środa, 21 sierpnia 2013

Mleczko i jajeczko

Produkty z własnego gospodarstwa Indianki

Indianka postanowiła zapełnić swoją lodóweczkę produktami z własnego gospodarstwa permakulturalnego. Podstawa to kozie mleczko i kurze jajeczko :)

Jest też pyszny dżemik jabłkowy z czarnym bzem. W najbliższym czasie postara się też zrobić kozi ser. Oj, jak dawno go nie robiła! :) Pora odświeżyć swoje umiejętności serowarskie :) Chlebek mleczny upiekła. Smakowo bardzo dobrze się komponuje z powidłami Indianki.
Co dzisiaj na obiad? Młoda pokrzywa a la szpinak z czosnkiem i sosem na bazie mleka koziego oraz gotowane ziemniaki.

Jak dobrze pójdzie – uda się jej zamienić piłę na młynek zbożowy i przewracarkę do siana. Jest duża szansa :) Tylko musi obejrzeć towar zanim się zdecyduje na tę zamianę. Czeka na foto od kontrahenta. Kontrahent gdy się dowiedział, że Indianka ekolog, to zagotował się i powiedział, że jeśli Indianka jest jedną z tych, co obwodnicę Augustowa blokowali, to on towaru Indiance nie przywiezie :)))

"Nastałem się jak głupi w tych korkach!" - utyskiwał.
"Niestety, ale mnie tam nie było. Nie ruszam się ze swojego gospodarstwa. Działam lokalnie.
Prostestowałam przeciwko wiatrakom przemysłowym i wyrzynaniu starodrzewia w mojej okolicy. A co do dróg - to akurat też walczę o drogę dojazdową na moją kolonię - od wielu lat. Teraz to pan tu dojedzie, ale jesienią, zimą i wiosną - na pewno nie. Także może pan tu  śmiało jechać teraz, tylko najpierw proszę o te zdjęcia dla upewnienia się czy tego właśnie chcę i czy towar mi się spodoba"

Kury po tym jak dzisiaj je wypuściła z rana i zdradziecko zaczęły nieść jaja w chaszczach i zakamarkach stajni – zostały ofuknięte, zwabione do kurnika, a maruderki wyłapane i całe kurze towarzystwo z wyjątkiem kurczaków siedzi zamknięte w kurniku i ma powiedziane, że jaja mają nieść w gniazdach w kurniku! Jest zamówienie na jaja i jaja mają być zniesione w przyzwoitej ilości, a nie gdzieś po krzakach marnowane! Indianka kurom naniosła do kurnika do skubania pokrzywy, gruszek, ziemniaków i pszenicy. Głodne nie są – już się dzisiaj naskubały trawy na dworze i najadły żabami. Trzeba je kilka dni przetrzymać w kurniku aby sobie dobrze zakodowały gdzie należy nieść jaja i wypuszczać na łąkę dopiero jak się wyjają wszystkie.

Co do ptaszydła – dostała wici ze Szczecina, że to może być rybołów – odmiana orła która głównie poluje na ryby, ale nie pogardzi także gąsiątkiem, więc trzeba na ptaszydło uważać.
Kicia dostała mleczka, bo ma kocięta i musi je karmić swoim kocim mlekiem. Po kozim mleku kicia swojego mleka będzie miała mnóstwo dla maluszków.

Maluszki rosną w oczach. Z każdym dniem wizualnie większe :)

Perlica Indiankę atakuje i dziobie po nagich nogach. Indianka ma całe nogi pokaleczone. Pierwszym ptakiem który zginie z ręki Indianki na jej rancho będzie perlica :). Niech tylko Indiankę głód przyciśnie i chęć mięsa ogarnie ;)

Psychologia zwierząt i permakultura

Sąsiedzi Indianki dziwią się, jak Indianka sobie daje radę z tyloma różnymi gatunkami zwierząt. Oni przeważnie się nastawiają na bydło i tylko bydło hodują – mleczne lub mięsne. Rzadko trzymają jeszcze inne zwierzęta. Są to co najwyżej świnie na własne potrzeby spożywcze oraz drób na jaja. Natomiast Indianka ma wszystkiego po trochu co jest dużą sztuką pogodzić razem takie gatunki jak: 
konie, krowy, kozy, owce, kury, gęsi, perlice plus psy i koty (krów aktualnie nie ma, ale miała wcześniej).

Wrzosówki - owce prymitywnej, staropolskiej rasy oraz
kury nioski rasy Rhode Island i jedna kurka Zielononóżka oraz biała kurka rasy Sussex
Konie wierzchowo-pociągowe polskiej rasy małopolskiej
 oraz kurka Rhode Island i kurka Zielononóżka - polskiej staropolskiej rasy.

Indianka żyje i pracuje na swojej ziemi już 11 lat. Pracuje całymi dniami – świątek, piątek – codziennie.

Przez te lata pracy i obserwacji, doświadczeń – wypracowała sobie takie formy pracy, które ułatwiają jej pracę hodowlaną i oszczędzają czas. Tak steruje zwierzętami, aby były maksymalnie samodzielne. I są samodzielne. Potrafią sobie bardzo dobrze radzić w naturze, na gospodarstwie Indianki. Ich inteligencja jest duża – bo ćwiczona. Konie i psy potrafią sobie otwierać drzwi do swoich siedzib, kicia wie jak się włamać do domu gdy potrzebuje :)))
Indianka nauczyła konie, kozy i owce oraz gęsi pić z rzeki, dzięki temu nie musi za nimi latać z wiadrem wody. No, chyba że susza i rzeka wyschnie albo mróz trzaskający i zamrozi całkiem rzekę.

Koni nie trzeba czesać – same się wycierają w trawę i żwir, kąpią w deszczu. Podobnie kozy i owce oraz inne zwierzęta. Są czyściutkie i mają piękną, zdrową, lśniącą sierść. Gęsi zażywają kąpieli w rzece, kury zażywają kąpieli w piasku.  Trzeba sobie ułatwiać pracę, gdy się jej ma aż tyle. Pozwolić zwierzętom by zadbały o siebie same. Sprawia im to radość i zajmuje je to. Buduje ich zdolności przystosowawcze. Kicia dostaje karmę, ale bazuje na myszach i szczurach i w zasadzie potrafi się wyżywić samodzielnie. Gryzoni tutaj pod dostatkiem :). Potrafi zagryźć szczura większego od siebie.

Indianka tak się stara organizować sobie hodowlę i ewentualne uprawy by się nawzajem wspierały i uzupełniały, a nie kolidowały. Psychologia zwierząt gospodarskich się przydaje na co dzień. Nie ma o tym w żadnym podręczniku hodowli – z wyjątkiem końskich.

Każdy gatunek inaczej reaguje. Niektóre podobnie, inne diametralnie inaczej. Lata doświadczeń i obserwacji przydają się. Indianka nabrała ogromnej wprawy, nasiąknęła wiedzą. Wie jak tropić zwierzęta jeśli się zawieruszą gdzieś i wie gdzie je szukać. Wie jak o czym myślą. Są przewidywalne. Ich instynkty silne i utrwalone. Jest to pomocne w hodowli zwierząt. Wie jak łączyć gatunki, które lubią przebywać razem, a które lepiej by były osobno. Generalnie to wszystkie gatunki mogą być razem przy spełnieniu pewnych warunków. Po poznaniu się wzajemnym – tolerują się dobrze. Nie wadzą sobie. Schodzą sobie z drogi i nie ma problemu. Ostatnio wiosną jeden kozioł dostał bzika i stawiał się do koni. Szybko mu to wyperswadowały :))). Żadne zwierzę w starciu z koniem nie ma szans :)

wtorek, 20 sierpnia 2013

Jarzębiatki

Jarzębiatki - nowe kurki Indianki :)
Indianka sprzedała dziś 20 jajeczek po ledwo 50 groszy za jajeczko. Dołożyła do tego co dostała za jajeczka i kupiła dwie młode kurki jarzębate po 17 zł/sztukę. Kurki są przeurocze. Młodziutkie, ale już odchowane. Na razie jajek nie będą niosły, ale wcześniej czy później zaczną się nieść. Są prześliczne. Szaro-białe. Takie srokate. Indianka przywiozła je ze wsi na rowerze. Wyjęła ostrożnie z worka, pogłaskała po miękkich piórkach i uroczyście przywitała nowe domowniczki na swym przepięknym, naturalnym Rancho. Delikatnie postawiła kureczki na zielonej trawie by się zaznajomiły z nowym miejscem, a następnie wypuściła pozostałe kury na dwór.
Czułe powitanie pierwszej kurki jarzębiastej :)
Czułe powitanie drugiej kurki jarzębiastej :)



Lodówa umyta


Indianka umyła lodówkę i przemeblowała ją tak, że zmieściło się w niej wiaderko z mlekiem kozim i 3 wytłaczanki na jaja. Jest jeszcze miejsce na kilka kolejnych wytłaczanek, a nawet na całe mnóstwo wytłaczanek w razie potrzeby.

Jest w pół do drugiej w nocy. Godzina duchów :)
Indianka się rusza, ale kojąca muzyka Roberty Flack bardzo jej w tym pomaga.
Bez niej chyba już by położyła się spać. Muzyka nabija rytm tak wolno, jak wolno bije zmęczone i senne serce Indianki więc nie koliduje z jej naturalnym rytmem i nie męczy jej. Po prostu koi. Indiance to pomaga pozostać na nogach mimo późnej pory - trochę śniętej, a trochę na jawie.

„The first time I saw your face” – Roberta Flack

No i przybył bardziej dynamiczny utwór Pink Floyd:
„Another brick in the wall”

Może przy jego akompaniamencie uda się Indiance doczyścić zamrażalnik ;)))

Ouu... cudownie... przybył ukochany utwór Indianki w wykonaniiu Alberty Flack :) Idzie czyścić ten zamrażalnik i wytrzeć go do sucha. A potem kąpiel! :)

„Killing me softly with his song” – Alberta Flack

A teraz.... wow... przy tym utworze to może nawet umierać :)
„Just a perfect day” – Lou Reed


Nocna muzyka


Indianka coś nie może spać. Postanowiła umyć lodówkę i może się wykąpać (nie w lodówce of course ;))) ) jeśli nie padnie i nie zaśnie w trakcie mycia tejże lodówki. Ma chęć posłuchać muzyki zanim wyłączą jej prąd. Zaczęła od Nirvany...

 „Smells like teen spirit” – Nirvana

następny leci:

„She will be loved” – Maroon 5

kolejny:
„It’s my life” – Bon Jovi

a teraz:
Ja sałdat! 

Dobra muzyka. Indianka lubi dobrą muzykę.

Zastanawia się też, czy gdyby przestała jeść cukier to przestałaby być taka senna. Ale... już się przyzwyczaiła do swojej obezwładniającej senności, a cukier lubi :) Zatem pozostanie śpiącą, słodką Indianką ;)))

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Ciemne ptaszydło

Indianka zrobiła foto, lecz niestety przepadło – dysk nie przyjął. Przeładowany.

Kozunia uraczyła dziś Indiankę sporą ilością mleka, którą Indianka próbowała uwiecznić. Będzie budyń, naleśniki i ciasto. Kury zniosły 18 jaj. Trochę mało. Zamówione jest 30 jaj na wtorek. Może jeszcze doniosą przez noc do jutra rana?

Indianka się wczoraj jednak nie wykąpała. Zbyt zmęczona i śpiąca była. Dziś w ciągu dnia też cały dzień na nogach – na dworze oczywiście. Do domu wchodzi tylko aby zabrać narzędzia potrzebne jej na dworze, albo by zrobić sobie herbatę lub coś do jedzenia. Cały dzień praktycznie spędza na siedlisku i wokół niego.

Ostatnio zajmując się głównie wolierą i gąsiętami oraz kurczętami, które trzeba strzec pilnie.

Dziś była chwila grozy. Jakieś wielkie, kraczące ptaszydło wodowało w rzece. A obok były gęsięta. Gdy Indianka zaszła nad wodę – wielkie ptaszydło nagle wzbiło się w powietrze i odleciało kracząc niezadowolone. Natomiast w wodzie zostały pióra i coś jakby resztki ofiary. Coś tam dziwnego unosiło się na powierzchni wody.

Indianka przeraziła się. Przeliczyła gąski. Dwóch brakowało! Zamarła.

“To te ptaszydło!” krzyknęła do siebie. Nie zna tego ptaka i tylko przez ułamek sekundy go widziała – ciemne i wielkie było i takie jakby sęp? Krakało głośno.

Siedziało w wodzie, gdy Indianka nadeszła. Tak jakby pastwiło się nad świeżo dopadniętą ofiarą. Indianka z minorową miną zagoniła gąski nad łączkę z myślą by pognać je dalej i zamknąć je w gęsiarni. Nagle, ku jej niedowierzaniu – ujrzała dwie brakujące gąski. Żywe! Żywe!! :) ufffffff...

“Dzięki Ci Boże! Dziękuję Ci, że nie pozwoliłeś zabić moich gąsek!” – odetchnęła z ulgą.

Jednak podejrzliwość co do ptaszydła nie opuszczała jej. Nie wie co to jest, a jest wielkie i kręci się w pobliżu indiańskich gąsek. Już drugi raz widziała to ptaszydło nad rzeczką w pobliżu gąsek. Być ten wielki ptak to drapieżnik który przymierza się, aby zabić gęsięta.

Potem, pod wieczór – znów zamarła gdy na podwórko przyszły gęsięta bez jednego. One zawsze się trzymają razem! Jeśli brakuje jednej – to znaczy, że już jej nie ma zupełnie - porwana przez lisa! Jakby żyła, to by piszczała, jeśli gdzieś się zawieruszyła. Ale było cicho. Indianka obeszła dom dookoła gdzie coś jej mignęło w zaroślach. Nie ma. Poszła nad wyschnięty obecnie stawik – nie ma.

Właśnie miała iść nad rzeczkę, gdy wśród kóz ujrzała zdezorientowaną gąseczkę która zaczęła kwilić. Odetchnęła z ulgą i poszła po nią szybko. Zagnała ją na siedlisko.

Ta gąska chyba ma coś z oczami. Jakby niedowidziała, albo niewidziała zupełnie. Zawsze odstaje od stada i panikuje, jakby nie widziała co się wokół niej dzieje, tylko kierowała się dźwiękiem swoich współtowarzyszek. Pewnie ciężko jest być niewidomą gęsią. Małym, bezbronnym i nieporadnym ptakiem, który nawet zagrożenia nie widzi. Duży, dorosły gęsior potrafi zaatakować, uszczypnąć, zasyczeć, zatrzepotać skrzydłami. A maleńkie gęsięta? Są bezbronne. Trzeba je ustawicznie pilnować. Niestety, dorosłe gęsi nie chcą się nimi zajmować, wręcz przeciwnie – gonią je i szczypią, szarpią. Nietolerują. Potrafią zagnać w niebezpieczne chaszcze tam, gdzie czai się lisiura. Dlatego Indianka co chwilę sprawdza gdzie są gęsi i przelicza stadko. Gdy zbliżą się do niebezpiecznej strefy chaszczy – przegania je na bezpieczniejszą łąkę z dala od tych chaszczy. Gdy woliera będzie gotowa i szczelna – będzie łatwiej ten drób upilnować. Póki co – trzeba być czujnym.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Indianka zadumana


Indianka zadumana – myśli o tym, o tamtym i o owamtym ;)))

Roboty jak zwykle mnóstwo. Codziennie mnóstwo. Ale trzeba znaleźć czas na przeterminowane papiery. Jutro tylko z rana napoi i nakarmi zwierzynę, potem dokończy budować wolierę (rozciągać i instalować siatkę), ugotuje obiad i jak starczy jej siły i czasu – zajrzy do papierów. Najwyższa pora! Oby jej jutro starczyło czasu i sił na te papiery...

Jest późna noc. Dziś zaplanowała sobie kąpiel, ale cały dzień była tak zajęta na dworze, że w końcu nie wykąpała się. Może teraz póki jako tako się czuje niezbyt śpiąca? Kiedyś się trzeba w końcu wykąpać... :) Jutro w ciągu dnia znów nie będzie czasu, a może się trafić jakiś nieproszony gość i zakłócić dwugodzinne moczenie się Gospodyni :)))

Oj, przypomniało się Indiance. Trzeba będzie niebawem zabrać się za klejenie luksferów...
Ciekawe, jak jej robota wyjdzie :))) Jeszcze nie miała przyjemności kleić luksferów :)))
Kiedyś musi być ten pierwszy raz! :))) Są dwie możliwości: spieprzy albo nie :)
Może uda jej się to zrobić nawet lepiej niż tzw. fachowiec ;)))

Rozkojarzona niedziela :)


Oj... hormony Indiankę dzisiaj rozwaliły. Indianka ledwo się kolebie po swoim gospodarstwie. Na dworze gorąc. Indianka zajmuje się różnymi lekkimi zajęciami. Nakarmiła i napoiła drób i króliki, psa i kicię i instaluje siatkę.

Indianka najpierw rozciągnęła siatkę by zobaczyć jak wygląda i na ile ogrodzenia starczy.
Jak słusznie przewidywała – na nierównym terenie siatka się kręci. Miejscami wręcz nadmiernie. Indianka wstępnie zainstalowała siatkę i chyba potraktuje to jako pierwszą przymiarkę, bo trzeba coś zrobić aby na tym jednym przęśle się ta siatka tak koszmarnie nie zwijała.

Starannie dopasowała i misternie zainstalowała siatkę na slupach.

Pod gruszą zebrała wiaderko gruszeczek. Ma zamiar je pokroić i usmażyć powidła albo dodać do ciasta. Na razie jajek nie ma dla siebie i do ciasta, bo zbiera dla znajomej ze wsi. Musi uzbierać 30 sztuk do wtorku. 15 zł zarobi. Jaka męka :) Tyle kosztów, tyle pracy i zachodu przy tym drobiu – i ledwo 15zł :D. Nawet nie zarobi, bo musi kupić pszenicę. No, ale lepszy rydz – niż nic. Ziarko do ziarka a zbierze się miarka. W środku tygodnia może sprzeda drugą trzydziestkę.

I pomyśleć, że kiedyś zarabiała od 30zł – 200zł za godzinę języka angielskiego :) A tutaj się trzeba narobić, wykosztować na kury i paszę oraz wolierę i inne akcesoria do hodowli – aby zarobić parę złotych :)

Ale – początki są zawsze trudne i niedochodowe. Może się kury bardziej rozkręcą i sprzedaż się rozkręci z czasem :) A jak nie – to będzie zbierać tylko dla siebie i rodziny w mieście. Jak się uzbiera więcej jaj – pośle Mamie paczkę jaj raz w miesiącu lub co dwa tygodnie. Albo będzie ciasta piec i majonezy wyrabiać :)

piątek, 16 sierpnia 2013

Długi letni weekend


Nooo... zapowiada się dłuuugi weekend :)

Indianka dziś podziałała, ale nieco inaczej niż planowała, bo pogoda ładna – słonecznie, ciepło – więc doszlifowała kolejne 4 słupy i je pomalowała drewnochronem. Przy okazji też dwie łubianki, które zostawił wczorajszy ogrodnik.

Słupy olchowe i łubianki pomalowane drewnochronem zręczną ręką Indianki ;)
Flex już dobity. Pora na nowy dysk szlifierczy ;)

Już wieczór. Indianka przymierza się do rozciągnięcia druta, ale nie bardzo jej się chce marnować taką ładną, bezwietrzną i świetlistą pogodą na takie mechaniczne zajęcie.
Wydobyła kilka doniczek z ziemią z których jakoś nie zechciały wykiełkować drzewka owocowe i postanowiła obsiać je ziołami i przyprawami, które zamiaruje uprawiać w domu gdy się zrobi zimno.

Cały zwierzyniec Indianki na dworze. Grzebie, skubie, dziobie, szarpie, gdacze, pieje, gęga, perliczy, rży, meczy, beczy, miauczy i szczeka :)

Indianka zjadła dziś na obiad suchy prowiant, bo utknęła w malowaniu i nie starczyło jej czasu na przygotowanie sobie gorącego posiłku nim żołądek przykleił jej się do kręgosłupa i zaczął wołać donośnie “JEŚĆ!”.

Chleb własnego wypieku, jaja na twardo, pomidorki koktajlowe, herbata.

Nie było już czasu na szykowanie obiadu i trzeba było szybko wrzucić jaja do czajnika elektrycznego i ugotować na twardo, pokroić chleb, opłukać pomidorki koktajlowe przywiezione wczoraj przez gościa, wstawić wodę na herbatę.

Ktoś jedzie? A to sąsiad szaleje po łąkach na kładzie :D Krowy zagania do obory.

Posiała w doniczkach: koper, pietruszkę karbowaną, szczypiorek, majeranek, bazylię zieloną – do uprawy całorocznej w domu na parapecie.

Wysiew ziół i przypraw na uprawę parapetową w domku Indianki :)

Przydałoby się jeszcze ostrą paprykę znaleźć i posiać, taką, co może rosnąć cały rok w domu i nie potrzebuje zapylenia.

Ogrodnik wieczorową porą


Indianka wczoraj nie wkleiła zdjęć tak jak planowała, bo miała wizytę gościa.

Prezent od gościa-ogrodnika :)


Doświadczony ogrodnik-pasjonat opowiadał Indiance o swojej pasji ogrodnictwa i swoich początkach w tej dziedzinie i jak został Mistrzem Ogrodnictwa co było opowiastką dość zabawną, a jednocześnie pokazującą jego niezłomną determinację i umiejętność dopinania swego, co jest cechą cenną u wszystkich pasjonatów. Miszczuniu udzielił Indiance kilku cennych porad – już wcześniej zresztą przez telefon naświetlił Indiance ważne aspekty ogrodnictwa i marketingu swoich plonów. Kiedyś wystarczyło umieć wyhodować warzywa by się utrzymać - teraz trzeba dodatkowo umieć sprzedać swój towar.

Pomidorki koktajlowe

Konkurencja na rynku jest duża, a potęguje ją wlewająca się przez otwarte granice Polski fala zachodnioeuropejskich i południowoeuropejskich warzyw i owoców. Polski ogrodnik nie zarabia - zarabia zachodni i południowoeuropejski ogrodnik - który generalnie finansowo i tak ma się lepiej od polskiego ogrodnika - także dopłaty ma 5 razy większe niż polski ogrodnik. 

To wszystko jest bardzo nie fair. Mówiąc bez ogródek - ma miejsce przykra dyskryminacja polskich rolników i ogrodników. Nie mają oni równych szans w zaciętej walce o konsumenta. 
Faworyzowani są zachodnioeuropejscy i południowoeuropejscy rolnicy. Nasi mogą zrobić tylko jedno - sprzedać swoją ziemię za bezcen zachodnioeuropejskim nabywcom. Ktoś ma wątpliwości czy członkostwo w Unii dobrze Polakom i Polsce służy? Nasi rolnicy polscy będą robić za parobków u obcokrajowców - na swojej ziemi, którą będą musieli im sprzedać z braku środków do życia. Czy coś można zrobić? Zmienić rząd na taki, który zadba o ten witalny sektor polskiej gospodarki. Co można zrobić oddolnie? Nie brać kredytów które wymuszają wysoką produkcję dla ich spłaty i sprzedaż płodów poniżej kosztów produkcji - aby tylko było na raty.  To jest następne nabijanie kabzy polskim pieniądzem obcych banków które mieszczą się w Polsce i dominują. Co robić? Wytwarzać żywność tylko dla siebie i swojej rodziny. Olać mieszczuchów jak mają nas w dupie pod naporem propagandy mediów. Niech kupują żarcie z Zachodu Europy. Polskie rolnictwo się zwinie, wtedy Zachodni bauerzy podniosą 10 krotnie ceny - a mieszczuchy polskie będą bulić, bo nie będzie innej alternatywy. Nie będzie marchewki ni słoniny z polskiej wsi. Będą żarcie sprowadzać z Chin. Tylko jak długo? Polska bankrutuje. Pieniądz traci wartość. Deficyt rośnie. Ani Chiny, ani Zachód za darmo mieszczuchom polskim nie da żreć. Będą musieli jechać wszyscy na Zachód i robić wszystkie najgorzej opłacane, brudne roboty. RODy? Rodzinne ogrody działkowe? Zostaną zlikwidowane. Już są pierwsze próby. Chodzi o to, by zmusić Polaka by żarł zachodnie gówno sprowadzane za każde pieniądze.

Gość był na tyle miły, że przywiózł Indiance kilka swoich warzyw i owoców by pokazać co u siebie uprawia. Były to maliny, pomidorki koktajlowe, zwykłe pomidory i ogórki gruntowe. 



Poza tym na prośbę Indianki przywiózł jej 5 litrów benzyny do wykaszarki i piły. Indianka oczywiście pieniądze za paliwo zwróciła. Co prawda chciała kupić 10 litrów paliwa, bo na tyle akurat miała pieniądze, ale lepszy rydz, niż nic. Zanim zużyje tę piątkę może się trafi inna okazja i ktoś podrzuci Indiance paliwko na chatę.
Indianka dziś się czuje tak sobie. Zaplanowała sobie na dziś lekkie prace, czyli instalowanie pastucha elektrycznego. Być może spróbuje też siatkę wolierową rozciągnąć? Trzeba też wykosić pozostałe chaszcze wokół domu i przygotować kolejne słupy do kolejnego odcinku ogrodzenia jak też zbudować przydomową wolierę dla drobiu.

Warto też do donic nasypać ziemi i posiać zioła do uprawy domowej.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Dzieło ukończone!



Dzieło ukończone! :))) Indianka wkopała SAMA 16 słupów olchowych! :)
Tym samym zakończyła grodzenie na odcinku pomiędzy stajnią "Hiacyntówką" a rzeczką Nilem :)

Siedem! :) Indianka wkopała nowe 7 słupów! Razem z tymi pierwszymi – 16!

Odcinek między stajnią pomarańczową "Hiacyntówką" a dębem. 7 olchowych słupów wkopane.
Indiańskimi rękoma! :)))
Masa roboty! Masa roboty przy tym była! Wielki ogrom pracy Indianuś wykonała. TYMI RĘKOMA. TYMI! Nie cudzymi ;))). W sumie i słusznie – bo jej ziemia to jest Jej raj, Jej kreacja i Jej frajda. Powolutku sobie tutaj wszystko urządzi po swojemu. Nie będzie się dzielić przyjemnością tworzenia :)

Takiego wielkiego kamlota Indianka musiała wydobyć z dołu,
zanim wkopała w niego kolejny słup.
Mieszczuchy tego nie doceniają, ile daje ruch na świeżym powietrzu i satysfakcja z dobrze wykonanej roboty. I te efekty plastyczne! :) Piękne słupy. Masywne, olchowe, z prawdziwego, ręcznie obrobionego drewna. Po prostu cudo :)


Dobrze, że już ten odcinek mozolny ukończyła. Izolatory wkręciła. Sznurek elektryczny rozciągnęła. Jutro rozciągnie dwa druty – tzn. druty na dwóch poziomach: jeden na wysokości pyska konia, drugi na wysokości jego kolan, a pyska kozy i owcy. Tam zamiaruje rozciągnąć siatki wolierowe, ale nie będzie łatwo, bo teren górzysty, siatka nieelastyczna. Będzie się falowała. Trzeba będzie ciąć na odcinki, albo zaginać i zagniatać, by jako tako to wyglądało.
Ktoś ma pomysł jak rozciągnąć siatkę drucianą w krzywym terenie?
Oj, się będzie działo. Być może trzeba będzie zrezygnować z siatki wolierowej tutaj i coś innego zrobić. Dać żerdzie albo dechy.

W kopanie dołów zaangażowały się także samorzutnie kury Indianki :)

Indianka dumna jest ze swojego dzieła. W pracy towarzyszyły jej zwierzęta:
Kury, gęsi, kozy, owce, konie, pies i kicia. Przeszkadzała też wredna perlica.
Konie z wielkim respektem podchodzą do nowego ogrodzenia. Koń znakomitą pamięć. Dokładnie się przyjrzały nowemu stałemu ogrodzeniu i już na pamiętają, gdzie ono jest i będą brały na nie poprawkę galopując po łące.

Ilaste i gliniaste dna dołków trzeba było nawilżać wodą,
bo inaczej nie można było w nie wbić szpadla.

Pora na zasłużoną kolację i łyk cytrynóweczki, którą zostawił rowerzysta! :)
Trzeba uczcić to wiekopomne dzieło! :)
Jeszcze dziś wieczorem fotki ;)

Kury towarzyszyły Indiance w jej pracy cały dzień :)

Kury wyrównywały pazurami glebę wokół słupów ;)

To jeszcze nie koniec fotek. Reszta wieczorem :)


Polscy rolnicy bankrutują

“Upadnie co drugie z niemal 1,5 mln małych i średnich gospodarstw. To nie żart. To dane Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Rolnicy zwijają biznesy, emigrują do miast lub ustawiają się w kolejkach do pośredniaków.

Taki los niebawem spotka Romana Kaczmarka (35 l.) z Trzmietowa koło Bydgoszczy. – To przykre, ale u nas w rodzinie tuczarnię prowadziliśmy od pokoleń, ja muszę ją zlikwidować. Z 350 świń zostało mi zaledwie 14. Dziadek, co zakładał hodowlę, w grobie się przewraca – żali się Roman Kaczmarek w rozmowie z "Faktem".

Dlaczego tak się dzieje? Bo w skupie dostaje się marne grosze, a w sklepach szaleje drożyzna. Do tego zagraniczna konkurencja, która zalewa rynek mięsem nie z normalnych hodowli, lecz ze skomputeryzowanych ferm–fabryk. Tam nic się nie marnuje. Tam - by było taniej - nawet odchody tuczników miesza się z paszą. Żaden tradycyjny rolnik nie wytrzyma takiej konkurencji. Do tego dochodzą olbrzymie koszty prowadzenia gospodarstwa. – Można już mówić o katastrofie, bo ciągle rosną ceny pasz, energii i innych obciążeń, a ceny skupu wahają się na poziomie od 5 do 7 złotych za kilogram żywca – skarży się Stanisław Sosnowski (60 l.), hodowca z Podlasia.

– Od dawna się nie opłacało, ale kiedy trzeba było dopłacać do każdego tucznika, to z ciężkim sercem zlikwidowałem stado. Będę szukał innej pracy. A najgorsze jest to, że rządzący nic nie robią – mówi rozżalony Roman Kaczmarek z Trzmietowa. “

źródło: http://finanse.wp.pl/kat,1033705,title,Polski-rolnik-bankrutuje-z-350-zostalo-mi-14-swin,wid,15893177,wiadomosc.html?ticaid=11120f

Wiadomo, że PO rząd w tej sprawie nic nie zrobi, tak jak ignoruje wszystkie protesty rolnicze i tak jak pozwala by media mainstreamu publikowały raz po raz szkodliwą propagandę przestawiającą polskich rolników jako darmozjadów zgarniających wielką kasę unijną za free – kosztem każdego mieszkańca miasta.

Ta propaganda medialna ma na celu przygotowanie gruntu pod cięcia polskich dopłat rolniczych, które i tak są najniższe w Europie, oraz usprawiedliwienie tych cięć. Głównie chodzi o to, by zniszczyć polskie rolnictwo, bo polskie rolnictwo to głównie małe i średnie gospodarstwa. Ta polityka prowadzi do uzależnienia polski od dostaw żywności z Zachodu. Polska, mimo że jest krajem rolniczym, czystym przyrodniczo i zdolnym do wykarmienia całej Europy – zostanie pozbawiona witalnego sektora swojej gospodarki – czyli rolnictwa.

Nie możemy do tego dopuścić. Musimy się przed tym bronić.

Co możemy zrobić? Musimy się ratować sami. Organizować oddolnie wzajemną pomoc i wsparcie. Kupować towary wprost od rolników z pominięciem pośredników. Bojkotować towary zachodnie – żywność zachodnią.

Bojkotować fabryki mięsa i wytwórnie żywności przemysłowej. Kupować zdrową żywność wprost od rolników. To nasz moralny i patriotyczny obowiązek. Musimy ratować nasze polskie rolnictwo

wtorek, 13 sierpnia 2013

Dziewięć! :D


To był udany dzień! Owocny, pracowity, różnorodny i niosący zadowolenie i satysfakcję z efektów działań gospodarskich Indianki.


Odcinek  ogrodzenia między dębem a rzeczką - 9 słupów wkopane - tymi rękami! :D

Z prac siłowych – Indianka dała radę do dziś ukończyć wyznaczony sobie do wykonania odcinek ogrodzenia stałego. 9 masywnych słupów olchowych pięknie rudzieje na tle soczystozielonej trawy. Izolatory wkręcone. Teraz tylko drut rozciągnąć. Póki co, wisi tam rozwieszony sznurek elektryczny. Tak czy inaczej, sam fakt pojawienia się słupów i sznurka wzbudził respekt koni. Starannie omijają te słupy podejrzewając je o prąd. Niebawem i prąd tam będzie.

Fajnie, że dzisiaj popadało i było pochmurno oraz chłodno. Dzięki temu Indiance się dobrze kopało doły pod słupy. Wypuściła też drób na łąkę i miała na niego cały czas oko, bo choć część chaszczorów wycięła wczoraj wykaszarką, to jednak nadal sporo tam jeszcze jest – a to idealna kryjówka dla czającego się na drób lisa.

Sprzedała dziś pełną wytłaczankę jaj – 30 sztuk po 15zł. Niewiele to, ale lepszy rydz niż nic. Jaja coraz większe. Trafiają się średnie i duże. Niebawem trzeba będzie dokupić pszenicę dla kur.

Kury grzebią w glebie aż miło. Wygrzebują owady, larwy, dżdżownice, wyskubują nasiona.
Dobrze przegrzebana gleba będzie się nadawała do donic na przygotowanie rozsady.

Kury całe szczęśliwe na wybiegu. Grasowały aż miło. Grzebały zawzięcie w glebie w kilku miejscach oczyszczając ją z roślin i robali. Ta przegrzebana gleba przyda się Indiance do donic.

Kury też nosiły i zjadały żaby :) Wczoraj tak samo :) Jak bociany! :))) Walczyły o te żaby między sobą :)

A owce, kozy, konie i pies zbierały gruszeczki rozsypane pod wiekową gruszą. Indianka też sobie uzbierała pół wiaderka gruszeczek. Coś z nich zrobi. Dżem, albo kompot. Albo ciacho gruszkowe upiecze.

Może też dodać pokrojone owoce do płatków owsianych i zrobić sobie takie swojskie muesli :)
Poza tym tego dnia Indianka umyła okna w kurniku, zrobiła małe przemeblowanie w stajni.
Dzień się skończył. Indianka zadowolona z dnia i jego efektów. Drób pozamykany i dobrze strzeżony. Pora spać. Oby wszystko się dobrze chowało.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Słoneczna pogoda

Od rana pełne, silne Słońce. To będzie upalny dzień. Trzeba się śpieszyć z kopaniem pozostałych dołków, bo ziemia nadmiernie i szybko wyschnie i będzie ciężko wbić szpadel.

Indianka wypuściła na wolność drób, a do domu wpuściła kotkę, aby zajęła się myszami i szczurami tutaj buszującymi. Leniwe gryzonie, zamiast iść żerować na pełne żywności zielone łąki – uparcie koczują w domu Indianki robiąc szkody.

Indianka czuje się dzisiaj całkiem dobrze, nie przygniata jej nadmierna senność.

Niemniej jednak gdy stanie w szranki z ziemią w pełnym Słońcu – jej energia może szybko wyschnąć wraz z narastającym upałem. Zatem trzeba się doładować kawą. Jeść się nie chce. Może potem. Za jakieś dwie godziny kopania.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Pięć :)

Pięć! PIĘĆ! P I Ę Ć ! :)))

Indianka jest genialna! :) Wykonała swą niedzielną prace na 5! Nawet na 5+, bo nadkopała kolejne dołki. Wkopała 5 na 9 przygotowanych do wkopania słupów ogrodzeniowych na tym odcinku. Za rzadko, by powiesić siatkę, ale wystarczająco gęsto by rozciągnąć pastuch elektryczny i włączyć trzepiący mocno prąd :) Pod domem zawsze najlepiej trzepie prąd :)

Prace powoli posuwają się do przodu. Od gadania się nie posuwają, tylko od kopania :) Możliwe, żeby dzisiaj wkopała tych słupów więcej, ale zajęta była jeszcze inną pilną pracą, która pochłonęła większość jej sił.

Tak czy inaczej – odcinek pastucha między dębem, a rzeką jest w zasadzie gotowy, a niebawem zagęszczone słupy pozwolą na instalację siatki wolierowej, która przynajmniej w jakimś stopniu zabezpieczy drób przed lisem. Generalnie to da tyle, że drób nie będzie się rozłaził zbyt daleko od siedliska i dzięki temu będzie bezpieczniejszy. Lis często się czai nad rzeką w chaszczach. Trzeba te chaszcze albo wypaść kozami, albo skosić wykaszarką, by lisiura nie miał za łatwo.

Pasja: drób! :)

Gęsi Kubańskie Garbonose - gęsi Indianki :) (foto: Sven C.)

Indianka odkryła w sobie nową pasję :) Drób! :) Drób drób drób! :D

Warunki na farmie ma wspaniałe, choć zagrożeń tutaj dla drobiu też mnóstwo:
lisy, jastrzębie, kuny, tchórze, łasice. Ciężko odchować tu drób. Trzeba budować woliery, uszczelniać budynki. Puszczać psa aby gonił lisa i inne drapieżniki. A i to może nie wystarczyć. Lis się może podkopać, a kuna lub łasica wejść po budynku do drobiu.


Sabunia troskliwie opiekuje się gęsiętami :) Dobra psinka! Nie da nikomu ruszyć maleństw... :)
Saba spisuje się wspaniale. Troskliwie opiekuje się gęsiętami. Goni lisiurę zawzięcie. Para dorosłych gęsi daje sobie radę sama. Wie, że trzeba trzymać się blisko podwórka i siedliska. Nie zapuszcza się daleko w pole. Żeruje wokół domu i głośno wrzeszczy gdy widzi coś podejrzanego.

Tymczasem Indiankę boli nóżka od kopania. Nakopała się setnie. Urażona kolcem stopa nadal boli, a nawet bardziej. Ale nic to. Ważne, że dzieło posuwa się do przodu :)




Czarna Kawa

czarna kawa co ma postawić na nogi :)
pożywna jajecznica z grzybami
śniadanie niedzielne - paliwo niezbędne do pracy przy ogrodzeniu :)

Ufff... Słoneczko świeci. Jest ładnie. Aby nie było dzisiaj za ładnie, bo ziemia wyschnie i Indianka zaplanowanych słupów nie wkopie.

Pije czarną kawę aby się postawić na nogi. Całe życie nie piła kawy, bo to trucizna. Ale ta trucizna chyba trochę ją budzi. Skoro nie ma królewicza, który by ją obudził pocałunkiem, to musi to zrobić czarna kawa :)

Przed nią wiele słupów do wkopania. Kopie się nie za lekko, zwłaszcza tam gdzie glina. No, ale trzeba powalczyć. Najpierw napoi i nakarmi zwierzynę, a potem szpadel w dłoń i do boju :)
Na śniadanie zrobiła sobie jajecznicę z grzybami na sosie kurczakowym, do tego chleb domowego wypieku. Posiliła się i teraz może iść ciężko pracować :)

sobota, 10 sierpnia 2013

Operacja "ogrodzenie"

Linka do czerpania wody i izolatory do drutu
Miarka do mierzenia głębokości dołka i linka do wiadra do wody
pierwszy słupek
Drugi słupek ;)
Szpadel czerwony
Taczka do gleby
Wiadro do czerpania wody, a obok dołek gliniasty zalany wodą dla rozmiękczenia gleby

Indianka cała mokra. Jej ciuchy całe mokre i szczelnie obciskają jej ciało. Mokry podkoszulek piękne podkreślił jej biust. Włosy mokre. Falują. Indianka pochłonięta akcją “ogrodzenie” nie założyła kurtki przeciwdeszczowej. Deszcz ciepły jest. Przyjemny. Leje aż miło :) Ziemia wspaniale nasiąka wodą.

Indianka wkopała dwa olchowe słupy ogrodzeniowe oraz nadkopała kilka kolejnych dołków. Wkręciła izolatory. Sprawdziła linię prostą ogrodzenia. 

Tam gdzie się ciężko kopało – wlała wodę do dołka, aby rozmiękczyła glebę. Potem się tak obficie niebo rozpłakało – że nie musiała już dolewać wody wiadrem, bo zrobił to za nią dobry deszcz. Deszcz kocha Indiankę ;) Bóg go przysłał, aby ułatwił pracę pracowitej dziewczynie.
Dzięki odpowiedniej aurze i sprzętowi Indianka da radę w ten weekend postawić nowy odcinek ogrodzenia. Ciężko się kopie, ale powinno być łatwiej po takich rzęsistych deszczach. 


Indianka przemoczona do suchej nitki weszła do domu, by zrobić sobie obiadek i odpocząć po tym mozolnym wysiłku. Za taką ofiarną pracę należy się pieczony kurczaczek z ziemniaczkami i sosem dyniowym :) 


Dzień jest idealny na kopanie. Po obiedzie chciałaby kontynuować pracę, tak aby ten dzień zamknąć bilansem chociaż 4 słupów wkopanych.
Narzędzia do walki z ziemią o solidne ogrodzenie :)

  1. Wiadro z linką do pobierania wody z rzeczki i nawadniania zbitej ziemi, zwłaszcza gliniastej.
  2. Grabie do nagarniania wykopanej ziemi pod słup.
  3. Szpadel do kopania i wybierania ziemi z dołka.
  4. Taczka na wydobytą ziemię.
  5. Taczka na kamienie.
  6. Słupy do wkopywania
  7. Tyczki oraz izolatory do wyznaczania linii prostej ogrodzenia stałego.
  8. Wkrętak do izolatorów uzyskany z połamanej tyczki pastucha elektrycznego.
  9. Linka do czerpania wody z rzeczki
  10. Miarka do mierzenia głębokości dołka
  11. Komórka do dokumentacji poczynionych prac fizycznych

Mokro

Nareszcie leje! Jakże cudownie mokro. Aż kląszczy! :) Teraz Indianka będzie mogła urzeczywistnić swoje plany kopawcze. Szpadle już czekają w rzędzie.

Indianka się zaraz odpowiednio ubierze i idzie dźgać ziemię i wkopywać swoje piękne, rude słupy :D Pogoda sprzyja! :)

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rowerzysta


Do Indianki dotarł niespodziewany gość. Rowerzysta z Pruszkowa koło Warszawy. Zmierza do Bartoszyc. Zna Indiankę z bloga, którego podczytywał 3 lata temu. Ostał na jeden nocleg w namiocie Czegewary w stajni. Wykąpał się w kaście na dworze. Podczas kąpieli został uraczony prysznicem z nieba. Nagle zerwał się wiatr i luneło. Indiankę też schlustało, akurat jak niosła naczynia i herbatę do stajni, gdzie jedli kolację. Zjedli razem kolację ze wspólnych składników. Wcześniej naprawił kółko do taczki - to jest załatał je. Zrobił przegląd rowerów i wyznaczył ich słabe punkty. Najbardziej kosztowna będzie wymiana przerzutki, która jest połamana. Trzeba też wymienić 3 szprychy w drugim rowerze. Ile mógł, tyle poprawił te rowery. Ustawił i napompował koła.

Jak zdąży przed wyjazdem, to zajrzy do wykaszarki i spróbuje zlikwidować wyciek paliwa. Wieczorem przy kolacji fajnie opowiadał o filmach, które widział. O jakimś radzieckim “Los człowieka” i o amerykańskim horrorze pt. “Lśnienie” Z kolei Indianka opowiedziała mu o korporacji Monsanto :) Jak przejmuje rynki żywnościowe na świecie i truje ludzi chorobotwórczymi produktami spożywczymi.

Gość wyciągnął cytrynówkę, która była pyszna. Własnej roboty. Sok z cytryny, skórka z cytryny, miód, cukier, goździki, ziele angielskie i spirytus :) Indianka przyniosła szkło. Wypili za spotkanie. Gdy niebo pokryła gęsta sieć gwiazd – senna Indianka ewakuowała się do domu spać. Jak to Indianka :) Wierna jak zawsze swoim niezłomnym zasadom...

Rano zajrzał do wykaszarki. Znalazł przetarcie w zbiorniku na paliwo. Na połowie wysokości zbiornika jest dziura, przez którą się wysącza paliwo. Czyli można lać paliwo tylko do połowy i uważać jak się kładzie na ziemię wykaszarkę, aby paliwo nie wyciekało ze zbiornika.

Na odjezdnym ładnie pożegnał się. Pocałował po szarmancku Indiankę w rękę, a nawet w policzek. Pojechał. Po chwili wrócił szukając pompki. Po półgodzinie znalazł ją w swojej torbie.
Znów się pożegnał. Tym razem metodą na "niedźwiedzia" - tak szczerze i od serca ;)
Przycisnął Indiankę mocno do swego korpusu po czym zauważył - "Ale cycki to ty masz fajne!"
"Szerokiej drogi!" - śmiała się Indianka i pośpiesznie weszła do domu, by mu coś jeszcze ciekawego do głowy nie przyszło na temat jej biustu :D