Pokazywanie postów oznaczonych etykietą trening koni. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą trening koni. Pokaż wszystkie posty

piątek, 17 lipca 2015

Plac treningowy

Chcąc niechcąc Indiance wyszedł całkiem pokaźny plac treningowy do treningu koni. Co prawda to miał być ogród, ale póki co powstał niebanalny plac do nauki jazdy konnej.

Dzisiaj ostatnie górne żerdzie zostaną nabite. Potem trzeba będzie zrobić bramę wjazdową na plac.

Aby plac nadawał się na ogród, trzeba będzie siatkę naciągnąć i nabić dodatkowe żerdzie na dół i w połowie wysokości ogrodzenia.

W planach jest duży lonżownik o średnicy 20 metrów. Tam najpierw Indianka będzie układała swoje konie. Urządzi wszystko po swojemu, aby trening był maksymalnie przyjemny dla niej i jej koni.

Na dokończenie budowy ogrodzenia czeka też padok wschodni na zboczu wzgórza z szeroką panoramą na okolicę. Tam będą chodziły wszystkie konie jednocześnie. Mają tam stały dostęp do wody i przyjemny zagajnik chroniący przed upałem.


czwartek, 4 czerwca 2015

Nadeszła pora by ostrzyc potwora

Pora ostrzyc barana Bodzio de Balejaż rasy wrzosówka. Będzie trudno i niebezpiecznie, bo zwierz wali rogami z siłą tarana wojennego. Trzeba bardzo uważać na kończyny by nie połamał.
Refleks ponadświetlny wskazany. Indianka taki ma, inaczej by miała ręce przetrącone już rok temu.

Póki co przerwa w strzyży. Agregat zastrajkował, a Indianie umordowani powrotem na piechotę z Olecka leczą zakwasy.
Stopy spuchnięte i bolesne. Rozpadające się buty.
Pora pomyśleć o własnym środku transportu. Indianka myśli o ujeżdżeniu Indiany i Dakoty. Denver by robiła za konia kulbacznego. Indianka ma furę podręczników do treningu koni.
Trzeba się zmobilizować do ułożenia swoich wierzchowców.
Wczoraj kupiła 10metrową linkę na lonżę i piłę do nacięcia słupów na maneż. 

Indianka

czwartek, 30 kwietnia 2015

Nauka stania na uwiązie


Indianka uczy swoje klacze podstaw. 
Już potrafią stać na lince od zeszlego roku. Indiana i Dakota nauczone chodzić na lince w ręku. Indiana była lonżowana w trzech chodach i przyjęła siodło i jeźdźca. Konie Indianki reagują na wołanie. Wołane przylatują z odległego pastwiska co koń wyskoczy :)

Potrzebny ktoś, kto poćwiczy z Indianą jazdę i nauczy Indiankę jeździć konno. Do ujeżdżenia jest też cudowna, bajecznie ubarwiona, energiczna i śmiała Dakota. Konie doskonale do wycieczek i rajdów po okolicy. Wybiegane na maxa. Dzielne i zdolne.

Nagrodą za ich przyuczenie do pracy w siodle będą cudowne konne wycieczki po przepięknych, dziewiczych Mazurach Garbatych. Kto chętny do przygotowania ślicznych, zdrowych, bystrych i pełnych wigoru klaczy do jazdy w teren? :)

Indianka
tel. 607 507 811
rajdy.konne(@)tlen.pl
(usunąć nawiasy z emaila)

czwartek, 13 marca 2014

Five Fundamentals of Horse Training Part 1 of 2 with Horse Whisp


Poprawienie swojej sprawności i wytrzymałości to jedna sprawa,
a przygotowanie się do treningu moich ślicznotek to druga sprawa.

Co prawda mam mieć fachowe wsparcie, ale i sama chcę się w trening koni
wdrożyć, coby móc samodzielnie poradzić sobie z treningiem moich wierzchowców w przyszłości.

Martwi mnie tylko moje zdrowie. Coś mi jest i nie wiem czy dam radę tak ciężko trenować
siebie i mnóstwo czasu poświecić szkoleniu moich koni. Chyba trzeba się wybrać do
lekarza i porobić badania.

Sennik przepowiedział, że mam jakąś ciężką chorobę, która pokrzyżuje moje plany.
Trzeba sprawdzić u lekarza co to jest i jak sobie z tym poradzić.

Jestem za młoda, aby być tak ciągle wyczerpana, osłabiona i ledwo żywa.
Fakt, dużo pracuję od lat bez odpoczynku, ale mimo wszystko coś mi dolega.
Czuję, że jakieś choróbsko mnie żre. Nie czuję się tak jak dawniej.

Five Fundamentals of Horse Training Part 1 of 2 with Horse Whisp
http://www.youtube.com/watch?v=-61a71sU1Oc

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Jazdy konne w zamian za trening koni!


Indianka idąc w ślady znajomego “rancher’a” ;) postanowiła udostępnić swoje konie do jazd konnych w zamian za pomoc w treningu koni i przyuczenie ich do wozu (przynajmniej jednego konia) oraz za pomoc przy zwiezieniu siana i drewna z pola.

Widok z ruin starej stodoły na hektarowej powierzchni padok nad rzeczką :)
Zatem do ujeżdżenia i przyuczenia do wozu konnego – kilka srokatych piękności rasy małopolskiej. Konie są w znakomitej kondycji, wybyczone, najedzone, znudzone. Pora zaangażować je w prace gospodarskie :)
Indianka kupiła wóz konny i ma do zwiezienia z pola siano oraz drewno.
W tym celu należy co najmniej jednego konika przyuczyć do wozu.


Przestronne pastwiska Ranch'a Indianki, a wokół pola uprawne i też pastwiska.
Jedna klaczka jest wstępnie ujeżdżona. Siedział i jechał trochę na niej Czegewara, a nawet nakłonił Indiankę, by sama wsiadła na klacz. Czegewara chciał podsadzić Indiankę z ziemi, ale uparła się że sama wejdzie na klacz po swojemu. Podprowadzili klacz pod stajnię gdzie leży wielki głaz. Indianka po tym głazie weszła na Indianę. Czegewara oprowadził klacz wraz z Indianką po podwórku, ale Indianka wcale nie czuła się pewnie na ledwo ujeżdżonym koniu i sama nie ryzykowała żadnych akcji. 

Klacz jest jeszcze niedouczona i pcha się na człowieka i wymaga dalszego treningu ujeżdżeniowego, a także przyuczenia do ciągania wozu z sianem. Wstępnie udało jej się pociągnąć pług przez kilka metrów (z Czegewarą i Indianką) oraz dwie ciężkie kłody ciągnęła przez kilkadziesiąt metrów (z Indianką i miejscowym poczciwym chłopem, którego z imienia nie wymienię, bo go żona z domu pogoni ;))) ).

To tyle jeżeli chodzi o dotychczasowy trening. Klaczka jest mądra, bystra, szybko się uczy i jest chętna do pracy. Potrzebuje dobrej, doświadczonej ręki i systematycznego treningu.
Odważnego lub odważną Indianka zaprasza :)


Jedno z zielonych wzgórz Indianki. Piękny z niego widok na okolicę :)


Wschodni stok wzgórza Indianki. Widok na zagajnik, las i rzeczkę oraz mokradła.
Woliera. Własnoręczne dzieło Indianki :) (TYMI RĘKAMI ZROBIONA! :D)
Rancho na Mazurach Garbatych. Zagajnik nad sadzawką.
Rancho na Mazurach Garbatych. Zagajnik nad rzeczką Indianki :)
Miedza północno-wschodnia. Srokate konie Indianki, a za nimi łaciate krowy sąsiada.


Szczegóły na email: CreativeIndianka(((@)))vp.pl
Na miejscu możliwość rozstawienia swojego namiotu.
Warunki zakwaterowania: dzicz kosmata :D
Rancho na Mazurach Garbatych znajduje się na Mazurach Garbatych :D
Na kolonii, 2km za wsią. Wokół: pola, pastwiska, wzgórza, zagajniki.
Teren – przepiękny. Powietrze: czyste. Żyć – nie umierać :)

Indianka zaprasza osoby pozytywne, a dobrych, szczerych intencjach, lojalne i uczciwe.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Koniec lata

Podczas gdy Saba cieszy się z pięknego lata i wolności na Rancho i miłości swojej czułej Opiekunki i Pani -
jej rodzona siostra Satja przebywa na przymusowym zesłaniu za kratami w tłocznej psiarni w Bystrym.. :(((

Pora zwinąć namiot. Wicia jednak nie przyjedzie w tym roku – nie dostał urlopu. Robi się chłodno, a w stajni miejsce potrzebne na siano, więc trzeba z niej usunąć ten namiot jak i krzesła i leżak. Namiot znalazł się w wysprzątanej stajni/paszarni (jednej z dwóch które Indianka posiada – tej w lepszym stanie) na usilną, pisemną prośbę Czegewary, który początkowo przez pierwsze dnie nocował w namiocie na łące. Po dokładnym zapoznaniu się ze stajnią i jej dodatkowym wysprzątaniu z pozostałości siana – Czegewara poprosił, czy może w stajni zamieszkać. 

Indianka zgodziła się warunkowo, pod warunkiem, że letnik napisze odpowiednie podanie do niej. Czegewara po napisaniu podania do Indianki o pozwolenie na ustawienie namiotu w stajni/paszarni i wysprzątaniu tego miejsca – wniósł tam i ustawił swój namiot. Zarówno w namiocie na łące, jak i w stajni spało się Czegewarze dobrze – zapytany o to, tak właśnie powiedział.

Podczas bardo silnej ulewy (oberwanie chmury) zaczęły przeciekać szwy namiotu i wtedy zdecydował się wprowadzić do stajni, którą już dobrze znał, bo już wcześniej ją wysprzątał dokładnie i tam wnieśli stół i krzesła by spożywać posiłki podczas niepogody. Podczas pogody natomiast jedli przy drugim stole znajdującym się na dworze, pod domem. 

Po paru dniach zmieniła się pogoda. Nastały upały. Mógł śmiało wyprowadzić się ze stajni wraz z namiotem i ponownie ustawić go gdzieś na zielonej łące. Jednak dobrowolnie pozostał w stajni. Indianka wnioskuje z tego, że mu się dobrze w namiocie w stajni spało. 
Zresztą pytała go o to, jak mu się śpi. Wyraził wtedy zadowolenie z wygodnego noclegu pod namiotem w stajni.

Namiot tam ustawił ze względu na komary, bo było tak ciepło, że mógł spać oczywiście wprost na pachnącym sianie, lub na ułożonym na nim materacu i w śpiworze, bez rozstawiania namiotu. Ze względu na ewentualność komarów, których co prawda tego roku jest szczęśliwie mało - jednak rozstawił namiot w stajni i tam sobie spał. 

W ten sposób Indianka zabezpiecza się przed kolejnymi ewentualnym pomówieniami, bo ludzie bywają bezczelni. Wymuszają nocleg w stajni, a potem oczerniają Indiankę publicznie. Oczywiście nie wszyscy są tak porąbani. Ale zdarzają się sporadycznie takie indywidua, które wpierw naciskają na nocleg w stajni mimo informacji, że to miejsce jest bardzo surowe i służy do trzymania paszy, a zimą zwierząt, a potem złośliwie, publicznie szydzą z budynku w Internecie - tak jak to ma miejsce w przypadku dwóch CouchSurferek z Krakowa (lesb), które przymierzały się do zamieszkania w stajni czy dwoje Czechów, którzy jadąc samochodem na wakacje odmówili zabrania ze sobą namiotu i nalegali na nocleg w stajni, po czym narzekali, że przestronna stajnia (500m2) im się nie podobała, bo wisiało w niej pranie, a kilka metrów dalej od nich na sprężynowym, nowiutkim i czyściutkim materacu typu kanapowego - w swoim śpiworze spał inny wolontariusz - towarzyski Wicia, który mógł z powodzeniem ułożyć się 20 metrów dalej, w przeciwległym krańcu poddasza stajni, ale wolał być blisko nowych przybyszy by móc z nimi rozmawiać i się zaprzyjaźniać. Poza jego materacem na poddaszu stajni były jeszcze dwa inne sprężynowe materace typu kanapowego. Oba czyste i gotowe przyjąć dodatkowych wolontariuszy na nocleg.

Małostkowym dupkom nigdy się nie dogodzi - choćby dostawali czyste wielkie łóżko z nową pościelą w świeżo wybielonej i wysprzątanej stajni - tak jak to miało miejsce w przypadku dwójki niewdzięcznych Czechów. 

Pomna tych nieprzyjemnych incydentów - Indianka nie pozwala nikomu nocować w stajni, chyba, że na tej osoby pisemną prośbę.

Pościel i śpiwór specjalnie kupiony na użytek gościa Indianka już zabrała do domu, aby myszy się do niej nie dobrały. Nowa, czysta, piękna pościel – specjalnie przygotowana dla trenera koni, który tu miał być 2-3 miesiące i trenować konie do skutku. Także nowy namiot specjalnie dla niego kupiony był oraz materac i śpiwór, oraz lampa namiotowa a także poduszki. Dostał też do namiotu wełniany, gruby koc. 

Jak się okazało – niepotrzebne koszty i starania, bo był tutaj ledwo półtora tygodnia (10 dni). Koni nie wytrenował. Tylko Indianę wstępnie ujeździł, ale do wozu nie przyuczył, a to było dla Indianki najistotniejsze. W pracach gospodarskich nie pomógł, tak jak obiecał. Tyle co przez te kilka dni jego pobytu. Na sianokosy by pomóc zebrać siano nie został. Gdyby wiedziała, że jej taki numer wytnie – nie kupowałaby dla niego tego sprzętu turystycznego ani pościeli i mięsa oraz w ogóle by sobie nie zawracała nim głowy. Po prostu nie wpuściła by go na gospodarstwo. Nie dotrzymał słowa. Nie wywiązał się z zadania. Co gorsza okazał się szpiegiem i zdrajcą, który za plecami Indianki kolaborował z lesbami.

Jego przyjazd tutaj nie miał na celu pomoc w ujeżdżeniu koni i w pracach gospodarskich. Jego przyjazd miał na celu szpiegowanie i donoszenie lesbom o wszelkich ruchach Indianki na Rancho. Dlatego tutaj był taki hardy i stawiał się np. w sprawie Internetu czy wyjścia do kościoła. Dążył do konfrontacji. Tak go lesby nastawiły. Indiankę skręca, jak pomyśli o tym jak ludzie potrafią być przewrotni i perfidni. No, ale łepek tak by się raczej nie zachował gdyby nie został odpowiednio urobiony przez lesby przed swoim przyjazdem i regularnie nie był przez nie podkręcany. Dwa odmieńce są zadowolone ze swojej kreciej roboty. Całe aż tryskają chorą radochą.

Próbowały też bruździć przy innych znajomych i nieznajomych Indianki, ale nie wszyscy są beznadziejnymi bezmózgami bez honoru i czci, którzy daliby się wkręcać dwóm cwaniarom w ich mściwe intrygi. Postarały się, aby nie było bosko. Postarały się zepsuć Indiance kolejne wakacje i relacje.

Cóż – zamiast efektów konstruktywnych tylko zamieszanie i rozczarowanie. Konie nadal nie są gotowe do pracy. W przyszłym roku Indianka uzbiera  pieniądze na trening koni i wynajmie trenera, który za pieniądze je ujeździ i przyuczy do wozu. Jak koni nie ujeździ – nie dostanie kasy. Proste. Jego zakwaterowanie i wyżywienie nie będzie problemem Indianki. Sam się będzie kwaterował na jakiejś agroturystyce lub gdzie bądź i sam żywił i po prostu dojeżdżał do koni Indianki na trening.

W paszarni być może niebawem stanie śrutownik na kamienie. Najwyższa pora także wkleić luksfery w otwory okienne. Dzisiaj pochmurno i chłodnawo. Dziś Indianka wkopie pozostałe 4 słupy ogrodzeniowe. Ma dylemat, bo potrzebnych jest po kilka słupów w 3 różnych miejscach. Trudno wybrać które miejsce pilniejsze. Chyba jednak wkopie w odcinku za stajnią, aby dokończyć tam rozciąganie pastucha. Ma tam zamiar dać naprawdę gruby drut. Tak gruby, że i koń go zobaczy :) Jest on także bardzo mocny i nie jest łatwo 
go rozerwać. 


Suczka Saba tęskni za swoją siostrą Satją uwięzioną w schronisku w Bystrym :(((

sobota, 13 lipca 2013

Indianka kupiła wóz konny drabiniasty! :)

Kupiłam nowy wóz drabiniasty dla moich koni :) Mam zamiar wykorzystywać go do wszelkich prac gospodarskich poczynając od zbierania siana :) Chcę być niezależna i samowystarczalna w najbardziej prosty i naturalny sposób :)
To jest powrót do korzeni, do starych polskich tradycji :) Także powrót do Natury :) Do naszej polskiej, gospodarskiej tradycji :)



Dała za niego 400zł i wykaszarkę spalinową, którą kupiła za 800zł. Ktoś by powiedział, że “Zamienił stryjek siekierkę na kijek”. Ale Indianeczka wie co robi :)

Dąży do samowystarczalności i niezależności od innych. Ten wóz, oraz maszyny konne które zamiaruje nabyć – pomogą jej tę niezależność i samowystarczalność zdobyć. To niezbędne narzędzia do pracy na gospodarstwie. Gdy dobrze opanuje ich obsługę – nie będzie tutaj potrzebny żaden ryczący traktor.

Wóz stoi dumnie na środku podwórza i jeży się hołoblami. Jest surowy, z surowego drewna świeżego zbudowany. Gdy obeschnie – Indianka go przeszlifuje i na cudny rudy kolorek pomaluje :)

Wóz konny przyjechał dziś do Indianki, gdy ledwo co skończyła brać kąpiel. Wyszła przed dom z włosami mokrymi, ale ubrana :). Na dworzu padało, więc nie robiło to żadnej różnicy włosom. Nastąpiły oględziny wozu na żywo. Dostał nowe hołoble, ale wąskie i krzywe, więc Indianka utargowała 100zł taniej, tym bardziej, że te 100zł jest jej potrzebne na butlę gazu do gotowania obiadów oraz do opłacenia chociaż jednego rachunku. Wozik jest lekki. Tak lekki, że Indianka może go sama przesunąć bez większego trudu. Będzie się lekko klaczce ciągało ten wozik. Tylko żeby łaskawie zechciała :D

Klaczka zaparkowana na łące pod gruszą. Uczy się ograniczeń. Uczy się, że nie zawsze może iść tam, gdzie chce iść :) Jest grzeczna i nie powinno być z nią większego problemu przy zakładaniu do wozu, ale to świeży koń, w sensie świeżo ujeżdżony i ledwo co przyuczony do ciągnięcia pługa. Trzeba będzie bardzo uważać, aby tego wozika nie rozniosła w drobny pył.

Przydałaby się jakaś fachowa ręka do pomocy przy przyuczaniu klaczki do wozu. Chociaż na początek. Gdyby Dziadek Indianki żył, to by na pewno pomógł. Bardzo dobrze operował wszelkimi maszynami konnymi i końmi każdej krwi. Umiał też jeździć wierzchem. Służył kiedyś w kawalerii.

Kawalerzyści to najlepsi jeźdźcy. Czegewara to też kawalerzysta. Świetnie radzi sobie z końmi. Szkoda, że już wybył w świat. Przydałby się teraz bardzo.



wtorek, 2 lipca 2013

Źrebaczka użarła!


Początek właściwego treningu. Na początek treningu wkurzona źrebaczka użarła Czegewarę tak, że aż mu dziurę w palcu zrobiła. Trzeba było zdezynfekować paluch i opatrzeć.
Potem zaczęliśmy przygotowania do treningu. Połapaliśmy wszystkie konie na linki i unieruchomiliśmy poza jednym, który miał właśnie zostać poddany obróbce treningowej. Pierwsza na środek podwórka poszła Indiana. Czegewara ją przepędził kilka razy wokół podwórka, nałożył jej siodło, oprowadził z siodłem i wsiadł jakby nigdy nic. Stała spokojnie z dziwną miną. Zaczęliśmy rozmawiać. Byliśmy w trakcie rozmowy, gdy nagle wykonała ruch, jakby się chciała tarzać i strąciła Czegewarę z grzebietu. Uklękła na przednie nogi i przekręciła się lekko w bok. Czegewara zeskoczył z niej trzymając ją wciąż za wodze.

Rafael i Indiana

piątek, 17 maja 2013

Regeneracja sił


Indianka nadal jest wyczerpana po tej męczącej wyprawie do Olecka. Nie da rady się już nigdzie ruszyć przez co najmniej tydzień lub dwa. Postanowiła zatem zregenerować swoje siły w ten weekend pracując spokojnie na swoim pięknym, wiosennym rancho.

gęsi kubańskie garbonose - ubóstwiają to oczko wodne za stajnią :)

Pora skopać ogródek i posiać warzywka. Trzeba też go ogrodzić. Trzeba mieć oko na zwierzęta. Trzeba tez popracować nad różnymi zaległymi papierami. Sporo pracy.

Znajomy raczej nie przyjedzie zaorać Indiance ogródek – za daleko ma i nie ma czasu zajęty swoją pracą. Na siew pszenicy też już za późno. Za późno się spotkali. Może w przyszłym roku posieje pszenicę. W tym roku znowu trzeba będzie skopać ogródek ręcznie. Indianka powolutku sobie skopie ten ogródek. Samo grodzenie będzie bardzo pracochłonne, ale konieczne. Trzeba tez dokupić drutu do pastucha aby zagęścić ogrodzenie.

Latem przyjedzie inny fajny znajomy ujeździć konie. Mnóstwo pracy będzie przy tym. Indianka ma zamiar mu asystować, aby nauczyć się treningu koni by móc potem samodzielnie wszystkie swoje konie trenować i ujeżdżać.

Indianka nie może się doczekać tego wspaniałego lata. Będą razem trenować konie i jeździć nad jeziora pływać i pławić konie. Będzie bosko :)

piątek, 4 września 2009

Odwiedziny

Dziś masztalerz bardzo zadowolony z owoców swej pracy – pilnikiem naostrzył łańcuch od piły spalinowej, zbudował całkiem zgrabny koral treningowy, przetrenował solidnie konie, znalazł rychło w czas mój klucz do rur i wymienił wodomierz (nareszcie mamy bieżącą wodę w kuchni non stop!), wkręcił nowy włącznik do kinkietu.

Paski od nagrzbietnika popękały w trakcie treningu, a nawet przed - rwą się jak stare szmaty. Nie polecam nikomu uprzęży z firmy GRENE. Dałam za uprząż 1000zł, a ona nie nadaje się do jazdy – jest niebezpieczna. To szajs. Czeka mnie wyprawa do rymarza i łatanie tego co się da. Szczęście w nieszczęściu, że te paski porwały się w trakcie treningu, a nie podczas jazdy po drogach publicznych. Mogło się to skończyć fatalnym wypadkiem.


Herbaty ziołowe (miętowa i krwawnikowa) i przysmaki
Ja dzisiaj obolała żołądkowo po sałatce z kapusty którą zrobił dla mnie masztalerz dwa dni temu. Sałatka smaczna, ale zaszkodziła mi i długo mnie boleść trzyma. Przez pół dnia chodziłam na czczo struta parząc i pijąc tylko herbatę miętową. Później dotarła do mnie paczka od Mamy, a w niej wśród słodkości, kosmetyków, środków czystości i konserw – musli, które jako lekko strawne odważyłam się zalać mlekiem kozim i zjeść miseczkę bez skutków ubocznych.


Dla spodziewanych gości naszykowałam budyń na kozim mleku, cukierki i słodkie gruszeczki, kawę i herbaty ziołowe ze świeżo zerwanych ziół. Na ser niestety było za mało czasu by go zdążyć zrobić. Następnym razem może się uda.


Po lewej Kasia, po środku Indianka, po prawej Jola
Pod wieczór wpadły w odwiedziny dwie urocze, wesołe kobietki: znana mi wcześniej z baru i ciucholandu Jola z Kowal Oleckich oraz nowo poznana jej starsza siostra Kasia z Kamiennej Góry. Zasiadłyśmy do stołu na dworze, nieopodal grusz korzystając z ostatnich powiewów lata. Dostałam fajne, starannie dobrane upominki: śliczną, miękką indiańską skórę (na pewno ją będę nosić z upodobaniem), kubki owocowe (to chyba tak a propos nowoposadzonego sadu), dwie płyty z muzyką relaksacyjną (Kasia sama nagrała i trafiła w dziesiątkę – faktycznie, jestem zwolenniczką takiej właśnie muzyki, kiedyś słuchałam jej pasjami, obecnie także nie stronię) oraz własnoręcznie (tym cenniejsze) upieczone rogaliczki nadziewane dżemem, słone chrusty (przydadzą się na niedzielę do żołądkówki bom zachorzała na żołądek, a trener chronicznie choruje, a przede wszystkim jest do oblania sukces remontowy – skuteczna wymiana wodomierza i znamienna bieżąca woda w kuchni od tego momentu ku naszej obopólnej wygodzie) oraz fafle. Prezenty starannie przemyślane i trafione. To ujmujące :)

Czas szybko i miło nam minął na rozmowie i smakowaniu smakołyków i popijaniu herbat i kawy. Kobietkom smakował mój budyń i zachwycały się herbatami ziołowymi zaparzonymi ze świeżo zerwanych ziół. Zioła zalane wrzątkiem pięknie prezentowały się w przezroczystych szklanych dzbankach uwieńczonych kolorowymi wieczkami. Zwłaszcza dzbanek do mięty pięknie dobrany – zielone wieczko i rękojeść w idealnie tym samym kolorze co zaparzona gałązka mięty. Paniom się podobało, a mnie się podobało, że im się podobało ;). Przed odjazdem obie panie podziwiały stary dąb, który u nasady ogryzion przez konie, jawił się jako gigantyczna noga słonia. Wiekowemu dębowi zamiaruję nadać imię po założycielowi Czukt. Dąb Mikołaj - oto nazwa mego 300 letniego dębu.

Pod wieczór z rowerowego rekonesansu wrócił imć masztalerz. Miast do nas podejść – dyskretnie udał się na spoczynek do swego namiotu :) Tam pomieszkuje od czasu przyjazdu, choć na wstępie bronił się rękami i nogami przed spaniem w namiocie :). Jednak po pierwszej przespanej tam nocy, tak mu się tam spodobało, że nie chce za nic spać w domu. Póki ciepło, tam mu dobrze. Dałam mu tam gruby dmuchany materac welurowy, gruby koc i zimową kołdrę i śpi mu się w namiocie dobrze. Kąpie się w domu w wannie lub bierze wiadro z nagrzaną wodą pod swój namiot i tam się chlapie. Jemy w domu lub przed domem na wyniesionym stole kuchennym. Bliski kontakt z naturą przypadł mu do gustu. Namiot stoi nad rzeczką, ma ładny, zielony widok na sad i moją wewnętrzną drogę dojazdową.

czwartek, 27 sierpnia 2009

Wypinacze i dutka

Hannibal pięknie chodzi na lonży, ale siodło odrzucił. Trener zrobił dutkę i nałożył mu na wargę, a ja stałam i trzymałam ogiera za tę warę, gdy trener nakładał siodło. Niestety ogier nie ustał w miejscu mimo dutki, a gdy poczuł siodło bryknął i zwalił je. Wystraszył mnie. Jest wielki, nieprzewidywalny i ma niebezpieczne dla mych stópek kopyta. Jeszcze nie jest gotowy na siodło. Jutro nałożymy mu pas do lonżowania by się oswajał z przedmiotem na plecach.

Natomiast Indiana ładnie kłusuje z siodłem na grzbiecie. Założyliśmy jej dziś też wypinacze - łeb do góry nosiła długo, w końcu spuściła nieco. Powoli się przyzwyczai do nich. Jutro dziurka mniej.

Rano przerobiliśmy ogrodzenie. Konie zabrałam z pastwiska obok krów na wschód. Teraz spodziewam się spokoju z ich strony.