czwartek, 28 marca 2013

Wielkanoc



Pora się do tej Wielkanocy ustosunkować. Indianka pali w piecu w kuchni i myje lodówkę, by poukładać w niej wiktuały przysłane przez Mamę. Jutro zrobi sałatkę. Kilka jaj od swoich kur uzbierała. Zastanawia się, czy ma odpowiedni koszyczek na święconkę. Hmm... chyba nie ma nic takiego. Ale i tak nie pójdzie do kościoła, bo nie ma siły chodzić przez ten śnieg, tym bardziej, że odciski nadal dokuczają.

Indianka zastanawia się, jakie potrawy jutro uszykować i jak stół udekorować. Po pojeniu i karmieniu zwierzyny zostanie jej niewiele czasu i sił na wielkanocne śniadanie, więc zaplanuje sobie je dzisiaj.

Pora odświeżyć pamięć co do reguł tradycji i potraw świątecznych oraz wyszukać też inne ciekawe przepisy na potrawy wielkanocne. Z dzieciństwa pamięta, że Wielkanoc to gotowane jaja na twardo, farbowane farbami lub łupinami z cebuli.
Koszyk pełen pięknie skomponowanych wiktuałów spożywczych typu: jaja barwione, biała kiełbasa, kiełbasa jałowcowa, szynka, boczek, chleb, sól, pieprz, woda – to wszystko ładnie ułożone w koszyku wymoszczonym serwetą.
Przy stole świątecznym śniadanie zaczynał konkurs na zbijane jaja. Które jajo najdłużej wytrzymało nie uszkodzone – ten wygrywał :)

Indianka nie ma gotowej palmy, ale zrobi ją z gałązek derenia który akurat w dzień po Palmowej Niedzieli nałamała.
Przy okazji posadzi też inne sztobry które powinna była posadzić już parę dni temu. To będzie jej nowa tradycja: sadzenie sztobrów w Niedzielę Palmową i Wielkanoc.
Indiance pięknie zakwitły hiacynty – nimi udekoruje stół. Także rzeżuchą i szczypiorem... Jakiś obrus też się znajdzie. Będzie ładnie. A krzyż??? Gdzieś był. Jeszcze Babciny.

Zajączki są – kicają po króliczarni i kuchni :)
Baranków nie ma, ale są kózki w koziarni :)
Słodkich brył w kształcie baranka nie ma, ale jest cukier zbrylony. Może by wyrzeźbić z niego baranka?
Indianka nie będzie miała tyle czasu. Musi najpierw zwierzynę nakarmić aby nie cierpiała z powodu świąt głodu i miała pełne brzuchy.

Tradycje Wielkanocne
Wielki Post

Święta Wielkanocne poprzedza Wielki Post. Trwa on 40 dni. Zaczyna się od Środy Popielcowej nazywanej również wstępną środą lub Popielcem.

Podczas środy popielcowej w kościołach podczas nabożeństwa posypuje się głowy wiernych popiołem powstałym w wyniku spalenia palm wielkanocnych z zeszłego roku.

Kiedyś wierzono że posypuje się głowy popiołem ze szczątków ludzkich znalezionych na cmentarzach.

Posypywanie głów popiołem zostało wprowadzone do liturgii Kościoła powszechnego ok.IV wieku.

Początkowo posypywano głowy jedynie osobom które publicznie odprawiały pokutę. Osoby te nie mogły powracać do kościoła, aż do spowiedzi wielkanocnej odbywającej się w Wielki Czwartek.

Od X wieku  posypywanie popiołem stało się obrzędem dla wszystkich wiernych – symbolem pokuty, żalu za grzechy, gotowości do wielkiego postu – umartwień i rozważań.

W wiekach XVIII i XIX – a w niektórych rejonach również na początku XX wieku księża posypywali popiołem jednego najważniejszego człowieka z rodziny – ojca, dziada, oraz dawali mu nieco popiołu do modlitewnika. W domach ta osoba „dawała popielec” rodzinie – czyli posypywała głowy popiołem domownikom.

Wielki post miał być okresem umartwień, pobożności, dobrych uczynków, umiarkowania.

W dawnych czasach mieszkańcy wsi przestrzegali zaleceń kościelnych oraz samodzielnie wybierali sobie różne umartwienia.

Mięso, a w niektórych domach również nabiał, cukier i miód znikały ze stołów.

Na stołach za to pojawiał się żur postny (zobacz przepis), ziemniaki, kapusta kiszona, śledzie, chleb.

W domach bogatych, magnackich post nie był tak dokuczliwy gdyż tam jadano wiele wspaniałych potraw z ryb, jedzono również sery, masło i mleko.

Zazwyczaj na czas wielkiego postu ludzie rezygnowali z palenia tytoniu, picia alkoholu. Nie urządzano zabaw, spotkań towarzyskich (spotykano się na wspólnych modlitwach), nie śpiewano i nie grano.

W połowie Wielkiego Postu obchodzono Półpoście. Była to chwila wytchnienia od umartwień i ciszy postnej. Po wsiach biegali chłopcy hałasując drewnianymi kołatkami i rozbijając o drzwi domów garnki wypełnione popiołem

Wielki Tydzień

Wielki Tydzień to tydzień bezpośrednio poprzedzający Wielkanoc. To czas przygotowań do świąt. Czas porządków, przygotowywania potraw wielkanocnych, a także czas codziennych nabożeństw.

Niedziela Palmowa

Wielka Środa

Wielki Czwartek

Wielki Piątek

Wielka Sobota

Wielkanoc

Lany Poniedziałek

Czym naturalnie zabarwić jaja?
Łupinami od cebuli
Burakami czerwonymi

Jaja w majonezie dekorowane zieleniną
5 jaj, 2 łyżki majonezu, szczypta natki pietruszki, szczypiorku, rzeżuchy.
Ugotować jaja na twardo. Obrać z łupin. Pokroić w ósemki. Udekorować majonezem. Posypać siekaną natką pietruszki, szczypiorkiem i rzeżuchą.

Sos curry do jaj
6 łyżek majonezu, 4 łyżki jogurtu naturalnego, 2 żółtka z jajek ugotowanych na twardo, 2 łyżeczki przyprawy curry, 3 ząbki czosnku, sól, pieprz, imbir.
Żółtko przetrzeć przez sitko, dodać zmiażdżony czosnek i wymieszać. Później dodać majonez, jogurt i przyprawy.

Sałatka warzywna
Ziemniaki, seler, marchew, puszka kukurydzy, 4 jajka, 1-2 łyżki majonezu, 1 łyżeczki musztardy, sól i pieprz
Kukurydzę odsączyć. Jajka ugotować na twardo, obrać i posiekać. Warzywa ugotować w rosole, odsączyć i posiekać. Wymieszać z kukurydzą, majonezem i musztardą. Posolić i popieprzyć do smaku. Można też dodać posiekany szczypiorek lub natkę pietruszki lub rzeżuchę.

Sałatka z marynatami
Mała kapusta pekińska, 1 słoika marynowanych patisonów miniaturowych, 4 gruszki marynowane, 15 dag rokpola, 3 łyżki posiekanych orzechów włoskich, sok z cytryny, 5 łyżek oliwy z oliwek, sól, pieprz.
Kapustę pokroić w wąskie paski. Patisony w plasterki. Gruszki i rokpol pokroić w kostkę. Składniki delikatnie wymieszać. Posypać orzechami włoskimi i polać oliwą z oliwek wymieszaną z sokiem cytrynowym, solą i pieprzem.

Żur postny
2 marchewki, 1 pietruszka, 1 selera, 1 pora, grzyby suszone, 1 litra zakwasu na żur (gotowego w butelce), 2 ząbki czosnku, 4 ziemniaki, sól
W 1 litrze wody ugotować marchewki, pietruszkę, selera, pora i suszone grzyby. Wywar odcedzić dolać zakwas. Zagotować i dołożyć zmiażdżone ząbki czosnku i ziemniaki obrane i pokrojone w kostkę. Gotować aż ziemniaki będą miękkie. Posolić do smaku.

Biała kiełbasa gotowana w wywarze z przyprawami. Na masełku rumienimy mąkę, dodajemy przecedzony wywar, w którym gotowała się kiełbaska, mieszamy i gotujemy, aż masa zgęstnieje. Dodajemy śmietanę i tarty chrzan, mieszamy i zagotowujemy. Na koniec dodajemy sok z cytryny i przyprawy. Gorącym sosem polewamy białą kiełbaskę.

Poranna woda


Indiance już się kończą pomysł na tytuły postów
:))) Wczoraj w nocy wzięła gorącą kąpiel i wymoczyła obolałe stopy. Odciski po odmoczeniu zrobiły się wrażliwsze i bardziej bolesne. Trzeba to ścierpieć. Wyspała się. Rano wstała i wystawiła na ganek wiadro z ustaną wodą. Otworzyla stajnię i zawołała konie, by podeszły się napić. Po kolei piły, a Indianka dolewała im wody do tego dużego wiadra z mniejszych wiaderek. Wszystkie się napiły do syta. Wtedy zrobiła śniadanie i pozmywała naczynia. Pora iść zwierzętom dołożyć siana i sypnąć owsa.

środa, 27 marca 2013

Przy blasku księżyca

Indianka poszła na pole po opał. Idąc śpiewała sobie głośno, dźwięcznym, melodyjnym głosem. Już ciemno, ale księżyc jasno świeci. Oświeca całe pole. Nocna sceneria pagórkowatych łąk poprzecinanych strumieniem i miejscowymi zadrzewieniami wygląda tajemniczo. Wiatru nie ma. Mróz jest, ale nieduży jak na tę szerokość geograficzną i jej mroźne możliwości. Pozbierała suchy chrust i przyniosła do domu. Napaliła. Nakopciło się aż gęsto. Teraz wietrzy. Rozpaliła piec suchym chrustem i gałęziami. Dwie większe suche kłody ma już w domu dawniej przyniesione. Aby one się zajęły – trzeba najpierw żar wytworzyć w piecu. Może by jakąś kolację zjeść? Chleb z dżemem? Dżem własnej roboty. Pyszny. Oczywiście :) Wczoraj miała dzień bardzo ciężki. Wręcz mega wyczerpujący. Mega masakra. Dzisiaj niewiele lepiej, ale już nie musiała człapać 20km. Dzisiaj ledwo kolebała się po swoim własnym podwórku, tak zakwasy i odciski dokuczały.

Teraz już jest lepiej. Zrobiła 80 procent tego co sobie na dzisiaj zaplanowała. W stajniach porządnie pościelone. Konie nakarmione i napojone. Kozy też. Trzeba jeszcze do kurnika zajrzeć. Warto przy okazji przynieść smakowitą pastę dyniową. Są wyśmienite na kanapki do smarowania.

Dzisiaj Indianka miała niezapowiedzianą wizytę dwóch miłych pań z pewnego urzędu. To była przyjemna wizyta. Tulipan byłby zawiedziony ;) Okazało się, że Tulipan to wyjątkowo mściwe bydle. Indianka więcej do swojego domu żadnego przypadkowego łachudry nie wpuści. Już sobie to obiecała wcześniej, ale ten ostatni typek wprosił jej się na chatę przez zaskoczenie. Jej błąd, że się na to zgodziła nie znając faceta zupełnie. Wprawdzie mówiła mu, żeby tu nie jechał, ale on się oburzył, że już jest w trasie i skoro wyjechał to przyjedzie. No i przyjechała lebiega. Tak samo nagle jak przyjechała tak samo nagle wyjechała. Łowcy posagu się jego plany nie powiodły i teraz się mści. Indiance krew psuje. Indianka zanim kogokolwiek tutaj zaprosi – prześwietli go dokładnie. Wzdłuż i wszerz ;) Tak sobie obiecała i tego się będzie trzymała. Hough!

Zakwasy


Wczoraj łącznie Indianka zrobiła na nogach 20km – 12km rano i 8km wieczorem. Była wczoraj już mega wyczerpana.
W sumie do domu przyniosła 6 litrów mleka.

Zakwasy i odciski ma takie, że ledwo się rusza dziś po siedlisku. Słońce świeci i ciepło. Indiana wyprowadziła małą z boxu i mała bryka po podwórku. Pozostałe konie zamknięte w stajni chwilowo, aby nie przeszkadzały Indianie zjeść jej owies. Jak na jeden tydzień – Indiance wystarczy tych wypraw. Dwa tygodnie miną zanim się odciski rozejdą, a parę dni nim zakwasy znikną.

Przy okazji dowiedziała się od życzliwej rolniczki kilka cennych wiadomości na temat glukozy. Trzeba ją mieć w swojej apteczce, zwłaszcza w terminie wyźrebień, wycieleń i wykoźleń, ale nie tylko – glukoza stawia na nogi każde stworzenie boskie łącznie z człowiekiem. Także warto mieć mleko zastępcze na wszelki wypadek, bo wysyłka trwa, a dojazd do miasta zimą stąd dla Indianki jest wręcz niewykonalny i nie ma żadnej pewności, że w lokalnym sklepie weterynaryjnym jest to mleko. Dla cieląt może być, ale dla źrebiąt?

Jest też w pobliżu hurtownia z paszami dla zwierząt – jest tam karma dla cieląt, świń, kurcząt i być może mleko zastępcze dla cieląt, ale dla źrebiąt Indianka nie widziała tam takiego mleka. Tutaj teren głównie rolniczy, mleczno-mięsny, głównie hoduje się bydło, świnie, drób - koni dużo mniej. No i Indianka nie będzie mogła kóz sprzedać, bo kozie mleko to mleko zastępcze dla końskiego mleka. Trzeba pilnować, aby kozy się koźliły grubo przed klaczami, aby można było koźlęta odstawić bez szwanku dla nich w razie potrzeby dania źrebięciu mleka.

Pora na lunch i odpocząć troszkę. Koniom siano nałożone, konie napojone, owies dany. Jeszcze kozom trzeba będzie dołożyć paszy i przytargać opał z pola.

wtorek, 26 marca 2013

Mleko krowie

Indianka zrobiła dzisiaj 12 km za krowim mlekiem. Ma odciski na piętach, ale mleko zdobyła. Pełnotłuste, krowie. Niestety - schłodzone i mieszane od wielu krów. Znalazła też miejsce gdzie może kupić mleko od jednej krowy co rodziła tydzień temu. Ciepłe mleko prosto od krowy. Takie jest najlepsze. Na to ciepłe, świeże mleko musi poczekać do wieczora.

Kiedy wiosna?

Kiedyż, ach kiedyż ta wiosna??? :)

Dana chodzi


Na dworze minus 7 w cieniu. W Słońcu pewnie cieplej. Słonecznie. Klaczka chodzi za matką.
Indiana napiła się całe wiadro wody. 
W obu boxach jeszcze jest siano, ale trzeba uzupełnić. Indianka wypije herbatę i da klaczom owsa oraz dołoży siana. 

poniedziałek, 25 marca 2013

Dana


Źrebię wylizane, wysuszone, puszyste i czyste. W stajniach fest pościelone. 
Indianka tak zmęczona, że nawet nie ma siły się wykąpać. Pora spać. Przez najbliższe dwa tygodnie do dentysty na pewno nie pojedzie. Trzeba mieć źrebię na oku, dobrze karmić i poić matkę, ścielić boxy bogato.

Nieproszona ekipa



Przybyła nieproszona ekipa: pani z Opieki Społecznej w asyście dwóch policjantów. To na wniosek “troskliwego” Tulipana. I tak nic Indiance nie pomogą, tylko gitarę zawracają, ale chwilę zajęli. Gołym okiem widać, że dom trzeba remontować, ale kasy oczywiście żadnej nie dadzą. Tak działa ten system. Wyłudza od ludzi pieniądze na niby różne pożyteczne świadczenia, a gdy obywatel potrzebuje pomocy – to żadnej pomocy oczywiście nie dostaje.

Tak to jest zorganizowane. Gdzieś tam pod Olsztynem rolnicy zbuntowali się i przestali płacić podatki. Bo za co mają je płacić? Do ich wsi nie ma drogi. Gmina nic nie robi od lat – tak samo jak tutaj. To za co darmozjadom płacić podatek?

Rrradosna Nowina! :)))


Klacz Indiana powiła córkę :)))
Indianka odebrała poród samodzielnie – jak zwykle.
Jest wyczerpana i musi odpocząć, a potem zająć się źrebięciem i matką... :)
Klaczka już napiła się mleka matki i wydaliła smółkę.

niedziela, 24 marca 2013

Ogłoszenia duszpasterskie

Indianka ponownie uruchomiła swoje GaduGadu: 20473683 Indianka Mazurska

Sympatycznych rozmówców/rozmówczynie zaprasza na krótkie pogawędki jeśli dusza pragnie :)

Oberżyna

Indianka nurzając się w kłębach dymu – rozpaliła w piecu wczoraj. Wywietrzyła chałupę. Nad piecem jest 24 stopnie, pod oknem tylko 10 C – i to w kuchni, która jest najcieplejsza. Większość nasion potrzebuje wyższą temperaturę aby kiełkować, więc na piecu, na garach i garnkach stoją zwarte zastępy doniczek, pojemniczków i mini szklarenek. Niestety – pomidory i bazylia padły w dniu nagłego wyziębienia chaty. Natomiast papryki jakoś przetrwały. Także inne warzywa mniej ciepłolubne jakoś kiełkują, ale nie wszystkie – ale czy to wszystko dotrwa do ocieplenia i wiosny to jest WIELKI ZNAK ZAPYTANIA. Indianka robi co może. Jeśli otworzy piec, jeśli go tylko lekko uchyli – kłęby dymu znów zasnują chałupę i znów trzeba będzie wietrzyć czyli wyziębiać chatę, więc to jest bez sensu. Zamknięty piec słabo grzeje, ale grzeje i nie kopci. Ma temperaturę gorącego grzejnika, a że jest ogromny – więc jednak temperaturę w domu podnosi. Indiankę kusi, aby go uchylić i nagrzać chałupę fest. Ale nie ma ochoty na zadymę w kuchni. Dylemat! Wczoraj w piwnicy sprawdziła wyczystki – są czyste. Tylko z tej do której podłączony jest komin, walą kłęby dymu z pieca. Tzn. że jest w tym kanale zator gdzieś u góry nad piecem. Może oblodzony kanał albo zarośnięty smołą i sadzą. Natomiast w sąsiednim kanale, który akurat nie jest podłączony do pieca – ciąg jest rewelacyjny. Co z tego, kiedy do niego piec nie jest podłączony?

Indianka posiała oberżynę w doniczkach torfowych umieszczonych w większej szklarence. Trzeba to umieścić nad piecem, bo oberżyna potrzebuje minimum 24 C by kiełkować. Nad piecem nie ma już miejsca. Trzeba zrobić przegląd i warzywka, które nie potrzebują takiego ciepełka przenieść w inne miejsce, lub napalić bardziej w piecu, aby temperatura w domu podniosła się. Ot, dylemat. Kurzyć czy nie kurzyć??? :)

Indianka poprzestawiała doniczki i szklarenki. Gdzieniegdzie zbudowała misterne konstrukcje 3 piętrowe, byle tylko dać możliwie dużej ilości siewek szansę na ciepełko emitowane przez piec.

sobota, 23 marca 2013

Drzewo natargane

Indianka natargała dwie taczki suchego opału i napaliła w piecu. Dymi się strasznie. Trzeba wietrzyć. Chyba trzeba będzie komin wymienić całkowicie albo nowy postawić. Może samo czyszczenie wystarczy? Ale niedawno był czyszczony. W sumie dwa razy w ciągu roku. Chyba Indianka zejdzie do piwnicy i wyczyści te dolne wyczystki. Może kupa sadzy urosła aż do piętra i zapchała przewód.

Na dworze złocisty zachód Słońca. Konie pod paszarnią lśnią. Ich sierść lśni. Już od lutego zmieniają sierść zimową na letnią. Troszkę za szybko. Wczesne linienie i lśniąca sierść wskazują na zdrowie zwierząt. Gdyby były niedożywione – nie zmieniałyby tak szybko sierści, a ich sierść byłaby matowa.

Indianka miała kiedyś za współlokatorkę - pewną cwaną koniarę. Było to na początku hodowli koni przez Indiankę. Indianka jeszcze wtedy nie miała doświadczenia w hodowli koni, więc pozwoliła babie zajmować się wszystkimi końmi. Baba wykorzystała to do karmienia swoich koni najlepszą paszą jaką Indianka kupiła – sianem i owsem. Klaczkę Indianki natomiast zawistnie głodziła. Doprowadziła ona źrebiczkę do takiego stanu, że młoda źrebica dopiero w maju zaczął linieć, po tym, jak baba wyjechała z gospodarstwa Indianki i Indianka przejęła karmienie koni. Indianka uczciwie obdzielała wszystkie konie miarkami owsa. Klacze babsztyla dostawały 3 razy więcej owsa, bo babsko wmówiło Indiance, że jej klacze karmiące tak dużo muszą owsa jeść. Prawda była taka, że cwaniara przywiozła totalnie zarobaczone konie, które żarły w nieskończoność, a i tak były zachudzone i niedożywione, bo robale wpierdzielały to co klacze babsztyla zjadły. Baba skąpiła na odrobaczeniu swoich koni i kosztem Indianki ładowała w nie 3 razy więcej paszy niż normalnie by potrzebowały. Także klaczce Indianki nie dawała w ogóle owsa ani siana, tylko samą starą, bezwartościową słomę. Klaczuś była przez to niedożywiona, osowiała, miała matową sierść i nie liniała długo, podczas gdy klaczory babsztyla były już ze starej sierści wyczyszczone i lśniły nową, letnią okrywą włosową.

Cyniczna szmata, naigrywała się z klaczki Indianki pomawiając klaczkę Indianki, że to jakiś gorszej jakości i gatunku koń, bo klaczka miała długie, kudłate, zimowe włosie podczas gdy klaczory oszustki lśniły już krótką sierstką.

Gdy babsztyl miał wyjechać, aby kolejnego właściciela stajni naciągnąć na darmowy pensjonat, Indianka zapytała ile ma dawać koniom owsa. Babsztyl powiedział, że jej klaczom po 3 miarki owsa, a klaczce Indianki jedną. Tak też Indianka uczyniła. Gdy po raz pierwszy dała swojej klaczce jedną miarkę owsa – konik ożył gwałtownie. Indiana szalała po podwórku brykając radośnie i strzelając kopytami wysoko w górę. Wtedy Indianka błyskawicznie zorientowała się jak działa owies na konie i zrozumiała, że jej klaczka do tej pory nie dostała od ścierwa ani grama owsa. Od tej pory Indianka zajmowała się wszystkimi końmi sama, a szmacie kazała spierdalać w pizdu.

Indianka regularnie i dobrze karmiła owsem i sianem swoją klaczkę Indianę, zwiększyła też jej dawki owsa – źrebica szybko odzyskała siły, animusz, zmieniła sierść na letnią – krótką i lśniącą. “Pańskie oko konia tuczy” – mówi stare polskie porzekadło. Jednocześnie karmiła konie babsztyla, który miał Indiance za opiekę i paszę zapłacić źrebakami lub kasą, co nigdy nie nastąpiło, podczas gdy Indianka została z długami za paszę na długo. Indianka wie, że nikt, ale to nikt nie zadba o jej konie tak dobrze, jak ona dba. Mimo, że Indiance się nie przelewa – pasza dla zwierząt zawsze musi być. Dobro zwierząt jest u Indianki na pierwszym miejscu. Dzięki temu wyhodowała takie piękne, zdrowe zwierzęta. Indianka odebrała też nauczkę, aby nie ufać obcym, bo potrafią oni być niesamowitymi ścierwami zdolnymi bez mrugnięcia okiem do krzywdzenia cudzych zwierząt z czystej zawiści i podłości.

Ufff!



Indianka nakarmiła i napoiła zwierzynę. A jakże! Pora na gorącą herbatę, a potem trzeba będzie przyciągnąć sanie z opałem i nahajcować w piecu. 

Konie jedzą siano pod paszarnią. Siano wyłożone wzdłuż paszarni, pod ścianą, od strony południowej – celowo, by Słoneczko wygrzało koniki i zapobiegło ewentualnej krzywicy. 

Pierwsza przyszła paść się Dakota. Pozostałe konie kończyły jeszcze spożywać owies w stajni. Tym razem Indianka na spód żłobów pościeliła nieco siana pod ten owies, aby konie jedząc jednocześnie owies i siano dobrze przeżuwały owies wraz z sianem i nie marnowały go tak. Przydałby się Indiance śrutownik, aby mielić zboża na drobną śrutę oraz sieczkarnia do wyrobu sieczki. Dziadek Indianki miał taką fajną, ręczną sieczkarnię. Indianka lubiła nią ciąć trawę dla królików i koni Dziadka. Takie fajne ostre koło się obrało i ciachało trawę na sieczkę. To było dawno. Tego siedliska ani sieczkarni rodzina Indianki już dawno nie ma. Szkoda. Było tam wiele użytecznych maszyn konnych, m.in. przodek konny, kopaczka do ziemniaków, brony, kultywator, pług na kółkach i parę innych maszyn. Dziadek ich używał do obróbki ogrodu. Był też solidny, duży, platformowy wóz na gumowych kołach. Bardzo pojemny. Tym wozem Dziadek woził trawę i siano dla koni, a ze szpitala w którym pracowała kiedyś Babcia – przywoził zlewki dla świń i resztki spożywcze dla drobiu i królików oraz psów. Były też sanie – duże i wygodne. Podczas jazdy wyścielone wielkim kożuchem. Tymi saniami Dziadek z Babcią wozili Indiankę do lasu, gdy zachorowała w mieście na zapalenie płuc. Indianka była blada jak ściana i anemiczna po tej chorobie. Cudem z niej wyszła z pomocą Babcinych naturalnych zabiegów i ziół. Antybiotyki już wtedy nie pomagały. Babcia siekała Indiance drobniutko czosnek i podawała na łyżeczce z prawdziwym miodem pszczelim (bez cukru) i pełnym mlekiem prosto od krowy (nie badanym przez żadne laboratorium) kilka razy dziennie zachęcając ją wytrwale do przełykania tego naturalnego lekarstwa. Paskudne to było w smaku dla Indianki, krzywiła się niemiłosiernie – ale pomogło. Pomogło też stawianie gorących szklanych baniek na plecach, rozgrzewające okłady na szyję i pierś z pieluchy tetrowej nasączonej spirytusem kamforowym, oraz rozgrzewające nasączone w kamforze waciki do uszu. Indianka wówczas została przywieziona z miasta z trzema chorobami w jednym małym ciałku. Było to zapalenie płuc, angina i zapalenie ucha środkowego. Była baaardzo ciężko chora. Lekarze nie rokowali Indiance przeżycia. Doktor się poddał. Powiedział, że już nic nie może zrobić. Indianka była w bardzo ciężkim stanie. Nie mogła oddychać, przełykać, dusiła się. Miała wysoką gorączkę 40 C. Nie jadła. Nie słyszała na jedno ucho z powodu świdrującego bólu w tym uchu. Jednak Babcia i Dziadek Indiankę ratowali. Babcia zmieniała Indiance kompresy, waciki, nakłaniała do jedzenia naturalnych lekarstw. Dziadek palił fest w piecu, tak że w domu było bardzo ciepło. Dziadkowie uratowali Indiance życie. Wyleczyli i przeprowadzili naturalną rekonwalescencję polegającą na zimowych jazdach saniami do lasu, aby pobudzić płuca do pracy. Dziadek zaprzęgał konia do sań, wyścielał sanie grubym futrem, Babcię i Indiankę owijał wełnistym kożuchem i jeździli pędem do lasu. Indianka była słaba. Babcia ją podtrzymywała. Szybkie jazdy kłusem do lasu i pęd świeżego powietrza natlenił Indiankę. Płuca zaczęły pracować i się oczyszczać. Udało się. Indianka wylizała się i ozdrowiała. To się zdarzyło kiedyś, dawno temu, gdy Dziadkowie jeszcze żyli, a Indianka była małą dziewczynką.

Dziś, gdy Indianka wyrzuciła przez okno paszarni wielkie snopy siana – wyszła i rozłożyła je równomiernie wzdłuż ściany i siadła sobie na tym sianie wygrzewając się w Słońcu. Towarzyszyła jej Dakota, która poczęła rozgrzebywać siano kopytem. Przydałoby się tam na tej ścianie zamontować długie paśniki stalowe, aby konie tak nie niszczyły siana. Siano rozgrzebane, stratowane i obsikane przez konie – to siano zmarnowane. Szkoda siana. Prowadzenie gospodarstwa wymaga kosztownych nakładów, tymczasem bioroboty rok w rok zabierają Indiance dopłaty i nie ma z czego tych wydatków finansować. 

Indianka siedziała sobie pod ścianą paszarni wygrzewając się w promieniach Słońca i odpoczywając po wysiłku.
Dalej, wśród drzew tańczył wiatr. Jednak pod paszarnią od strony południowej – cicho. Zacisznie. To doskonałe miejsce do pasienia koni. Ściana chroni je przed zimnymi wiatrami północnymi, a Słońce nagrzewa ich ciała.
Gdy Indianka tak tam siedziała – było jej bardzo ciepło. Potem przyszła Indiana i cień rzuciła na Indiankę.
Zrobiło się zimno momentalnie :) Indianka ewakuowała się spod ściany do domu. 


Amerykanie dzwonią do Obamy


Wczoraj w Kongresie Amerykańskim przepchnięto szkodliwy akt wymierzony w obywateli Stanów Zjednoczonych, a dokładnie w farmerów amerykańskich oraz konsumentów, a wspierający monopolistyczne działania i interesy szkodliwej korporacji Monsanto.
Akt czeka na zatwierdzenie przez ich prezydenta – Obamę. Obywatele amerykańscy świadomi zagrożenia jaki ten akt niesie za sobą – protestują i dzwonią wprost do prezydenta Obamy wyrażając swój protest.

http://action.fooddemocracynow.org/call/Monsanto_declares_war_on_America/?rd=1&t=12&referring_akid=781.512767.GZXfv4


“This dangerous provision, the Monsanto Protection Act, strips judges of their constitutional mandate to protect consumer rights and the environment, while opening up the floodgates for the planting of new untested genetically engineered crops, endangering farmers, consumers and the environment.”

„To niebezpieczne rozporządzenie, Akt Ochrony Monsanto, odziera sędziów z ich konstytucyjnego prawa do obrony praw konsumentów oraz środowiska naturalnego, jednocześnie otwierając tamy do sadzenia nowych, nieprzetestowanych, genetycznie modyfikowanych upraw, zagrażając tym samym amerykańskim farmerom, konsumentom oraz środowisku naturalnemu.” – tłumaczenie: Indianka

Nastała nowa era. Era rządów korporacji. Teraz już nie ma demokracji, nawet w tak demokratycznym kraju jakim były do tej pory Stany Zjednoczone Ameryki. Wielkie, wpływowe korporacje kontrolują rynek żywności w Stanach i mają zakusy na taką samą kontrolę w innych krajach świata. Chcą rządzić całym światem. Pierwsze pod nóż poszły kraje III świata. Teraz pora na Europę w tym Polskę.
Nasza polska ustawa o GMO również wspiera interesy obcych korporacji w tym Monsanto. Nasza polska suwerenność została naruszona. Staliśmy się krajem kolonialnym obcych, wrogich korporacji.
Pora się obudzić i strząsnąć z naszych pleców tego dżina co żeruje na naszym zdrowiu i nas ciemięży.
BEZWZGLĘDNIE ZAKAZAĆ HANDLU TOWARAMI ZAWIERAJĄCYM GMO.

Wschód Słońca

Indianka obudziła się dziś około 4 rano. Króliki szalały po kuchni. Chyba im się gody zaczęły. Za dnia gdy Indianka urzęduje w kuchni – nieśmiało zaglądają i się z niej wycofują. Ale gdy tylko Indianka idzie spać – kuchnia jest ich :)))

Szaleją na całego. Tak i tym razem było. Gdy zwaliły coś z trzaskiem i hukiem – Indianka się obudziła.

Jak już obudziła się, to i zasnąć nie mogła mimo prób. Poszła i odgrzała sobie obiad uszykowany na dziś, bo ją zaczęło ssać w żołądku. No i ma do przerobienia sporo pism urzędowych, więc musi mieć siłę by na nie odpowiedzieć.

Siadła przed komputerem i zanim się obejrzała – Słońce wstało oblewając komputer i gabinet złotym blaskiem.

Indianka pije gorącą herbatę, zagryza czekoladą i szykuje się do kontrofensywy. Na pohybel urzędasom!

https://www.youtube.com/watch?v=QYEC4TZsy-Y

 

piątek, 22 marca 2013

Słoneczny dzień przed ostrym nocnym mrozem


Dzień słoneczny. Na dworze leży śnieg. Indianka już dawno nakarmiła i napoiła wszystkie zwierzęta. Teraz gotuje obiad dla siebie: pieczonego kurczaka curry w sosie marchewkowym :) Ziemniaki gotują się osobno.

W nocy ma być straszny mróz. W piecu ledwo tli się ogień. Komin znowu zamulony. Nie ma ciągu. Przy rozpalaniu pieca strasznie się dymi. Trzeba będzie po obiedzie przyciągnąć sanie z suchym opałem.

Strasznie boli ją ząb. Chyba się jakiś nerw naruszył. Na myśl o wyprawie do dentysty Indiankę skręca. Jak pojedzie w ciemno to znowu nie znajdzie dentysty aby zrobił z tym zębem porządek, a jak znajdzie i on zrobi – to nie będzie chciał zęba kończyć, a inny dentysta nie będzie chciał po nim poprawiać i znów się będzie męczyła tygodniami jak rok temu. Tak działa publiczna służba zdrowia. Musi wytrzymać jeszcze półtora tygodnia i iść prywatnie. Ból promieniuje na pół szczęki, po ucho. Tylko żeby się jakieś zapalenie okostnej nie zrobiło :(

czwartek, 21 marca 2013

Zimowe przemęczenie

Ta długa, mroźna zima wymęczyła Indiankę. Nie ma siły już pracować. Chce się położyć i nic nie robić. Odpoczywać. A tu nie da rady. Trzeba zwierzaki karmić, obiady gotować, zmywać naczynia, przywozić drewno z pola, palić w piecu. Na papiery już nie starcza sił i czasu. Indianka znalazła pilną korespondencję sprzed tygodni. Pora otworzyć te koperty i się ustosunkować do tego co w nich zawarte.

wtorek, 19 marca 2013

Inicjatywa Obywatelska

W czasach, gdy tuskorząd zawodzi – musimy brać sprawy w swoje ręce i organizować się celem realizacji pozytywnych inicjatyw obywatelskich. Niech tuskorząd się od obywateli uczy, co to jest praca dla dobra społeczeństwa.

W Polsce są ludzie, którzy nie oglądając się na żadne dotacje czy granty – organizują pozytywne inicjatywy. Oto jedna z nich:

http://polakpotrafi.pl/projekt/permakulturowa-regeneracja-mos-w-lodzi

W tej szczytnej inicjatywie młodzi ludzie zebrali się by propagować zakładanie miejskich ekologicznych ogrodów.

To ważna inicjatywa, bo miastom niedługo zajrzy do ócz głód, więc każdy skrawek ziemi miejskiej powinien być zaadaptowany na ogrody warzywne.

Ważna też jest edukacja ekologiczna młodzieży poprzez oswajanie jej z Naturą, pokazywanie, jak wspaniała to rzeczy i ile korzyści sobą niesie. To ważne w dobie rosnącego wynaturzenia mieszczuchów, którzy w wielu przypadkach tak bardzo oddalili się od Natury, że na pytanie skąd się bierze mleko odpowiadają: “z kartonika”. Wielu z nich nie kojarzy łaciatych, muczących zwierząt pasących się na zielonych łąkach z białą cieczą znajdująca się w owych kartonikach.

Najwyższy czas, aby im to wytłumaczyć ;)))

Don Kichoty z Warmii i Mazur

Grupa obywateli walcząca z wiatrakami zebrała się w Olsztynie by zaprotestować przeciwko stawianiu na Warmii i Mazurach szkodliwym akustycznie dla zdrowia ludzi i zwierząt turbinom wiatrowym. Cześć im i chwała! To prawdziwie szlachetni wojownicy troszczący się o zdrowie narodu.

Jak udowodnili naukowcy – turbiny wiatrowe emitują szkodliwe dla zdrowia ludzi i zwierząt ultradźwięki prowadzące do poważnych schorzeń organów wewnętrznych. Dlatego na Zachodzie Europy i w USA turbiny są stawiane z dala od siedzib ludzkich – na bezludnych terenach: pustyniach i na otwartym morzu.

Na Mazurach i Warmii chorobotwórcze wiatraki stawiane są w środku zaludnionych wsi, bo lokalne władze nie zadały sobie trudu, by się dowiedzieć, dlaczego Niemcy tak masowo wyzbywają się swojego złomu i ślą go tak chętnie do Polski. Po prostu mają w dupie zdrowie swoich wyborców. Tym większy szacunek dla szlachetnych, bezinteresownych obywateli przeciwstawiających się stawianiu tego syfu w naszej pięknej krainie.

Indianka swoje lokalne władze obszernie poinformowała o szkodliwości wiatraków, ale władze i tak dały zgodę na postawienie wiatraków w kilku wsiach. Gmina ma dużo zarobić na podatku od tych wiatraków. W tej gminie pieniądz ważniejszy niż zdrowie mieszkańców i ich bydła. Urzędnicy powinni sobie postawić te wiatraki w środku Kowal Oleckich, najlepiej przed Urzędem Gminy.

poniedziałek, 18 marca 2013

Haracz i grabek



Słowo "podatek" pochodzi od słowa "podaj, daj". Daje się dobrowolnie, A jeśli haraczyk jest zabierany obywatelowi bez jego zgody i często wiedzy - to jest kradzież, grabież. Także słówko powinno zostać zastąpione adekwatnym określeniem: "haracz", "haraczyk", "grabek" - "grabek" od "grabieży". Stawiam na grabek jeśli mały, a haracz - jeśli ogromny. ZUS jest ogromny. 800zł miesięcznie dla Tuska - to jest haracz. 19zł miesięcznie dla TV i radia - to jest grabek. 50zł miesięcznie od śmieci - grabek śmieciowy. 23% VAT - grabek lub haracz, zależnie od kwoty opodatkowania. Jeśli kupujesz mieszkanie za 123.000zł, to 23.000zł haraczu płacisz dla Tuska za to że kupiłeś to mieszkanie.

Trzeba sięgnąć do korzeni i diametralnie obniżyć podatki, a z wielu zrezygnować całkowicie. Ludzie powinni mieć pełną swobodę dysponowania swoimi pieniędzmi bez ich okradania na każdym kroku przez władze/system, jak to ma miejsce obecnie. Władza za dużo od nas bierze, a zabrane pieniądze przepierdala bezwstydnie. Każe sobie słono płacić (ZUS) za gównianej jakości usługi medyczne, gównianą emeryturę (lub jej brak) itd. Pieniądze ludzi powinny zostać w ich kieszeniach, aby mogli sami o siebie zadbać odpowiednio. Żadna władza nie zrobi tego lepiej za ludzi.

Władze udowodniły, że nie potrafią udolnie zarządzać budżetem naszego narodu. Marnują miliardy naszych złotówek, podczas gdy miliony Polaków cierpi niedostatek. Tak nie może być. To są nasze pieniądze i powinny zostać w naszych kieszeniach, abyśmy sami mogli o siebie zadbać lepiej, niż robi to pazerny system. Obecny system podatkowy działa jak rak na zdrowym ciele narodu. Ogranicza jego rozwój. Uniemożliwia ludziom osiągnięcie dobrobytu.

System podatkowy powinien zostać maksymalnie uproszczony. Powinien być klarowny i minimalistyczny. 

Wystarczy sama zrzutka narodu na armię, a reszta instytucji państwowych powinna zostać zlikwidowana lub sprywatyzowana. Takie instytucje jak ZUS, KRUS, Urząd Skarbowy, policja powinny zostać zlikwidowane. Służba zdrowia powinna zostać sprywatyzowana. Lekarze powinni prowadzić prywatne praktyki i w zamian za nie otrzymywać wynagrodzenie wprost od pacjentów. Dzięki temu będą szanować swoich pacjentów i faktycznie dbać o ich zdrowie. Ludzie chcący odkładać pieniądze na swoje emerytury, mogą korzystać z prywatnych funduszy emerytalnych, które zapewnią im wysokie emerytury na podstawie inwestowania złożonych przez przyszłych emerytów pieniędzy. 

Wystarczy jeden dzielnicowy na większy rewir który będzie przyjmował zgłoszenia i prowadził dochodzenia oraz przesłuchania. W razie potrzeby - może prosić armię o wsparcie w trudniejszych operacjach. W ten sposób ilość instytucji utrzymywanych przez obywatela będzie znikoma - obywatel będzie utrzymywał tylko armię, która ma się ćwiczyć w obronności kraju, a w czasach pokoju pełnić funkcje społeczne np. brać udział w gaszeniu pożarów, w pomocy w trakcie powodzi, w akcjach mających na celu zwalczanie przestępczości zorganizowanej. Dzięki temu potencjał armii będzie wykorzystany na bieżąco i zapobiegnie gnuśnieniu żołnierzy w czasach pokoju. Zdobyte w trakcie pokoju doświadczenie operacyjne przyda się w czasie wojny.

Tylko armia powinna być utrzymywana przez społeczeństwo i w czasie pokoju powinna zarobić na swoje utrzymanie poprzez czynny udział w pracach społecznych dla Narodu. W ramach armii można wyodrębnić sądy, które będą rozstrzygały spory obywateli. Prawo powinno zostać uproszczone i złagodzone w odniesieniu do obywateli. Obywatel nie może mieć zabronionej ani w żaden sposób utrudnionej budowy własnego domu na własnej ziemi. Obywatele muszą mieć prawo do samoobrony i posiadania broni. Obywatel, który zabije napastnika w obronie własnej, nie powinien być karany. 

W zupełności wystarczy jeden podatek dochodowy od każdego zarabiającego w wysokości 10% płatny raz do roku w terminie wygodnym dla płatnika tego podatku.
Przy odciążeniu ludności i przedsiębiorców od nadmiernego opodatkowania – gospodarka się rozwinie i firmy, które obecnie ledwo przędą – rozwiną skrzydła, zwiększą obroty i zysk, zwiększą ilość miejsc pracy, zwiększą pensje dla pracowników. Kraj rozwinie się. Teraz dusi się. A właściwie jest duszony. Buta na gardle Narodu trzyma obecna władza uniemożliwiająca zdrowy rozwój kraju.

niedziela, 17 marca 2013

Organizacja dnia pracy

Organizacja dnia pracy

To dzisiaj niedziela??? Indianka była pewna, że to już poniedziałek :)

Dzień piękny, słoneczny. Ciepło i miło. Napoiła i nakarmiła konie i kozy, także psa. Kot coś upolował sobie sam.

Króliki wdarły się do paszarni i same się obsłużyły. Teraz kicają w kuchni radośnie od czasu do czasu odwiedzając Indiankę w jej gabinecie. Trzeba jeszcze zejść do kurnika. Indianka zrobiła sobie przerwę na herbatę.

Indianka gdy rano wstaje wypuszcza najpierw konie na dwór.

Poi konie letnią wodą z wiadra.

Następnie nakłada koniom trochę siana pod paszarnią – cokolwiek, aby się zajęły sianem i jej nie przeszkadzały karmić i poić kozy.

Gdy konie są za paszarnią – wtedy nosi kozom wodę, siano i zboże oraz sypie koniom do żłobów owies. Konie się nauczyły, ze gdy Indianka nie woła – to nie ma po co przychodzić i sprawdzać żłobów, bo owsa nie ma. Owies jest tylko wtedy, gdy ich Pani je woła.

Gdy w żłobach owies gotowy leży – Indianka woła konie. Klacz Indiana głośno odpowiada radosnym rżeniem. Konie przylatują rączo i każde z nich ustawia się grzecznie przy swoim żłobie. Jedzą jednocześnie swoje porcje owsa. Nie biją się o nie. Indianka w ten sposób im sypie owies, aby każdy koń był oddalony możliwie daleko jeden od drugiego i sobie nie przeszkadzał i nie podbierał owies. Indianka tak wyszkoliła koniki, że nawet gdy jeden z nich wejdzie do pustego boxu gdzie są wszystkie 3 kupki owsa dostępne – idzie posłusznie do swojej kupki i innych kupek nie rusza :))) Pełna kultura :)))

Gdy konie są w stajni zajęte jedzeniem owsa – Indianka idzie do paszarni gdzie przez okno wywala im na dwór wielką kopę siana. Wywala widłami, więc dobrze jest to robić gdy koni nie ma pod oknem. Lepiej nie ryzykować, że się któryś za mocno pochyli nad oknem i nadzieje na widły.

Wywaliwszy wielką kopę siana – wychodzi z paszarni i idzie rozłożyć siano równomiernie pod ścianą paszarni, aby każdy koń miał jednakowy dostęp do siana. Najstarsza klacz lubi przeganiać swoją starszą córkę, więc lepiej im tak to siano rozłożyć, aby się o nie nie biły.

Targanie siana to wysiłkowa robota, tak samo jak noszenie ciężkich 20 litrowych wiader z wodą, więc Indianka robi sobie przerwę na herbatę lub śniadanie aby odsapnąć :)

Po przerwie karmi i poi drób i króliki.

Następnie idzie na pole po drewno i pali w piecu. Przy rozpalaniu pieca, dymi się strasznie, więc gdy już gęsta chmura wisi w kuchni – otwiera strych by wywietrzyć ten dym do góry i idzie nawieźć słomy do pościelenia boxów koniom kozom.

Następnie robi obiad i gotuje karmę dla psa i kota. Zmywa naczynia, ogarnia nieco kuchnię i łazienkę.

Jeśli dobrze się woda nagrzeje na piecu – robi pranie w malutkiej wirówce.

Temperatura

Dzisiaj po południu na dworze: 0, w domu w gabinecie 9C, w kuchni 15 C.

Na dworzu słonecznie, ciepło. W Słońcu pewnie jest więcej niż 0 C.

piątek, 15 marca 2013

Śnieżna zamieć na Mazurach

Ależ mroźno! Jaki przejmujący wicher wzbija tumany śniegu w górę! Brrr...

Indianka nakarmiła kozy i konie, jeszcze musi przytargać opał do domu z pola. W nogi strasznie zmarzła i weszła do domu zagrzać się gorącą herbatą i poszukać cieplejszego obuwia.

Jak w Polsce przestrzega się zakazu upraw GMO


http://www.youtube.com/watch?v=w437uQf_A7c

Zgodę na zamierzone uwolnienie topoli genetycznie zmodyfikowanej do środowiska wydał Minister Środowiska mimo protestów ekspertów z zakresu ochrony środowiska. Zamierzone uwolnienia ma trwać do dnia 30 września 2014 r.

Organizmem genetycznie zmodyfikowanym, będącym przedmiotem zamierzonego uwolnienia do środowiska, jest topola kalifornijska (Populus trichocarpa L ). Transgeniczne drzewo "posiada zwiększoną zawartością flawonoidów co ma mieć wpływ na odporność na infekcje patogenne i ochronę nienasyconych kwasów tłuszczowych przed utlenieniem".
Zamierzone uwolnienie topoli genetycznie zmodyfikowanej odbywa się na polu doświadczalnym “WOLICA”, należącym do Katedry Genetyki, Hodowli i Biotechnologii Roślin SGGW przy ul. Nowoursynowskiej, w sąsiedztwie Rezerwatu - Park Natoliński.
Jak wynika ze “Sprawozdania z kontroli zamierzonego uwolnienia GMO do środowiska GMO do środowiska” genetycznie zmodyfikowane topole rosną na wydzielonej i pilnie strzeżonej części pola.

Rośliny GMO są tak groźne dla środowiska, żę "Wszystkie urządzenia używane podczas zamierzonego uwalniania topoli genetycznie zmodyfikowanej do środowiska, mające kontakt z materiałem genetycznie zmodyfikowanym, nie mogą być w tym samym czasie używane do prac z roślinami niezmodyfikowanymi genetycznie. Po zakończeniu badań polowych, a przed wykorzystaniem ich do prac z innym materiałem, urządzenia te muszą być dokładnie oczyszczone z wszelkich pozostałości materiału roślinnego” – czytamy w sprawozdaniu.
Niebezpieczny warszawski eksperyment z topolami GMO ostro skrytykował prof. Ludwik Tomiałojć z Polskiej Akademii Nauk. Według tego szanowanego eksperta ten eksperyment naraża naszą przyrodę na zmniejszenie bioróżnorodności, ponieważ topola to gatunek wiatropylny, lekkonasienny, a "pyłku roślin nie zatrzyma się zaklęciami bio-echnologicznych czarowników ". Już obecnie mamy problem nadmiernych przekrzyżowań topoli poprzez krzyżowanie z amerykańskimi (innymi) ich gatunkami. Również bliskość naturalnych stanowisk rodzimych topoli w dolinie Wisły oznacza szczególne zagrożenie ze strony całkowicie nieobliczalnego w skutkach skażenia ich GMO.

Kontrowersyjną uprawę drzew GMO w Warszawie uzasadnia się "wykorzystywaniem topoli jako źródła energii odnawialnej, oraz do produkcji alkoholu". Specjalista z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu dr inż. Roman Andrzej Śniady przedstawiając wyjątkową szkodliwość tego eksperymentu z uwalnianiem GMO w Warszawie, zapowiedział wkroczenie na drogę sądową przeciwko eksperymentatorom z SGGW i ministerstwu środowiska, które wydało pozwolenie na tą groźną uprawę.

Źródło: http://naturalnegeny.pl/aktualnosci/topole-gmo-zagrazaja-warszawie/



Linki tematycznie związane:
http://naturalnegeny.pl/petycja/
http://www.youtube.com/watch?v=w437uQf_A7c

czwartek, 14 marca 2013

Dziś słoneczko

Przygrzewa miło, lśni oślepiająco wokół. Kozy i konie nakarmione, napojone. Kozy dostały owsa. Koniom jeszcze trzeba zanieść. Indianka czeka, aż pójdą sobie spod domu pod paszarnię, gdzie tam dla nich siano wyłożone.

Indianka woli im nakładać owies do żłobów, gdy ich nie ma w stajni i nie tłoczą się za nią. To niebezpieczne. Mogłyby ją zgnieść niechcący przepychając się do owsa. Więc czeka aż oddalą się spod domu, by zanieść im owies, ale one uparcie stoją właśnie naprzeciw ganku i czekają na ziarno :) Widziały, jak Indianka karmiła kozy owsem pod domem i nie ruszają się stąd nawet o krok.

Młode króliki zadomowiły się na dobre w kuchni i sypialni Indianki. Szaleją po kuchni rozrabiając na całego.

Kot siedzi pod piecem i grzeje grzbiet.

Pies na ganku.

W piecu ledwo się pali – trzeba donieść opał z pola. Indianka zrobiła sobie przerwę na herbatę.

Znalazła nasiona pietruszki naciowej karbowanej. Roślina ładnie wygląda i zawiera wiele witamin. Posieje ją w doniczce, aby była świeża przyprawa do kanapek i zup i jednocześnie ozdoba kuchni :)

środa, 13 marca 2013

Dzień jak co dzień

Koniki nakarmione. Kózki nakarmione. W stajni i koziarni pościelone. Drewno przywiezione. Pora rozpalić w piecu, bo mu się wygasło, a noc zapowiadają mroźną – minus dwanaście stopni Celsjusza. Brrr...

Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy...

 

Dość oszołomów w moim domu!

“Mam dosyć oszołomów w moim domu!” – zawołała Indianka odczytawszy smsy i emaile z pogróżkami od Tulipana.

“Furtka się zamyka! Już nie wpuszczę do domu żadnego bzika!” - stanowczo postanowiła.

wtorek, 12 marca 2013

Uprawa hydroponiczna :)

Indianka założyła 3 uprawy hydroponiczne. Uprawia w ten sposób zielistkę (roślina doniczkowa domowa ozdobna z liści), cebulę na szczypior oraz rzeżuchę. Myśli jeszcze o uprawie pszenicy i owsa na kiełki :)

poniedziałek, 11 marca 2013

Regeneracja zdrowia

Indianka powoli dochodzi do siebie. Oczywiście dzisiaj post. Żołądek ma totalnie wyczyszczony. Pije tylko miętę.

Zmywa naczynia i garnki w kuchni. Porządkuje wysuszone ciuchy, rozwiesza nowe pranie, próbuje prać w pralce, która się znowu zacięła i odmówiła posłuszeństwa. Napaliła w piecu. Temperatura podnosi się z wolna. Dała owsa koniom i zamknęła je na noc w stajni. Jedna koza też dostała owies.

Króliki kicają po korytarzu. Mają tu obierki ziemniaczane, zboże i siano. Dziwne, że przyszły tutaj wszystkie na górę.

Chyba Tulipan nie dał im jeść, albo niewłaściwie – stąd te wycieczki na parter. Indianka dzisiaj już nie ma siły schodzić do króliczarni i sprawdzać jak tam sytuacja wygląda. Jutro to zrobi za dnia.

Trzeba obrać ziemniaki na jutro. Chleb już się piecze. Sprzątnęła jedną półkę w korytarzu, zmyła ją i poustawiała tam słoiki. Pora spać. Już bardzo późno.

Zatrute ciasteczka

Indianka zatruła się sklepowymi, fabrycznymi ciasteczkami. Po raz kolejny jedzenie z marketu rozstraja jej żołądek. Postanowiła, że w tym roku wyprodukuje tyle warzyw, owoców i mięsa, że będzie się żywić jedzeniem tylko ze swojego gospodarstwa. Ma dość tych chemicznie naszpikowanych, genetycznie modyfikowanych mutantów, które psują jej zdrowie. Dziś leży struta i wyczerpana rozstrojem żołądka. Leniwy Tulipan bez entuzjazmu nakarmił zwierzęta i po paru godzinach dumania – wyniósł się. W mieście dużo wygodniejsze i łatwiejsze życie niż na wsi. Tutaj zapowiadają mrozy i śniegi, wichury – drewno trzeba będzie znowu targać z pola, a Tulipanowi taki wysiłek się nie uśmiecha. Do łowcy posagu dotarło, że Indianki posagu nie dostanie i tak. Indianka ani myśli wychodzić za leniwego legata, którego nie kocha, który o nią nie dba i tylko patrzy, by przykleić się do jakiejkolwiek kobiety z majątkiem. Majątek jest, ale robić na gospodarce trzeba. On chciał Indiankę wysłać w świat do roboty, aby zarobiła na remont domu, traktor i na niego, a Indianka się nie zgodziła. W dodatku biedak nie podupczył. Nie opłaciło mu się robić te 700km z Wrocławia :)

niedziela, 10 marca 2013

Szarak

Dziś niedziela bezsłoneczna, wietrzna, zimna, nieprzyjemna. Indianka nakarmiła i napoiła kozy i konie i ukryła się w domu. Zimno! Napaliła w piecu. Podgrzała obiad dla siebie i współlokatora. Miała siać nasionka, ale utknęła przeglądając Internet i zastanawiając się nad innymi i sobą. Doszła do wniosku, że nie potrafi brać, tak jak inni. Powinna się tego nauczyć. To pożyteczna umiejętność :). Próbuje się tego uczyć. Nie jest łatwo zostać biorcą, komuś, kto jest urodzonym dawcą i kto zawsze o wszystko walczy sam, indywidualnie, bez szukania wsparcia. Trzeba przełamać się. W końcu to nic zdrożnego umieć brać. Inni biorą całkiem bezwstydnie. Robią to często pod fałszywymi hasłami, na pozór szlachetnymi i społecznymi. Jest to cwany sposób na rozwiązanie swoich osobistych problemów, na zdobycie kasy i innych korzyści. Taka postawa jest Indiance dość wstrętną, więc może jednak sobie ją odpuści. Zastanawia się nad tym. Indianka jest zbyt uczciwa i prostolinijna, by robić to co innym przychodzi z taką łatwością.

Współczesne społeczeństwo składa się generalnie z biorców. Niewiele jest dobrodusznych, szczerych dawców.

No, ale może sobie tak przyswoić tę umiejętność? Może pozwolić sobie na nieco pobłażliwości wobec samej siebie?

Indianka toleruje cudze słabości i wady. Wobec siebie jest zbyt surowa, zbyt wymagająca. Może pora potraktować siebie czulej? :) To tylko kwestia ubrania pewnych akcji w odpowiednie słowa :) Indianka duma nad tym tematem. Takie naciąganie ludzi kłóci się z jej wewnętrzną etyką i moralnością. Musi się nad tym zastanowić czy warto sobie życiorys kalać czymś takim. Indianka woli kierować się w życiu czystymi, jasnymi intencjami. Tak się lepiej czuje sama z sobą. Ale żyje w społeczeństwie, które jest mega dwulicowe. Zakłamane do bólu. Chyba właśnie dlatego, właściwie nie żyje w tym społeczeństwie, lecz w swojej pustelni :) Indianka właściwie nie ma nic przeciwko ludziom, ich słabościom. Potrafi je tolerować. Ale z powodu obrzydzenia do dwulicowości lepiej czuje się na uboczu :)

Zebrała ze sznura wiszącego nad piecem wysuszone pranie i poskładała w kostkę. Poukładała na półkach.

Pozbierała wszystkie zgromadzone nasiona w jeden pojemnik. Jutro będzie siać w doniczkach. Paskudna pogoda sprzyja temu :)

Na korytarz przykicał szarak. Indianka postawiła mu wodę do picia. Szarak skorzystał z wody i pokicał do króliczarni. Trzeba zejść na dół i uzupełnić wodę zwierzakom. Szarak nie bez powodu przykicał na parter. Widać woda w króliczarni wypita albo wylana.

W nogi zimno. W piecu ogień słabo się pali. Trzeba dołożyć czegoś suchego. Koniom sypnąć owsa na noc i je zamknąć w stajni. Dzisiaj Indianka rozwaliła całą belę dla koni i kóz. Sypnęła koniom wielką kopę siana, kozom też zaniosła po snopku do ich boxów.

Gość po nieudanych próbach zalotów zrezygnowany położył się spać jak zwykle do swego łóżka i już grzecznie śpi.

Połowa łóżka Indianki i tak przezornie zawalona pojemnikami i nasionami, tak, że nikt więcej poza Indianką w jej łóżku się nie zmieści ;) Indianka zada zwierzętom ten owies i wodę oraz dołoży opału do pieca i chyba weźmie kąpiel aby się wygrzać i oczywiście umyć porządnie. Od targania siana ma mnóstwo kurzu we włosach.

sobota, 9 marca 2013

Słoneczna sobota

Dziś był piękny dzień. Niezwykle pozytywna, pełna Słońca sobota. Indianka natargała świeżej ściółki koniom do ich boxu i pościeliła starannie cały box. Kozy mają w swoich boxach czysto. Jak zwykle nakarmiła kozy i konie sianem, dała zwierzętom wody do picia. Utknęła tylko z owsem, bo weszła do domu na chwilę by go nałożyć, a tam gość zajął ją swoim dylematem. Gość próbował rozkminić działanie instalacji elektrycznej, aby podłączyć gniazdka w kuchni. Gość to z zawodu elektryk, więc powinien sobie dać radę sam, ale miał do Indianki wiele pytań na temat przebiegu i ilości kabli.

Więc Indianka utknęła w tej kuchni. W kuchni gorąco, gdyż w piecu dobrze napalone, więc się rozebrała i jak siadła rozmawiać z Tulipanem, tak już nie poszła z tym owsem. Zabrała się za sadzenie otrzymanych dopiero co sztobrów porzeczek, a potem szykowaniem obiadu. Dzień się szybko skończył i już ciemno. Indianka śpiąca. Da owsa koniom na noc, a kozy dostaną jutro rano. Warto by posiać nieco warzyw w donicach. Lepiej to robić za dnia. Lepiej widać. Dziś obsadziła 4 donice sztobrami porzeczki czarnej i czerwonej. W kuchni ciepło i przyjemnie się siedzi, tylko gość rozprawia o rzeczach, które nudzą Indiankę, a sposób jego wypowiadania ją drażni, więc ukryła się w swoim gabinecie by zajrzeć do Internetu :)

 

piątek, 8 marca 2013

Narzędzia gospodarcze



Indianka zachwyca się funkcjonalnością swoich nowych narzędzi gospodarczych i ogrodowych :)
Gość opowiada o niebie – a Indianka o chlebie ;). Gość rozpościera przed Indianką teorie spiskowe, ale to takie na prawdę odleciane na maksa, a Indianka żyje dniem bieżącym, przygotowaniami do wiosny, pracami gospodarskimi itp. :)

Indianka ostatnio kupiła taczkę, ale okazała się ona niewygodna w użytkowaniu – miała dwa kółka i Indianka liczyła na to, że będzie się nią lżej posługiwać niż tą na jednym kółko – ale niestety – taczka nadmiernie i nieprzyjemnie podryguje na nierównościach terenu i w związku z tym źle się nią jeździ. Zatem Indianka załadowała taczkę na furę gościa i odwieźli ją do miasta. Tam, po zwrocie kasy za taczkę – Indianka kupiła podstawowe, niezbędne narzędzia.

Włoch i niektórzy poprzedni wolontariusze i pomocnicy połamali narzędzia Indianki i teraz nadszedł czas by kupić nowe, sprawne, bo już nie było czym pracować. Zatem Indianka kupiła: młot 4ro kilowy do szczepania drzewa oraz do wbijania słupków ogrodzeniowych (chciała 5cio kilowy, ale był znacząco droższy od tego 4ro kilowego), widły do gnoju, widły do bel, nowe widły do siana, kultywator ręczny do równania grządek, siekierę do rąbania drzewa na opał, małe wygodne grabki do grabienia grządek. Full wypas :) No, ale narzędzia na gospodarstwie są potrzebne i muszą tu być.

Indianka dziś wypróbowała część nowych narzędzi – widły do bel i widły do siana. Rewelacja :) Pazury czyli zagięte trójzębne widły do bel siana bardzo ułatwiają i usprawniają rozwijanie zbitych bel. Z kolei dwuzębne widły do siana na dłuuugim trzonku – są wygodne do noszenia wielkich snopów siana z paszarni do stajni. Te praktyczne nabytki bardzo cieszą Indiankę. Poza tym, przy okazji wizyty w Biedronce – Indianka nabrała całe mnóstwo skrzynek tekturowych, które przydadzą się jej do segregowania dokumentów oraz jako rozsadniki do warzyw.

Co prawda w przypadku zastosowania jako rozsadniki do warzyw trzeba je wyścielać folią, aby nie przeciekały– ale dobrze będą trzymać ziemię w sobie i dzięki temu będzie można posiać w nich sporo warzyw. Dodatkowo mają takie podwyższone progi, więc da się rozpostrzeć na nich przezroczysty celofan – po prostu zrobić z nich mini szklarenki :) Indiankę te praktyczne nabytki cieszą. Indianka lubi robić coś konkretnego, konstruktywnego. Nie ma nic przyjemniejszego i bardziej budującego, niż uprawa warzyw w mini szklarenkach w domu :) Wielką frajdę jej sprawia obserwowanie, jak wysiane przez nią nasionka kiełkują i przeistaczają się w siewki :)

Bywały w świecie gość twierdzi, że Indianka ze swoimi wszechstronnymi umiejętnościami zarobiłaby za granicą majątek w krótkim czasie, ale przecież Indianka nie może porzucić swojego gospodarstwa by pracować za granicą... Musi tu być i dbać o to co ma. Bez kasy też można wiele zrobić, chociaż kasa by przyspieszyła wiele rzeczy w tym remont domu...


niedziela, 3 marca 2013

Współlokator

Ten silny wiatr przygnał z drugiego krańca Polski ciekawego gościa. Indianka ma teraz współlokatora na czas jakiś.

Gość opowiada ciekawe rzeczy opisując swoje doświadczenia z wypraw zagranicznych. Mieszczuch, ale miłe towarzystwo :)

Strasznie wieje

Indianka w nocy się kąpała i nadal jest jakby taka mokrawa, chociaż w zasadzie sucha, ale niemniej jednak nie ma ochoty wychodzić na dwór w tę zawieruchę ;) W domu ciepło, ale ostatnia kłoda się spala i trzeba będzie przynieść kolejne. Na dworze wiatr głowę urywa i targa przedmiotami nie przymocowanymi do ziemi.

No, ale trzeba wyjść, wypuścić konie i dać im jeść. Jeszcze troszeczkę Indianka się zagrzeje w domu i ubierze cieplej – wtedy odważy się wyjść na dwór.

sobota, 2 marca 2013

Ostatnie wodowanie w stoczni gdańskiej - prom Bergensfjord

Autor zdjęć: Grzegorz Redlarski

Wodowanie miało miejsce wczoraj, tj. 1 marca 2013r. w Stoczni Gdańskiej. Na zdjęciach prom Bergensfjord

Piękny statek! Polska jest w stanie produkować takie piękne, funkcjonalne okręty i powinna to robić nadal.

Może zamiast wydawać miliardy na amerykańskie wadliwe dreamlinery które nie latają, tylko generują straty - warto było zamówić w polskiej stoczni nowe statki pasażerskie i towarowe? Budujemy świetne statki i nasz polski potencjał powinien zostać wykorzystany, a nie zmarnowany.

Wtedy nie byłoby 100.000 długu państwowego na jedną osobę, ale 100.000 zysku państwowego na jedną osobę. Gospodarka by się lepiej rozwijała, ludzie by mieli pracę i dochody, bo przemysł stoczniowy, to napęd gospodarki kraju.

No, ale do tego jest potrzebny dobry gospodarz! Potrzebujemy mądre, gospodarne, patriotyczne i nie korumpowalne władze, które pomogą wznowić działalność polskich stoczni.. Takie władze, które nie ugną się pod obcymi naciskami - tak jak gną się regularnie władze PO. Rząd PO jest odporny tylko na naciski swoich obywateli i ma je głęboko w dupie.

Ostatnie wodowanie


Jak to jest możliwe, aby polskie kluczowe zakłady przemysłu stoczniowego zostały rozwalone w ciągu ostatnich 20 lat?

Stocznie polskie: szczecińska i gdańska powinny się rozwijać, a nie zwijać. Czyj interes został zrealizowany kosztem Polaków tym razem? Obie stocznie zatrudniały dawniej tysiące stoczniowców. Dawały pracę i utrzymanie tysiącom Gdańszczan i Szczecinian. Zatrudniały nie byle jakich stoczniowców. Twardzieli, którzy pierwsi odważyli się postawić komunie. Stocznie polskie, to nie tylko kluczowe zakłady przemysłu polskiego, ale także synonim walk wyzwoleńczych.

To tutaj zaczęły się strajki w latach 80 które doprowadziły do odważnej fali strajków w całej Polsce, do spontanicznego powstania 10 milionowego ruchu Solidarność (w czasach, gdy nie było Internetu, ani komórek, a telefony stacjonarne mało kto miał i zostały przez komunistów wyłączone, aby obywatele nie mogli się zwoływać), do zniesienia komuny.
Ratowanie naszych polskich stoczni, to nie tylko dbanie o interes ekonomiczny kraju, o miejsca pracy, ale także o nasze patriotyczne wartości. Stocznie polskie – to nie jakieś tam budki z piwem, tylko potężne zakłady stoczniowe, które powinny produkować statki i dawać zatrudnienie Gdańszczanom i Szczecinianom oraz stanowić naszą dumę narodową. To w Polsce przedwojennej, przed II Wojną Światową, słabsza ekonomicznie Polska od obecnej Polski – potrafiła w try miga zbudować port w Gdyni, a teraz, przy takim gigantycznym udziale dotacji unijnych – aby zmarnować nasze polskie dobro narodowe jakim są stocznie??? Jak to jest możliwe??? To tyle milionów leje się na jakieś bzdetne naciągane szkolenia które nikomu do niczego nie są potrzebne, a nie potrafiono stoczni polskich uratować i urentownić???

Potrzebujemy władze, które zadbają o stocznie polskie! Które przestaną pieprzyć o pedałach, a wezmą się za to co dla Polski ważne, istotne i pilne!

Dokręcanie śruby Polsce, luzowanie śruby Niemcom


“Bundesrat zablokował przepisy paktu fiskalnego w Niemczech
W Niemczech nie będą obowiązywać przepisy paktu fiskalnego. Ich wprowadzenie zablokowano w Bundesracie, czyli drugiej izbie niemieckiego parlamentu.”

Co to oznacza dla Polski?
Narzucając Polakom przyjęcie Paktu Fiskalnego - rząd PO zrobił z Polski kozła ofiarnego, którego Unia będzie ciemiężyć aby utrzymać wysoki standard życia w krajach Europy Zachodniej kosztem pogłębiającej się biedy w Polsce.

Co to praktycznie oznacza dla Polaków?
W Polsce likwidacja wszystkich ulg, podniesienie podatków, maksymalne dokręcanie śruby obywatelom polskim, wprowadzanie kolejnych niekorzystnych ustaw dla Polaków typu odebranie emerytur, a ten reżim w Polsce poza polskim rządem PO będzie jeszcze dodatkowo pilnował rząd niemiecki, którego ten reżim o ironio nie będzie dotyczył :)

Obcy, którego nie obowiązują upierdliwe przepisy Paktu Fiskalnego – będą nas karać dotkliwymi karami finansowymi za nie przestrzeganie postanowień Paktu Fiskalnego przez Polaków, jeśli Polsce nie uda się sprostać wymogom tego Paktu. Aby tego ryzyka uniknąć, rząd PO będzie dokręcał Polakom śrubę na maksa, by z nich krew wycisnąć i każdą złotówkę na łatanie dziury budżetowej, która w tej chwili już jest gigantyczna. Nasze władze zadłużyły nas na niemal 100.000 złotych od osoby. To znaczy, że każdy Polak, poza swoimi kredytami ma jeszcze zasponsorować dla rządu PO spłatę ok. 100.000zł od osoby.

Nasze władze zadłużyły nasz kraj w takim stopniu, że każdy obywatel jest obciążony spłatą około 100.000zł od osoby – ten deficyt (dług) stworzyły nasze władze poprzez swoje nieudolne rządy, a my mamy za to płacić. Więc będą teraz kombinować: ustawiać radary aby zarobić na kierowcach, obcinać ulgi kolejarzom, obcinać emerytury, renty, narzucać wyższe podatki, ZUSy i KRUSy, będą rugować (wyrzucać) z ziemi rolników, których nie stać na płacenie ZUS, ziemię polskich rolników przejmą Niemcy, którzy mają łatwodostępne dofinansowania na zakup ziemi w Polsce, robotnicy i pracownicy w Polsce będą mieli wydłużony czas pracy itp. itd.
Bardzo źle się stało, że rząd PO narzucił swoim obywatelom Pakt Fiskalny. Wszyscy to odczujemy negatywnie. Będzie nam ciężej niż jest.

Będziemy podwójnie tyrać po to, by Szwabom i Grekom się poziom życia nie obniżył, poziom, który jest bardzo wysoki, do którego nam w Polsce brakują kilometry. Nasi emeryci będą niedojadać, pozbawi się ich leczenia, polskie rodziny tanich żłobków itd. – tylko po to, by bogatszym narodom Unii Europejskiej poziom życia się nie obniżył. To jest taka zależność. To oznacza wprowadzenie Paktu Fiskalnego dla Polaków.

Więcej:

http://forsal.pl/artykuly/686310,bundesrat_zablokowal_przepisy_paktu_fiskalnego_w_niemczech.html



czwartek, 28 lutego 2013

Indianka tańczy


Indianka wieki nie tańczyła. Coś ją ostatnio za bardzo muli. Męczy się szybko i zapada w sen. Trzeba się rozruszać. Ożywić. Włączyła sobie skoczną piosenkę, chyba portugalską “Ate a Noite Parar”. Fajniutka, wesolutka pioseneczka. Ostatnio jakoś nie za wiele słucha muzyki, prawie nie słucha. Jednak wczoraj i parę dni wcześniej usłyszała ciekawą historię i równie ciekawą muzykę pewnego Rodrigueza. Jego historia jest niezwykła, a jego muzyka wspaniała. Jego muzyka jest lepsza od mega giganta rockowego kultowego zespołu “Doors”, a on sam śpiewa lepiej niż sam Morrison:
Sixto Rodriguez w piosence: "I wonder":
http://www.youtube.com/watch?v=J0sZbOn9gQY

Muzyka powstała 42 lat temu. Nie odniosła sukcesu w Stanach. Sprzedał ledwo 50 płyt. Za to odniosła zajebisty sukces w RPA, o czym sam Rodriguez przez 30 lat nie miał pojęcia :) Również jego fani nawet nie śnili o tym, że on jeszcze żyje :) Wszyscy przypuszczali, że on popełnił samobójstwo. Tymczasem człowiek ten skromnie przeżył swoje życie ciężko pracując na budowach. Założył rodzinę. Spłodził dzieci. I żyje sobie nadal skromnie. Nie miał żalu do losu, że go tak przewrotnie doświadczył :) Iż inni zarobili na jego talencie miliony, podczas gdy on tyrał w pocie czoła całe życie. Że żył skromnie, zamiast szaleć. Myślę, że ma rację. Gdyby został gwiazdą – pewnie by nie dożył sędziwego wieku, tylko zaćpałby się na śmierć albo zabił po pijaku w jakimś wypadku samochodowym. Świat show biznesu na ogół nie daje prawdziwego szczęścia i dobrego, wartościowego życia, lecz degeneruje. Morrison na przykład nie dożył sędziwego wieku. Z tego co Indianka pamięta, to zaćpał się na śmierć dość młodo. Rodriguez dorobił się rodziny i dożył sędziwego wieku :) Ktoś może woleć żyć krótko, a intensywnie, a ktoś inny woli żyć długo i spokojnie. Rodriguez jest zadowolony ze swego życia.

Jak dla Indianki ktoś taki jak Rodriguez – człowiek oryginalny, odważny, szczery i utalentowany, a jednocześnie skromny i ciężko pracujący całe życie – to jest prawdziwy idol. On jest autentyczny. Prawdziwy. Wartościowy, bo zna prawdziwe życie i umie się w nim odnaleźć i dostosować, mimo swojego ogromnego talentu i powołania do celów wyższych :)

Inną kapitalną muzykę jaką Indianka niedawno słyszała i która ją zawojowała to słowiańska piosenka “Ja Sałdat” (żołnierz) grana wyłącznie przez radio Białystok. To super piosenka! Jak dla Indianki – porywający szlagier, tym bardziej, że stworzony w oparciu o starodawną muzykę tradycyjną – rosyjską lub białoruską. Piękne, silne męskie głosy brzmią fantastycznie na tle oryginalnej, brzmiącej tradycyjnie, a jednocześnie żywo i współcześnie żywiołowej pieśni. Indianka poleca :) Tutaj akurat wersja oryginalna i głosy mniej atrakcyjne, ale sama piosenka nadal fajna: http://www.youtube.com/watch?v=7kS0Dchh9TA

Niech Warszawka odświeży swoje zapyziałe, zgrane płytoteki, bo całkiem niedaleczko super muza powstaje, a ona nie ma o tym bladego pojęcia i rzępoli 24 na dobę te same oklepane zachodnie hiciory, podczas gdy tuż tuż coś swojskiego i oryginalnego gra :) (Jakby ktoś nie wiedział, to w Polsce mamy mniejszości narodowe na Podlasiu i one władają swoimi językami i śpiewają w nich świetnie – prześwietnie :)).

W przeciwieństwie do pedalstwa, to mniejszości narodowe to rzecz naturalna w naszym państwie. Było ich więcej przed II wojną światową, a wzięły się tutaj z przeszłych wieków naszej bogatej polskiej i słowiańskiej historii. No, ale tego młodzież już nie wie, bo w szkole historia wycięta, a w publicznych mediach zamiast naszej bogatej, pięknej historii polskiej jest lansowane pedalstwo – import ze zgniłego, zdegenerowanego Zachodu ;) Także Indianka wyjaśnia niedouczonym i tym samym historycznie upośledzonym – że polscy obywatele to także osoby narodowości białoruskiej, ruskiej, litewskiej które żyją w ramach naszej pięknej Rzeczypospolitej od lat, wielu lat, a ich przodkowie żyli tu i pracowali równolegle z Polakami już wieki temu. Z reguły władają zarówno językiem polskim jak i swoim narodowym.

Pamiętajcie, pedalstwo to nie nasza kultura. Polska kultura jest niesamowita i różnorodna. Bogata, przebogata. To dzieje ciekawe, wciągające, pewne niesamowitych zwrotów akcji. Warto sięgnąć do naszej, polskiej historii, by się o tym przekonać. Żadna gra komputerowa się do niej nie umywa.
Pedalstwo to kultura zblazowanych degeneratów z Zachodniej Europy. To nie jest nasza polska kultura ani moralność.

A co do tolerancji – to Polska już wieki temu słynęła z największej w Europie tolerancji. Podczas gdy na Zachodzie Europy tamtejsze narody smażyły swoich heretyków – tutaj oni znajdowali schronienie. Tu, w naszej Rzeczypospolitej.

Zachodnie narody powinny kultury i tolerancji uczyć się od nas, a nie narzucać nam swoje chore światopoglądy i wynaturzone style życia.
Nie dajcie sobie wmówić, że jesteście faszystami, bo próbujecie zachować naszą polską kulturę.
Faszyści to opętani niemieccy i włoscy mordercy mordujący w czasie II Wojny Światowej niewinnych ludzi, całe narody.

Nazwanie Polaka faszystą, to ciężka obraza, bo właśnie nasz naród najbardziej ucierpiał od faszystów niemieckich.

Teraz wiodące obecnie w Unii Niemcy próbują narzucać nam swoje zwyrodnienia i zmuszać nas do ich akceptacji wbrew naszej kulturze i tradycji. Nie dajcie sobie wciskać tej zachodniej ciemnoty. Nie dajcie sobie robić wody z mózgu i przyjmować za normalne, co normalne nie jest. Pedały to ludzie wynaturzeni. To nie wzór do naśladowania.

Nasza polska kultura – to zdrowa rodzina składająca się z kobiety i mężczyzny – żony i męża oraz ich dzieci. To jest polska rodzina. Każdy, kto dba o zachowanie polskiej tradycji i wartości oraz szanuje polską tradycję i historię i polskość – to patriota. Być patriotą – to jest być człowiekiem szlachetnym i wartościowym.

Patriota to osoba moralnie piękna, miłująca swą Ojczyznę, zdolna do obrony swojej Ojczyzny przed wrogami.
Patriota, to nie agresywny faszysta nastawiony na mordowanie każdej innej nacji. Faszyści są za Odrą, po niemieckiej stronie. Tutaj ich nigdy nie wyhodowaliśmy. Faszyści, to twór niemiecki. Byli tu w czasie II Wojny Światowej i mordowali masowo nas - Polaków.

Nigdy nie porównujcie żadnych Polaków do faszystów, bo celem każdego faszysty było zabić Polaka. Zniszczyć polski naród – zmieść z powierzchni ziemi. To jest właśnie faszyzm. To jest cel faszyzmu. Zniszczyć inne narody niż niemiecki. Wywyższyć naród niemiecki nad inne narody. Uczynić Niemców panami innych narodów. To się właśnie dzieje teraz w Europie. Niemcy trzęsą całą Europą. Ekonomicznie dokonali tego, czego nie udało im się dokonać zbrojnie w zeszłym stuleciu. Niemcy to hegemon podporządkowujący swoim interesom inne narody w tym Polskę. Jeśli szukasz faszystów – szukaj ich w Niemczech, nie w Polsce. Tam nawet są prawdziwe pro hitlerowskie bojówki faszystowskie.
Niszczenie naszej kultury – to był jeden z elementów działań faszyzmu mającego na celu zniszczenie tożsamości podbijanych narodów. Niemcy to agresor, który zbrojnie najechał nasz kraj w 1939 roku. Swą okupację zaczął od zniszczenia polskich inteligenckich elit – spędził polskich profesorów na uniwersytecie i wywiózł ich na śmierć.

Celem faszystów niemieckich było zniszczenie polskiej kultury, inteligencji, polskiej tradycji i wartości.
Niemcy gdy wkroczyli do Polski w 1939 roku – zaczęli od wycinania naszych wykształconych elit, naszych profesorów. Zgodnie z zasadą – “zniszcz inteligentne elity danego kraju, a reszta społeczeństwa pokornie da sobą sterować jak stado baranów”

Teraz nie zabijają. Nie mogą otwarcie niszczyć kultury naszej, naszych elit, więc robią to podstępnie – robią pranie mózgu młodzieży pod obłudnymi hasłami niby równości wobec prawa pedałów. Jaka to równość? Z pedałem??? Z odmieńcem seksualnym? Powinni schować się pod dywan i nie wychylać. A oni się lansują... Bożesz...

Ale tu nie chodzi o pedały. Tu chodzi o wyszydzenie polskiej, tradycyjnej rodziny. Znieważenie polskich, katolickich, tradycyjnych wartości. Obniżenie ich rangi poprzez zrównanie polskiej zdrowej, normalnej rodziny z parą wynaturzonych odmieńców. Odbiera się nam nasze prawa m.in. do emerytury, renty i wielu świadczeń społecznych, służby zdrowia, leków itd. itp. jednocześnie nadając nowe prawa odmieńcom. Coś tutaj jest baaardzo nie tak.

Kraj w kryzysie, gospodarka polska wymaga natychmiastowej interwencji – a oni się zajmują pierdołami typu nadawanie praw odmieńcom. Odwracają uwagę społeczeństwa od poważnych problemów które leżą w sejmie odłogiem od miesięcy i lat. Nadają prawa odmieńcom, a zabierają prawa normalnym ludziom: kolejarzom, rolnikom, emerytom, przedsiębiorcom, którzy mają prawdziwe rodziny na utrzymaniu. Rodziny, składające się z mężczyzny, kobiety i ich dzieci. Tym rodzinom zabierają ich prawa do godziwego życia.

Zmęczona

Piękny, słoneczny dzień się skończył. Indianka zdołała nakarmić zwierzęta. Jej śliczne dziewczynki jedzą siano na podwórku. Kozy w swoich boxach. Indianka zmęczona – musi odpocząć, zanim zamknie konie. Jeszcze za wcześnie by je zamykać. Niech się przewietrzą porządnie. Siana mają wielką kopę nawaloną, więc sobie przy niej stoją. Dziś ciepło.

Dzień był pełen Słońca. Idzie przedwiośnie :)

Słońce lutowe

Dziś po raz pierwszy w lutym mnóstwo Słońca. Śniegi topnieją. Trzeba się spieszyć z transportem drewna z pola, póki śnieg jest, bo taczką będzie ciężej targać drzewo z pola poprzez miękką śniegowo błotną-ziemię.

Indianka dzisiaj nie powalczy ani rolniczo, ani polityczno. Bolą ją jajniki i będzie cierpieć, chyba że zrobi sobie wywar z kwiatów krwawnika, który zapobiegliwie zebrała latem. Najpierw jednak spróbuje się poruszać po dworze i rozruszać ten ból. Może sam zniknie. Tak bywa niekiedy.

Koniom i kozom dała owsa, także gęsiom i królikom. Kozom trzeba zanieść wody, tzn. jednej kozie. Druga jeszcze ma w wiadrze wodę. Na ganku leży sterta wczoraj natarganego drewna. Leży na przejściu, więc najpierw trzeba to przesunąć na bok.

W czajniku gotują się jaja na śniadanie. Na twardo.

Konie już zjadły swój owies i wyszły na słoneczko. Indianka już im nałożyła siana, ale trzeba dołożyć i pościelić w stajni.

Indianka zjadła śniadanie: jajeczko i pastę dyniową. Bardzo smaczna ta pasta. Indianka pierwszy raz robiła w zeszłym roku przetwory z dyni i nie spodziewała się, że aż takie smaczne wyjdą. Pasta dyniowa znakomicie rozsmarowuje się na kromce chleba i z powodzeniem może zastępować wegetarianom pasztet drobiowy. Jest równie smaczna, choć różni się smakowo od pasztetowej, ale jej smak jest bardzo przyjemny dla najwybredniejszego podniebienia.

Indianka narobiła trochę tych przetworów dla siebie. Te w dużych słojach to otworzy przy okazji odwiedzin gości – dla siebie otwiera małe słoiczki, aby je zużyć szybko, bo lodówka nie działa.

Indianka jedząc późne śniadanie słuchała radia Białystok jednym uchem, a drugim uchem swoich myśli. Podeszła do doniczki z porzeczkami, gdzie patyki wypuściły zielone pączki listków. Stała przed nimi i przyglądała się nim skąpanym w promieniach zimowo-przedwiośnianego Słońca. i w tym samym czasie głos z radia opowiadający o swoim pisarstwie zaczął mówić o młodych pączkach pączkujących na patykach itd. Niesamowita zbieżność! :) Indianka odebrała to, że radio z nią flirtuje odpowiadając na jej myśli. Głos przemawiał jeszcze jakiś czas rozwijając temat pączkujących listków na patykach, a na koniec powiedziano..., że to literat Wiesław, który właśnie zmarł... Indiance zrobiło się dziwno... To tak jakby flirtował z nią duch... Słyszała głos ducha przemawiającego do niej z radia... mówiącego o jej sadzonkach, a wcześniej o jego potrzebie pisania.

Ps. Qumbas, Indianka toleruje pedałów, ale nie chce by ich na siłę lansowano w jej katolickim kraju i stawiano za wzór do naśladowania dla młodzieży. Młodzież musi budować normalne, zdrowe rodziny. Rodzina to kobieta i mężczyzna oraz ich dzieci. Innej opcji nie ma. Każdy inny układ to tylko układ, ale nie rodzina. Poza tym to nie czas na to. Są ważniejsze sprawy niż sprawy homoseksualistów w Polsce. Mamy w Polsce duże większe grupy które wymagają natychmiastowej uwagi, bo dzieje im się wielka krzywda. Te grupy rząd olewa ostentacyjnie w tym samym czasie rozczulając się nad homoseksualistami. Homoseksualiści i ich sprawy mogą poczekać, tym bardziej, że moda na pedalstwo to import ze zgniłego Zachodu Europy.

A to, że wśród katolików jest trochę złych katolików chodzących do kościoła tylko na pokaz, a nie praktykujących na co dzień przykazań chrześcijańskich, to nie jest wina samego Kościoła, tylko 40 lat degenerowania polskiego społeczeństwa przez chorą komunistyczną propagandę. To komuchy są odpowiedzialne za 40 lat demoralizacji naszego społeczeństwa. To wtedy uczono donosicielstwa i napuszczano członków rodziny na siebie, byle tylko wyciągnąć z nich zamierzone zeznania. Komuna to był młyn, który łamał ludziom charaktery i skrzywiał ich moralnie. Więc się nie wyżywaj na katolikach, za to, że są teraz tacy niedoskonali. Tak ich uczono. Na przykład tutaj na Suwalszczyźnie uczono ludzi znieczulicy przez dziesięciolecia, a nawet dłużej, bo wielu z nich przybyło z odczłowieczonej głębi Rosji sowieckiej w tym zimnej Syberii. Także efekt ich znieczulicy to efekt działania nie tylko dziesiątków, ale niekiedy i setek lat spędzonych na zsyłkach, w obozach pracy, w zimnie i głodzie oraz chorobach. Ci ludzie, jeśli nawet zachowali katolicyzm, to ich potomkowie już mieli inaczej poukładane w głowach. Narzucone inne uwarunkowania z miejsca, w którym musieli funkcjonować, zanim przybyli na ziemie odzyskane Polski. Ta zbieranina i ich potomkowie często mają wypaczone widzenie świata. Postrzegają świat i ludzi przez pryzmat szyderstwa i znieczulicy, na które byli wystawieni oni lub i ich przodkowie. Dlatego tutaj, gdy się komuś dzieje krzywda lub nieszczęście, to pierwszy odruch ziomali mieszkających wokół – jest pusty śmiech i szyderstwo. Zamiast podejść podać pomocną dłoń – takie typki jeszcze podstawią ci nogę, abyś upadł. Nie ma tutaj żadnego szacunku ani dla kobiet, ani dla głębokich wartości chrześcijańskich. Muszą minąć dekady, aby się to zmieniło na korzyść i ludzie zaczęli być wrażliwi na los drugiego człowieka. Być może to się nigdy nie stanie, jeśli będą wzrastać w atmosferze szyderstwa z wartości chrześcijańskich i samego Kościoła, co ma miejsce obecnie w mediach publicznych i na salach sejmowych.

Większość, zdecydowana większość katolików w Polsce to ludzie wartościowi. Nawet ci, którzy chodzą do kościoła na pokaz – coś tam w nich zostaje z tych mszy i dzięki temu nie są ostatnimi łachudrami, jak te lesby co przyjechały na moją gospodarkę i zdradziecko nakablowały na mnie w zamian za moją gościnność. Pedały to nie tylko odmieńcy seksualni, ale to też ludzie bez żadnych zasad moralnych – osobniki pozbawione zwykłej przyzwoitości ludzkiej.

Młodzież, tzw. pokolenie JPII – to dobrzy ludzie. Dobrze się stało, że mieliśmy swojego papieża, swojego mądrego guru, który odświeżył chrześcijaństwo i nadał mu nowe oblicze. Który dodał nadziei i wiary uciśnionym Polakom za komuny, dzięki czemu tej komuny już nie mamy – rozpadła się po tym, jak ludzie – jak katolicy zobaczyli ilu ich jest i jaka siła w nich drzemie. “Niech wstąpi duch Twój w ten naród”. Duch wstąpił. Ludzie posłuchali. Dzięki Janowi Pawłowi II – powstały ruchy wyzwoleńcze w Polsce, powstała solidarność i w efekcie zrzuciliśmy z siebie kajdany komuny plus daliśmy przykład innym uciśnionym w bloku socjalistycznym narodom – jak to zrobić. Jan Paweł II – to wielki Polak i wielki papież. Jego wybór zaskutkował zmianą ustrojów politycznych w Europie.

To wielki katolik, wielki chrześcijanin. Więc przestań pluć na wszystko co katolickie, chrześcijańskie i na samych chrześcijan. Gdyby nie oni, nie nasz Papież, nasi mądrzy kardynałowie i arcybiskupi oraz wierni chrześcijanie – nadal byśmy gnuśnieli w zapyziałym PRLu, albo skończyłby się on krwawą wojną domową – być może także okupacją sowiecką i totalnym zniszczeniem naszego kraju i wymordowaniem ich wszystkich obywateli. Być może jeśli byś przeżył – to zostałbyś wywieziony na Sybir do ciężkich robót w kołchozie lub obozie pracy i w najlepszym razie skończył jako pastuch od świń, a w tej gorszej opcji padłbyś z wycieńczenia i zimna lub z wyruchania przez miejscowego oprawcę kacyka kołchozowego.

niedziela, 24 lutego 2013

Polska - kraj lenny Unii Europejskiej

Polska podpisując pakt z Unią – podpisała pakt z diabłem.

Ten twór nas niszczy od środka, narzucając nam obce, wrogie przepisy, nakazy i zakazy działające na szkodzę obywateli polskich.

Unia tyranizuje nasz naród – zamienia nas w niewolników bez prawa głosu.

Nasz rząd w kolaboracji z Unią – niszczy nasz kraj i naród od środka.

Unia łamie prawa człowieka w podstępny sposób narzucając narodom w niej zrzeszonym akceptowanie praw i przepisów mających na celu zabezpieczenie interesów wielkich, wrogich koncernów i korporacji, których jedynym celem jest robienie forsy kosztem zdrowia, życia i wolności narodów. Musimy się uwolnić z tego negatywnego układu!

Zakaz indywidualnej uprawy żywności

Obecnie tworzone prawa są tworzone nie po to, by poprawić sytuację społeczeństwa i działać na jego korzyść oraz eliminować ryzyko ewentualnych sporów i konfliktów społecznych, ale są tworzone wyłącznie po to, by kontrolować naród w każdym, absolutnie każdym aspekcie życia - kontrolować i tyranizować - bezwzględnie narzucać mu swoją wolę w każdej sferze życia. Rządzić tyranicznie i bez poszanowania jakichkolwiek elementarnych praw ludzkich przyrodzonych każdemu człowiekowi w sposób naturalny.

“Nadane człowiekowi przez Boga prawo do wolnej uprawy żywności zostało zaatakowane w Nowej Zelandii, gdyż grupy specjalnych interesów i inni usiłują obecnie przepchnąć ustawę o “bezpieczeństwie żywności” w narodowym parlamencie, która pozbawi osoby indywidualne prawa do uprawy żywności, zachowywania nasion, a nawet dzielenia się owocami swojej pracy z przyjaciółmi i członkami rodziny.”

http://poznajprawde.net/aktualnosci/314-przymiarki-do-wprowadzenia-zakazu-indywidualnej-uprawy-zywnosci.html

 

Pranko

Woda na piecu gorąca – pranka ciąg dalszy. Pojedyncze sztuki odzieży wiercą się w maleńkiej praleczce wirnikowej po 15 minut. Co 15 minut trzeba je ponownie załączać. Kilka mokrych ciuchów już wisi na sznurze nad piecem i się suszy.

Kilka już suche i zdjęte. Złożone w kostkę i schowane do szafy. Pranie w takim tempie zajmuje dnie, a nawet tygodnie, ale powoli się wypierze, to co ma się wyprać.

sobota, 23 lutego 2013

Sprzątanie stajni

Dziś jak co dzień – Indianka nakarmiła wpierw zwierzęta, potem przywiozła opał, a następnie zabrała się za sprzątanie stajni.

piątek, 22 lutego 2013

Pakt fiskalny i stołki unijne

Lewaki szykują się na stołki unijne. Jednoczą siły :) A niech jadą w pizdu i nie wracają! Tylko szkoda Polski uwikłanej w pakt fiskalny, który nie daje jej żadnych uprawnień, a tylko nakłada kosztowne obowiązki na Naród. Teraz Indianka zrozumiała sens nacisku lewej strony Sejmu na wejście do paktu fiskalnego. Chodziło o stołki!!! Posłowie na stołkach unijnych zarobią znacznie więcej, niż jako posłowie polscy zarabiają. To ogromna kasa. Łakomy kąsek dla żądnych forsy tłuściochów. Dla swojej prywaty wpuścili Polskę w maliny... Pożałowania godne!

A kolejarzom przycinają ich wiekowe uprawnienia... Tyra dla dołów i niech siedzą robole cicho i się cieszą, że w ogóle mają pracę - a profity dla władz ;))) Premie po pół miliona, stołki unijne z ogromnymi apanażami... Żyć nie umierać :)))

Jak się lewaki dobrze urządziły! :) Podziw! ;) Za ich rządów komunistycznych pół wieku rujnowali Polskę i ciemiężyli naród, a na starość trafią im się cieplutkie fotele unijne ;). Niech młodzież patrzy, uczy się i wyciąga wnioski. A gdy przyjdą wybory – niech idzie głosować na prawicę, zamiast zaciągać się maryhą i uganiać się za rolnikami z aparatami fotograficznymi, bo konik czuprynkę ma zmierzwioną, to znaczy że biją albo cóś ;)))

Dzień jak co dzień

Indianka nakarmiła suto duże zwierzęta. Nawaliła wielką kopę siana koniom i także duże kopy siana zaniosła kozom.

Kozy dostały wodę i owies. Konie także. Indiance podoba się, jak jej trzy piękne gracje zgodnie wchodzą do stajni by zająć stanowiska przy swoich żłobach. Nie potrzeba zakładać im kantarów ni uwiązów. Same karnie stają w rzędzie każda przy swoim owsie i zgodnie zjadają swoje porcje, nie bijąc się o nie. Gdy są za stajnią, podczas gdy im Indianka nakłada owies (tak najbezpieczniej) – po nałożeniu owsa Indianka woła najstarszą klacz:

“Indiana! Owies! Chodź! Niam!”

Indiana z reguły radośnie odpowiada głośnym rżeniem i biegnie truchtem do stajni, a za nią podążają pozostałe klacze.

Indianka nawiozła ściółki koniom. Pościeliła. Kozy jeszcze mają suchą ściółkę. Indianka zaczęła sprzątać stajnię. Usunęła taczkę obornika z jednego boxu.

Przywiozła też taczkę opału, ale to mało – trzeba więcej przywieźć. W piecu się nadal tli wczorajsza potężna kłoda. Indianka dołożyła trochę drobniejszych polan, i spalają się one powoli razem z wielką kłodą. Piec gorący, ale nie szaleje.

Indianka musi odpocząć. Potem przytargać drewno z pola i nakarmić drób i króliki.

Odmowa przyznania dotacji i kara

Indianka wczoraj dostała list z ARiMR. Odmowę przyznania dotacji.
Wcześniej dostala też odmowę zwrotu kosztów które poniosła na kontrolę i certyfikację tj. prawie 2000zł. Dodatkowo ARiMR naliczyło jej karę za to, że ubiegała się o zwrot tych kosztów. Kara w wysokości ponad 600zł. Łączna strata: ponad 2600zł. Także Wojewoda Olsztyńki odmówił przysłania komisji szacującej straty poniesione na jej gospodarstwie. Powołał się na opinię Urzędu Gminy Kowale Oleckie. To Urząd Gminy Kowale Oleckie doradził mu, by nie przysyłał Indiance komisji do szacowania strat powstałych w gospodarstwie Indianki w ciągu ostatnich dwóch lat. Tak działa Unia Europejska i instytucje z nią współpracujące.

Gmina Kowale Oleckie nie udzieliła mi wnioskowanego przeze mnie wsparcia, na moje wnioski o dofinansowanie w związku z trudną sytuacją materialną i finansową dostawałam odmowy albo żadnych odpowiedzi, albo przekierowania do Opieki Społecznej, która również odmawiała mi pomocy wielokrotnie, ponadto gdy ja starałam się o dofinansowanie z ARiMR na wznowienie, a następnie przywrócenie potencjału rolniczego - Gmina nie przysłała mi wnioskowanej przeze mnie komisji szacującej straty, a gdy ja złożyłam taki wniosek wprost do wojewody olsztyńskiego - Gmina Kowale Oleckie odradziła mu przysłanie komisji i zataiła fakt składania przeze mnie do Gminy informacji o stratach w budynkach i uprawach oraz wniosków o przysłanie tychże komisji.

Także jako jedyna w mojej wiosce zostałam pozbawiona możliwości podłączenie stałego dostępu do Internetu stacjonarnego.

Zamiast wnioskowanej pomocy - Gmina Kowale Oleckie nękała mnie w zeszłym roku durnymi kontrolami i o ile mi wiadomo - szukała haka, aby przejąć moje piękne konie.

Żadnej należnej pomocy - tylko kłody, KŁODY I KŁODY pod nogi!

Nareszcie mam dowód na piśmie, że ta Gmina działa na moją szkodę i to na wielu płaszczyznach. Proszę internautów znających się na prawie o pomoc prawną.

czwartek, 21 lutego 2013

Polskie drogi


Zabranie Mazurom i Podlasianom forsy na budowę nowych dróg i obwodnic przy jednoczesnym zmuszaniu prezydentów mazurskich i podlaskich miast, aby godzili się na puszczanie przez środek zaludnionych miast - potężne, ryczące wagony z zachodnimi towarami jadącymi na Wschód – aby zachodnie koncerny zarabiały na handlu z Rosją kosztem polskich popękanych domów, rur, ulic, smrodu spalin i wycia silników Tirów przez całą dobę – to kurestwo.
Jak Unia chce robić biznes ze Wschodem, to niech na swój koszt wybuduje drogi i obwodnice w Polsce!

Żarcik

Jak po niemiecku jest “dom bab” ? :)

- “Babenhausen” :))) hahaha :)))

Zupa dyniowa

Dziś na obiad zupa dyniowa. W piecu tym razem odpowiednio mocny żar, że potrawy w garnkach się gotują. Indianka przyniosła z piwnicy butelkę z zupą dyniową i dolała ją do gorącej wody w garnku. Dodała ziemniaki, listek laurowy i przyprawy, wkroiła marchewki i garnek zupy gotuje się na dwa dni. Na patelni obok podsmażone plasterki ziemniaków duszą się z marchewką i imbirem. Dzisiaj i jutro wegetariańskie potrawy, bo mięsko się skończyło.

Indianka posadziła sztobry porzeczek w doniczkach. Ciekawe czy się ukorzenią do wiosny :)

Trzeba dołożyć koniom siana i iść po opał. Kręgosłup boli, ale nie ma co się ociągać, bo na ganku znów pusto – cały opał spłonął w piecu. No, jeszcze się pali i jedna wielka gruba kłoda leży na ganku, ale tę kłodę to trudno będzie spalić bo jest wyjątkowo gruba.

 

środa, 20 lutego 2013

Wysiłek a po nim odpoczynek

Z tym, że odpoczynek w stylu Indianki, to nie jest prawdziwy odpoczynek, bo gdy ona na chwilę przysiada przed komputerem by odsapnąć, to w tym czasie coś robi – np. przeszukuje Internet w poszukiwaniu pożądanych wiadomości.

Lepiej dla niej byłoby się położyć i pozwolić całemu ciału odprężyć się, ale nie da się tak w ciągu dnia, bo w ciągu dnia jest ubrana w ciuchy robocze, wiec nie może się w nich położyć do łóżka, a szkoda jej czasu na przebieranie się.

Same buty zajmują sporo czasu by je założyć i zdjąć. Są to wysokie, wiązane kozaki. Trudno się je zapina i sporo czasu Indiance schodzi na tę czynność.

Indianka zaniosła z paszarni do koziarni wielki i ciężki snop siana. Nałożyła kozie do jej boxu. Weszła na strych i znalazła linkę do wiązania dużego kozła. Kozioł bezczelnie wpycha się do boxów kóz gdy im nakłada ona siana czy niesie owies, więc trzeba go uwiązać w jego boxie, aby tam siedział i jadł, a nie przeszkadzał. Jego box jest otwarty – nie da się go zamknąć, więc kozioł musi być w nim uwiązany.

Kicia dostała mnóstwo smakowitego jedzenia dziś. Je i warczy. Zupełnie jak pies :D

Na piecu podgrzewa się wczorajsza potrawa. Jeszcze letnia jest, bo i piec nie szaleje wielkim ogniem, lecz spala niewielkie polana powoli i bez wytwarzania wielkiej energii. W domu ciepławo dzięki temu. Posiane w doniczkach zioła wykiełkowały. Także tulipany w doniczkach rosną.

Zielistka w butelkach rozrasta się intensywnie pora ją posadzić do doniczek. Ale to potem. Najpierw trzeba złapać kozła, uwiązać go w boxie i przytargać mu tam snop siana. Na polu czeka opał przysypany grubą warstwą śniegu. Przed Indianką wycieczka z saniami po ten opał. Już jedną taczkę przywiozła, ale to mało. Co najmniej dwie jeszcze musi przyciągnąć pod dom. Czas tak szybko leci. Trzeba iść.