Pokazywanie postów oznaczonych etykietą slow food. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą slow food. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 20 lutego 2014

Pizza Indiańska

Właściwie sam placek pizzy jeszcze 
przed jego wzbogaceniem o składniki :)

Dzień na papióry


Dziś dzień ponury - w sam raz na papióry!
Indianka porządkuje korespondencję.
Ależ to mozolne i nużące... :)
Tulipan się o dziwo znowu odezwał. ;)) Tak tak - ten sam co Indiankę podpierdolił do Sanepidu.
Chce przyjechać do Indianki na urlop wypocząć :D
Nic z tego. :P Nie gryzie się ręki co karmi i pod dach swój wspaniałomyślnie przygarnia :)
Poza tym niewykluczone, że Tulipan szuka haka na Indiankę :D Może chciałby ją znowu podpierdolić?
Indianka nie ma ochoty Judasza widzieć w swoim domu. Przyjęła go najlepiej jak umiała, a on na nią napuścił Sanepid i Opiekę Społeczną... :D
Jak tak - to fora ze dwora! :D 
Indianka ma dużo jaj i by się chętnie nimi podzieliła z jakąś przyjazną, bratnią duszą...
Judasz z definicji jest żadnym przyjacielem :)
Na foto galareta jajeczno-marchewkowa. Pycha :)))

środa, 20 listopada 2013

Ekowioska się zagęszcza

Ekowioska się zagęszcza :) Indianka emigrowała ze swojej sypialni do gabinetu,
a w sypialni zamieszkało dwóch ekowioskowiczów :D


W ich sypialni 24 stopnie, w kuchni czyli w centrum gorąca prawie 30 stopni Celsjusza :) Ekowioskowicze zachwyceni Indianki wynalazkiem grzewczym czyli jej mocarnym megapiecem jej projektu :)


Jarek dzisiaj od rana sam się wziął za cięcie drewna i naciął co nieco słupów ogrodzeniowych. Pracowity i obowiązkowy człowiek.

Artur na razie tylko gada i gada, ale Indianka ma nadzieję, że jutro też się wykaże :) Papu i mieszkanko za darmo ma od Indianki. Wczoraj nocował w hotelu w Olecku i zapłacił za dobę 60 zł i nawet śniadania nie dostał :) A u Indianki ciepłe przyjęcie, gorący posiłek: pieczony kurczaczek, ziemniaki puree i sos cebulowy, kawa, herbata, na deser budyń kakaowy, a jutro na śniadanie naleśniki i jogurt naturalny będzie gotowy :)


Artur ujawnił się z umiejętnością dojenia kóz, więc to jego zadanie będzie :) Indianka zaoszczędzi czas na papiery rolnicze i inne urzędowe :)

Kicia Miriam śpi na środku śpiwora Indianki. Indianka oddała swoje kołdry gościom i sama nie ma dla siebie kołdry, ale ma nowiutki śpiworek w którym zamierza spędzić tę noc. 

Bialutka kicia Trolinka śpi razem z Jarkiem :) Kocurek Troll śpi pod piecem :)

Pora spać :)

środa, 11 września 2013

Cukiniowe dziwo

Indianuś dziś na lunch zjadła zupę grzybową, a teraz na obiadokolację piecze sobie cukiniowe dziwo. Czemu dziwo? Jest to potrawa nietypowa. Experymentalna.

Grzybowa zagęszczona miąższem z cukinii :) Dzisiejszy lunch Indianki.
Cukinia nadziewana ciastem drożdżowym.
Dno prodiża polane olejem i wysypane płatkami owsianymi,
aby zapobiec przywarciu potrawy do podłoża. 
Wczoraj wybrała z wielkiej dojrzałej cukini cenne nasiona i miąższ. Nasiona wyłożyła w sitku, by przeschły. Miąższ dodała do wczorajszego risotto z grzybami.
Pokroiła cukinię na grube, wysokie kręgi. Dno prodiża polała odrobiną oleju i wysypała gęsto płatkami owsianymi, aby potrawa się nie przykleiła do dna.

Cukinia nadziewana ciastem drożdżowym, mocno wyrośniętym i schłodzonym w lodówce.
Napełniła kręgi przygotowanym wcześniej i schłodzonym ciastem drożdżowym. Wstawiła do pieczenia. Za godzinę zda relację jak wyszło i czy dobre było J ))).

Ciasto drożdżowe ma ciekawą konsystencję. Ciekawe co z niego wyjdzie :)))

Po godzinie pieczenia ciasto wygląda tak. Jeszcze nie jest gotowe.
Krążki okazały się ździebko za wysokie.

W środku ciasto jest jeszcze surowe i trzeba je dopiec.
 Ciasta wewnątrz krążków ździebko za dużo. Pieczemy dalej :)))

wtorek, 10 września 2013

Co można zrobić z serwatki?


Indianka swego czasu z wielkim zainteresowaniem analizowała składy różnych fabrycznych produktów spożywczych. Między innymi na tej podstawie zaczęła robić domowy budyń, kisiel, a także naleśniki na serwatce – bo wszak serwatka jest jak najbardziej jadalnym składnikiem i szkoda by go wylewać. Tymczasem dostała właśnie ciekawy przepis na placki z serwatki. Oto on:

“Z serwatki proponuję zrobić placki. Wychodzą doskonałe, jak naleśniki, tylko pulchniejsze i można je jeść zarówno na słodko, jak i do mięs, czy smażonego jajka podlanego śmietanką by zrobił się sosik.

Przepis na placki mega prosty:
serwatka, mąka, jajko (tego jajka nie jestem do końca pewna, być może nawet się go nie dodaje), składniki połączyć tak, by miało to konsystencję gęstej śmietany.
Smażymy na patelni koniecznie posmarowanej kawałkiem słoninki. Oczywiście smażymy tak jak naleśniki z obu stron. Nie smażyć na żadnym oleju, bo straci to całkowicie swój smak. Taki gorący wyśmienicie smakuje też z odrobiną masła, tak po prostu wkrojonego na placek. Danie proste a jednocześnie wyśmienite.
Jak masz serwatkę spróbuj!”

Jak tak Indianka czyta ten przepis to stwierdza, że już w zasadzie smażyła te placki, w ten sam sposób robione, tyko z dodatkiem odrobiny soli i z łyżką cukru. Usmażyła je jako naleśniki. Na wierzchł dała dżem jabłkowy :)

Opcję ze smażonym jajkiem i śmietanką wypróbuje zapewne niebawem :)


Serek RICOTTA
"Nie wiem, czy da się zrobić z serwatki po twarogu, bo ja robię z serwatki po serze podpuszczkowym, ale możesz spróbować zrobić ricottę, bardziej delikatny serek do smarowania. Wklejam przepis ze strony "wędliny domowe" (trzeba cedzić ricottę przez gęste płótno lub chustę serowarską, bo może "uciec", jest bardzo drobniutka).

Ricottę wyrabia się z przegotowanej serwatki. Słowo "ricotta" znaczy przegotowane (Re-cotta).
Ser formuje się, kiedy proteiny z serwatki wytrącą się, podniosą i skrzepną (koagulują).
Znane są trzy warianty ricotty:


  • z serwatki mleka owczego
  • z serwatki mleka krowiego + 10% mleka
  • wariant tak zwany rzymski (wytwarzany jako produkt uboczny serów Romano). W wersji tej dodaje się więcej mleka przez co zwiększa się uzysk sera. Wzrost ten nie jest jednak zbyt duży.

Składniki:
Serwatka z 4 litry mleka
Mleko - 1 litr
Biały ocet winny - 1/3 kubka (ok. 70ml)

Sposób postępowania:

Zmieszać mleko z serwatką.
Podgrzać do 38C i utrzymywać temperaturę przez godzinę. Mleko się zwarzy i tak ma być.
Po godzinie podgrzać całość do 95C - nie gotować!!!
Przy stałym mieszaniu miotełką dodać ocet.
Mieszać przez dalsze 5 minut i odstawić.
Wychłodzić w lodówce przez 8-10h.
Wyłożyć durszlak gęstym płótnem i ostrożnie wylać zawartość.
Dać do okapania na kilka godzin.
Osolić ser do smaku
Przechowywać w lodówce pod przykryciem."

Jak zrobić Twaróg?

Indianka raniutko wydoiła swoje mleczne kozy. Mleka jest nieco więcej niż zwykle. Jeszcze z dwa udoje i może będzie ok. 5 litrów mleka - ilości niezbędnej do wyrobu ok. kilograma do półtora kilograma sera białego twarogowego.

Pora przypomnieć sobie jak się robiło twaróg :))) Indianka całe wieki nie robiła twarogu i już jej się temperatury grzania mleka na twaróg zaczęły trochę mieszać z temperaturami grzania jogurtu, więc pora sobie odświeżyć wiedzę :))) Poniżej ciekawy przepis z bardzo ładnej strony na którą warto zajrzeć :)

Mleko już jest, przepis jest, garnek na mleko trzeba opróżnić z wczorajszego obiadu, umyć, wyparzyć i wlać świeże mleko, do którego jutro doleje kolejną partię mleka, aby było z czego zrobić więcej sera. Póki co - Indianka nagrzała wrzątku i moczy w nim naczynia z dodatkiem płynu do mycia. Myje i szoruje, płucze i suszy.

Jak zrobić Twaróg

10 sierpnia 2013
źródło: http://www.greenmorning.pl/jak-zrobic-twarog/

niedziela, 8 września 2013

Niedzielne śniadanie

Dziś na śniadanie Indianka spożyła: ciacho drożdżowe z dodatkiem dżemu dyniowego oraz świeży jogurt kozi.

Jogurt kozi

Pogoda piękna, słoneczna – trzeba ogrodzenie dokończyć przerabiać i nakosić trawy królikom i drobiowi.

sobota, 7 września 2013

Wielkie ciacho


Indianka zrobiła 4 litry jogurtu koziego. Jutro rano będzie gotowy.
Pod warunkiem, że bakterie nie zginęły w zbyt wysokiej temperaturze.
Termometr się zepsuł i Indianka nie jest pewna, czy temperatura mleka nie była za wysoka, gdy do niego włożyła szczepy bakterii jogurtowych. Okaże się jutro rano :))) Taki termometr to spory wydatek. Kosztuje 50zł, z przesyłką to 60-65zł.

Ciasto na ciasto drożdżowe i bułki wyrosło. Pora nałożyć do piekarnika i upiec ciacho na kolację. Do soku z bzu czarnego – będzie jak znalazł.

Indianka piecze wielkie ciacho drożdżowe z dodatkiem dżemu dyniowego. Ciacho jest przeogromne i strasznie się rozrosło J ))). Nie mieści się w piekarniku. Dała ponad kilo mąki, ponad pół litra mleka koziego, ponad szklanę cukru, jajo (bo kury zarwały niesienie jaj po ataku lisa). Ciekawe, co z tego ciacha wyjdzie. Już podnosi ono wieczko, ciekawe świata wokół :)

Kozi jogurt


Taki gęsty jogurt wyszedł Indiance :)) A jaki smaczny! Naturalny! Pycha :)


Jak zrobić kozi jogurt? Kozi jogurt robi się bardzo prosto i przyjemnie :). Zajmuje to w sumie sporo czasu, dlatego jogurt zaliczamy do tzw. slow food'u czyli do żywności domowej praco i czasochłonnej. 

Najpierw raniutko doimy kozę :). Następnie cedzimy mleczko przez gęste sito. Wlewamy odrobinkę wody na dno nieprzypalającego garnka i zagrzewamy wodę do stanu wrzenia. 

Wlewamy w ten wrzątek mleko kozie i mieszamy często drewnianą łopatką po dnie, aby mleko nie przywarło do dna garnka. Podgrzewamy mleko do temperatury 80-90 stopni Celsjusza. Zlewamy wyparzonym kubkiem lub chochlą do wyparzonych słoików. Nakrętki słoików też muszą być czyste i wyparzone.

Studzimy mleko do temperatury 37 - 45 st. C. Do wystudzonego mleka dodajemy wcześniej kupiony świeży jogurt naturalny w proporcjach 1:10 (1 porcja jogurtu na 10 porcji mleka). 

Mleko z odrobiną tego jogurtu mieszamy, szczelnie zamykamy i odstawiamy w ciepłe miejsce na kilka godzin - najlepiej około 6 godzin. Dobrze jest owinąć słoje ręcznikiem i kocem lub wstawić do wiadra z ciepłą wodą taką o temperaturze około 37 stopni i przykryć, aby dłużej utrzymać ciepło w wiadrze. 

W ciepłej temperaturze bakterie zawarte w jogurcie zaczną się namnażać i mleko pod ich wpływem zamieni się w smaczny jogurt kozi :) W za niskiej temperaturze mogą zacząć mnożyć się niedobre bakterie, dlatego warto utrzymywać optymalną temperaturę ok. 30 - 34 stopni Celsjusza. 

Po kilku godzinach mamy gotowy kozi jogurt. Nie powinien dojrzewać w cieple dłużej niż 9 godzin, bo skwaśnieje za szybko. Najlepiej wstawić go wieczorem do dojrzewania po to by na rano był gotowy do jedzenia. Można do jogurtu dodać przecier owocowy lub sok i wymieszać tworząc w ten sposób jogurt owocowy :) 

Niezjedzony od razu jogurt należy wstawić do lodówki. Jogurt po zrobieniu nieotwierany może stać do 2 tygodni w lodówce. Po otwarciu należy go przechowywać w lodówce i zjeść w ciągu dwóch dni.

Jogurt Indianki wyszedł gęsty jak serek homogenizowany :) Smaczny :)

środa, 21 sierpnia 2013

Mleczko i jajeczko

Produkty z własnego gospodarstwa Indianki

Indianka postanowiła zapełnić swoją lodóweczkę produktami z własnego gospodarstwa permakulturalnego. Podstawa to kozie mleczko i kurze jajeczko :)

Jest też pyszny dżemik jabłkowy z czarnym bzem. W najbliższym czasie postara się też zrobić kozi ser. Oj, jak dawno go nie robiła! :) Pora odświeżyć swoje umiejętności serowarskie :) Chlebek mleczny upiekła. Smakowo bardzo dobrze się komponuje z powidłami Indianki.
Co dzisiaj na obiad? Młoda pokrzywa a la szpinak z czosnkiem i sosem na bazie mleka koziego oraz gotowane ziemniaki.

Jak dobrze pójdzie – uda się jej zamienić piłę na młynek zbożowy i przewracarkę do siana. Jest duża szansa :) Tylko musi obejrzeć towar zanim się zdecyduje na tę zamianę. Czeka na foto od kontrahenta. Kontrahent gdy się dowiedział, że Indianka ekolog, to zagotował się i powiedział, że jeśli Indianka jest jedną z tych, co obwodnicę Augustowa blokowali, to on towaru Indiance nie przywiezie :)))

"Nastałem się jak głupi w tych korkach!" - utyskiwał.
"Niestety, ale mnie tam nie było. Nie ruszam się ze swojego gospodarstwa. Działam lokalnie.
Prostestowałam przeciwko wiatrakom przemysłowym i wyrzynaniu starodrzewia w mojej okolicy. A co do dróg - to akurat też walczę o drogę dojazdową na moją kolonię - od wielu lat. Teraz to pan tu dojedzie, ale jesienią, zimą i wiosną - na pewno nie. Także może pan tu  śmiało jechać teraz, tylko najpierw proszę o te zdjęcia dla upewnienia się czy tego właśnie chcę i czy towar mi się spodoba"

Kury po tym jak dzisiaj je wypuściła z rana i zdradziecko zaczęły nieść jaja w chaszczach i zakamarkach stajni – zostały ofuknięte, zwabione do kurnika, a maruderki wyłapane i całe kurze towarzystwo z wyjątkiem kurczaków siedzi zamknięte w kurniku i ma powiedziane, że jaja mają nieść w gniazdach w kurniku! Jest zamówienie na jaja i jaja mają być zniesione w przyzwoitej ilości, a nie gdzieś po krzakach marnowane! Indianka kurom naniosła do kurnika do skubania pokrzywy, gruszek, ziemniaków i pszenicy. Głodne nie są – już się dzisiaj naskubały trawy na dworze i najadły żabami. Trzeba je kilka dni przetrzymać w kurniku aby sobie dobrze zakodowały gdzie należy nieść jaja i wypuszczać na łąkę dopiero jak się wyjają wszystkie.

Co do ptaszydła – dostała wici ze Szczecina, że to może być rybołów – odmiana orła która głównie poluje na ryby, ale nie pogardzi także gąsiątkiem, więc trzeba na ptaszydło uważać.
Kicia dostała mleczka, bo ma kocięta i musi je karmić swoim kocim mlekiem. Po kozim mleku kicia swojego mleka będzie miała mnóstwo dla maluszków.

Maluszki rosną w oczach. Z każdym dniem wizualnie większe :)

Perlica Indiankę atakuje i dziobie po nagich nogach. Indianka ma całe nogi pokaleczone. Pierwszym ptakiem który zginie z ręki Indianki na jej rancho będzie perlica :). Niech tylko Indiankę głód przyciśnie i chęć mięsa ogarnie ;)

czwartek, 17 stycznia 2013

Kutia

Na jutro Indianka zaplanowała sobie zrobić kutię. To będzie jej pierwsza kutia. Indianka jest podekscytowana, bo to będzie jej pierwsza, prawdziwie słowiańska potrawa :) Sięganie do korzeni ma w sobie coś z magii :)
Znalazła poniższy przepis tu: http://www.przepisy.net/kutia-przepis-na-kutie/

Składniki:
  • 1 szkl. maku
  • 1 szkl. ziaren pszenicy (można ją zastąpić pęczakiem)
  • 1 szkl. miodu
  • 10 dag posiekanych orzechów włoskich
  • 10 dag posiekanych migdałów bez skórki
  • 5 dag daktyli
  • 5 dag fig
  • kandyzowana skórka pomarańczowa
  • 2 szkl. mleka
  • 2-3 łyżki sparzonych rodzynek

Przygotowanie:
Pszenicę zalewamy na 24 godziny zimną wodą. Po tym czasie zlewamy wodę, a pszenicę płuczemy. Znów zalewamy czystą wodą i gotujemy do miękkości (ok. 40 min.). Cedzimy na sitku. Co jakiś czas należy pamiętać, aby widelcem lekko wymieszać ziarna (by się nie skleiły).
Mak płuczemy czystą wodą na sitku o małych oczkach, a następnie zalewamy 2 szklankami wrzącego mleka. Gotujemy ok. 10-15 min. Po tym czasie mak należy przepuścić przez maszynkę 2-3 razy lub utrzeć w makutrze. Można też użyć gotowej masy makowej (Ma mniej bakalii, dlatego należy ją o nie wzbogacić.)
Miód należy rozpuścić z odrobiną wody, dodać do niego zmielony mak, sparzone rodzynki, bakalie oraz skórkę z pomarańczy. Mieszać makową-bakaliową masę z pszenicą. Dekorujemy łamańcami (przepis niżej). Podajemy schłodzone (odstawiamy do lodówki przynajmniej na 2 godz. przed podaniem).

Drugi przepis na kutię:

KUTIA - składniki
- 20 dag łuskanej pszenicy, 
- 20 dag maku, 
- 200 ml miodu, 
- po 10 dag migdałów, orzechów włoskich i rodzynków, 
- 4 suszone figi, 
- 4 daktyle, 
- 1/2 laski startej wanilii, 
- starta skórka z 1 cytryny, 
- 50 ml rumu lub brandy, 
- migdały do przybrania.
KUTIA - sposób przygotowania
Pszenicę dokładnie płuczemy, moczymy w zimnej wodzie ok. 3 godziny, odcedzamy i zalewamy wrzątkiem. Gotujemy pod przykryciem na małym ogniu aż będzie miękka (ok. 3 godz.).
Mak płuczemy, zalewamy wrzątkiem i gotujemy na małym ogniu ok. 15 minut. Osączamy i trzykrotnie mielimy.
Rodzynki moczymy w rumie, resztę bakalii kroimy w paseczki. Pszenicę łączymy z makiem, miodem, dodajemy startą skórkę cytryny, wanilię i bakalie.
Jeszcze raz mieszamy i odstawiamy do lodówki na ok. 4 godz.

Na obiad Indianka przygotowała frytki z paluszkami rybnymi. Włoch zjadł. Tym razem nie grymasił.
Odnośnie chleba wyjaśnił Indiance, że Włosi nie mogą żyć bez chleba.
"Włosi, także Francuzi i Hiszpanie - my wszyscy nie możemy żyć bez chleba" - zakomunikował Indiance, tym razem bez focha na twarzy. Tym razem miał nawet pogodnego promieńca na twarzy.
"Wiesz, my kosmici z Polski - my też bez chleba nie możemy żyć." - uświadomiła obcokrajowca Indianka.
"Na ogół jemy chleb rano na śniadanie i wieczorem na kolację. A wy, Włosi?" - zapytała.
"My Włosi jemy chleb tylko rano." - odrzekł Włoch.

czwartek, 11 października 2012

22 Słoje



                                                 Indianka dumna ze swoich przetworów :)

Indianka usmażyła i zasłoikowała 22 słoje dżemu. Uff... Przyjechało kolejne puste 50 słoi które też trzeba zapełnić...



Indianka pozdrawia "kozę" i inne zapracowane gospodynie :)


środa, 3 października 2012

Bogactwo Jogurtów! :)


Wyszło w sumie 17 słoiczków i pojemniczków z jogurtem. Maleńkie i średnie. Nawet w plastikowych pojemnikach się jogurt ładnie ściął. Teraz pora schłodzić i jutro można jeść.
Nie polecam sprawdzania smaku w trakcie dojrzewania jogurtu. Jest naprawdę paskudny, zwłaszcza te początkowe fazy dojrzewania. Trzeba odczekać do końca procesu. Tym razem jogurt robiłam nie 12 godzin, ale 17 godzin. Ciekawe, jaki w smaku będzie. Jutro zdam relację :)
Podczas wyrobu tej partii jogurtu tym razem mleka nie zagotowałam, a podgrzałam do 86 stopni Celsjusza. Do każdego słoiczka włożyłam ździebko jogurtu i zalałam mlekiem o temperaturze ok. 40 stopni. Następnie ulokowałam słoiczki i pojemniczki na gorących garach stojących na piecu i tak przestały 17 godzin.

Jogurt Kozi Indianki

Śniadanerek

Na śniadanie: świeży chlebek, biały serek i zielony koperek. Słodziutki dżemik oraz jajeczko.
 
Tylko herbata zwykła ze sklepu, no, ale mięta się suszy na strychu na zimę...
 
Brak mięska. hmm... Trzeba będzie kupić od jakiegoś farmera świeżynę... Badaną oczywiście :)

wtorek, 2 października 2012

Dżem Gotowy!

Zrobiłam 6 słoi dżemu jabłkowego... wow... wyszedł przepyszny :) Tylko takie będę robić :)

Smaczny i słodziutki – wiadomo kto słodził ;) Jeszcze zostało mi dżemu na parę, góra 3 słoiki.

Już spać mi się chce, ale spróbuję dokończyć te słoiki i jeszcze chleb trzeba zrobic na jutro...



Okay, po dorobieniu kilku słoików razem wyszlo 9 słoików, słodziutkiego, pysznego, rozplywającego się w ustach dżemu. Pycha! No i jeszcze miseczka dżemu na jutro do świeżutkiego chleba, który już się piecze... Jedenasta w nocy! Pora spać!

Narobiłam się jak dziki osioł - jutro śpię do południa :)

Jogurt Gotowy!

A właściwie ma teraz dojrzewać do jutra rana :) Rano, tak za jakieś 12 godzin będzie gotowy... Tymczasem bateria kilkunastu słoiczków przykryta ręcznikiem wygrzewa się na gorącym garnku stojącym na piecu...

Ser Gotowy!

Twaróg kozi już w lodówce się chłodzi. Na jutro rano na śniadanie będzie gotowy :)

Pora na jogurcik. Mleko na jogurcik stygnie na stole w kuchni. Indianka raz po raz niecierpliwie sprawdza temperaturę, Czy już? Jeszcze nie! Za gorące mleko. Rządki słoiczków zaprawionych jogurtem czekają na mleczko o odpowiedniej temperaturce circa about 30-40 stopni.

Ostatni jogurt ten sprzed 2 tygodni wyszedł bardzo fajny: gęsty i smaczny. Jak serek homogenizowany. Świetnie się przechował aż do dzisiaj. Można spokojnie przechowywać po 2 tygodnie z tego wniosek. Wtedy Indianka mleko przegotowała, tym razem tylko podgrzała do 85 stopni Celsjusza.

Mus jabłkowy przepyszny. Indianka dokrawa kolejne jabłka. Dużo go jest. Teraz trzeba słoiki domyć, wyparzyć i niebawem musik pakować do słoików. A i sok przydałoby się zlać do butelek.

Więc butelki trzeba wyszorować, wygotować. Lejek do butelek już czysty – suszy się na suszarce.

Jeszcze jakieś mniejsze naczynie, bo Indianka nie da rady zlać sok z miednicy do butelki. Rozleje się jak nic :)

niedziela, 30 września 2012

Jak długo pokrojone jabłka mogą czekać na smażenie i w jakiej temperaturze?

Nakroiłam wiadro jabłek i już nie mam siły rozpalać pieca i ich smażyć. Padam na twarz. Chcę zostawić pokrojone jabłka do jutra. Wsypałam cukier i przykryłam przykrywką. Czy można je przetrzymać do jutra zanim się zacznie smażyć na mus jabłkowy?

czwartek, 12 stycznia 2012

Badanie rynku

Nooo... pora na badanie rynku zbytu :))) czyli inaczej mówiąc - popytu :)
"popyt" swoją nazwę chyba wziął od "popytam tu, popytam tam" ;))
A "podaż"? Ile dasz, tyle podasz :))) Ile podasz, tyle jest do kupienia, czyli podaż :)
Ja podaję Wam na talerzu agroturystykę na Mazurach Garbatych, a Wy popytujecie co i za ile :)))
Zatem śmiało - do ankiety przystąp.
Drodzy czytelnicy!
Ilu z Was byłoby skłonnych dać 20zł za nocleg na Rancho na Mazurach Garbatych?
Ilu wysupłałoby dodatkowe 5zł czyli razem dałoby za nockę 25zł?
Ilu machnęłoby się i rzuciło 30zł za nocleg na Rancho?
A ilu wyrwałoby sobie z kieszeni 40zł?
Ilu zaszalałoby i dałoby 50zł?
I co za tę kwotę oczekujecie? Jaki komfort? Jakie bajery?
Co was kręci w agroturystyce rodzimej???

Widząc w komentarzach, że jest temat wyżywienia, to właśnie - jak to widzicie?
Wolicie sami gotować czy zapłacić gospodyni za całodzienne wyżywienie czy poszczególne posiłki?

Ile bylibyście skłonni zapłacić za całodzienne wyżywienie.
Jakiego się wyżywienia spodziewacie? Czy to ma być 100 procent własny wyrób, czy dopuszczacie udział niedrogich a smacznych artykułów spożywczych rodem z Biedronki???


Bo tak się składa, że własnoręczny wyrób  np. serów jest bardzo pracochłonny a nawet ryzykowny, bo przy najlepszych chęciach może się czasem ser nie udać. W związku z tym z natury rzeczy takie 100 procent domowe jadło gdzie się wszystko robi od podstaw, np. piecze własny chleb na zakwasie, wyrabia świeży ser, jogurt, kefir i gotuje wszystkie potrawy po zupy w sposób naturalny a nie z proszku - takie jadło musi kosztować drożej niż to masowo produkowane dla dyskontów.


Na wsi dochodzi jeszcze sprawa dojazdu do miasta na zakupy, bo tak się składa paradoksalnie, że wiejskie sklepy są drogie - dużo droższe niż te markety w miastach i mają ograniczony wybór produktów, a także nie zawsze są one świeże. Bywa i jakość tych produktów wybitnie chemiczna np. pomidory są wodniste, bez smaku i gniją po jednym dniu co moim zdaniem wskazuje na sztuczne pędzenie przy udziale spalin - czyli podejrzewam, że te pomidorki są nasączone ołowiem, a ołów to bardzo szkodliwy związek chemiczny - zgoła nieekologiczny...


Zatem ja na ten przykład - wolę robić zakupy w mieście. Większy wybór, świeże i taniej. Ale to wiąże się z kolei z koniecznością dojazdu do miasta czyli 40km razem w obie strony. Ja samochodu nie mam, a taryfa z Olecka na Rancho kosztuje 50zł - więc jeśli mam jechać do Olecka po zakupy - no to ma to wpływ na cenę wyżywienia. No i staram się nie jeździć za często. Targać zakupy PKSem? Autobus nie dojeżdża do mojej wsi. Muszę iść 4km z przystanku do domu


Natomiast warzywka z własnego ogrodu - świeże są i pod ręką, ale same nie urosną. Trzeba się narobić, aby coś urosło. Ja nie mam traktora by zaorać sobie kawał pola i przygotować je pod warzywa. Więc mam malutki ogródek w zasadzie na własne potrzeby, ale biorę z niego warzywa dla moich gości, coby mieli trochę zdrowej zieloności okazję popróbować.


Jaja? Jeśli kury moje znoszą jaja - to są to prawdziwe jaja od prawdziwych kur wypasionych na zielonych łąkach i pszenicy. Żadnych tam udziwniaczy im nie podaję. Gdy kozy mają dużo mleka - czasem kurom daję tego mleka lub serwatki.


Kozy jeśli mają mleko to jest to pełnotłuste pełne mleko. Latem najsmaczniejsze, bo wtedy kózki zjadają zieloną soczystą trawkę i to mleko słodsze jest.


Reasumując, ile bylibyście skłonni dać za wyżywienie i jakiego się spodziewacie?
Proszę śmiało. Wezmę pod uwagę.
Pozdro,
Indianka

poniedziałek, 5 września 2011

Abonament spożywczy


Barbara opowiadała o tym, jak to we Francji funkcjonują małe gospodarstwa rolne. W Polsce małe gospodarstwa padają, zastępują je wielkoobszarowe latyfundia na których często rosną cherlawe orzechy posadzone pod dopłaty, a kasa z dopłat płynie wprost do kieszeni właścicieli ziemskich, którzy nawet nie są rolnikami, a we Francji małe kilkuhektarowe gospodarstewka z pomocą państwa fracuskiego i systemów wsparcia chłopów małorolnych – świetnie sobie radzą, produkując zdrową żywność wprost na rynek fracuski.
Natomiast u nas w tradycji jest gnojenie chłopów małorolnych takich jak Indianka i odmawianie im jakiegokolwiek pomocy i wsparcia.
Dziadek Indianki też był gnojony przez komuchów, którzy go co roku na wiosnę, gdy najwięcej roboty w polu zamykali w pierdlu w ciemnej piwnicy wypełnionej lodowatą wodą, bo po pijaku pluł na Stalina (na mordercę 10 milionów chłopów sowieckich) i nie chciał wszystkiego co wyprodukował w swoim gospodarstwie oddawać za darmo komuchom z miasta, którzy go regularnie nachodzili i podpierdali co się dało, tak, iż niekiedy nawet mu ziarno na siew zabierali, więc chłopina nie mógł nawet pola własnego obsiać zbożem, a do tego jeszcze musiał pole za darmochę obrabiać pegieerom, gdzie i Babcia straciła zdrowie pracując ponad siły odrabiając pańszczyznę dla komuchów z partii czerwonej.
Natomiast gospodarstwa rolne we Francji są hołubione. Dopieszczane troskliwie. Rząd francuski dba o francuskiego chłopa, bo rozumie, że rodzimy produkcja rolna jest w jego interesie. Małe gospodarstwa ekologiczne są zrzeszone w grupach producentów rolnych, do której zgłaszają się konsumenci z miast, którzy pragną nabywać tą drogą świeżą, zdrową żywność wprost od producentów z pominięciem pośredników.
Dzięki temu systemowi, konsumenci uzyskują regularne dostawy świeżych warzyw i nabiału wprost od drobnych farmerów do domu, a ponieważ w tym handlu  są pominięci zakichani pośrednicy – konsumenci otrzymują towar z pierwszej ręki i to towar wysokiej jakości i tańszy niż w sklepie, mimo wysyłki pocztą lub kurierem.
Farmerzy dzięki temu systemowi zyskują stałe i pewne źródło zarobkowania na wytworzonych produktach rolnych i mogą spokojnie planować uprawy.
Farmerzy w razie nieurodzaju nadal otrzymują comiesięczne wpłaty z abonamentu lub korzystają z jednorazowej opłaty konsumenta za cały rok dostaw. Po prostu w czasach klęsk urodzaju wysyłają mniej warzyw i owoców lub wcale o ile ich nie mają, za to w czasach wysypu owoców i warzyw – nadrabiają zaległości i wysyłają konsumentom więcej produktów. Specyfika działalności gospodarstwa rolnego jest taka, iż są okresy dużego wysypu warzyw i owoców czyli latem, a są też okresy martwe takie jak zima, kiedy z reguły produkcja warzyw i owoców zanika na ten czas, za to nadal ma miejsce produkcja zwierzęca i nadal rolnik z czegoś musi żyć i płacić pieprzone rachunki. Zdarzają się też lata, gdy owoce lub warzywa słabo obrodziły z uwagi na złe warunki klimatyczne lub z uwagi na atak chorób lub szkodników na rośliny. Jednak konsumenci nie muszą się obawiać o swoje obiecane produkty, gdyż mają podpisaną długofalową umowę z farmerem na dostawę produktów rolnych i jest tam klauzula, że jeśli w danym roku nastąpi klęska urodzaju i nie będzie warzyw lub owoców, to w kolejnym gdy warzywa i owoce obrodzą, Konsumenci dostaną ich znacznie więcej, z nawiązką.
Indiance pomysł abonamentu się podoba i postanowiła zastosować tę ideę na gruncie polskim. Wobec tego powyższego, oferuje swoje warzywa i owoce oraz nabiał a także mięso kozie (na zamówienie mięso cielęce), dla osób z miasta, które byłyby skłonne podpisać z nią umowę na stałe dostawy produktów rolnych wprost z jej gospodarstwa.
Szczegóły są do omówienia via email: RanchoRomantica@vp.pl
W tym roku Indianka ma niewiele warzyw i owoców oraz nabiału, ale jeśli dostanie zastrzyk gotówki w tym roku, w przyszłym postara się wyprodukować w/w produktów znacznie więcej.
W przeszłości miewała dużo mleka koziego i przetworów z niego, mnóstwo jaj, mleko krowie i przetwory z niego, mięso wołowe i kozie, natomiast nie miała dostatecznego zbytu na swoje produkty, więc ograniczyła produkcję do minimum na własne potrzeby.
Jednak Indianka jest w stanie wyprodukować dostatecznie ilości jadła dla kilku rodzin z miasta, a po zakupie traktora – dla kilkudziesięciu. By to zrobić, musi mieć motywację w postaci zabezpieczonego dochodu z produkcji produktów rolnych, po to by móc zainwestować w wynajem ciągnika do obróbki pola pod warzywa (by były warzywa w następnym roku na wiosnę prawidłowo pole trzeba zaorać już w tym roku na jesieni, a wcześniej wywieźć na nie tony obornika by użyźnić to pole).
 Reasumując, Indianka jest zainteresowana podjęciem współpracy z bezpośrednimi odbiorcami jej produktów rolnych i podpisaniem stosownym umów po uprzednich konsultacjach z danymi konsumentami.
Osoby zainteresowane proszę o kontakt na email: RanchoRomantica@vp.pl
Pozdrawiam mazursko – z rejonu noszącego miano: „Zielonych Płuc Polski” – rejonu gdzie jest produkowana najzdrowsza żywność w Polsce i Europie!
Tu jest tak czysto tj. powietrze i natura tak czysta, że nawet żywność produkowana metodami nieekologicznymi jest sto razy bardziej ekologiczna niż żywność produkowana w skażonej ciężkim przemysłem i szkodliwymi związkami metalu Zachodniej Europie!
Byli u mnie Francuzi i zajadali się moimi warzywami z wielkim smakiem!
Plujcie na przemysłowe owoce i warzywa – kupujcie od drobnych chłopów małorolnych – pomijajcie chciwych pośredników, którzy koszą największą kasę na handlu żywnością. Rolnik tyra za psie grosze. Jabłka skupują od niego po 30 groszy za kilogram, a w sklepie wystawiają do sprzedaży nawet po 3zł/kg. Olejcie pośredników – kupujcie u polskich chłopów, którzy ciężko tyrają na swoich gospodarkach całymi dniami by wyprodukować cokolwiek. Praca rolnika to bardzo ciężka praca. Szanujcie ją i szanujcie nas.
Wspierajcie rolnika polskiego – zacznijcie od wsparcia biednej , przepracowanej Indianki, której niesprawiedliwi urzędnicy odebrali dopłaty mimo produkcji metodami ekologicznymi i mimo ciężkiej harówy na roli i biedna nie ma za co skończyć remontu domu i kupić ciągnika ani rekultywować sadu po stratach…