sobota, 10 listopada 2012

Kózki Przygarnę

Indianka ma super kozły reproduktory saaneńskie i szkoda, by stały niewykorzystane. Postanowiła zapylić jak największą ilość kóz, a że swoich ma niewiele - ledwo 3 samice i wszystkie już szczęśliwie zaciążone - postanowiła przygarnąć niechciane kozy, które przeszkadzają ich aktualnym posiadaczom, a które chcą zostać na wiosnę szczęśliwymi matkami pięknych, dorodnych uszlachetnionych koźląt :)
 
Przygarnę lub niedrogo kupię kozy (samice), Gmina Kowale Oleckie, tel. 607507811, CreativeIndianka  @  vp.pl

piątek, 9 listopada 2012

Ruch W Interesie

Coś drgnęło. Niewielki ruch w interesie zaistniał. Indianka dwoi się i troi by sprostać transakcjom w sposób sprawny i profesjonalny. Coś wyjedzie i coś przyjedzie.
Piła podobno naprawiona. 51,50zł do zapłaty. Ciekawe czy faktycznie działa. Być może nowe kółko do taczki przyjedzie. Będzie można obornik wywieźć do ogrodu i na pole.

Trzy transakcje - wszystkie zaplanowane na ten tydzień - udało się szczęśliwie doprowadzić do końca. Indianka zadowolona. Sprzedała koziołka, zrobiła podstawowe zakupy: 20kg kaszy jęczmiennej dla psa i kota, 5 kurczaków dla siebie (miękkie kosteczki dla kici i suki), środki czystości - trzeba będzie wysprzątać chałupę gdy znikną z niej jabłka, gałęzie, donice z ziemią i milion innych rzeczy. Kupiła także 120 worków do spakowania pokrojonych na kostkę dyń - będą zamrożone na zimę. Kupiła też 30kg cukru - do usmażenia na dżem pozostałych jabłek, które trzeba szybko kończyć, bo już się psują coraz mocniej.

Państwo którzy kupili koziołka, byli tak wspaniałomyślni i domyślni, że sami z siebie zapytali czy potrzebne jakieś zakupy i jadąc do Indianki po koziołka, nakupili wiktuałów na poczet ceny koziołka :)
Indianka cała szczęśliwa z tego powodu - tym razem wielki ciężar przyjechał autem, a nie na jej plecach :) Około 60kg towaru :) Z radości obdarowała przyjezdnych wielką dynią. Niech im smakuje! :)

Gdy wracała z Olecka tego dnia też miała dużo szczęścia - kolejny ludzki człowiek się trafił - chłopiec ze wsi Kowale Oleckie, który jadąc autem z Olecka widział jak Indianka maszerowała w ciemnościach drogą - sam się z siebie zatrzymał, poczekał aż Indianka dojdzie i zawiózł ją prawie do samego domu nadkładając kilka kilometrów drogi... Bóg zapłać! :)

Dzięki tym ludziom ten dzień był dniem bardzo udanym :)

czwartek, 8 listopada 2012

Konsultacje Społeczne

Indianka dzisiaj zmitrężyła sporo czasu na negocjacjach z partnerami handlowymi w sprawach zakupu pewnych środków produkcji rolnej oraz na konsultacjach społecznych w sprawie uprawy niektórych roślin ogrodowych, ale ten czas był niezbędny by dobrze się przygotować zarówno do transakcji jak i do nasadzeń.

Transakcje zostały szczegółowo omówione. Sposób uprawy takoż. Teraz można odstąpić od komputera i zająć się pracą w terenie... :)

środa, 7 listopada 2012

Mokro Aż Kląszczy

Indianka aczkolwiek niechętnie, ale wyszła na dwór. Mokro aż kląszczy. Jedyne możliwe obuwie to kalosze.

Nakarmiła konie i gąski owsem. Konie pasą się w sadzie, gąski na podwórku. A kozy kręcą się przy siedlisku.

Kurom wczoraj tyle nałożyła pszenicy, że nie ma po co schodzić do piwnicy ;) Kury tam mają okno, wodę, pszenicę i co najciekawsze – gniazdo w którym znoszą sporadyczne jajo. Indianka im uchyla okno na kilka godzin dziennie by przewietrzyć piwnicę, ale dziś jest na dworze wilgotniej niż w piwnicy, więc nie ma sensu.

Kicia po raz pierwszy odważyła się przemaszerować pod nosem suki i wyszła kulturalnie przez drzwi wejściowe i ganek na dwór – polować na myszy i nornice, których mnóstwo w okolicy. Tak dużo tutaj gryzoni, że zjadły Indiance wszystkie buraczki, tylko liście zostały.

Indianka wczoraj wieczór, mimo znużenia – wzięła do łóżka garść gałęzi i pocięła na sztobry. Dzisiaj sadzi w glebę pocięte kawałki malin, zastanawiając się, czy wypuszczą korzenie. Wcisnęła w glebę kilkanaście sztuk i rozpadało się. Wróciła do domu przeczekać ten większy deszcz.

Przygotowała piłę do oddania do serwisu. Opisała rodzaj usterki – dźwignia nie zatrzymuje się na każdej z 4 pozycji, tylko na 3. Gdy ustawia się ją na drugiej pozycji – samoczynnie przesuwa się na trzecią i silnik gaśnie.

Ogólnie ciężko się silnik odpala. Indianka nie jest w stanie jej odpalić. Gdy ktoś jej odpali piłę – piła chodzi przez jakiś czas, ale gdy jest używana do cięcia – gaśnie, zwłaszcza gdy jest przechylona na bok. Potem nie można jej odpalić. Straszna męczarnia z tym Stihlem. Husqvarną się jej lepiej pracowało. Gdy będzie ją stać – znowu kupi sobie Husqvarnę. Husqvarną się jej lekko cięło drzewo. Nawet nauczyła się zmieniać i naciągać łańcuch. W tym Stihlu wszystko tak ciężko działa. To piła dla faceta, a nie dla delikatnej kobiety. A może sprzedać i kupić Husqvarnę? Nie starczy kasy. Husqvarna droższa.

wtorek, 6 listopada 2012

Znużona

Indianka zmęczona długim dniem pracy i znużona papierami, które dzisiaj przerobiła. Pora spać - dziś wcześniej. Trzeba się zregenerować i dobrze wyspać na jutro, bo jutro mnóstwo roboty będzie do wykonania. Tylko żeby ten deszcz przestał padać...

Boczniak


Indianka lubi grzybki. Bardzo lubi grzybki. Ale niestety boi się zbierać sama to co u niej na ziemi rośnie, bo to zwykle grzyby niejadalne lub trujące – jak miała się okazję ostatnio przekonać. Więc, dla bezpieczeństwa, postanowiła spróbować hodowli boczniaka w piwnicy. W tym celu nabyła odpowiedni balot, który już jest zagrzybiony grzybnią. Teraz czeka na owocniki. Boczniak lubi wilgoć i światło oraz dodatnią temperaturę około kilkunastu stopni C. Indianka zapewniła mu wszystkie trzy parametry. Tylko trochę temperatura w piwnicy niska, bo ledwo kilka stopni, ale powinien mimo wszystko plonować, tylko wolniej. Indianka już się nie może doczekać grzybków. Póki co – dziś sos grzybowy z grzybków przysłanych przez miłą Elę. Indianka pozdrawia Elżbietkę :)

Rozochocona wizją hodowli grzybów - Indianka przygotowała nowe podłoże pod zagrzybienie. Nie wiadomo, czy grzybnia się przyjmie, bo to zdaje się słoma owsiana, ale zaryzykowała. Na oborze ma jeszcze twardą słomę przenżytnią. Ta by się nadawała. Tylko trzeba się wdrapać wysoko - drabinę przytargać. No i na razie pojemniki ma już zajęte przez słomę owsianą. Ale ma jeszcze worki - czyste worki. Te byłyby idealne na podłoże. Najpierw trzeba sprawdzić, czy na tej owsianej cokolwiek wyrośnie. Może nie wyrosnąć, ale słoma już zalana i się ma kisić do jutra rana :) Najwyżej się zmiesza z twardą słomą pszenną co leży na strychu na oborze.

Produkcja Makulatury

Dziś leje. Idealny dzień na biurokrację i produkcję makulatury. Indianka wyprodukowała 6 pism i 7 załączników. W sumie 16 kartek (32 strony).
Teraz idzie zjeść zasłużonego orzeszka. Odpocznie ździebko i przejdzie się po włościach. Konie widziała ładnie pasą się w sadzie. Gąski na podwórku. Wszystko w jak największym porządku. Tylko tak strasznie mokro.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Love Supreme

Indianka rozgrzała palce pisząc na klawiaturce pisma oficjalne i słuchając pięknej piosenki Robbiego Williams'a "Supreme" i marząc...

Postanowiła, że w dzień, dopóki jasno na dworze - będzie pracować na dworze, a po zmroku - jeśli sił starczy - zajmie się papierami. Jest tego sporo. Wiele zaległości.

"When there's no love in town
This new century keeps bringing you down
All the places you have been
Trying to find a love supreme
A love supreme"



Powieść Amerykańska

Indianka dorwała nową powieść amerykańską pt. “My Antonia” Kiedy może, słucha jej. Obierając jabłka np., lub gotując obiad w kuchni czy zmywając naczynia. Powieść jest o dziewczynie z Bohemii (chodzi prawdopodobnie o krainę w Czechach czy Słowacji). Jako dziewczynka wyemigrowała z rodzicami za ocean do Stanów Zjednoczonych Ameryki i tam osiadła na farmie. Ciężko jej. Ciężko im wszystkim. Ojciec nie wytrzymał psychicznie i popełnił samobójstwo. Ciężar prac polowych i utrzymania się przy życiu spadł na tę dziewczynę w wieku ledwo kilkunastu lat.

Samozachęta

Aby się do pracy nie zniechęcić – trzeba się jakoś do niej zachęcić ;).

Indianka dokończyła budowę ogrodzenia padoku dla koni. Wypuściła konie z podwórka do sadu. Na dworze mokro, nawet bardzo mokro, ale ciepło. Cieplej niż w domu :)

Po dobrze wykonanym zadaniu, aby się zmotywować do dalszej pracy – postanowiła wynagrodzić się hojnie herbatą z cukrem ;). Ale zanim weszła do domu, przeszła się jeszcze do sadu.

Gąski wypuściły się poza podwórko, więc Indianka wracając z obchodu sadu, podprowadziła je nad zbiornik wodny urządzony przez bobry. Gąski z lubością taplały się w wodzie – pływały, nurkowały, trzepotały skrzydłami, a potem starannie skubały i przebierały swoje piórka. Wielką radość im Indianka sprawiła tą kąpielą.

Same raczej nie miałyby odwagi tak daleko od podwórka się zapuścić. Indianka z ogromną przyjemnością przyglądała się ptakom. Zastanawiała się, czy w takim zbiorniku byłyby bezpieczne od lisa. Trudno powiedzieć, do czego jest zdolny lis. Jeśli płytko, może by wlazł do wody, ale tam, w tym miejscu jest około 1,5 metra głębokości, więc gąski miałyby szansę być bezpieczne. Trzeba wygooglać czy lis się boi wody.

Zostawiła gąski nad sadzawką i wróciła do domu – nieopodal gąsek pasą się konie w sadzie, więc lis raczej nie podejdzie, zwłaszcza, że nie bardzo ma się w czym ukryć, bo trawa w sadzie krótka i widać by go było z daleka.

W domu zrobiła sobie gorącą herbatę i zdjęła przemoczone spodnie. Musi sobie sprawić wygodne spodnie dresowe ze ściągaczem u nogawki, bo te powiewne chałaty wysuwają się z gumowców i przemakają oraz błocą się na potęgę.

Robota się piętrzy, kłębi a nawet czasami wali na Indiankę, gdy przechodzi przez wąski korytarz zastawiony różnościami. Ale miała posadzić sztobry na dworze. Przynajmniej część. Pogoda odpowiednia – ciepło i mokro.

Tylko ziemia niezaorana, a w trawie ciężko kopać. Ledwo 14.00, a tu się już jakby ściemniało. Pochmurno. Ponuro. Przydałoby się jeszcze wyjść na dwór, ale spodnie mokre, a inne wilgotne.

Chyba trzeba będzie się zająć sztobrami w domu. No i ciasto miała upiec. Pora obiad gotować. Chyba już dzisiaj na dworze nic nie zwojuje. No, przynajmniej ogrodzenie dobrze zrobione i porządnie stuka prądem.

Lany Poniedziałek

Pada! Ciągle pada! Od rana pada! A może i całą noc padało, bo na podwórku połyskują kałuże wypełnione deszczówką. Indianka długo się zastanawiała “wstać czy nie wstać – oto jest pytanie! – i co zrobić na śniadanie???” Indianka w weekend pracowała, więc mogłaby sobie odpocząć w ten lany poniedziałek, ale niestety robota czeka na dworze, a piętrzy się oraz kłębi w domu.

Zrobiła sobie śniadanie i zastanawia się co dalej. Zaplanowała sobie na dziś wkopywanie sztobrów malin, ałyczy i porzeczek. Ma też mnóstwo gałęzi w domu do pocięcia na sztobry i do posadzenia do doniczek. Na łące trzeba ogrodzenie skończyć i wypuścić na wybieg konie. I tak musi wyjść i zmoknąć. Chociaż ogrodzenie dokończyć i kozy wydoić.

niedziela, 4 listopada 2012

Nowy Wybieg

No, pora przerobić i urządzić nowy wybieg dla koni. Trochę zejdzie na to czasu dzisiaj. Trzeba tyczki i druty przenieść w inne miejsce. Konie na razie chodzą grzecznie przed stajnią i próbują druta ;))) No, ale potrzebują więcej przestrzeni. Potrzebują znacznie więcej przestrzeni do galopu.

sobota, 3 listopada 2012

Aby Konik Nie Ucik Potrzebny Jest Drucik ;)

Indianka skonstruowała zgrabny wybieg przed stajnią, coby konikom przypomnieć, jak paskudny potrafi być prąd w druciku ;) Zmontowała przystajenny pastuch na dwa druty, włączyła prąd, wypuściła konie ze stajni i udała się do domu na zasłużoną herbatę.

środa, 31 października 2012

Kontrola Weterynaryjna


Jak cudnie być rolnikiem w dobie pieprzonej Unii Europejskiej ;)))
Indianka przeżyła dziś wyjątkowo szczegółową kontrolę swego gospodarstwa – kolejną w tym roku. Wpierw z rana została najechana przez troje: dwóch inspektorów weterynarii pod wodzą urzędnika L. z Gminy.

Jako, że stosunek siły był nierówny – trzech na jedną – wyprosiła dwoje zbędnych i zaprosiła do współpracy jednego inspektora godnego jej zaufania. Pokazała mu zwierzęta, paszę, pomieszczenia itd. Inspektor był nienapastliwy – a wprost przeciwnie - bardzo grzeczny, kulturalny, skrupulatny. Już na poprzedniej kontroli wzbudził zaufanie Indianki.


Urzędnik Gminy jako, że doskonale zna sytuację gospodarstwa od lat, a zwłaszcza od ponad roku, gdy Indianka zwróciła się o pomoc do Gminy na piśmie w związku ze stratami w gospodarstwie (wichura i deszcz nawalny uszkodziła budynki gospodarcze i dom mieszkalny, mrozy wymroziły drzewka owocowe) i której to pomocy nie dostała z Urzędu Gminy żadnej – uznała, że obecność tego urzędnika to czysta kpina i nadużywanie kompetencji urzędniczych celem pognębienia samotnie gospodarującej, biednej rolniczki i wyprosiła pana z jej posesji.


Ten pan nie przyjechał na jej gospodarstwo aby Indiance pomóc, więc nie był godny by stąpać po jej świętej ziemi.

Jako, że pan urzędnik wydawał się mocno wrośnięty w podwórko Indianki – musiała swą prośbę powtórzyć nieco głośniej, a potem bardzo głośno (mało gardła sobie nie zdarła) aż dotarło ;) Kazała państwu zaparkować swe auta przed gospodarstwem i zaprosiła do kontroli inspektora o rzadkim, dźwięcznym imieniu “Kornel”. Pan Kornel został wylegitymowany – miał przy sobie niezbędne upoważnienie weterynaryjne i dowód osobisty. 


Upoważnienie weterynaryjne wygląda jak odznaka szeryfa ;))). Świadczy to wymownie o stosunku PIW do rolnika - PIW to kolejny bat na rolników polskich. Przeciętnego obywatela tylko policja może gnębić w świetle prawa - rolnik ma tych gnębicieli więcej i są bardziej szczegółowi niż policja oraz mają prawo rolnika karać mandatami.

Po dopełnieniu formalności, przystąpiono do szczegółowej kontroli gospodarstwa. Indianka oprowadziła pana inspektora, pokazała konie w stajni, kozy na wybiegu przy stajni, zboże w czystych nowych workach stojące w suchym i zabezpieczonym od gryzoni magazynie, siano na strychach stajni. Kontrola trwała od 9.00 do 12.00. Wszystko zostało dokładnie sprawdzone i opisane w odpowiednim protokole, a nawet w dwóch różnych protokołach, których oryginały Indianka dostała do ręki.

niedziela, 28 października 2012

Zimowa Niedziela

Dzisiaj w nocy znowu śnieg padał. Przez większość dnia nie było Słońca, więc nie zdążył w całości stopnieć, tak jak to miało miejsce wczoraj. Po południu dopiero Słońce na tyle przygrzało, że połowa śniegu stopniała.

Przez pierwszą część dnia Indianka karmiła zwierzęta, potem zajęła się wycinaniem sztobrów i zabezpieczaniem sadzonek przed zimą. W domu już brakuje doniczek na sztobry – trzeba będzie resztę od razu wprost do ziemi posadzić. Byle tylko mrozu nie było. W domu nacięła kilkaset sztobrów porzeczki czerwonej. Na pocięcie czekają gałęzie ałyczy i malin. Wczoraj usmażyła 7 słoi dżemu i zasłoikowała. Zamrażarka działa, więc można by pociąć wszystkie dynie lub chociaż większość i zamrozić na zimę. W tym roku zrobiła pierwsze własne mrożonki z własnych warzyw. W przyszłym roku musi się postarać o więcej słoi, to będzie mogła porobić przetwory z dyń.

W sadzie pracowała, aż zrobiło jej się w nogi bardzo zimno i godzina wskazywała, że pora zabrać się za gotowanie obiadu. Trzeba też zajrzeć do papierów, które niestety ciągle leżą odłogiem. Najgorzej zacząć, ale jest tyle pracy na gospodarstwie, że po prostu nie ma na nie czasu.

piątek, 26 października 2012

Rasowe Reproduktory

Indianka podumała nad losem swoich cudownych, rasowych koziołków i doszła do przekonania, że szkoda, by się takie wspaniałe geny marnowały. Ma trzy kozły saaneńskie (najbardziej mleczna rasa kóz na świecie) w tym dwa bezrożne i jednego rogatego. Warto by je użyć do zapylania gorszych jakościowo kózek – aby poprawić parametry mleczności i ogólnie sylwetkę koźląt. Indianka sama ma mało kóz samic i już są zapylone, a paszy dla nich aż za nadto – więc pomyślała, że przygarnie niechciane sieroty z okolicy.

Ogłoszenie Rolne

Przyjmę kozy, gm. Kowale Oleckie, tel. 607507811, CreativeIndianka (at) vp.pl

TO

Indianka ulokowała wszystkie kozy pod dachem w koziarni. Przy prowadzeniu skocznych kóz miała okazję się zorientować, a właściwie przypomnieć sobie, gdyż to żadna nowość dla niej, iż kozy, a zwłaszcza kozły charakteryzują się niebywałą siłą w porównaniu do masy swojego ciała.

W międzyczasie zadzwonił klient który chciał nabyć parę mlecznych kóz za psi grosz, lub najchętniej za pocałowanie go w mankiet, iż raczy wybawić aktualną właścicielkę z towarzystwa tych upierdliwych zwierząt.

(Gdyż trzeba przyznać, iż kozy tak samo jak potrafią być słodkie i pocieszne – równie dobrze potrafią wkurzać i być po prostu utrapieniem). Klient, wypytał o towar, następnie zapytał “Ile TTO miałoby kosztować?” Spojrzałam na kozę, a koza na mnie z wyrazem wielkiej urazy. “Hm, 250zł za mleczną kozę.”

Wielmożny pan rzekł “Dziękuję bardzo” i raczył się ostentacyjnie wyłączyć. “Hm” – pomyślałam. Piękne, zdrowe zwierze, z pięknym grubym futrem i wartościową skórą na grzbiecie nadającą się wyśmienicie na bęben, koza, która jest zakocona dobrym kozłem i aktualnie daje mleczko, choć niewiele, ale daje – sympatyczne stworzonko co podchodzi do mnie samo – i wielmożny klient skąpi marnych 250zł???

Koziołkiem nawet nie był zainteresowany. A błąd. Bo koziołek zaiste urodziwy i piękne futro ma, ale że taki duży, zdrowy okaz po dobrej, mlecznej matce, dobre geny ma – do tego silny niebywale, że mnie wciągnął pod górkę na lince bez trudu. Aż szkoda takie zwierzę dać na zabicie, bo mięsa niewiele, co prawda pyszne i futro cudne – ale kozioł jest rasowy, piękny reproduktorek i do tego niebywale silny.

I tu nasunęła mi się myśl. A jakby tak takiego rogatego koziołka użyć jako ciągaka do sanek? Pomógłby mi drewno z pola zwieźć gdy spadnie śnieg. Silne bydle niesamowicie. Mały, a ma moc niebywałą.

Myślę, że warto spróbować koziołka wykorzystać do drobnego transportu drewna z pola. Może da się go ułożyć jak konia? Spróbuję. Trzeba mu będzie skonstruować odpowiedni rynsztunek i zaprząc do sanek (micha - górna część taczki – nie mam zwykłych sanek).

Wietrzenie Piwnicy

Ja wiem, że komuś opisywanie wietrzenia piwnicy może się wydać banalne i niegodne uwagi, ale jako, że to jest zajęcie daleko bardziej produktywne niż np. przerywane sporadycznym ziewnięciem wysiadywanie posła na sali sejmowej– opiszę to pokrótce, tym bardziej, że jest to część większego procesu mającego swój cel jakim jest przetrwanie zimy na wsi wśród pól i łąk z dala od cywilizacji.

Gdy Indianka zeszła do piwnicy z kostkami słomy – odkryła, że kilka dyń się psuje, część sadzonek pleśnieje i ogólnie wilgoć wielka w piwnicy. Więc otworzyła okno piwniczne na oścież, by dobrze piwnicę wywietrzyć. Ufa kici na tyle – że zrobiła to. Kicia pokazała ostatnio – że potrafi wymknąć się z domu i tą samą drogą wrócić.

Chociaż może to zbyt pochopne zaufanie – bo kotek nowy i dzikawy nadal, ale kicia ma prawo do spaceru i złapania paru gryzoni w ogrodzie, podczas gdy dom już praktycznie wolny od tych gryzoni jest. Co prawda dzisiaj rano kicia ze znudzeniem bawiła się świeżo upolowaną myszką – ale niech kicia pozna otoczenie domu i nauczy się wracać do niego samodzielnie. Motywacją do powrotu powinien być nocny mróz i miseczka pełna mleczka czekająca na kicię w kuchni.

Zatem Indianka otworzyła szeroko okno piwniczne i zajęła się dyniami. Poprzestawiała je wszystkie w inne miejsca, a w miejsce dyń – dobrze oświetlone słońcem – poustawiała doniczki z sadzonkami. Sadzonki wymagają interwencji – część z nich się psuje. Trzeba je dobrze przewietrzyć i poprzycinać.

Indianka otworzyła też starą zamrażarkę by ją także przewietrzyć i wieczorem włączyć. Jeśli zamrażarka będzie działać – pokrojone dynie powędrują do środka. Powinny się wszystkie zmieścić po pokrojeniu w kosteczkę.

Na piecu kuchennym który jest letni, ale nie ciepły, bo nie ma czym go załadować i resztka popiołu z wczoraj się w nim jeszcze tylko ledwo tli – stoi misa z podsmażonym lekko dżemem. Jeszcze nie jest gotowy, więc trzeba będzie chrustu nazbierać suchego i napalić w piecu wieczorem porządnie, by skończyć tę partię dżemu smażyć i móc je zasłoikować.

Nie ma ciągu w piecu. Pomocny Irlandczyk, który latem czyścił komin – tak zapamiętale powykuwał smołę i sadzę z komina w piwnicy, że dziur narobił w ścianie z drugiej strony komina. Przez te szczeliny teraz się ulatnia dym i zapewne śmiercionośny czad, więc trzeba ten komin załatać. Indianka prowizorycznie załatała szczeliny wełną mineralną, ale to nie wystarcza. Dym nadal się ulatnia. Trzeba będzie zaprawę tynkarską zrobić i narzucić na ten komin.

Wybrała większość wilgotnych drewienek tam nagromadzonych by utworzyć jako taki dostęp do tej ściany.

Jeszcze tam tych wilgotnych szczapek kilka leży – trzeba je wybrać do końca, dorzucić do pieca, poszukać piasku i rozrobić go z cementem i wapnem i narzucić zaprawę na tę ścianę.

Ale to może innego dnia – dziś Indianka musi przygotować choć z grubsza piwnicę na przyjęcie drobiu.

Box dla kóz w zasadzie już gotowy. Jeszcze drabinę trzeba by wynieść. Ciężka jest i nieporęczna. Ciężko się nią manewruje. Pod koziarnią stoi jeszcze kilka pojemników, które należy zabrać do domu. Jest w nich żyzna gleba przygotowana pod kolejną partię sztobrów. Indianka znalazła swój stary ukorzeniacz i tym razem ma zamiar go wykorzystać, aby uprawdopodobnić przeistoczenie się tych sztobrów w sadzonki.

Na dworze paskudnie zimno. Wcześniej padał grad i świeciło Słońce. Teraz nad błękitną połową nieba wisi szara chmura, która niechybnie dzisiaj plunie najprawdopodobnie śniegiem.

Indianka nacięła siekierą trochę gałęzi. Pora się przejść po włościach pozbierać sztobry, póki śnieg nie wali po oczach a lodowaty wiatr nie urywa głowy i powoduje kostnienie dłoni.

Trzy Kostki

Indianka przytargała ze stajni pod dom 3 cholernie ciężkie kostki słomy. Jedna ma służyć jako zapchajło do wnęki okiennej za oknem piwnicznym - jednym z dwóch, które takowe wnęki posiadają, druga ma stanowić podłoże pod zamówioną grzybnię boczniaka, a trzecia jako ściółka pod gniazda dla kur, które na okres zimowy zostaną dziś wieczorem ewakuowane do jednego z pomieszczeń piwnicznych, gdzie będą się cieszyć światłem dziennym i sztucznym oraz znacznie wyższą niż w kurniku temperaturą, co rokuje stałą ilość jaj codziennie.

Indianka działa

Indianka energicznie krząta się po stajniach i całym siedlisku. Usunęła taczki i narzędzia z boxu gdzie kozy mają od dzisiaj być. Napełniła donice i korytka żyzną ziemią, gdzie ma zamiar ukorzeniać sztobry drzewek owocowych i zaniosła pod dom, skąd będą zabrane do środka. Teraz pora przytargać kilka kostek słomy do piwnicy by uszczelnić piwnicę przed mrozem i pościelić kurom nowe gniazda tam. Koniom pod ich wiatą pościeliła świeżą słomą, by miały gdzie sucho i czysto spać.
 
Przyszła na chwilę do domu, by odsapnąć i zaraz wraca działać dalej.