piątek, 9 kwietnia 2010

Obława na smrodliwego truciciela

Indianka udała się do wioski na spacer zanieść worek z plastikami do publicznego kubła ponieważ jako dobra obywatelka dba o ochronę środowiska i zadaje sobie trud nosząc osobiście posegregowane śmieci aż dwa kilometry do wioski, mimo że jest po wypadku i boli ją często kręgosłupek. Kubły na segregowane śmieci stoją w wiosce tuż pod nosem Tomasza S. – naprzeciwko jego domu.

Gdy wracała, zobaczyła na polu Tomasza S. wielki słup czarnego, smrodliwego smogu, który walił prosto na jej ukochane ekologiczne gospodarstwo. 



Podeszła bliżej by sprawdzić co uciążliwy sąsiad pali, że takie śmierdzące spaliny wytwarza.
O zgrozo, w ogniu ognisk wypalane były grube zwały stopionej folii po sianokiszonce.
Plastik tlił się powoli topiąc i wypalając. Obłożony był gałęziami, by łatwiej się mógł wypalić.


Na polu paliło się kilka takich ognik i było wiele śladów po już wypalonych ogniskach z plastikami. Widać było, że na tym polu spłonęło kilkaset plastikowych worów po sianokiszonce. I to gdzie palił? Tuż pod ekologicznym gospodarstwem Indianki!


Cały smród spalin szedł wraz z wiatrem na gospodarstwo Indianki. Indianka i jej zwierzęta od kiku tygodni wdychali skażone smogiem powietrze, a facet palił sobie w najlepsze stosy plastiku, zamiast wywieźć je na wysypisko!


Facet jest tego typu, że nie słucha co się do niego mówi, zawsze robi co mu się żywnie podoba nie zważając na innych, na to że obok komuś szkodzi swoimi działaniami - więc Indianka wezwała policję by się zajęła szkodnikiem. Przyjechała najpierw straż pożarna, a potem patrol policji. Indianka porobiła zdjęcia miejsca skażania środowiska i nakręciła film ze zdarzenia, bo facet zamierzał pozacierać ślady wypalania plastiku przy pomocy spychacza, a policjanci nie zabezpieczyli śladów.

Pan Puck nie dojechał

Pan Puck nie dojechał. Zadzwonił wczoraj o 10.oo rano że właśnie wsiada do pociągu i po 14.oo będzie w Olecku i że gdy już będzie na miejscu to zadzwoni. Indianka czekała na niego na dworcu PKS w Olecku, ale gościu się nie pokazał. Nie przyjechał, ani nie raczył zadzwonić, że go nie będzie. Indianka nie rozumie sytuacji. Po co dzwonił, że właśnie wyjeżdża do Indianki? Albo kłamał (tylko po co?), albo rozmyślił się w ostatniej chwili, bo dostał lepszą propozycję. Dostał lepszą propozycję i nie uznał za stosowne uprzedzić Indianki o tym, że nie przyjedzie.
 
Tymczasem Indianka zrobiła większe zakupy w nadziei, że gostek pomoże je nieść lub wezmą taryfę na wioskę na spółkę. W efekcie musiała sama się czołgać do domu 5km z tymi tobołami. Na czele powłóczyła nogami Indianka, za nią ciągnęły się jej wyciągnięte z wysiłku do dwóch metrów długości ręce do których były przytroczone niewygodne w niesieniu toboły :))). Gdy jechała autobusem, nawet skubany kierowca PKSu nie chciał zatrzymać się kilkadziesiąt metrów wcześniej, by skrócić nieco marsz Indiance, bo zdrowa, wymalowana dziewucha na przystanku miała wysiąść, a młodej kozie nie pasowało wcześniej te kilkadziesiąt metrów wysiadać, mimo że bez tobołów była. Lampucera by się strasznie nadwyrężyła!
 
Indianka dwie godziny ciągnęła się z tobołami do domu, często przystając i zwalając z siebie torby by odpocząć nieco. Pociechą były piękne widoki. Na drodze odkryła ślady podkutych kopyt odciśniętych w żwirze. Wielkość kopyt wskazywała na konia wierzchowego, w typie anglika, araba lub kuca. Indianka zaciekawiona śledziła te ślady kopyt. W końcu doszła do zabudowań sołtysa. Jak zwykle na drogę wyskoczyły upiornie ujadające kundle. Przeszła parę metrów dalej i zobaczyła sołtysowe bydło na łące. Krowę i trzy odchowane cielaki skrępowane pętami. Poszła dalej pocieszając się, że to już niedaleko. Ślady końskich kopyt doszły do gospodarstwa Indianki, ale potem skręciły w Naruszewiczowe pole. Wreszcie po ponad dwóch godzinach marszu dotarła do gospodarstwa, wyczerpana niewypowiedzianie.
 
Gdy dochodziła do gospodarstwa usłyszała jak ktoś rżnie piłą spalinową drzewo w pobliskim lesie państwowym, sąsiadującym z ziemią Indianki. Pewnie nielegalnie, jak zwykle. Zostawiła jedną ciężką torbę na początku gospodarstwa by sobie nieco ulżyć w niesieniu ciężarów i najpierw zaniosła te trzy pozostałe do domu. Po zaniesieniu tych pierwszych tobołów, wróciła po tę zostawioną torbę. Gdy z nią wracała, z lasu ciągniczkiem z przyczepką wyjechał Rumcajs. Przyczepka była załadowana świeżo ściętymi w lesie grubymi kłodami drzewa. Aha – pomyślała Indianka. Wiadomo kto kradnie drzewo z lasu. Oj ma Indianka zajebiste sąsiedztwo!
 
Pomaszerowała z ostatnim tobołem do domu. Ogier przy podjeździe wydreptał nową ścieżkę, próbując się dostać do klaczy.  Klacz ze źrebięciem wydostała się ze stajni podczas nieobecności Indianki i pokłusowała na pastwisko. Na pastwisku nie ma jeszcze trawy, ale chociaż w słońcu się skąpała i ruchu zażyła. Źrebięciu bardzo służy słońce. Promienie słońca ułatwiają przyswajanie mleka i zapobiegają krzywicy.
 
Indianka weszła do domu, zrobiła sobie kolację i poszła odpoczywać, bo nogi, ręce i kręgosłup bolały... Nawet TV się nie chciało oglądać. Szybko zapadł zmierzch i Indianka razem z nim zapadła w regenerujący sen, by się obudzić po 3.oo nad ranem.
 
Ten wczorajszy wysiłek, to chyba przedostatni tobołowy wysiłek Indianki. Kupiła lampy i ogromną skrzynkę na bezpieczniki, plus spożywkę i trochę ciuchów z ciuchbudy na zmianę, bo na gospodarstwie ciuchy się szybko niszczą w pracy. W końcu dostała w aptece przepisany przed świętami antybiotyk na bolące stawy. Jeszcze czeka ją wyprawa po kable i rurki pcv do wody. Też będzie to ważyło, bo dużo metrów tego trzeba. Pewnie po 100mb.
 
W sklepie elektrycznym bardzo miła i uczynna obsługa. Indianka tam nie tylko kupuje z dużą zniżką, ale i się dowiaduje pożytecznych, praktycznych rzeczy na tematy elektryczne. Także jest tam elektryk z uprawnieniami do wynajęcia, ale dla Indianki za drogi. Ma dużo zleceń wysokopłatnych, więc może narzucać wysokie ceny. Więc Indianka musi szukać kogoś tańszego... Kogoś kto sprawdzi instalację, uporządkuje ją i rozbuduje. Niby znalazła kogoś takiego, ale nie wiadomo czy też nie będzie dla Indianki za drogi... Musi jeszcze z nim pogadać...
 
No i instalacja zewnętrzna jest do przerobienia – częściowo przez ZE, a częściowo przez elektryka Indianki. Trzeba licznik przenieść na zewnątrz i stare linki zastąpić warkoczem, a warkocz przenieść do nowego stojaka.
 
Indianka musi tego dopilnować, poza tym musi opracować dokumentację rolniczą, więc nie będzie czasu na ogródek i budowę ogrodzenia. Znów nie będzie warzyw... Mówi się trudno. Remont, uprawa ziemi, opieka nad zwierzętami, papiery rolnicze i inne – za dużo tego na jedną osobę. Trzeba z czegoś zrezygnować w tym roku. Pewnie padnie na warzywa i budowę ogrodzenia.

środa, 7 kwietnia 2010

Indianka impulsywna

Indianka to jednak impulsywna istota. Od tygodnia korespondowała z gościem, który chciał przyjechać na ranczo do pracy. Gościu chciał przyjechać z psem. Indianka się nie zgodziła. Gościu jednak dalej cisnął.
Indianka straciła cierpliwość i zrezygnowała z gościa całkiem! Indianka nie lubi nacisków. Ot co.
Tego samego dnia zadzwonił kolejny kandydat. Tym razem 55-letni. Nie brzmiał za dobrze, poza tym Indianka straciła cierpliwość i chęć wynajmowania pokoju obcemu po tej korespondencji z poprzednim gościem. Odmówiła bez zastanowienia.
Chwilę potem zadzwonił 37letni gostek z Pucka. Też nic nie umie, ale jest najmłodszy spośród tych trzech kandydatów więc będzie sprawniejszy i zdrowszy, nie pali, nie chla i jest spod szybko uczących się Bliźniąt oraz jest mobilny, bo będzie jutro, a nie każe na siebie czekać tygodniami, podczas, gdy robota pilna jest do zrobienia, więc Indianka zaryzykowała jego przyjazd.

wtorek, 6 kwietnia 2010

Śpiąca Indianka

Indianka śpiąca i zmęczona dziś wielce. Raptownie zmieniła się pogoda – może to dlatego. Kropi deszcz, temperatura spadła znacznie. Dość zimno jest. Jednak deszcz potrzebny ziemi, bo bardzo sucho było. Trawa nie rosła. Teraz zacznie.
 
Ogier w nocy na podwórku buszował, chcąc się dostać do klaczy i źrebięcia. Zrył kopytami ziemię przy pastuchu odgradzającym go od stajni. Bardzo zły był, że od klaczy odsadzony. Chętnie by kogo skopał, kto by mu w drogę wszedł, więc Indianka omija go szerokim łukiem, dopóki koń nie oswoi się z nową sytuacją.
 
Dziś zimno, pada, więc tylko klacz z małą wypuściła do wodopoju i zaraz z powrotem zamknęła w stajni. Mała Dakota chętnie by pośmigała po łące mimo deszczu, ale jest ledwo urodzonym noworodkiem, więc Indianka woli by w czas niepogody jednak pozostała w suchej i ciepłej stajni. Ogier, ponieważ wystał się pod stajnią całą noc i porządnie zmókł, też został zamknięty w swojej stajni z kopą siana i miarką owsa.
 
Indianka zmęczona, śpiąca – zdrzemnęła się. Wcześniej trochę w papierkach podziałała. Napisała dwa pisma i zabrała się za papiery rolnicze, ale znów ją zmogło zmęczenie więc zasnęła jak kamień. Ale zawsze dwa pisma do napisania mniej. Trzeba się w końcu wyspać porządnie. Wtedy zabierze się za papiery rolnicze.
 
Trzeba też pomyśleć o przyuczeniu ogiera do pracy w polu. Niech by w końcu zaczął pomagać Indiance w pracach polowych, bo jej za ciężko wszystko robić ręcznie. Za słaba jest, a po wypadku jeszcze słabsza.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Lany poniedziałek

Ten Lany Poniedziałek na Mazurach suchutki jest. Słonecznie, cieplutko – jak w maju. Ptaszki śpiewają, wszystkie zwierzęta się radują. Rajsko wokół, choć trawa jeszcze nie urosła na tyle by konkretnie zazielenić łąki. Za sucho.
Nadal dominuje beż.
 
Mama-klacz strzeże swego źrebięcia jak najcenniejszy skarb. Z oka jej nie spuszcza. Niechętnie wychodzi z boxu na dwór. By ją zmobilizować do odwagi i małego spacerku, Indianka tym razem nie podała jej wiadra z wodą pod pysk. Spragniona klacz odważyła się przejść kilkanaście metrów do oczka z wodą. Za nią maleństwo lekko sunąć na długich, białych nogach. Maleńka Dakota wygląda trochę jak kolorowy lizak na patyku :))))
Nogi chude i długaśne, delikatny korpusik na nim i nieporadnie kiwająca się główka źrebięcia łapiącego równowagę. Stąpa jeszcze bardzo nieporadnie, ale biega całkiem prędko. Mama-klacz ledwo za małą nadąża, zaniepokojona jej szybkim oddalaniem się.
 
Mama-klacz piła wodę ze stawka za stajnią. Indianka podeszła do wody i poświęciła wodę wykonując znak krzyża: „Chrzczę cię w imię Ojca, Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego”
Następnie nabrała garść świeżo poświęconej wody i podeszła do źrebięcia.
„Chrzczę cię w imię Ojca, Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego i nadaję imię Dakota. Od dziś jesteś Dakota.”
Rzekła Indianka namaszczając ciałko źrebięcia święconą wodą. Maleństwo po chwili wysmyknęło się i pokłusowało na łąkę.
 
Skoro już mama-klacz odważyła się swoje małe wyprowadzić na dwór i nic się złego maleństwu nie przydarzyło, a wręcz przeciwnie, mała pokłusowała radośnie na łąkę – wobec tego mama-klacz zaryzykowała mały spacer po łące z małą.
 
Mała zatrzymała się przy matce, nassała się mleka i znużona wysiłkiem, położyła się na suchej beżowej trawie, by zasnąć szybko i śnić niespokojnie a czujnie. Indiana tymczasem stanęła przy małej Dakocie czuwając nad nią i raz po raz pieszczotliwie dotykając ją nosem.
 
Indianka siadła tuż przy źrebięciu i przytuliła maleństwo do siebie. Źrebiątko ufnie wtuliło swą głowę w ramiona i kolana Indianki i drzemało.
 
Potem Indianka wstała by uzupełnić siano dla koni, krowy i kóz. Kozy wypuszczone z potomstwem na spacer, delektowały się cieplutką aurą tego dnia. Maleńkie koźlęta dokazywały, a znużone układały się ufnie pod koziarnią i oborą, wybierając kępki leżącego tu i ówdzie siana i wyciągając pyszczki z przymkniętymi oczętami do słońca.
 
Indianka weszła do domu, do kuchni, podgrzała rosół i nałożyła sobie miseczkę. Wzięła ją na pole i siadła opodal klaczuni jednocześnie zajadając rosołek i przyglądając się każdemu ślicznemu szczegółowi maleńkiego ciałka świeżo narodzonego stworzenia.
 
„Jakaż ona piękna” wzdychała do siebie zauroczona Indianka, podczas gdy maleństwo przeciągało się rozkosznie i od czasu do czasu unosiło chwiejącą się na młodziutkiej, nieporadnej szyjce główkę.
 
 
 
 

Dakota

Dokonałam wyboru imienia dla mojej nowourodzonej klaczki.
Już wcześniej myślałam o imieniu „Dakota”. Pasuje ono idealnie do mojej nowej klaczki z poniższych powodów:
1. Jej matka to Indiana (nazwa stanu w USA, podobnie jak „Dakota”)
2. Nazwa zarówno stanu jak i imienia „Indiana” wywodzi się od Indian, a Dakota to nazwa nie tylko stanu w USA, ale i plemienia Indian!
3. Obie klacze są umaszczone indiańsko – gniado-srokate
4. Narodowa rasa amerykańska tzw. American Quater Horse to konie umaszczone wielobarwnie tak jak moje konie
5. Imię „Dakota” to mocno brzmiące imię, a nowourodzona klacz silną osobowość będzie miała, gdyż urodziła się w znaku Barana Tygrysa – to będzie odważna, brawurowa klacz.
6. Dakota to stan kraju, który zawsze mnie pociągał i imponował mi, kraju, który jest dla mnie synonimem wolności, zaradności, sukcesu, spełnienia i dobrobytu.
7. Dakota to nazwa stanu kraju w którym rodzimym językiem jest język angielski, a język angielski to moja pasja.
8. Mój internetowy przydomek to „Indianka” – do Indianki pasuje klacz o indiańskim imieniu Dakota :)
Wobec tego powyższego niniejszym nadaję klaczce mocne, oryginalne imię Dakota :)

sobota, 3 kwietnia 2010

Wierszyk Wielkanocny

Barwny kogut pieje zwiastując dobrą nadzieję
Marudne kury znoszą jaja smaczne, choć niewiele
Fiku fiku – skacze po podwórku gromadka radosnych koźląt bez liku
Białe, puszyste, ciekawe – wybierają się na łąkę, na wielkanocną wyprawę
Piękna, srokata, dostojna klacz – powiła przed chatką źrebię cudne!
Wiosennym rankiem, zanim dojrzało słoneczne południe! 


_______________________________________________

Wspaniałych, obfitych, smakowitych, ciepłych pogodowo i emocjonalnie Świąt Wielkanocnych życzę moim Drogim Czytelnikom :) 


- Indianka

Wspaniały dzień!

Ukochana klacz Indianki urodziła cudowne źrebię! Klacz wyszła ze stajni, podeszła pod dom Indianki i tuż na wprost okna pokoiku jeździeckiego urodziła Indiance źrebię :))))) Barwnie, przepięknie umaszczoną, srokatą, gniadobiałą klaczkę :))) Słodkie stworzonko! Piękne! Delikatne, jedwabiste w dotyku. Indianka obficie pościeliła duży box stajenny i zaprowadziła tam mamusię z córunią. Klacz z małą chętnie weszła do środka by odpocząć na czystej, suchej ściółce. Indianka pomogła małej dostać się do cycuszków matki. Mała dzidzia napiła się bogatej siary matki i wydaliła smółkę jak należy. Maleństwo położyło się w sianku odpocząć po gimnastyce wykonanej pod matką podczas ssania wymienia. Indianka pół dnia spędziła w stajni trzymając maleństwo w ramionach. Źrebię ufnie wtuliło się w Indiankę i zasnęło. Źrebiątko spało tak słodko, tak spokojnie... Bosko jest trzymać takie kochane maleństwo w ramionach....
 
Obok położyła się utrudzona porodem piękna, dostojna mama-klacz. Córeczka Indiany wdała się w mamę. Odziedziczyła po matce barwne umaszczenie, mało tego – umaszczenie maleństwa jest jeszcze bardziej malownicze niż jej mamy. Jest harmonijna równowaga plam gniadych i białych. Cudowne źrebię. Indianka szczęśliwa – nareszcie dochowała się pięknego potomstwa po Indianie. I to klaczka! To już drugie źrebię jakie wyhodowała sobie Indianka na swym ranczu. No, nie licząc tych pierwszych dwóch odchowanych przez Indiankę klaczek, które ukradła jej perfidna, zła kobieta kilka lat temu.
Niech maleństwo rośnie zdrowo i rozwija się prawidłowo! Ku chwale Indianki i jej rancza! :)
 
Do stajni ciekawie zaglądały rozkoszne, maleńkie koźlęta. Pogoda piękna. Kozy matki wybrały się na mały spacerek wiodąc za sobą stadko fikających radośnie koźląt... Och jak rajsko! :))))
 
Źrebiątko Indiany jest śliczne, rasowe, szlachetne. Pora pomyśleć o nadaniu klaczuszce ładnego, dźwięcznego imienia :)
 
I tu zwracam się do moich czytelników o propozycje :)
Klaczki imię musi się zaczynać na literę „D”.
Drodzy internauci - słucham propozycji! :)

piątek, 2 kwietnia 2010

Segregowanie śmieci - płatne

Jak się dziś ku swemu nieprzyjemnemu zdziwieniu dowiedziała Indianka po rozmowie z Krzysztofem Locmanem – pracownikiem Urzędu Gminy odpowiedzialnym m.in. za wywóz śmieci – niebawem wywóz segregowanych śmieci będzie płatny w Gminie Kowale Oleckie.
 
Indianka: „Jak to?! Przecież segregowanie śmieci zawsze było bezpłatne, a nawet dotowane?!
Przecież firmy skupujące surowce wtórne – płacą za nie Gminie? To za co mieszkaniec oddający za darmo surowiec wtórny ma dopłacać? Powinien jeszcze dostać zapłatę za dostarczenie surowca wtórnego!
 
Indianka wspomina czasy, gdzie za przynoszoną do szkoły pod przymusem makulaturę dostawało się kilka złotych. Kazano dzieciom oddawać jak najwięcej makulatury i w zamian za nią dawano pieniądze lub talony na jakieś towary. Były nawet limity – przymus oddania co najmniej 10kg papieru od jednego ucznia, a jak nie oddał – to obniżano ocenę ze sprawowania.
 
A teraz nagle w gminie Indianki mają być pobierane opłaty za segregowanie surowców wtórnych?!!
 
Locman: „Ludzie wrzucają do kubłów niesegregowane śmieci i potem ci od surowców wtórnych nie chcą od nas brać tego – mamy z tym tylko problem, musimy do tego dopłacać”.
Indianka: „No, ale w mojej wiosce do publicznych kubłów na surowce wtórne wrzucane są posegregowane śmieci! Zaglądałam do tych kubłów, bo sama segreguję śmieci i noszę do kubła z plastikami same plastiki i widziałam, że w każdym kuble jest to co powinno być:
w kuble z plastikami – plastiki, w kuble ze szkłem – szkło, w kuble z żelazem – żelazo!
W mojej wiosce segreguje się śmieci jak należy! Nie można tych kubłów zlikwidować!”
Locman: „Nam się nie opłaca po jeden worek z segregowanymi śmieciami jeździć do każdej wioski. To będzie decyzja odnośnie całej Gminy. Odbiór segregowanych śmieci będzie płatny.”
 
Wydrukował Indiance nowe rozporządzenie o podwyżce opłat za wywóz worków śmieci.
Od stycznia 2010r. opłata  za wywóz jednego worka śmieci niesegregowanych wzrosła około 100 %  Teraz za wywóz jednego worka pobierają ponad 10zł.
Do kosztów za wywóz śmieci dochodzi stały miesięczny abonament w wysokości 3zł + 7% VAT i plus opłata za dzierżawę wąskiego jak kiszka kubła na śmieci w wysokości 1zł miesięcznie. Rocznie dzierżawa kubła kosztuje 12zł plus VAT.
 
Indiance się nie przelewa, oszczędza gdzie może i na czym może, kubła nie używa, lecz śmieci pakuje do foliowych worków, więc postanowiła kosztownego grata się pozbyć. Napisała wniosek o zabranie kubła i nie obciążanie jej dzierżawą za niego.
Chociaż tyle chce zaoszczędzić. I tak jej się nie podoba, że musi płacić za jakiś bzdurny abonament, skoro śmieci u niej od kilku miesięcy nie ma, a surowiec wtórny w postaci plastiku osobiście segreguje i nosi do wioski i pisała do Locmana by się śmieciarą nie fatygowano do niej, bo nie ma po co, więc nie muszą zużywać paliwa ani roboczogodzin na dojazd na gospodarstwo.

czwartek, 1 kwietnia 2010

Spokojna Wielkanoc

Indianka rano podyskutowała z zakładem energetycznym o zwiększeniu poboru mocy i wymianie uszkodzonej instalacji, zrobiła obrządek zwierzyny,  napaliła w piecu,  nagrzała wody do prania i mycia, obeszła swe włości sprawdzając co jest do zrobienia, zwerbowała nowego pomocnika, umyła koszyczki na jajeczka wielkanocne, rozstawiła narcyzy w kuchni i sypialniach oraz kupiła kurczaczki.
 
 

środa, 31 marca 2010

Zefir

Pod wieczór Indianka weszła na najwyższą górę na swym rancho – na górę piaskową, by ocenić stan runi. Wiał ciepły, przyjemny zefir. Piękne, wypasione suki podbiegły do Indianki, by się połasić, a potem tarzały się radośnie na suchej, beżowej, zeszłorocznej trawie i dokazywały przekomarzając się nawzajem. Nareszcie wiosna rozkręca się w pełni! Cieplutko. Przyjemnie. Pola i łąki zielenieją powoli. Na gnieździe pojawił się bocian.

wtorek, 30 marca 2010

Pochmurno

Pochmurno i dżdżyście. Ziemia miękka i mokra. Trza kalosze.
 
Indianka obejrzała wczoraj w nocy reportaż obcokrajowca z podróży po Rosji. Ogromny kraj. Nieco przerażający. 10cio godzinna podróż pociągiem po Rosji to koszt zaledwie ok. 50zł. Może się kiedyś Indianka wybierze, by opisać ten piękny, imponujący, ale i groźny kraj.
 
Indiance szkoda Chodorkowskiego. Taki przystojny, młody, przebojowy biznesman i zapuszkowany na amen. Straszne. Zapuszkowali go i wyrzucili klucz. Przygnębiające :(

niedziela, 28 marca 2010

Remont metodą gospodarczą

Poznam osoby, które zechcą mi pomóc wyremontować mój wiejski dom na Mazurach. W zamian za pomoc, oferuję zakwaterowanie i wyżywienie, a po remoncie dla pomocników pobyty agroturystyczne oraz paczki z wiejskim jadłem gratis.

sobota, 27 marca 2010

Odpoczywamy

Indianka delektuje się weekendem.

środa, 24 marca 2010

Malinowa szafa

Indianka ma szafę koloru dojrzałych malin. To stara szafa, którą Indianka zastała w swoim wiejskim domu 7 lat temu i przemalowała na tenże piękny, głęboki kolor. Szafa miała wylecieć z pokoju na strych, ale ujawniła rzadką zaletę – doskonale służy jako tablica notatkowa. Indianka kredą zapisuje na szafie rzeczy do zrobienia i pamiętania.
Jeden bok szafy już cały pokryty napisami. W ten sposób Indianka próbuje lepiej zorganizować sobie tydzień.
 
No, licznik przeprogramowany na dwie taryfy.

wtorek, 23 marca 2010

Wiosna!

Cudowny wiosenny dzień! Chmary ptaków przelatują nad wzgórzem Indianki. Bocianów jeszcze nie ma, ale są za to inne gatunki ptaków. Mnóstwo ich!
Na dworze ciepło. W powietrzu radosna, inspirująca energia. Jak bosko...
Indianka wyszła na dwór zajrzeć do zwierząt. Sypiąc owies w stajni usłyszała niemowlęce mruczenie koźlęcia. Weszła do koziarni. Jedna z kóz wykoźliła się. Po koziarni na chwiejących nóżkach przechadzały się maleńkie koźlęta. Indianka odizolowała kozę i jej młode od reszty kóz.
Rodzinka trafiła do boxu. Indianka delikatnie pomogła koźlętom ssać wymię matki. Pościeliła na czysto box, dała kozie do syta jeść i pić, sypnęła obficie owsa - wszak matka musi trójkę maluchów wykarmić.
Jeszcze jedna koza jest na rozsypaniu. Powinna się dzisiaj wykoźlić.
Konie po owsie szalały radośnie po wybiegu czując wiosnę. Ogier brykał i podskakiwał ryjąc kopytami podwórko.
Krówka przespacerowała się wokół domu i rączo wskoczyła do obory zachęcona owsem.
Konie Indianka zostawiła na dworze na cały dzień, by się wybiegały do woli. Mają otwartą stajnię, a w niej hałdę siana na żłobie, lizawkę.
Zmęczone suki wróciły pod dom. Coś je w nocy niepokoiło, bo szalały całą noc po gospodarstwie ujadając wściekle.
Śnieg z łąk i pól znika całkowicie. Rzeczka wartko toczy swe skłębione wody występując z brzegów.
Beżowe łąki delikatnie zielenieją. To niesamowite, jak szybko przyroda ożywia się... Gospodarstwo zaczyna tętnić życiem. Zwierzęta gospodarskie tryskają radością. Indiance też radośnie jest... Ogarnia ją słodka beztroska. Nareszcie koniec zimy!

niedziela, 21 marca 2010

Wiosna

No, dopiero teraz z czystym sumieniem Indianka może rzec, że wiosna nadeszła: ciepło, mokro, ptaszęta ćwirkają.
 
Na dworze cieplej niż w domu. Na podwórku i na drodze mokra ciapa po topniejącym śniegu i padającym deszczu. Pola wokół zalane szeroko wodą. Trawa na polach na razie bura i na podwórku błotniście i brzydko jest, ale niebawem to się zacznie diametralnie zmieniać – zrobi się zielono, ciepło, miło i intensywnie ćwierkająco.
 
Indianka czuje się lepiej. Myśli w jej głowie płyną tak wartko i gwałtownie jak wezbrane wody w rzeczce. Fizycznie też czuje się lepiej. Tylko jej gniewnie, że nie ma nikogo wartego jej miłości.

Gumiś wybyty

Gumiś wybył na Śląsk celem sprzedaży swego wiejskiego mieszkania.
Mieszkania nie sprzedał. Kasy nie ma. Śle smsy, że on „by wrócił, ale nie ma za co.” Indianka mu pożyczyła pieniądze na pociąg, gdy wyjeżdżał. Teraz on jest u siebie, wśród rodziny i znajomych – niech oni mu pożyczą na pociąg, jeśli chce jechać. Gdy tu jechał, lekką ręką roztrwonił kilkaset złotych i jeszcze nachlany przyjechał. Po kilku dniach dostał telefon z domu, że zgłosił się kupiec na jego mieszkanie. Pojechał je sprzedać. Wycyganił kasę od Indianki na tę podróż. Pojechał. Sprzedaż nie doszła do skutku i Gumiś spłukany siedzi na Śląsku czekając aż mu manna z nieba sama spadnie. Indianka powiedziała mu, że jeszcze parę dni na niego poczeka, a jak on nie dotrze, sama zabierze się za remont domu.

piątek, 19 marca 2010

Odwilż

Wieczorem zaczęła się odwilż. Z rana Indianka wybrała się do wsi po zakupy. Jeszcze było śnieżno. Wróciła potwornie zmęczona – słaba ostatnio jest i męczy się wielce. W jedną stronę to 2km przez zaśnieżone pola i rozmakającą drogę powiatową – razem 4km. Wróciła do domu, zrzuciła z siebie zakupy i padła do łóżka by odpocząć i zregenerować siły. Chyba zasnęła. Wieczorem wstała by pozamykać zwierzęta.

Zima

Wstał piękny zimowy dzień, a w raz z nim wstała zamyślona Indianka.
Za oknem biało. W domu zimnawo – znów piec odmówił posłuszeństwa, tylko dymu naprodukował całą masę. Jak dobrze, że mrozów ostrych już nie ma.
 
Indianka wczoraj poprzestawiała mebelki w sypialni zachodniej, wywaliła ciuchy z szafy, przejrzała je i poukładała na nowo. Porządeczek powoli rośnie.
 
Siano na parterze skończyło się. Wczoraj trzeba było przystawić do stajni drabinę i wdrapać się na strych. Tam Indianka odblokowała wejście na strych i zrzuciła porcję siana dla krowy i kóz. Konie jeszcze trochę siana w stajni miały do skończenia.