sobota, 13 sierpnia 2016

Siąpi 4

Drodzy czytelnicy zapewne przewidują, że Indianka dziś sadziła sadzonki ;)
Otóż nie :) Dla odmiany trenowała konie :) Wkręciła trzy oczka w pień potężnego dębu, coby sprawnie i łatwo wiązać konie. Naprawiła porwane kantary. Pozakładała koniskom. Przywiązała trzy konie do drzewa, a z czwartym zaczęła ćwiczenia. Była:
1. praca na lonży
2. chodzenie w ręku po długiej ścieżce z funkcją "stop"
3. akceptacja siodła

Dwie klacze, te bardziej podszkolone, gładko doszły do etapu noszenia siodła.
Najlepiej rokuje Dakota, która w tym roku była trenowana przez dwa miesiące.
Ona najlepiej reaguje na komendy i body language :)

Indianka pracowała z końmi w sumie 5 godzin. Przed nią jeszcze ok 20 dni intensywnych treningów. Dziś zrozumiała, że nauka postępowania z koniem i jazdy konnej, to nauka harmonijnej i klarownej komunikacji z koniem za pomocą głosu, gestu oraz ruchu ciała. Nauczyła się też wiązać konie w bezpieczny sposób, umożliwiający szybkie uwolnienie konia gdy sytuacja tego wymaga.

Bravo Indii! Bravo Ty! :)))

10 komentarzy:

  1. Mój dziadek mieszkał na wsi i jak pamiętam, sam uczył konie nosić uprzęż, a co za tym idzie, pracy w polu. Ja myślę, że poradziłabyś sobie i Ty.Powoli , nie od razu ,ale miałabyś lżej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko Twój dziadek zapewne miał flegmatycznego, zimnokrwistego konika. Takiego łatwiej nauczyć i operować nim w polu, niż temperamentnym angloarabem. No, ale skoro Indianie amerykańscy umieli oswajać i ujeżdżać dzikie mustangi, to i ja spróbuję :)

      Usuń
  2. Wszyscy rolnicy na wsiach kiedyś mieli konie. I oni sami te konie przysposabiali do ciągnięcia wozu i sprzętów rolniczych. Tak że dla chcącego nic trudnego, o ile się mniej więcej wie co i jak. Najpierw koń uczył się chodzić w uprzęży, bez obciążenia, po jakimś czasie doczepiano obciążenie, np. oponę i na sam koniec takiego przyuczania które trwało kilka tygodni przyprzęgano do wozu, najlepiej z koniem który umiał chodzić w wozie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wszyscy rolnicy na wsiach kiedyś mieli konie.I oni sami te konie przysposabiali do ciągnięcia wozu i sprzętów rolniczych."

      Tak, wiem, wiem. A jak koń stawiał opór i nie chciał pracować, dostawał wpierdol :)))
      Ja wolę swoje konie łagodnie uczyć, bez użycia siły.
      O ile Dakota chętnie pracuje, o tyle Indiana stawia opór.
      Wychodzi obcesowe podejście do konia pięknego Brazylijczyka. Kobyła była zbyt raptownie przez niego zajeżdżona i teraz buntuje się. Zniechęcił ją do pracy swoim chamstwem.

      Usuń
  3. Jestem może laikiem w tej sprawie , nie może, a na pewno, ale z tego ,co,pamiętam, dziadek nigdy koni nie bił, a swój cel osiągał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie przypominam sobie, a moje dzieciństwo upłynęło na wsi, gdzie rodzina konie miała, by ktokolwiek te konie batożył czy w inny sposób się znęcał. Konie pracoway w polu, ciągneły wóz, jeździło się do miasta na zakupy wozem, wóz się parkowało, i się szło na zakupy. Konie nigdzie nie szły tylko stały gdzie je zaparkowano (bez wiązania). No i te konie, mimo że nie przyuczane do jazdy na nich, normalnie dawały na sobie jeździć, nie raz nie dwa wujek z pola wracał na koniu, zostawiając tam brony czy inny sprzęt. My, dzieciaki, też jeździłyśmy na oklep (siodeł nikt wtedy nie miał) na łąkę, czy je stamtąd przyprowadzałyśmy.

      Usuń
  4. Brawo dla Twojego dziadka, Mario! Oby wszyscy tacy dziadkowie i chłopi delikatnie do koni byli.
    Ja zaś nie raz i nie dwa widziałam jak chłopi prali swoje kobyły. Nawet łepek z Kujaw, co tu przyjechał na próbę zimą, co niby miał mieć podejście do koni i umiejętność powożenia - okazało się, że po kryjomu prał moje konie :(

    OdpowiedzUsuń
  5. ElaPe1, spróbuj wsiąść na niezajeżdżonego konia gorącokrwistego ;) Np. anglo-araba, albo konia pełnej krwi angielskiej.
    Jest duża różnica między flegmatycznymi końmi zimnokrwistymi,
    a pobudliwymi końmi gorącokrwistymi :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Konie u mojej rodziny a także te, które mieli okoliczny gospodarze, (woj. zach-pom) nie były końmi zimnokrwistymi. Były to konie w typie pospiesznoroboczym, a więc w typie koni wielkopolskich. Nasza ulubiona kobyłka była mieszanką fjorda z takim koniem pospiesznoroboczym. Dziadek po wojnie dostał nawet od państwa czy też kupił konia kawaleryjskiego. Ten koń za cholerę nie chciał ciągnąć wozu, i jak kiedyś dziadek pojechał do miasta to utknął w połowie drogi i ani w te ani we wte. Wprzągł go z wozu, wsiadł i w 5 minut znalazł się w domu. Koń wreszcie był w swoim żywiole.

    Na żadnego konia nieprzygotowanego do wsiadania, w tym także na zimnokrwistego, się nie wsiada bez uprzedniego jego przygotowania do tego wsiadania.

    OdpowiedzUsuń

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!