środa, 11 marca 2009

Książki i audiobooki

Zostałam zasypana całą furą fantastycznych tytułów książek i audiobooków zarówno polskich jak i angielskich. Ta fura poczeka na późną wiosnę i lato, jako że nasilenie obowiązków farmerskich zaiste narasta lawinowo i Indianka na przyjemności nijak czasu nie będzie miała, no chyba, że w locie – przy okazji posłucha sobie audiobooki od czasu do czasu.

Nastała noc

Nastała noc. Obudziłam się po ciężkim, dziennym śnie. Nie pamiętam, kiedy zasnęłam. Spałam i śniłam o mieście i o nieznanym ukochanym. Obudziłam się pewna, że to już kolejny dzień. Ze zdziwieniem zobaczyłam, że to jeszcze wtorek nie minął i jest wieczór. Nieco doszłam do siebie, ale nadal czuję się osłabiona. Upiekłam sobie grzankę. Resztkę twarogu krowiego zalałam jogurtem i posłodziłam. Dawno nie robiłam twarogu krowiego – zapomniałam jak smakuje. Jak dla mnie to trochę pośmiarduje w porównaniu do twarogu koziego. Wyczuwam taki ostry, nieprzyjemny zapach w twarogu krowim. Twaróg kozi jest dla mnie bezwonny, delikatniejszy, miększy i tłuściejszy w smaku. Zdecydowanie wolę twaróg kozi. Zrobiłam sobie też moją ulubioną herbatę lipton. Dodałam plaster cytryny dla zdrowia. Na koniec żywcem zjadłam ząbek czosnku. Ten naturalny antybiotyk zawsze mnie powala swoją mocą.

Teraz mam chwilę czasu na obejrzenie zawartości paczuszek jakie do mnie dotarły w poniedziałek i pod koniec zeszłego tygodnia. Już się cieszę na te książki i audiobooki...

wtorek, 10 marca 2009

Paka pełna nabiału

Na dziś rano naszykowałam wielką pakę nabiału do wysłania do miasta.
Sery kozie, krowie, jogurt, jaja. Wyszło razem ponad 10kg. Pakę zatargałam przez zaśnieżone pola do drogi, skąd odebrał ją ode mnie listonosz do nadania w miasteczku. Dał mi też list.

Ledwo wróciłam, z drugiej strony nadjechał kurier z drugą paką tym razem dla mnie.
Paka pełna pięknych, sielskich kubków. Kubasy do mleka tak wielkie, że nadadzą się na budynie.

Rozpakowałam naczynia i delektowałam się przez dłuższą chwilę ich urodą rozstawiając je na półkach.

Zjadliwy wirus

Jestem zmęczona, śpiąca, osłabiona i serce oraz gardło mnie boli.
Niedawno byłam wśród ludzi i zarazili mnie jakimś zjadliwym wirusem.
Dopóki nie wyjeżdżam z rancza – całymi tygodniami, a nawet miesiącami jestem zdrowa, żadna grypa mnie nie atakuje. Wystarczy jeden wyjazd do miasteczka – już się jakieś cholerstwo przyczepia i mnie męczy.

Wczoraj byłam w Urzędzie Gminy w sprawie m.in. remontu i konserwacji końcowego odcinka drogi gminnej, tj. tego który biegnie bezpośrednio do mojego gospodarstwa. Znajomy internauta-rolnik mnie podwiózł, bo akurat wracał z miasteczka przez pobliską wieś. Nie bez trudu dojechał na moje podwórko. On i jego brat podwieźli mnie do Urzędu Gminy. Z powrotem wróciłam okazją do Sokólek. W Sokółkach zaszłam do Grabowskich z ofertą sprzedaży koźląt. Trochę tam posiedziałam, bo dziadek Czesław nie chciał mnie wypuścić. Nie mógł się nagadać ;) Jest bardzo schorowany i wiekowy, niepełnosprawny. Potem jeszcze trochę pogadałam z chłopakami, gdy się obudzili po dzień wcześniejszej libacji. Był obecny Mietek i Wojtek. Mietkowi zaproponowałam produkty spożywcze, jeśli mi wiosną pomoże sadzić drzewka. Ma się zastanowić. Zaproponowałam mu 2 jajka od wykopanego małego dołka pod drzewko lub inne nabiały zależnie od ustaleń.

Dzisiaj kurier ledwo dojechał i ledwo wyjechał ode mnie. Widziałam, jak na drodze przed moim gospodarstwem boksował się w błocie przez parę minut zanim wydobył się stąd.

niedziela, 8 marca 2009

Zmęczona niedziela

Jakoś mnie morzy zmęczenie i sen dzisiaj. Nie wiem skąd to zmęczenie. Może zebrało mi się z całego tygodnia. Chyba dzisiaj nie zrobię tego co sobie zaplanowałam, choć do końca dnia jeszcze daleko i może ożyję za jakiś czas.

Rano przyjechało busem z przyczepką konną małżeństwo rolników z Nowinki. Chcieli kupić moje mięsne byczki. Ugrzęźli w błocie przed gospodarstwem. Na gospodarstwo już nie dali rady wjechać. Przyszli na piechotę obejrzeć byczki. Byczki przypadły im do gustu. Chcieli je brać, ale nie mogli wyjechać z błota zwanego drogą gminną. Zadzwonili do sąsiadującego z moim gospodarstwem T.S. który ma kilka ciągników, by ich wyciągnął z błota. Zarozumiały bamber odmówił. Prosili też męża sołtysowej by ich ciągniczkiem wyciągnął. Też odmówił. Siedzieli tam 2 godziny, zanim się w końcu z tego błota jakimś cudem wydostali.

Przypadkiem naszłam ciekawy dysk internetowy, gdzie można lokować swoje zdjęcia, muzykę, filmy itp. Założyłam sobie na nim konto i mam zamiar tam wklejać zdjęcia. Aby tam się dostać, wystarczy kliknąć poniższy klawisz:


sobota, 7 marca 2009

Corrida

Pracowity dzień i dość absorbujący. Obrządek. Odsadziłam byczki od krów wczoraj – dzisiaj całe moje bydło wyło rozdzierająco tęskniąc za sobą i wyrywając się do siebie. Z trudem udało mi się uwiązać oporne krowy.
Próbowałam je wydoić. To była prawdziwa corrida. Na pierwszy ogień poszła Hiacynta. Najpierw próbowałam jej umyć wymiona. Wierzgała bardzo wkurzona. Po pewnym czasie się uspokoiła i dała się spokojnie wydoić.

Gorzej było z Bernadettą. Choć mleko ze strzyków samo jej leciało, to nie dała się dotknąć. Wrednie kopała próbując mnie trafić boleśnie. Nie dawała się ugłaskać. Skrępowałam jej jedną nogę linką, ale niewiele to dało.
Poskrom był niezbędny, ale niefartownie nie dawał się nigdzie znaleźć. Nie było szans, abym ją wydoiła bez poskromu. W ostatnim momencie przyszło olśnienie – przypomniałam sobie, gdzie mogłam go położyć. BYŁ TAM! Był cały czas w oborze, ale kompletnie niewidoczny w ciasnym zakamarku.

Założyłam rozbestwionej krowie poskrom na słabiznę i grzbiet. Powierzgała, ale nie tyle co chciała. Ponownie zaatakowałam jej wymię z mokrą czystą ścierką by umyć jej strzyki i wymię. Po kilku próbach dopięłam swego.

Zdoiłam nieco mleka ze strzyków do przedzdajacza i postawiłam wiadro pod mleko właściwe. Jedną ręką trzymałam wiadro gotowa by je zabrać przy najmniejszej próbie wierzgnięcia łaciatej bestii. Drugą ręką doiłam wielkie, miękkie strzyki. Mleko tryskało leciutko. Aż się chciało doić dwiema rękami i momentami tak robiłam, ale przez większość czasu jednak uważałam na nieprzyzwyczajoną do dojenia krowę, aby mi mleka nie wylała.

Całe szczęście, że od tego momentu, gdy zaczęłam ją ręcznie doić – uspokoiła się całkowicie i skupiła się na żuciu świeżo wyłożonego dla niej siana. Zrozumiała, że nic złego jej nie grozi, że nie ma czego się bać, ale mleka całego nie chciała dać. Zatrzymała je w wymionach, jednak udało mi się większość wydoić, a potem po rozmasowaniu wymion wycisnęłam z niej wszystko co miała.
Na pewno krówce było przyjemnie – moje ręce delikatne i pieszczotliwe – o niebo lepsze od gryzących i szarpiących zębów 4 miesięcznego byczka. Za kilka dni obie krówki całkiem przywykną do mojego dojenia.

Potem wypuściłam byczki, by się napiły i przebiegły. No i nie mogłam ich zagnać z powrotem do ich boxu, gdyż wyrywały się do drugiej obory, gdzie krowy - ich matki - stały i wyły za byczkami. Byczki też wyły – całe moje gospodarstwo godzinami huczało głośnym i tubalnym rykiem mojego emocjonalnego bydła :D

Byczki uparcie truchtały wokół obory, przy okazji spulchniając ziemię wokół tego budynku. To bardzo pożyteczna inicjatywa byczków – skopały mi tym samym sporą grządkę pod warzywa. To doskonałe miejsce zarówno pod względem kaloryczności gleby jak i stanowiska. Do wody ze strumyka też niedaleko. Posadzę na tej grządce warzywa na wiosnę. Gdy już ta rabata będzie mocno skopana (liczę zwłaszcza na konie) posieję tam fajne warzywa i ogrodzę (jeśli kasę zdobędę) gęstą siatką, co by mi żadne zwierzę nie zżarło czy wygrzebało moje utęsknione warzywa. Wymyśliłam jak to szybko zrobić. Plastikową siatkę rozciągnę między ścianami budynku i drzewami i musi się trzymać. Potrzebna mi dłuuuga siatka. Trochę to zakosztuje.

Od wczoraj kwaśnieje mleko kozie na twaróg. Dzisiaj udoiłam około 7 litrów mleka krowiego do osobnego gara i na razie wstawiłam do lodówki do ustania się. Mam zamiar zebrać śmietanę z niego zanim nastawię na twaróg... A może zrobię jogurt? Dawno jogurtu nie robiłam. Już teraz mleka nie zabraknie dla mnie. Może masło zrobię? Klientom będę robić sery kozie – sobie zostawię mleko krowie do prób z serami dojrzewającymi. Jestem zachwycona, że wczoraj przypadkiem w końcu udało mi się znaleźć przepisy na moje ulubione sery: brązowy ser norweski, ser mozzarella i ser pleśniowy. Chyba już mam wszystko co potrzebne do experymentów z tymi rodzajami sera. „Szczęśliwy ten, kto robi ser” :) Muszę przyznać, że experymenty z mlekiem są wciągające... :)

piątek, 6 marca 2009

Dzień szybko zleciał

Dzień szybko zleciał. Rano zostałam dłużej w łóżku by zregenerować siły po wczorajszej wyprawie na rozprawę. Potem śniadanko – jajecznica na podsmażanych liściach kapusty. Następne dorwałam wielkie emaliowane gary i zabrałam się za ich szorowanie, dezynfekowanie i wyparzanie. Tak samo ostro postąpiłam z wiadrem do udoju mleka. Następnie wyszłam z chaty i udałam się na obrządek. Napoiłam i nakarmiłam zwierzynę. Odsadziłam byczki od krów – jutro zacznę doić krowy. Będzie corrida. Muszę poszukać poskrom. Wydoiłam kozy. Mleko zaniosłam do domu i przecedziłam przez bardzo gęste sito. Część mleka użyłam do nastawienia chleba do wypieku. Przeszłam się do młodego sadku sprawdzić jak drzewka przeżyły zimę. Wyglądają na wymarznięte, ale jeszcze wcześnie jest – jest szansa, że odbiją. Poza tym nie wiem jak powinny wyglądać drzewka o tej porze roku. Nie mam doświadczenia. Tylko zgaduję, że wymarzły, bo nie widzę by pąki rosły. Wróciłam do domu i ugotowałam budyń. Teraz mam robić obiad, ale nie chce mi się. Muszę odpocząć troszku. Senna jestem. Dzisiaj strasznie wcześnie się obudziłam i jestem na czuwaniu wiele godzin, stąd to zmęczenie...

Serek dla kolegi

Kolega kupił ode mnie serek na spróbowanie. Serek mu smakuje - jadł dzisiaj na śniadanie i zachwalał :))). Ubawiła mnie rozmowa z nim... :))) Zwłaszcza jego zatroskanie, co ja z takim majątkiem jak 20zł zrobię :))))))

Indianka: Dostałeś ser?
pianista: Super ser. Dzięki. Właśnie jem kanapkę z nim.
Indianka: Smakuje? :)
pianista: Nio. Idę zrobić sobie drugą.
Indianka: haha :))
pianista: smakuje :)
Indianka: No to superrr...
pianista: Bardzo dobry.
Indianka: Można go zjeść tak jak jest, albo posypać ziołami, przyprawami, drobnosiekanymi warzywami lub po prostu cukrem :)
pianista: Dooobre masz kozy i to im muszę podziękować Ty je tylko doisz :)
Indianka: No to nie przeszkadzaj sobie w śniadanku ;))))))
Indianka: A kiedy dostałeś ser? Wczoraj?
pianista: wcoraj :) Napiszę Ci pozytywa :)
Indianka: To szybko dostałeś... :)
pianista: Doobry serek dobry. Powiedz mi jak zainwestujesz te 20 złotych?
Indianka: hahahaha :)))) hahahahaha :)))))))))
pianista: Nie, no, powiedz, powiedz.
Indianka: To widzę, że czujesz się poważnym inwestorem w mój raczkujący biznes serowy :D
pianista: na traktor za malo ale... grosz do grosza...
Indianka: Dołożę do rachunku i zapłacę rachunek :)
pianista: ooo
Indianka: Prozaiczne lecz prawdziwe :)
pianista: To dobrze czyli nie przepijesz - to mi się podoba :)
Indianka: haahhaha :)))))))))) Jaki Ty niemożliwy sknerusss... Kupił pół kilo sera i pyta mnie co ja z tymi pieniędzmy zrobię :D

Moja rodzina ze Szczecina...

... na bieżąco śledzi moje poczynania na Mazurach dzięki internetowi i temu blogowi :)))
Tato właśnie zadzwonił i udzielał mi rad jak mam postępować z obwiesiami tego typu co ci podejrzani handlarze bydła, którzy mnie ostatnio nawiedzili na rancho... ;)))

Fajny ten internet :)))). Przydatny :)

Miłego dnia, tato! :))) A sprawuj się ino dobrze, coby Mama nie musiała się skarżyć! ;)))

Rozprawa w sądzie

Wczoraj była rozprawa w sądzie o kradzież linki. Linkę zarąbał mi z podwórka wójt z Wiżajn przy okazji zakupu kóz w listopadzie 2008r., ale wójt na swoje miejsce wmanewrował swego syna i to jego syn był sądzony jako obwiniony. Wójt ma za dużo do stracenia - poza reputacją, także wysoką pensję wójtowską i stanowisko wójta.

czwartek, 5 marca 2009

English books

Mimo zmęczenia nie mogę spać... Jestem senna, ale chciałabym się w końcu wykąpać...
Z niecierpliwością czekam na zamówione pozycje m.in:
  • THE COLONISTS by JACK CAVANAUGH
  • ALBERTA BRIDES by LINDA FORD
  • TAKE MY BREATH AWAY by TINA DONAHUE
  • MY BOYFRIEND'S BACK -True stories of... love
Większość ludzi nie czyta książek. A ja właśnie będę czytać. Czytanie wzbogaca język, poszerza horyzonty, ukazuje alternatywne rzeczywistości i spojrzenia na świat.

środa, 4 marca 2009

Wizyta we wsi

Rano wybrałam się z serkiem na pocztę do wsi. Po drodze spotkałam jadącego autem listonosza i oddałam mu paczuszkę, a on mi dał list. Powiedział, że właśnie co widział Miecia u Grabowskiego.

Byłam już blisko wsi, gdy spotkałam listonosza, więc poszłam dalej do sklepu a potem wstąpiłam do Grabowskiego. Starzec zaprosił do środka rad z odwiedzin. W środku siedział całkiem zadbany Miecio i pitrasił obiad. Zasiadłam z nimi przy stole w maleńkiej, obskurnej kuchence. Starzec rozgadał się głośno. Opowiadał o różnych okolicznych ludziach, których ledwie znałam ze słyszenia lub nie znałam wcale. Opowiadał też o swoich rozmaitych perypetiach i ambitnych planach.

Obejrzałam resztę pomieszczeń w tym domku. Pokoje mieszkalne widać, że były jakiś czas temu odnawiane i są całkiem znośne do mieszkania, tyle że brudne i zaniedbane. Barłogi rozgrzebane, tylko u Miecia w pokoju pościel sprzątnięta porządnie była i pokoik jako tako ogarnięty, ale szyby w oknie i firanki brudne. Biały piec usmolony sadzą. Natomiast u "chłopaków" czyli Wojtka i Sławka było otwarte okienko. Podobno całe sprzątanie tego pokoju polega na wietrzeniu ;)
Wewnątrz na dwóch kanapach leżały rozmemłane barłogi. Z tyłu za nimi stały krzywo ustawione szafy. Ze środka sufitu sterczał żarówą w dół ogołocony z klosza żyrandol.

Ciekawostką był piec umieszczony pomiędzy dwoma pokoikami. Większa część wraz z drzwiczkami wystawała w pokoju Miecia - i tam Miecio rozpalił ogień.
Jedna ze ścian pieca była wpasowana w ścianę, tak, że kafle tej ściany grzały drugi pokoik.

Usiedliśmy na chwilę w pokoiku Miecia i chwilę pogadaliśmy. Dołączył do nas starzec z kuchni.
Dał mi wypatrzone przeze mnie sadzonki aloesu. A ja tak bardzo potrzebowałam aloesu w październiku dla klaczy, a on był tuż tuż... ;) Skwapliwie wzięłam te sadzoneczki. Mam nadzieję, że się przyjmą.

Potem wyszliśmy wszyscy na zewnątrz obejrzeć słomę, którą chciał mi opylić stary Grabowski.
Przy okazji oprowadził mnie po swoim siedlisku. Zajrzeliśmy w każdy zakamarek. Budynek gospodarczy ma imponujący - ustawiony w kształcie podkowy, duży, przestronny, jasny, stosunkowo nowy i przeraźliwie pusty.

A ile ma Pan ziemi? - zapytałam.
Blisko 20 hektarów - odpowiedział starzec.

Aż szkoda, żeby się taki potencjał marnował - pomyślałam, ale niestety - jego "synowie pijaki nie chcą robić" - jak mawia starzec. Wszystko marnieje, rozkradane przez okolicznych złodziei. Z żalem pokazał wybebeszony z co cenniejszych części ciągnik, który już nie pojedzie.

Po podwórku kręciły się kury, w wielkiej oborze stała samotna krówka z wyjątkowo małym wymieniem. Zdumiałam się widząc tak maluśkie wymię. Widać jakaś mięsna rasa niewydajna mlekowo. Biało szara mięsna jałówka. Wcześniej w sieni pokazali mi ile ta krówka daje mleka. Byłam zaskoczona zajrzawszy do kamionkowej beczułki - "tylko tyle mleka??? To wasza krowa tylko t y l e mleka daje??? To moja jedna koza taką ilość mleka daje ;)))))" - rzekłam ubawiona.

W oborze zajrzałam na poddasze do spichlerza na zboże. Dość dużo miejsca tam było.
Jeszcze więcej na parterze, gdzie cały rząd kojców dla świń był. Wszystko puste. Kurczę. Aż szkoda. Taki potencjał niewykorzystany - a w domu czterech chłopa siedzi. Normalnie szok.
Starzec to jeszcze rozumiem - schorowany. Miecio to przynajmniej coś robi - pomaga mu - pali w piecach, gotuje, karmi kury i krowę, chodzi po zakupy dla starca, cośkolwiek robi. Ale dwóch synów Grabowskiego - na gospodarce palcem żaden nie ruszy. Wolą iść pracować do lasu, a po robocie napić się zdrowo i nabałaganić w domu. Po prostu brak mi słów. Jak tak można żyć? Tak nie dbać ani o siebie, ani o majątek. Niektórzy nie potrafią uszanować tego, co dostali w takiej obfitości od losu.

Ja by zdobyć moje gospodarstwo, musiałam sprzedać moje mieszkanie w mieście, na które z kolei zapracowałam ciężką pracą ponad siły na statkach norweskich co i odchorowałam i moje gospodarstewko jest oczkiem w mojej głowie. Kocham moje miejsce ponad wszystko i dbam o nie jak potrafię i jak mi sił starcza. Nie mieści mi się w głowie, że ktoś może tak nie szanować swojego gospodarstwa i żyć tak podle, tak byle jak... Straszne... Jestem w szoku...

Wróciłam do domu z dość ciężką torbą zakupów głównie warzywnych. Kupiłam też ładny szklany dzbanek z wieczkiem hermetycznym. Dzbanek będzie doskonały do mojego twarożka. Serek będzie w nim widać w całej jego mlecznobiałej krasie ;)

Dokończyłam obrządek zwierzyny i pozamykałam zwierzaki w ich boxach. Weszłam do domu i przekąsiłam coś niecoś na szybko, bo zgłodniałam w międzyczasie. Wyprawa do wsi zmęczyła mnie. Położyłam się na chwilę do łóżka by odpocząć zanim zabiorę się za gotowanie obiadu. Zmęczenie jednak zamiast zmaleć urosło i zamieniło się w wielką senność i już nic mi się dzisiaj nie chce robić. Miałam w planie palenie w piecu, natarganie wiader wody i kąpiel, ale nie mam siły. Najchętniej osunęłabym się pod me dwie kołdry i wełniany koc i zasnęła snem sprawiedliwego nie zważając na nic.

wtorek, 3 marca 2009

The orange day

Dziś, a właściwie od wczoraj moją uwagę przykuwają wszelkie żywo pomarańczowe przedmioty.
I tak zafascynowana wpatrywałam się najpierw w pomarańczową teczkę na biurku i pomarańczowe donice na telewizorze, pomarańczowy wełniany koc na moim łożu, a w Olecku – nie mogłam oczu oderwać od pomarańczowej lampki na biurko i pomarańczowego kubka do mycia zębów. Ostatecznie kupiłam przydatne i ładne 3 butelko-dzbanki szklane z kolorowymi kapturami z tworzywa. Jeden z tych dzbanków oczywiście zwieńczony jest pięknym, pomarańczowym korkiem ;)

Rano byli handlarze bydła. Wili się jak piskorze, gdy zaczęłam im robić zdjęcia. Nawiali, gdy zażądałam okazania dowodu osobistego od tego, który zdecydował się kupić byczka. Na noc spuściłam psy i mam oko na podwórko i obory. Może zechcą wrócić po byczka ;) Na tę okazję mam porobioną całą serię ich zdjęć i ich ciężarówki na moim podwórku. Niech tylko mi coś zginie, to się ich znajdzie po rejestracji samochodu i namierzy po telefonach komórkowych.

W Olecku odebrałam duplikaty kolczyków dla byczków. Zaszłam do papierniczego i do Lewiatana.
W Lewiatanie moje bystre oko dojrzało domowe ciasta za ladą. Hmmm... Przyjechały tutaj aż spod Warszawy...
Ciekawe... Zapytałam dlaczego są sprowadzane aż spod Warszawy – to miejscowi nie potrafią piec ciast??
Zdumiało mnie to. Okazało się, że miejscowe ciasta pochodzą wyłącznie z piekarni – są to ciasta masowe i nie tak dopieszczone jak te domowe a takie domowe cieszą się większym zainteresowaniem. Z ciekawości kupiłam sobie dwa ciastka. Drogie jak cholera i zdeczka mdłe i oszukane. Sernik okazał się nie sernikiem, masa budyniowa okazała się masą jakąś masłowo-białkową. Pfe... Ale za to ładnie wyglądały. Zastanawiam się, czy mnie udałoby się upiec coś lepszego. Kupiłam sobie niedawno „Szkołę pieczenia” a trochę wcześniej fajny piekarnik. Jaja mam, mleko mam, śmietanę mam, masło zrobię, cukier i mąkę kupię – i będę ćwiczyć się w wypiekach. Murzynek i ciasta drożdżowe mi wychodzą, chleby różnie modyfikowane też, bułki się udały, budynie wychodzą. Czas rozwinąć się wypiekowo :)

Na poczcie wysłałam list i porozmawiałam z kierowniczką poczty na temat usprawnienia przesyłek. Jest szansa, że uda się to zrobić. Kierowniczka uśmiechnęła się szeroko, gdy zdradziłam jej, jakim fortelem zapewniłam sobie regularne co środowe wizyty listonosza :))) Mianowicie, zaprenumerowałam „Okazje”, które są doręczane przez listonoszy w każdą środę... :)))) Biedny Pan Marek – będzie musiał sobie kajak kupić by mi te prenumeraty dostarczać wiosną gdy zaczną się roztopy... ;))))). A ja zyskam regularny odbiór moich paczuszek... ;>

poniedziałek, 2 marca 2009

Słoneczny poniedziałek

Piękny dzień dzisiaj był. Udało mi się wczoraj wyłapać koźlęta i odseparować od matek, więc dziś więcej udoiłam mleka, bo od 3 kóz. Dają mało mleka coś, ale w sumie się trochę uzbiera na ten serek. Dzisiaj mi wyszedl wyśmienity serek. Odrobina została dla mnie. Upiekłam też świeżutki, pulchny chlebek - w sam raz pasuje mi do tego serka. Na obiad zupa tym razem.

Po południu zabrałam się za moje papierzyska i a nuż je segregować. Przeglądałam i porządkowałam papierki dopóki mnie to nie znużyło. W tle oczywiście toczyła się powieść Sienkiewicza - "Potop".
Trochę nieprzytomnie jej sluchałam zaabsorbowana papierzyskami, jednak to słuchowisko wielce mi uprzyjemniło porządki.

niedziela, 1 marca 2009

Lista prezentów miła sercu Indianki

Przeglądając sobie ostatnio oferty na Allegro, wpadłam na genialny pomysł ;)
Mianowicie, są tam fajne rzeczy na prezenty. Pomyślałam sobie, że stworzę listę prezentów, które bym chciała dostać :))) Jeśli ktoś z moich przyjaciół i znajomych będzie chciał mi zrobić prezent, znajdzie tu wskazówki co by mnie ucieszyło ;)))

Postanowiłam także, że podzielę prezenty na tanie i droższe. Przy czym „tanie” nie oznacza tu badziewne – można znaleźć fajne, niedrogie rzeczy – np. elegancki kubek z serii Country Kitchen – piękny i praktyczny prezent i w dodatku pasujący do mojej zastawy stołowej. Taki tani bo ledwo kilka zł kosztujący kubek bardziej by mnie ucieszył niż nietrafiony prezent za np. 40zł ;)

Z kosmetyków uwielbiam rzeczy pachnące egzotycznie np. bogactwem owoców cytrusowych, wanilią, miodem. Mleczko do kąpieli o zapachu waniliowym lub miodowym serii On Line - to moje ulubione ;)

Co fajne jest w zakupach na Allegro – to to, że osoba, która zechce mi zrobić prezent – nie musi go ze sobą targać z miasta – ale może mi go wysłać wprost od sprzedawcy na mój adres domowy. Fajna sprawa :)

Zatem oto ta lista (będę ją uzupełniać w miarę znajdowania rzeczy, które mi się podobają lub by mi się przydały):

KOLEKCJA JANE AUSTEN - ZESTAW 8 DVD (150zł)

Oto cała kolekcja (pojedyncze filmy w cenie ok. 25zł też można kupić)

Reżyseria: Roger Michell, Simon Langton, Giles Foster, David Giles, Rodney Bennett, Diarmuid Lawrence
Obsada: Kate Winslet, Hugh Grant, Emma Thompson, Tom Wilkinson, Gemma Jones, Alan Rickman, Ian Brimble, Elizabeth Spriggs, Greg Wise, Colin Firth, Kate Beckinsale
Gatunek: Dramat
Rok produkcji: 1981-1996
Czas: 860 min.

Opis:
Ekranizacja sześciu powieści Jane Austin w platynowej kolekcji seriali BBC.

Filmy opowiadające o podstawowym ludzkich uczuciach takich, jak miłość, przyjaźń, zazdrość, zawiść czy duma, a także ukazujące życie angielskiej klasy wyższej z początku XIX wieku. Nie brakuje w nich także perypetii młodych kobiet i ich zamążpójścia oraz związanych z nimi problemami społecznymi. Nakręcone na podstawie już historycznych powieści, ale pod otoczką kostiumów przekazane zostały prawdy uniwersalne. Wspaniała gra aktorska Colina Firtha w "Dumie i uprzedzeniu", która zrobiła z niego gwiazdę, a także popis aktorski Kate Beckinsale w "Emmie", który nie jednego chwyci za serce. Specjalny kolekcjonerski zestaw , zawierający 6 klasycznych romansów w doborowej obsadzie:

DUMA I UPRZEDZENIE - 2 DVD

Pan Bennet jest ojcem pięciu panien na wydaniu. Tylko dwie z nich: Jane i Elizabeth są dumą rodzica. Dobrze wykształcone i inteligentne, czego nie można powiedzieć ani o matce, ani o reszcie rodzeństwa. Z najstarszą panną - Jane wiązane są wielkie nadzieje na dobre zamążpójście i zabezpieczenie reszty rodziny przed finansowym upadkiem. Gdy tylko w okolicy pojawia się bogaty i przystojny pan Bingley matka robi wszystko, by tych dwoje ze sobą połączyć, popełniając przy tym wiele gaf. Wraz z panem Bingley'em przybywa pan Darcy, który już na samym początku zostaje odrzucony przez miejscową ludność za okazywaną dumę, wyższość i brak ogłady towarzyskiej. Jego uwagę zwraca Elizabeth, młodsza siostra Jane, którą poddaje swoim wnikliwym obserwacjom.

EMMA

Emma to piękna, bogata i mądra, ale impulsywna dama. Znana jest ze słabości do ingerowania w życie uczuciowe najbliższych. Niektóre próby swatania kończą się dla zainteresowanych katastrofą, a inni świetnie się przy tej okazji bawią. Przede wszystkim jednak Emma nie słucha głosu swojego serca i nie potrafi wybrać właściwego mężczyzny, a starają się o nią kochliwy pastor Elton, dziarski i nieodpowiedzialny poszukiwacz przygód Frank Churchill oraz prostolinijny i szczery sąsiad George Knightley. Przyjęcia, tańce, waśnie – to wszystko rozgrywa się w przepięknych plenerach angielskiej prowincji i tworzy niepowtarzalny nastrój filmu.

MANSFIELD PARK - 2 DVD

Ekranizacja powieści Jane Austen o takim samym tytule. Fanny Price to uboga dziewczyna wzięta na wychowanie przez bogate wujostwo. Mieszkając w Mansfield Park jest lekceważona przez swe dwie kuzynki: Marię i Julię oraz kuzyna Toma. Serdeczność okazuje jej jedynie młodszy syn Sir Thomasa, Edmund. Fanny doskonale zdaje sobie sprawę z niższości swej pozycji wobec nich, a pogłębia to dodatkowo ciotka Norris swymi uwagami. Jedyną szansą na ciekawe życie jest bogate wyjście za mąż, jednak to nie wchodzi w rachubę, gdyż dziewczyna już oddała swe serce Edmundowi. .

PERSWAZJE

Anne jest cichą, nieładną, niedocenioną córką baroneta. Za namową starszej przyjaciółki, przed ośmiu laty odrzuciła oświadczyny Fredericka Wentwortha i do dziś tego żałuje. Niespodziewanie spotyka go ponownie, ale on jest wobec niej pełen rezerwy, za to interesuje się młodziutką Louisą...

OPACTWO NORTHANGER

Adaptacja powieści Jane Austen o tym samym tytule. Młoda Catherine Moreland, niewinna i naiwna mieszkanka prowincji, wchodzi do zepsutego towarzystwa w Bath. Marzy o miłości rodem z gotyckich powieści. Gdy spotyka młodego Hery'ego Tilney'a, właściciela tajemniczego opactwa Northanger, ma problem z odróżnieniem prawdy od fikcji.

ROZWAŻNA I ROMANTYCZNA

Anglia, schyłek XVIII wieku. Gdy Henry Dashwood umiera, cały majątek dziedziczy zgodnie z prawem jego syn z pierwszego małżeństwa, John. Za namową swej snobistycznej żony, Fanny, John nakazuje opuścić posiadłość drugiej żonie zmarłego ojca i jej trzem córkom, Elinor, Marianne i Margaret. Kobietom wyznaczona zostaje niewielka renta roczna. Najstarsza z córek pani Dashwood, Elinor, jest inteligentną, praktycznie myślącą kobietą, którą otoczenie zaczyna postrzegać jako starą pannę. Jej młodsza siostra, Marianne, nie ma jeszcze dwudziestu lat i żyje w świecie romantycznych ideałów. Jeszcze przed opuszczeniem posiadłości ojca Elinor poznaje kuzyna Fanny, Edwarda Ferrarsa, nieśmiałego i zamkniętego w sobie młodego człowieka, z którym łączy ją nić sympatii.

Dodatki: Bezpośredni dostęp do scen
Dźwięk: Dolby Digital 2.0 : angielski, polski lektor
Napisy: polskie
Obraz: 4:3
Licencja: Płyta DVD bez licencji do wypożyczania
Stan płyty: DVD nowe, ORYGINALNE w folii
__________________________________________________

Panowie - zbliża się Dzień Kobiet ;))))) Jest okazja :)))))
W pierwszej kolejności mam ochotę na "Rozważną i Romantyczną", ale wybór filmu z tych 6ciu powyższych pozycji oczywiście pozostawiam ofiarodawcy ;)

__________________________________________________

Lista prezentów tanich sprzedawanych najtaniej przez Pomocnicy Kuchenni na Allegro:
  • Deska do krojenia Country Kitchen (PK) 5,50 zł
  • Filiżanka ze spodkiem Country Kitchen (PK) 6,50 zł
  • MASELNICZKA okrągła Country Home Collection (14zł/maselniczka)
  • SALATERKA COUNTRY KITCHEN (20zł/salaterka)
oraz filmy:
  • Rozważna i Romantyczna (25zł/film DVD)



Lista prezentów średniodrogich:
  • CZAJNICZEK Z SERII COUNTRY HOME COLLECTION (34zł/czajniczek)
  • DZBANEK z serii Country Home Collection (35zł/dzban)
  • Naczynie do Lasagne Country Home 35zł



Lista prezentów drogich:
  • Waza do zupy Country Home Collection poj. 7L 76,60zł
  • Serwis kawowy 6 osób Country Home Collection 105zł
  • KOLEKCJA JANE AUSTEN - ZESTAW 8 DVD (150zł/zestaw)
  • Serwis Obiadowy 18 cz Country Home Collection 185zł
  • Maszyny konne (kosiarka, żniwiarka, zgrabiarka, odwracarka, pług na kółkach, radło, wóz konny






Lista prezentów kosztownych:
  • siodło skórzane western lub rajdowe skórzane 17''
  • uprząż skórzana na parę koni (robocza lub wyjazdowa)
  • dwukółka
  • bryczka konna typu vis a vis
  • samochód terenowy z napędem na 4 koła lub bus
  • trailer do przewozu koni
Nowa lista z lutego 2015 roku:

Lampa naftowa
Wrzeciono
Kolowrotek
Krosna tkackie
Reczna lub nozna sprawna maszyna do szycia marki Singer

Lampki solarne
Zestaw fotovoltaiczny








piątek, 27 lutego 2009

Nowonarodzona Bogini

piątek, 27 lutego 2009, wieczór
Po wczorajszej wyprawie czuję się jak nowonarodzona bogini... Najpierw musiałam wypocząć do południa i się wygrzać, aby odegnać nadciągające przeziębienie i tak dziwnie się czułam, jakby lekko otumaniona. Potem gdy wstałam i zabrałam się za obrządek zwierzyny - samopoczucie znacznie mi się poprawiło, a teraz czuję się jak bogini ;) Mogłabym przejść kolejne 20 km bez zmrużenia oka... ;) Energia mnie rozpiera ;))))) To sie nazywa zlapac drugi oddech...

Siano przyjechało

Wczoraj przyjechało siano. Kupiłam moim zwierzaczkom paszę. Rozładowaliśmy siano na strychy oborowe. Potem podjechałam ciągnikiem ze znajomym do Sokółek, a dalej dziarsko z buta do Olecka okazjami. Dopiero po 8 km złapałam okazję wprost do Olecka. Późno dotarłam. Załatwiłam co miałam załatwić, zrobiłam nieduże, ale ciężkie zakupy i wróciłam znów okazjami robiąc kolejne 10km z buta zanim złapałam poszczególne okazje. W sumie wracałam aż trzema okazjami. Do domu dotarłam ok. 24.00. Głowa mi przemokła i przewiało mnie. Chyba będę chora.

W środę w końcu śmieciarze przyjechali i śmieci z mojego podwórka zabrali. Z ulga poozbyłam się nareszcie tego śmiecia, bo zwierzaki mi raz po raz rozciągały ten syf po podwórku. Teraz już nie mają co ciągać. W kanciapce chyba tam jeszcze coś niecoś jest, ale to wydłubie już do nowego wora na następny miesiąc do wywózki.

Trzy kozy wczoraj wydoiłam, więc jest nieco więcej tego mleka.

W Olecku kupiłam środki czystości, bo zupełnie mi się wszelkie płyny i mleczka do czyszczenia pokończyły. Kupiłam też eleganckie ociekacze do naczyń, bo bardzo potrzebne mi tutaj takie coś.
Do tej pory odciekałam naczynia na garach, ale to mi blokowało dostęp do wory zawartej w tych garach. Przy okazji kupiłam też tanie dwie torby typu jamnik. Są wygodne. Naładowałam do nich zakupów, zawiesiłam na sobie na krzyż by mi się nie zsuwały i tak obładowana niczym koń sakwami - maszerowałam dzielnie na moje rancho z Olecka po drodze łapiąc okazje.

ciężar był dużawy, ale równomiernie rozłożony, więc mi te torby nie zawadzały w marszu.
jednak zanim dotarła na rancho, to mi ten ciężar dał się we znaki. Kręgosłup mnie bolał, aż zesztywniał. Buty przemokły dopiero na ostatnim 500 metrowym odcinku, więc nie przemarzłam w stopy, a przemarznięcie w stopy to najgorsze co moze być.

Tylko głowę miałam nie okrytą, a akurat padał deszcz, więc przemokły mi włosy, a potem jeszcze przewiało mnie na końcowym odcinku, więc grzeję się dziś próbując zażegnać ewentualne przeziębienie i chorobę zatok. Mam nadzieję, że nie dostanę zapalenia opon mózgowych.

wtorek, 24 lutego 2009

Audiobooks

Dziś już całkiem wróciłam do normalnego rytmu gospodarskich prac i obowiązków.
Zwierzyna napojona i nakarmiona. Koza wydojona. Spisałam też numery kolczyków moich kóz, by zrobić porządek w papierach. Kozy do mnie się garną – nawet koźlęta przede mną nie uciekają. Chyba nie mają mi za złe tego upiornego kolczykowania, albo zapomniały... Oby :)

Listonosz – młodszy zastępca mojego stałego listonosza - nie mniej miły i uczynny – przywiózł pocztę, a wraz z nią dwie zgrabne paczuszki. Jedna zawierała przyjemne do poczytania książeczki, druga audiobooki z rozwlekłą klasyką do posłuchania.

Audiobooki to fajna sprawa dla zapracowanych takich jak ja. Niezliczone obowiązki i mnogość zajęć, sprawiają, że na sięgnięcie po książkę zazwyczaj nie starcza mi czasu. Od dziś, mogę słuchać opasłych powieści bez większego wysiłku – wystarczy, że włączę CD player i wciągające słuchowisko toczy się swoim rytmem, a ja spokojnie mogę się zająć gotowaniem, serowarzeniem, pieczeniem, zmywaniem i tym podobnymi działaniami.

Dzisiaj włączyłam na próbę „Potop” Sienkiewicza i chociaż czytałam tę powieść dawno temu i oglądałam film – to jednak słuchanie tej barwnej i pełnej życia literatury sprawia mi dużą przyjemność i wciąga. Inaczej też ją odbieram niż kiedyś w dzieciństwie. Inaczej patrzę na sprawy tam opisywane niż patrzyłam na nie w dzieciństwie. Wiem znacznie więcej o życiu i ludziach i przez ten pryzmat odbieram teraz tę powieść.

Powieść zafrapowała mnie aż tak, że nie bardzo miałam ochotę rozmawiać z moim ojcem, gdy dziś zadzwonił w trakcie powieści. Powieść „Potop” to ponad 55 godzin słuchowiska. Bardzo mnie to cieszy. Mam słuchania na cały tydzień, a nawet dwa. Raczej na dwa – bo jednak kilka godzin dziennie spędzam poza domem robiąc obrządek.

poniedziałek, 23 lutego 2009

Powrót do ranczerskiego rytmu

Powoli wracam do mojego ranczerskiego rytmu życia.

niedziela, 22 lutego 2009

Kurs producentów sera - sery dojrzewające

Dzisiaj był 3 dzień kursu producentów sera i gwóźdź programu - warsztaty domowego wyrobu sera dojrzewającego. Nareszcie przećwiczyłam sobie porządnie wyrób tego sera. Teraz sobie jeszcze usystematyzuję wiadomości teoretyczne, przygotuję sprzęt i w przyszłym tygodniu spróbuję zrobić mój własny ser dojrzewający. Może on dojrzewać nawet rok! To niesamowite...