Uff, jak ciężko się pisze, gdy człowiek chory...
https://korespondencjaprawna.blogspot.com/2019/07/ii-k-35819-wniosek-dowodowy-swiadczacy.html
15.05.2018 Stajnia Hiacyntówka
Na zdjęciu klacz Dakota de Rebelle patrzy na mnie i nie wstaje, nie ucieka - ufa mi. Wie, że jej krzywdy nie zrobię.
Już na etapie interwencji mają liczne manipulacje i fałszerstwa. Przykłady ich opisałam w poprzednim piśmie dowodowym i opiszę tych manipulacji i fałszerstw więcej. Wystarczy porównać zdjęcia robione zwierzętom przeze mnie i fundacyjne. Różnica jest diametralna.
Na moich zdjęciach robionych przed kradzieżą mienia, zwierzęta wyglądają dobrze, a na zdjęciach fundacyjnych tragicznie.
Ten uszkodzony budynek, którym epatuje internety oszustka Elżbieta Kozłowska prezeska fundacji Molosy Adopcje, to aktualna drewutnia. Jest to uszkodzony budynek w którym trzymam drzewo i czasem paszę, ale nie trzymam tam zwierząt.
Dawniej, gdy budynek był w lepszym stanie, były tam nocowane zwierzęta. Stąd warstwa starej, suchej ściółki i słomy. Starej ściółki nie usuwałam, bo próbowałam uprawiać w tym budynku pieczarkę na oborniku.
W tym samym czasie, gdy inspektor PIW Olecko, Kornel Laskowski pisał na mnie donos do Centaurusa, by Centaurus zagarnął moje zwierzęta, a bywszy słusznie spławionym, potem pisał do pazernej na cudze konie fundacji Molosy Adopcje, mój sąsiad Józef Naruszewicz nie miał stajni dla swojego bydła, a utrzymywał w chlewiku w wielkim ścisku wiele sztuk bydła i inspektor Laskowski o tym wiedział, a mimo to tam nie napuścił fundacji, tylko do mnie, gdzie budynek ogromny i spełnia wymogi minimalnego utrzymania zwierząt, pełniąc rolę wiaty.
adres internetowy filmu potwierdzającego dobrostan moich zwierząt w dniu 2 maja 2018 roku:
Proszę zwrócić uwagę na ściółkę w stajni zwierząt, jaka czyściutka.
Film jest nakręcony dokładnie 2 maja 2018 roku kilka godzin przed kradzieżą mojego stada owiec i kóz. Wcześniej tego dnia było najście prezeski fundacji Molosy Adopcje - Elżbiety Kozłowskiej, która arogancko i chamsko się zachowywała na moim gospodarstwie, panosząc się po moim gospodarstwie w tym po stajni z czystą ściółką, gdzie fałszywie mordę darła, że w stajni jest "dwa metry gnoju i zwierzęta stoją po kolana w gnoju".
Ta kłamczucha Elżbieta Kozłowska prezeska fundacji Molosy Adopcje świadomie działa na moją szkodę składając fałszywe zawiadomienia na mnie oraz fałszywe zeznania w sądzie. Mam nadzieję, że zgodnie z prawem pójdzie siedzieć. Postaram się tę oszustkę i złodziejkę wsadzić do pudła za krzywdy wyrządzone mnie i moim zwierzętom. Gdyby nie jej oszczerstwa, fałszywe zeznania, kłamstwa, manipulacje i ingerencja w moje gospodarstwo - wszystkie zwierzęta by żyły, a ja bym miała dochód z wełny, mleka i sprzedaży jagniąt.
Proszę pana mecenasa by nagrał dla Sądu zdjęcia w kolorze i film na płytkę i dostarczył do Sądu, albowiem, w kolorze i na filmie znacznie lepiej widać, że stajnia była czyściutka.
https://korespondencjaprawna.blogspot.com/2019/07/ii-k-35819-wniosek-dowodowy-swiadczacy.html
15.05.2018 Stajnia Hiacyntówka
Rancho de Rebelle
Dakota de Rebelle - klacz karmiąca wówczas Drohiczyna de Rebelle.
II K 358/19 rzekome znęcanie się nad końmi
PR 1 Ds 313.2019, RSD 167/19 rzekome znęcanie się nad końmi
Sędzia Sądu Rejonowego
Mariusz Justyn Mazur
Sąd Rejonowy w Olecku
II Wydział Karny
ul. Osiedle Siejnik I 18
19-400 Olecko
tel. 87 523 06 40
fax 87 523 06 95
karny@olecko.sr.gov.pl
Sędzia Sądu Rejonowego
Mariusz Justyn Mazur
Mariusz Justyn Mazur
Sąd Rejonowy w Olecku
II Wydział Karny
ul. Osiedle Siejnik I 18
19-400 Olecko
tel. 87 523 06 40
fax 87 523 06 95
karny@olecko.sr.gov.pl
II Wydział Karny
ul. Osiedle Siejnik I 18
19-400 Olecko
tel. 87 523 06 40
fax 87 523 06 95
karny@olecko.sr.gov.pl
Wniosek dowodowy świadczący o dobrostanie moich zwierząt oraz
składaniu fałszywych zeznań przez fundację Molosy Adopcje
Niniejszym wnoszę o przyjęcie dowodu fotograficznego i filmowego z maja 2018.
Film był nakręcony dokładnie w dniu najścia i wszczęcia rabunku moich zwierząt.
Rabunku zwierząt fundacja Molosy Adopcje dopuściła się w nocy z 2 na 3 maja 2018 roku.
Moje gospodarstwo po rabunku owiec i kóz opuściła o drugiej w nocy! Nie zostawiła żadnego protokołu odbioru. Zwierzęta nie były badane, ani ważone, ani kolczykowane przed wywiezieniem. Do tej pory nie otrzymałam protokołu odbioru moich zwierząt.
Ludzie z fundacji Molosy Adopcje, którzy zapędzili moje owce i kozy do rozpadającego się budynku (mam dwa budynki: bezpieczną stajnię i rozpadającą się drewutnię) narażając ich życie i zdrowie, w pośpiechu łapali i ładowali owce i kozy do dwóch zbyt ciasnych bukmanek, tj. dwu dwukonnych przyczepek konnych. Nie ważyli zwierząt w dłoniach, nie macali, nie badali. Dodam, że owce miały na sobie około półtoraroczną wełnę, grubą, gęstą i nie było możliwości wymacać poprzez tę warstwę rzekomą ich chudość. Owce nie były zagłodzone, ani kozy nie były zagłodzone. Jedna z kóz, która im uciekła dawała mi w tamtym czasie 3 litry mleka dziennie. Świadek: Niemka, Anja Weidner. Zrobiłam też zdjęcie tego mleka oraz wymion kozy, ponieważ Elżbieta Kozłowska na internecie, na Facebooku kretyńsko szydziła, że ja "doję kozła, bo tam żadnej kozy nie ma". Dodam, że w odniesieniu do starego zdjęcia przedstawiającego mojego kozła rasy saaneńskiej, okazu zdrowia, który kiedyś u mnie szczęśliwie długo żył - opisała to zdjęcie jako wizerunek "samicy z ropiejącymi wrzodami". Przy czym wrzodami były dla niej rzepy przyczepione do brody kozła.
Ta pani dwukrotnie udowodniła, że nie odróżnia kozy od kozła, przy czym ma tendencję do rzucania oskarżeniami na lewo i prawo i szkalowania swoich ofiar na internecie w środkach masowego przekazu takich jak Facebook, portale informacyjne typu Polsat, i wiele innych. Urządza ona też żebracze zbiórki internetowe, gdzie na podstawie fałszywych informacji o ofierze i jej zwierzętach, wyłudza grube tysiące. W moim przypadku wyłudziła około 30.000 złotych pod moje zwierzęta i celem zniszczenia mnie jako człowieka w sądzie. Pięniędzmi z tych szkalujących moje dobre imię zbiórek zasila mecenasa, który jest na jej usługach.
3 maja 2018, po ciemku, w środku nocy, rabusie pośpiesznie wrzucali gęsto i bogato uwełnione owce na przyczepki. Ani Kamil Jacak, ani Magdalena Chłopecka czy Elżbieta Kozłowska, nie znają się na owcach i nie mają bladego pojęcia, jak powinna prawidłowa owca czy koza wyglądać, ile ważyć, ile mieć wzrostu, nadto stado było zróżnicowane, były w nim zarówno sztuki dorosłe, jak i młodzież oraz odchowane jagnięta.
Zwierzęta, zanim zostały ukradzione z mojego gospodarstwa zjadły ponad 60 bel bardzo dobrej jakości siana i sianokiszonki oraz tony zboża. Wykosztowałam się jak nigdy na zwiększone pogłowie moich zwierząt i nie zdążyłam z tych zwierząt skorzystać, bo zostałam barbarzyńsko obrabowana z moich dóbr. Straciłam wełnę, mleko, możliwość sprzedaży stada owiec dla kupca chętnego je zakupić za gotówkę lub dobrej jakości siano na kolejną zimę.
Fatalistyczne opisy tej trójki oszustów z fundacji Molosy Adopcje są obliczone na usprawiedliwienie nielegalnego, bezprawnego zaboru mojej własności.
Są oni nie tylko ignorantami, ale także ludźmi złej woli, którzy rabują cudzy dobytek dla własnych korzyści materialnych i finansowych. Nie jest tajemnicą, że wszystkie fundacje pro zwierzęce w Polsce zarabiają dziesiątki, a nawet setki tysięcy złotych na tzw. odbiorach zwierząt właścicielskich.
Są dowody pisemne, że na samej interwencji w Mirotkach, Elżbieta Kozłowska zarobiła kilkadziesiąt tysięcy złotych. Ta pani nie jest szlachetną altruistką ratującą biedne zwierzątka w potrzebie.
To wyrafinowana oszustka i naciągaczka, nastawiona stricte na pieniądz i korzyści materialne wynikające z przejmowania cudzych zwierząt, często szlachetnych, cennych koni. W imię zdobycia tych korzyści kłamie, mataczy, oszukuje, manipuluje, urządza hejty internetowe, wywiera naciski (np; na hodowcę mojej suczki Amari i właściciela schroniska w Bystrym aby wydali jej mojego psa) zastrasza na różne sposoby (pozwoliła sobie na pogróżki w stosunku do jednego z moich świadków posiadającego gospodarstwo, mecenasa Marcina Skindzielewskiego - odgrażała się, że mu "interwencję" zrobi czyli napad rabunkowy).
Szaber czy rabunek cudzego inwentarza, często zwierząt rasowych, z dobrym papierem, jest to proceder powszechny w branży pro zwierzęcej, skrajnie patologiczny i kryminalny.
Buta, arogancja i bezczelność tzw. fundacji pro zwierzęcych jest tak wielka, że wręcz trudna do uwierzenia, dla tych, którzy się z tym osobiście spotkali.
Oszustki nazywające się obrończyniami zwierząt, nie są nimi, lecz skupiają się na swoich korzyściach majątkowych i finansowych kosztem bestialsko i bezwzględnie rabowanych właścicieli.
Wytatuowany, umięśniony osiłek Kamil Jacak nie ma żadnego wykształcenia - nie tylko brak mu wykształcenia kierunkowego dającego wiedzę jak ocenić prawidłowo dobrostan zwierząt gospodarskich.
Jego narzeczona Magdalena Chłopecka nie ma wykształcenia kierunkowego także.
Elżbieta Kozłowska zaś w dniu tzw. "interwencji" jak fałszywie się nazywa bezczelny rabunek mojego inwentarza, była w trakcie pierwszego roku zaocznego kursu weterynaryjnego nie dającego uprawnień lekarza weterynarii, lecz ledwie technika.
Zjazdy co dwa tygodnie, weekendowe nie dają takiej wiedzy, jak nauka codzienna w szkole stacjonarnej, dziennej. Osoba ta nie rozróżnia kozła od kozy. Nie ma żadnej wiedzy na temat cech owiec rasy wrzosówka.
Wrzosówki to najmniejsze owieczki ras prymitywnych hodowane w Polsce od tysiąca lat, owieczki o delikatnej, sarenkowatej budowie. Niewybredne i bardzo odporne na surowe warunki chowu. Grube, gęste runo o skłonnościach do filcowania to cechy rasowe tych owiec. Warto też wiedzieć, że rasa ta była zagrożona wyginięciem i została reaktywowana z bardzo wąskiej puli osobników tej rasy, co oznacza, że aby odtworzyć tę rasę dochodziło do krycia wsobnego od samego zarania wznowienia hodowli tych owiec w Polsce.
Kupując materiał zarodowy z w innych stad można się spodziewać dostać sztuki wybrakowane, przebrane. Mogą mieć wrodzone wady genetyczne, które mogą przekazywać dalej w kolejnych pokoleniach.
Niemniej jednak, na moim gospodarstwie, w moim stadzie nie było ani masowych padnięć owiec ani pojedynczych, a zwłaszcza z powodów genetycznych.
Należy tu podkreślić z całą stanowczością, że masowe padnięcia zrabowanych owiec nastąpiły po ich uprowadzeniu z mojego gospodarstwa i umieszczeniu wbrew mojej woli na gospodarstwie wytypowanym przez wójta.
Ludzie z tego gospodarstwa są mi znani. Mieliśmy kiedyś konflikt z uwagi na to, że sprzedali mi spleśniałe siano dla moich zwierząt, czyli są to osoby, które karmią zwierzęta byle czym.
Z relacji inspektora PIW Olecko Salamona wynika, że podczas jego wizyty w tym gospodarstwie w Sokółkach nie było paszy, a potem była jakaś spleśniała.
Z dokumentów sprawy administracyjnej wójta, wynika też, że pierwszego dnia po kradzieży moich owieczek i kóz, zwierzętom podano wbrew mojej wiedzy i woli silny środek rzekomo odrobaczający, po którym nastąpiły zgony. Albo dawka była za duża, albo podano im coś innego - truciznę.
Dziwi też info w aktach wójta o kaszlu, wymiotach, odwodnieniu. U mnie zwierzęta nie kaszlały, nie wymiotowały, nie miały szans na odwodnienie. Widać i słychać to bardzo dobrze na moim filmie z dnia 2 maja 2018 roku. Żadne zwierzę nie kaszle, nie jest chore, nie wymiotuje. Zwierzęta są spokojne i zrelaksowane. Znają mnie, więc nie uciekają przede mną (ja nakręciłam ten film w dniu kradzieży mojego stada w 2018 roku). Moje owce i kozy to zwierzęta gospodarskie, zadbane, pielęgnowane, karmione i pojone, w razie potrzeby dojone, strzyżone.
Zwierzęta nie miały żadnych chorób skór. Runo było sukcesywnie strzyżone, kozy były dojone. Tam w dziupli wójta pewnie kozy dostały zapalenia wymion, bo tam przecież nikt ich nie doił. Po co się wysilać.
Nadto, oceny Elżbiety Kozłowskiej w odniesieniu do rabowanych gospodarstw zawsze są drastyczne i nieuczciwe, chyba, że ma w tym interes, aby było inaczej.
W interwencji przeprowadzanej przez pana Jandę na innym gospodarstwie na południu Polski, zwierzęta stały w mokrym gnoju po kolana nie mając nawet źdźbła czystej słomy, a koń zamknięty źrebięciem wrósł dożywotnio w ciasną dziurawą szopkę pozbawioną automatycznego poidła i bez możliwości wyjścia na dwór i pobrykania, prosięta leżały w czarnym, mokrym, mażącym się gnoju, wszystkie zwierzęta były wymazane odchodami od stóp do głów, a pani Elżbieta Kozłowska usprawiedliwiała to gospodarstwo zawzięcie, twierdząc, że jest wszystko okay.
U mnie warunki były i są o niebo lepsze, a mimo to, Elżbieta Kozłowska perfidnie zakłamuje rzeczywistość, twierdząc, że u mnie jest "syf i obóz koncentracyjny dla zwierząt" i pod takim hasłem urządza publiczne zbiórki na prawnika przeciwko mnie i rzekome utrzymanie moich zwierząt poza moją farmą, podczas, gdy utrzymanie dla moich zwierząt ja mam na mojej farmie, lepsze, niż jest ona w stanie zaoferować.
Owce natomiast wbrew mojej woli wójt przetrzymuje na farmach, które nie mają elementarnych warunków do chowu owiec i kóz, utrzymywane są w budynkach całe lato, gdzie zdychają niedożywione z głodu i pragnienia.
W zeszłym roku wójt załatwił mi w ten sposób 20 owiec i kóz plus niepoliczone jagnięta i koźlęta rodzące przez owce głodzone przez wójta i jego personel.
Ludzie z fundacji Molosy Adopcje, którzy zapędzili moje owce i kozy do rozpadającego się budynku (mam dwa budynki: bezpieczną stajnię i rozpadającą się drewutnię) narażając ich życie i zdrowie, w pośpiechu łapali i ładowali owce i kozy do dwóch zbyt ciasnych bukmanek, tj. dwu dwukonnych przyczepek konnych. Nie ważyli zwierząt w dłoniach, nie macali, nie badali. Dodam, że owce miały na sobie około półtoraroczną wełnę, grubą, gęstą i nie było możliwości wymacać poprzez tę warstwę rzekomą ich chudość. Owce nie były zagłodzone, ani kozy nie były zagłodzone. Jedna z kóz, która im uciekła dawała mi w tamtym czasie 3 litry mleka dziennie. Świadek: Niemka, Anja Weidner. Zrobiłam też zdjęcie tego mleka oraz wymion kozy, ponieważ Elżbieta Kozłowska na internecie, na Facebooku kretyńsko szydziła, że ja "doję kozła, bo tam żadnej kozy nie ma". Dodam, że w odniesieniu do starego zdjęcia przedstawiającego mojego kozła rasy saaneńskiej, okazu zdrowia, który kiedyś u mnie szczęśliwie długo żył - opisała to zdjęcie jako wizerunek "samicy z ropiejącymi wrzodami". Przy czym wrzodami były dla niej rzepy przyczepione do brody kozła.
Ta pani dwukrotnie udowodniła, że nie odróżnia kozy od kozła, przy czym ma tendencję do rzucania oskarżeniami na lewo i prawo i szkalowania swoich ofiar na internecie w środkach masowego przekazu takich jak Facebook, portale informacyjne typu Polsat, i wiele innych. Urządza ona też żebracze zbiórki internetowe, gdzie na podstawie fałszywych informacji o ofierze i jej zwierzętach, wyłudza grube tysiące. W moim przypadku wyłudziła około 30.000 złotych pod moje zwierzęta i celem zniszczenia mnie jako człowieka w sądzie. Pięniędzmi z tych szkalujących moje dobre imię zbiórek zasila mecenasa, który jest na jej usługach.
3 maja 2018, po ciemku, w środku nocy, rabusie pośpiesznie wrzucali gęsto i bogato uwełnione owce na przyczepki. Ani Kamil Jacak, ani Magdalena Chłopecka czy Elżbieta Kozłowska, nie znają się na owcach i nie mają bladego pojęcia, jak powinna prawidłowa owca czy koza wyglądać, ile ważyć, ile mieć wzrostu, nadto stado było zróżnicowane, były w nim zarówno sztuki dorosłe, jak i młodzież oraz odchowane jagnięta.
Zwierzęta, zanim zostały ukradzione z mojego gospodarstwa zjadły ponad 60 bel bardzo dobrej jakości siana i sianokiszonki oraz tony zboża. Wykosztowałam się jak nigdy na zwiększone pogłowie moich zwierząt i nie zdążyłam z tych zwierząt skorzystać, bo zostałam barbarzyńsko obrabowana z moich dóbr. Straciłam wełnę, mleko, możliwość sprzedaży stada owiec dla kupca chętnego je zakupić za gotówkę lub dobrej jakości siano na kolejną zimę.
Fatalistyczne opisy tej trójki oszustów z fundacji Molosy Adopcje są obliczone na usprawiedliwienie nielegalnego, bezprawnego zaboru mojej własności.
Są oni nie tylko ignorantami, ale także ludźmi złej woli, którzy rabują cudzy dobytek dla własnych korzyści materialnych i finansowych. Nie jest tajemnicą, że wszystkie fundacje pro zwierzęce w Polsce zarabiają dziesiątki, a nawet setki tysięcy złotych na tzw. odbiorach zwierząt właścicielskich.
Są dowody pisemne, że na samej interwencji w Mirotkach, Elżbieta Kozłowska zarobiła kilkadziesiąt tysięcy złotych. Ta pani nie jest szlachetną altruistką ratującą biedne zwierzątka w potrzebie.
To wyrafinowana oszustka i naciągaczka, nastawiona stricte na pieniądz i korzyści materialne wynikające z przejmowania cudzych zwierząt, często szlachetnych, cennych koni. W imię zdobycia tych korzyści kłamie, mataczy, oszukuje, manipuluje, urządza hejty internetowe, wywiera naciski (np; na hodowcę mojej suczki Amari i właściciela schroniska w Bystrym aby wydali jej mojego psa) zastrasza na różne sposoby (pozwoliła sobie na pogróżki w stosunku do jednego z moich świadków posiadającego gospodarstwo, mecenasa Marcina Skindzielewskiego - odgrażała się, że mu "interwencję" zrobi czyli napad rabunkowy).
Szaber czy rabunek cudzego inwentarza, często zwierząt rasowych, z dobrym papierem, jest to proceder powszechny w branży pro zwierzęcej, skrajnie patologiczny i kryminalny.
Buta, arogancja i bezczelność tzw. fundacji pro zwierzęcych jest tak wielka, że wręcz trudna do uwierzenia, dla tych, którzy się z tym osobiście spotkali.
Oszustki nazywające się obrończyniami zwierząt, nie są nimi, lecz skupiają się na swoich korzyściach majątkowych i finansowych kosztem bestialsko i bezwzględnie rabowanych właścicieli.
Wytatuowany, umięśniony osiłek Kamil Jacak nie ma żadnego wykształcenia - nie tylko brak mu wykształcenia kierunkowego dającego wiedzę jak ocenić prawidłowo dobrostan zwierząt gospodarskich.
Jego narzeczona Magdalena Chłopecka nie ma wykształcenia kierunkowego także.
Elżbieta Kozłowska zaś w dniu tzw. "interwencji" jak fałszywie się nazywa bezczelny rabunek mojego inwentarza, była w trakcie pierwszego roku zaocznego kursu weterynaryjnego nie dającego uprawnień lekarza weterynarii, lecz ledwie technika.
Zjazdy co dwa tygodnie, weekendowe nie dają takiej wiedzy, jak nauka codzienna w szkole stacjonarnej, dziennej. Osoba ta nie rozróżnia kozła od kozy. Nie ma żadnej wiedzy na temat cech owiec rasy wrzosówka.
Wrzosówki to najmniejsze owieczki ras prymitywnych hodowane w Polsce od tysiąca lat, owieczki o delikatnej, sarenkowatej budowie. Niewybredne i bardzo odporne na surowe warunki chowu. Grube, gęste runo o skłonnościach do filcowania to cechy rasowe tych owiec. Warto też wiedzieć, że rasa ta była zagrożona wyginięciem i została reaktywowana z bardzo wąskiej puli osobników tej rasy, co oznacza, że aby odtworzyć tę rasę dochodziło do krycia wsobnego od samego zarania wznowienia hodowli tych owiec w Polsce.
Kupując materiał zarodowy z w innych stad można się spodziewać dostać sztuki wybrakowane, przebrane. Mogą mieć wrodzone wady genetyczne, które mogą przekazywać dalej w kolejnych pokoleniach.
Niemniej jednak, na moim gospodarstwie, w moim stadzie nie było ani masowych padnięć owiec ani pojedynczych, a zwłaszcza z powodów genetycznych.
Należy tu podkreślić z całą stanowczością, że masowe padnięcia zrabowanych owiec nastąpiły po ich uprowadzeniu z mojego gospodarstwa i umieszczeniu wbrew mojej woli na gospodarstwie wytypowanym przez wójta.
Ludzie z tego gospodarstwa są mi znani. Mieliśmy kiedyś konflikt z uwagi na to, że sprzedali mi spleśniałe siano dla moich zwierząt, czyli są to osoby, które karmią zwierzęta byle czym.
Z relacji inspektora PIW Olecko Salamona wynika, że podczas jego wizyty w tym gospodarstwie w Sokółkach nie było paszy, a potem była jakaś spleśniała.
Z dokumentów sprawy administracyjnej wójta, wynika też, że pierwszego dnia po kradzieży moich owieczek i kóz, zwierzętom podano wbrew mojej wiedzy i woli silny środek rzekomo odrobaczający, po którym nastąpiły zgony. Albo dawka była za duża, albo podano im coś innego - truciznę.
Dziwi też info w aktach wójta o kaszlu, wymiotach, odwodnieniu. U mnie zwierzęta nie kaszlały, nie wymiotowały, nie miały szans na odwodnienie. Widać i słychać to bardzo dobrze na moim filmie z dnia 2 maja 2018 roku. Żadne zwierzę nie kaszle, nie jest chore, nie wymiotuje. Zwierzęta są spokojne i zrelaksowane. Znają mnie, więc nie uciekają przede mną (ja nakręciłam ten film w dniu kradzieży mojego stada w 2018 roku). Moje owce i kozy to zwierzęta gospodarskie, zadbane, pielęgnowane, karmione i pojone, w razie potrzeby dojone, strzyżone.
Zwierzęta nie miały żadnych chorób skór. Runo było sukcesywnie strzyżone, kozy były dojone. Tam w dziupli wójta pewnie kozy dostały zapalenia wymion, bo tam przecież nikt ich nie doił. Po co się wysilać.
Nadto, oceny Elżbiety Kozłowskiej w odniesieniu do rabowanych gospodarstw zawsze są drastyczne i nieuczciwe, chyba, że ma w tym interes, aby było inaczej.
W interwencji przeprowadzanej przez pana Jandę na innym gospodarstwie na południu Polski, zwierzęta stały w mokrym gnoju po kolana nie mając nawet źdźbła czystej słomy, a koń zamknięty źrebięciem wrósł dożywotnio w ciasną dziurawą szopkę pozbawioną automatycznego poidła i bez możliwości wyjścia na dwór i pobrykania, prosięta leżały w czarnym, mokrym, mażącym się gnoju, wszystkie zwierzęta były wymazane odchodami od stóp do głów, a pani Elżbieta Kozłowska usprawiedliwiała to gospodarstwo zawzięcie, twierdząc, że jest wszystko okay.
U mnie warunki były i są o niebo lepsze, a mimo to, Elżbieta Kozłowska perfidnie zakłamuje rzeczywistość, twierdząc, że u mnie jest "syf i obóz koncentracyjny dla zwierząt" i pod takim hasłem urządza publiczne zbiórki na prawnika przeciwko mnie i rzekome utrzymanie moich zwierząt poza moją farmą, podczas, gdy utrzymanie dla moich zwierząt ja mam na mojej farmie, lepsze, niż jest ona w stanie zaoferować.
Owce natomiast wbrew mojej woli wójt przetrzymuje na farmach, które nie mają elementarnych warunków do chowu owiec i kóz, utrzymywane są w budynkach całe lato, gdzie zdychają niedożywione z głodu i pragnienia.
W zeszłym roku wójt załatwił mi w ten sposób 20 owiec i kóz plus niepoliczone jagnięta i koźlęta rodzące przez owce głodzone przez wójta i jego personel.
3 maja 2018 roku Elżbieta Kozłowska załadowała stado 50 owiec i kóz na łapu capu do dwóch małych przyczepek konnych z narażeniem życia i zdrowia moich zwierząt i wywiozła w nieznanym mi kierunku. Podczas transportu padły 3 owce na skutek zadeptania w ścisku w którym zostały stłoczone. Inspektor Salamon potwierdził podczas przesłuchania, że pierwsze zgodny owiec były spowodowane zadeptaniem w ścisku przyczepki konnej.
Na zdjęciu klacz Dakota de Rebelle patrzy na mnie i nie wstaje, nie ucieka - ufa mi. Wie, że jej krzywdy nie zrobię.
Widoczne 2 okna z 11 stajennych. Te dwa są oszklone od lat. Foto zrobione przez otwarte wejście do stajni.
We wnęce okiennej widoczna lizawka solna. Czyli nieprawdą jest, że w stajni nie ma okien, ani że nie są oszklone, a ściółka jest mokra i brudna. Widać gołym okiem, że koń leży na czystej, suchej słomie. Rabunek owiec i kóz miał miejsce dwa tygodnie przed tym zdjęciem i na filmie z tego dnia widać idealnie czystą ściółkę w stajni w której na foto leży klacz.
Widać też, że w stajni są powykładane lizawki solne. Koń drzemiący po całonocnym wypasie jest czysty, dobrze zadbany, spokojny, bezpieczny. Budynek ten nadal stoi i jest bezpieczny i nie jest to ten budynek, którym epatuje internety Elżbieta Kozłowska manipulująca materiałem dowodowym.
W tym czasie, gdy robiłam foto, byłam po nieudanej próbie odrobaczenia koni.
Piotr Chlebus z Vetolu w Olecku odmówił odrobaczenia moich koni i nawet nie sprzedał mi pasty na odrobaczenie. Zaczął robić mi trudności w obsłudze weterynaryjnej na skutek nacisków PIW Olecko, inspektorów Dariusza Salamona i Kornela Laskowskiego, którzy uknuli spisek przeciwko mnie aby mnie skrzywdzić i obrabować z moich zwierząt pod pretekstem rzekomego ratowania zwierząt.
To oni sprowadzili na moje gospodarstwo Elżbietę Kozłowską prezes Fundacji Molosy Adopcje. Przyjechała do mnie na pewniaka mając poparcie PIW Olecko. Jestem pewna, że przyczyną odmowy przez lokalnych weterynarzy usług weterynaryjnych dla mnie był ten spisek, bo inspektorzy PIW Olecko nie chcieli, abym miała aktualne odrobaczenie, gdyż mnie fałszywie oskarżali o brak zapewnienia opieki weterynaryjnej dla moich zwierząt.
Aby słowo stało się ciałem, zrobiono wszystko, by mi uniemożliwić zapewnienie opieki weterynaryjnej moim zwierzętom.
W lutym lub w marcu 2018 zanim weterynarz Piotr Chlebus wrócił z urlopu, zgodził się odrobaczyć moje konie, owce i kozy. Dzwoniłam wtedy do niego w tej sprawie. W drugiej połowie marca urodził się ogierek Dar de Rebelle i miał biegunkę, trzeba mu było podać antybiotyki i leki.
Zadzwoniłam po weterynarza firmy Vetol z Olecka, Piotra Chlebusa, który po powrocie z urlopu i zapoznaniu się z tym co mu mieli do przekazania jego wspólnicy z Vetolu i inspektorzy z PIW Olecko, zaczął kręcić:
Nie chciał przyjechać na obdukcję zagryzionych przez psa Józefa Naruszewicza 6 owiec.
Nie chciał też przyjechać leczyć źrebaka, ale zgodził się sprzedać antybiotyk i lekarstwa dla źrebięcia oraz szczepionki i środki na odrobaczenie psów i kotów.
Pojechałam rowerem w mróz do Olecka i kupiłam antybiotyki, leki i inne specyfiki.
Poinstruował mnie, jak mam zrobić zastrzyk i gdzie się wkłuć. Mam tę notatkę na kawałku papieru firmowego z jego firmy. Wystawił też rachunek za zakupione medykamenty. Rachunek uiściłam natychmiast.
Medykamenty zabrałam i pojechałam do domu. Było mi ciężko samej leczyć, ale dałam radę. Po pierwszym lub drugim szczepieniu Niemka pomogła mi trzymać źrebaka, gdy się wyrywał. Ona trzymała ogierka, a ja się wkłuwałam. Zrobiłam to dobrze i skutecznie. Konika wyleczyłam. Nie można mnie oczerniać, że nie dbam i nie leczę zwierząt. Robię to, mimo, że lokalna klika mi to utrudnia.
Widać też, że w stajni są powykładane lizawki solne. Koń drzemiący po całonocnym wypasie jest czysty, dobrze zadbany, spokojny, bezpieczny. Budynek ten nadal stoi i jest bezpieczny i nie jest to ten budynek, którym epatuje internety Elżbieta Kozłowska manipulująca materiałem dowodowym.
W tym czasie, gdy robiłam foto, byłam po nieudanej próbie odrobaczenia koni.
Piotr Chlebus z Vetolu w Olecku odmówił odrobaczenia moich koni i nawet nie sprzedał mi pasty na odrobaczenie. Zaczął robić mi trudności w obsłudze weterynaryjnej na skutek nacisków PIW Olecko, inspektorów Dariusza Salamona i Kornela Laskowskiego, którzy uknuli spisek przeciwko mnie aby mnie skrzywdzić i obrabować z moich zwierząt pod pretekstem rzekomego ratowania zwierząt.
To oni sprowadzili na moje gospodarstwo Elżbietę Kozłowską prezes Fundacji Molosy Adopcje. Przyjechała do mnie na pewniaka mając poparcie PIW Olecko. Jestem pewna, że przyczyną odmowy przez lokalnych weterynarzy usług weterynaryjnych dla mnie był ten spisek, bo inspektorzy PIW Olecko nie chcieli, abym miała aktualne odrobaczenie, gdyż mnie fałszywie oskarżali o brak zapewnienia opieki weterynaryjnej dla moich zwierząt.
Aby słowo stało się ciałem, zrobiono wszystko, by mi uniemożliwić zapewnienie opieki weterynaryjnej moim zwierzętom.
W lutym lub w marcu 2018 zanim weterynarz Piotr Chlebus wrócił z urlopu, zgodził się odrobaczyć moje konie, owce i kozy. Dzwoniłam wtedy do niego w tej sprawie. W drugiej połowie marca urodził się ogierek Dar de Rebelle i miał biegunkę, trzeba mu było podać antybiotyki i leki.
Zadzwoniłam po weterynarza firmy Vetol z Olecka, Piotra Chlebusa, który po powrocie z urlopu i zapoznaniu się z tym co mu mieli do przekazania jego wspólnicy z Vetolu i inspektorzy z PIW Olecko, zaczął kręcić:
Nie chciał przyjechać na obdukcję zagryzionych przez psa Józefa Naruszewicza 6 owiec.
Nie chciał też przyjechać leczyć źrebaka, ale zgodził się sprzedać antybiotyk i lekarstwa dla źrebięcia oraz szczepionki i środki na odrobaczenie psów i kotów.
Pojechałam rowerem w mróz do Olecka i kupiłam antybiotyki, leki i inne specyfiki.
Poinstruował mnie, jak mam zrobić zastrzyk i gdzie się wkłuć. Mam tę notatkę na kawałku papieru firmowego z jego firmy. Wystawił też rachunek za zakupione medykamenty. Rachunek uiściłam natychmiast.
Medykamenty zabrałam i pojechałam do domu. Było mi ciężko samej leczyć, ale dałam radę. Po pierwszym lub drugim szczepieniu Niemka pomogła mi trzymać źrebaka, gdy się wyrywał. Ona trzymała ogierka, a ja się wkłuwałam. Zrobiłam to dobrze i skutecznie. Konika wyleczyłam. Nie można mnie oczerniać, że nie dbam i nie leczę zwierząt. Robię to, mimo, że lokalna klika mi to utrudnia.
Ściółka w połowie maja 2018 nadal była czysta, mimo, że konie częściej chowały się do stajni przed owadami po wzroście temperatury w maju.
Na tym zdjęciu stajnia nie jest tak idealnie czysta jak była 2 maja 2018, ale i tak jest bardzo czysta jak na standardy stajenne. Moi sąsiedzi tak czysto nigdy nie mieli i nie mają. U nich jest syf.
Ja odchody na bieżąco sprzątam. U mnie nie ma mokrego gnoju. Z dwóch powodów: kocham moje zwierzęta i dbam o nie, jestem bardzo czystą osobą i sprzątam wokół siebie i u moich ukochanych zwierząt, a drugi powód - mój sposób utrzymania zwierząt jest genialny: zwierzęta nie są trzymane w zamknięciu, większość czasu spędzają na wybiegu, na dworze i większość odchodów zostawiają na polu lub podwórku, dzięki temu w stajni nigdy nie jest naprawdę brudno. To co narobią jest usuwane na bieżąco i niesione z namaszczeniem do ogrodu jako drogocenny nawóz pod moje warzywa. W stajni, na podwórku i w obejściu: czysto, schludnie. Przed rabunkiem i po rabunku zwierząt w maju 2018 roku regularnie codziennie był sprzątany świeży obornik z podwórka i stajni. Na filmach z tego dnia widać, że jest czysto na podwórku i w stajni.
Aczkolwiek zdjęcie powyższe jest z 15.05.2018 roku (data zrobienia zdjęcia zawarta w pliku zdjęcia), ale stajnia nie odbiega znacząco od stanu z dnia 2 i 3 maja 2018, kiedy zostałam fałszywie posądzona o "2 metry gnoju! Zwierzęta stoją po kolana w gnoju". Opowiastka o dwóch metrach gnoju to kłamstwo.
Nie było ani gnoju, ani dwóch metrów. Nie było też zwierząt stojących w gnoju. Za to był film nakręcony dokładnie w dniu 2 maja 2018 roku na którym widać czyściutką ściółkę w mojej stajni. W stajni ja zazwyczaj sprzątam codziennie i słomy nie żałuję zwierzętom.
Aczkolwiek zdjęcie powyższe jest z 15.05.2018 roku (data zrobienia zdjęcia zawarta w pliku zdjęcia), ale stajnia nie odbiega znacząco od stanu z dnia 2 i 3 maja 2018, kiedy zostałam fałszywie posądzona o "2 metry gnoju! Zwierzęta stoją po kolana w gnoju". Opowiastka o dwóch metrach gnoju to kłamstwo.
Nie było ani gnoju, ani dwóch metrów. Nie było też zwierząt stojących w gnoju. Za to był film nakręcony dokładnie w dniu 2 maja 2018 roku na którym widać czyściutką ściółkę w mojej stajni. W stajni ja zazwyczaj sprzątam codziennie i słomy nie żałuję zwierzętom.
Brak zakazu użytkowania budynków w tamtym czasie. Budynek po dziś dzień stoi i się nie zawalił ani nie ukruszył. W budynku nie ma nic, co mogłoby spowodować zranienie zwierzęcia. Na podwórku ani na polu też nie ma żadnego żelastwa. Żelastwo, które wykopałam koparką za domem, podczas równania terenu, należało do poprzednich właścicieli gospodarstwa. Po wykopaniu zostało przebrane i sprzątnięte. Od dawna w tym miejscu nie ma nic, co mogłoby skaleczyć zwierzę.
Ja nie odpowiadam za śmieci zostawione przez poprzedników i ukryte pod warstwą ziemi. Nie wiedziałam, że tam tyle tego było. Owca, która miała pogryzione nogi przez psa Wąsewicza, nie skaleczyła się, lecz właśnie miała nogi pogryzione przez psa.
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego inspektor Salamon z PIW Olecko stara się być adwokatem psów moich sąsiadów. Nie było go tu, gdy pracownik Wąsewicza szczuł psem moje owce, więc jakim prawem podważa moje zeznania? Nie badał tej rannej owcy, ani on, ani Kornel Laskowski, gdy tu byli w połowie kwietnia 2018 roku.
Mieli powiedziane wyraźnie skąd rana na nogach rannej owcy. Widać było, że to pogryzione. Zamiast zawiadomić policję i prokuraturę i spowodować postępowanie przeciwko Wąsewiczowi, napuścili na niewinną hodowczynię złodziejską fundację Molosy Adopcje. :(((
To co oni mi zrobili, to łajdactwo. Tacy degeneraci nie powinni pracować w PIW. Nieuczciwość pracowników korporacji państwowej jaką jest zbiór Powiatowych Inspektoratów Weterynarii świadczy o tej korporacji. PIW ma obowiązek działać uczciwie i nie generować niepotrzebnych strat w inwentarzu rolników. Ich sprowadzenie bandyckiej fundacji na moje gospodarstwo skończyło się tragicznie dla mnie i moich zwierząt.
PIW Olecko, skoro chciał odebrać mi zwierzęta, powinien to zrobić osobiście, albowiem ma takie uprawnienia. Nie jest potrzebna do tego fundacja pro zwierzęca. Fundacja pro zwierzęca to tylko jeden z uprawnionych do odbioru.
PIW Olecko robiąc odbiór byłby zobligowany do sporządzenia protokołu odbioru zwierząt na miejscu na moim gospodarstwie, musiałaby zwierzęta przed wywiezieniem zbadać i zakolczykować. Gdyby to zrobił, to by się okazało, że nie było podstaw do wywiezienia zwierząt, albowiem sam brak kolczyków to nie jest wystarczająca przesłanka do zaboru inwentarza.
Łatwiej inspektorom było sprowadzić na moje gospodarstwo wyspecjalizowaną w kradzieżach i matactwach fundację, niż samemu skutecznie zadziałać. Ponadto ja jako właścicielka wpisałabym się na protokole i wpisałabym tam prawdę o aktualnym stanie zwierząt, odniosłabym się też do wyssanych z palca zarzutów.
Tymczasem nieprzypadkowo fundacje ekoterrorystyczne działają w ten sposób, że natychmiast nachalnie wywożą wszystkie zwierzęta zdrowe i w dobrej kondycji, a potem nagle okazuje się, że niby były chore. Ukrywają zrabowany inwentarz w złodziejskich dziuplach i manipulują materiałem dowodowym, fabrykują fałszywe dowody znęcania się.
Na moich zdjęciach robionych przed kradzieżą mienia, zwierzęta wyglądają dobrze, a na zdjęciach fundacyjnych tragicznie.
U wójta z głodu skonało 20 owiec i kóz, a na skutek szeroko rozwiniętej fali hejtu i nienawiści oraz strat ekonomicznych wygenerowanych przez klikę Molosy - wójt Locman - PIW Olecko doszło do śmierci całej cennej linii mojej klaczy Dakota. Po szerokim zniesławieniu mnie przez ww organizacje i instytucje, był ogromny problem z zakupem dobrej jakości paszy i dowiezieniem jej na moje gospodarstwo.
Ludzie się odwrócili ode mnie. Dostawcy nie chcieli dowozić paszy. Musiałam bazować na tym, co kupiłam jesienią, a to się okazało nie dość pożywne, być może zawierające jakieś szkodliwe rośliny i konie zaczęły chudnąć i chorować, a weterynarze zniechęceni nagonką na mnie, odmówili udzielenia pomocy koniom w potrzebie, wykręcając się tanimi wymówkami.
Ten uszkodzony budynek, którym epatuje internety oszustka Elżbieta Kozłowska prezeska fundacji Molosy Adopcje, to aktualna drewutnia. Jest to uszkodzony budynek w którym trzymam drzewo i czasem paszę, ale nie trzymam tam zwierząt.
Dawniej, gdy budynek był w lepszym stanie, były tam nocowane zwierzęta. Stąd warstwa starej, suchej ściółki i słomy. Starej ściółki nie usuwałam, bo próbowałam uprawiać w tym budynku pieczarkę na oborniku.
W tym samym czasie, gdy inspektor PIW Olecko, Kornel Laskowski pisał na mnie donos do Centaurusa, by Centaurus zagarnął moje zwierzęta, a bywszy słusznie spławionym, potem pisał do pazernej na cudze konie fundacji Molosy Adopcje, mój sąsiad Józef Naruszewicz nie miał stajni dla swojego bydła, a utrzymywał w chlewiku w wielkim ścisku wiele sztuk bydła i inspektor Laskowski o tym wiedział, a mimo to tam nie napuścił fundacji, tylko do mnie, gdzie budynek ogromny i spełnia wymogi minimalnego utrzymania zwierząt, pełniąc rolę wiaty.
To pokazuje, że jestem w tej sprawie ofiarą szykan nieuczciwych urzędników oraz fundacji. Ten odbiór w dniu 3 maja 2018 roku nigdy nie powinien mieć miejsca. Zwierzęta były zadbane, bardzo dobrze traktowane, karmione, pojone. Niczego im nie brakowało, a zdarzenia z psami sąsiadów były na bieżąco zgłaszane w UG Kowale Oleckie i na Komendzie Powiatowej Policji w Olecku. O dziwo, odpowiedzialne za podjęcie odpowiednich kroków organy publiczne, takich kroków nie podjęły. Nie jest mi wiadome, aby Naruszewicz lub Wąsewicz zostali pociągnięci do odpowiedzialności karnej za zagryzione i pogryzione owce. W tym temacie Komenda Powiatowa Policji w Olecku nie dopełniła swoich obowiązków służbowych. Za to z lubością i szyderstwem brała udział w rabunku moich zwierząt i poniewieraniu mnie.
adres internetowy filmu potwierdzającego dobrostan moich zwierząt w dniu 2 maja 2018 roku:
Proszę zwrócić uwagę na ściółkę w stajni zwierząt, jaka czyściutka.
Film jest nakręcony dokładnie 2 maja 2018 roku kilka godzin przed kradzieżą mojego stada owiec i kóz. Wcześniej tego dnia było najście prezeski fundacji Molosy Adopcje - Elżbiety Kozłowskiej, która arogancko i chamsko się zachowywała na moim gospodarstwie, panosząc się po moim gospodarstwie w tym po stajni z czystą ściółką, gdzie fałszywie mordę darła, że w stajni jest "dwa metry gnoju i zwierzęta stoją po kolana w gnoju".
Ta kłamczucha Elżbieta Kozłowska prezeska fundacji Molosy Adopcje świadomie działa na moją szkodę składając fałszywe zawiadomienia na mnie oraz fałszywe zeznania w sądzie. Mam nadzieję, że zgodnie z prawem pójdzie siedzieć. Postaram się tę oszustkę i złodziejkę wsadzić do pudła za krzywdy wyrządzone mnie i moim zwierzętom. Gdyby nie jej oszczerstwa, fałszywe zeznania, kłamstwa, manipulacje i ingerencja w moje gospodarstwo - wszystkie zwierzęta by żyły, a ja bym miała dochód z wełny, mleka i sprzedaży jagniąt.
Proszę pana mecenasa by nagrał dla Sądu zdjęcia w kolorze i film na płytkę i dostarczył do Sądu, albowiem, w kolorze i na filmie znacznie lepiej widać, że stajnia była czyściutka.
Tych dowodów mam dużo więcej i bym prosiła, by wszystkie zdjęcia i filmy kolorowe zgrywać na płytę i przekazywać je do Sądu jako dowody w sprawie. Ja nie jestem w stanie. W tej chwili jestem bardzo chora i raczej to potrwa.
Z poważaniem, Naturalistyczna hodowczyni koni: Izabella Redlarska, Rancho de Rebelle, Czukty 1, 19-420 Kowale Oleckie, Woj.Warmińsko-Mazurskie, tel. 511945226, https://korespondencjaprawna.blogspot.com