wtorek, 16 lipca 2013

Strategia uwodzenia

Indianka jest super strategiem. Raczej. Brakuje jej tylko pola do popisu. Ma bardzo ograniczone możliwości w nieprzychylnym i zadufanym w sobie otoczeniu. Trochę brakuje jej taktu i zdolności dyplomatycznych. No, ale prosty styl bycia sprawdza się w chamskim środowisku, w którym przyszło jej mieszkać i żyć.

Indianka nienawidzi kalania czegoś tak pięknego jak miłość - wyrachowaniem.

Ale... Jeśli jej podejście romantyczne nie sprawdza się... Może pora na strategię uwodzenia??? :D Indianka jest prawie zakochana. Problem polega na tym, że obiekt popełnia kardynalne błędy życiowe i towarzyskie. Błędy niszczące delikatną więź emocjonalną. Robi to raczej z nieumiejętności postępowania z kobietami, niż ze złej woli... Może pora przejąć inicjatywę w swoje ręce? Na pohybel wszystkim źle życzącym skurwysynom... :)))

Czerwony szpadel

Ukradziony z mojego pola. Koniec wkopywania słupów.

Pora kopania

Indianka jest nadal megawkurwiona, ale pogoda jest dobra na kopanie. Nie ma żaru, ziemia miększa – można kopać i wkopać wszystkie niewkopane jeszcze słupy ogrodzeniowe.

Trzeba zmienić buty – założyć mocne półbuty o twardych podeszwach, bawełniane skarpety aby buty nóg nie obcierały i stopy oddychały. Szpadle w drodze. Póki co – będzie wkopywać tym szpadlem co ma. Deszcz siąpi, ale Indianka zaopatrzyła się w płaszcz wodoodporny. Będzie kopać w deszczu i tyle.

Dwa tygodnie deszczu

Przed Indianką co najmniej dwa tygodnie deszczu. W tej sytuacji to siano niezebrane z pola na pewno zgnije i nic z niego będzie :( Nie można też ukosić nowego, bo też nie wyschnie.

http://www.twojapogoda.pl/polska/warminsko-mazurskie/kowale-oleckie/16dniowa

To był wielki błąd, że zapłaciła za zbieranie siana przed jego zebraniem.

Interesy z lokalnymi wieśniakami

Ja mało robię interesów z lokalnymi wieśniakami, bo lokalne wieśniaki nagminnie robią w chuja i dochodzi do spięć. Natomiast z ludźmi spoza okolicy współpracuje mi się bardzo gładko i bez zgrzytów.

Zapewne na częstotliwość spięć w lokalnych interesach mają wpływ wieśniackie pomówienia, tak jak to teraz ma miejsce z koszeniem. Wydałam majątek, a siano w polu gnije. Gdyby nie te parszywe pomówienia od lokalnych łajz rozmaitych, które często mnie nawet nie znają osobiście, albo ledwo z widzenia lub nie, ale pierdolą głupoty byle pierdolić – to by siano dawno było zebrane, suche, dobrej jakości i nie tylko z dwóch hektarów, ale z 11 hektarów. Przyjaźń by kwitła. Tymczasem już jest spierdolona. Widać chujom o to chodziło. Skurwysyny dopięły swego. Lokalne, konfliktowe skurwysyny. Od lat generują kolejne konflikty, dlatego wolę sobie odpuścić interesy z nimi i robić je z ludźmi normalnymi spoza tej okolicy. Niestety, niektóre rzeczy muszę na miejscu załatwiać i tutaj jestem bardzo ostrożna wtedy. Na każdą transakcję staram się mieć umowę, aby potem pomówień i problemów nie było i w razie wciśnięcia mi np. spleśniałego siana – abym miałam możliwość reklamacji syfiastego towaru.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Sierrrpem i młotem, tę czerrrwoną hołotę! :D

Indianka wkurwiwszy się na nieudane sianokosy i beznadziejne sąsiedztwo, poszła na łąkę naciąć sierpem koniczyny dla zwierzyny. To było rano. Wieczorem zaś zaszalała z mechaniczną wykaszarką. Póki ma paliwo, będzie kosić nią grube trawy. Wykosiła mały kawałek łąki hektarowej, którą zamierza w całości skosić ręcznie. Po kawałku, codziennie. Paseczek za paseczkiem. Ile skosi – tyle ukosi. Prawdopodobne zajmie jej to miesiąc. Świeżą trawę daje zwierzętom, a ta część co zostaje – schnie na siano. Wykaszarką wyposażoną w śmigło dobrze kosi się grube chaszcze, ale z kolei niezbyt dokładnie trawę przy gruncie. Przy gruncie byłaby lepsza żyłka, bo by wymłóciła trawę do samej ziemi. No, ale póki co Indianka posługuje się wykaszarką z nożami (śmigłem) bo chaszcze grube i żyłka by się szybko porwała. Ukoszoną trawę zbiera w plandekę i nosi na siedlisko, gdzie obdziela nią sprawiedliwie zwierzęta – między innymi drób.

Dziś podjęła twardą decyzję. Zrezygnowała z zakupu butli gazu do gotowania i opłacenia jednego rachunku na rzecz zakupu szpadli szpiczastych oraz jeszcze większego sierpa. Czeka ją wiele kopania. Między innymi przy wkopywaniu słupów ogrodzeniowych. Te szpadle co zamówiła powinny być wygodne i skuteczne.

Grubas

Kto to jest grubas??? Grubas, to jest taki chuj, co to dla własnego interesiku pomawia i szerzy wrogą propagandę, tak, aby kosiarz nie skosił Indiance łąki, tylko robił jemu jego pierdolony samochód. Grubas ma w dupie, że Indianka pilnie paszy na zimę dla zwierząt potrzebuje.

Dla chuja liczy się tylko jego pierdolony samochód aby miał czym swoją grubą dupę wozić.

Grubas nazmyślał niestworzonych farmazonów, tylko po to, by kosiarz robił mu jego samochód, zamiast kosić Indiance trawę. Kosiarz mówił grubasowi, że nie może teraz robić jego samochodu, bo jedzie kosić trawę do Indianki. To wtedy gruby skurwysyn powiedział tak: “Nie koś dla niej. Na pewno ci nie zapłaci i jeszcze wezwie policję, żeś ją zgwałcił”.

Kosiarz wtedy zrezygnował z koszenia i nie przyjechał kosić, tak jak to było umówione.

Takich “życzliwych” skurwieli było więcej. Dlatego kosiarz olewał Indiankę i jej koszenie i odstawił taką kichę, że siano teraz w polu gnije.

Przygnębienie

Indianka przygnębiona. Siano w polu gnije. Majątek na sianokosy wydany. Paszy na zimę nie ma. Usługodawca ją zawiódł. Jest to tym bardziej przykre, że go lubiła. Gdyby go nie lubiła – to dopóki siano z pola nie sprzątnięte – by grosza nie dostał. Okropni są ci miejscowi wieśniacy. Bez sumienia. Jak tak można robić samotnej kobiecie? Żeby ich wszystkich szlag trafił :(

niedziela, 14 lipca 2013

Siano gnije :(((

Niezebrane siano w polu gnije. Jest totalnie przemoczone, zaparzone, czernieje.

Nie wiadomo, czy się w ogóle będzie nadawało do zbioru :(

Tak to jest, jak się odwleka, przewleka zamiast zebrać siano w pogodę. Było tyle pięknych, słonecznych dni. Wystarczająco, aby zebrać całą trawę na gospodarstwie Indianki. Indianka słała po kilknasaście smsów aby kosiarz przyjechał, skosił, zgrabił i zebrał. Zawsze coś ważniejszego niż siano Indianki dla niego było. Tak jakby za darmo kosił. Miejscowi też mu dogadywali, aby nie zbierał siana. Może specjalnie tak zrobił, aby Indianka wydała majątek na koszenie trawy i zbieranie siana, a ono się zmarnowało w polu i nie miała paszy na zimę :(((. Łachudry mu doradzały, aby nie kosił. Ciągle go buntowały skurwysyny jebane. Chyba celowo tak zrobił, aby Indianka poniosła straty i nie miała paszy na zimę :(((.

sobota, 13 lipca 2013

Indianka kupiła wóz konny drabiniasty! :)

Kupiłam nowy wóz drabiniasty dla moich koni :) Mam zamiar wykorzystywać go do wszelkich prac gospodarskich poczynając od zbierania siana :) Chcę być niezależna i samowystarczalna w najbardziej prosty i naturalny sposób :)
To jest powrót do korzeni, do starych polskich tradycji :) Także powrót do Natury :) Do naszej polskiej, gospodarskiej tradycji :)



Dała za niego 400zł i wykaszarkę spalinową, którą kupiła za 800zł. Ktoś by powiedział, że “Zamienił stryjek siekierkę na kijek”. Ale Indianeczka wie co robi :)

Dąży do samowystarczalności i niezależności od innych. Ten wóz, oraz maszyny konne które zamiaruje nabyć – pomogą jej tę niezależność i samowystarczalność zdobyć. To niezbędne narzędzia do pracy na gospodarstwie. Gdy dobrze opanuje ich obsługę – nie będzie tutaj potrzebny żaden ryczący traktor.

Wóz stoi dumnie na środku podwórza i jeży się hołoblami. Jest surowy, z surowego drewna świeżego zbudowany. Gdy obeschnie – Indianka go przeszlifuje i na cudny rudy kolorek pomaluje :)

Wóz konny przyjechał dziś do Indianki, gdy ledwo co skończyła brać kąpiel. Wyszła przed dom z włosami mokrymi, ale ubrana :). Na dworzu padało, więc nie robiło to żadnej różnicy włosom. Nastąpiły oględziny wozu na żywo. Dostał nowe hołoble, ale wąskie i krzywe, więc Indianka utargowała 100zł taniej, tym bardziej, że te 100zł jest jej potrzebne na butlę gazu do gotowania obiadów oraz do opłacenia chociaż jednego rachunku. Wozik jest lekki. Tak lekki, że Indianka może go sama przesunąć bez większego trudu. Będzie się lekko klaczce ciągało ten wozik. Tylko żeby łaskawie zechciała :D

Klaczka zaparkowana na łące pod gruszą. Uczy się ograniczeń. Uczy się, że nie zawsze może iść tam, gdzie chce iść :) Jest grzeczna i nie powinno być z nią większego problemu przy zakładaniu do wozu, ale to świeży koń, w sensie świeżo ujeżdżony i ledwo co przyuczony do ciągnięcia pługa. Trzeba będzie bardzo uważać, aby tego wozika nie rozniosła w drobny pył.

Przydałaby się jakaś fachowa ręka do pomocy przy przyuczaniu klaczki do wozu. Chociaż na początek. Gdyby Dziadek Indianki żył, to by na pewno pomógł. Bardzo dobrze operował wszelkimi maszynami konnymi i końmi każdej krwi. Umiał też jeździć wierzchem. Służył kiedyś w kawalerii.

Kawalerzyści to najlepsi jeźdźcy. Czegewara to też kawalerzysta. Świetnie radzi sobie z końmi. Szkoda, że już wybył w świat. Przydałby się teraz bardzo.



Gęsiorki i podlotki


Indianka dziś od rana do południa bawiła się ze swoimi gęsiorkami i podlotkami.
Gęsiorki, te starsze – bardzo lubią się taplać w wodzie. Indianka uszykowała im kasty pełne deszczowej wody. Z lubością się w niej nurzają nurkując do dna.

Indianka wrzuciła gęsiorki do kast by się wykąpały i zanurkowały. Podczas obserwacji ich wodnej toalety, na ramię Indianki wskoczył młodziutki podlotek zielononózki. Siadł sobie na ramieniu Indianki i w najlepsze rozglądał się ciekawie wokół.

Dzisiaj takich akcji było więcej. Inne podlotki też wskakiwały Indiance na ramiona i ręce. Są jak gołębie :) Indianka kiedyś żyła w przeświadczeniu, że kura, to głupi ptak. Ale ptaszęta myślą, czują, obserwują. Indianka obserwowana była przez kilkadziesiąt par ócz od dłuższego czasu. Nawet sobie z tego sprawy nie zdawała. Zdała sobie z tego sprawę dziś, gdy podlotki tak odważnie na nią fruwały by ufnie zająć miejsce na jej ręce lub ramieniu... :) Sympatycznie też podskubywały Indiankę w nagie stopy, gdy jadła śniadanie na dworze. Ufnie rozkładały się wokół niej, gdy gdzieś przysiadła na chwilę. Fajne, sympatyczne ptaszki :)

Wypróbowała swój nowy sierp. Nacięła nim czerwonej koniczyny i trawy dla gęsiorków i kurcząt. Właśnie szła naciąć więcej, ale zaczął padać deszcz. Uwiązała Indianę na polu, by nie czmychnęła w tę ponętną pogodę w zboże.

Kosa

Dotarła ręczna kosa. W sumie dwa ostrza Indianka kupiła. Jedno 60cm długie, drugie aż 90cm długie. Także metalową rękojeść i wszystko co potrzebne do złożenia tej kosy. Kupiła także osełkę, babkę do klepania kosy oraz ostry sierp do ścinania mniejszej ilości trawy lub ziół.

Teraz trzeba tę kosę złożyć i nauczyć się nią posługiwać :) Nowe wyzwanie! Nie będzie łatwo :) Indianka patrzy na tę kosę w częściach jak na węża. Czegewara po odebraniu wizy w Warszawie pojechał do Berlina, a potem do Danii i siedzi w Kopenhadze, więc już za późno by go tu z powrotem ściągać. On by kosę umiał złożyć i wyklepać. Pochodzi ze wsi brazylijskiej. No, ale go nie ma, a kosa jest i trzeba się do niej zabrać :))) Indiankę czeka tu pełna permakultura :))) Wszystko ręcznie i samodzielnie od podstaw :) W zgodzie z naturą :) Bez paliwa i spalin :)))

 

piątek, 12 lipca 2013

Koszty sianokosów

100zł/godzinę koszenia. Na jednym hektarze wyszło 3,5 godziny czyli 350zł za skoszenie jednego hektara. Teren górzysty i jednocześnie podmokły. Poza tym leżało sporo drewna naciętego tu i ówdzie oraz kilka zapomnianych kamieni i pieńków które łamały żyletki. Paczka żyletek to 120zł podobno. Sam dojazd do mojego gospodarstwa to godzina jazdy w jedną stronę dla tego usługodawcy. To tak musiało kosztować, niemniej jednak to jest kurewsko drogo.
 
Poza tym: zgrabianie, kostkowanie i zwożenie. Wszystko pomaleńku, bo teren trudny. Dużo dziur, rowki po szpalerach drzewek i trochę ocalałych drzewek, które trzeba było omijać aby nie zniszczyć. Dlatego to tak długo trwało.
 
W sumie za skoszenie, zgrabienie, skostkowanie połowy siana i zwiezienie połowy siana zapłaciłam: 400zł, dałam piłę spalinową za którą pierwotnie zapłaciła 1100zł, dałam wykaszarkę spalinową za którą pierwotnie zapłaciłam też 1100zł. Sprzęt używany, ale w dobrym stanie, sprawny, nie zajeżdżony. Z mojego punktu widzenia te sianokosy kosztują mnie do tej pory: 2600zł i jeszcze zapłacę kolejne kilkaset lub dam jakieś narzędzie za zebranie tego co w polu. Wyjdzie gdzieś ok. 3000zł za zebranie siana z ledwo 2 hektarów. To jest mega kurewsko drogo.
 
Dlatego muszę mieć swój ciągnik. Przeciętny koszt używanego traktora to ok. 20.000zł i może się psuć, ciężko chodzić. Plus maszyny do niego typu kosiarka, zgrabiarka, przyczepa, pług, brony, kultywator.
 
Zajebali mi dotacje i nie mam za co kupić, więc się muszę męczyć z wynajmowaniem i słonym przepłacaniem. Inna opcja - kupić wóz konny i nim zwozić siano po trochu. Na wóz konny jeszcze może uskrobię kasy lub zamienię się za narzędzia. Najwyżej nie będę jeść przez miesiąc lub dwa lub będę jeść pokrzywy ze starymi ziemniakami :D No i będę czule wspominać tych, co mi dotacje zajebali :D Żeby im się samochody rozpierdoliły i chodzili na piechotę tak jak ja chodzę i musieli kombinować ze zbiorem siana tak jak ja się męczę i żeby żarli pokrzywy zamiat wołowiny.

I co teraz?


Nagła zmiana pogody – leje, leje i leje. I co teraz? Teraz trzeba zaplanować inne zadania. Gnuśny urzędnik w firmie państwowej potrzebuje tygodnie, ba nawet miesiące by się dopasować do zmieniających się sytuacji. Rolnik musi mieć refleks i wysoki stopień przystosowalności. Musi być elastyczny. Musi reagować błyskawicznie – w ciągu godzin, a nawet w ciągu minut, gdy widzi nagle zrywający się wiatr i nadciągający deszcz, podczas gdy siano niezebrane w polu.

Przeciętny mieszczuch, gdy widzi, iż np. byk się zerwał – zamiast skoczyć do niego galopem i go uwiązać – ciągnie się noga za nogą po polu, aż byk bryknie na trzecią wieś i mieszczuch go przez 3 dni nie znajdzie, albo wcale. Raczej wcale, bo nie umie czytać tropów i nie zna psychiki zwierząt - nie wie, gdzie taki zwierz mógłby się udać. Mieszczuch błądzi w ślepo i tylko przez czysty przypadek byka może znaleźć.

Rolnik który zna swoje zwierzęta – ich psychikę, instynkty, zwyczaje – prędzej znajdzie zwierza.
Ludzie mieszkający całe życie w mieście, to takie niemoty. Nie wiedzą, co się wokół nich dzieje, gdy się znajdą na wsi, na łonie natury. Nie potrafią reagować prawidłowo w prostych sytuacjach. Są jak takie nieruchawe kluchy bez ikry. Zatracają w leniwym, miejskim życiu naturalne instynkty i reakcje. Robią się tacy nijacy. Cała ich aktywność skupia się na atrakcyjnym wyglądzie i zapewnieniu sobie maksymalnej wygody i przyjemności.

Indianka widziała nadciągający deszcz, ale nic nie mogła zrobić, bo nie ma swoich maszyn i jest zależna od tego, od kogo wynajmuje maszyny. Połowa siana na strychu – druga połowa moknie w deszczu. Ta druga partia siana nie będzie już takiej dobrej jakości jak ta pierwsza partia, ale ma nadzieję, że nie zgnije w polu i nie pójdzie na zmarnowanie. Indianka wydała dużo pieniędzy i majątku na to koszenie. Oddała piłę spalinową, wykaszarkę spalinową, dała w gotówce 400zł. To siano co w polu nie ma prawa się zmarnować. Niedobrze, że jest już zwałowane. W takiej postaci gorzej będzie wysychało. Dopiero od poniedziałku ma być pogoda. Cały poniedziałek siano będzie schło i dopiero we wtorek będzie można – być może – je zbierać, o ile doschnie do zbioru. Indianka jest rozeźlona. Tyle było pięknych, słonecznych dni na koszenie i zbieranie siana. Przepadły. Zmarnowane. Tak to jest, jak się nie ma swoich maszyn i jest się zależnym od kogoś i jego innych interesów. Indiance potrzebny jest traktor lub chociaż maszyny konne, aby mogła sobie siano sama zbierać.

Indiana potrafi ciągnąć wóz – można by wozem konnym to siano zwozić. Masa pracochłonnej roboty, ale da się zrobić. Codziennie po trochu. Tylko ten wóz najpierw trzeba mieć.
W sumie w dniu zwożenia była przyczepa i traktor - można było widłami pozbierać to siano. Ile by się zebrało – tyle by się uratowało. Ale dwóch pojechało po jedną część, a trzeci pił kawę przez godzinę. Ledwo zdążyli zwieźć przyczepę kostek i dwie przyczepy drewna. Gdy ci dwaj wrócili z częścią – okazało się, że nie pasuje do kostkarki. Nie można było zebrać kostkarką. Zrobił się wieczór. Zmierzch. Zaczęło padać. Za późno. I tak siano moknie w polu i być może zgnije w tym polu. Praca na zmarnowanie i straty finansowe oraz materialne. Wczoraj podeschło i wczoraj można było zwieźć. Coś stanęło znowu na przeszkodzie. Indianka koniecznie musi mieć swój traktorek lub chociaż maszyny konne. Musi być niezależna on innych. Nie można na innych polegać. Polegać można tylko na sobie.

Gdyby nie czekała, że umówiony usługodawca przyjedzie i zbierze to skoszone siano – to chociaż by to siano w stogi poukładała i przykryła folią, aby siano zabezpieczyć. A tak do ostatniej chwili zwlekał, a w dniu zbioru zepsuła się część od kostkarki i nie zebrał w terminie paszy przed deszczem. A teraz siano moknie w polu i tak będzie mokło aż do poniedziałku. Indianka jest wkurwiona na maksa. W przyszłym roku kupi wóz konny i sama będzie to siano zbierać w dobrą pogodę. Zamiast wydawać forsę i oddawać swój sprzęt za usługi polowe – kupi w to miejsce wóz konny i będzie zwozić siano samodzielnie. Zajmie to wieki – ale zrobi to w terminie i przed deszczem. Kupiła nową kosę. Nauczy się kosić ręcznie. Będzie wykaszała codziennie po trochu, suszyła i zwoziła koniem do stajni na strych.

Niedawno spotkała kosiarza. Powiedział, że w 10 dni można skosić ręczną kosą 5 hektarów trawy. Skoro można – to Indianka będzie kosić. Kosić i na bieżąco suche zwozić. Przed deszczem. A jak nie da rady przed deszczem – to poskłada w stogi i przykryje folią. Stogi załaduje na wóz konny po deszczu i zwiezie w pogodę. Będzie miała bardzo dobrej jakości super dosuszone siano zielonkawe.

Pogoda

Przed nami dwa bardzo deszczowe dni. W niektórych regionach kraju przy zaledwie 15 stopniach podczas wielogodzinnych, ciągłych deszczy, spadnie ponad połowa czerwcowej normy opadów.

W czerwcu wyjątkowo często i intensywnie padało w południowej połowie kraju. Miejscami tak mokro w tym miesiącu nie było od lat.

Jeśli wierzyć w to, że pogoda, jak oliwa, bywa sprawiedliwa, choć w większym zakresie czasu, w lipcu nastąpi odmiana. Oznacza to, że deszczowy biegun przesunie się nad północną połowę kraju, a przekonać się o tym możemy już w najbliższych dniach.

Za mało wakacyjną aurę odpowiedzialny będzie niż znad krajów wschodniej Europy, którego fronty zamiast wędrować tradycyjnie na wschód, zaczną zmierzać na zachód.

"Cofanie" się niżu nie zwiastuje niczego dobrego. Jak pamiętamy na początku czerwca z podobnego powodu doszło do katastrofalnych w skutkach powodzi u naszych sąsiadów.

Na szczęście tym razem powódź nam nie grozi, ale może dojść do podtopień, ponieważ będzie padać i padać, w dodatku obficie. Ulewy rozpoczną się w nocy z czwartku na piątek (11/12.07) w północno-wschodniej części Polski oraz na krańcach wschodnich.

Do piątkowego (12.07) poranka strefa ciągłych deszczy obejmie całą wschodnią, południową, północną i centralną Polskę. Najmocniej padać będzie na we wschodniej Lubelszczyźnie, na Podlasiu, Mazowszu, Mazurach i Warmii. Podobnie będzie przez pierwszą połowę dnia.

Po południu i wieczorem bez opadów tylko miejscami na wybrzeżu. Poza tym deszcze ciągłe i burze z gradem, najmocniejsze w pasie od Suwalszczyzny i Mazur po Warmię i Kujawy. Do końca dnia spadnie tam przeważnie od 15 do ponad 30 mm deszczu.

Temperatura maksymalna wyniesie w piątek (12.07) na ogół nie więcej niż 20 stopni. W strefie silnych opadów będzie lekko powyżej 15 stopni. Odczucie chłodu będzie potęgować wilgoć i silne podmuchy wiatru z zachodu i północnego zachodu.

W nocy z piątku na sobotę (12/13.07) kontynuacja burz i ulew na północnym wschodzie. Bardzo mocno padać będzie także w centrum i na południu kraju. W sobotę (13.07) obfite opady utrzymają się w całej wschodniej połowie Polski, gdzie miejscami będzie zaledwie od 15 do 20 stopni.

Łącznie do końca soboty (13.07) spadnie, poza regionami zachodnimi, od 15 do 40 mm deszczu. Najwięcej na Podlasiu, Mazurach, Warmii, Ziemi Łódzkiej i Mazowszu, gdzie możemy odnotować nawet połowę miesięcznej normy deszczu, a to bardzo dużo.

Na szczęście poza lokalnymi podtopieniami, zwłaszcza w obniżeniach terenu, nic nam nie grozi. Poziom rzek nie jest wysoki, a gleba błyskawicznie wysycha, czego efektem jest ogłoszony na ponad 70 procentach powierzchni kraju najwyższy, czerwony stopień zagrożenia pożarowego.

Deszcze z całą pewnością znacząco poprawią sytuację w lasach i na polach, gdzie o tej porze roku woda jest bardzo potrzebna roślinności. Poprawę samopoczucia powinni odczuć natomiast alergicy, bo deszcz zmyje większość uczulających alergenów. www.twojapogoda.pl

 

czwartek, 11 lipca 2013

Co jutro?

Indianka zastanawia się, od czego zacząć jutrzejszy dzień i czego dokonać. Zacznie raczej od karmienia zwierząt, a potem...

Zmęczona


Indianka zmęczona i niewyspana po wczorajszej akcji „sianokosy”. Trzeba iść na strych i poukładać te kostki i sprawdzić czy siano na polu obeschło po wczorajszym deszczu. Póki co zajmuje się zwierzętami i ogarnia podwórko. 

Siano na polu z wierzchu obeschło - od ziemi wilgotne. Musi jeszcze przeleżeć w gorącu. Właśnie zrobiło się gorąco. Kilka godzin powinno poprawić sytuację i jeśli część naprawiona – będzie można kończyć sianozbieranie. Przydałoby się trochę wiatru. Konie pod wiatą wietrzą się w przeciągu z okien i studzą w cieniu wiaty.

Pora naostrzyć wykaszarkę. Noże się powyginały i stępiły. Indianka użyła do ostrzenia z powodzeniem osełki i młotka, by naprostować zagięte krawędzie. Teraz zalać paliwko i kosimy chaszcze wokół domu :)

Indianka pozbierała część wyrzuconych ze strychu słupów ogrodzeniowych. Są one suche i okorowane. Teraz trzeba je oszlifować i pomalować. Na razie Indianka ma jeszcze 10 gotowych słupów ogrodzeniowych do wkopania. Gdy je zużyje – trzeba będzie uszykować nowe.

Cały dzień na dworzu - w szczerym polu!


Zgrabianie, kostkowanie, zwożenie. Połowa siana na strychu, druga połowa moknie w polu. Zepsuła się jedna część od kostkarki i nie dało rady wszystkiego zebrać przed deszczem. Oby ta partia siana co w polu nie zgniła i dała się uratować. Pierwsza partia siana okay, zielonkawa. Dobra pasza, dobrze dosuszona. Ekologiczne siano. Trawy, koniczyny, zioła. Smaczna i zdrowa pasza dla zwierząt Indianki.

Indianka nie tylko finansowała sianokosy, ale brała w nich czynny udział osobiście. Układała kostki na przyczepie. Kierowała także traktorem z przyczepą, na którą ładowano kostki siana. Fajna sprawa. Podobało się Indiance :) Mimo trudnego, górzystego i podmokłego terenu – nie wywaliła przyczepy ani nie utopiła traktora :)

Zwieźli też część drewna z pola pod dom. W sumie dwie przyczepy.

słowniczek:
“na dworzu” – regionalizm podlaski z okolic Siemiatycz

wtorek, 9 lipca 2013

poniedziałek, 8 lipca 2013

Słoma

Indianka wdrapała się na strych stajni i zrzuciła sporo słomy na dół do stajni i przed stajnię. Zeszła na dół po drabinie. Rozścieliła równomiernie suchą, czystą słomę.

Cały box dla koni zasłany puchatą słomą. W owczarni też pościelone suto.

Na podwórku trawa krótko wykoszona – do połowy podwórka przez zwierzęta i do drugiej połowy podwórka przez Czegewarę.