środa, 23 maja 2018

Strzyża w sierpniu 2015


Indianom zostały ostatnie owce do ostrzyżenia.
Kamyk nie chciał Indiance przytrzymać owiec do strzyżenia na wiosnę. Dopiero wtedy wziął się za strzyżenie, gdy został wygnany.

Foto z 8.08.2015 roku.

Indianka

Moje zwierzęta na moim polu

Foto z 24.05.2015 roku.

Indianka

Popracowane w domu i ogrodzie

Popracowane dzisiaj było w biurze solarnym i ogrodzie indianskim. Odblokowała dostęp do internetu i już jako tako działa. Także ogród ogarnięty jako tako. Teraz Indii senna, a tu trzeba się w papiery wgryźć i dowalić wrogom z grubej rury za krzywdy jej wyrządzone. Dzisiaj nie da rady. Zbyt śpiąca.

Indianka

Delegalizacja obywateli RP w toku

Łachudry należy delegalizować. Jestem za tym jak najbardziej!
Brawo MSWiA!

https://drive.google.com/drive/mobile/folders/13NuKq3-3bJG0OuTgGMHbbdkrk1s5NF5T


Indianka

Wniosek o zmianę zarządu Fundacji Molosy Adopcje na zarząd komisaryczny

MSWiA


Wniosek o zmianę zarządu Fundacji Molosy Adopcje na zarząd komisaryczny

W związku z nielegalnym wtargnięciem na moje gospodarstwo,  stworzeniem zagrożenia życia i zdrowia moich zwierząt poprzez zagnanie ich do uszkodzonej obory, kradzieżą moich zwierząt w środku nocy, niehumanitarnym ich transportem, kilkutygodniowym głodzeniu w szopie bez wody i paszy, wnoszę o delegalizację tego przestępczego tworu lub o zmianę zarządu na zarząd komisaryczny. 

Indianka

Wczoraj popadało

Indianka doszczętnie zmokła wracając rowerem z Olecka. 
Była wczoraj w prokuraturze w Olecku. Złożyła zeznania w sprawie kradzieży jej zwierząt. 

Deszcz cieszy w kontekście podlanych łąk i ogrodu.
Dzisiaj trochę sobie odpocznie po wczorajszym rowerowym wysiłku i pójdzie siać i sadzić.

Konie, owce i koza na zroszonej łące z wyraźnym smakiem zjadają trawę.

Indianka zastanawia się nad tym, czy jej zrabowane owce mają dostęp do pastwisk. Niepoi się o nie w kontekście informacji o ich odwodnieniu i głodzeniu w szopie przez fundację Molosy Adopcje.

Indianka

Więzienie farmakologiczne

W Polsce są łamane podstawowe prawa człowieka.
Zmusza się zdrowych, samodzielnie funkcjonujących ludzi do badań wbrew ich woli.

Od kaprysu i woli tzw. biegłych, zależy ludzkie życie.

Ja nie zgadzam się, by za mnie jacyś biegli i sędziowie dowolnie interpretujący fakty i dowody, podejmujący decyzje wg swojego często skrzywionego widzimisie, decydowali za mnie o moim zdrowiu i życiu, o tym, czy mam prawo żyć na wolności, czy umieszczą mnie przemocą w więzieniu farmakologicznym i  zaburzą psychikę i umysł psychotropami, rozpuszczą mózg chemikaliami siłą wciskanymi, zrobią kalekę.

Niniejszym zaskarżam przepisy dopuszczające stosowanie więzienia farmakologicznego do Trybunału Konstytucyjnego.

Indianka

wtorek, 22 maja 2018

Konie pod nadzorem

Moje zadbane, czyste, najedzone i kochane przeze mnie konie, zrelaksowane i zdrowe, odrobaczone - znajdują się w mojej zagrodzie, pod moim nadzorem. Nie ma absolutnie żadnych podstaw prawnych do wywozu zwierząt. 

Jeśli Fundacja Molosy Adopcje znów ukradnie moje zwierzęta, znów złamie prawo. Kradzież to przestępstwo kryminalne.
Każda instytucja, która weźmie udział w kradzieży mojego dobytku, złamie prawo. Zgłoszę to do Prokuratury Krajowej i polecą złodzieje ze stołków. 

Indianka

Do wiadomości:
wójt Gminy Kowale Oleckie - Krzysztof Locman
Darusz Salamon, PIW Olecko
Komendant KPP Olecko
Elżbieta Kozłowska Molosy Adopcje

Ocalałe owce i koza są w świetnej kondycji

Ta koza obecnie daje jednorazowo 3 litry mleka.
Nie ma szans, by koza zagłodzona dawała tyle mleka! Zagłodzona koza w ogóle mleka nie daje!
Zarówno moje owce jak i kozy w dniu grabieży były w świetnej kondycji. Tak jak te przedstawione na niniejszym zdjęciu dwie owce i koza.
Foto z 16 maja 2018 roku.

Indianka

Kozłowska z Fundacji Molosy Adopcje złamała prawo


Na mocy ustawy o ochronie zwierząt, zwierzęta bez nakazu sądowego można wywieźć tylko w sytuacji zagrożenia życia.
Takiej sytuacji nie było. Zwierzęta były pod moją opieką, na moim gospodarstwie, zdrowe, najedzone i napite. Żaden budynek nie ma naruszonej konstrukcji nośnej i nie grozi zawaleniem, łącznie z tym mocno uszkodzonym. Nie ma zakazu użytkowania budynków.

Zwierzęta przebywały większość czasu na dworze.
W momencie wtargnięcia fundacji, znajdowały się na łąkach i podwórku. Miały swobodny dostęp do paszy i wody.

Kwestia wałęsających się psów była wcześniej zgłoszona do Urzędu Gminy Kowale Oleckie. Jeden bezpański pies atakujący owce został odłowiony w kwietniu. 

Na gospodarstwie nie było zwłok, ani dogorywających, zagłodzonych lub ciężko chorych zwierząt.

Nie było podstaw do wywiezienia zwierząt i Elżbieta Kozłowska miała to powiedziane i doskonale o tym wiedziała, że łamie prawo.

Żadne zwierzę nie było zbadane przez obecnych na farmie.
Psy były w domu i z domu bez badania czy oględzin zostały wyrwane.

To była i jest chamska grabież pseudo pro-zwierzęcej fundacji.

Darczyńcy, przestańcie finansować bandytów i złodziei, bo i do waszych domów się kiedyś włamią i wasze kotki i pieski z domu wam wywiozą, a was fałszywie oskarżą o znęcanie się i przy grubym mataczeniu lokalnej kliki, wsadzą was do pudła.

Chcecie pomagać, to pomagajcie hodowcom i właścicielom zwierząt, którzy tej pomocy potrzebują. Fundacje to pasożyty przeżerające datki na ratowanie zwierząt. Tylko niewielka część datków idzie na pomoc zwierzętom. Nie ma racjonalnej pomocy zwierzętom przez fundacje. Kradną zwierzęta ludziom, by zarobić grube tysiące na obdukcji i zbędnych, kosztownych badaniach zamiast np. dokupić paszy treściwej czy opłacić kowala czy np. wstawić okna i drzwi, uszczelnić istniejący budynek.

Uprowadzone zwierzęta fundacje celowo przetrzymują w chujowych warunkach, by pogorszyć ich kondycję do naciąganej obdukcji. Robią to dla kasy, a nie dla dobra zwierząt.

Nabijacie pazernym oszustom z fundacji ich prywatne konta, a sytuacja zwierząt się pogarsza.

Ukochane zwierzaczki swoich właścicieli tracą dom i trafiają w bezduszne ręce biznesmenów, którzy zarabiają na przetrzymywaniu zwierząt niemałe pieniądze, po 1500 zł miesięcznie od ukradzionego konia. "Ratowanie zwierząt" to lukratywny biznes, a nie działalność charytatywna. 

Indianka

ps. Sylwia, proszę wklej post na grupę:
Afery, bezprawie, przemoc systemowa

#SprawaDlaReportera
#MolosyAdopcje

poniedziałek, 21 maja 2018

Porządki

Dzisiaj cały dzień przy porządkowaniu różności w domu, przed domem, w stajni, na polu.
Z pola trzeba było zabrać przewrócone, stare, zmurszałe słupki, żeby konie się nie potykały o nie gdy galopują.
Z podwórka i stajni sprzątnąć nawóz koński. 
W domu pozmywać talerze. W ogrodzie posadzić lilie.

Indianka

Protokół??? Od złodziei???


Jaki protokół??? Od kiedy to złodzieje dają protokoły z kradzieży???
Złodzieje załadowali owce w środku nocy i wywieźli!
Pseudo pro-zwierzęca fundacja nie zostawiła żadnego papieru.

Nikt na miejscu nie badał żadnego zwierzęcia.
Psów w ogóle baby z fundacji nie widziały.

Konie w dzień widziały tylko w oddali na łące i nie chciały podejść do nich, bo dobrze wyglądały. Dopiero nocą po ciemku obławę na moje skarby urządziły.

Owce i kozy za dnia wyglądały normalnie, żadne zachudzone czy odwodnione. Moje zwierzęta nie są trzymane w szopach, tylko swobodnie spacerują po zagrodzie i łące, gdzie mają dostęp do stawów i paszy.

Indianka

ps. Jestem zablokowana na Facebooku, ale czytam posty z mojej tablicy i grup oraz stron moich.
Nie mam pojecia za co zablokowana i jak długo to potrwa.
Tutaj za to nie jestem :)
Za to lubię bloggera :) Nigdy mnie nie blokuje :)

niedziela, 20 maja 2018

Opinia o bardzo dobrej kondycji moich zwierząt pod moją opieką

Byli dziś u mnie na farmie Niemiec i Włoszka. Frank i Patrycja.
Patrycja doskonale rozumie, jak działa mafia i czemu żaden z lokalnych weterynarzy nie chciał zrobić obdukcji moim ocalałym z pogromu zwierzętom. Tchórze nie chcą zadrzeć z Salamonem, z lokalnym układem mafijnym!

Cudzoziemcy widzieli konie, owce i kozę oraz psa z bliska.
Potwierdzili, że moje zwierzęta są w bardzo dobrej kondycji.
Potwierdzili pisemnie. Podpisali się pod swoim oświadczeniem, po tym, jak osobiście przyjrzeli się wszystkim moim zwierzętom. 

Jest to cenny dla sądu dowód braku podstaw do wywozu zwierząt przez złodziejską fundację. Dwoje obcych cudzoziemców wyraziło swoje obiektywne opinie. Super! :)

Indianka

Horror w rocznicę Konstytucji 3 Maja



Horror w rocznicę Konstytucji 3 Maja


Dnia 2 maja 2018 roku, po południu poszłam przed farmę na południową miedzę poprawić pastuch elektryczny. Ledwo wyszłam i poprawiłam sznurki, nagle nadjechało gestapo NWO.
Trzy auta: radiowóz osobowy, biała kosztowna bryka szemranej fundacji i wypasiony wóz terenowy inspektora weterynarii.

Oczywiście nikt wcześniej do mnie nie raczył zadzwonić i uprzedzić o tejże jakże nieprzyjemnej wizycie. No bo nie chodziło, żeby mnie uprzedzać, aby wizytować czy aby cokolwiek wyjaśniać. Chodziło o bezczelną grabież mojego inwentarza w świetle niby prawa.

Na miejsce przybyły następujące osoby:
Białym kosztownym autem za 400.000 złotych:
Dwie panie z fundacji Molosy Adopcje: Elżbieta Kozłowska i jej koleżanka (brunetka)
Towarzyszący im jak go określiły „wolontariusz” - wytatuowany rosły właściciel schroniska dla koni, Kamil Jacak.

Radiowozem policyjnym, osobowym: dzielnicowy Paweł Warsiewicz oraz policjant Krystian Ułanowski.

Eleganckim, drogim wozem terenowym pan inspektor PIW Olecko, Kornel Laskowski.

Wypasione auta bogaczy zrobiły na mnie tym większe wrażenie, iż biedna ja od 15 lat jeżdżę do Olecka i z powrotem na rowerze, jako, że mnie nie stać na auto. Wszystkie środki jakie miałam, zawsze pakowałam w gospodarstwo, które wymaga ogromnych nakładów. Na auto nigdy nie starczyło.

Ad rem! Przybyli państwo z miejsca mnie zaatakowali oskarżeniem, że wpłynął donos, iż rzekomo znęcam się ze szczególnym okrucieństwem nad moimi ukochanymi zwierzętami i w związku z tym, fundacja je zabiera.

Zamurowało mnie. Jak to? Na jakiej podstawie prawnej? Pani z fundacji Molosy Adopcje (w tym czasie nie wiedziałam z jakiej, gdyż się nie przedstawiła) wspomniała coś o ustawie o ochronie zwierząt.

Jaki przepis tej ustawy naruszyłam i w jaki sposób? Pani Kozłowska (wówczas nie wiedziałam, jak się nazywa, bo się nie przedstawiła) nic nie odpowiedziała, tylko nachalnie wdarła się na moje gospodarstwo w asyście ww osób w tym policji i inspektora Laskowskiego.

Moje pytania skierowane do obecnych dotyczące tego, jak się nazywa fundacja i kto wydał decyzję o zaborze moich zwierząt, pozostały bez odpowiedzi. Pani Kozłowska tylko odpowiedziała na moje protesty co do wtargnięcia na moją posesję, że ja tutaj nic nie mam do gadania, bo ona wchodzi i tyle, a policja jest tu po to by jej to ułatwić.

Policjanci powiedzieli, iż są przydzieleni tej fundacji do asysty podczas zaboru moich zwierząt.
Inspektor Laskowski zaś był także przydzielony do asysty dla fundacji, skierowany do pracy przez swojego szefa, inspektora PIW Olecko, Dariusza Salamona.

Przybyłe osoby wdarły się na moje gospodarstwo.
Gdy weszliśmy na podwórko, na podwórku leżały pokotem moje owce i wypoczywały. Odpoczywały po godzinach pasienia się. Leniwie żuły treść swoich żołądków. Kozłowska zagnała je do uszkodzonej stajni i zrobiła im zdjęcia w środku. Sfotografowała też uszkodzoną stajnię.

Druga stajnia, ta w dobrym stanie, nie bardzo ją interesowała. Weszła co prawda do niej, ale fakty oczywiste negowała. W dniu jej przybycia, w stajni znajdowała się gruba warstwa suchej, czystej słomy. Kobieta skwitowała, że to dwa metry gnoju i choć stajnia była pusta w tym momencie, dodała, że zwierzęta stoją w gnoju po kolana.

W stajni poza suchą, czystą ściółką, znajdowało się kilka bel siana dobrej jakości.
Kobieta z fundacji zarzuciła, że siano jest zgniłe.

W stajni znajdowały się także lizawki solne dla zwierząt. Tego nie raczyła dostrzec.

Wyszliśmy na podwórko. Pani władczym gestem wyciągnęła do mnie rękę naciskając:
„Paszporty! Nie masz?? Konie są kradzione! Zabieram konie!”

Oczywiście zaoponowałam, wyjaśniając, że to są wszystkie moje konie, które się tutaj w większości urodziły.

„Nie masz dowodu, że to są twoje konie, więc je ukradłaś i ja je zabieram'.
Obecny inspektor Laskowski, który od lat kontroluje moje gospodarstwo i setki razy widział tu moje konie, nie zareagował.

Oczywiście, kobieta nie ma prawa fałszywie mnie oskarżać o kradzież, bez jakichkolwiek dowodów.
Brak paszportów, to nie jest dowód kradzieży i przesłanka do wywozu zwierząt, i ta pani doskonale o tym wie. Zastraszając i terroryzując mnie w ten sposób, złamała prawo.

Następnie pani Kozłowska oświadczyła, że zwierzęta są głodzone, nie mają paszy objętościowej ani treściwej, i że to jest znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem.

Zaprotestowałam, że przecież jest w stajni pasza, na łące rośnie trawa, a w domu mam jeszcze paszę treściwą. Pani zażądała wejścia do mojego domu. Nie miałam ochoty tego agresywnego, roszczeniowego indywiduum wpuszczać do mojego prywatnego domu, tym bardziej, iż sobie uzurpowała prawo łażenia po całym moim domu włączając w tym piwnicę, gdzie jak twierdziła, gdzie według niej leżą odgryzione przeze mnie łby królików.

Poprosiłam zastępczo by do środka domu wszedł inspektor Laskowski. Laskowski zażądał eskorty policjanta Krystiana Ułanowskiego.

Weszli obaj. Pokazałam im 7 worków paszy treściwej, pozostałość z ostatniego zakupu tony owsa i jęczmienia. Razem naszym oczom ukazało się 350 kg paszy treściwej. Laskowski zapisał, że jest 140 kg.

Wyszliśmy na pole, gdyż kobieta z fundacji zarzucała mi, że zwierzęta nie mają dostępu do wody.
Podprowadziłam ich pod pojemny zbiornik wodny zabezpieczający wodę na długie tygodni suszy.
Płynie w nim bieżąca, czysta woda wypływająca z ziemi. Zwierzęta gospodarskie i dzikie piją z tego źródła wodę od setek lat.

Pomimo, że woda jest w zbiorniku czysta i orzeźwiająca, Kozłowska nazwała tę wodę „płynącą gnojowicą”. Wszyscy moi sąsiedzi poją swoje bydło ze stawów i rzek i tam nikt ich nie szykanuje, o czym doskonale wie inspektor Laskowski. Tymczasem inspektor Laskowski usłużnie w stosunku do fundacji, złapał za telefon i zaczął obdzwaniać moich sąsiadów wypytując ich, czy nawożą swoje pola gnojowicą. Według niego nawożenie sąsiednich pól gnojowicą, miało przesądzać o tym, iż woda w wodopoju jest brudna. Nie zrobił badania wody, absolutnie nie. Tylko pomówił moją wodę o zanieczyszczenie. Przy czym wodopój jest zasilany głównie wodami opadowymi spływającymi z pól, gdzie gnojowicy nie stosowano, nadto zanim woda opadowa dotrze do dreny, jest filtrowana przez grube warstwy piachu i zanim dotrze do wodopoju, jest czyściutka.

Obecni nie przyjęli do wiadomości, iż na terenie gospodarstwa jest w sumie 7 oczek wodnych, trzy cieki wodne. Większość oczek wodnych nie ma połączenia z polami sąsiadów, a ja nie stosuję nawożenia na moich łąkach.

Łąki są nawożone naturalnie poprzez żerujące moje zwierzęta.

Przy takiej ogromnej ilości wody, gdzie zwierzęta same wybierają skąd wodę pić, piją swobodnie kiedy chcą, oskarżono mnie o niepodawanie zwierzętom wody!

Woda w moich zbiornikach jest czysta. Potwierdzają to żyjące w nich kijanki wodne i drobne rybki.
Jest to woda naturalna, taką jaką zwierzęta dzikie i gospodarskie piją tu od setek lat, a zapewne i tysiącleci.

Niestety okazało się, iż woda naturalna jest wodą wstrętną zarówno fundacji, jak i inspektorowi.
Jednak inspektorowi Laskowskiemu nie przeszkadza, iż zwierzęta np. sąsiadującego Naruszewicza piją wodę z jego brudnych stawów rybnych, do których spływają ścieki z pól oraz do których szczają wędkarze łowiący odpłatnie ryby w tych stawach. Tam kontroli i zaboru zwierząt nie będzie, bo chodzi o to, by zniszczyć moją hodowlę i gospodarstwo.

Bardzo wredna była też reakcja pani Kozłowskiej z fundacji niby pro zwierzęcej, gdy demonstrowałam mój wspaniały wodopój wykopany w zeszłym roku przeze mnie moim ukochanym zwierzątkom. Wskazałam, że dbam o moje zwierzęta i ich dobrostan, gdyż wszelkie dotacje jakie do mnie docierają inwestuję w jego poprawienie, i tak, sama nie mając w domu komfortu bieżącej wody (mam zepsutą hydraulikę, potrzaskane rury wodne) natomiast zainwestowałam w zeszłym roku 3 tysiące złotych w pogłębienie płytkiej kałuży i zrobiłam zapas wody moim zwierzętom na cały rok, w tym na wypadek suszy. Moim zwierzętom zabezpieczyłam wodę nawet na całe suche lato. Choćby woda wyschła wszędzie, to w tym wodopoju zawsze będzie, gdyż napływa zawsze nowa.

Reakcja Elżbiety Kozłowskiej z pseudo fundacji pseudo pro zwierzęcej:
„To ja to zgłoszę ten zbiornik do nadzoru budowlanego, że go nielegalnie wykopałaś.”

Doprawdy, zamiast się cieszyć, że zwierzęta są zabezpieczone w wodę na cały rok, baba chce donosić??? Co to za osoba w tej fundacji siedzi i udaje miłośniczkę zwierząt???

Gdy staliśmy nad tym wodopojem, i ja protestowałam, oburzona ich oszczerstwami typu:
„znęca się ze szczególnym okrucieństwem, bo nie podaje zwierzętom wody” co jest absolutnym, absurdalnym oszczerstwem, pan pseudo wolontariusz pozwolił sobie na uwagi ad persona typu:
„Tobie bolca potrzeba”.

Stojący obok policjanci nie reagowali na takie obrażanie mnie. Stali tuż tuż, wszystko słyszeli.
Gdy zwróciłam im uwagę, że ci ludzie mnie obrażają, dzielnicowy Warsiewicz powiedział, że on nic nie słyszał. Ten drugi policjant też „nic nie słyszał”.

Napastnicy oświadczyli, że moje zwierzęta będą zabrane.
Protestowałam oczywiście. Na łące nieopodal, w blasku Słońca, pasły się moje śliczne konie.
Wyglądały cudownie.
„Podejdźmy do nich i obejrzyjmy je z bliska, jak ślicznie i zdrowo wyglądają.
Nie są w żaden sposób zaniedbane, ani nie mają ran, śladów bicia, katowania itp.” zachęcałam.
Rabusie nie byli zainteresowani podchodzeniem do moich koni. Z daleka było widać, że wyglądają świetnie, nie ma żadnych oznak zagłodzenia, odwodnienia, bicia, katowania, krępowania.
Zwyczajnie, że nie ma żadnych podstaw do zaboru na podstawie ustawy o ochronie zwierząt.

Prosiłam też osobno policjantów, by podeszli ze mną do koni. Odmówili. Powiedzieli, że oni są tutaj tylko jako eskorta, nie znają się na koniach i podchodzić nie będą.

Odrzekłam, że nie trzeba się znać, aby zobaczyć, czy koniom sterczą kości i zwierzęta chwieją się z głodu na nogach, nie trzeba się znać na koniach, aby zauważyć ewentualne rany czy ślady bicia.
Panowie policjanci nie chcieli pomóc, nie chcieli być obiektywni. Oni przybyli na moje Rancho tylko jako bezrozumna eskorta, siła zbrojna do okradzenia mnie z mojego majątku.

Psów w ogóle nie widziano, bo były w domu. Koni z bliska nie oglądano. Owiec nie badano. Żadnego zwierzęcia konającego lub ciężko chorego nie zastano. Żadnych szczątków zwierząt nie odnotowano.

W stajni, na polach i w domu pasza. Zwierzęta wszystkie w dobrej i bardzo dobrej kondycji, zadbane, kochane, przez zimę przezimowane na 60 belach dobrej jakościowo paszy i tonach paszy treściwej, ze swobodnym dostępem do wody i stajni przez całą dobę – ot tak postanowiono ukraść pod przykrywką ustawy o ochronie zwierząt.

















sobota, 19 maja 2018

Różana sobota


Sobota minęła w ogrodzie, na sadzeniu róż i próbie uspokojenia znerwicowanego napadem i grabieżą serca. Indianka martwi się o swoje bezpieczeństwo i swoich zwierząt. Boi się, że mafijni złodzieje ukradną jej piękne konie. Martwi się o owce krzywdzone przez bandycką, bezwzględną fundację i wójta łajdaka. Nie wiadomo, co im tam jeszcze robią, aby wyglądały na zaniedbane i bite :(((

Brunhilda urzędowała dziś w ogrodzie nad rzeką, gdzie urządziła sobie kącik rekreacyjny i obiadowy.
Tam sobie pichci posiłki.

Brunhilda udziela się w ogrodzie codziennie. Kopie grządki.
Indianka zaś sadzi rozmaite sadzonki i wysiewa warzywa.
Ogród powoli się zapełnia. 

Chamskich zbirów z Olecka i Kowal na razie nie widać. 
Nie widać też uprowadzonych chamsko owiec i kóz.
Nad farmą wisi smutek i niepokój.

Indianka

Horror w rocznicę Konstytucji 3 Maja

Horror w rocznicę Konstytucji 3 Maja

Dnia 2 maja 2018 roku, po południu poszłam przed farmę na południową miedzę poprawić pastuch elektryczny. Ledwo wyszłam i poprawiłam sznurki, nagle nadjechało gestapo NWO.

Trzy auta: radiowóz osobowy, biała kosztowna bryka szemranej fundacji i wypasiony wóz terenowy inspektora weterynarii.

Oczywiście nikt wcześniej do mnie nie raczył zadzwonić i uprzedzić o tejże jakże nieprzyjemnej wizycie. No bo nie chodziło, żeby mnie uprzedzać, aby wizytować czy aby cokolwiek wyjaśniać. Chodziło o bezczelną grabież mojego inwentarza w świetle niby prawa.

Kontakt via Facebook

Tych, którzy chcą mnie wesprzeć w odzyskaniu ukradzionych przez bandycką fundację zwierząt moich, proszę o kontakt via:

https://www.facebook.com/izabella.redlarska

Animal Agency of the Blue Cross Blue Crescent

Pagórkowaty, ogrodzony teren do jazd na Mazurach


11 hektarów urozmaiconego terenu do jazd, z naturalnym wodopojem.
Teren ogrodzony siatką i pastuchem elektrycznym.

Indianka

Indiana de Rebelle gotowa do treningu

Przyjęła siodło, jeźdźca, ciągała kłodę. 
Mądra klacz matka, lider stadka. Chętna do pracy, ciekawska.
To od jej imienia przyjęłam przydomek "Indianka".

Foto z 7.05.2016

Indianka