Żółtlica kiepsko smakuje na surowo, jednak po ugotowaniu lub usmażeniu jest pyszna. Ma ogromną zaletę - pozostaje miękka nawet podczas gorącego lata, gdy większość innych dzikich warzyw twardnieje. Liście żółtlicy można też suszyć i - po sproszkowaniu lub namoczeniu w wodzie - dodawać do zup i sosów. Ponieważ żółtlica kiełkuje bardzo późno, nadaje się do zebrania dopiero pod koniec wiosny. Jednak łatwiej znaleźć ją w lecie, gdy kwitnie. Wtedy też nadaje się do jedzenia.
Jako że żółtlica często występuje w miastach, warto wspomnieć o warunkach zbierania dzikich warzyw na dużych terenach zurbanizowanych. Pyta mnie o to wiele osób. Tereny ruderalne naszych dużych aglomeracji obfitują w dzikie warzywa. Kiedyś podczas spaceru-warsztatów w centrum Warszawy naliczyliśmy kilkadziesiąt gatunków roślin jadalnych, rosnących na skwerach, parkingach, w parkach. Czy jednak powinniśmy je jeść? Wiąże się z tym kilka problemów. Najważniejszy to skażenie ołowiem, kadmem i innym ciężkimi metalami. Wprawdzie ołowiu już się do paliwa nie dodaje, ale wciąż pozostaje on w miejskiej glebie. Zjedzenie od czasu do czasu "miejskich" warzyw nam oczywiście nie zaszkodzi, ale regularne ich spożywanie na pewno zwiększy obecność tego pierwiastka w organizmie. Należy też wziąć pod uwagę jeszcze inne skażenia, np. dioksyny czy węglowodory aromatyczne (WWA). Do tego dochodzi jeszcze ewentualne zanieczyszczenie dzikich warzyw psimi i ludzkimi odchodami - na liściach mogą znajdować się jaja glist, tasiemca bąblowca i innych pasożytów. Jeśli więc już zdecydujemy się zbierać dzikie warzywa w mieście, to jedziemy na przedmieścia, zbieramy je przynajmniej kilkadziesiąt metrów od ulicy, dokładnie opłukujemy i zjadamy tylko po ugotowaniu. Gotowanie przynajmniej zabije jaja pasożytów i usunie większość WWA z powierzchni liści...
Ajiaco Bogotano - kolumbijska zupa ziemniaczana z żółtlicą
(dla 10-12 osób, przygotowanie: ok. 2 godzin)
1/4 cebuli pokrojonej w piórka, ząbek czosnku, pęczek natki kolendry, łodyga selera naciowego, mały kurczak, 4 l wody, 3 kg ziemniaków (w Kolumbii do tej zupy używa się zmieszanych 3 odmian, m.in. papa criolla), pęczek pędów żółtlicy, 6 szalotek lub pęczek szczypiorku, sól, pieprz, aji salsa (kolumbijski pikantny sos: łyżeczka posiekanego pomidora, papryczka chilli, łyżka soku z limonki lub cytryny, łyżka octu, 1/8 szklanki posiekanych liści kolendry, 1/4 szklanki posiekanej dymki, posiekany ząbek czosnku), po 1/3 szklanki kaparów z zalewy i gęstej śmietany, 3 awokado
W płóciennym woreczku lub ściereczce (którą potem się zawija) umieszczamy cebulę, czosnek, kolendrę i seler. Wkładamy do dużego garnka (co najmniej 5-litrowego) wraz z pokrojonym kurczakiem i zalewamy wodą. Doprowadzamy do wrzenia i gotujemy pół godziny na małym ogniu, usuwając szumowiny z powierzchni. Wyjmujemy kurczaka (zostawiając przyprawy w płótnie). Dodajemy kukurydzę, ziemniaki pokrojone w drobną kostkę i połowę posiekanego pęczka żółtlicy. Gotujemy półtorej godziny, aż ziemniaki rozgotują się na papkę. Jeśli zostaną jeszcze jakieś kawałki, rozgniatamy je tłuczkiem. Wyjmujemy kukurydzę, kroimy ją w poprzek na kawałki (ok. 5 cm) i z powrotem wrzucamy do garnka (potem kawałki kukurydzy wyjmuje się i obgryza) wraz z drugą połową posiekanej żółtlicy oraz posiekanym szczypiorkiem lub szalotką. Usuwamy z zupy płótno z przyprawami. Doprawiamy zupę solą i pieprzem. Przelewamy do talerzy, dodajemy kawałki kurczaka, salsę, kapary, pokrojone na kawałki awokado i śmietanę.
Rośnie to u mnie bardzo dorodne.
Izabella INDIANKA Redlarska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊
Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!
🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎
Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈
Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.
Please no spam! I will not publish your spam!