środa, 20 października 2010

20.10.2010 Ciekawa data

Jedyna w swoim rodzaju. Ale to nie dlatego Indianka jest zmęczona i rozdrażniona. Ma po dziurki w nosie pewnych sytuacji.
 
 

czwartek, 14 października 2010

Tablica pamięci

Indianka pokryła zapiskami całą szafę. Musi sobie zorganizować tablicę na której będzie mogła zapisywać lub przyczepiać informacje z licznymi rzeczami do załatwienia... Tych spraw jest tyle, że łatwo coś może umknąć, wylecieć z pamięci... Tablica ułatwi organizację czasu pracy...

ślimaczenie

Indianka jest sama na siebie zdziwiona ;))) że tak wolno jej wszystko idzie, ale jednak idzie. Powolutku, ale nieuchronnie realizuje swoje plany. Wnerwia ją, że tak wolno toczą się sprawy, ale mimo wszystko toczą się, ponadto ktoś inny na miejscu Indianki nie zdziałał by nawet 1/10 części spraw, jakie ona załatwia i popycha do przodu. Tylko ona zdziwiona jest powolnością rzeczy, bo zwykła działać błyskawicznie. Ale to było dawno.
Teraz dźwiga na swych barkach dziesiątki spraw, problemów – całe gospodarstwo i jego funkcjonowanie jest na jej słabych barkach. O wszystko trzeba zadbać samemu. Nie ma lekko. Jest przepracowana. Brak maszyn i auta czyni pracę ciężką - wszystko trzeba ręcznie robić. Dobre dusze czasem coś pomogą, ale to kropla w oceanie potrzeb. Generalnie wszystko na jej głowie. Czasem czuje się, jakby dźwigała cały świat.
O tylu rzeczach musi pamiętać, dbać, tyle zrobić. Jest jej ciężko, dlatego tak powolnie reaguje. Mimo tego ciężaru reaguje, działa i załatwia sprawę po sprawie. Ponadto są rzeczy, sprawy – których nie przyspieszy, bo są zależne od innych ludzi lub uwarunkowań. Tak więc mozolnie buduje swój świat zmierzając się z licznymi wyzwaniami, a niekiedy i przeszkodami... Jeszcze musi ciężko popracować, aby samodzielnie stanąć na nogi.
Ma nadzieję, że to już ostatni ciężki rok...

poniedziałek, 11 października 2010

Extreme makeover

Indianka właśnie siłowała się ze swoją jedyną krnąbrną krową, gdy znienacka pojawiła się czerwono odziana postać. Umocowawszy krowę, Indianka podeszła do postaci.
„Ma Pani dubeltówkę?” zapytał mężczyzna widząc nieufny i lekko zadziorny wyraz twarzy Indianki.
„Noooo... powinnam mieć na takim odludziu... ;)
Był to mężczyzna w średnim wieku – Pan Piotr z Ostródy, jak się niebawem okazało. Indianka miała pilną polową pracę do dokończenia i zaproponowała, by Pan Piotr jej w niej towarzyszył podczas wyłuszczania przyczyny swoich odwiedzin. Indianka zadołowała drzewka, zebrała jabłka rozmawiając z Panem Piotrem, który miło zaskoczył ją propozycją gratisowego remontu. Pan Piotr zaproponował pomoc w remoncie starej chałupy Indianki. Niestety, dopiero na wiosnę, ale może pod koniec tego października uda się Panu Piotrowi wpaść na kilka dni i coś podziałać, aby dom Indianki zaczął nadawać się do mieszkania. Panu Piotrowi zostały końcówki kafelków i chciałby je wykorzystać do kafelkowania. Można by fajne mozaiki potworzyć.
Póki co, Pan Piotr użyczył swego auta i pomógł Indiance zwieźć opał pod dom... To zadziwiające, że tacy ludzie jak Pan Piotr istnieją – ludzie, którzy potrafią coś bezinteresownie z siebie dać... Indianka zaprosiła na herbatę do piwnicznej kuchni, gdzie porozmawiali o różnych ciekawych rzeczach, w tym specyfice mieszkania na Mazurach Garbatych... A na wiosnę upragniony remont! :)

czwartek, 7 października 2010

Zimno, zimno

Ujjj jak zimno! Piec nie działa, komin nie działa. Zimno jak cholera :)))
Kurna, a ma być ostra zima... Olaboga – co to będzie co to będzie???!!!
Indianka się martwi tym i dziesiątkami innych rzeczy... :(

sobota, 25 września 2010

Idzie zima

Idzie zima, a tu ogrzewania ni ma... co to będzie, co to będzie? Indianka zamarznie jak pieca i komina nie wyremontuje...
 
Zgłosiła się do pomocy młoda wolontariuszka – Amerykanka. Indianka myśli, że i tak ta pomoc nie wypali, bo ci wolontariusze tak naprawdę szukają wrażeń i darmowych wakacji z lekką, sporadyczną, urozmaiconą pracą w małych dawkach, a tak się nie da.
Indianka owszem, potrzebuje pomocy, ale konkretnej. Wolontariusze to zazwyczaj robią mnóstwo zamieszania, a ich praca totalnie niewydajna jest, a pobyt uciążliwy dla gospodyni... Oni chcą luksusu, a tu brak. Trzeba wokół nich skakać. Chcą lekkie, urozmaicone zadania, niektórzy chcą się nauczyć cennych umiejętności za darmo w czasie pracy, odstawiając na bok zadania konieczne na gospodarstwie. Za wiele z siebie gospodarstwu dać nie chcą, bo to nie ich. Wyżywienie ich uciążliwe jest – trzeba kombinować i cały dzień stać przy garach by im smakowało, by im dogodzić ich gustom kulinarnym, a żywność bardzo zdrożała, w dodatku przytarganie jej z miasta na rowerze uciążliwe jest.
Skórka nie warta wyprawki. Już Indianka woli sobie radzić sama niż korzystać z ich zdawkowej pomocy tym bardziej, że Indiance się nie przelewa. Tylko duże gospodarstwa stać na zatrudnianie parobków lub wolontariuszy – Indiance za ciężko jest by utrzymać choćby jednego wolontariusza.

środa, 22 września 2010

Po księżycowej nocy

Indianka jakaś taka zmęczona, niewyspana. źle w nocy spała. Psy strasznie ujadały w nocy. Jakieś zwierzę krzyczało, ale nie rozpoznała tego dźwięku, bo z daleka dochodził rano obudziła się z trudem, zrobiła i zjadła śniadanie i próbuje coś załatwić, ale jakoś wolno jej wszystko idzie. Za to kociaki buszują pod kołdrą Indianki na całego skupiąc Indiankę za stopy. Gdy Indianka zeszła do piwnicy na śniadanie - maluchy podążyły za nią i zjadły swoją karmę. Teraz wróciły pod kołdrę i drą Indiance spodnie ;)))

Kotki trzy

Były sobie kotki trzy, kotki trzy, kotki trzy
Rudy, czarny no i ty, no i ty, no i tyyy
A jaki ty? - Srokatyyy... ;)
 
Kociaki szaleję - wspinają się po półkach, skaczą po łóżku...
W ogóle się Indianki nie boją - śmiałe maluchy - mieszkają w łóżku Indianki... ;)
Kicia mama nosi im myszy - czasem i do łóżka wniesie upolowanego gryzonia... ;)))
Na szczęście rzadko się to zdarza - przeważnie posilają się na podłodze przed łóżkiem...
 
Wielka pompa z nieba dziś chlusnęła - zalała okna i piwnicę...
Ciśnienie powaliło Indiankę do łóżka - zapadła w letarg osłabiona...
 
Wieczorem ocknęła się i ugotowała ogórkową...

niedziela, 19 września 2010

Złote klamki i kociaki

Indianka dostała złote klamki do swego domku. Zadowolona - pasują :)
Kolega pomógł zwieźć autem trochę drzewa pod dom - zawsze już mniej pracy do wykonania będzie...
Parobki wczoraj wymiękły po 3 godzinach wożenia drzewa taczką. W dwóch jedną taczką jeździli. Niewiele zwieźli. Pewnie wysiadywali w lesie obijając się zamiast pracować..
 
Kocięta Kreski wprowadziły się na dobre do łóżka Indianki i szaleją w nim skacząc po kołdrze i Indiance...
Słodkie maluchy... ;) Jakie pocieszne szkraby! Jak dokazują! Wariują jak szalone... ;)

Rola parobka na roli

... na przykładzie przypowieści góralskiej na stronie http://e-zakopane.pl/legendy/jedrek_i_maryna.html
 
 

Demaskowanie leniwego parobka

Gdy leniwy parobek ma wozić z drewnem taczkę
natychmiast dostaje ostrą padaczkę... ;)
 
Gdy leniwa klucha poleceń służbowych nie słucha
staje się zbędna niczym upierdliwa mucha ;)

Zagadka

Kto to jest: parę godzin robi, a resztę czasu się opierdala?
PAROBEK! :)))

sobota, 18 września 2010

środa, 15 września 2010

Bez prądu

Indianka 6 dni bez prądu była! grrrr... Strasznie wkurzona odcięciem prądu i sposobem potraktowania Indianki i jej sprawy przez PGE Białystok - zmienia dostawcę prądu na Vattenfall. Vattenfall ma tańszą energię i jest nowocześnie zorganizowany - jest bieżący kontakt przez www i darmowa infolinia. Tymczasem w PGE Białystok Indianka straciła 60zł na rozmowy reklamacyjne przez telefon.z Biurem Obsługi Klienta w Ełku i czekała aż 5 dni (od piątku rano do środy rano) na podłączenie wyłączonego w piątek rano prądu. Co za męka i niedogodność! Mięso w zamrażarce zgniło... :(



piątek, 3 września 2010

Zimno i mokro

To był wyjątkowo zimny i mokry dzień, ale bardzo owocny.
Indianka wreszcie dopięła swego... :)

czwartek, 2 września 2010

Pochmurny poranek

Indianka obudziła się jak zwykle wcześnie rano, ale dzień zimny, pochmurny – nie nastraja do wyjścia na dwór. Mimo to, Indianka wyjdzie, bo lubi a nawet musi ;))) Na razie przyrządziła obfite śniadanie, gdyż czeka ją wysiłkowe zadanie – zaplanowała sobie na dziś drzewek wkopanie i drewna z drogi sprzątanie.
 
Kręgosłup doskwiera. Indianka wczoraj do Urzędu Gminy rowerowo się udała. Złożyła wniosek o dokończenie przerwanego przez Rumcajsową remontu drogi. Niestety z rozmowy z kierownikiem K.L. wywnioskowała, że na razie na kontynuację remontu tej drogi gminnej się nie zanosi. Za dużo szumu rodzina Rumcajsów wokół tego narobiła. No szkoda. Wstyd, aby przez jedną rodzinę cała wieś na tym cierpiała i drogi wyremontowanej nie miała (synalek Rumcajsowej wezwał na robotników drogowych policję i zrażeni tym robotnicy roboty nie dokończyli).
 
Ale Indianka nadal będzie wnioskować o remont. Wnioskuje o to od 8 lat, więc teraz, skoro prace zaczęte – tym bardziej trzeba je skończyć i drogę uruchomić. Tym bardziej, że Indianka poświęciła mnóstwo swojej ciężkiej pracy, by pomóc tę drogę udrożnić. Ofiarnie harowała ponad tydzień po 16 godzin dziennie by drogę doprowadzić do porządku. Przez to straciła okazję na złożenie wniosku o dotacje na agroturystykę, bo tak przepracowana ciężką pracą była, że termin składania wniosków przegapiła.
 
Skoro tyle poświęciła – to droga musi być tym bardziej dokończona, udrożniona i uruchomiona. I o to się będzie Indianka starać – tak jak się starała o remont dróg w całej wsi od lat odkąd tutaj zamieszkała. Jednak będzie trudno przy Rumcajsowej o postęp w remoncie dróg, bo niestety Rumcajsowa na sołtysową się kilka lat temu zgłosiła i ponieważ nikt inny wtedy sołtysem być nie chciał – na odczepnego została wybrana i jest sołtysem nadal. Zdaniem Indianki – to najgorszy sołtys jaki tylko może być, bo zdaniem Indianki kierujący się zawiścią i prywatą. Może dopiero nowy sołtys pchnie prace do przodu?
 
Miejscowy Warszawiak stał się ostatnio człowiekiem postępowym. Zaczął optować za remontem dróg we wsi. Także okazał się osobą proekologiczną, świadomą walorów mazurskiej ziemi. Ponadto mieszka w środku wsi i jest przez wszystkich uwielbiany. Indianka chętnie by go widziała na stanowisku sołtysa. Może by zadbał lepiej o sprawy wsi? Jako człowiek wykształcony, bywały w świecie – powinien. Na pewno ma więcej czasu niż przeciętny rolnik by koło różnych spraw chodzić i bardziej wygadany jest. Ma też samochód – więc bardziej mobilny jest od Indianki, która by złożyć wniosek musi wsiadać na rower i wieźć go do urzędu tracąc czas i siły.
 
Co prawda, Indianka wnioski także składa emailem, ale jakby są mniej honorowane – jednak papier z osobistym podpisem robi większe wrażenie w Gminie. Więc nie ma rady – od czasu do czasu Indianka musi do Gminy pedałować. A taki pan Warszawiak ma auto i w każdej chwili może podjechać do oddalonego o 11km Urzędu Gminy. Indianka na niego będzie głosowała podczas następnych wyborów na sołtysa.
 
Indianka gdy w Gminie była, zachwyciła się jakością dróg i chodników we wsi gminnej. Ulice w Kowalach Oleckich są zadbane, ładne i szerokie jak w mieście. W niejednym mieście takich szerokich chodników nie ma. Te w Kowalach, to chyba od razu na rowery mają pasy zrobione, dlatego są takie szerokie. Co prawda wioska w której mieszka Indianka nawet jednego metra chodnika czy asfaltu nie ma i przez większość roku tonie w błocie, ale chociaż wieś gminna wygląda porządnie i wręcz europejsko.
 
Skrawek porządnej ulicy przydałby się chociaż w centrum wsi – tak od Kozłowskich do Rakowskich, a poszerzenie, utwardzenie żwirem i odwodnienie rowami melioracyjnymi na drogach kolonijnych wioski byłoby konieczne. Taaak... Wieś potrzebuje dobrego gospodarza – lepszego sołtysa niż ma obecnie. Takiego, który by o te sprawy należycie zadbał. Przydałyby się też choć z trzy stylowe uliczne lampy we wsi – na krzyżówkach w centrum wsi – obok Rakowskich, Kozłów i Łukasika. To tak dla zwiększenia bezpieczeństwa.
 
Tymczasem w Sokółkach eleganckie boisko powstaje. No no noo... ;) Może chociaż tam lampy postawią... Byłoby bezpieczniej z asfaltu sokólskiego na żwirówkę do Czukt wyjeżdżać :)
 
 

wtorek, 31 sierpnia 2010

Na drabinie

Niemal cały poniedziałek Indianka wisiała na drabinie i malowała ganek.Ganek – wymalowany! Kolor – szwedzka czerwień. Ganek wygląda teraz jak domek szwedzki, jakie Indianka widywała ongiś w Szwecji.
 
Dziś zabrała się za przestawianie i poprawianie elektrycznego ogrodzenia.
Właściwie to już wczoraj zaczęła robić poprawki. Dziś prawie skończyła.
Uszykowała sobie wygodną i bezpieczną od zwierząt rabatę, na której ma zamiar posadzić kilka drzewek i krzewów. W przygotowaniu rabaty pod nasadzenia wydatnie pomógł ogier, który wydeptał mocno ścieżkę wzdłuż ogrodzenia – wręcz ją skopał. Dzięki temu teraz będzie się kopało lżej.
 
Przy domu Indianka wymalowała ściankę wapnem na biało dla podkreślenia pięknego nowego koloru ganku. Dodała mleka by wapno lepiej przywarło do ściany, ale mimo to może spłynąć z deszczem, bo mleko było zsiadłe i niewiele go. Znajomy mówi, że on dodaje emalii do wapna i wtedy wapno się robi odporne na deszcz. No, jeśli mleko w wapnie nie wystarczy, trzeba będzie rozejrzeć się za emalią. Ponadto Indianka wrzuciła kolejną partię drewna do piwnicy i zwiozła kilka klocków z podjazdu. Powoli robi się porządek. Podjazd sprzątnięty. Pora zwieźć taczką drewno z drogi, bo się nie zapowiada na żadną pomoc. Taczka jest beznadziejna – chwieje się na wszystkie strony i opona szoruje o aluminiowe części taczki. Zwożenie drewna taką taczką to prawdziwa męka. Przydałby się jakiś wygodniejszy wózek.

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Męcząca niedziela

To był męczący dzień...
...Indianka wrzuciła część drewna do piwnicy. Powoli usunie drewno spod domu i zgromadzi zapasy opału na zimę...

sobota, 28 sierpnia 2010

Nie chce obcego w domu

Indianka nie chce w domu obcego. Im bliżej do dnia przybycia nowego pomocnika, tym większy wstręt ku niemu w Indiance narasta. Wolałaby jakiego dochodzącego pomocnika co to nie nocowałby w jej domu i dla którego nie musiałaby gotować. Jakiego dorywczego pomocnika, na czas, kiedy ma za dużo roboty na jedną osobę – tak jak teraz...
 
Indianka obudziła się dziś z bólem pleców. Kręgosłup boli. Chyba nie da rady zwieźć pozostałego drewna... W dodatku ta taczka tak się chybocze na boki i ciężko jedzie...

piątek, 27 sierpnia 2010

Coconing

Indianka niedawno wysłuchała reportażu na temat coconingu.
Chodzi o to, że wśród ludzi pracujących zawodowo w stresie, w tłumie innych współpracowników –  robi się modne spędzanie czasu w domu – bardziej niż udzielanie się towarzysko na przyjęciach itp.
Wielu ludzi preferuje np. majsterkowanie w domu lub zaszycie się pod kocem z książką niż chodzenie np. do pubów lub masowe imprezy.
Coconing [kokoninn] to taka forma współczesnego domatorstwa. Właściwie to jest domatorstwo. Domatorzy zawsze istnieli i zawsze istnieć będą. Jest grupa ludzi, która się czuje najlepiej w swoim domu. Są też ludzie bardziej ruchliwi i towarzyscy, ale zmęczeni tłumami w pracy na co dzień, więc i oni wolą domowe zacisze.
Indianka teraz też jest domatorką. Dawniej, we wczesnej młodości latała na dyskoteki, bo uwielbiała tańczyć i ten dreszczyk emocji wywołany czymś nieznanym co wisiało w powietrzu...
Teraz najlepiej czuje się w swoim domu, na swoim gospodarstwie.
Gdy czasem gdzieś trafi w cudzy dom – nie może się doczekać, aby wrócić do siebie – bo tu jej, mimo wielu niedogodności starego, nie wyremontowanego domu – najlepiej.
Także zapraszanie do siebie do domu obcych - nieznanych pomocników czy wolontariuszy – męczy ją dość. Tzn. znoszenie ich obecności w swoim otoczeniu, w swojej przestrzeni życiowej – jest dla niej męczące, a niekiedy drażniące. W końcu nie po to kupiła dom, by znosić obecność przypadkowych osób – nie zawsze szczerych, uczciwych, życzliwych osób, gdyż ludzie trafiają tu różni – obok tych naprawdę życzliwych i fajnych – trafiają tu też różnego rodzaju dwulicowe wyrzutki o nieczystych intencjach...
No cóż – dużo tu pracy na gospodarstwie, dlatego Indianka niekiedy godzi się na takie towarzystwo, ale co raz bardziej niechętnie.
Dom, to w końcu dom. Ostoja spokoju i bezpieczeństwa, zaufania.Trzeba chronić to sanktuarium. Poza tym Indianka od lat tak ciężko pracuje, jak nikt nie potrafi pracować. Nikt kto tu trafił na trochę nie jest w stanie tak ciężko pracować. Indiankę drażni powolność i lenistwo oraz partolenie roboty niektórych pomocników. Niekiedy takie partolenie bywa bardzo kosztowne.

Indianka nie zarabia, więc nie stać jej na utrzymanie obcych osób. Czasami utrzymuje je pożyczając pieniądze, ale to jest przecież bez sensu. Lepiej samemu zrobić co jest do zrobienia i zaoszczędzić sobie kłopotu i niedogodności dzielenia się swym domem z obcymi...