fanny, Edwarda Ferrarsa, nieśmiałego i zamkniętego w sobie młodego człowieka, z którym łączy ją nić sympatii.

Dodatki: Bezpośredni dostęp do scen
Dźwięk: Dolby Digital 2.0 : angielski, polski lektor
Napisy: polskie
Obraz: 4:3
Licencja: Płyta DVD bez licencji do wypożyczania
Stan płyty: DVD nowe, ORYGINALNE w folii
__________________________________________________

Panowie - zbliża się Dzień Kobiet ;))))) Jest okazja :)))))
W pierwszej kolejności mam ochotę na "Rozważną i Romantyczną", ale wybór filmu z tych 6ciu powyższych pozycji oczywiście pozostawiam ofiarodawcy ;)

__________________________________________________

Lista prezentów tanich sprzedawanych najtaniej przez Pomocnicy Kuchenni na Allegro:
  • Deska do krojenia Country Kitchen (PK) 5,50 zł
  • Filiżanka ze spodkiem Country Kitchen (PK) 6,50 zł
  • MASELNICZKA okrągła Country Home Collection (14zł/maselniczka)
  • SALATERKA COUNTRY KITCHEN (20zł/salaterka)
oraz filmy:
  • Rozważna i Romantyczna (25zł/film DVD)



Lista prezentów średniodrogich:
  • CZAJNICZEK Z SERII COUNTRY HOME COLLECTION (34zł/czajniczek)
  • DZBANEK z serii Country Home Collection (35zł/dzban)
  • Naczynie do Lasagne Country Home 35zł



Lista prezentów drogich:
  • Waza do zupy Country Home Collection poj. 7L 76,60zł
  • Serwis kawowy 6 osób Country Home Collection 105zł
  • KOLEKCJA JANE AUSTEN - ZESTAW 8 DVD (150zł/zestaw)
  • Serwis Obiadowy 18 cz Country Home Collection 185zł
  • Maszyny konne (kosiarka, żniwiarka, zgrabiarka, odwracarka, pług na kółkach, radło, wóz konny






Lista prezentów kosztownych:
  • siodło skórzane western lub rajdowe skórzane 17''
  • uprząż skórzana na parę koni (robocza lub wyjazdowa)
  • dwukółka
  • bryczka konna typu vis a vis
  • samochód terenowy z napędem na 4 koła lub bus
  • trailer do przewozu koni
Nowa lista z lutego 2015 roku:

Lampa naftowa
Wrzeciono
Kolowrotek
Krosna tkackie
Reczna lub nozna sprawna maszyna do szycia marki Singer

Lampki solarne
Zestaw fotovoltaiczny








piątek, 27 lutego 2009

Nowonarodzona Bogini

piątek, 27 lutego 2009, wieczór
Po wczorajszej wyprawie czuję się jak nowonarodzona bogini... Najpierw musiałam wypocząć do południa i się wygrzać, aby odegnać nadciągające przeziębienie i tak dziwnie się czułam, jakby lekko otumaniona. Potem gdy wstałam i zabrałam się za obrządek zwierzyny - samopoczucie znacznie mi się poprawiło, a teraz czuję się jak bogini ;) Mogłabym przejść kolejne 20 km bez zmrużenia oka... ;) Energia mnie rozpiera ;))))) To sie nazywa zlapac drugi oddech...

Siano przyjechało

Wczoraj przyjechało siano. Kupiłam moim zwierzaczkom paszę. Rozładowaliśmy siano na strychy oborowe. Potem podjechałam ciągnikiem ze znajomym do Sokółek, a dalej dziarsko z buta do Olecka okazjami. Dopiero po 8 km złapałam okazję wprost do Olecka. Późno dotarłam. Załatwiłam co miałam załatwić, zrobiłam nieduże, ale ciężkie zakupy i wróciłam znów okazjami robiąc kolejne 10km z buta zanim złapałam poszczególne okazje. W sumie wracałam aż trzema okazjami. Do domu dotarłam ok. 24.00. Głowa mi przemokła i przewiało mnie. Chyba będę chora.

W środę w końcu śmieciarze przyjechali i śmieci z mojego podwórka zabrali. Z ulga poozbyłam się nareszcie tego śmiecia, bo zwierzaki mi raz po raz rozciągały ten syf po podwórku. Teraz już nie mają co ciągać. W kanciapce chyba tam jeszcze coś niecoś jest, ale to wydłubie już do nowego wora na następny miesiąc do wywózki.

Trzy kozy wczoraj wydoiłam, więc jest nieco więcej tego mleka.

W Olecku kupiłam środki czystości, bo zupełnie mi się wszelkie płyny i mleczka do czyszczenia pokończyły. Kupiłam też eleganckie ociekacze do naczyń, bo bardzo potrzebne mi tutaj takie coś.
Do tej pory odciekałam naczynia na garach, ale to mi blokowało dostęp do wory zawartej w tych garach. Przy okazji kupiłam też tanie dwie torby typu jamnik. Są wygodne. Naładowałam do nich zakupów, zawiesiłam na sobie na krzyż by mi się nie zsuwały i tak obładowana niczym koń sakwami - maszerowałam dzielnie na moje rancho z Olecka po drodze łapiąc okazje.

ciężar był dużawy, ale równomiernie rozłożony, więc mi te torby nie zawadzały w marszu.
jednak zanim dotarła na rancho, to mi ten ciężar dał się we znaki. Kręgosłup mnie bolał, aż zesztywniał. Buty przemokły dopiero na ostatnim 500 metrowym odcinku, więc nie przemarzłam w stopy, a przemarznięcie w stopy to najgorsze co moze być.

Tylko głowę miałam nie okrytą, a akurat padał deszcz, więc przemokły mi włosy, a potem jeszcze przewiało mnie na końcowym odcinku, więc grzeję się dziś próbując zażegnać ewentualne przeziębienie i chorobę zatok. Mam nadzieję, że nie dostanę zapalenia opon mózgowych.

wtorek, 24 lutego 2009

Audiobooks

Dziś już całkiem wróciłam do normalnego rytmu gospodarskich prac i obowiązków.
Zwierzyna napojona i nakarmiona. Koza wydojona. Spisałam też numery kolczyków moich kóz, by zrobić porządek w papierach. Kozy do mnie się garną – nawet koźlęta przede mną nie uciekają. Chyba nie mają mi za złe tego upiornego kolczykowania, albo zapomniały... Oby :)

Listonosz – młodszy zastępca mojego stałego listonosza - nie mniej miły i uczynny – przywiózł pocztę, a wraz z nią dwie zgrabne paczuszki. Jedna zawierała przyjemne do poczytania książeczki, druga audiobooki z rozwlekłą klasyką do posłuchania.

Audiobooki to fajna sprawa dla zapracowanych takich jak ja. Niezliczone obowiązki i mnogość zajęć, sprawiają, że na sięgnięcie po książkę zazwyczaj nie starcza mi czasu. Od dziś, mogę słuchać opasłych powieści bez większego wysiłku – wystarczy, że włączę CD player i wciągające słuchowisko toczy się swoim rytmem, a ja spokojnie mogę się zająć gotowaniem, serowarzeniem, pieczeniem, zmywaniem i tym podobnymi działaniami.

Dzisiaj włączyłam na próbę „Potop” Sienkiewicza i chociaż czytałam tę powieść dawno temu i oglądałam film – to jednak słuchanie tej barwnej i pełnej życia literatury sprawia mi dużą przyjemność i wciąga. Inaczej też ją odbieram niż kiedyś w dzieciństwie. Inaczej patrzę na sprawy tam opisywane niż patrzyłam na nie w dzieciństwie. Wiem znacznie więcej o życiu i ludziach i przez ten pryzmat odbieram teraz tę powieść.

Powieść zafrapowała mnie aż tak, że nie bardzo miałam ochotę rozmawiać z moim ojcem, gdy dziś zadzwonił w trakcie powieści. Powieść „Potop” to ponad 55 godzin słuchowiska. Bardzo mnie to cieszy. Mam słuchania na cały tydzień, a nawet dwa. Raczej na dwa – bo jednak kilka godzin dziennie spędzam poza domem robiąc obrządek.

poniedziałek, 23 lutego 2009

Powrót do ranczerskiego rytmu

Powoli wracam do mojego ranczerskiego rytmu życia.

niedziela, 22 lutego 2009

Kurs producentów sera - sery dojrzewające

Dzisiaj był 3 dzień kursu producentów sera i gwóźdź programu - warsztaty domowego wyrobu sera dojrzewającego. Nareszcie przećwiczyłam sobie porządnie wyrób tego sera. Teraz sobie jeszcze usystematyzuję wiadomości teoretyczne, przygotuję sprzęt i w przyszłym tygodniu spróbuję zrobić mój własny ser dojrzewający. Może on dojrzewać nawet rok! To niesamowite...

sobota, 21 lutego 2009

Fajne koncepcje

Mam fajne koncepcje na lato. Spróbuję kilka z nich zrealizować. Do odważnych świat należy. Nie ma co czekać na mannę z nieba (czytaj dopłaty unijne). Wszak moje pracowite rączki wiele potrafią. Do kreatywnego dzieła Izabella!

Jestem drugi dzień na kursie producentów sera w Potopach w Rutce-Tartak. Warsztaty serowarskie bardzo inspirujące, a samo szkolenie dopingujące. Wczoraj przerobiliśmy wyrób jogurtów, dzisiaj wyrób serów twarogowych, jutro mają być warsztaty dotyczące wyrobu sera podpuszczkowego – takiego, którego jeszcze nie wyrabiałam. Trzeba w końcu się przełamać i spróbować swoich sił w tym temacie.

Wieczorem pogaduszki przy drinkach. Sprośne kawały. Zmogło mnie zmęczenie, bo noc wcześniej z M.M. przegadałam pół nocy – sympozjum na szczycie pań serowarek :)

Jestem pełna podziwu dla tej kobiety – dzielna, drobna kobiecinka, a tak wiele zdziałała sama.
Prowadzi pierwsze powstałe w jej rejonie gospodarstwo agroturystyczne, wyrabia sery, świetnie gotuje.

Wszystko jest na jej głowie. Sama wychowała synów po śmierci męża. Dała radę sama na gospodarstwie.

Jej istnienie jest dla mnie utwierdzeniem, że to co Ja robię ma sens i że mnie się może udać utrzymać na mym kawałku ziemi, choć, startuję z gorszej pozycji – chociażby z tego względu, że wszystkiego mam dwu lub trzykrotnie mniej – mniej ziemi, mniej bydła, mniej dopłat, żadnego dochodu, żadnych maszyn rolniczych, gorszy dojazd do gospodarstwa, dom do remontu, żadnej pomocy, a jej syn z doskoku, ale jednak pomaga.

Jeszcze długa droga przede mną zanim stanę samodzielnie na nogi.

Ja gdy wyprowadzałam się na Mazury, też zakładałam, że będę się utrzymywała z agroturystyki.
Do agroturystyki przymierzam się od 6 lat – nie mogę zacząć, bo nie mogę skończyć remontu z braku odpowiednich funduszy i pomocy.

Ona doi ręcznie krowy – ja także doję ręcznie – krowy i kozy.

Ona mieszka na kolonii i ma słabą drogę oraz durnego sąsiada co nie zgadza się na poszerzenie i poprawienie drogi – ja tak samo.

Ona ma drugiego sąsiada co jej wjechał w gęsi samochodem i uciekł bezkarnie – ja mam sąsiada, który poszczuł mi psami kozy i uszło mu to na sucho.

Ona zajmuje się serowarstwem – i ja też. Ona świetnie gotuje – i ja też.

Ona jest zaradna i samodzielna – i ja też.

Ona jest sama i woli być sama niż być z pierwszym lepszym który się nawinie – i ja też tak wolę.

Ona jest starsza ode mnie i ma synów, ale mieszka na co dzień sama tak jak i ja.

Ona ma psy, koty i kury – i ja też.

Ona ma krowy i owce – ja mam krowy i kozy.

Ona ma linię brzegową dużego stawu rybnego – ja mam mały staw bezrybny.

Ona ma internet dopiero od dwóch lat – ja dopiero od roku po przerwie 5 letniej. Wiele podobieństw.

piątek, 20 lutego 2009

śródnocne obudziny

Nie wiem czemu obudziłam się sama z siebie o drugiej w nocy. Coś mi widać nie dawało spokoju.
Zajrzałam do komputera i znalazłam coś ważnego, co rozwiało moje wątpliwości.

Brakuje mi czasu za dnia. Do mniej więcej 15-16.00 robię obrządek, zajmuję się zwierzyną.
Potem gotuję obiad, zmywam naczynia i dzień się kończy. Nie mam siły zająć się sprawami papierkowymi, które piętrzą się stosami. Trzeba się jakoś inaczej zorganizować. Zredukować czas na obrządek - przynajmniej do czasu, dopóki nie uporam się z papierkami.

Chyba wiem co mnie obudziło. Gdy o świcie wyjrzałam przez okno - zobaczyłam moje bydełko na podwórku przed oborą. Wyłamały drzwi i wyszły na mroźny, nocny spacer. A to szelmy! Trochę to dziwne.

Rano uwinęłam się z obrządkiem i pomaszerowałam na Olecko. Złapałam okazję i zajechałam pod Olecko. Kawałek doszłam, zaszłam do Agencji Rolnej, zamówiłam duplikat kolczyka i ustaliłam czy facet w końcu przerejestrował kozy.

Potem na kursie dowiedziałam się, że ten facet który kupił ode stado kóz i przy okazji rąbnął mi linkę to - ni mniej ni więcej tylko to sam wójt Wiżajn we własnej swej wójtowskiej osobie. Ale numerrr! :))) Mam z nim sprawę w sądzie o tę linkę. Nie ma to czy tamto - wójt nie wójt - linkę musi oddać. A jak nie to zapłacić za moją stratę. To trzeba mieć sumienie, aby biedniej kobiecie bezczelnie zarąbać linkę do wiązania krowy. To mu pensji wójtowskiej nie starcza, że się musi posuwać do takich niskich zagrań?

czwartek, 19 lutego 2009

Kolczykowanie koźląt

Kochchchany Danuś! xoxoxoxoxox
Wczoraj dotarła do mnie WIELKA PAKA! Paka pełna plastikowych pojemniczków na serki.
No to teraz spokojnie mogę się skupić na serkach – mam w co je pakować.
Choć, jeszcze kartoniki bywają problematyczne, z racji tego, że nie mieszkam w mieście i nie mogę skorzystać z tego co duże supermarkety wystawiają na zapleczu. Jednak podstawową i najważniejszą rzecz do pakowania nabiału Danuś przysłała. Grunt, że mam teraz pojemniczków bez liku – spokojnie mogę się skupić na wytwarzaniu samych serków.

Dzisiaj byki i konie z tych wczoraj i przedwczoraj wytarganych i popakowanych w wory śmieci zrobiły nielichy rozpizdziaj na całe podwórko. Miałam co sprzątać. Ponownie upchnęłam wszystko co się dało w wory i ustawiłam w rzędzie. Butelki i słoiki spakowałam do osobnych worków i zabrałam na ganek. Na razie ich nie wywalę. Mogą się przydać jako baza pod moje malowidła na szkle. Tylko trzeba będzie je porządnie odmoczyć i wyszorować, bo strasznie zarośnięte brudem. Natomiast reszta worów ze śmieciem wszelakim czeka na śmieciarzy. Tylko nie wiem czy się doczeka, bo powinni być w środę lub czwartek, a tu te dnie już minęły. Może śnieg ich wystraszył? Jednak listonosz dojechał, to i śmieciara by dojechała.

Mój plan wyduszenia więcej mleka z kóz spalił na panewce. Owszem, odseparowałam dwie kozy od ich koźląt, ale rano gdy je wypuściłam na podwórko ich meczenie zwabiło koźlęta, które zmyślnie wyskoczyły przez okienko koziarni na podwórko i dorwały się do wymion swoich matek. Co więcej, koza Agatka, która straciła koźlęta i którą regularnie doję – też została wyssana, gdyż jako jedyna dojna koza została w koziarni z koźlętami innych matek. Widać maluchy były tak zdesperowane, że dorwały się do cudzych wymion.

W związku z tym, że nie było kogo doić - z marszu wzięłam kolczykownicę i nowo zakupione kolczyki i zabrałam się za kolczykowanie koźląt. Poszło całkiem sprawnie, chociaż to niewdzięczne zadanie. Sama się dziwiłam, że wszystkie kolczyki udało mi się założyć dobrze za pierwszym razem i że żadnego kolczyka nie zepsułam, ani żadnemu koźlęciu ucha nie rozerwałam. Tylko jedna kózka się za mocno szarpnęła i jej się nieco krwi polało z ucha.

Wcześniej kolczykowaniem zajmował się weterynarz – ja nie byłam w stanie się przemóc, zresztą kiedyś kolczykowało się dorosłe zwierzęta, a to trudniej. Dwie osoby powinny być – jedna co trzyma zwierzę i druga co kolczykuje. Z reguły to ja łapałam i przytrzymywałam zwierzaka, a weterynarz z Kowal zakładał kolczyk. Kiedyś kozom zakładało się po jednym – teraz wymagają dwa. Krowom od razu zakładało się po dwa. Wcześniej nawet nie próbowałam zakładać kolczyków – wydawało mi się to tak trudne jak zrobienie zastrzyku. Miałam wiele obaw i nie wierzyłam w swoje siły. Bałam się, że pokaleczę za bardzo zwierzęta moimi niewprawnymi w kolczykowaniu rękoma.

Dzisiaj lekko wkurzona wyssanym mlekiem oraz mając w pamięci przykazania z ostatnio odbytego szkolenia rolniczego, według którego bezwzględnie jest wymagane kolczykowanie zwierząt pod groźbą grzywien – bez wielkiego namysłu chwyciłam narzędzie boleściwe, nałożyłam kolczyki i ruszyłam dziurawić uszka koźlaczkom... Maleństwa krzyczały, dygotały, wyrywały się. Mi też nie było do śmiechu. Sama niemniej dygotałam robiąc im krzywdę. To przykre, że zmusza się rolników do kaleczenia zwierząt. Te kolczyki to i tak nietrwała rzecz – zwierzęta gubią je często, a same kolczyki są bardzo drogie, biorąc pod uwagę, że to tylko maleńki kawałek plastiku. Obawiam się, że maluchy znienawidziły mnie za to co im musiałam dzisiaj zrobić. Być może nigdy już same do mnie nie podejdą. To okropne zadanie – kolczykowanie. Nie cierpię tego. Jak można zmuszać ludzi do kaleczenia zwierząt??? To było nieprzyjemne doświadczenie, ale od dzisiaj wiem, że nie muszę z kolczykowaniem czekać na weterynarza. Przynajmniej jeśli chodzi o koźlęta i być może kozy. Ale... byki? Co rusz zrzucają kolczyki... oj nie wiem czy dam radę sama założyć rozbuchanemu zwierzakowi kolczyk. Byk to silne bydle. Nawet taki 3 miesięczny już potrafi kopnąć i złamać nogę lub co najmniej porządnie stłuc.

środa, 18 lutego 2009

Przedświtowe obudziny

Nastała środa. Obudziłam się tak jakoś strasznie wcześnie - przed świtem, mimo, że nie jestem do końca wyspana. Teraz zastanawiam się, co zrobić z tak wcześnie rozpoczętym dniem.
Nie, żeby mi pracy brakowało. Tyle, że zyskałam kilka extra godzin i zastanawiam się jak to wykorzystać. Nie chce mi się jeszcze wstawać z ciepłego łóżeczka. Poranki są zimne.
Porobię coś niecoś na komputerku i wstanę, bo prawdopodobnie śmieciarze dzisiaj przyjadą.
Przydałoby się te wytargane wczoraj śmieci upchnąć w wory i wybrać resztę śmiecia z kanciapki coby już całkiem czysto było, bo następna wizyta śmieciarzy dopiero za miesiąc.

wtorek, 17 lutego 2009

Wybebeszyłam kanciapę...

Wybebeszyłam kanciapę przy krowach ze śmiecia. Sporo jeszcze zostało – nie sposób pozbyć się tego syfu w jeden dzień. Ktoś tam urządził sobie kiedyś wysypisko śmieci i ja teraz mam co zbierać.
Wydarłam podarte folie, butelki, zgniecione puszki i mnóstwo innego syfu zmieszanego ze słomą. Wytargałam to na podwórko – jutro chyba śmieciarze przyjadą po śmieci, to będą mieli co zbierać.

A kanciapę mam zamiar przysposobić na box dla byczków lub koźląt, a może kóz dojnych. Zastanowię się jeszcze. Na pewno się ten boksik bardzo przyda dla koźląt – będę mogła je trwale odsadzić od matek.

Pół dnia obrządek zwierzyny i porządki w boksiku, drugie pół dyżur w kuchni.
Ponieważ z TV, radio i internetu leje się chała językowa - postanowiłam wrócić do źródeł i zamówiłam sobie kilka klimatycznych, starodawnych książek do czytania i kilka audiobooków polskich klasyków i angielskich współczesnych pisarzy do słuchania.

Czytanie sobie zostawię na później - na lato raczej - teraz nie mam czasu czytać.
Natomiast audiobooki posłucham sobie z przyjemnością teraz - przy okazji pracy w kuchni.
Lubię słuchać pasjonujących powieści zarówno polskich jak i angielskich jednocześnie coś robiąc fizycznego.

niedziela, 15 lutego 2009

Historia internetu

Nie miałam pojęcia, że historia internetu liczy sobie blisko 50 lat! To zadziwiające...
Jestem na prawdę pod wrażeniem - jak mogłam tego nie wiedzieć?

Tyle, że w czasach gdy Ja zaczynałam swoją przygodę z internetem, to chyba nie było takiego opracowania nigdzie. Kolega Szwed coś mi klarował na ten temat po angielsku, ale wtedy jeszcze słabo rozumiałam ze słuchu i tylko piąte przez dziesiąte pojęłam i szybko zapomniałam to co mi powiedział. Historii chyba mi nie opowiadał, tylko tłumaczył jak to działa i demonstrował na swoim sprzęcie. Wiedziałam tylko, że porozumiewa się z innymi informatykami w odległych zakątkach Szwecji i Norwegii przez modem używając łącz telefonicznych. Chyba też wspominał coś o możliwości kontaktu z Niemcami i Anglikami. W każdym bądź razie chwalił się, że jest znany w całej informatycznej Europie tamtego okresu czyli początku lat 90tych i że ludzie piszą do niego zwracając się z różnymi informatycznymi problemami.

Natomiast parę lat później na moim studium hotelarskim na informatyce nikt o internecie nie wspominał - zresztą wtedy w szkole nie było internetu - nawet wzmianki o nim nie było!

Link do strony z opisem historii internetu:

http://computersun.pl/internet/artykuly/historia-internetu-i_15.html