sobota, 16 stycznia 2010

Drzwi

Dziś dzień drzwiowy. Naprawiliśmy drzwi do boxu ogiera i zrobiliśmy oraz wstawiliśmy dodatkowe drzwi na ganek. Na dworze mróz trzaskający, ale na ganku zrobiło się przytulnie. Nowe drzwi wyglądają niezwykle malowniczo.

piątek, 15 stycznia 2010

Proste patenty

Już wcześniej Agata wspominała o gorących gumowych kaczkach lub butelkach wkładanych do łóżka.
Zadzwoniła Mum i to samo doradziła. Agatka nalała gorącej wody do zwykłej, plastikowej butelki po napoju i dała taką dwulitrową butel Indiance do łóżka. Grzeje! Nagrzała łóżko i kołdrę i grzeje w stopy... Jak miło...
Dziś w domu nie tak zimno – piec słabo, ale grzeje. Gdyby nie trzeba było wietrzyć chałupy po każdym podładowaniu drewnem pieca, to by było dużo cieplej w chałupie.
 
Wczoraj w nocy Indianka dostała takiego ataku kaszlu i tak pękała jej głowa, że nie wytrzymała i włączyła na noc grzejnik olejowy. Pomogło, ale grzejnik to za droga impreza. Trzeba piec doprowadzić do pełnej mocy. W przyszłym tygodniu ma być kominiarz... Jutro Indianka spróbuje dostać się do wędzarni. Gdzieś klucz musi być.
 
Poza tym myśli Indianki krążą wokół alternatywnych sposobów zapewnienia sobie ciepła w domku...

Zimowe porządki

W domu zimno, ale jak się człowiek rusza, to tak nie czuje tego zimna lub mniej. Wczoraj Indianka porządkowała dokumenty, Agata myła okna, a August układał żerdzie. Dzisiaj podobnie.

środa, 13 stycznia 2010

Una bomba

Za oknem minus 18 C. Pora na radykalne środki. Indianka zrobiła wybuchową pochodnię: owinęła długi, cienki badyl swoim ongiś ulubionym wełnianym sweterkiem aktualnie zżartym przez mazurskie mole, a stanowiącym sfilcowaną pamiątkę ze Szkocji... Westchnęła wspominając ekscytujące czasy zamorskich podróży i ciekawych morskich szkoleń ratunkowych i przeciwpożarowych... To wtedy nabyła ten sweterek. W uroczym szkockim miasteczku zwanym Aberdeen. Wielki, luźny był i cieplutki z cudownej znakomitej jakościowo wełny... Długo był ulubionym swetrem Indianki, w czasach gdy pracowała jako stewardesa na statkach sejsmicznych... A i potem też...

Sweterek po latach marnie skończył w paszczękach mazurskich moli. Ostatnie jego zadanie ambitne było. Posłużył jako zapalnik do komina... ;))) Indianka nasączyła nawinięty starannie na badyl sweterek benzyną. Zrobiła też loncik, ale nie był potrzebny. August wcisnął głęboko w przewód kominowy pochodnię. Indianka podpaliła końcówkę innego długiego badyla i przytknęła do sweterka. Pochodnia zapaliła się mocnym, zdecydowanym ogniem, ale na szczęście nie wybuchła. Mocny ogień oblizał ściany komina i zapalił sadzę.

Indianka i AAcze wyszli przed dom by sprawdzić czy sadze wypalają się. Sadze paliły się aż miło. Komin buchał gęstym dymem. Komin drożny! Uradowani ludzie weszli do chaty, by rozpalić ogień w piecu. Rozpalili i... skończyła się radość. NADAL NIE MA CIĄGU! Co jest nie tak???

Musi być gdzieś jakaś nieszczelność, która powoduje osłabiony ciąg. Indianka z Augustem sprawdziła otwory w piwnicy. Sprawdziła i uszczelniła. Nadal nie pomogło. Ze Szczecina zadzwonił tato Indianki – stary Siux ;)))
Uświadomił Indiance, że w strychowej wędzarni może być także jakaś dziura. No, Indianka się tam za dnia wybierze. Także do sąsiedniego pieca w pokoju obok. I tam może być dziura. Piec kuchenny i komin czysty – przyczyna braku odpowiedniego ciągu musi tkwić w dziurze. Teraz tę dziurę trzeba znaleźć. Jutro ciąg dalszy poszukiwań.

Kominiarz

Indianka wreszcie dodzwoniła się do kominiarza. Kominiarz rzekomo zajęty – dopiero za tydzień może przyjechać. W domu ledwo 9C i poprzeziębiani ludzie, marniejące rośliny pokojowe... Jutro ma być na dworze minus 20C. Spadnie temperatura w domu... Trzeba na dach osobiście!


Przemeblowanie

Indianka powoli zdrowieje. Organizm osłabiony, ale mózg pracuje niezmordowanie tryskając dziesiątkami pomysłów na godzinę. Ganek ocieplony – desek nie ma, by go od wewnątrz obić, więc będą nabite żerdzie.
August wycina siekierą odrosty i samosiejki nad stawem. Cienkie są, ale jakby je gęsto nabić, to spełnią swe zadanie, a do tego efekt plastyczny będzie ciekawy. Żerdzie zanim trafią na ściany ganku zostaną poddane obróbce przez kozy, których zadaniem będzie okorowanie żerdzi. Drewno nieokorowane jest atakowane szybko przez pasożyty, które żerują wpierw pod korą, następnie toczą całe drzewo. Kozy zatem będą miały uciechę, bo zimową porą kora drzew smakuje im wybornie. Kora drzew jest źródłem witamin i garbników, które kozy potrzebują do prawidłowego trawienia.
 
Agata umyła już zamrażarki i podłogę w jej i jej chłopaka pokoju. Teraz myje drzwi wejściowe do domu.
Wczoraj Indianka zarządziła totalne przemeblowanie. Razem z Augustem zniosła zamrażarki i lodówkę do piwnicznej kuchni. Na parterze zrobiło się luźniej, ale nadal jest zagracony, więc dziś ciąg dalszy przemeblowania i porządkowania.
Kufer Indianki wybebeszony z ciuchów i przeniesiony do jej sypialni i umyty. Ciuchy przeglądane i składane inaczej niż były, coby się nie odbarwiły na miejscach pierwotnych zagięć.
 
Pogoda piękna, więc August został oddelegowany do cięcia żerdzi, Trzeba naciąć materiału na te ścianki gankowe.
Jutro ma być ostry mróz, więc dziś trzeba podziałać na dworze, póki ładna pogoda i temperatura znośna. Na termometrze na zewnątrz minus 9C w cieniu, w słońcu w którym pracuje August – kilka stopni cieplej. Nawet się zagrzał. „Tylko się nie rozsuwaj” – doradziła Augustowi Agata... ;) „Tak, tak – nie rozsuwaj się” – dodała Indianka... ;) August się uśmiechnął: „No, nie rozsuwam się”  ;) ...
 
Wczoraj po przytarganiu do piwnicy ogromnych zamrażarek i wysokiej lodówki z niemałym, a wręcz karkołomnym trudem i cyrkową zręcznością – Indianka nabrała ochoty na wykonanie drzwi do kuchni piwnicznej. Jak pomyślała tak i wykonała je społem z Augustem. Efekt zadowalający. “Nawet ładnie te drzwi wyglądają” rzekł August. Indianka dechy na te drzwi kupiła dwa lata temu. Takoż dwa lata temu je przeszlifowała i pomalowała lakierobejcą na piękny, ciepły rudawo-czerwonawy kolor. Drzwi osobiście wykonane z prawdziwego drewna cieszą podwójnie, tym bardziej, że rzeczywiście pięknie się odcinają od bieli kuchni piwnicznej...
 
Kuchnia piwniczna w zasadzie już urządzona. Jeszcze trzeba będzie dokładnie podłogę umyć i można by tu gotować na gazie lub na prądzie, bo kuchni opałowej tu na razie nie ma, chociaż dojście do przewodu kominowego jest, bo tu był parnik podłączany ongiś, no ale temperatura w kuchni piwnicznej jest obecnie za niska by stać i gotować. Za to latem będzie w sam raz do gotowania. No i w trakcie remontu parterowej kuchni, z musu będzie się na dole gotowało. Kiedy remont kuchni parterowej? Nie ma dopłat, nie ma kasy na materiały, nie ma też dojazdu do gospodarstwa, ale są w kuchni tynki do skucia, parapety do wyklejenia, więc i tak jest co robić.

wtorek, 12 stycznia 2010

Kamienne domy

Indianka latem będzie miała do remontu stare, kamienno-gliniane obory, więc cieszy się, że trafiła na forum ludzi, których pasjonuje ta sama tematyka... Warto dzielić się swymi doświadczeniami, by uniknąć popełnienia błędów i by znajdować optymalne rozwiązania nurtujących budowniczego dylematów...

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Ganek ocieplany

August zabrał się za ocieplanie ganku wełną mineralną, którą Indianka kupiła i przywiozła przed świętami. Indianka i Agata z doskoku mu pomagały. Ścianki ocieplone. Pora ocieplić dach ganku. To już jutro. 


Ścianki i sufit trzeba będzie obić deskami, ale to już później, gdy Indianka dostanie dopłaty, bo aktualnie kasy niet. Nie ma też dojazdu do gospodarstwa – zawalony śniegiem. A może by tak kupić krajzegę i narżnąć desek z własnego drewna? Co prawda u Indianki prawie nie ma szlachetnych drzew, jest tylko olcha, no ale i olchą można by obić te ścianki... Krajzega to byłoby optymalne rozwiązanie: oszczędność na kupnie desek z tartaku i transporcie ich na gospodarstwo, możliwość docinania na bieżąco tylko tyle ile akurat potrzeba, wygodne cięcie drewna i gałęzi na opał i przede wszystkich niezależność i wygoda w dostępie do taniego budulca. Olcha to słabej jakości drewno na deski, bo łatwo pęka i się odkształca, ale świeżo ścięta i przybita się trzyma, poza tym jest bardziej odporna na warunki atmosferyczne niż sosna itp.  


Obecnie to i tak zwykłe dumanie, bo Indianka nie ma możliwości kupienia krajzegi do tarcia desek, ani operowania piłą spalinową, która ostatnio wysiadła. No i w przypadku cięcia grubych drzew trzeba by najpierw wystąpić o pozwolenie i za nie zapłacić. Do wycinania gałęzi, odrostów i młodych samosiewów pozwolenia nie trzeba. Są to cięcia sanitarne, niezbędne do utrzymania ziemi w dobrej kulturze rolniczej. Naciętych gałęzi starczy do ogrzania domu. W lesie Indianki leży też wiele samoistnie opadłych gałęzi i gałązek, są wiatrołomy, trafiają się uschnięte kikuty drzew - w pierwszej kolejności najpierw to drewno trzeba zagospodarować z pożytkiem dla gospodarstwa i domu.



Co prawda sąsiadujący tubylcy rżną drewno kiedy chcą, jakie chcą i ile chcą i to nie swoje, ale państwowe i nikt ich za to nie ściga i nie karze, ale zapewne gdyby Indianka ścięła nielegalnie jedno swoje drzewo, to zawistni szabrownicy donieśliby do Gminy, a gminiarze nie omieszkaliby przyczepić się do Indianki i wymierzyć karę grzywny za nielegalną wycinkę. Gminiarze pobłażają miejscowym, zasiedziałym osadnikom i patrzą przez palce na ich wykroczenia i inne rozmaite grzeszki, a nowych osadników nienawidzą i tępią.


Gdy lokalne pijaczki nie mają za co się nachlać, to bezczelnie podsypują solą w samym środku wsi wielkie, stare, szlachetne, wartościowe drzewo i taki zabytek przyrody usycha. Następnie piszą wniosek do Gminy o zgodę na wycinkę tego zatrutego, suchego drzewa. Dostają zgodę i ścinają to ukatrupione drzewo, a jego drogocenne drewno sprzedają, a za zarobioną kasę chleją do upadłego.

niedziela, 10 stycznia 2010

Zapchany komin

To już 10 dzień nowego roku jak komin chatki Indianki poważnie szwankuje.
Nie ma ciągu jak należy i chałupa niedogrzana. W piecu ledwo się tli. Prawie nie ma ciągu.
Pora wezwać kominiarza. Trzeba na dach.




Przeczyścić komin próbowałam starym indiańskim sposobem, który do tej pory działał tj. mocno rozgrzać piec i przepalić silną strugą ognia i gorącego powietrza komin i wypalić sadzę, która na ogół zapychała komin, ale tym razem chyba się tam coś w środku obsunęło (cegła, lub gniazdo ptasie, a może lód czy zaspa śnieżna) bo prześwit komina jest minimalny i ilość dymu tam z trudem się wydostająca jest zbyt mała by komin rozgrzać i ewentualne sadze wypalić lub lód rozpuścić czy gniazdo spalić. Palimy non stop, ale po Sylwestrze ogień wygasł i od tej pory nie chce się palić. Strasznie się dymi z pieca.

Mam nowy pomysł jak rozgrzać ten komin... ;>
Zrobić bombę benzynową i ją umieścić w kominie, podpalić lont i... :))))
Jutro spróbujemy... ;>


A tak na poważnie, to ma być podpalony badyl owinięty szmatą umaczaną w benzynie czyli coś jakby pochodnia włożona w przewód kominowy od strony pieca.

A tu znalazłam podobne i alternatywne pomysły:
http://forum.info-ogrzewanie.pl/lofiversion/index.php?t472.html

Szczotę i stalową linkę mam, obciążnika nie ma, ale myślałam o zastosowaniu np. obciążonej lodem lub piaskiem puszki. Tyle że na spadzistym dachu leży warstwa śniegu i ja tam na pewno nie wejdę.
Może August, ale boję się o niego aby się nie ześliznął. Myślałam o tym, by użyć dwóch drabin – jedną do wejścia na dach, a drugą do oparcia na spadzistym, zaśnieżonym dachu by po niej dostać się do komina.
August uważa, że ta dachowa drabina zjedzie, że ta dolna jej nie zatrzyma swym podparciem.

Dlatego wymyśliłam alternatywny sposób dostania się na dach do komina:  po ganku. Wejść na ganek, zamontować w ścianie szczytowej nad gankiem masywne kotwy z oczkami, przez oczka przepuścić grube, mocne liny mające pełnić rolę szczebli jak w drabinie, po tych szczeblach wejść na szczyt, przeczołgać się po szczycie okrakiem do komina, przywiązać się do komina, wstać i go przeczyścić szczotą z obciążnikiem.

Inna opcja – przywiązać drewnianą drabinę  do kotw zamontowanych w ścianie szczytowej i po niej wejść na szczyt. 




Niestety, dach ganku jest spadzisty, więc oprzeć na nim drabiny tak po prostu się nie da. 

Najpierw Indianka spróbuje ściągnąć kominiarza. Dawno się tutaj nie pokazywał, a ostatnio, gdy był, to był bez narzędzi i nie mógł wejść na dach. Ciekawe po co przyjechał? Zresztą nigdy przy sobie nie ma drabiny kominiarskiej. Ciekawe jak on będzie wchodził po zaśnieżonym dachu bez drabiny, jeśli Indianki ciężka, drewniana drabina okaże się nieodpowiednia. Może znów nic nie zrobi? Poza tym na pewno będzie kwękał, że zły dojazd i nawet jeśli będzie miał ze sobą drabinę, to pewnie nie będzie mu się chciało iść kilkaset metrów, jeśli nie da rady dojechać samochodem. A jeśli już dojdzie to będzie żądał podwójnej albo potrójnej zapłaty. Indianka ceni sobie niezależność i oszczędność. Może warto pomyśleć o zaopatrzeniu się w rozsuwaną, długą kominiarską drabinę z kotwicą? Wtedy kominiarskie usługi będą tu zbędne, a komin czyszczony regularnie i bezpłatnie we własnym zakresie.

sobota, 9 stycznia 2010

Indianka chora

Nadal Indianka chora, ale zabrała do łóżka dokumentację rolniczą i ją porządkuje odpoczywając często, bo się szybko męczy, taka osłabiona jest.



Co prawda Indianka dziś nic od AAczy nie chce – pozwoliła im pospać i odpoczywać, ale August zmobilizował się sam i rozpruł schody na strych chałupy, a teraz je składa.


Agata zainspirowana programem w TV eksperymentuje z kajmakiem. Ciasteczka już upieczone, teraz pora na kajmak... Kajmak na kozim mleku of course... :) 
A wcześniej usmażyła placki ziemniaczane. Też dobre.

piątek, 8 stycznia 2010

Serce

Indiankę boli serce. Musi odpocząć. Dzisiaj chyba AAcze będą musieli sobie sami ugotować obiad. 

Wiele spraw przytłacza Indiankę. Zabierze się za nie stopniowo, po kolei.

* * *
Indianka chora. Chora i osłabiona. Leży i słabym głosem dyryguje z łóżka AAczami. Kazała Augustowi rozebrać klaustrofobiczne, drewniane ścianki na korytarzu. Zrobiło się przestronnie – tak jak lubi Indianka. Ogołocone z cienkiej zabudowy schody na korytarzu wyglądają ciekawie. Te na strych wyglądają tyrolsko, a te do piwnicy – sycylijsko. Przedsmak zagranicy...

czwartek, 7 stycznia 2010

Przemęczona

Indianka przemęczona. Przemęczona i zamyślona... Musi troszkę odpocząć... Nabrać sił...


Na obiad kartoflanka. Do kolacji i na jutrzejsze śniadania Indianka ukręciła majonez domowej roboty do kanapek. Tym razem dużą ilość, bo poprzedni szybko został zjedzony. 


Ostatnie słoiki konfitur zostały napełnione. Będą w sam raz na szarlotkę. Szarlotka zaplanowana na jutro.

środa, 6 stycznia 2010

żerdzie

Indianka kazała Augustowi naciąć żerdzi i wyłożyć nimi włazy na strychy obory i stajni, a następnie rozrzucić na nich grubą warstwę siana. August pochwalił Indiankę za pomysłowość. „Zwykły chłop by na to nie wpadł. Jakby nie miał pieniędzy na zakup desek, to by włazy zostawił otwarte. A Pani wpadła na to jak tanim kosztem ocieplić strychy.” Indianka doceniona. Lubi pochwały ;). Potem wrzucili na strychy dwa baloty, by docieplić oborę i stajnię. Na jutro August dostał wytyczne, jak docieplić pozostałe słabe punkty obory.

Agata wyszorowała kawałek ceglanej podłogi w piwnicy. Nawet ładnie ta podłoga zaczyna wyglądać...

Dziś na obiad Indianka naszykowała medaliony cielęce z cebulką. Zapowiadają się smakowicie...

wtorek, 5 stycznia 2010

Przeziębieni

Dziś Indianka i AAcze dłużej pospali, bo wczoraj przemarzli w stopy i zaczęli kaszleć. Dzień upłynął na domowej krzątaninie.


Na obiad Indianka ugotowała fasolę po indiańsku ;)

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Mróz siarczysty

Zimno. Mróz siarczysty nocą, ale dzień słoneczny był i bezwietrzny. Rano Indianka z Augustem zrobili obrządek zwierzyny i w dom się zagłębili. Agata podłogę w kuchni podziemnej skrobała, August bielił ponownie ściany tejże kuchni, a Indianka sprzątała na strychu i schody na strych i gotowała gulasz w kuchni na parterze. 

Wieczorem Indianka zeszła do podziemnej kuchni zerknąć jak sobie August z gniazdkiem radzi. W okienku piwnicznym przesunął się zwierz. Lis! Jaki wypasiony! Puchaty i okrągły. Wcale się nie śpieszył! Indianka po raz pierwszy widziała lisa z odległości 1 metra. Niesamowite wrażenie...

niedziela, 3 stycznia 2010

Pierwsza Niedziela 2010

Pierwsza niedziela nowego roku... Piękna, słoneczna... Indianka z AAczami nie ustaje w dbałościach o inwentarz. Dziś 3 okienka wymienili. Dwie stajnie dostały po przeszklonym oknie oraz jedno przeszklone okno dostała koziarnia. Ponadto dwa okienka zabezpieczono drewnianymi kołkami przed przypadkowym wytłuczeniem szyb przez konie.


Schody na strych w stajni zostały rozebrane, bo i tak zdewastowane przez konie, a dechy z tych schodów przydadzą się do łatania zniszczonej bramy do stajni. Także bramę do drugiej stajni August podreperował. Ta brama jest w bardzo dobrym stanie – Indianka zrobiła ją osobiście ok. 2 lata temu, ale konie wyrwały dwie dechy i nieco obgryzły krawędzie. Trzeba było nabić brakującą dechę i dobić drzwi, bo się dechy nieco obluzowały i częściowo zeszły z gwoździ.


Na obiad Indianka uszykowała pikantne gołąbki z ziemniakami. Na wieczór AAcze zabrali się za wyrób pizzy. Pewnie świeżo kupiony przez Indiankę specjalny nóż do pizzy zostanie wypróbowany... Fajny ten nóż – to takie kółko na rączce. Chyba do cięcia ciasta na pierogi itp. też byłby dobry...


Szatkownica do warzyw sprawdza się, choć całych cebul nie sieka. Trzeba pociąć cebulę na plastry i te plastry podkładać do szatkowania. Za to frytki wychodzą bardzo szybko i sprawnie. Także czosnek można szybko wstępnie posiekać, aby go dosiekać ręcznie, bo nieco za duże te cząstki wychodzą z szatkownicy jak na czosnek.


Wczoraj Indianka poszatkowała tą szatkownicą ziemniaki na frytki i cebulę na drobną kostkę. Usmażyła frytki na płytkim oleju na teflonowej patelni co nie przypala, dodała cebulkę, wbiła jaja i taki prędki obiadek powstał. 


Pizza wyszła AAczom wyborna, takoż sałatka Indianki do niej... Pycha! Nóż, a raczej kółko do cięcia pizzy sprawdziło się znakomicie... 


Duch domu daje znaki... zepsuł wtyczkę do piekarnika i zwalił badyl zapierający się o bojler...  
Niedawno zwalił talerz Augustowi, rano mało nas nie zaczadził, choć Indiankę obudził w porę...

Indianka zastanawia się, o co chodzi duchowi... Piekarnik używali AAcze, takoż jeden z AAczy zaparł badyl, a drugi wszedł do kuchni, gdy badyl nagle zleciał strasząc Agatę...
Indianka dawniej myślała, że duch odszedł, ale widać wrócił znowu, albo po prostu cały czas tu był i siedział cicho, a teraz gdy obcy zamieszkali z Indianką uaktywnił się ponownie... Ciekawe czemu? Co chce? A może to tylko przypadkowe zdarzenia niezwiązane z duchem?

sobota, 2 stycznia 2010

Prześwietlenie

Indianka z AAczami prześwietlili wysoko drzewa w pobliżu siedliska. Dolne gałęzie zostały odcięte odsłaniając widok na drogę i sad. Prześwietlanie dało też drewno na opał i materiał na trzonki do młotków, siekier, wideł, płozy do sań, wieszaki na odzież itp.

Konie śpią dziś w ciepłym boxie. W dzień mają do dyspozycji otwartą stajnię. Na noc Indianka zabiera je do ocieplonego boxu.

piątek, 1 stycznia 2010

Happy New Year!

Hapy New Year to everyone! :)

Nowy Rok



Indianka i AAcze z okazji Nowego Roku pospali sobie znacznie dłużej. Potem próbowali rozpalić wygasły piec, ale coś nie bardzo palenie szło – być może komin oblodzony lub wymarznięty. Strasznie się dymiło, a nie paliło. Drewno mokre, więc dawało więcej dymu niż ognia.

Indianka zainteresowała się wczorajszym zakupem – ręczną, mechaniczną szatkownicą do szatkowania twardych warzyw. AAcze próbowali jej użyć do szatkowania cebuli, ale nie bardzo to szło. Szatkownica najwyraźniej przereklamowana. Indianka spróbuje jeszcze później nią coś pociąć – może lepiej pójdzie.
***
 
Indianka wieczorem oswoiła szatkownicę. Szatkownica ciacha cienkie plastry cebuli, tnie całe ziemniaki na frytki.
Indianka nacięła dwie miseczki cebuli i miskę frytek. Frytki usmażone i zżarte już. Cebulka będzie na okrasę do pierogów...

Wczoraj Murzynek był upieczon - dziś pożarty ze smakiem... Indianka będąc w miasteczku kupiła sporo kostek margaryny, więc co najmniej jedno ciacho tygodniowo musi być w menu.

Sylwester

Czwartek, 30 grudnia 2009
Indianka ostatniego dnia 2009 roku udała się z rana do miasteczka, by załatwić pilne sprawy w ARiMR.





Autobus sunął śnieżną aleją skąpaną w pełnym słońcu. Drzewa przyozdobione śnieżną szadzią lśniły milionem kryształów. Było ślicznie. Indianka chłonęła piękno mazurskiej ziemi szeroko otwartymi oczyma.



Po dojechaniu do miasteczka pomknęła załatwiać sprawy. Przy okazji poczyniła drobne zakupy, w tym kupiła niezbędny do przykręcenia karniszy śrubokręt.


Wróciła fuksem. Okazało się, że spodziewany PKS nie nadjechał. Zorientowała się, że informatorka na dworcu PKS pomyliła się i błędnie poinformowała o kursie autobusu, w związku z czym Indianka nie ma czym wrócić na chatę. Po 10 minutach nadjechał PKS na Gołdap, więc Indianka załadowała się w niego i podjechała do Stożnego. Stamtąd ruszyła piechotą na Sokółki. Przeszła ledwo kilkadziesiąt metrów, gdy nadjechał dobry Samarytanin ze Stacz – młody ojciec z córcią. Fartem jechał samochodem typu kombi, więc miał miejsce na wózek zakupowy Indianki. Załadował wózek i podwiózł Indiankę do Sokółek. Zadowolona Indianka dała kierowcy na piwko i życzyła pomyślnego nowego roku. Kierowca też złożył Indiance życzenia, a szczególnie życzył, by gminiarze odśnieżali Indiance drogę do jej gospodarstwa :)

Znalazłszy się w Sokółkach, Indianka powiadomiła AAczy, że właśnie wylądowała we wsi i by wyszli po nią.
Tymczasem pociągnęła wózek przez wieś i wyszła na żwirówkę. Nagle nadjechał znajomy i podwiózł Indiankę do dzikiej jabłoni, przy której znajduje się zjazd ze żwirówki i krowia ścieżka przez pole wiodąca do gospodarstwa Indianki. Indianka udała się tą ścieżką ku swemu ranch’u. Po drodze spotkała Aaczy, którzy pomogli nieść przez śnieg wózek z zakupami.


Na podwórku Indianka zorientowała się, że AAcze dzielnie przytargali wszystkie nacięte żerdzie pod stajnię i ułożyli z nich mocny sufit w stajni. Jest tak mocny, że można po nim chodzić. Teraz tylko rozłożyć na nim siano i w stajni zrobi się przytulnie. No, ale jeszcze drzwi trzeba będzie wymienić, bo konie pogryzły je tak skutecznie, że jedno skrzydło zupełnie rozwalone. Indianka nie ma desek na tę bramę, ale ma deski, które naszykowała na zrobienie stołu i półek w domu, więc ostatecznie tych użyje, o ile nie uda się kupić grubych dech w tartaku. Trochę szkoda tych desek na tę bramę, bo i tak są za cienkie, a takie jakie są byłyby idealne na ganek do ocieplenia ścianek... No, ale trzeba koniom nową bramę zrobić... ewentualnie przenieść je do innego boxu z dobrymi drzwiami. To ostatecznie, bo tam gdzie są to mają najwięcej miejsca i dobry dostęp do wybiegu. Póki w miarę ciepło, to zostaną w tym dużym boxie, a w przypadku dużego mrozu przeniesie się je do szczelnego boxu. A może by tak nową bramę z żerdzi sklecić? ;>